Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wrocław

d a n e w y j a z d u 314.06 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 5 grudnia 2020 | dodano: 10.12.2020



https://photos.app.goo.gl/pJosfR2gHaH7nqQu7

https://www.alltrails.com/explore/map/thu-10-dec-2...

Zbliżał się grudzień, a niedawno przypomniało mi się że mam niezrealizowany pewien cel. Bo ja mam mnóstwo rowerowych celów ;) Mianowicie grudzień był jedynym miesiącem, w którym nigdy nie zrobiłem trasy 300+. Mój dotychczasowy grudniowy max to 250 do Radomia, sezon rowerowy AD 2017. Gdy po niedawnych lekkich mrozach w prognozach pojawiało się piękne okienko pogodowe, z 10+ stopniami i ciepłym, halnym wiatrem, było oczywistym że należy skwapliwie je wykorzystać. Wiadomo, jak halny to trzeba jechać na północ. Naturalnie nasuwającym się celem była Warszawa. Wraz z aktualizacjami jednak prognoz, wiatr ten z południowego coraz to bardziej skręcał. Był coraz to bardziej południowo-wschodni. Na niektórych mapkach, wykresach to on nawet bardziej wschodni niż południowy się wydawał. Zacząłem więc myśleć bardziej o jakimś WLKP niż o MAZ. Na Poznań to może nie ma co się napalać, taki raczej Kalisz czy inny Ostrów Wlkp. Koniec końców stanęło na Wrocławiu. Najwyżej się gdzieś odbije na północ jakby z boku napierał wiatr.

