Terenowo
Dystans całkowity: | 16367.49 km (w terenie 1253.55 km; 7.66%) |
Czas w ruchu: | 832:38 |
Średnia prędkość: | 16.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.30 km/h |
Suma podjazdów: | 159774 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 96.85 km i 5h 30m |
Więcej statystyk |
Miasto
d a n e w y j a z d u
35.46 km
0.00 km teren
01:51 h
Pr.śr.:19.17 km/h
Pr.max:36.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:105 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Po mieście. Było trochę terenu.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 231
18.10 - 20.10
0,1l
Kategoria > km 010-049, Terenowo
Działka + miasto
d a n e w y j a z d u
38.90 km
0.00 km teren
02:13 h
Pr.śr.:17.55 km/h
Pr.max:29.30 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:171 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Na działkę m.in. przyciąć winogrono a potem po mieście. Było sporo terenu.
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 8%
WYSOK MAX: 249
16.30 - 20.10
pączek, trochę malin/jeżyn
Kategoria > km 010-049, Działka, Terenowo
Skrzyczne i inne fajne górki :)
d a n e w y j a z d u
311.44 km
17.00 km teren
18:03 h
Pr.śr.:17.25 km/h
Pr.max:61.50 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4463 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Uwaga długi opis i dużo zdjęć ;) Ktoś pewnie zapyta po co tak się wysilam? Ano po to że bikestats to taki mój "rowerowy pamiętniczek", ja to piszę głównie dla siebie :) A że czasem ktoś to przeczyta i skomentuje to też fajnie :)
Znów miałem ochotę na góry, dużo gór ale że w ostatnim tygodniu sporo padało to jeśli jakiś teren to raczej lekki (nie bawi mnie jazda w błocie, tzn. jechać się da ale rower trzymam w pokoju więc trzeba by go umyć a myjek ciśnieniowych nie uznaję). Mówisz "duża góra i lekki teren" - myślisz: "Skrzyczne". Pasuje idealnie no i dawno tam nie byłem - ostatnio w 2012r. Do tego jeszcze jakaś Magurka/Chrobacza (też dawno nie byłem), w ostateczności Żar (byłem w zeszłym roku). Jeszcze się zobaczy. Pewną niedogodnością jest to że nie mam mapy Beskidu Śląskiego/Małego, nie zdążę też kupić - zrobiłem więc fotki kilku kluczowych fragmentów map Compassu online ;) Będą musiały wystarczyć. Jako że "teren" lekki nie będę męczył się z plecakiem (szybko bolą mnie plecy) tylko wezmę sakwę. Ale oponki oczywiście terenowe.
Wyjazd punktualnie o północy. Lubię tak wcześnie wyjeżdżać i tą nocną jazdę - bo na początku trzeba jechać przez doskonale znane okolice a w nocy prezentują się inaczej, po prostu nie jest nudno. Przespać się przed wyjazdem nawet nie próbowałem bo i tak mi się to nie uda - poleżałem tylko jakąś godzinkę. Na zachód wylot jest raczej jeden - Skawina. Tam też jadę. Ubrałem długie spodnie i kurtkę a tu tymczasem kilkanaście stopni. Szybko ją więc zdejmuję. Przy okazji odkrywam że butelka mineralnej w sakwie cieknie - wylała się prawie cała. Strata niewielka - 0,59zł ;), nic istotnego też nie zalała ale problemem jest to że w nocy w święto nowej nie kupię. Pozostaje litr energetyka, który będzie mi musiał wystarczyć do świtu. Oprócz tego wkurza mnie też tylni hamulec (BB5) - świeżo wyregulowany a prawie nie hamuje. Próby kręcenia pokrętłem/baryłką skutkują tylko wzmożeniem irytującego dzwonienia a nie poprawą siły. Zajmę się nim później. W Skawinie śniadanie i obmyślanie jak jechać - postanawiam że na Kalwarię, bo przez Zator czy też Sułkowice w tym sezonie już rozpoczynałem wycieczki. Na moście na Skawie robię fotkę elektrowni - moim zdaniem fajnie wyszła. Wojewódzka na Kalwarię fajna - ruch żaden, pagórkowata (raczej do góry niż w dół) no i dużo nieoświetlonych odcinków. Takimi jedzie się super, szkoda że niebo raczej zachmurzone więc gwiazd niewiele. Drogi miejscami mokre, widać wczoraj padało. W Kalwarii przerwa tylko na dokumentacyjną fotkę - żeby nie było że mnie nie było ;). I obieram kurs na Wadowice. DK52 to raczej nie jest droga na rower. Ale w nocy i w święto ruch jest prawie zerowy. Ten odcinek