Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Terenowo

Dystans całkowity:16894.79 km (w terenie 1306.55 km; 7.73%)
Czas w ruchu:832:38
Średnia prędkość:16.91 km/h
Maksymalna prędkość:75.30 km/h
Suma podjazdów:159774 m
Liczba aktywności:173
Średnio na aktywność:97.66 km i 5h 30m
Więcej statystyk

Miasto

d a n e w y j a z d u 37.94 km 0.00 km teren 02:07 h Pr.śr.:17.92 km/h Pr.max:33.50 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:142 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Czwartek, 1 września 2016 | dodano: 03.09.2016



NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 9%
WYSOK MAX: 240
17.50 - 20.10
0,2l


Kategoria > km 010-049, Terenowo

W Górach od wschodu do zachodu Słońca

d a n e w y j a z d u 313.00 km 60.00 km teren 20:15 h Pr.śr.:15.46 km/h Pr.max:58.60 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:5300 m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 27 sierpnia 2016 | dodano: 29.08.2016

https://www.alltrails.com/explore/map/map-12092a7-5?u=m&sh=qek9hh



Od czego by tu zacząć? Tyle wrażeń, przeżyć i emocji, jak to wszystko ubrać w zdania, niczego nie zapomnieć i napisać to tak aby jeszcze komuś innemu poza mną chciało się to czytać? Dla mnie pisanie relacji to nie mniejszy wysiłek niż sama trasa, tyle że intelektualny. Kiepski jestem z polskiego. A takiej przygody nie da się tego opisać w kilku zdaniach i przedstawić w kilku zdjęciach.
A zdjęć jest dużo, nie przedstawiają one żadnej wartości artystycznej i są złej jakości (obiektyw zalany potem od wewnątrz, a aparat chyba się zepsuł a zaraz potem naprawił). Pomimo to jednak wszystkie one muszą tu być bo przypominają mi one o wszystkich pięknych i trudnych chwilach przeżytych tego dnia oraz są jakąś tam dokumentacją.

Zacznę od tego że moim głównym celem na ten sezon było przejechanie 400km (i to mi się udało pod koniec lipca). Bicia rekordów w pionie nie planowałem ale trochę przypadkiem zaczęły wychodzić mi coraz bardziej górzyste trasy. A było to tak: 3k, 3k, 3,5k, 4k, 4,5k.
Po tej ostatniej zaczęło mi się marzyć 5k, ale raczej w następnym sezonie. Natomiast w ostatni weekend w ramach odpoczynku przejechałem taką trochę relaksacyjną traskę. Było bardzo fajnie ale jednocześnie czegoś brakowało. I to właśnie w czasie tej wycieczki wpadł mi do głowy pomysł następujący:
- Zdobyć 3 szczyty Korony Gór Polski.
- Zobaczyć wschód i zachód Słońca w górach.
- Nakręcić 5k w pionie.
3 cele, w kolejności od najbardziej do najmniej ważnego. I przez całą wycieczkę ta trasa nie dawała mi spokoju i ciągle o niej myślałem. Po przyjeździe do domu pierwsze co zrobiłem to wyrysowałem na szybko szkic trasy w GPSies. Wyszło 266km i 5140m podjazdów. Przez następne dni myślałem czy przejechanie czegoś takiego jest w ogóle możliwe przez takiego amatora jak ja. No i nic nie wymyśliłem. Trzeba po prostu spróbować. Codziennie śledziłem też prognozy pogody na weekend. Te były obiecujące: w dzień ma być ~30, w nocy nie powinno spaść poniżej 13. Jednocześnie to może być ostatni taki ciepły weekend w tym roku i być może ostatnia szansa na przejechanie tego w tym sezonie. Bo dni będą coraz krótsze a noce coraz zimniejsze. Czyli teraz albo nigdy (czyt. w przyszłym sezonie).
Ustaliłem sobie takie założenia:
- Wschód Słońca (ok. 5.30) zobaczyć z Mogielicy a zachód z Radziejowej (ok. 19.30).
- Lub: na Mogielicy być najpóźniej o 6, na Turbaczu najpóźniej o 12, a na Radziejowej najpóźniej o 18.