Wyruszam w sb. o godz. 7 minut 30. Wiać jeszcze nie wieje, ale już jest ciepło. A w szaro-burej kotarze chmur coraz więcej przerw, przez które zaczyna przebijać się Słońce. Przejeżdżam przez miasto, i obieram kurs na Górny Śląsk, DK79. Gdzieś w Modlniczce wciągam na śniadanie bułki, zapijam Tigerem. Pełen sił, energii, i optymizmu rozpoczynam atak na Wrocław. To co przeszkadza i trochę dziwi, to mokra, wręcz zasyfiona droga, wodno-błotną brają. I tak będzie przez większość trasy. Nie wiem co to jest, skąd to się wzięło i kto jest za to odpowiedzialny. Nie padał przecież deszcz a nawet jakby padał to powinno to w ciągu dnia wyschnąć… Na razie mam tylko zasyfiony rower i ubranie, ale najgorsze dopiero ma nadejść ;) Krzeszowice omijam tranzytem, szkoda czasu. Trzebinię takoż. W Chrzanowie szybka tylko fotka, imponującego pomnika. Zawsze robię zdjęcie tego pomnika gdy jestem w Chrzanowie. Jaworzno. Tu punktem charakterystycznym, swoistą dominantą jest górująca nad całym miastem kosmicznie wielka chłodnia kominowa nowego bloku elektrowni. 195m wysokości, druga najwyższa w PL, zaraz po Kozienicach. Zaczyna coraz bardziej wiać, a km mijają szybko i przyjemnie. Przyjemność ta kończy się szybko. Niby wiedziałem że te zasyfione drogi są śliskie. Niby raz wpadłem w poślizg przy hamowaniu. Nawet słyszałem jak auta buksują kołami przy co szybszych startach spod świateł. A i tak udało mi się wyglebić :) Szlif na rondzie w Mysłowicach. Chciałem lekko tylko położyć się na boczek żeby szybciej przelecieć… Siła odśrodkowa była większa od siły tarcia pomiędzy oponami a jezdnią. Rower uciekł w prawo a ja poleciałem na jezdnię. Podparłem się równomiernie wieloma członkami ciała ;) Stłuczone oba kolana, trochę też łokcie, trochę dłonie, no i brzuch też. Na szczęście jechałem w długich ciuchach, więc otarcia mniejsze. Miałem plastry i spirytus. Na szczęście mocniej oberwało lewe kolano, a nie prawe, w którym we wrześniu coś konkretnie naciągnąłem/naderwałem. Ale trasa i tak stanęła pod znakiem zapytania, bo trochę jednak te kolana bolały, i nie wiedziałem czy to tylko obicia czy może coś głębiej? O kończeniu w Katowicach nie było mowy, byle chociaż do tego Opola dociągnąć… Ze strat materialnych uszkodzona owijka, przytarta kierownica i klamkomanetka. A kiera i owijka prawie nowe, w listopadzie wymieniałem po tej wrześniowej glebie. &^$#$#%^. No nic, jadę dalej, zobaczymy co to będzie. Jakieś tam zdjęcia z Kato i innego Zabrza, jak Śląsk wygląda każdy wie. Przemysłowo-kolejowo-zabytkowo-blokowiskowy kocioł. Opuszczone ruiny zakładów przemysłowych kontrastują z błyszczącymi biurowcami w centrum Katowic, a 50 letnie tramwaje ze świecącymi nowością autobusami. Opuszczam Górnośląskie Megalopolis, zaczynają się pola, lasy i otwarte przestrzenie. Prawe kolano w zasadzie przestało boleć. W lewym natomiast ciągle czuję stłuczoną rzepkę, ale nic nie puchnie ani nie zmniejszył się zakres ruchu. Grudniowy, krótki dzień szybko kończy się widowiskowym zachodem Słońca. Wiatr się wzmaga, i jest moim sprzymierzeńcem w tej niedoli :) Jadę ekonomicznym tempem, nic nie dokręcam. Za to odpoczywam mało co. Byle do Opola, i jak najszybciej z niego wyjechać, żeby nie wpadł do głowy głupi pomysł kończenia tam trasy. Jak najszybciej wskoczyć na tą ostatnią 70km prostą na Wrocław, tam bliskość i wielkość celu doda otuchy i nie pozwoli się poddać. Pyskowice i Toszek szybko tylko przejeżdżam, nie zwracam uwagi na ryneczki, choinki itp. Po głowie coraz bardziej chodzi mi apteka i Voltaren na to lewe kolano. Ciągle nie ma, lub jest ale zamknięta (sb. wieczór). W Toszku robię za to duże i takie zakupy w Biedronce. Wożę 2,5kg łańcuch więc nie boję się zostawić roweru na kilka minut. Zauważyłem że chodzenie idzie mi gorzej od jazdy – kuśtykam na lewe kolano. Apteka pilnie potrzebna. Taka tylko fotka charakterystycznej wieży ciśnień