Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2023

Dystans całkowity:1647.61 km (w terenie 67.50 km; 4.10%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:117.69 km
Więcej statystyk

Eliaszówka

d a n e w y j a z d u 78.92 km 18.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Piątek, 29 września 2023 | dodano: 30.09.2023



https://photos.app.goo.gl/ZWVd9KVi1kq7mM9r8

https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/29-09-2023-eliaszowka-766e428?u=m&sh=qek9hh

Tak więc dziś osiągnąłem nieco lepszy bilans "wycieczki MTB": na 79km trasy terenu wyszło 18km :) A było to tak:
Kolejne potężne uderzenie lata pod koniec września postanowiłem wykorzystać na kolejny terenowy trip. Wahałem się pomiędzy:
- klasyk, tj. Turbaczyk i piwko/naleśniczki w schronisku
- klasyk light, czyli Lubomir
- nowości w B. Wyspowym, np. Pasierbiecka Góra i okolice
- nowości w B. Sądeckim – Eliaszówka, która chodziła mi po głowie od dawna.

Tak właściwie decyzję podjąłem rano przed wyjazdem. Stanęło na Eliaszówce. Pędem do Bieżanowa na pociąg. Odjazd 7.59. Tym razem nie było problemu z przepełnieniem składu bikerami, nie było zamieszek, gróźb i bójek ;) Mogę zatem spokojnie obadać na telefonie przebieg trasy. Start w Piwnicznej. Stamtąd przejazd bardzo zachęcająco wyglądającymi na mapie szlakami przez Eliaszówkę, Obidzę, przeł. Rozdziela. I tu albo zjazd do Jaworek, albo… dalej bardzo kuszącym szlakiem niebieskim, przez Wysokie Skałki aż do Szczawnicy. A szlaki te bardzo fajnie wyglądają na mapie, gdyż raz nabiera się wysokości i potem leci grzbietem, 800, 1000, 900m n.p.m. itp. Bez jakichś karkołomnych wspinaczek jak ostatnio na Lubogoszcz ;) Za Sączem wsiada wycieczka kilku starszych, wesołych Panów na elektrykach. Jak to mężczyźni, dyskutują o różnych technicznych rozwiązaniach zastosowanych w ich elektrycznych bicyklach. W Piwnicznej o 11tej. Przed wjazdem na szlak wciągam burgera/frytki. I odnajduję szlak zielony, i idący równolegle z nim niebieski rowerowy. Właściwie to trzymał się będę oznaczeń szlaku zielonego pieszego, bo te niebieskie rowerki to namalowane są na drzewach bardzo rzadko, słabe oznakowanie… Początek to wypych stromą ścieżką, a potem zaczyna się podjazd nowiutką gładziutką BETONOWĄ drogą prowadzącą do wysoko położonych przysiółków Szczawnicy. Nachylenia potężne, a z nieba leje się żar. Pogoda jak w sierpniu :) Drzewa liściaste ciągle zielone, odsetek pożółtych liści oceniam na max 10% !!! Nie tylko z pogodą coś mi nie gra. Słabo mi idzie ten podjazd. Chyba coś mnie bierze, osłabienie, głowa pobolewa. No to nie wróży dobrze na dalszy przebieg trasy. Staram się tym nie przejmować, po prostu częściej niż zwykle odpoczywam. Za plecami piękne widoki na dolinę Popradu i Piwniczną. Betonowa tafla kończy się, zaczynają betonowe płytki z dziurkami. Ostatnie domostwa, zamieniam kilka słów z tubylcami, i wreszcie wjeżdżam na szlak. Póki co w miarę płasko, lekko i przyjemnie. Są dwa cięższe fragmenty ze stromym wypychem a nawet schodkami, Pan z wioski mnie o tym przestrzegał. W końcu pomiędzy drzewami dostrzegam potężną sylwetkę wieży widokowej. Eliaszówka zdobyta! Jest godz. 14ta, czyli tempo takie sobie ;) Wchodzę oczywiście na szczyt. Nie jestem pewien co obejmuje panorama i nie chce mi się sprawdzać, ale wydaje mi się że ta ściana gór na horyzoncie to pasmo Jaworzyny Krynickiej. Dalej zielonym, kierunek: Obidza. Sporo w dół, ze 100m do wytracenia. Wszystko w siodle :) Była jedna prawie gleba w błocie. Tzn. rower wyglebił, ale ja nie, bo udało mi się zeskoczyć :D Zaraz jest znajoma mi dobrze przełęcz. Mijanka z szosowcem ;) Na Obidzę też prowadzi gładka (acz stroma) betonowa tafla drogi. Zamiast jak ostatnio czerwonym, skręt w lewo w niebieski. Zapomniałem dodać, ale szlak cały czas biegnie granicą PL/SK. Co kawałek granica oznaczona jest solidnymi betonowymi słupkami. Po jednej stronie literki P, po drugiej S, i kilometry. Słupki raz po prawej, raz po lewej stronie drogi, tak że trochę po Słowacji dziś pojeździłem :) Po drodze mijam zapewne jakieś mniej ważne szczyty, potem sprawdzę jakie. Szlak biegnie raz lasem, raz w Słońcu. Oprócz drzew iglastych, sporo mocno powykręcanej trudami górskich wichrów karpackiej buczyny. Mijam dwóch panów po 50ce, na nieelektrycznych lowelkach, pchających pod górę. Sza-cu-nek. (Ja też bym pchał). W końcu wyłania się wielka hala. Szybki zjazd po trawie. A raczej slalom między minami, tj. krowimi plackami :D Przełęcz Rozdziela. Lub jak kto woli „Sedlo Rozdiel”. I tu niby miałem jechać dalej, przez Wysokie Skałki, do Szczawnicy. Ale czas na obiektywne rozeznanie sytuacji, a nie myślenie życzeniowe. Dochodzi 16ta. A tu do pokonania mam drugi taki kawał szlaku, jak do tej pory. Być może trudniejszy, bo szlak rowerowy kończy się, a dalej idzie tylko pieszy. Przed oczami właśnie mam stromy podjazd wypych na Wierchliczkę. Zachód Słońca przed 19tą. Jestem na Słowackiej granicy, 120km od Krakowa, lekko osłabiony przez kowida czy inną grypę. Nie, to się nie uda. Zawrotka, i skręcam w żółty szlak do Jaworek. Piękny, szybki zjazd po łące. Raz, dwa, i jestem w Dolinie Białej Wody. Pierwszy raz życiu. Kułwa jak tu pięknie! Warto było skrócić. Szutrowa droga biegnie doliną potoku, co kawałek mostki i brody, przejazdy po betonowych płytach. Wybieram te drugie, żeby opłukać oponki z błota. Po obu stronach, nie wysokie, ale malownicze skały, skalne urwiska. No super. Akurat jest MOP (miejsce obsługi pedalarzy). Dużą pumpą dobijam niewielkim wysiłkiem brakujące atmosfery do opon. Te które upuściłem wjeżdżając na szlak. Terenowe opony już tak fajnie nie gwiżdżą na asfalcie, ale za to jedzie się dużo lżej. W centrum Szczawnicy wciągam tam gdzie ostatnio koryto kapsalona. A w telefonie mam już zakupiony bilecik na pociąg :) Regio ze Starego Sącza o 19.58. Nie. Nie chce mi się nawijać ponad 100km asfaltu po górach, na terenowych oponach, z osłabieniem, i z inwersjami: w miarę ciepło na górze, w dolinach zjazd w zimnicę. To by mogło nie skończyć się dobrze. Pozostaje 40km asfaltu, po płaskim. W sam raz. Mijam Krościenko, i zapadającym zmroku i chłodzie toczę się do Sącza. Mijam tych samych dwóch Panów których widziałem na szlaku, jadą w kierunku przeciwnym. Czuć zapach jesieni. Mam na myśli zapach cuchnącego, siwego, ciężkiego dymu z domowych kominów. Płożącego się nisko nad ziemią, a pochodzącego zapewne ze spalania starej sklejki, polakierowanych sztachet płotu czy zużytych pampersów małego bąbelka. Nic śmiesznego w sumie. Tylmanowa, Zabrzeż, Łącko, Gołkowice. Stary Sącz, stare śmieci. Tj. miasto dobrze znane z moich pierwszych tras sprzed 10 lat, z pierwszych podbojów Gór, pierwszych wjazdów na Przehybę ;) Jestem 40 minut przed odjazdem, tak że zdążam jeszcze zakupić lody i Gripex Control. Oraz posłuchać na ławeczce koncerciku, śpiewają Budkę Suflera. „Nie wierz nigdy kobiecie…” Nie muszę wierzyć, bo póki co nie mam kobiety. Podróż pociągiem bez przygód, pociąg prawie pusty. Wysiadam w Krakowie-Bieżanowie, w domu 23.35. Ten pociąg to był świetny pomysł, bo w Krakowie zimnawo. Nawet wolę nie myśleć że dochodzi północ a ja może dojeżdżam na rowerze do Dobczyc. A może jestem dopiero w Kasinie, i żłopię zimnego energola na Slovnafcie, żeby nabrać sił na podjazd…