Przed wyjazdem nawet nie próbowałem się przespać bo i tak by mi się to nie udało. Poleżałem tylko 2 godzinki. Start punktualnie o północy z piątku na sobotę. Do Wieliczki lecę pustą o tej porze dwupasmówką. W Wieliczce krótka tylko przerwa na łyk picia i dokumentacyjną fotkę. Potem wojewódzką do Dobczyc. Bardzo lubię tą drogę. Jeśli chodzi o temperaturę to o ile do tej pory nie było źle to po zjeździe w dolinę Raby jest wyraźnie chłodniej. Dobczyc nie omijam obwodnicą tylko jadę przez centrum. Tu jem "śniadanie". Chyba 1,5 kromki z pasztetem bo akurat były na wierzchu w plecaku. I zimny start. Jest coraz chłodniej, martwię się żeby nie przeziębić kolan i powtarzam sobie że na następną wycieczkę długie spodnie obowiązkowo. Zaczynają się też pierwsze nieoświetlone odcinki. Do tego bezchmurne niebo, podziwiam więc gwiazdy. Są ich tysiące. W Wiśniowej ciekawe zjawisko (ale przytrafi mi się ono dzisiaj chyba kilka razy). Wjeżdżam w taką jakby ścianę ciepłego powietrza i temperatura w ciągu kilku minut skacze z 12 do 15'C. W Wiśniowej też mała pauza. Droga zaczyna delikatnie wznosić się do góry - zaczynam podjazd na przeł. Wierzbanowską. Z punktu kawałek za przełęczą widać w dolinie światła Krakowa (i migające na czerwono kominy elektrociepłowni w Łęgu) - odległego stąd o ~35km w linii prostej. Piękny widok. Kolejna niewysoka przełęcz - Wielkie Drogi i zjazd serpentynami do Kasiny. Tu skręcam w lewo na krajówkę. Wspinaczka na kolejną przełęcz - Gruszowiec. Na szczycie fotka przy tablicy z mapą - fajnie że jest bo nie muszę swojej wyciągać z plecaka. I zjazd. To tutaj wykręciłem w 2012 swój aktualny rekord prędkości (75km/h). Ale w takich ciemnościach dziś tego rekordu nie planuję pobijać ;) Leci się pięknie ale trzeba uważać aby nie przegapić zjazdu na Jurków. W końcu jest, skręcam w prawo. Ciemności totalne, w Jurkowie trzeba odbić w lewo więc skręcam. Ale tak jadę i jakoś nie poznaję tych okolic. W końcu wyciągam mapę i oglądam ją w świetle lampki. No tak, skręciłem za wcześnie, na Chyszówki. Nawrotka do Jurkowa. Niby nadłożyłem raptem 2km ale wkurzony jestem nieźle. Dziś harmonogram jest tak napięty że nie można sobie pozwolić na takie pomyłki. Kawałek dalej drogowskaz na Półrzeczki - to tu trzeba było skręcić. W końcu szlaban i asfalt urywa się. Zaczyna się podjazd szutrową drogą. Teoretycznie szutrową bo od mojego ostatniego przejazdu nią (chyba 2012r.) taka jakby bardziej kamienista wydaje mi się. Chcę wrzucić niższy bieg a tu zonk - ten jest najniższy hehe (nie widać manetek). Czyli jest dość stromo. Ciężko bo ciężko ale jednak jedzie się. Upuszczam powietrza z opon a plecak zakładam na plecy. Lampek jeszcze nie demontuję bo ciągle ciemno. Podjazd ciągnie się i ciągnie, zaczyna się przejaśniać (wyłączam lampkę). Po pewnym czasie droga chwilowo opada zamiast wznosić się i traci się cześć zdobytej z trudem wysokości. Przeglądam mapę, analizuję pozycję i dochodzę do wniosku że nie ma szans zdążyć na świt z Mogielicy. Z Polany Stumorgowej też raczej nie. Trudno. Na przeł. Przysłopek docieram już po wschodzie, przed 6. Można tu odpocząć, jest wiata i ławeczki. Tu odbijam w żółty/niebieski szlak na szczyt Mogielicy. Trochę jazdy, trochę pchania, ciężko powiedzieć czego więcej. Po pewnym czasie zauważam że jakoś zgubiłem szlak. Nie chce mi się cofać no i jest strzałka "szczyt Mogielicy". Więc idę/jadę dalej tą drogą. No i faktycznie w końcu las kończy się - docieram na Halę Stumorgową i na szlak. Stumorgi. Jedne z najpiękniejszych dziś chwil - widoki nie do opisania. Wokoło morze gór, spowite we mgłach doliny a ponad nimi ostro świecące Słońce. Tego się nie da opisać, tam po prostu trzeba być. Tylko jakoś straciłem orientację - Babia i Tatry są w innych miejscach niż wg. mnie powinny być O.o Pomimo wczesnej pory spotykam pierwszych dziś turystów. Nie mogę się napatrzeć na to wszystko ale trzeba ruszać dalej. Przez polanę jedzie się fajnie (choć odrobina błota jest) ale koniec tej przyjemności - zaczyna się ciężki wypych na sam szczyt Mogielicy. Stromizna niezła, ze 40% a luźne kamienie nie ułatwiają zadania. Ale poszło dość szybko, jakoś łatwiej niż w 2012r. Ostatnie metry na kołach. Mogielicę zdobywam o 6.55, udało się! Ale mam już prawie godzinę obsuwy względem planu minimum. Nie siedzę więc długo, widoczki, fotki i zbieram się w dół. Chociaż bardzo kusi na wieżę widokową nie wchodzę. Nie że mało czasu czy nie mam siły tylko te schody. Dużo stromych stopni a co jak mi coś strzeli w kolanie na przykład? Wolę nie ryzykować bo porcję dodatkowych widoków mogę przypłacić nie ukończeniem trasy. Ostrożnie zjeżdżam/sprowadzam więc w dół. Szybki zjazd polaną i po śladzie, tą samą drogą z powrotem na przeł. Przysłopek. Pora na zjazd szuterkiem do Szczawy. Leciało się fajnie ale trochę zmarzłem no i wytrzęsło nieźle (bo mój "amorek" w zimnie jakoś nie ma ochoty pracować). Przede mną kolejna dziś przełęcz - szosą wojewódzką na Przysłop Lubomierski. Ale jakoś opadam z sił, to nie wróży za dobrze. Ale już wiem dlaczego - za mało zjadłem. Dłuższy popas na przystanku. Na przełęczy przed 9. Kupuję zapas picia w małym sklepiku-baraku i w Lubomierzu-Rzekach skręcam w dolinę Kamieckiego Potoku. Napoczynając tym samym Gorce. Z przełęczy na Turbacz jakieś 650m w górę. Czyli mniej więcej tyle co z Półrzeczek na Mogielicę. Za polaną Papieżówką asfalt kończy się. A ja muszę zmienić plan wycieczki - bo okazuje się że szlak rowerowy na Jaworzynę Kamienicką zamknięty. Pewnie rozorali go do końca zrywką drewna :/ Wdrażam plan B: rowerowy na przeł. Borek -> żółty na Czoło Turbacza. Może to i lepiej bo na tamtym pewnie utonąłbym w błocie. Poznam też nowy szlak, bo tędy jeszcze nie jechałem. Jest jednak ryzyko - z tego co czytałem to na żółtym rowerem nie wolno i można się tam natknąć na strażników. Na przeł. Borek jedzie się bardzo fajnie - nachylenia rozsądne, kamieni niewiele. Wreszcie robi się ciepło - zdejmuję kurtkę i czapkę. Są małe przeszkody - płytki bród, a potem 2 razy trzeba przeprawić się przez strumyk (można przejść po kamieniach). Na przełęczy krótka przerwa i sięgam po zakazany owoc - żółty szlak ;) Tzn. zakazu dla roweru niby nie ma ale to park narodowy czyli rowerem tylko po rowerowych wolno. Zrobiło się już całkiem gorąco. Z początku trochę za ciężko na jazdę ale potem nie jest źle - sporo da się podjechać. Dużo odcinków wyłożonych balami. Trochę zbyt ambicjonalnie podchodzę do sprawy i staram się podjechać jak najwięcej - aż w końcu przy jednej próbie ruszenia pod górę but zsuwa mi się z pedała a piny trochę rozorały mi łydkę. Po tym już trochę odpuszczam. Aha minąłem też jednego rowerzystę na fullu. W końcu jest wielka polana pod Turbaczem. Pod schroniskiem jestem po 11. Przerwa, coś tam jem, smaruję się wreszcie kremem z filtrem i podziwiam kolarzy zjeżdżających po schodach ze schroniska O.o Ja bym się bał (a i mój rower by się pewnie rozleciał). Fotki (Tatry!) i końcowy atak na szczyt. Od strony schroniska praktycznie całość da się podjechać/zjechać (no dobra 1 korzeń sprowadziłem a ze 3 podprowadziłem ;) ). Turbacz zdobywam o 11.45, udało się! 15 minut wcześniej względem planu, nie jest źle. Widoki super - Babia, Tatry i te sprawy. Krótka przerwa (ktoś zrobił mi fotkę i nie musiałem się męczyć z wyzwalaczem) i zjeżdżam, bo gorąco a cienia brak. Licznik wskazuje tu 2500m przewyższenia czyli połowa już za mną. Pod schroniskiem trochę się zamotałem zanim znalazłem czerwony szlak na przeł. Knurowską. W tą stronę tym szlakiem jeszcze nie jechałem. Przeł. Długa, Kiczora, Polana Zielenica - kolejne miejsce gdzie widoki urywają głowę. W roli głównej Tatry & jez. Czorsztyńskie. Kiedy ostatnio jechałem pchałem pod górę to ten szlak wydawał mi się bardzo ciężki i raczej mało "zjeżdżalny" (przynajmniej dla mnie). Ale dziś chyba odkryłem w sobie duszę kolarza górskiego i zjeżdżałem tak strome i trudne fragmenty jakie niedawno wydawały by mi się nie do zjechania. Nigdy nie podejrzewałem siebie o takie zapędy (oczywiście najstromszy fragment za Zielenicą jednak z buta). Turbacz -> Knurowska to zdecydowanie najfajniejszy dziś terenowy odcinek, ta prędkość i adrenalina, chętnie bym to kiedyś powtórzył. Na Knurowskiej już prawie nie mam klocków z tyłu ;) Ale takich ekstremalnych zjazdów już dziś nie będzie więc nie martwi mnie to zbytnio. Gdzieś tu też zaczyna boleć mnie tyłek (jak często ostatnio) i będzie bolał aż do końca odbierając sporo przyjemności z jazdy. Pora na dłuuugi zjazd do Tylmanowej. Przez Ochotnicę (najdłuższa wieś w Polsce, 25km!). Na luzie żeby odpocząć. Tak właściwie to delikatnie w dół jest aż do Gołkowic ale nie czuć tego bo jest pod wiatr. W Tylmanowej skręcam w wojewódzką na New Sącz. Gdzieś tu licznik zaczyna wariować a jedyne co można zrobić to poczekać aż przestanie. Przerwę wykorzystuję więc na zjedzenie czegoś i dopompowanie opon. Licznik w końcu naprawia się ale liczy w milach/stopach (próba przestawienia może skończyć się utratą wszystkich danych więc nie ryzykuję). Jest gorąco (a może nawet upalnie). Przez Zabrzeż docieram do Łącka. Fajnie, tyle jeżdżę po tych okolicach a w Łącku rowerem jeszcze nie byłem. Przerwa na ładnym rynku, jedzenie, krem. Przysiada się jakiś dziadek na składaku. I nawiązuje się miła rozmowa, gdzie jadę, skąd, o rowerach itp. Nie powiem mu o całej trasie bo i tak mi nie uwierzy, mówię