też fajnie pagórkowaty. Chwila moment i są Wadowice. Fajnie, nie byłem jeszcze w Wadowicach w nocy. Niby wypadało by posiedzieć na rynku ale nie jestem w ogóle zmęczony. Więc fotka i na Andrychów. W Andrychowie z marszu skręcam na Kocierz. Podjazd niby lekki bo na średniej tarczy ale raz musiałem sobie odpocząć. Do świtu niedaleko ale wszystko zasnute chmurami więc raczej ciemno. Nici z podziwiania wschodu Słońca z przełęczy. Fotka niby wschodu i w dół. Leci się fajnie ale nieźle wytelepało mnie z zimna (a temp. min. to dziś to niby tylko/aż 12'C). Przed Żywcem już jasno. Ale pogoda nie zapowiada się najlepiej - drogi mokre, trochę mgieł a wszystko zasnute chmurami (Skrzycznego nie widać). Nie wiem czy jest sens pakować się w taką pogodę w góry. Na rynku w Żywcu zasłużona dłuższa przerwa (na liczniku ~95km). Coś tam jem i kombinuję przy tym hamulcu. Wystarczyło przesunąć zacisk bliżej koła i jest kotwica - blokuje koło bez problemu. Tak to można jechać w góry. Oglądam też mapę szukając drogi na Lipową-Ostre (tu zaczyna się podjazd na Skrzyczne). Nic mi ona jednak nie mówi. Na razie jadę więc trochę na czuja. W jakimś sklepie kupuję 2l wodę i pytam o drogę. Potem drugi i trzeci raz, w końcu wiem gdzie jestem. Nad Skrzycznem chwilowo rozpogadza się. To dodaje otuchy. Na parkingu w Lipowej przerwa - do użycia wchodzi krem z filtrem. Zdejmuję też lampki (ciśnienia z opon upuszczę później, na końcu asfaltu). Na rozdrożu podejmuję decyzję że na szczyt pojadę nie serpentynami a drogą która zatacza pętlę (jeszcze nie jechałem). Nie pierwszej świeżości asfalt po chwili urywa się. I zaczyna się lekko kamienista szutrówka. Droga ciągnie się w nieskończoność a nie bardzo można się posiłkować wskazaniami altimetru (licznik znowu zaczął wariować i liczy w milach/stopach). Klimat - jest po prostu magicznie - te chmury i mgły unoszące się znad lasów! Zdjęcia oddają tylko w niewielkim stopniu to jak było pięknie. Do tego totalnie pusto, na podjeździe nie spotkałem żywej duszy! Jeśli chodzi o nachylenie to najpierw stromo, potem średnio a na końcu wręcz płasko. Do momentu w którym obie szutrówki łączą się. Tu zaczyna się stromsza i cięższa droga, ale dalej podjeżdżalna. Końcówka to krótki wypych niebieskim szlakiem - no tutaj to już ciężko coś ukręcić. Skrzyczne zdobywam o 9.20 - udało się! Jest całkiem chłodno - licznik pokazuje 55'F - hehe nie mam pojęcia ile to jest ;) (po przeliczeniu na ludzkie jednostki wychodzi 13'C) Turystów niewiele, widoczność słaba. Przerwa, jakieś jedzenie, fotki z improwizowanego statywu z kamienia/kawałka rozbitego szkła (którego tu pełno :/ ot kultura...). I myślę nad zjazdem. Na mapie jest zachęcająco wyglądający czerwony rowerowy. Ale nie mam pojęcia jaki on trudny (a nie chcę wpakować się w jakiś tor downhillowy). Więc bez eksperymentów - zjazd drugą szutrówką, tą bardziej powywijaną. Leciało się pięknie a pomimo kurtki zmarzłem nieźle. Mijałem wielu rowerzystów zmierzających do góry. Po drodze spadł mi łańcuch ale dotoczyłem się tak do parkingu. Tutaj planuję co dalej. A coś czuję że na Magurce i Chrobaczej się nie skończy ;) Po głowie chodzi jeszcze Żar i Przegibek - razem będzie chyba wszystko co ciekawsze z asfaltu/lekkiego terenu w tej okolicy. Układam to w głowie w jakąś sensowną trasę. Na wiadukcie nad S69 oczekiwanie aż licznik przestanie wariować (nie chcę stracić liczby przewyższeń) pożytkuję na dopompowanie opon. Całkiem ciepło się zrobiło. Kawałek krajówką i skręcam na Wilkowice. Tu odpoczynek przed podjazdem na Magurkę. Pomimo asfaltu raczej ciężko - kilkanaście procent jest często gęsto. Magurkę zdobywam o 13.30. Ludzi dużo, piękne widoki na Beskid Śląski. Przerwa. Szalony zjazd (tutaj 40km/h to już dużo). Kupuję wodę w sklepie i w dół w stronę B-B. Wiem że na przełęcz to gdzieś w prawo. Krążę góra-dół, pytam 2 razy o drogę ale nikt nic nie wie O.o Po chwili uświadamiam sobie że pomyliły mi się nazwy - pytałem o Kubalonkę a nie Przegibek :D No troszkę wtopa. Wreszcie pytam używając