Górskie plany i ambicje zrealizowane tym razem w 50%, czyli w sumie nie tak źle. W czasie ostatniej wycieczki w Sądecki zrealizowane były tylko w 25%. Szlak re-we-lac-ja! Na pewno tu wrócę. Bardzo przystępny, bardzo rowerowy. Nabiera się dużo wysokości po betonie, a potem płynie granią. Gładka, płynna jazda, ale trochę urozmaiceń: stromizn, kamieni, korzeni, wiecznych kałuż też jest :)

Zaliczone szczyty:
Eliaszówka 1023
Przeł. Obidza 930
Syhła 935
Hurcałki 938
Szczob 920
Przeł. Rozdziela 802

7.35 - 23.35


Kategoria > km 050-099, Powrót pociągiem, Terenowo

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 86.32 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Czwartek, 28 września 2023 | dodano: 30.09.2023

To samo, to samo, to samo. Żubrastradą wte i nazad. Nad Wisłą po 20-tej temp. ponad 20 stopni, rozgwieżdżone niebo i pełnia księżyca.








Kategoria > km 050-099, WTR 2023

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 67.57 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Środa, 27 września 2023 | dodano: 30.09.2023

To co wczoraj, z tym że więcej Puszczy. A w Puszczy sporo szosowego MTB, tj. jazdy na szosówce po gruntowych/żwirowych/błotnistych drogach. Stwierdzam brak jesieni w Puszczy, zielono jak lipcu!



https://photos.app.goo.gl/2s5y6GhkNU6d2YyDA


Kategoria > km 050-099, WTR 2023

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 72.38 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Wtorek, 26 września 2023 | dodano: 30.09.2023

Praca a od razu po pracy: podniepołomickie wiochy, WTR, Puszcza, Brzegi (wodowanie w błocie k. żwirowni). Atak lata pod koniec września c.d.




Kategoria > km 050-099, WTR 2023

Ziemniaczki z koperkiem

d a n e w y j a z d u 156.76 km 22.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Niedziela, 17 września 2023 | dodano: 23.09.2023



https://www.alltrails.com/explore/map/17-09-2023-turbacz-1dffefa?u=m&sh=qek9hh

https://photos.app.goo.gl/tUnkpy2TmWvkrpo97

Tak więc rozochocony ostatnimi wypadami MTB, tym razem postanowiłem zaatakować klasyk, tj. Turbaczyk :) PKP ułatwiły mi nieco planowanie wycieczki – obecnie nie wożą do N. Targu ludzi pociągami tylko autobusami (a rowerów nie wożą w ogóle), tak więc miałem mniej wariantów podjazdu do wyboru ;) Trzeba było zaatakować Turbacz od strony północnej. Stanęło na szlaku rowerowym z Lubomierza-Rzek na Jaworzynę Kamienicką. A zjazd to się zobaczy. Pogoda jak zwykle ostatnio zapowiadana fenomenalna, 25 stopni i umiarkowane zachmurzenie, niewielkie szanse na opady konwekcyjne.

Start wpół do dziewiątej, no trochę za późno, ale taki leniwy jestem. W coraz piękniejszej pogodzie nawijam ~70km asfaltu, jakie dzieli mnie od górskiego szlaku. Posiłkuję się przy tym bułeczkami z szynką, serkiem oraz pomidorkiem. W Dobczycach mijam Runmageddon, zawodnicy brodzą korytem Raby :D Szacun, mnie by się tak nie chciało. Wiśniówa, Kasina, Mszana, dziesiątki razy jechałem tą drogą w góry i ciągle bardzo ją lubię. W Mszanie skręcam w centrum, z myślą zaatakowania ogromnego cheesburgera za 18zł, tam gdzie zawsze. Niedziela, closed, plan spalił na panewce. Nieopodal jest jakaś restauracyjka. „Danie dnia, schabowy + rosół 20zł”. Ok, wchodzę, bardziej zachęcać mnie nie trzeba. No i to był strzał w dziesiątkę :) Za dwie dyszki kotlet większy niż pół talerza, talerz gotowanej kapustki, miseczka (nieduża) rosołku oraz ziemniaczki. Z KOPERKIEM! Super jedzenie za cenę frytek w Krakowie :D Naprawdę polecam! Do tego piwko 0% - podzieliłem się z osą, która wpadła do środka się napić. Tak posilony zaczynam wspinaczkę na przełęcz Przysłop. Droga z początku niezauważalnie, a potem coraz bystrzej pnie się ku górze. Na przełęczy po 14tej. Wciągam ostatnią bułkę i BARDZO