Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2019

Dystans całkowity:1456.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:7500 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:291.22 km
Więcej statystyk

Pielgrzymka

d a n e w y j a z d u 355.30 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2500 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 26 października 2019 | dodano: 30.10.2019



Dlaczego "pielgrzymka"? To wiedzą tylko wtajemniczeni.
Coś mapki z gpsies się nie wklejają... W każdym razie: Krk - Sandomierz - Annopol - Kraśnik - Krasnystaw - Chełm. DK79 - DW777 - DK74 - DK19 - DW842 - DW812.

Powrót 4 pociągami z dwoma przygodami (pozytywnymi). Wg planu:
Regio Chełm-Rejowiec odj. 17.13
Regio Rejowiec-Lublin
TLK Lublin-Przeworsk
TLK Przeworsk-Kraków przyj. 00.23

Najpierw może druga: druga przygoda to przytrzymanie TLK36102 w Przeworsku, aby kilku pasażerów (w tym i ja) z opóźnionego 70min TLK13106 nie utraciło skomunikowania. Super, ale takie rzeczy się zdarzają jak się ma szczęście.

Natomiast pierwsza przygoda to historia nie do uwierzenia, takie coś nie miało prawa się wydarzyć ale się wydarzyło. W Rejowcu było 5min na przesiadkę z jednego Regio do drugiego. Nie zdążyłem znaleźć przejścia pod peronami, pociąg uciekł.
Już zacząłem opracowywać plan B, czyli 60km na gumowych kołach do Lublina, nocka w Lublinie, powrót do Krk pierwszym porannym pociągiem, a w pon. urlop na żądanie.
Był z 200-300m za peronem. Zauważył to Pan, nazwijmy Go pracownik techniczny, taki co spina wagony, sprawdza młotkiem koła itp. itd. Zadzwonił do konduktora w odjeżdżającym w siną dal pociągu. Maszynista zatrzymał pociąg, przeszedł na tył, do drugiej kabiny i wycofał na koniec peronu. Dobiegłem z rowerem i nie zostałem w nocy w Rejowcu, dziurze na wschodzie, 30km od ZSRR. Uwierzy ktoś?! Świat jest pełen nie tylko złych, ale również i dobrych ludzi.

Dzień dziecka normalnie :) Dotarcie na pon. rano do pracy dwa razy wisiało na włosku ;)



https://photos.app.goo.gl/yJgX9rCnahr2yc619

8.20 (sb) - 1.40 (pon)

Nowe gminy: 10

Lubelskie: 10
Bychawa
Zakrzew
Wysokie
Żółkiewka
Gorzków
Krasnystaw - obszar miejski
Krasnystaw - teren wiejski
Rejowiec
Chełm - obszar miejski
Chełm - teren wiejski


Kategoria ^ UP 2500-2999m, > km 350-399, Powrót pociągiem

Turystyka / 10kkm Tribana

d a n e w y j a z d u 304.35 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2000 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 19 października 2019 | dodano: 25.10.2019

Krk - Tar - Rze - Przemyśl. Krajóweczką + małe zwiedzanka, błądzonka itp.
Zdjęcie tytułowe przedstawia placki ziemniaczane z baru pod dworcem PKP, które są dobrą motywacją na dociągnięcie do Przemyśla.



https://photos.app.goo.gl/KWpruLP64mXqKzRj8

8.55 (sb) - 20.30 (ndz)


Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 300-349, Powrót pociągiem

Dziesiąte 500+ ;)

d a n e w y j a z d u 500.05 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:3000 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 13 października 2019 | dodano: 16.10.2019


(Ślad odręczny i bardzo tylko zgrubny. Nie ma zwiedzania Łodzi, Warszawy, innych miast, błądzenia i powrotu z dworca w Krakowie.)