więc że z Krakowa na Przehybę i że wrócę pociągiem z Sącza. Całkiem miło mi się z nim gadało ale pora się zbierać. Bo tak przeliczam czas i wychodzi mi że na Przehybie będę o 18, na Radziejowej o 19 a do cywilizacji zjadę o 20. I to jak dobrze pójdzie. Jak się potem okazało niewiele się pomyliłem z tymi godzinami. Ułożyłem też plan awaryjny - z Radziejowej z powrotem na Przehybę i zjazd asfaltem. Po drodze przejeżdżam przez Maszkowice, trochę się boję bo podobno dużo tu Cyganów (ale udało się, nie napadli mnie). Na rondzie w Gołkowicach Dolnych skręcam w prawo na most na Dunajcu. Widać stąd już maszt na Przehybie. Potem Gołkowice Górne no a dalszą drogę na Przehybę to już znam na pamięć. Skrudzina, Gaboń, Praczka te nazwy brzmią znajomo. Kupuję jeszcze zapas picia w sklepie i jestem gotowy na podjazd. Najpierw upalnie, potem w cieniu coraz chłodniej. Kolejne tabliczki z km do szczytu, kolejne serpentyny, nachylenie rzadko przekracza 10%. Niby nie jest jakiś ciężki ten podjazd ale jestem już "trochę" zmęczony i "trochę" się śpieszę. Bolący tyłek też nie poprawia sytuacji. Nie bardzo wiem też jak wysoko już jestem (licznik pokazuje w stopach). Na górę jedzie też jakiś chłopak, raz ja go wyprzedzam raz on mnie, ale w końcu to ja wychodzę na prowadzenie. Aha po drodze zepsuł mi się aparat - różowawy ekran i poziome paski na zdjęciach - pewnie te wstrząsy i kąpiele w pocie mu nie służą ;) Na szczęście kilka zdjęć później sam się naprawił. W końcu wyłania się maszt na szczycie góry. Na Przehybie jestem chwilę przed 18, 2 godziny od startu z ronda (tyle ile planowałem). Pomimo późnej pory pod schroniskiem sporo turystów. Chwilka przerwy (upuszczanie powietrza z opon) i pora na atak na ostatni dziś wysoki szczyt - Radziejową. Tabliczka mówi o 1,5 - 2h pieszej wędrówki. A niby tylko ~5km. Z początku szlak zapowiada się nie najlepiej - tak jakby zdewastowany wywózką drewna. Na szczęście potem jest trochę lepiej, generalnie większość to jazda, trochę w dół, trochę do góry. Turystów brak już o tej porze. Kawałek dalej widać już szczyt Radziejowej z wieżą widokową. Od tej strony da się podjechać. Radziejową zdobywam o 18.50, udało się! Ale mam 50 minut obsuwy później względem planu. Na szczycie jestem sam. Na wieżę nie wchodzę z tego samego powodu co na Mogielicy (+ brak czasu). Fotki, ostatni banan i pora na zjazd. A raczej sprowadzanie, bo stromizna podobna jak pod Mogielicą, ale liczyłem się z tym. Jednak widoki z tego zejścia wynagradzają wszystkie trudy, a widać m.in. skąpane w promieniach zachodzącego Słońca Tatry (zdjęcia nie wyszły kompletnie). Po chwili jestem na przeł. Żłobki. No i szczerze mówiąc to trochę się boję, jestem wysoko w górach (~1100m n.p.m.) a do zachodu Słońca kilkanaście minut. Teoretycznie zjazd do cywilizacji niebieskim szlakiem rowerowym powinien być tylko formalnością. Na mapie wygląda on na szutrówkę ale nigdy nim nie jechałem. No i co w razie jakiejś poważniejszej awarii (a coś zaczęło stukać w rowerze, sprawdzę to potem). A no i znów prawie się zgubiłem - już chciałem skręcać ale okazało się że szlak to następna w lewo. Tu spotykam jakąś terenówkę, upewniam się jeszcze czy dobrze jadę po czym ruszam w dół. Na szczęście zjazd był szybki, łatwy i przyjemny (i odrobinkę chłodny). Po drodze łapie mnie zachód Słońca. Do Rytra zleciałem z przełęczy w pół godzinki :) Skręcam w lewo, krajówką na Sącz. Przerwa na przystanku, montuję wreszcie lampki, dorzucam atmosfer do opon i już chciałem liczyć km na mapie, ile do Krakowa. Ale się powstrzymałem, wolę jednak nie wiedzieć :D Robi się coraz ciemniej, na razie kierunek Stary Sącz. Skręcam do centrum. Na rynku przerwa, kupuję ostatni dziś zapas picia, jem czekoladę. Fajnie, nie byłem jeszcze wieczorem w Starym Sączu. Zbieram się w drogę, do Limanowej chcę dotrzeć skrótem przez Przyszową. Ale w tych ciemnościach nie znajdę tej cholernej drogi. Nic z tego, jadę jak leci krajówką na New Sącz. Niby na moście kończy się Stary a od razu zaczyna Nowy ale miasto ciągnie się i ciągnie. To jednak duże miasto. Zajechałbym na rynek i posiedział na ławeczce pod kasztanowcem ale nie bardzo wiem jak trafić. Jadę więc jak leci przelotówkami (są nawet zakazy dla rowerów). Hehe pięknie 10 wieczór a ja w Nowym Sączu :) W końcu most na Dunajcu i wyjeżdżam z miasta. I kawałek dalej zaczyna się ściana płaczu - podjazd, z tego co pamiętam z 300 na 600m. Ciągnie się on w nieskończoność. A ja co chwila staję i oglądam się za plecy - niesamowita panorama rozświetlonego miasta (na fotce coś tam widać). No niczym nie ustępuje ten widok tym co widziałem dziś w górach. Z tego co pamiętam na szczycie podjazdu pod Litaczem jest maszt, wypatruję więc jakichś czerwonych światełek. No i jakieś widzę (ale jak się potem okazało to jakiś maszt na zupełnie innej górze). Ten maszt widocznie nie ma światełek. W każdym razie podjazd wreszcie się kończy i jest bardziej płasko. No a potem kolejny dziś niezapomniany zjazd, do Limanowej :) Jego końcówka to jak lądowanie na pasie startowym, bo pośrodku na podwójnej ciągłej świecą się lampki. No i ląduję w Limanowej, a jest po 11. Całkiem chłodno się zrobiło, ubieram wreszcie kurtkę/czapkę. Przerwa na rynku. Przeliczam te stopy na metry i wychodzi mi jakieś 4100 z groszami. Cholera, mało. Do Krakowa droga niby górzysta ale czy uda się nabić te brakujące 900? Wyjeżdżam z miasta, kawałek krajówką, kawałek wojewódzką i na rondzie skręcam w boczną drogę przez Nowe Rybie, Stare Rybie. Po drodze pomagam komuś tam trafić na Bochnię i rozpoczynam wspinaczkę na ostatni cięższy (jak mi się wtedy wydawało, że ostatni, bo doszła jeszcze Chorągwica) podjazd. Gdyby nie ten tyłek to jechało by się nie najgorzej. Tzn. boli najbardziej jak się siada a po jakimś czasie boli mniej, więc lepiej cały czas siedzieć i nie wstawać ;) Latarni brak tu w ogóle więc jedzie się fajnie (a lampka na słabym trybie, coby oszczędzać aku). W końcu jest kościół w Starym Rybiu, a to oznacza że za chwilę kolejny super zjazd. Ale najpierw widoczki - bo widać stąd już światła Krakowa (w linii prostej ~40km). Chwila kontemplacji i sru w dół do Tarnawy. Zjazd się kończy ale to nie oznacza że nie jest fajnie. Bo jest, kompletne ciemności i rozgwieżdżone niebo. Nie mogę się napatrzeć na te gwiazdy. Jest po prostu magicznie. W takich chwilach jak ta nachodzą mnie różne egzystencjalne pytania. Czy jesteśmy sami we Wszechświecie? Czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy ja naprawdę istnieję? Jak silny i inteligenty a zarazem słaby i głupi jest człowiek? Po chwili rozmyślania kończą się bo zaczyna się oświetlona droga. Cholera, przegapiłem skręt i wjechałem do Łapanowa, znowu trochę nadłożę. Ale przynajmniej zobaczę Łapanów nocą (i ten piękny dąb na rynku). Potem wjeżdżam na wojewódzką, podjazd, zjazd, most na Rabie i jest Gdów. Nawet nie odpoczywam tylko dokumentacyjna fotka. To już prawie w domu, nie wierzę że to wszystko się uda. Pozostaje jednak kwestia 5k. Bo licznik wskazuje tutaj 4480. Czyli braknie na pewno. Czy będzie mi się chciało dokręcać? Jeśli tak to gdzie? Po głowie chodzi Chorągwica. A może odpuszczę i będę potem żałował? Tzn. teoretycznie wiem że nawet jak braknie te 100-200m to ok. 5k i tak w rzeczywistości będzie bo licznik nie liczy gdy się niesie/pcha rower 2km/h, a trochę takich fragmentów było. Ale jednak chcę mieć zdjęcie licznika z tą wartością (jeśli nie w metrach to w stopach). Jeszcze się pomyśli. A póki co jadę dalej i sprawnie łykam kolejne hopki Pogórza Wielickiego. I tak jadę sobie jadę, aż tu po lewej dostrzegam wesoło mrugający na czerwono maszt w Chorągwicy :) No to już wiem gdzie skręcę w Wieliczce :) Na rondzie w Wieliczce jest ~4700. Skręcam na Chorągwicę. Pomimo takiej trasy w nogach podjazd robię na średniej tarczy, determinacja jest ogromna. Na szczycie fotka na tle masztu, żeby nie było że mnie nie było ;) Po przeliczeniu licznik wskazuje tu nieco ponad 4850. Szalony zjazd do miasta i w stronę Krakowa. Pomimo że wydaje mi się że jakieś malutkie podjazdy są, to licznik uparcie stoi w miejscu na liczbie 15933 (ft). Cholera może całkiem się zepsuł? W takim momencie?! W końcu jednak coś drgnął i dodał łaskawie kilka stóp. Po drodze przypominam sobie w myślach metr po metrze całą drogę do domu, czy są jakieś górki. I na której z nich będę dokręcał brakujące metry (a raczej stopy). Mały podjazd koło węzła na autostradzie. Obliczam ile ft odpowiada mojemu upragnionemu 5k. Wychodzi 16404. I tą liczbę powtarzam sobie w kółko w pamięci. Podjazd w Bieżanowie. Robię ze 3 razy ale przewyższenia przybywa mało co. Trzeba poszukać czegoś grubszego. Może podjazd na dwupasmówce pomiędzy Jerzmanowskiego a Aleksandry? Ale tu ścieżka rowerowa a po drugiej stronie komisariat policji, nie będę ryzykował. Następny pomysł. Podjazd pod CPN. Podjeżdżam raz ale też mało co przybywa. W końcu mam najlepszy pomysł - podjazd pod szpital dziecięcy na Prokocimiu. I tam też jadę. Nie pamiętam ile razy go zrobiłem, można by wypatrzeć ze śladu. W każdym razie każda runda to +50ft/15m. Podjeżdżam na stojąco na blokadzie (tyłek za bardzo już boli). I zjeżdżam też na stojąco. W końcu ostatni raz. Przekraczam magiczną liczbę 16404 - dokładnie jest 16425ft/5006m :) Udało się!!! Jeszcze tylko do sklepu po zimnego Okocimka, i do domu. W domu o 4 rano w niedzielę, 28 godzin od wyjazdu.