w Toszku. „Zróbmy coś głupiego” – tako rzecze napis spod nakrętki Tymbarka ;) Traktuję to jako znak, omen, że trzeba do tego Wrocławia trzeba dociągnąć. Kończy się Górny Śląsk, a zaczyna Opolszczyzna. W Strzelcach Opolskich znajduję wreszcie otwartą aptekę. Kupuję Voltaren. Nie wiem po co kupiłem największą tubkę 180ml. Tym to bym cały mógł się wysmarować od stóp do głów ;) Ale mniejsza o to, grunt że jest. Na przystanku w Zadupiu aplikuję lek, na oba kolana, nie ma co żałować. Nie tylko zapach ale i działanie tego specyfiku jest niesamowite. Po chwili ból zamienia w ledwie pobolewanie. W Opolu melduję się przed 22. Pobolewanie lewego kolana zamienia się w lekki tylko dyskomfort. Wrocław będzie mój :) Szybki przejazd znanymi drogami: fotka przy słynnym Wiadukcie, rynek (kebaba tym razem odpuszczam, na słodkim dojadę do Wro), jeden, drugi, trzeci most i już jestem na wylocie na Wrocław. Wiatr rozkręca się na maxa i pokazuje co potrafi. Jest bardzo ciepło. 10,7’C o wpół do dwunastej?! Nietaktem byłoby chcieć więcej od grudniowej nocy. Drogi ciągle wilgotne, nie wiem co z nimi, czemu to nie schnie. Ostatnia prosta, 70km odcinek Opole-Wrocław był bardzo przyjemny, a nawet trochę magiczny. No bo tak: Po bólu nie ma śladu. Kręcę lekutko, oszczędzając kolana, nic się nie męczę. Wiatr duje w plecy, rower jedzie nieomalże sam. I tu taka ciekawostka, jakby ktoś nie znał tego patentu: Tak lekko kręcąc przy silnym wietrze można zsynchronizować swoją prędkość z prędkością wiatru. Wtedy w ogóle nie słychać szumu powietrza uderzającego w małżowiny uszne. Jeśli na dodatek tego ruch jest zerowy, tak jak teraz, to jedynym odgłosem jest szum opon. Donośniejsze niż zwykle, niskie, głuche buczenie nabitych na kamień opon toczących się po gładkim asfalcie. Nie da się ukryć że jest to muzyka dla uszu :) Do tego niesamowicie ciepła, pogodna, grudniowa noc. Przypominająca co chłodniejszą letnią noc niż grudniową. To wszystko łączy się, nakłada, przeplata nawzajem i umacnia. I to jest ta wspomniana magia. Po prostu czysta rowerowa ekstaza. To jest jedna z takich chwil, w których człowiek sobie przypomina po co się tak męczyć, po co tyle jeździć, po co tyle bólu i potu, po co to wszystko?? No właśnie KURWA PO TO. Po to się jeździ :) W Brzegu i Oławie odwiedzę starówki, nie bywam tu często. W Brzegu charakterystyczne obiekty to zakłady tłuszczowe (+charakterystyczny zapaszek) i imponująca, i to nie tylko jak na tak małe miasteczko, Świątynia. Jest też rynek, ale mniej ciekawy od dwóch wspominanych atrakcji. Na 10km odcinku Brzeg – Oława znajduje się granica Opolskie | Dolnośląskie. Drogi ciągle mokre… Raz dwa i jest Oława. Tu Rynek bardziej wyróżniający się, a to za sprawą wielkiego Ratusza. W dodatku ładnie iluminowanego, zmieniającymi się kolorami. O tym że zbliżam się do stolicy Dolnego Śląska świadczą całe rzędy zielonych topoli. Tak, ZIELONYCH topoli. Ale rzecz jasna zielonych nie za sprawą liści. Drzewa są bowiem zaatakowane przez ogromne kolonie jemioły. Na każdym drzewie dziesiątki wielkich zielonych kęp tego pasożyta. Jest to bardzo charakterystyczne zjawisko dla Dolnego Śląska. Opanowane przez jemiołę są głównie topole, inne drzewa w mniejszym stopniu. Łapie mnie lekka senność ale da radę ogarnąć to za pomocą kapsułki z kofeiną, bez drzemki. Czuję bliskość Wrocławia. Zza któregoś billboardu wyłaniają się migające na czerwono dwa obiekty. To kominy elektrociepłowni w Siechnicach. Zawsze gdy docieram do Wrocławia jest noc. I ta migająca elektrociepłownia jest dla mnie niczym latarnia morska. Niczym latarnia morska, która sygnalizuje żeglarzowi na ciemnym morzu bliskość portu przeznaczenia. A zmęczonemu, strudzonemu kolarzowi daje znak że Wrocław tuż-tuż. Natomiast kawałek dalej na horyzoncie wyłania się łuna jasnego, soczyście żółtego światła. Gdy kilka lat temu po raz pierwszy ją