https://photos.app.goo.gl/Se52z2trvjQxNXmt9

Jako że jakimś cudem nikt nie machnął w październiku tysiaka ;) i nie zdmuchnął mnie z głównej, czuję się obowiązany kilka zdań więcej napisać. Nie była to może rowerowa przygoda życia, ale kawałek fajnej trasy – jak najbardziej. Patrząc może chronologicznie jak ewoluowały moje chytre i szalone plany na to uderzenie Babiego Lata:
- przedłużony 4-dniowy weekend to sprawa oczywista. Gwarancja że braknie czasu na nic. Ani na zwędzanie, ani na powrót pociągiem, ani na sen przed pracą. Pon i wt wolne.
- z tzw. „Wielkich Zagranicznych Celów”© zostały mi do zdobycia Budapeszt i Praga. I to właśnie ta druga aż do samiusieńtego piątku popołudniu była celem pewnym w 96,483%. Już miałem zaplanowany ślad, bo droga w Czechach pokrętna i skomplikowana. +-500km. Ołomuniec w połowie, na półmetku. Znalazłem nawet bezpośredni pociąg w cenie 20 EUR (!), jeśli by kupić bilet z wyprzedzeniem. Już prawie kupiłem.
- ale sprawdzone wreszcie dokładniej prognozy pogody były nieubłagane, bezlitosne. Owszem, słonecznie, ciepło, nie licząc północy kraju - 0% szans na deszcz. Ale do tego wiatr. Silny, południowo-zachodni wiatr. Skrajnie niekorzystny dla takiego kierunku trasy. Mówiąc wprost: czołowy. Miał zacząć wiać w sobotę rano i skończyć w niedzielę wieczór. Sobotę miało wiać silniej, więc myślałem czy by nie przełożyć trasy na niedzielę. Ale na niedzielę prognozy były tylko trochę lepsze. To się nie uda. :(.
- na szybko (pt wieczór) opracowuję więc plan B. Niezbyt odkrywczy: na północ. Który to już raz. Jak się uda to nad Morze. A jak się nie uda, to się nie uda. Zawsze jakaś Bydgoszcz czy inny Poznań wpadnie, też fajnie. W tym sezonie byłem już nad Bałtykiem 2 razy. Żeby nie jechać więc tak samo, tym razem obieram kurs przez Łódź. Z rok nie byłem. Poza tym muszę coś sprawdzić. Czy ten Trójkąt Bermudzki dalej tam jest. Czy w obszarze Łódź-Ozorków-Łęczyca dalej z kolarzami i rowerami dzieją się niewyjaśnione rzeczy. Raz trasę przerwał mi tam front atmosferyczny, raz przebiłem dętkę, raz wyglebiłem i rozwaliłem koło, ileś razy po prostu w okolicy Łodzi wymiękłem. Tam zawsze coś się spie*doli. Trochę się boję, ale muszę sprawdzić co tym razem ;)