Niesamowita przygoda. Wszystkie 3 cele można uznać za zaliczone:
- Mogielica, Turbacz, Radziejowa zdobyte.
- Co prawda na wschód z Mogielicy się spóźniłem a z Radziejowej zjechałem chwilę przed zachodem ale nie zmienia to faktu że wschód/zachód spotkały mnie wysoko w górach.
- 5k zaliczone i to z okładem. Bo licznik pokazuje nieco ponad 5000 a GPSies trochę ponad 5600. A jest pewnie tak pomiędzy, uśredniając wpisuję więc 5300.
- Tak naprawdę to był jeszcze jeden, czwarty cel o którym nie wspomniałem. O wiele ważniejszy od tamtych trzech razem wziętych. Przeżyć wiele pięknych chwil w górach. I on również jak najbardziej się udał :)
Do niedawna miałem problem z wybraniem wycieczki sezonu ale po tej trasie problem się rozwiązał :) Jest to więc oficjalna Wycieczka Sezonu 2016 bo nie sądzę aby w tym roku udało mi się przejechać coś bardziej epickiego.



Wszystkie trzy będą dziś potrzebne
Wszystkie trzy będą dziś potrzebne © Pidzej
Pierwszy odpoczynek w Wieliczce
Pierwszy odpoczynek w Wieliczce © Pidzej
Pauza w Dobczycach
Pauza w Dobczycach © Pidzej
I w Wiśniowej
I w Wiśniowej © Pidzej
To miało być zdjęcie z serii:
To miało być zdjęcie z serii: "Standardowy widoczek z przeł. Wielkie Drogi" ale coś nie wyszło ;) © Pidzej
Na przeł. Gruszowiec. Jest mapa
Na przeł. Gruszowiec. Jest mapa © Pidzej
Kościół w Jurkowie
Kościół w Jurkowie © Pidzej
Wreszcie na dobrej drodze: skręt na Półrzeczki
Wreszcie na dobrej drodze: skręt na Półrzeczki © Pidzej
(zdjęcie przedstawia rower)
(zdjęcie przedstawia rower) © Pidzej
Zaczyna się przejaśniać
Zaczyna się przejaśniać © Pidzej
Na szlaku rowerowym
Na szlaku rowerowym © Pidzej
Na szlaku
Na szlaku © Pidzej
Rowerek
Rowerek © Pidzej
Na przeł. Przysłopek
Na przeł. Przysłopek © Pidzej
Szlak chwilowo zgubiłem ale jestem na dobrej drodze
Szlak chwilowo zgubiłem ale jestem na dobrej drodze © Pidzej
No i na Hali Stumorgowej
No i na Hali Stumorgowej © Pidzej
Stumorgi
Stumorgi © Pidzej
Śłońce nieźle dawało po oczach
Śłońce nieźle dawało po oczach © Pidzej
Kopuła szczytowa Mogielicy i wieża na niej
Kopuła szczytowa Mogielicy i wieża na niej © Pidzej
Widoczki z Polany Stumorgowej. Zdjęcie nijak ma się do tego co było widać na żywo
Widoczki z Polany Stumorgowej. Zdjęcie nijak ma się do tego co było widać na żywo © Pidzej
Podejście na Mogielicę
Podejście na Mogielicę © Pidzej
Jest bardzo stromo a kamienie luźne
Jest bardzo stromo a kamienie luźne © Pidzej
Mogielica zdobyta!
Mogielica zdobyta! © Pidzej
Widoczki z Mogielicy
Widoczki z Mogielicy © Pidzej
I jeszcze raz z Polany
I jeszcze raz z Polany © Pidzej
Coś się wkręciło
Coś się wkręciło © Pidzej
Zjazd szutrówką do Szczawy
Zjazd szutrówką do Szczawy © Pidzej
Odpoczynek na przystanku i chwile słabości
Odpoczynek na przystanku i chwile słabości © Pidzej
Na przeł. Przysłop Lubomierski
Na przeł. Przysłop Lubomierski © Pidzej
Sklepik - barak na przełęczy. Dobrze że jest, nie raz uratował mi życie ;)
Sklepik - barak na przełęczy. Dobrze że jest, nie raz uratował mi życie ;) © Pidzej
Koło parkingu w Lubomierzu - Rzekach
Koło parkingu w Lubomierzu - Rzekach © Pidzej
Dolina Kamienicy. Oddziela Beskid Wyspowy od Gorców
Dolina Kamienicy. Oddziela Beskid Wyspowy od Gorców © Pidzej
Wjazd do GPN
Wjazd do GPN © Pidzej
Polana Papieżówka
Polana Papieżówka © Pidzej
Papieżówka
Papieżówka © Pidzej
Podobno spał tu sam Papież
Podobno spał tu sam Papież © Pidzej
Niespodzianka - zamknięty szlak
Niespodzianka - zamknięty szlak © Pidzej
Niebieski pieszy/czerwony rowerowy na przeł. Borek. Bardzo fajny szlak
Niebieski pieszy/czerwony rowerowy na przeł. Borek. Bardzo fajny szlak © Pidzej
Mini bród
Mini bród © Pidzej
Mała zapora
Mała zapora © Pidzej
Nieco większa przeszkoda
Nieco większa przeszkoda © Pidzej
Nieco większa przeszkoda. Mostku brak
Nieco większa przeszkoda. Mostku brak © Pidzej
Na przełęczy
Na przełęczy © Pidzej
Na przełęczy. Fajne miejsce na odpoczynek
Na przełęczy. Fajne miejsce na odpoczynek © Pidzej
Żółty na czoło Turbacza. Nie wygląda stromo ale stromo było
Żółty na czoło Turbacza. Nie wygląda stromo ale stromo było © Pidzej
Na szlaku
Na szlaku © Pidzej
Wreszcie na polanie
Wreszcie na polanie © Pidzej
Odrobina krwi
Odrobina krwi © Pidzej
Jest i Babia
Jest i Babia © Pidzej
Ołtarz na czole Turbacza
Ołtarz na czole Turbacza © Pidzej
Odpoczynek pod schroniskiem
Odpoczynek pod schroniskiem © Pidzej
Schronisko pod Turbaczem
Schronisko pod Turbaczem © Pidzej
I widoczki z tarasu :)
I widoczki z tarasu :) © Pidzej
Końcowy atak na szczyt
Końcowy atak na szczyt © Pidzej
Turbacz!
Turbacz! © Pidzej
Turbacz zdobyty!
Turbacz zdobyty! © Pidzej
Turbacz
Turbacz © Pidzej
I widoczki z niego
I widoczki z niego © Pidzej
Widoczki z Turbacza
Widoczki z Turbacza © Pidzej
Widoczki z Hali Długiej
Widoczki z Hali Długiej © Pidzej
Hala Długa
Hala Długa © Pidzej
Na czerwonym szlaku. Okolice Polany Zielenicy
Na czerwonym szlaku. Okolice Polany Zielenicy © Pidzej
Widoczki z Polany Zielenicy
Widoczki z Polany Zielenicy © Pidzej
Widoczki z Zielenicy
Widoczki z Zielenicy © Pidzej
Nie wygląda stromo ale to był najcięższy odcinek
Nie wygląda stromo ale to był najcięższy odcinek © Pidzej
A to już prawie na przełęczy
A to już prawie na przełęczy © Pidzej
Na przeł. Knurowskiej
Na przeł. Knurowskiej © Pidzej
Wzdłuż Dunajca
Wzdłuż Dunajca © Pidzej
Przymusowa przerwa (aż licznik się naprawi)
Przymusowa przerwa (aż licznik się naprawi) © Pidzej
Pierwszy raz na rowerze w Łącku
Pierwszy raz na rowerze w Łącku © Pidzej
Dunajec
Dunajec © Pidzej
Ledwie widoczny na zdjęciu maszt na Przehybie. Góra nie wygląda wysoko ale jest 850m wyżej!
Ledwie widoczny na zdjęciu maszt na Przehybie. Góra nie wygląda wysoko ale jest 850m wyżej! © Pidzej
Nie sposób nie trafić
Nie sposób nie trafić © Pidzej
Odpoczynek pod sklepem
Odpoczynek pod sklepem © Pidzej
Podjazd na Przehybę
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. Aparat się zepsuł :/
Podjazd na Przehybę. Aparat się zepsuł :/ © Pidzej
Podjazd na Przehybę
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. Dobrze że sa tabliczki z pozostałymi km (chociaż trochę oszukują)
Podjazd na Przehybę. Dobrze że sa tabliczki z pozostałymi km (chociaż trochę oszukują) © Pidzej
Podjazd na Przehybę
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Koniec asfaltu. Wyłania się RTON Przehyba. Ciekawy efekt na niebie
Koniec asfaltu. Wyłania się RTON Przehyba. Ciekawy efekt na niebie © Pidzej
Schronisko na Przehybie. Aparat się naprawił
Schronisko na Przehybie. Aparat się naprawił © Pidzej
Tarasik widokowy na Przehybie
Tarasik widokowy na Przehybie © Pidzej
Na Radziejową jeszcze kawałek
Na Radziejową jeszcze kawałek © Pidzej
Widoczki z czerwonego szlaku
Widoczki z czerwonego szlaku © Pidzej
Na szlaku. Początek był trochę ciężki
Na szlaku. Początek był trochę ciężki © Pidzej
Wyłania się Radziejowa!
Wyłania się Radziejowa! © Pidzej
Widoczki ze szlaku
Widoczki ze szlaku © Pidzej
Już niedaleko
Już niedaleko © Pidzej
Radziejowa zdobyta! Hehe na zdjęciu twarz ma jakieś takie trupie barwy ;) Ale mniej więcej oddaje to stan fizyczny w jakim się wtedy znajdowałem :D
Radziejowa zdobyta! Hehe na zdjęciu twarz ma jakieś takie trupie barwy ;) Ale mniej więcej oddaje to stan fizyczny w jakim się wtedy znajdowałem :D © Pidzej
Obelisk na Radziejowej
Obelisk na Radziejowej © Pidzej
Strome zejście ze szczytu
Strome zejście ze szczytu © Pidzej
I widoczki z niego :)
I widoczki z niego :) © Pidzej
Widoczki
Widoczki © Pidzej
Na przeł. Żłobki. Ciągle jeszcze wysoko w górach
Na przeł. Żłobki. Ciągle jeszcze wysoko w górach © Pidzej
A zachód Słońca tuż tuż
A zachód Słońca tuż tuż © Pidzej
Niebieski rowerowy do Rytra
Niebieski rowerowy do Rytra © Pidzej
Zjazd był bardzo szybki
Zjazd był bardzo szybki © Pidzej
Pożółkłe liście na drzewie. Czy to już jesień?! Przecież sezon dopiero co się zaczął
Pożółkłe liście na drzewie. Czy to już jesień?! Przecież sezon dopiero co się zaczął © Pidzej
Zjazd do Rytra
Zjazd do Rytra © Pidzej
DK87. Chwilowo chodnikiem bo jeszcze nie założyłem lampek
DK87. Chwilowo chodnikiem bo jeszcze nie założyłem lampek © Pidzej
Odpoczynek na przystanku
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Na rynku w Starym Sączu
Na rynku w Starym Sączu © Pidzej
A to gdzieś w Nowym Sączu
A to gdzieś w Nowym Sączu © Pidzej
A to miał być fajny widoczek z mostu na Dunajcu
A to miał być fajny widoczek z mostu na Dunajcu © Pidzej
Panorama Nowego Sącza z podjazdu. Była niesamowita
Panorama Nowego Sącza z podjazdu. Była niesamowita © Pidzej
Kiedy myślisz że to już szczyt a tu taki znak
Kiedy myślisz że to już szczyt a tu taki znak © Pidzej
Kościół po drodze. Nie pamiętam w jakiej miejscowości
Kościół po drodze. Nie pamiętam w jakiej miejscowości © Pidzej
Na rynku w Limanowej
Na rynku w Limanowej © Pidzej
Pod kościołem w Starym Rybiu
Pod kościołem w Starym Rybiu © Pidzej
Na rynku w Łapanowie, pod pięknym dębem
Na rynku w Łapanowie, pod pięknym dębem © Pidzej
A to już Gdów. Do domu rzut beretem
A to już Gdów. Do domu rzut beretem © Pidzej
Ale najpierw Chorągwica :)
Ale najpierw Chorągwica :) © Pidzej
EDIT: po dłuuugiej walce z licznikiem jednak jest wymarzona fotka :)
EDIT: po dłuuugiej walce z licznikiem jednak jest wymarzona fotka :) © Pidzej

NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 25%
WYSOK MAX: 1310
0.00 - 4.00
7,5l
6 bananów, 5 kanapek z pasztetem, 1,5 czekolady, baton energetyczny

EDIT 2: chyba doszłem do limitu długości wpisu na Bikestats :D Bo chcę coś więcej napisać a ucina wpis hehe. Teraz są 63692 znaki (ze spacjami).


Kategoria ^ UP 5000-5999m, > km 300-349, Korona Gór Polski, Terenowo, ! Wycieczka Sezonu 2016

Miasto

d a n e w y j a z d u 30.07 km 0.00 km teren 01:41 h Pr.śr.:17.86 km/h Pr.max:41.50 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:144 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Środa, 24 sierpnia 2016 | dodano: 26.08.2016



Potem na działkę zrobić to i owo.

NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 6%
WYSOK MAX: 238
17.25 - 19.50

Serwis: czyszczenie i smarowanie napędu (włącznie z tylną przerzutką), podmiana łańcucha, serwis amortyzatora, regulacja hamulców, zamiana stronami klocków hamulcowych w tylnym hamulcu, kontrola połączeń śrubowych, pompowanie opon, mycie roweru, klejenie siodełka i obklejanie newralgicznych miejsc ramy


Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo, Działka

Niby lajtowa wycieczka po górkach

d a n e w y j a z d u 155.00 km 25.50 km teren 09:29 h Pr.śr.:16.34 km/h Pr.max:61.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2450 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 20 sierpnia 2016 | dodano: 23.08.2016



"Niby lajtowa" bo w założeniach miała być lajtowa a w rzeczywistości aż tak lekko nie było. Ale po kolei.