fajną asfaltową spacerową alejką zapuszczam się w głąb Gorców. „Ścieżka edukacyjna – dolina Kamienicy”. Wiedzie ona dnem wąwozu, wzdłuż źródeł ww. rzeki. Pośród ogromnych łopianów i stawków, mokradeł urządzonych specjalnie dla płazów. Za polaną Papieżówką asfalt kończy się a ja wjeżdżam na szlak. Jest on bardzo przystępny dla rowerów. Utwardzona kamieniami i ubitym żwirem leśna droga rozsądnym i stabilnym nachyleniem przez jakieś ~7km wspina się na szczytowe partie Gorców. Niewielkie ilości błota w rejonie zrywki drzew. Naprawdę super opcja na przyjemny podjazd na Turbacz dla mniej wprawionych zawodników MTB, takich jak np. ja :D Mijam kilku matołów na e-bikach BEZ KAS-KÓW!! Po kilku kilometrach, w rejonie uschniętych świerkowych drzewostanów, zaczynają się pierwsze widoki. O ile się nie mylę na Gorc Troszacki oraz Kudłoń, wysokie 1200m+ szczyty. Tu mijam też Pana po 50ce. Który pyta mnie o co chodzi z tymi e-bikami. Dlaczego widział dziś ze 30 e-bików a ja jestem pierwszym napotkanym rowerzystą na rowerze z napędem pedałowym. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Pan zapewnia że On też będzie tu wjeżdżam na zwykłym rowerze, i ja Mu wierzę. Tymczasem leśna droga kończy się, zakręt w lewo o 90 stopni i stromy podjazd po łące. No tak, nie mylę się, to Jaworzyna Kamienicka :) A na niej piękna panorama na ww. Gorc/Kudłoń oraz, w oddali, na niższe szczyty Beskidu Wyspowego. Jest też słynna kapliczka słynnego bacy Bulandy. Zaglądam do środka, sporo tam różnych ciekawych dewocjonaliów i nie tylko. Wszystko super, tylko godzina nieco późna, dochodzi 17ta, czyli 2h do zachodu Słońca. Zanim zajadę na Turbacz mam plan zdobycia Kiczory, 1282m n.p.m. Trochę trzęsie na drewnianych balach którymi wyłożony jest szlak, ale lepsze to niż błoto po piasty. Kiczora zdobyta, warto było, dla widoków na Tatry i jez. Czorsztyńskie. Zawrotka na Turbacz. Na Hali Długiej trochę niepokoją mnie ciemne chmury na wschodzie, ale bezpodstawnie. Na radarach meteo nic złego się w tym okolicach nie szykuje. Pod schroniskiem wreszcie widzę kilku zwolenników rowerów z napędem pedałowym a nie silnikowym. Wciągam piwko i naleśniczki. Trzeba się zbierać w dół. Na sam szczyt z obeliskiem zabraknie czasu, gdyż jest po 18tej. Na Czole Turbacza już 18.30, czyli pół godziny przed zachodem, czasu mało. Kusi zjazd czerwonym do Rabki, ale pora jednak za późna. Wybieram eksperymentalny wariant żółtym na przełęcz Borek. Byłem tu bardzo dawno, chyba jeszcze szlak ten był nielegalny na rowerów. Dziś jest legalny. I był strzał w dziesiątkę, szeroka leśna ścieżka, trochę błota, trochę bali, trochę kamieni i stromizn. Większość udało mi się zjechać, sprowadzałem tylko końcówkę przed przełęczą. Na przełęczy o 19tej, zaczyna zapadać zmrok. Niby strachu nie ma, ostatni etap to już zjazd do Koniny szlakiem rowerowym który wg. mapy nie wygląda groźnie. Z drugiej strony ciągle jestem ponad 1000m n.p.m. Z początku faktycznie leci się szybko w miarę gładką leśną drogą. Ale potem zaczyna się odcinek wybrukowany wielkimi otoczakami, trzeba zwolnić i nieźle trzęsie. Do asfaltu w Koninie dojeżdżam o 19.20, czyli zjazd godzinkę. Pozostaje jeszcze 60-70km asfaltu do nawinięcia do domu. Szczerze – nie chce mi się. Wolałbym jak człowiek wsiąść w autko, wpieprzyć do środka rower i za godzinę być w domu ;) Może pora pomyśleć wreszcie o zakupie auta? Na razie nie pozostaje nic innego jak dorzucić atmosfer do 2,2” opon i ruszać. Przez Niedźwiedź do Mszany ciągle jest w dół. W Mszanie wspomagam się dwoma hamburgerami w Żabce. Potem mozolne mielenie pod górę do Kasiny. Trochę w dół, mielenie na przeł. Wielkie Drogi. Zrzucam na młynek, mam dość. Dłuugi zjazd do Dobczyc. Ostatnie hopki Pogórza Wielickiego, w domu po północy.