Wyjeżdżam chwilę po 7. Sobotni ranek jest ciepły i pogodny. Zapowiada się piękny dzień. W Zielonkach jak zawsze pauza na przystanku koło piekarni. Świeże wypieki pozwalają zaoszczędzić przygotowane w domu bułki, dzięki czemu nie słodkiego jedzenia starczy mi na dłużej. Zgodnie z prognozami zaczyna wiać. Ale przejrzystość powietrza jest dzięki temu niesamowita, z pagórków Jury pięknie widać pogórza i góry po drugiej stronie Krakowskiej aglomeracji. Jutro wybory. Dokoła pełno „pokemonów”, jak to mawia Koleżanka ;) Co ciekawszym robię zdjęcia. Zaintrygował mnie np. Ten Pan w zielonym sweterku :) Na rynku w Skale ruch i gwar. Jak w każdy sobotni poranek – targ. Droga do Wolbromia to ciągle pagórkowate okolice, z coraz większym udziałem lasów. Lasy zaś coraz to bardziej pstrokacą się jesiennymi barwami. Jasna zieleń opierających się jeszcze twardo jesieni drzew liściastych miesza się z żółcią i czerwienią tych które już się powoli poddają. I brązem kompletnych cieniasów, których październik już znokautował. Całości dopełnia zaś ciemna zieleń wiecznie zielonych iglaków. Tymczasem wiatr rozkręca się na dobre i pokazuje co potrafi. Całe szczęście że poszedłem za rozumem a nie sercem i nie uderzyłem na Pragę, bo najdalej w Ołomuńcu bym skapitulował. Albo i w Cieszynie. Standardowo w Lelowie zakupy. Niecałe 100km. Tu zwykle albo kończy mi się, albo już skończyło picie wiezione z domu. Oprócz ryneczków zwiedzam też jak zawsze wiaty przystankowe. I fotografuję co ciekawsze newsy bądź też szklane eksponaty ;) Za Świętą Anną droga połatana albo raczej polepiona tym kurewskim żwirkiem i smołą. Co mają w głowach ludzie w ten sposób naprawiający drogi? To już lepiej żeby dziury były, dziury są przynajmniej lepiej widoczne i łatwiej je ominąć. A tak ten syf pryska po ramie i klei się do opon. 3 razy czyściłem koła. Dłuższa jazda z czymś takim to realne ryzyko uszkodzenia opon. W Gildach i Pławnie standardowe fotki pięknych dębów na tamtejszych ryneczkach. W Radomsku o 17, czyli godzinę przez zachodem. Nie marnuję tu za wiele czasu, foto pod charakterystycznym ratuszem, i dalej, na Piotrków, krajową 91ką. Górę Kamieńską oglądam już migającą czerwonymi lampkami wież elektrowni wiatrowych. Pełen sił, sprawnie nawijam gładkie i proste, coraz ciemniejsze i póki co ciepłe kilometry krajowej szosy. W Piotrkowie po 20tej. Jedno foto na rynku, drugie jakieś losowe, nie wiadomo po co zrobione zdjęcie latarni (chyba urzekł mnie jej wygląd przypominający wielki żyrandol) a ostatnie to zboczenie zawodowe ;) O 21 jestem na wylocie na Łódź. Odcinek Piotrków – Łódź to ciemna, płaska patelnia woj. Łódzkiego. Ze 3 węzły z autostradami/ekspresówkami oraz dwie miejscowości o jakże romantycznie brzmiących nazwach: Srock i Rzgów. Nie wiem jak innym, ale mnie trochę kojarzą się ze sraniem i rzyganiem. W tej drugiej ponadto największe bodajże w kraju centrum handlowe Ptak. Tak. PTAK. Przez handlowo/przemysłowo/dystrybucyjno/hurtowe przedmieścia wjeżdżam do Łodzi. 23.30. 14,4’C. Tak to można jeździć :) Nietaktem byłoby chcieć więcej od październikowej nocy. Miejska wyspa ciepła działa. Do tego stopnia że szybko zdejmuję kurtkę i Łódź zwiedzam ubrany zupełnie na krótko. Z tym że plan dotarcia nad Morze ciągle aktualny. Więc to zwiedzanie takie w granicach rozsądku. Trochę tu, trochę tam ale generalny kurs, trend to na północ miasta, do wylotu na Zgierz. Może z 10 bonusowych km wpadło. Sporo Pietryną, a co kawałek skok w bok, to na wschód, to na zachód od niej. W kebabie zaś wpadły frytki, zapiekanka i herbata, pierwszy ciepły posiłek tej trasy. Dwie godziny zajęła mi Łódź. Droga na Zgierz, Ozorków to nieco już smutny krajobraz. Za sprawą linii tramwajowej do Ozorkowa. Nieczynnej, opuszczonej, jakby martwej. W Ozorkowie zaliczam centrum. Jest ciekawostka w postaci zabytkowego drogowskazu, z drogą krajową nr 1 (zamiast 91). Póki co wszystko w normie, nic się pieprzy. A przecież jestem w Trójkącie ;) Pytanie brzmi: nie czy, a co, kiedy, i jak bardzo? Kiedy wyglebię, lunie gradem, urwę koło lub przynajmniej spadnie mi na głowę meteoryt. Hehe nie musiałem czeka długo ;) Co prawda nie meteoryt ani urwane koło. Mianowicie. Zachciało mi się wreszcie spać. Zatrzymuję się więc na pierwszym przystanku z ławeczką. Przypinam rower łańcuszkiem, ustawiam budzik w komórce, i ucinam kilka kilkuminutowych drzemek. Po dłuższej chwili zregenerowany zbieram się i jadę dalej. Coś ciężko idzie. Jakby po górkę. Nie przejmuję się, widocznie jest pod górkę. Nie, jednak nie jest pod górkę. Jest pod wiatr. Ale przecież miało wiać z południa? No tak, cofam się do Ozorkowa… O czym dobitnie informuje mnie znak, z podanymi kilometrami do Łodzi a nie Gdańska… Ten przystanek był po lewej stronie szosy. A z przystankami po lewej tak czasem bywa - chyba każdemu kto jeździ długie trasy zdarzyła taka sytuacja. Choć nadkręciłem >10km nie martwi mnie to ani nie denerwuje, tylko śmieszy :) Bo wiedziałem że coś się stanie :) Obracam rower o 180’ i jadę jeszcze raz nadprogramowe km. Nie dojeżdżam do Łęczycy a z nieba zaczyna kapać. Deszcz!! Nie duży, przelotny, ale jednak deszcz. A wszystkie prognozy dawały temu regionowi tej nocy 0,00% szanse na opady, w tym i konwekcyjne. Takie rzeczy to tylko tutaj. Tylko w Trójkącie. Przeczekuję. Gdy domęczam ostatnie km do Łęczycy zaczyna już widnieć. Do miasteczka znanego głównie z zamku i (nieczynnego już) więzienia docieram o 6.30 rano. I zaczynam weryfikować plany, założenia, cele. Nie chce mi się. Nie że nie mam sił. Mam siły (przynajmniej teraz). Po prostu mi się nie chce orać ponad drugie tyle do 3miasta. Lub jak kto woli wymiękam, niech będzie. A najpewniej to po prostu ten cholerny Trójkąt tak działa ;) Dojeżdżam do krzyżówki