zobaczyłem, myślałem że to Wrocław tak świeci. Teraz już wiem że nie ;) Są to ogromne, rozświetlające całą okolicę pełne lamp przemysłowe szklarnie w Siechnicach. Prawdziwy kombinat produkcji roślin. Wszystko wokół skąpane jest w tej żółci. Mimo braku latarni jest tak jasno na drodze, że można być jechać bez lampki. Nawet z przedmieść Wrocławia widać tą żółtą poświatę. Choć wygląda to niesamowicie, to osobiście nie chciałbym koło czegoś takiego mieszkać ;) Wrocław zdobywam o godz. 5.30. Ciągle jeszcze ciemno. I ciągle ciepło, jadę w koszulce, bluzie, kamizelce odblaskowej i naprawdę jest ok. Do tego rękawiczki bez palców. Małe problemy z sennością załatwiła kapsułka z kofeiną, bez problemów wytrzymam z drzemką do pociągu. Zwiedzanie rozpoczynam od… spaceru. Spaceru z rowerem ;) Przypomniała mi się z którejś poprzedniej trasy fajna kładeczka nad rzeką Oławą, i postanawiam ją zaliczyć. A droga do kładeczki nie dość że z kocich łbów, to jeszcze jest mokra, zabłocona. Wolę nie ryzykować. Potem okazuje się że kładka jest w remoncie, przejścia brak. Przedzieram się przez krzaczory do innej kładeczki, ale ta też zakratowana, zaspawana, zakaz. Jakaś kładka techniczna zakładów wodociągowych to jest. Wracam więc z buta po śladzie, do asfaltu. I taki spacerek wyszedł. Używam wreszcie roweru zgodnie z przeznaczeniem, tj. jadę na nim. Rzekę, ale już Odrę, przekraczam zabytkowym mostem. Odpoczywam na ławeczce w parku koło ZOO, w międzyczasie wstaje świt. Nie jest w ogóle zimno. Bulwarem Odry zmierzam w kierunku centrum. W zasadzie to cele mam trzy: rynek, Sky Tower, i dokręcić do 300ki. Kolana już od dawna nie bolą. Jeżdżę to tu, to tam, po jezdni, po ścieżkach, generalnie obierając kurs na widoczny z każdego chyba miejsca w mieście drapacz chmur. Tu moja mała rozkminka dot. Wrocławia. Wiadomo że fajne miasto, a Sky Tower to klasa sama w sobie. Wieżowiec o Warszawskiej wręcz wysokości, jakby żywcem ze stolicy przeniesiony. W żadnym innym mieście wojewódzkim w Polsce nie ma takiego 200m dryblasa. Ale jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu że Wrocław to nie za bogate miasto. Widać to choćby po infrastrukturze. W każdym wielkim polskim mieście sprawa ścieżek rowerowych idzie w raczej dobrym kierunku, są coraz bardziej proste, i coraz częściej asfaltowe. Wrocław natomiast kostką Dauna stoi. Kostką Dauna i „zemstą Hitlera”. Cały ulicami, placami, dwupasmówkami, wyłożonymi tymi koszmarnymi kocimi łbami. Z wyślizganej granitowej(?) kostki, spomiędzy której dawno powypadały ułożone kilka zmian ustroju temu „fugi”. Nawierzchnia jest zatem mocno problematyczna szosowca ;) Ale nie tylko te bruki - asfalt też nie jest tu pierwszej jakości. Skrawek gładkiego asfaltu to we Wrocławiu prawdziwy rarytas. W parkach i na bulwarach wszędzie alejki z ubitego kurzu i piachu, w ogóle nie słyszeli tu utwardzonych nawierzchniach z betonu/kamienia/bitumu. Ale nawet i nie tylko Wrocławskie nawierzchnie to się wyróżniają na minus. Jest cała masa innych wydawać by się mogło detali, które skumulowane budują ten słaby obraz miasta. Pełno przystanków bez wiat ani ławek, sam słupek ze znakiem. Odrapane PRLowskie latarnie/sygnalizacje świetlne. Biedatramwaje w postaci zmodernizowanych przez lokalny Protram 50letnich „akwariów”. Tak jakoś mi to wszystko układa się w biedny obraz tego wielkiego, wojewódzkiego miasta. Ale dość narzekań, Sky Tower naprawdę robi wrażenie :) Zawsze muszę go doglądnąć gdy jestem we Wrocławiu, w Krakowie takich nie ma ;) Zaliczam jeszcze rynek, dokręcam do tych >300, i zaczynam myśleć o powrocie. Pociąg o 11.36 jest idealny. Zdążam kupić coś do jedzenia, i ogarnąć nieco rower, bo wpieprzać się z takim syfem do pociągu to aż nieładnie. Wyczyściłem go z grubsza za pomocą nawilżanych chusteczek. Kto bogatemu zabroni? Podróż minęła szybko i przyjemnie, w Krakowie po 16tej, już po zmroku.