Udana wycieczka. Turbaczyk siadł jak złoto. Ale i tak najlepszy był ten KOPEREK na ziemniaczkach w Mszanie ;)

8.25 - 00.15

Zaliczone szczyty (Turbacz sam w sobie nie wpadł, tylko schronisko kawałek pod szczytem):
Jaworzyna Kamienicka 1288
Kiczora 1282
Przeł. Borek 1009
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Przeł. Wielkie Drogi 562 x2
Przeł. Wierzbanowska 502 x2


Kategoria > km 150-199, Terenowo

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 75.17 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 16 września 2023 | dodano: 23.09.2023



Wyjątkowo leniwa przejażdżka po asfaltach i leśnych duktach Puszczy. Co widać po kilometrażu. Ale to nie o km dziś chodziło, a o odstresowanie się.

https://photos.app.goo.gl/PSNQrqqQWiqYeH936

13.45 - 20.30


Kategoria > km 050-099, WTR 2023

Niedokończone sprawy

d a n e w y j a z d u 125.00 km 20.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Piątek, 15 września 2023 | dodano: 23.09.2023



https://www.alltrails.com/explore/map/15-09-2023-lubogoszcz-und-patryja-048e2f1?u=m&sh=qek9hh

https://photos.app.goo.gl/PmkLvxcjX23nWgAD8

Tak więc miałem pewne niedokończone sprawy do załatwienia w Beskidzie Wyspowym. Zarówno te sprzed lat, jak i świeże, z tego tygodnia. Stare nie rozliczone rachunki to Lubogoszcz (968 m n.p.m.) i Szczebel (977 m n.p.m), które czekały na zaliczenie. Bieżące to Chujomir, ze środy :) Tak więc plan ataku jest następujący: z Kasiny czerwonym przez Lubogoszcz do Mszany, potem z Glisnego zielonym na Szczebel, zjazd czarnym do Lubnia i potem pokombinować coś z Lubomirem.