z DK60. Zdrzemnę się chwilę, potem podejmę ostateczną decyzję, wypoczęty. Dłuższą chwilę drzemałem, tak że dzień wstał już na dobre a i drogi trochę podeschły. I już wiem co będzie alternatywnym, takim w sam raz celem. Takim nie za męczącym ale i żeby wstydu nie było, żeby te 500 wpadło: Warszawa. Wawa zawsze spoko. I to na niej właśnie stanęło. Na budziku w Łęczycy mam ok. 300, do stolicy 100 z hakiem. Resztę się dokręci w ramach zwiedzania. Wojewódzką przez Piątek i Łowicz, potem krajówką przez Sochaczew, Błonie. Z tej czwórki niezdobyte mam pierwsze i ostatnie: Piątek i Błonie. Z wciąż sprzyjającym wiatrem kręcę lekkie i przyjemne kilometry po Łódzkiej stolnicy. Niedziela zapowiada się równie pięknie co dzień wczorajszy. Piątek zdobywam o 10tej. No tak, teraz sobie przypomniałem :) Geometryczny środek Polski. Nie wiem jak Oni wyliczyli że to jest właśnie tu, ja bym nie dał rady, Polska nie jest przecież kwadratem ;) Tak czy siak fajnie, kolejny ciekawy cel zdobyty. Sam Piątek to typowe, zadupiaste miasteczko pokroju Łęczycy czy innego Zgierza. Wiadomo co symbolizujący pomnik/monument stoi na placyku z chamskiego polbruku, tego o najbardziej wieśniackim kształcie (wiadomo o jaki chodzi). Tak biednie trochę jak Geometryczny Środek Polski. Na Orlenie wciągam hot dogi, a Pani namawia mnie na założenie karty Vitay. Wreszcie się skuszę. Za rok kupowania hotdogów i herbaty będę miał jednego darmowego energetyka albo batona, zawsze coś ;) Bo na jakieś ciekawsze fanty ilości punktów są tak kosmiczne, że by mi chyba życia nie starczyło :) Posilony ruszam dalej. Krajobraz powoli zmienia się. Tzn. wśród ciągnących się po horyzont pól uprawnych wyrastają… Nie, nie lasy. A ciągnące się po horyzont hale magazynowe. O, np. taka. Kilkadziesiąt doków załadunkowych. Z jednej strony. Z drugiej tyle samo ;) Z mniejszej rangi miasteczek mijam Bielawy (nic szczególnego), no i dociągam do Łowicza. Wracają wspomnienia - przez Łowicz wiodła moja pierwsza 600ka nad Morze :) Przełom wrz./paź. 2017 roku. Ogrzewałem się tu zimnym wieczorem w kebabie. Teraz chyba w tym samym, nie ogrzeję się ale posilę, dużą porcją frytek. Dużo czasu zajęło mi zjedzenie jej, a całej herbaty z czajniczka nie udało mi się wypić. Polecam – Hasan Kebab, Nowy Rynek 31, 99-402 Łowicz. Nie wiem jak z jakością wszystkich potraw, ale porcje ogromne. Po małym błądzeniu wbijam na krajową 92. Ostatnia prosta do Wawy. Gładki asfalt, szerokie pobocza, małe pagórki, bardzo fajna droga na rower (na tym odcinku, potem będzie gorzej). Lekki kryzys zażegnuję energetykami i batonami na Orlenie. W Sochaczewie o 17, zaraz zacznie zmierzchać. Stąd również wspomnienia. Przez Sochaczew z kolei wiodła trasa mojej pierwszej 700ki na Morze :) W zeszłym roku, witałem tu w trasie drugi dzień, podziwiałem wschód Słońca nad Bzurą i słuchałem brzydkich słów z ust Pana z czarnego BMW ;) Ostatnie 40km dzielące mnie od Stolicy to coraz bardziej gęstniejący ruch na szosie, który wespół z rozpoczynającym się zakazem dla rowerów i biedaścieżką rowerową czynią jazdę mniej przyjemną. Jadę po jezdni, bo to jest naprawdę bardzo niski sort ścieżki, nie dam sobą tak pomiatać. O dziwo nikt ani razu na mnie zatrąbi (!!). Serce rośnie. W Stolicy Polskiej Logistyki, bo takim tytułem chwali się Błonie, już po zmroku. Tytuł nie bezpodstawny – tych magazynów, firm transportowych itp. zatrzęsienie. Im bliżej Warszawy tym teren bardziej zurbanizowany, właściwie to już jedne wielkie peryferia miasta są. W Ożarowie wreszcie wymiękam i zjeżdżam na chodnik/ścieżkę. Nie ma co kusić losu, i tak już sporo pocisnąłem na nielegalu a stówka piechotą nie chodzi. Do tego ruch potężny, niebezpiecznie już. Dwie ciekawostki – tylko na takie oto serpentynki dla pieszych/rowerzystów starczyło miejsca przy wielkiej arterii komunikacyjnej :D Bo musiało starczyć na 2x4 pasy dla samochodów. No i jeszcze taki świecący pomnik Polskiego Produktu Narodowego ;) W Warszawie o 20. Tzn. przy tablicy z napisem Warszawa, bo do centrum jeszcze ho ho. Zanim na dobre zabiorę się za zwiedzanie obadam temat pociągu. Nie wracam wieczorem, nie ma mowy. Chcę sobie wreszcie naprawdę konkretnie tu pojeździć. EIC 5.46 rano to jest idealny wybór :) Cała noc przede mną! >9h nocnej włóczęgi po Stolicy :) Przez tę noc zrobię ok. 70km. Jak na 9h to może nierekordowo, ale wiadomo, tempo turystyczne, fotki, odpoczynki, drzemki, żarcie itp. itd. Odwiedziłem chyba większość dzielnic. Śladu brak, ale odtwarzając z pamięci to co widziałem, chronologicznie, mniej więcej:
- Gołąbki: przemysłowo-logistyczno-magazynowo-osiedlowe peryferia;
- Ursus: blokowiska, dawne tereny fabryki, bogata siedziba urzędu dzielnicy (ze świecącymi traktorkami !);
- Włochy: latające jak szalone (i hałasujące !) nad blokami samoloty;
- Jelonki: ciepłownia Wola;
- Odolany: budowa czegoś dużego, tak z 10 żurawi;
- Śródmieście: PKiN, drapacze chmur i inne cuda Metropolii na skalę Europejską (bez żadnej przesady ani śmiechów);
- Muranów, Żoliborz: chyba tylko bulwary i Centrum Nauki Kopernika;
- Tarchomin: unikatowy na skalę europejską a może i światową bypass, którym tłoczą gówno przez Wisłę ;)
- Białołęka: obciachowy napis z serduszkiem, każde miasto taki ma lub chce taki mieć + znowu blokowiska;
- Żerań: elektrociepłownia i dzik wielkości niedużego niedźwiedzia :O Gacie pełne ;)
- Praga: tereny przemysłowe, plątanina estakad i wielki cmentarz na planie trójkąta;
- Stare Miasto też chyba liznąłem, przedstawiać nie trzeba;
- na koniec znowu Śródmieście i zwiedzanie przejść podziemnych pod Centralnym ;) Tam to można się zgubić!
Oczywiście mogłem coś pomieszać, Warszawa to ogromne miasto. Większości dzielnic to tu może jednak nie było ale i tak sporo widziałem.