Udana trasa:
- zaliczone 300 w grudniu
- nowy rekord: 236km z rozbitymi kolanami
- gleba okazała się niegroźna
- wiatr fajnie pomagał
- nocka w trasie w grudniu też zaliczona :)

7.30 (sb) - 16.30 (ndz)


Kategoria > km 300-349, Powrót pociągiem

Triban grudzień (zbiorówka)

d a n e w y j a z d u 103.26 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Wtorek, 1 grudnia 2020 | dodano: 31.12.2020

Dla odmiany przejechałem się dwa razy na szosce po mieście zamiast na MTB:
29.12 65,75km duuużo kręcenia w te i we wte, gereralnie jak zazwyczaj, kurs po przekątnej, na Bronowice. 8'C późnym wieczorem!
31.12 37,51km miasto, przejażdżka wśród mgieł i huku fajerwerków odpalanych już po 17tej. Wrodziłem koło 20tej, czyli godzina nielegalu była ;) Heheh, ale jak to się ma do kwietniowego zakazu przemieszczania się kiedy przez 19dni dzień w dzień robiłem średnio 85km, czyli jakieś 5 godzin/dziennie nielegalu :)


Kategoria Zbiorówka :(

Czołg grudzień 2020 (zbiorówka) cz. III/III

d a n e w y j a z d u 306.50 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Wtorek, 1 grudnia 2020 | dodano: 20.12.2020



Podzielone na trzy części, żeby nie wskoczyło na Główną.


Kategoria Zbiorówka :(

Czołg grudzień 2020 (zbiorówka) cz. II/III

d a n e w y j a z d u 300.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Wtorek, 1 grudnia 2020 | dodano: 13.12.2020



Podzielone na trzy części, żeby nie wskoczyło na Główną.


Kategoria Zbiorówka :(

Czołg grudzień 2020 (zbiorówka) cz. I/III

d a n e w y j a z d u 300.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Wtorek, 1 grudnia 2020 | dodano: 10.12.2020



https://photos.app.goo.gl/Kph6xt2qM7VkJWt38

Podzielone na trzy części, żeby nie wskoczyło na Główną.