Dziś na tapetę wziąłem 2 niewysokie pasma górskie: Pasmo Łopusza i Kobyły (Beskid Wyspowy) oraz Pasmo Szpilówki (Pogórze Wiśnickie). Jako że wycieczka miała być prosta, łatwa i przyjemna wyjechałem dopiero koło świtu, a dokładniej o wpół do szóstej. Heh pierwszy raz od kilku miesięcy wyspałem się przed wyjazdem (jakieś 3 godzinki). Trochę dziwnie tak wyjeżdżać, zwykle o tej porze to mam na liczniku już 100km ;) Wschód Słońca oglądam na węźle drogowym w Bieżanowie. Trochę chłodno, temp. min. to dziś 14'C. Droga do Gdowa mija szybko, tu jem śniadanie. Przejeżdżam przez Rabę i w Łapanowie kolejna przerwa, pod pięknym rozłożystym dębem. Dziś nie śpieszy mi się nigdzie. Zdejmuję kurtkę i czapkę bo już ciepło. Za Łapanowem odbijam w boczną drogę przez Trzcianę. Jest jakiś remont ale rowerem da się przejechać. Potem kawałek wojewódzką i jestem w Żegocinie, koło 9tej. Asfaltowa dojazdówka to dziś raptem ~50km. Przerwa w jakiejś altance, krem z filtrem, nieśpieszne przeglądanie mapy i przygotowawanie roweru do górskiej wędrówki (ciśnienie w dół, lampki do plecaka a plecak na plecy). Po czym szukam zielonego szlaku. W końcu jest. Stromo wspinająca się do góry betonowa droga po chwili kończy się i zaczyna się mozolna wspinaczka na Łopusze Zachodnie (jakieś 300m wyżej niż Żegocina). Trochę jazdy, trochę pchania szlak oznaczony fatalnie. Po drodze spotykam grzybiarza, też z Krakowa, rozmawiamy chwilę. Zmieniam szlak na niebieski i po chwili jest szczyt. Grzbietem pasma jedzie się super. Jest nawet dość długi asfaltowy fragment. Wg. mapy za Łopuszem Wschodnim szlak kończy się ale okazało się że jest nowy, żółty szlak. Fajnie, nie zgubię się. Końcówka pasma (2 szczyty: Kobyła i Kopiec) mija szybko i przyjemnie i zjeżdżam do asfaltu. Przejazd pasmem Łopusza i Kobyły zajął mi ok. 2 godz. Odpoczynek w jakiejś altance, podziwianie widoczków itp. Jest super. Potem szalony zjazd asfaltem i w lewo na Rajbrot (trochę do góry). Całkiem gorąco się zrobiło. W Rajbrocie jestem koło południa, odpoczynek pod kościołem. I w górę zielonym szlakiem. Najpierw asfaltem, potem polna droga ale chyba zgubiłem szlak bo w końcu jadę na przełaj polem. Odnajduję jakąś leśną drogę ale oznaczeń szlaku nie ma. W dodatku zbocze opada na lewo a nie na prawo. Nie jet jednak tak źle bo z mapy wynika że objadę Dominiczną Górę z północy zamiast z południa i potem można dołączyć do szlaku. I rzeczywiście tak jest po przedarciu się przez jakieś pole (to prawdopodobnie tu złapałem kleszcza, na szczeście w porę usunięty) dobijam do zielonego szlaku. Potem kawałek czernym (szeroka droga) i z tego co pamiętam to tu chyba był najcięższy dziś wypych (nie ma na zdjęciach). Na Piekarskiej Górze jakaś altanka i krzyż - tu zjadam ostatnie 1,5 banana (bo pół mi spadło). Po odpoczynku ruszam dalej. Bardzo przyjemna jazda grzbietem pasma (Szpilówka & Bukowiec) i stromy zjazd na jakąś przełęcz bez nazwy (pasmo przecina tu asfaltowa droga). I tu najbardziej się dziś zgubiłem (widać na śladzie). Nie wiem ile ale bardzo długo błądziłem jakimiś błotnistymi drogami w poszukiwaniu szlaku. Nieźle byłem wkurwiony. W końcu cofnąłem się na przełęcz i udało mi się złapać szlak. Końcówka pasma to już formalność ale na samym końcu odbijam ze szlaku aby zaliczyć Machulec (jakiś maszt & widoczki). Przez jakieś sady owocowe dojeżdżam do asfaltu i zjazd do Czchowa. Przejazd pasmem Szpilówki zajął mi niecałe 4 godz. W Czchowie godzinny odpoczynek na rynku (też pod ładnym dębęm), fajnie, nie byłem jeszcze na rynku w Czchowie. O 17 ruszam w drogę powrotną, do domu jakieś 60km. Ta minęła już bez przygód, poza tym że znowu bolała mnie dupa, nie wiem dlaczego. Tymowa potem Lipnica Murowana (tu wreszcie kupuję picie bo skończyło mi się w Czchowie). I skrótem (tu przez chwilę odrobinę kropiło) na Nowy Wiśnicz. Potem bocznymi drogami (remont mostu ale była kładka obok) do krajówki. Zbliża się zmrok, zakładam lampki. Pagórkowatą i z asfaltowym poboczem DK94 bardzo fajnie się wraca. Wieliczka, potem po zimne piwko na osiedlu i do domu. W domu po 9tej. Udana wycieczka, właśnie czegoś takiego potrzebowałem, takiej chwili wytchnienia od rekordowych tras.

Zaliczone szczyty:
Łopusze Zachodnie 658,1
Łopusze Wschodnie 600
Kobyła 605,3
Kopiec 585
Dominiczna Góra 468
Piekarska Góra 515
Szpilówka 516
Bukowiec 494
Machulec 483

Lipczonka 355

Wschód Słońca nad węzłem drogowym
Wschód Słońca nad węzłem drogowym © Pidzej
Śniadanie w Gdowie
Śniadanie w Gdowie © Pidzej
Odpoczynek pod pięknym dębęm w Łapanowie
Odpoczynek pod pięknym dębęm w Łapanowie © Pidzej
Dąb w Łapanowie
Dąb w Łapanowie © Pidzej
Dąb w Łapanowie
Dąb w Łapanowie © Pidzej
Rowerek
Rowerek © Pidzej
Odpoczynek w Żegocinie
Odpoczynek w Żegocinie © Pidzej
Żegocina
Żegocina © Pidzej
Początek zielonego szlaku
Początek zielonego szlaku © Pidzej
Extremalnie szeroka leśna droga ale szlak nią nie prowadzi
Extremalnie szeroka leśna droga ale szlak nią nie prowadzi © Pidzej
Na szlaku
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku
Na szlaku © Pidzej
Pierwszy dziś szczyt zdobyty!
Pierwszy dziś szczyt zdobyty! © Pidzej
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie, przejechałem nim w zeszłym roku
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie, przejechałem nim w zeszłym roku © Pidzej
Na szlaku. Chwilowo asfalt
Na szlaku. Chwilowo asfalt © Pidzej
Jest nowy, żołty szlak
Jest nowy, żołty szlak © Pidzej
Na szlaku
Na szlaku © Pidzej
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie raz jeszcze
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie raz jeszcze © Pidzej
A to chyba Kobyła
A to chyba Kobyła © Pidzej
Na szlaku
Na szlaku © Pidzej
Altanka po zjeździe z pasma
Altanka po zjeździe z pasma © Pidzej
I widoczki z niej
I widoczki z niej © Pidzej
Odpoczynek w Rajbrocie
Odpoczynek w Rajbrocie © Pidzej
Do Czchowa pieszo 6,5 h. Ja przejechałem w niecałe 4 ale sporo błądziłem
Do Czchowa pieszo 6,5 h. Ja przejechałem w niecałe 4 ale sporo błądziłem © Pidzej
A to już nie wiem czy jeszcze na szlaku czy już nie
A to już nie wiem czy jeszcze na szlaku czy już nie © Pidzej
Jakaś niby droga przez las
Jakaś niby droga przez las © Pidzej
Jakaś niby droga przez las
Jakaś niby droga przez las © Pidzej
Rowerek
Rowerek © Pidzej
Kawałek przez pole (droga się skończyła)
Kawałek przez pole (droga się skończyła) © Pidzej
Z powrotem na zielonym szlaku
Z powrotem na zielonym szlaku © Pidzej
Był nawet mały bród (na czarnym szlaku)
Był nawet mały bród (na czarnym szlaku) © Pidzej
Na szlaku. Jedna z wiecznych kałuż
Na szlaku. Jedna z wiecznych kałuż © Pidzej
Na Piekarskiej Górze
Na Piekarskiej Górze © Pidzej
Na Piekarskiej Górze
Na Piekarskiej Górze © Pidzej
Toalety na szlaku ;)
Toalety na szlaku ;) © Pidzej
Po dłuuugim błądzeniu z powrotem na szlaku. No szlak generalnie był idealny na rower :)
Po dłuuugim błądzeniu z powrotem na szlaku. No szlak generalnie był idealny na rower :) © Pidzej
Na szlaku. Tu wypada jakiś szczyt (betonowy słupek)
Na szlaku. Tu wypada jakiś szczyt (betonowy słupek) © Pidzej
Maszt na szczycie Machulca
Maszt na szczycie Machulca © Pidzej
Przez sady owocowe
Przez sady owocowe © Pidzej
Asfaltem do Czchowa
Asfaltem do Czchowa © Pidzej
Na rynku w Czchowie
Na rynku w Czchowie © Pidzej
Do Wieliczki jeszcze kawałek
Do Wieliczki jeszcze kawałek © Pidzej
W Lipnicy Murowanej
W Lipnicy Murowanej © Pidzej
W Nowym Wiśniczu
W Nowym Wiśniczu © Pidzej
Był nawet kawałek tęczy
Był nawet kawałek tęczy © Pidzej
Ostatnie widoczki na górki
Ostatnie widoczki na górki © Pidzej
Słońce chyli się ku zachodowi
Słońce chyli się ku zachodowi © Pidzej
Zachód Słońca nad nieczynną kopalnią soli Siedlec-Moszczenica
Zachód Słońca nad nieczynną kopalnią soli Siedlec-Moszczenica © Pidzej
Powrót krajówką
Powrót krajówką © Pidzej

NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 24%
WYSOK MAX: 627
5.30 - 21.20
4l
3 kanapki z pasztetem, 2,5 banana, 2 czekolady


Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 150-199, Terenowo

Miasto

d a n e w y j a z d u 35.46 km 0.00 km teren 01:51 h Pr.śr.:19.17 km/h Pr.max:36.80 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:105 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Czwartek, 18 sierpnia 2016 | dodano: 23.08.2016



Po mieście. Było trochę terenu.

NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 231
18.10 - 20.10
0,1l


Kategoria > km 010-049, Terenowo

Działka + miasto

d a n e w y j a z d u 38.90 km 0.00 km teren 02:13 h Pr.śr.:17.55 km/h Pr.max:29.30 km/h Temperatura:17.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:171 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Środa, 17 sierpnia 2016 | dodano: 23.08.2016



Na działkę m.in. przyciąć winogrono a potem po mieście. Było sporo terenu.

NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 8%
WYSOK MAX: 249
16.30 - 20.10
pączek, trochę malin/jeżyn


Kategoria > km 010-049, Działka, Terenowo

Skrzyczne i inne fajne górki :)

d a n e w y j a z d u 311.44 km 17.00 km teren 18:03 h Pr.śr.:17.25 km/h Pr.max:61.50 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:4463 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 | dodano: 16.08.2016



Uwaga długi opis i dużo zdjęć ;) Ktoś pewnie zapyta po co tak się wysilam? Ano po to że bikestats to taki mój "rowerowy pamiętniczek", ja to piszę głównie dla siebie :) A że czasem ktoś to przeczyta i skomentuje to też fajnie :)

Znów miałem ochotę na góry, dużo gór ale że w ostatnim tygodniu sporo padało to jeśli jakiś teren to raczej lekki (nie bawi mnie jazda w błocie, tzn. jechać się da ale rower trzymam w pokoju więc trzeba by go umyć a myjek ciśnieniowych nie uznaję). Mówisz "duża góra i lekki teren" - myślisz: "Skrzyczne". Pasuje idealnie no i dawno tam nie byłem - ostatnio w 2012r. Do tego jeszcze jakaś Magurka/Chrobacza (też dawno nie byłem), w ostateczności Żar (byłem w zeszłym roku). Jeszcze się zobaczy. Pewną niedogodnością jest to że nie mam mapy Beskidu Śląskiego/Małego, nie zdążę też kupić - zrobiłem więc fotki kilku kluczowych fragmentów map Compassu online ;) Będą musiały wystarczyć. Jako że "teren" lekki nie będę męczył się z plecakiem (szybko bolą mnie plecy) tylko wezmę sakwę. Ale oponki oczywiście terenowe.

Wyjazd punktualnie o północy. Lubię tak wcześnie wyjeżdżać i tą nocną jazdę - bo na początku trzeba jechać przez doskonale znane okolice a w nocy prezentują się inaczej, po prostu nie jest nudno. Przespać się przed wyjazdem nawet nie próbowałem bo i tak mi się to nie uda - poleżałem tylko jakąś godzinkę. Na zachód wylot jest raczej jeden - Skawina. Tam też jadę. Ubrałem długie spodnie i kurtkę a tu tymczasem kilkanaście stopni. Szybko ją więc zdejmuję. Przy okazji odkrywam że butelka mineralnej w sakwie cieknie - wylała się prawie cała. Strata niewielka - 0,59zł ;), nic istotnego też nie zalała ale problemem jest to że w nocy w święto nowej nie kupię. Pozostaje litr energetyka, który będzie mi musiał wystarczyć do świtu. Oprócz tego wkurza mnie też tylni hamulec (BB5) - świeżo wyregulowany a prawie nie hamuje. Próby kręcenia pokrętłem/baryłką skutkują tylko wzmożeniem irytującego dzwonienia a nie poprawą siły. Zajmę się nim później. W Skawinie śniadanie i obmyślanie jak jechać - postanawiam że na Kalwarię, bo przez Zator czy też Sułkowice w tym sezonie już rozpoczynałem wycieczki. Na moście na Skawie robię fotkę elektrowni - moim zdaniem fajnie wyszła. Wojewódzka na Kalwarię fajna - ruch żaden, pagórkowata (raczej do góry niż w dół) no i dużo nieoświetlonych odcinków. Takimi jedzie się super, szkoda że niebo raczej zachmurzone więc gwiazd niewiele. Drogi miejscami mokre, widać wczoraj padało. W Kalwarii przerwa tylko na dokumentacyjną fotkę - żeby nie było że mnie nie było ;). I obieram kurs na Wadowice. DK52 to raczej nie jest droga na rower. Ale w nocy i w święto ruch jest prawie zerowy. Ten odcinek też fajnie pagórkowaty. Chwila moment i są Wadowice. Fajnie, nie byłem jeszcze w Wadowicach w nocy. Niby wypadało by posiedzieć na rynku ale nie jestem w ogóle zmęczony. Więc fotka i na Andrychów. W Andrychowie z marszu skręcam na Kocierz. Podjazd niby lekki bo na średniej tarczy ale raz musiałem sobie odpocząć. Do świtu niedaleko ale wszystko zasnute chmurami więc raczej ciemno. Nici z podziwiania wschodu Słońca z przełęczy. Fotka niby wschodu i w dół. Leci się fajnie ale nieźle wytelepało mnie z zimna (a temp. min. to dziś to niby tylko/aż 12'C). Przed Żywcem już jasno. Ale pogoda nie zapowiada się najlepiej - drogi mokre, trochę mgieł a wszystko zasnute chmurami (Skrzycznego nie widać). Nie wiem czy jest sens pakować się w taką pogodę w góry. Na rynku w Żywcu zasłużona dłuższa przerwa (na liczniku ~95km). Coś tam jem i kombinuję przy tym hamulcu. Wystarczyło przesunąć zacisk bliżej koła i jest kotwica - blokuje koło bez problemu. Tak to można jechać w góry. Oglądam też mapę szukając drogi na Lipową-Ostre (tu zaczyna się podjazd na Skrzyczne). Nic mi ona jednak nie mówi. Na razie jadę więc trochę na czuja. W jakimś sklepie kupuję 2l wodę i pytam o drogę. Potem drugi i trzeci raz, w końcu wiem gdzie jestem. Nad Skrzycznem chwilowo rozpogadza się. To dodaje otuchy. Na parkingu w Lipowej przerwa - do użycia wchodzi krem z filtrem. Zdejmuję też lampki (ciśnienia z opon upuszczę później, na końcu asfaltu). Na rozdrożu podejmuję decyzję że na szczyt pojadę nie serpentynami a drogą która zatacza pętlę (jeszcze nie jechałem). Nie pierwszej świeżości asfalt po chwili urywa się. I zaczyna się lekko kamienista szutrówka. Droga ciągnie się w nieskończoność a nie bardzo można się posiłkować wskazaniami altimetru (licznik znowu zaczął wariować i liczy w milach/stopach). Klimat - jest po prostu magicznie - te chmury i mgły unoszące się znad lasów! Zdjęcia oddają tylko w niewielkim stopniu to jak było pięknie. Do tego totalnie pusto, na podjeździe nie spotkałem żywej duszy! Jeśli chodzi o nachylenie to najpierw stromo, potem średnio a na końcu wręcz płasko. Do momentu w którym obie szutrówki łączą się. Tu zaczyna się stromsza i cięższa droga, ale dalej podjeżdżalna. Końcówka to krótki wypych niebieskim szlakiem - no tutaj to już ciężko coś ukręcić. Skrzyczne zdobywam o 9.20 - udało się! Jest całkiem chłodno - licznik pokazuje 55'F - hehe nie mam pojęcia ile to jest ;) (po przeliczeniu na ludzkie jednostki wychodzi 13'C) Turystów niewiele, widoczność słaba. Przerwa, jakieś jedzenie, fotki z improwizowanego statywu z kamienia/kawałka rozbitego szkła (którego tu pełno :/ ot kultura...). I myślę nad zjazdem. Na mapie jest zachęcająco wyglądający czerwony rowerowy. Ale nie mam pojęcia jaki on trudny (a nie chcę wpakować się w jakiś tor downhillowy). Więc bez eksperymentów - zjazd drugą szutrówką, tą bardziej powywijaną. Leciało się pięknie a pomimo kurtki zmarzłem nieźle. Mijałem wielu rowerzystów zmierzających do góry. Po drodze spadł mi łańcuch ale dotoczyłem się tak do parkingu. Tutaj planuję co dalej. A coś czuję że na Magurce i Chrobaczej się nie skończy ;) Po głowie chodzi jeszcze Żar i Przegibek - razem będzie chyba wszystko co ciekawsze z asfaltu/lekkiego terenu w tej okolicy. Układam to w głowie w jakąś sensowną trasę. Na wiadukcie nad S69 oczekiwanie aż licznik przestanie wariować (nie chcę stracić liczby przewyższeń) pożytkuję na dopompowanie opon. Całkiem ciepło się zrobiło. Kawałek krajówką i skręcam na Wilkowice. Tu odpoczynek przed podjazdem na Magurkę. Pomimo asfaltu raczej ciężko - kilkanaście procent jest często gęsto. Magurkę zdobywam o 13.30. Ludzi dużo, piękne widoki na Beskid Śląski. Przerwa. Szalony zjazd (tutaj 40km/h to już dużo). Kupuję wodę w sklepie i w dół w stronę B-B. Wiem że na przełęcz to gdzieś w prawo. Krążę góra-dół, pytam 2 razy o drogę ale nikt nic nie wie O.o Po chwili uświadamiam sobie że pomyliły mi się nazwy - pytałem o Kubalonkę a nie Przegibek :D No troszkę wtopa. Wreszcie pytam używając właściwej nazwy i trafiam we właściwy skręt. Przerwa w jakimś niby parku. I do góry. Raczej lekko i w lesie - najłatwiejsza dziś górka. Szybki zjazd i ukazuje się kolejny dziś cel - Żar. Przerwa na jakimś przystanku, krem. I do góry. Początek zawalony samochodami, powyżej stacji kolejki pusto. Ktoś tam próbuje się ze mną ścigać rzucając wyzywające spojrzenie ale odpuszczam - niech żyje sobie w nieświadomości ;) Bo u mnie na liczniku prawie 200km i ok. 3000 w pionie. Podjazd niezbyt ciężki ale trochę gorąco. Szczerze mówiąc to mam już dość na dziś i nie bardzo wyobrażam sobie jeszcze Chrobaczą i powrót do domu. Mimo to powoli bo powoli ale jakoś jadę. Żar zdobywam o 17.00. Stonka ludzi. Widoki pewnie jakieś są ale ciężko się do nich dopchać. Siadam więc gdzieś z boku, jem czekoladę i energybara z myślą że postawią mnie trochę na nogi. Szalony zjazd (najszybszy dziś, koło 60km/h) i z powrotem w Międzybrodziu. Pora na Chrobaczą. Jeden korek w tą stronę więc trochę po chodnikach. W końcu jestem u początku podjazdu. Hm trochę źle to zaplanowałem, najcięższa góra na koniec. Do tego trochę boli lewe kolano (a raczej przyczep czworogłowego) więc nie poszaleję. O dziwo jednak jedzie mi się lepiej niż na Żar O.o Może ten energybar zaczął działać. A może po prostu dlatego że jest przyjemnie chłodno. Najpierw asfalt, potem resztki asfaltu (właściwie to taki "teren" już, upuszczam więc powietrza z opon). Za plecami piękne widoki na jezioro i górki. Końcówka do schroniska po kamulcach. Chrobaczą Łąkę zdobywam o 19.05. Wreszcie cisza i spokój. Pod krzyżem zero ludzi. Widoki z platformy pewnie by były ale jakby zarosło drzewami. Więc fotka na tle krzyża i w dół. Tu postanawiam przeprowadzić mały eksperyment ;) Czy uda się zlecieć na dół bez żadnej przerwy na chłodzenie hamulców. No i udało się, hamowałem oboma na raz, a na lżejszych odcinkach trochę przodem, trochę tyłem na zmianę. Hydraulika zagotowała by się po drodze kilka razy a BB7+BB5 (tarcze jakieś tanie Alivio 160mm) dają radę, mocy nie zabrakło. Inna sprawa że chyba spaliłem klocki/tarcze bo przybrały dziwną barwę i jakby słabiej hamują :/ Może im przejdzie. No i na dole nie czułem dłoni. Aha i połowa lewej goleni amorka była ciepła ;) Zbliża się zmrok, wydawać by się mogło że koniec gór to koniec przygód. Ale ~100km do powrót do domu też był swego rodzaju "przygodą". Bolesną ;) Póki co do Kęt jedzie się nienajgorzej. W Kętach robi się ciemno. Przerwa na rynku, montuję lampki, dorzucam atmosfer do opon i kupuję 2 przedrożone 0,5l wody po 3zł/szt. (sklepy pozamykane). I ruszam, na razie na Oświęcim. Gdzieś tu za Kętami zaczyna nieznośnie boleć tyłek. Właściwie to lewa jego połowa, jakiś odgniot czy coś. Nie da się normalnie siedzieć, do końca trasy będę więc siedział prawą kością kulszową na środku siodełka. Nawet idzie tak jechać, choć nogi trochę przekoszone. Po drodze odbijam na Przeciszów. Odtąd kilometry będą dłużyły się strasznie. Wiele długich chwil później jest Zator. W Energylandii dzikie krzyki i wrzaski z rollecoastera. Przerwa na rynku, czekolada, ubieram kurtkę bo chłodno (kilkanaście stopni). Po tej przerwie zaczyna boleć i prawa część tyłka, nie jest dobrze :/ Ale nie boli tak jak lewa, da radę usiedzieć. Bardziej niepokoi ta lewa noga. Po drodze incydent który mógł zakończyć te męki ale w inny sposób. Ktoś od tyłu prawie we mnie wjechał... Awaryjne hamowanie aż silnik zgasł. Było blisko. Aż sprawdzam tylnią lampkę ale ta (Mactronic Walle I, czyli ten mocniejszy) na dość świeżych bateriach nieźle daje po oczach. To jest chyba ten moment w którym warto zastanowić się nad kamizelką odblaskową. No nic trzeba jechać dalej. W końcu kolano boli tak że włączam "tryb awaryjny". Tzn. pedałuję tylko prawą nogą. A na platformach idzie to nieporadnie. Mocny zamach prawą nogą, "jałowy obrót" lewą nogą byle tylko przełamać martwy punkt korby. I tak będzie aż do domu, jakieś 35km. O ile ból nogi da się tym sposobem wyeliminować to ból tyłka już nie - jazda na stojąco dobiła by kolano do reszty. Więc tak turlam się powoli co chwila klnąc z bólu przy poprawianiu pozycji na siodełku. W Skawinie przerwa na łyk wody. Przed Krakowem trzeba wymęczyć podjazd, potem 3 kolejne na osiedlach. Po drodze do sklepu po zimne piwko. Do domu dowlokłem się przed 2 w nocy.