Wyjazd trochu późno, godz. 8, minut 25. Poranek jest ciepły, i przyjemny, dzień zapowiada się taki sam. Super wrześniowa pogoda, 20 stopni w sam raz na jednodniowe wycieczki (na trasy z nockami już nie). Podjadam buły z kiełbasą i sprawnie ciągnę km moją ulubioną wojewódzką szosą wgłąb Beskidów. Wieliczka, Dobczyce (lodzik), Wiśniowa. Przeł. Wielkie Drogi i Wierzbanowska. Tu będę wjeżdżał na szlak. Najpierw chwilka odpoczynku a nawet drzemki pod charakterystycznym pomnikiem z czołgowej wieży. Widzę też stąd pierwszy cel mojej podróży. Lubogoszcz nie wydaje się wysoka ale na szczycie będę 1,5 godz. i kilka wiader potu później. Z początku nic nie zapowiada nadchodzącej rzeźni. Gładka leśna droga łagodnie wspina się w las, można jechać. Gdzie jest nachylenie, ja się pytam? Jest kawałek dalej :) Gdy leśna droga odbija w prawo, a ja muszę skręcić czerwonym w lewo. Stroma, zarośnięta, wysypana kamieniami rynna. Tak można by określić podjazd podejście na Lubogoszcz. Bo jazdy to prawie nie ma. Większość to mozolny wypych, z fragmentami niesienia roweru. Stosuję znaną mi technikę: wypych roweru mięśniami rąk do przodu, jeden krok, i tak na zmianę. Bardzo ekonomiczny sposób wspinaczki, oszczędza się wiele sił. W wyższych partiach co kawałek wyłaniają się mega widoki. Widzę np. miejsce mojego startu, czy wspinającą na przełęcz pomiędzy Śnieżnicą a Ćwilinem krajową szosę. Co kawałek docieram do poprzecznych ścieżek, którymi można być coś pojeździć, ale obawiam się że one na szczyt mnie nie zaprowadzą, one chyba okalają tą górę. W końcu! W końcu widzę stromy skalny próg, półkę, zwał jak zwał. No i jest. Na szczycie ławeczki, krzyż, tablice informacyjne oraz dwóch piechurów. Chwila odpoczynku, i jazda dalej. Dokładnie tak – jazda, grzbietem góry wreszcie da się jechać! Przyjemnym bardzo odcinkiem szlaku docieram na nieco niższą Lubogoszcz Zachodnią. I tu zaczyna się zjazd. No, całkiem sporo udaje mi się zjechać, sprowadzania jest dużo mniej niż wyprowadzania. Ale ogólnie jak dla mnie trochę za stromo, za niebezpiecznie, nie moje nachylenia, nie moje klimaty. Raz prawie wyglebiłem. Odbijam na chwilę ze szlaku aby zaliczyć Zapadliska (808m n.p.m.). Potem skok w bok żeby zmniejszyć nachylenie drogi. Wreszcie wyjeżdżam na łąki ponad Mszaną, i nachylenie jest ludzkie. Piękne widoki na Mszanę w dolinie, oraz na Szczebel ponad nią. Coraz bardziej utwierdzam się jednak w przekonaniu że Szczebel dziś odpuszczę. Lubogoszcz zajęła mi 3 godziny, dochodzi 16ta, o 19tej zachód Słońca. Coś innego wymyślę. Jeszcze tylko sprowadzanie roweru wkurwiającym zarośniętym korytem potoku (kurwa), oraz zjazd trylinką do centrum. W Mszanie wciągam o-grom-ne-go, wszystkomającego cheesburgera za 18zł. Gówno z McDonaldsa kładzie on na łopatki. Zakupy w Netto, i wdrażam plan B: Lubomir żółtym z Lubnia, poprzez Patryję. 12-13km szlakiem, ale na mapie wygląda on zachęcająco. Nie przecina on w poprzek gęsto ułożonych poziomic, tylko biegnie raczej wzdłuż nich ;) Tak więc toczę się 10km asfaltem do Lubnia. Przejeżdżam most na Rabie, i obieram żółty szlak. Jest 17.30, czyli mam 1,5 godz. do zachodu Słońca. Trochu mało. Asfalt kończy się, zaczyna wysypana żwirem droga, która da się jeszcze jechać. Potem zaczyna się błotnisto-kamienisty wąwóz i zaczyna się prowadzenie po klejącym błocie. Trochę inaczej sobie to wyobrażałem… Ale on przecież musi się kiedyś skończyć. No i kończy się, nachylenie maleje i zaczyna się jazda przyjemną leśną drogą. Trochę bajor i stromizn oczywiście jest, ale ogólnie bardzo fajnie. Całkowita leśna głusza, nie słychać żadnych odgłosów cywilizacji. Potem zaczyna się fajny odcinek polanami, brzegiem lasu: po prawej widoki właśnie na Lubogoszcz :) Mijam pierwszą z kapliczek (kilka ich będzie) która wg. mnie oznacza szczyt Kamionki (580m n.p.m.). Potem znowu wjeżdża się w las. Ciemny las, bo dochodzi 19ta… Co mnie nieźle zdziwiło to… asfalt do którego docieram ?! Jak się okazuje, jest on tu nie bez powodu, bo prowadzi jakiegoś zagubionego w lesie przysiółka, mniej niż 10 domów. Poprzez przerwę w górach widać stąd nawet Tatry! Znowu las, ciemny las, coraz bardziej ciemny las. Trochu strach ;) Ale przyjemniej żółty szlak jest extra oznaczony, nie da się zgubić, nie żałowali farby. Nieraz ma się w zasięgu wzroku kilka(!) oznaczeń na drzewach :) Mijam najbardziej okazałą kapliczkę, św. Bernarda, a to oznacza że Patryja już niedaleko. No i jest! Godz. 19.15, wpada do kolekcji Patryja. O Lubomirze już dawno nie myślę. Kawałek przed nim na mapie jest droga, która przecina żółty szlak w poprzek. Wg mapy wygląda mi ona na szeroką leśna „autostradę”, którą można się ewakuować do cywilizacji. W lewo, do Pcimia, lub w prawo, na Jaworzyce. No i faktycznie tak jest. Żwirowa szeroooka droga leśna, osobówką można by jechać. Skręcam w prawo, na Jaworzyce. Już wiem gdzie jestem, strachu więc nie ma. Kawałek dalej droga łączy się z traktem na Lubomira, znane okolice. Zaraz potem pierwsze światła domostw, asfalcik, i zjazd na przeł. Jaworzyce. Na przeł. jestem po 20tej. Czyli o tej porze co w środę, gdy chciałem stąd atakować Lubomira :) Coś tam jem, dorzucam atmosfer do opon, wzuwam kurtalon, i zbieram się. Inwersja potężna, na górze ciepełko, w dole lekko zimnawo. Powrót bez przygód, przez Wiśniową, Dobczyce. Na podjeździe w Dziekanowicach jak zwykle temperatura wzrasta, gdy wyjeżdża się z zalegającego w dolinie Raby zimnego powietrza. W domu o ludzkiej porze.