1.12. 14,75km praca +miasto wieczorem (Bonarka). Zimno, lekko na minusie.
2.12. 42,02km Jeszcze zimniej jak wczoraj. Praca +wieczorem jak zawsze po piwo (Bronowice).  Po piwo zazwyczaj jeżdżę do Auchana w galerii Bronowice. Bo Auchan to mój ulubiony hipermarket. Najniższe ceny, największy asortyment, najkrótsze kolejki do kas. W zasadzie to brak kolejek. A żeby nie było za łatwo, to jadę do tego najdalszego od domu Auchana w Krk. Całe miasto muszę przejechać po przekątnej. Lekko nadkładając w jedną stronę mam +-20km. A jak wracam to piwo jest dobrze schłodzone :)
3.12. 39,62km praca +wieczorem po piwo (Bronowice). Temp. koło zera.
4.12 22,77km praca +PP Myśliwska +M1 po piwo. Dość ciepło.
7.12. 4,23km ino praca. Bo zaczął padać deszcz i trzeba wyprać ubrania po glebie.
8.12. 50,37km praca +PP Myśliwska +po piwo (Bronowice). Zimno.
9.12 40,11km praca +PP Myśliwska +po piwo (Bronowice). ZIMNO JAK SAM SKURWESYN.
10.12 4,44km ino praca, bo spadło białe gówno (śnieg). AVS z tego tripu 11,1km/h ;)
11.12 50,98km praca +po piwo (Bronowice). Mokro i lekko śnieżno, ale względnie ciepło - powyżej 0. Co za tym idzie - nie jest ślisko.
12.12 50km Pogoda słaba, więc sobotnia przejażdżka tylko po mieście. Znowu do Bronowic, i znowu po piwo. A właściwie to po dwa piwa (Holba po 3,49). Mokro, syfiaście, mgliście. Grunt że lekko powyżej zera, +1,+2,+3 stopnie więc nie ma gołoledzi.
13.12 50,01km J.w., tylko że śnieg już stopniał i nie ma już mgieł. Bronowice, po piwo.
14.12 46,57km praca +miasto (Bronowice, M1). Ciepło i sucho.
15.12 44km praca +Myśliwska PP +miasto (M1). Mgły, wilgoć, zimno.
16.12 53,72km praca +Myśliwska PP +AMSO Wielicka (po komputer, tym razem wiozłem w plecaku) +miasto (Bronowice). Warunki wręcz lux, 4-5'C, tak to można jeździć.
17.12 47,93km praca +nie pamiętam co, ale pewnie miasto i Bronowice
18.12 58,94km praca+ miasto (Bonarka). Bardzo mgliście, trochę ślisko, trochę zimno.
19.12 46,6km miasto. Bardzo mgliście, trochę ślisko, bardzo zimno. Nie dałem razy wykręcić normy, tj. 50ki.
[ 20.12 zasłużył na osobny wpis, nie ma tych km w zbiorówce ;) ]
21.12 46,97km praca +miasto (Bronowice). Koniec mgieł i dość ciepło, tj. tak ze 4'C na plusie.
22.12 4,16km ino praca, bo deszcz
23.12 3,95km ino praca, bo już mam 20kkm, i już nie muszę :)
24.12. 50,02km. Wigilijna przejażdżka. No ale w Wigilię to jednak trzeba. Bo jaka Wigilia taki cały następny rok, więc jak przejechałem się w Wigilię, to będę jeździł cały następny rok :) W dzień było deszczowo, ale wieczorem przestało padać. W automacie pod stadionem Wisły na szczęście można kupić coś do picia i jedzenia bo tak to wszystko pozamykane (poza Cepeenami). Ciepło, 7,5'C na plusie późnym wieczorem. Pusto na mieście, ludzie siedzą w domach i jedzą.
25.12 Świąteczna przejażdżka po mieście. Znowu generalnie kurs na Bronowice i znowu kupowałem w tym przydrogim automacie... Zimno.
26.12 Druga świąteczna przejażdżka. J.w. Bronowice. Tym razem w Żabce zakupy. Ludzi trochę jest na mieście. Zimno, -1, -2'C
29.12 4,14km ino praca
30.12 42,52km praca +miasto. Chciałem wejść sobie na Kopiec Krakusa, ale utonięcie w bagnie na łące nieopodal skutecznie ostudziło moje zapały MTB. Wjechałem za to pod wieżę TV w Podgórzu.
4,16km ino praca


Kategoria Zbiorówka :(

No i znowu

d a n e w y j a z d u 117.45 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 22 listopada 2020 | dodano: 29.11.2020



https://photos.app.goo.gl/wX4Y2fPHLGAi9SDJ9


https://www.alltrails.com/explore/map/mon-23-nov-2020-23-40-1819932?u=m

No i znowu tak się ułożyło że dotarłem do Tarnowa. Plan zakładał wałem pod most Ispinie i nazad, ale tak duło w plecy że nie chciało mi się toczyć nierównej walki z siłami natury. I poleciałem dalej na wschód. Późno wyjechałem więc żeby zdążyć w Ispinie zjechałem z wału, i dalej wojewódzką. Zaoszczędziłem przez to kilkanaście km. A raczej zaoszczędziłbym. Bo dla odmiany zamiast przekroczyć Dunajec mostem w Biskupicach, wybrałem drogę przez Ostrów. Zapominając że most w Ostrowie jest w remoncie. Koniec końców dojechałem aż do Wojnicza i do Tarnowa wjechałem krajówką. Na ostatni pociąg zdążyłem z dużym zapasem.