Było grubo, mam dość na jakiś czas ;) W sumie to sił jeszcze trochę miałem tylko te kontuzje... Nie wiem czym spowodowane, pierwszy raz tak mnie bolała noga żebym nie mógł pedałować no i tyłek też pierwszy raz tak bolał. Ogólnie jednak warto było, satysfakcja jest. Jest nowy rekord dziennego przewyższenia. Po cichu liczyłem na 5000m ale to już raczej w przyszłym sezonie. A w tym raczej jakieś lżejsze wycieczki. Chyba że znowu mi coś odbije.

I trochę cyferek, tak dla porządku czasy podjazdu/zjazdu z gór:
- podjazd na Skrzyczne z parkingu w Lipowej-Ostre: 1h 40min
- zjazd ze Skrzycznego na parking: 30min
- podjazd na Magurkę: 45min
- zjazd z Magurki: 10min
- podjazd na Żar spod mostu: 1h
- zjazd z Żaru na most: 15min
- podjazd na Chrobaczą: 1h 5min
- zjazd z Chrobaczej: 10min ;)

Zaliczone szczyty:
Przeł. Kocierska 718
Skrzyczne 1257
Magurka Wilkowicka 909
Przeł. Przegibek 663
Żar 761
Chrobacza Łąka 828

Śniadanie w Skawinie
Śniadanie w Skawinie © Pidzej
Elektrownia w Skawinie. Nocą wygląda ciekawie
Elektrownia w Skawinie. Nocą wygląda ciekawie © Pidzej
Energy 2000 Przytkowice
Energy 2000 Przytkowice © Pidzej
W Kalwarii
W Kalwarii © Pidzej
W Wadowicach
W Wadowicach © Pidzej
Takie tam
Takie tam © Pidzej
W Andrychowie
W Andrychowie © Pidzej
Przeł. Kocierska zdobyta
Przeł. Kocierska zdobyta © Pidzej
Na Kocierzu przed wschodem Słońca
Na Kocierzu przed wschodem Słońca © Pidzej
Na Kocierzu przed wschodem Słońca
Na Kocierzu przed wschodem Słońca © Pidzej
Zimny zjazd z przełęczy
Zimny zjazd z przełęczy © Pidzej
W Żywcu
W Żywcu © Pidzej
Nad Skrzycznem chwilowo pogodnie
Nad Skrzycznem chwilowo pogodnie © Pidzej
Rowerek w pół terenowej wersji (z terenowymi oponkami ale z sakwą)
Rowerek w pół terenowej wersji (z terenowymi oponkami ale z sakwą) © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne. Jeszcze asfalt
Podjazd na Skrzyczne. Jeszcze asfalt © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne. Już szuter
Podjazd na Skrzyczne. Już szuter © Pidzej
Widoczki z podjazdu
Widoczki z podjazdu © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne
Podjazd na Skrzyczne © Pidzej
Widoczki z podjazdu. Było magicznie
Widoczki z podjazdu. Było magicznie © Pidzej
Widoczki z podjazdu. Było magicznie
Widoczki z podjazdu. Było magicznie © Pidzej
Skręt w stromszą leśną drogę
Skręt w stromszą leśną drogę © Pidzej
Widoczki spod szczytu były super
Widoczki spod szczytu były super © Pidzej
Krótki wypych niebieskim szlakiem
Krótki wypych niebieskim szlakiem © Pidzej
Na szczycie
Na szczycie © Pidzej
Skrzyczne zdobyte!
Skrzyczne zdobyte! © Pidzej
RTON Skrzyczne
RTON Skrzyczne © Pidzej
Skrzyczne
Skrzyczne © Pidzej
Odpoczynek przy stoliku
Odpoczynek przy stoliku © Pidzej
Widoczki spod szczytu były super
Widoczki spod szczytu były super © Pidzej
S69 i górki
S69 i górki © Pidzej
Jeszcze jeden rzut oka na Skrzyczne
Jeszcze jeden rzut oka na Skrzyczne © Pidzej
Złapany na przejeździe
Złapany na przejeździe © Pidzej
Tak wyglądał banan po zjeździe ze Skrzycznego ;) Ale dało się zjeść
Tak wyglądał banan po zjeździe ze Skrzycznego ;) Ale dało się zjeść © Pidzej
Kolejny cel: Magurka
Kolejny cel: Magurka © Pidzej
Podjazd na Magurkę
Podjazd na Magurkę © Pidzej
Podjazd na Magurkę
Podjazd na Magurkę © Pidzej
Schronisko na Magurce
Schronisko na Magurce © Pidzej
Magurka Wilkowicka zdobyta!
Magurka Wilkowicka zdobyta! © Pidzej
Odpoczynek
Odpoczynek © Pidzej
Widoczki z Magurki. To chyba Skrzyczne & Klimczok
Widoczki z Magurki. To chyba Skrzyczne & Klimczok © Pidzej
Podjazd na Przegibek
Podjazd na Przegibek © Pidzej
Przeł. Przegibek zdobyta!
Przeł. Przegibek zdobyta! © Pidzej
Wyłania się Żar
Wyłania się Żar © Pidzej
Jezioro Międzybrodzkie
Jezioro Międzybrodzkie © Pidzej
Odpoczynek przed podjazdem na Żar
Odpoczynek przed podjazdem na Żar © Pidzej
Podjazd na Żar ;)
Podjazd na Żar ;) © Pidzej
Samochodów mnóstwo
Samochodów mnóstwo © Pidzej
Podjazd na Żar
Podjazd na Żar © Pidzej
Zbiornik na szczycie
Zbiornik na szczycie © Pidzej
Stonka ludzi
Stonka ludzi © Pidzej
Stacja meteo na górze Żar
Stacja meteo na górze Żar © Pidzej
Widoczki z Żaru na jezioro
Widoczki z Żaru na jezioro © Pidzej
Posiłek na szczycie
Posiłek na szczycie © Pidzej
Żar zdobyty!
Żar zdobyty! © Pidzej
Ostatni łup na dziś: Chrobacza
Ostatni łup na dziś: Chrobacza © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą
Podjazd na Chrobaczą © Pidzej
Widoczki z podjazdu
Widoczki z podjazdu © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą. Nawierzchnia jakby gorsza
Podjazd na Chrobaczą. Nawierzchnia jakby gorsza © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą. Kamienie na końcówce
Podjazd na Chrobaczą. Kamienie na końcówce © Pidzej
Schronisko na Chrobaczej Łące
Schronisko na Chrobaczej Łące © Pidzej
Chrobacza Łąka zdobyta!
Chrobacza Łąka zdobyta! © Pidzej
Widoczki trochę zarosły
Widoczki trochę zarosły © Pidzej
Pauza w Kętach
Pauza w Kętach © Pidzej
Ostatnie zakupy
Ostatnie zakupy © Pidzej
Energylandia nie śpi
Energylandia nie śpi © Pidzej
Zbieranie sił w Zatorze
Zbieranie sił w Zatorze © Pidzej
Zbieranie sił w Zatorze
Zbieranie sił w Zatorze © Pidzej
Na krajówce
Na krajówce © Pidzej
No i znów w Skawinie
No i znów w Skawinie © Pidzej
Nowy rekordzik :)
Nowy rekordzik :) © Pidzej

NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 1225
0.00 - 1.40
5l
7 (małych) bananów, 5 kanapek z pasztetem, 2 czekolady, energybar

Zaliczone gminy: 1

Małopolskie: 1
Polanka Wielka


Kategoria ^ UP 4000-4999m, > km 300-349, Korona Gór Polski, Terenowo

Lokalne MTB

d a n e w y j a z d u 48.19 km 11.00 km teren 02:41 h Pr.śr.:17.96 km/h Pr.max:37.50 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:362 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 13 sierpnia 2016 | dodano: 17.08.2016



Najpierw na działkę, m.in. przyciąć wiśnię/czereśnię a potem do Lasku. Pojechałem spróbować podjechać wiadomą ściankę bez żadnych odpoczynków czy żadnego zatrzymania się (z powodu korzenia itp.). Przed startem na mostku oczywiście upuściłem powietrza z opon. Pierwsza próba zakończyła się po kilkunastu metrach ;) Bo krety wyryły nowe dziury na środku ścieżki. No a druga zakończona sukcesem, wjechałem pod sam kopiec bez żadnej podpórki czy odpoczynku! A pomyśleć że jeszcze w ubiegłym sezonie po drodze kilka razy stawałem by złapać oddech O.o A że miałem ochotę na jeszcze trochę terenu zjechałem jakimś szlakiem pod ZOO. A potem zleciałem w dół niebieskim rowerowym na przeł. Przegorzalską. Właściwie to niedawno wyczytałem że jest tu jakaś przełęcz. A ma ona całe 246m n.p.m.! I nie ma jej jeszcze w mojej tabelce z górami (po prawej stronie bloga), trzeba będzie dopisać ;) Potem wjechałem z powrotem niebieskim pod ZOO, też bez problemu. Z wyjątkiem jednego progu prawie na samym dole, którego nie potrafię podjechać i boję się zjechać. Potem znów pod kopiec i zjechałem ścianką do miasta. Na koniec trochę płaskiego terenu, jakieś polne drogi i ścieżki, jakaś Młynówka czy coś. Łącznie wyszło ~11km terenu, w tym jakieś 6,5 w Lasku Wolskim.