Celów wszystkich się nie udało zrealizować, dwa ciężkie szczyty to jednak za dużo na jeden raz. Na Szczebel kiedyś wrócę. Lubomir też nie zdobyty. Ale w sumie udany trip, wpadła Lubogoszcz, Patryja i jakieś pomniejsze górki.

8.25 - 23.25

Zaliczone szczyty:
Lubogoszcz 967
Lubogoszcz Zachodnia 953
Zapadliska 808
Patryja 763
Kamionka 580

Przeł. Jaworzyce 576
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Wierzbanowska 502


Kategoria > km 100-149, Terenowo

Chujomir

d a n e w y j a z d u 84.31 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Wtorek, 12 września 2023 | dodano: 23.09.2023



Dlaczego takie zdjęcie tytułowe? Bo podoba mi się ten Jelcz. A dlaczego taki tytuł? Bo nie podoba mi się wynik dzisiejszej trasy. Chciałem bowiem starym, dobrym jesiennym zwyczajem zaatakować po pracy Lubomira (904m n.p.m). Jak za starych dobrych czasów. Ale jestem taki gruby, jem tyle kebabów i jeżdżę tak wolno że mi się nie udało. Wyjechałem z pracy po 16tej. zanim zjadłem w Wieliczce kebaba (nie będę jechał głodny), wciągnąłem 40km asfaltu i dotoczyłem się na przeł. Jaworzyce, dochodziła 20ta i było całkiem ciemno... Nie będę jechał po górskim szlaku nocą bo strach. Wtedy też właśnie powiedziałem sam do siebie:

"taaaa, Lubomir.... Chujomir a nie Lubomir!!!"

Tak więc tylko wróciłem po śladzie asfaltem do domu. No nie całkiem po śladzie, bo w drodze powrotnej podjechałem pod Chorągwicę (jak ja dawno tam nie byłem) oraz zjechałem do Wieliczki stroną ścianką, ul. Mikołaja Kopernika (też dawno nie jechałem, maxy pod 20%). Potężne inwersje temperatur, na wzniesieniach ciepło, w zagłębieniach terenu chłodek.

https://photos.app.goo.gl/jsVZsuGRStZ46kHN9

Krk - Wieliczka - Dobczyce - Wiśniówa - przeł. Jaworzyce - Wiśniówa - Dobczyce - Chorągwica - Wieliczka - Krk

Zaliczone szczyty:
Przeł. Jaworzyce 576


Kategoria > km 050-099

Jak za starych dobrych czasów

d a n e w y j a z d u 153.42 km 7.50 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Niedziela, 10 września 2023 | dodano: 23.09.2023



https://www.alltrails.com/explore/map/10-09-2023-obidza-3905972?u=m&sh=qek9hh

Czyli 147km piłowania asfaltu na 2,2” oponach, żeby pośmigać 7km po Beskidzkich szlakach ;) Czyli jak za starych, dobrych czasów :) A było to tak. Potężny atak lata tej jesieni postanowiłem wykorzystać na jednodniową wycieczkę na MTB. Zamiast dziabnąć jak zwykle Turbacz, tym razem postanowiłem zagrać nieco ambitniej: PKP do Piwnicznej, i stamtąd przez Obidzę, Szczawnicę, Krościenko, Pasmo Lubania, przeł. Knurowską i Turbacz do Rabki/ew. Niedźwiedzia. YYYhy :D Udało się zrealizować może 1/4 planu.