13.35 - 00.25


Kategoria Powrót pociągiem, > km 100-149

Sezon na krioterapię uważam za otwarty!

d a n e w y j a z d u 69.49 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 21 listopada 2020 | dodano: 29.11.2020



Taka tam przejażdżka. Wałem pod klasztor w Tyńcu, kładką na drugą stronę Wisły, Przegorzalskie Sedlo, i kręcenie po mieście. Co prawda już wczoraj pierwszy raz było zimno tej jesieni, ale dzisiaj to już masakra. Uratowały mnie rękawice narciarskie i dwie czapki +kaptur :)

"Skurwysyny Ruskie, wody nie zakręcili i się leje woda. LEJE SIĘ JAK CHUJ!"
- cytat z rozmowy ze starszym Panem pod torem kajakowym w Tyńcu :)

https://photos.app.goo.gl/XfHknFAj6JXAe8dX7

14.35 - 20.20


Kategoria Zimowo, > km 050-099

Rzeszów

d a n e w y j a z d u 171.21 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Czwartek, 19 listopada 2020 | dodano: 20.11.2020

https://www.alltrails.com/explore/map/19-11-2020-rze-60792d8?u=m



https://photos.app.goo.gl/k7t9PkFWeihJYoe46

Wziąłem urlop na ładne okienko pogodowe przed nadciągającym ochłodzeniem, i przejechałem się wreszcie do Rzeszowa.

Długo mi on chodził po głowie, ale ciągle nie udało mi wstać tak wcześnie żeby zdążyć na ostatni sensowny pociąg, o 20tej. I tak z godzinę za późno wyjechałem. Wskutek czego wszystko po kolei: Bochnia, Brzesko, Wojnicz, Tarnów aż do Pilzna bez żadnego zwiedzania, tylko obwodnicami. Dopiero Dębicę, Ropczyce i Sędziszów przejechałem przez centrum. Z początku ciepła i słoneczna pogoda po godzinie 14tej był już tylko słoneczna. Wzmagający się coraz bardziej, i zmieniający z zachodniego na południowy kierunek wiatr, był coraz bardziej dokuczliwy. Tak że od Dębicy bałem się już puścić jadną ręką kierownice. W Rzeszowie już całkiem zimno. Wciągnąłem więc tylko słynną na całe Podkarpacie dworcową zapiekankę (+frytki), i poczekałem na pociąg. Nie miałem siły na żadną eksplorację miasta. No, tylko na tą fajną okrągłą kładkę w centrum sobie wreszcie wjechałem. I zrobiłem zdjęcie z Wielką C*pą i tym fajnym rondem z flagami państw. Po powrocie do Krakowa chyba zimna i wiatru ani śladu, tylko lekka mżaweczka.

Udana, listopadowa wycieczka. Rzeszów jest to miasto które darzę szczególnym sentymentem. A to za sprawą mojej pierwszy trasy w to miejsce, z lipca 2011 roku:
http://pidzej.bikestats.pl/530880,09072011-Rzeszow.html
Nie była to ani moja pierwsza dwusetka (tylko druga, po BB). Nie była to też moja pierwsza trasa z punktu A do B i powrót PKP (tylko trzecia, po Katowicach z 2010 i Tarnowie z 2011).
To było pierwsze połączenie tych dwóch: pierwsza długa, całodniowa trasa do dużego miasta, ciekawego celu, z powrotem pociągiem. Czyli to co jeżdżę bez przerwy po dziś dzień, tylko że coraz dalej i coraz bardziej ambitnie :)

7.55 - 23.20


Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem

Nie jeździć WTR na zachód. Nie jeździć WTR na zachód. Nie jeździć WTR na zachód.

d a n e w y j a z d u 100.03 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 15 listopada 2020 | dodano: 20.11.2020



https://photos.app.goo.gl/F77w27EbcYEBCJKf8

Nie jeździć WTR na zachód. Nie jeździć WTR na zachód. Nie jeździć WTR na zachód. Nie jeździć WTR na zachód. Nie jeździć WTR na zachód.