Okazuje się że nie trzeba jechać np. w Gorce aby się dobrze bawić, takie "lokalne MTB" też jest fajne. No i zupełnie inna jazda w terenie jak jest kondycja. Żeby jeszcze sprzęt (amortyzator) był trochę lepszy.

Zaliczone szczyty:
Sowiniec 358 x2
Przeł. Przegorzalska 246

NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 345
16.25 - 20.45
0,33l
trochę malin, drożdżówka

Serwis: szycie torebki podsiodłowej, kontrola wszystkich połączeń śrubowych, szlifowanie klocków tylniego hamulca, regulacja tylniego hamulca, smarowanie łańcucha, nowe zabezpieczenie Bocialarki, pompowanie opon


Kategoria > km 010-049, Działka, Serwis, Terenowo

Las Wolski

d a n e w y j a z d u 36.29 km 2.50 km teren 01:57 h Pr.śr.:18.61 km/h Pr.max:41.50 km/h Temperatura:17.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:259 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Piątek, 12 sierpnia 2016 | dodano: 17.08.2016



W Lasku podjazd i zjazd moją ulubioną ścianką, dawno nią nie jechałem, ostatnio chyba w zeszłym roku. Wjechana w całości bez problemu, jakaś taka łatwa się zrobiła O.o Muszę ją spróbować podjechać bez odpoczynku.

Zaliczone szczyty:
Sowiniec 358

NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 339
18.20 - 20.40
0,75l

Serwis: klejenie siodełka, pompowanie opon


Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo

Lubomir i inne fajne górki

d a n e w y j a z d u 104.50 km 24.50 km teren 06:52 h Pr.śr.:15.22 km/h Pr.max:57.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1880 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 | dodano: 10.08.2016



Dokładka po piątkowej wyrypie hehe ;) Poniedziałek to być może ostatni upalny dzień tego lata (jak to szybko zleciało, dopiero co się zaczęło), trzeba go więc dobrze wykorzystać. Tym bardziej że kolejne dni mają być deszczowe i nie wiadomo kiedy znowu będzie można wjechać w teren i nie utonąć w błocie.

Plan był aby zrobić taką moją standardową trasę: Kudłacze-Łysina-Lubomir ale w odwrotnym kierunku: Lubomir-Łysina-Kudłacze. Wyjazd trochę po południu więc czasu niby sporo. Do Dobczyc standardowo wojewódzką a potem kieruję się na Wiśniową, droga delikatnie pnie się do góry. W Wiśniowej koło placu targowego krótka przerwa: przepak, plecak na plecy, zjadam banana, dokupuję też 1,5l wody (z domu wziąłem 2l). Po czym ruszam na podbój gór :) Odbijam w prawo w boczną drogę na przeł. Jaworzyce. Jest nowy asfalt. A ja roztapiam się w tym upale aż sobie musiałem odpocząć w cieniu. W końcu szczyt, odpoczynek pod wiatą na przełęczy (drugi banan, trzeba odciążyć plecak). I rozpoczynam mozolną wspinaczkę na Lubomira. Gdy kończy się asfalt upuszczam nieco powietrza z opon, coby zwiększyć przyczepność. Generalnie ciężko, czasami ponad 20% a droga kamienista, do tego dokuczają muchy. Ale poszło mi nadspodziewanie dobrze, wepchać musiałem raptem 30m w pionie. Heh chyba podjechałem więcej niż zjechałem tej drogi rok temu :) Na szczycie chwilę po 16. Ludzi brak. Posiedziałem tylko chwilę (bo muchy przeszkadzały). I sru w dół na Kudłacze. O tak, odwrócenie trasy było strzałem w 10! Leciało się pięknie, szlak w sam raz dla mnie, kamienie/korzenie odpowiedniego kalibru. Na Kudłaczach przerwa koło schroniska (Kudłacze to najbliżej położone od Krakowa schronisko górskie). Zjadam czekoladę i przeglądam mapę, bo coś czuję że zamiast asfaltu do Pcimia mam ochotę na więcej (terenu). Więc dalej czerwonym, kierunek: na razie Chełm. Raczej w dół niż do góry. Najpierw fajnie, potem za trudno dla mnie (prowadzanie), potem znowu fajnie. Kawałeczek zielonym i jest Chełm. I tu układam dalszą część trasy: czerwony rowerowy->czarny rowerowy->zielony rowerowy dookoła Uklejny->czerwony rowerowy do Myślenic. Jednak te szlaki wyglądają tak pięknie tylko na mapie bo rzeczywistości oznaczeń prawie nie ma! Szybko gubię więc czarny i zjeżdżam gdzieś za nisko asfaltem. Pytam mieszkańca czy gdzieś tą drogą dojadę, okazuje się że nie. Polecił mi natomiast jakąś ścieżkę i mostek. I przedostaję się nią prowadząc rower... do asfaltowej drogi na Chełm. Nie poddam się jednak tak łatwo. Zjeżdżam kawałek asfaltem i odbijam w zielony rowerowy. Okrążam nim Uklejnę, trochę do góry, trochę płasko, trochę w dół. Taka szutrówka. W końcu jest nawrót w lewo (tu miałem zjechać czerwonym rowerowym do Myślenic). Ale posiedziałem trochę pod kapliczką i wpadam na pomysł że jadę do Dobczyc. Bo jakoś wolę wracać z Dobczyc niż Myślenic. Ale nie najkrótszą drogą, w planie mam jeszcze Krowią Górę i przeciąć Pasmo Glichowca. Trochę już późno, więc trzeba się spieszyć aby przed zmrokiem zjechać ze szlaku. Dłuuugi zjazd po betonowych płytach i na przeł. Niwka skręcam w niebieski szlak. No i co tu dużo mówić, jest moc! Krowia Góra podjechana w całości, i to bez zatrzymywania! Niestety kawałek dalej coś psuje mi humor. Bo szlak sprawia wrażenie jakby kończył się w jakichś chaszczach. Ale on się nie kończy, on przez te chaszcze biegnie (widać na zdjęciach)! No po prostu nie wierzę w to co widzę, trzeba przedzierać się przez pokrzywy i maliny wyższe ode mnie, k*rwy i ch*je lecą jeden po drugim. Potem kawałek jakimś wąwozem i na przełaj przez pole, byle do asfaltu. Mam już trochę dość na dziś. W Zasaniu poszukiwania odpowiedniego skrętu, nic się nie zgadza z mapą ale jakoś udaje się trafić na odpowiednią drogę. Przede mną ostatnia dziś terenowa przeprawa. Znowu się pogubiłem, jeden raz a potem drugi. Jest już po 20, Słońce zachodzi a ja w środku ciemnego lasu. Ale w końcu udaje się odnaleźć szlak przez Wielką Górę (która wcale taka wielka nie jest, niecałe 400m n.p.m.) do Kornatki. Koniec błądzenia na dziś, w Kornatce dopompowuję opony, zakładam lampki i w dół do Dobczyc. Całkiem chłodno się zrobiło. W Dobczycach ostatnia pauza (baton energetyczny) i do domu. W domu po 22.

Udana wycieczka, niby tak blisko Krakowa a już prawdziwe góry! Choć trochę nerwów kosztowała - ch*ja warte te wszystkie mapy i szlaki, nic się nie zgadza a oznaczeń brak :)

Zaliczone szczyty:
Przeł. Jaworzyce 576
Lubomir 904
Trzy Kopce 894
Łysina 891
Przeł. Niwka 388
Krowia Góra 456
Wielka Góra 394


Widoczek z Raciborska. Być może widać stąd Lubomira


W Dobczycach


W Wiśniowej


Rowerek


Odpoczynek na podjeździe na przeł. Jaworzyce


Na przeł. Jaworzyce


Widoczki z podjazdu na Lubomira. Nie wiem co obejmują ale to Beskid Wyspowy


Widoczki z podjazdu na Lubomira


Podjazd na Lubomira


Wygląda płasko ale było tam ponad 20%


Odpoczynek na Lubomirze


Odpoczynek na Lubomirze


Obserwatorium na Lubomirze


Czerwony szlak na Kudłacze (Mały Szlak Beskidzki)


Czerwony szlak na Kudłacze


Schronisko Kudłacze


Odpoczynek na Kudłaczach


Ławeczka na Kudłaczach


Czerwony szlak (Mały Szlak Beskidzki)


Czerwony szlak


Czerwony szlak


Czerwony szlak


Gdzieś po drodze


Gdzieś po drodze


Na Chełmie


Czerwony albo czarny szlak rowerowy na Chełmie


A tu się gdzieś zgubiłem


Wspomniana kładeczka


I jabłuszka


Zielony rowerowy wokół Uklejny


Zielony rowerowy wokół Uklejny


Tu podjąłem decyzję że jadę na Dobczyce


Jakiś widoczek (Pogórze Wiśnickie)


Zjazd po płytach


Na Krowiej Górze


Na Krowiej Górze


Niebieski szlak (bez komentarza)


Niebieski szlak (bez komentarza)


Tak to też niebieski szlak


Tak to też niebieski szlak


Kawałek dalej wąwozem


Widoczek z podjazdu na pasmo Glichowca


Rozkminianie gdzie jestem i gdzie jechać


Rozkminianie gdzie jestem i gdzie jechać


W Kornatce


W Kornatce


I znów w Dobczycach

NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 22%
WYSOK MAX: 881
12.35 - 22.20
3l
2 banany, czekolada, baton energetyczny


Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 100-149, Korona Gór Polski, Terenowo