Startuję lekko mglistym i chłodnym, wrześniowym porankiem i na buczących kołach od traktora toczę do stacji Kraków-Bieżanów. Mam pewne obawy co do napełnienia składu (rowerzystami), i jak się potem okaże, niebezpodstawne. Na razie jest OK. Odjazd 7.57, w pociągu (nowy EZT) luźno. Do Tarnowa spoko, potem, gdy pociąg skręca na południe, w stronę gór, zaczyna się dziać :) W New Sączu jedna Pani ledwo weszła z rowerem, musiałem postawić rower na koło, żeby się zmieściła. W Rytrze zaś są już zamieszki. Dostać do pociągu próbuje się grupa kilku rowerzystów. Jednak w przedsionku do drzwi uparcie przyklejona jest pewna rodzinka, z trzeba bąbelkami i pyskatym tatusiem. Nie przesuną się dalej, w głąb pociągu, bo tam jest niebezpiecznie, dzieci nie będą miały się czego trzymać i zginą gdy pociąg zahamuje. (Za to stanie przyklejonym do drzwi jest bardzo bezpieczne). Tatuś mówi żeby rowerzyści sobie weszli głębiej (nie celowe). Jedni się nie przesuną, drudzy są pewni że tym pociągiem pojadą. Konduktor wzywa przez telefon posiłki, tj. żeby na którejś następnej stacji dopięli drugą jednostkę. Wg mnie druga jednostka to powinna być dopinana w Tarnowie, przecież ten pociąg jedzie przez prawdziwe turystyczne zagłębie, Piwniczna, Muszyna, Krynica… W końcu sytuację rozwiązuję JA! Nie, nie spuszczam wpierdolu pyskatemu tatusiowi ;) Po prostu wychodzę z pociągu robiąc trochę miejsca dla rowerzystów. Jak potem zauważyłem, żaden rowerzysta nie został na peronie. Scenariusza wydarzeń mogę się tylko domyślać, ale prawdopodobnie tatko został zbombardowany w stylu: „patrz chłopie, pan wyszedł z pociągu wcześniej żeby inni się zmieścili, a ty nie możesz odkleić tych swoich bąbelków od tych cholernych drzwi?!”. A ja tak naprawdę miałem w tym swój bardzo ważny interes: z Rytra do Piwnicznej jest raptem kilka km, a jak by mnie tam zawalili kilkoma rowerami, to byłoby mega zamieszanie żebym się wydostał ;). W każdym razie po kilku km buczenia oponami po asfalcie krajówki, jestem w Piwnicznej. I jest godz. 11ta, i jest BARDZO gorąco. Piwniczna i inne turystyczne miejscowości nad Popradem są po prostu PIĘKNE, uwielbiam te okolice. Odnajduję szosę na Kosarzyska, i z doliny Popradu zapuszczam się, póki co asfaltem, w głąb GÓR. Coraz bardziej wąska asfaltowa droga coraz bystrzej wznosi się ku górze. Z plusów dochodzi chłód lasu i płynącego wąwozem potoku. Za parkingiem (wg tabliczki 600m n.p.m.) zaczyna się rzeźnia, tj. nachylenia po kilkanaście, a miejscami pewnie po 20+%. Nawierzchnia zmienia się z asfaltu na nowiutki, gładziutki betonik. Który ciągnie się, i ciągnie. Na poboczu ciągle samochody, i samochody. SUV za SUVem. Na zjeździe mija mnie… szosowiec! No to pięknie. Może zabetonowali całe góry, i dojadę po betonie do Szczawnicy?! Wyjeżdżam z lasu na otwarte przestrzenie. Teraz wyjaśnia się po co ten beton. Mnóstwo domów, pensjonatów, nawet jakiś hotel, powyżej 800m n.p.m. Żar leje się z nieba. W końcu beton kończy się, kawałeczek po dziurawych betonowych płytach i wreszcie wjazd na szlak. Okazuje się że na przeł. Obidza można wjechać na szosówce :D Przynajmniej od strony Piwnicznej, bo od Szczawnicy to już inna bajka. Czerwony szlak jak na moje zdolności jest OK, w raz sam. Trochę gładkiego, trochę kamieni, trochę błota i wiecznych kałuż. Nachylenia na zjeździe rozsądne. Docieram do wielkiej polany z kapitalnymi widokami! Pieniny w roli głównej. Drogowskaz na samotnym, uschłym modrzewiu nieco mnie myli, i wjeżdżam w las. Wycofka, czerwony to druga w lewo. Po kamyczkach myk w dół, potem po łące, po hali, znowu kamyczki i jestem w Jaworkach. Fajnie było, ale trochę za krótko. Buczę oponami w dół, przez Szlachtową do Szczawnicy. Szukam jakiegoś gastro. Wciągam wielkie KORYTO kapsalona, mogę buczeć oponami dalej. Krościenko. Wszystko pięknie, ale z czasem stoję SŁABO. Dochodzi 16ta, ale jestem w dupie, tj. pod Słowacką granicą. Do domu ponad 100km, wypadało by być najpóźniej koło północy bo w pon. rano do roboty. A tu jakieś kilkanaście km szlakiem przez Lubań, i potem kolejne kilkanaście przez Turbacz? I potem 70km asfaltu? Nie, to się nie uda. Nie widzi mi się to W OGÓLE. Trzeba znaleźć jakiś PLAN B. O pociągach można zapomnieć, znowu ROZPIERDOLILI linię do Zakopanego i KOLEJ wozi ludzi AUTOBUSAMI (a rowerów NIE WOZI). Planem B jest przeł. Wierch Młynne, a potem kto wie, może GORC? Yhy. Bardzo fajną DDR Velo Dunajec buczę oponami do skrętu na Ochotnicę. Skręcam. Potem mylę drogę i bez potrzeby zaczynam wdrapywać się 21% ścianką… Nie, to NIE TA DROGA. Na Młynne kawałek dalej. Szukam jakiegoś sklepu bo słabo stoję z piciem. Niedziela wieczór, wszystko pozamykane. Jest budka z lodami, kupuję picie i lody. Skręcam wreszcie na Młynne. Jest 18ta, a ja jestem w dupie, tj. w środku Gorców :) Z plusów zaczyna się przyjemny chłodek. Na Młynnych (jak to odmienić?) jestem wpół do 19tej, czyli j.w., w dupie. Z Gorca i wieży widokowej nici, nie ma szans. Zostaje buczenie oponami po asfalcie do Krakowa. 80km buczenia. Extremalnie stromy zjazd do Zasadnego, potem szybki zjazd do Szczawy. Zachodzi zmrok. Przeł. Przysłop Lubomierski wciągam zupełnie sprawnie. Zjazd do Mszany elegancki, przyjemnie się buczało :) Potem to już niby formalność. Jechałem ten odcinek dziesiątki razy, gdy wracałem z gór, i z jednej strony lubię powroty znaną na pamięć tą wojewódzką szosą. Z drugiej strony trochę mi się nie chce już… Remedium na to jest nie myśleć za wiele, tylko pedałować szybciej. I tak też robię. Na tankszteli w Kasinie wspomagam się nie wiem którym już energolem, oranżadą i 7-daysami. Nawijam przełęcz Wielkie Drogi, zaraz potem przeł. Wierzbanowską. Noc jest przepięknie gwieździsta, i ciągle dość ciepła - w ogóle nie wzuję kurtalona aż do samego domu, do pierwszej w nocy! Z przeł. Wielkie Drogi jak zawsze piękny widok na majaczące kilkadziesiąt km dalej światła wielkiego miasta – Krakowa. Gdy tak patrzę nocami lubię zgadywać czym są widoczne w oddali czerwone światełka. Tu jestem pewien, że jeden wysoooki rząd malutkich czerwonych lampek to niemal 300m maszt w Chorągwicy. Słabo widoczne światełka na samym końcu to prawdopodobnie kominy w hucie i/lub EC Łęg, w Krakowie. Zjazd, raz dwa, i są Dobczyce. Nawet nie zajeżdżam do centrum, tylko mielę oponami na obwodnicę i nowy most. Potem jeszcze kilka hopek pogórza Wielickiego do wymęczenia. Dziekanowice, Raciborsko, Rożnowa, ależ to się wlecze. W końcu zjazd finalny, zjazd zjazdów, i jest WIE-LICZK-KA. Na tablicach 20’C :) Po północy, we wrześniu. Szpula prosto dwupasmówką, przez węzeł drogowy w Bieżanowie, bo droga pusta. Do domu dowlokłem się przez 1szą.