Powrót komfortowym (i szybkim – max 160km/h) EIC. 2,5h, po 8mej w Krk, w domu o 9.
Może nie jakaś wielce ambitna (nie taka jak Praga/Morze) ale dość konkretna trasa. Wreszcie po dotarciu do celu pozwiedzałem sobie tyle ile chciałem. Mam taki plan, aby od tej pory właśnie w ten sposób zwiedzać sobie Berliny, Pragi czy inne tam Wiednie :) No a co Trójkąta Bermudzkiego, to cóż. Nie udało się go odczarować, dalej przeklęty ;)

7.10 (sb) - 9.35 (pon)

Nowe gminy: 8

Łódzkie: 4
Góra Świętej Małgorzaty
Piątek
Bielawy
Nieborów

Mazowieckie: 4
Rybno
Teresin
Błonie
Ożarów Maz.


Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 500-599, Powrót pociągiem

Miasto

d a n e w y j a z d u 47.13 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 6 października 2019 | dodano: 11.10.2019


Kategoria > km 010-049

SiR październik 2019 (zbiorówka)

d a n e w y j a z d u 249.29 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
Wtorek, 1 października 2019 | dodano: 04.10.2019

Zsumowane km z Granatowej Strzały za miesiąc październik.


Kategoria Zbiorówka :(