Znowu zapomniałem żeby nie jeździć WTR na zachód. Bo to prostu nie ma sensu. Dalej jak do Tyńca nie ma po co się zapuszczać. Brak oznaczeń, jakieś objazdy, strzałki namalowane sprajem na asfalcie, wiecznie rozkopane wały, szutrowe, dziurawe drogi. Syf, kiła i mogiła. Czarnobyl i Hiroszima. Covid i zgnilec amerykański pszczół.

Dojechałem ścieżką po wale pod tor w Tyńcu. Potem jakimś kamienistym duktem przebiłem się pod autostradą, i asfaltem pod klasztor w Tyńcu. Oznaczeń oczywiście nie ma, w telefon trzeba patrzeć. Dotarłem jeszcze do Skawiny i tam się zaczęło. Jakieś objazdy, mapki, pomalowane na słupkach, asfalcie. Inormacje o przebudowie wału i braku przejazdu. Zignorowałem je i z 5 km tłukłem się 10km/h po błocie na koronie wału. Potem ze 3km z buta, po leśnych ścieżkach. Po zachodzie Słońca dotarłem wreszcie do asfaltu, i zobaczyłem podejrzanie wyglądający budynek na wzgórzu. No tak, to klasztor w Tyńcu, od tej strony nigdy go nie widziałem ;) Zrobiłem więc pętelkę. Nie miałem siły walczyć z tą WTR. Z powrotem po wale do Krakowa, mostem na drugą stronę Wisły, i wałem po drugiej stronie do Lasku Wolskiego. Wciągnąłem podjazd Aleją Wędrowników, nie było łatwo, po kontuzji kolana unikam podjazdów ale trzeba wreszcie zacząć je męczyć. Wjechałem na Kopiec, chyba pierwszy raz w życiu na szosówce ;) Na oponach 28 jest spoko, tylko na ostatnim, najwyższym pięterku raz uślizgnęło mi się tylne koło. Na zjeździe to najwyższe pięterko wolałem jednak sprowadzić, resztę zjechałem. Dokrętka po mieście do 100km.

Chyba wolę jednak po raz 37 WTR na wschód po most w Ispinie albo 23 raz pod most w Koszycach, niż się męczyć z WTR na zachodzie, której de facto nie ma.

13.45 - 23.30


Kategoria > km 100-149

WTR do Wietrzychowic

d a n e w y j a z d u 200.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 14 listopada 2020 | dodano: 20.11.2020



https://photos.app.goo.gl/SePbJs81DMG7sKZn9

https://www.alltrails.com/explore/map/fri-20-nov-2...

Standardowe łojenie kilometrów po wale Wiślanym. Po głowie chodziło mi początkowo albo 65*2=130km pod most w Koszycach, albo 100*2=200 pod pomnik w Biskupicach. Jednak pierwsza opcja była niegodna całodniowej wycieczki. Druga zaś deko za duża. Późno wyjechałem, zmrok zastał by mnie przed punktem zwrotnym, przed połową dystansu, a było coraz zimniej. Przypomniała mi się oczywista, pośrednia alternatywa: 85*2=170km do Wietrzychowic. Plus 30km ew. dokrętki po Krk, i też będzie 200. I tak też zrobiłem, nawrót pod kościołem w Wietrzychowicach przy zapadającym zmroku, +30km extra po Krk. Km przybliżone, bo licznik nawalił.

10.05 - 00.45


Kategoria > km 200-249