Tak jak pisałem, no nie jest to za mądre. Tyle bieżnika zostawiać na asfalcie żeby kilka km po Beskidach pośmigać :) Normalny człowiek jedzie autem, śmiga po Beskidach cały dzień, i wraca autem. Ale ja nie jestem normalny, nigdy nie byłem. Można było ruszyć dupę wcześniej, na pociąg o 6tej. Wtedy wszystko przyspieszyło by się o 2 godziny, i zdążyłbym na ten Gorc, a może kto wie, nawet na Lubań? Co nie zmienia faktu, że i tak było fajnie, było tak jak kiedyś. Naszła mnie po tym tripie ochota na więcej. Ostatnią myślą jest, że kiedyś to się ogarniało takie tematy:

W Górach od wschodu do zachodu Słońca | Droga jest celem - blog rowerowy Pidzej.bikestats.pl

A teraz to… Ja nie wiem jak ja takie rzeczy robiłem, jak mi to tak sprawnie szło. Dziś w jeden dzień to wjeżdżam na jedną górkę, a kiedyś orałem całe pasma. Myślę że kwestia może być w mojej masie ciała. Wtedy ważyłem 70kg, dziś ważę 100 ;)

7.30 - 0.45

Zaliczone szczyty:
Przeł. Obidza 930
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Przeł. Wierch Młynne 750
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Wierzbanowska 502


Kategoria Powrót pociągiem, Terenowo

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 121.36 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 9 września 2023 | dodano: 23.09.2023



https://photos.app.goo.gl/hdc1cmeDUUgyAsJv9

WTR, wiochy, Puszcza: błądzenie wte i nazad asfaltami i leśnymi duktami, wiochy WTR. Temperatura na pograniczu upału.

9.50 - 21.00


Kategoria > km 100-149, WTR 2023