właściwej nazwy i trafiam we właściwy skręt. Przerwa w jakimś niby parku. I do góry. Raczej lekko i w lesie - najłatwiejsza dziś górka. Szybki zjazd i ukazuje się kolejny dziś cel - Żar. Przerwa na jakimś przystanku, krem. I do góry. Początek zawalony samochodami, powyżej stacji kolejki pusto. Ktoś tam próbuje się ze mną ścigać rzucając wyzywające spojrzenie ale odpuszczam - niech żyje sobie w nieświadomości ;) Bo u mnie na liczniku prawie 200km i ok. 3000 w pionie. Podjazd niezbyt ciężki ale trochę gorąco. Szczerze mówiąc to mam już dość na dziś i nie bardzo wyobrażam sobie jeszcze Chrobaczą i powrót do domu. Mimo to powoli bo powoli ale jakoś jadę. Żar zdobywam o 17.00. Stonka ludzi. Widoki pewnie jakieś są ale ciężko się do nich dopchać. Siadam więc gdzieś z boku, jem czekoladę i energybara z myślą że postawią mnie trochę na nogi. Szalony zjazd (najszybszy dziś, koło 60km/h) i z powrotem w Międzybrodziu. Pora na Chrobaczą. Jeden korek w tą stronę więc trochę po chodnikach. W końcu jestem u początku podjazdu. Hm trochę źle to zaplanowałem, najcięższa góra na koniec. Do tego trochę boli lewe kolano (a raczej przyczep czworogłowego) więc nie poszaleję. O dziwo jednak jedzie mi się lepiej niż na Żar O.o Może ten energybar zaczął działać. A może po prostu dlatego że jest przyjemnie chłodno. Najpierw asfalt, potem resztki asfaltu (właściwie to taki "teren" już, upuszczam więc powietrza z opon). Za plecami piękne widoki na jezioro i górki. Końcówka do schroniska po kamulcach. Chrobaczą Łąkę zdobywam o 19.05. Wreszcie cisza i spokój. Pod krzyżem zero ludzi. Widoki z platformy pewnie by były ale jakby zarosło drzewami. Więc fotka na tle krzyża i w dół. Tu postanawiam przeprowadzić mały eksperyment ;) Czy uda się zlecieć na dół bez żadnej przerwy na chłodzenie hamulców. No i udało się, hamowałem oboma na raz, a na lżejszych odcinkach trochę przodem, trochę tyłem na zmianę. Hydraulika zagotowała by się po drodze kilka razy a BB7+BB5 (tarcze jakieś tanie Alivio 160mm) dają radę, mocy nie zabrakło. Inna sprawa że chyba spaliłem klocki/tarcze bo przybrały dziwną barwę i jakby słabiej hamują :/ Może im przejdzie. No i na dole nie czułem dłoni. Aha i połowa lewej goleni amorka była ciepła ;) Zbliża się zmrok, wydawać by się mogło że koniec gór to koniec przygód. Ale ~100km do powrót do domu też był swego rodzaju "przygodą". Bolesną ;) Póki co do Kęt jedzie się nienajgorzej. W Kętach robi się ciemno. Przerwa na rynku, montuję lampki, dorzucam atmosfer do opon i kupuję 2 przedrożone 0,5l wody po 3zł/szt. (sklepy pozamykane). I ruszam, na razie na Oświęcim. Gdzieś tu za Kętami zaczyna nieznośnie boleć tyłek. Właściwie to lewa jego połowa, jakiś odgniot czy coś. Nie da się normalnie siedzieć, do końca trasy będę więc siedział prawą kością kulszową na środku siodełka. Nawet idzie tak jechać, choć nogi trochę przekoszone. Po drodze odbijam na Przeciszów. Odtąd kilometry będą dłużyły się strasznie. Wiele długich chwil później jest Zator. W Energylandii dzikie krzyki i wrzaski z rollecoastera. Przerwa na rynku, czekolada, ubieram kurtkę bo chłodno (kilkanaście stopni). Po tej przerwie zaczyna boleć i prawa część tyłka, nie jest dobrze :/ Ale nie boli tak jak lewa, da radę usiedzieć. Bardziej niepokoi ta lewa noga. Po drodze incydent który mógł zakończyć te męki ale w inny sposób. Ktoś od tyłu prawie we mnie wjechał... Awaryjne hamowanie aż silnik zgasł. Było blisko. Aż sprawdzam tylnią lampkę ale ta (Mactronic Walle I, czyli ten mocniejszy) na dość świeżych bateriach nieźle daje po oczach. To jest chyba ten moment w którym warto zastanowić się nad kamizelką odblaskową. No nic trzeba jechać dalej. W końcu kolano boli tak że włączam "tryb awaryjny". Tzn. pedałuję tylko prawą nogą. A na platformach idzie to nieporadnie. Mocny zamach prawą nogą, "jałowy obrót" lewą nogą byle tylko przełamać martwy punkt korby. I tak będzie aż do domu, jakieś 35km. O ile ból nogi da się tym sposobem wyeliminować to ból tyłka już nie - jazda na stojąco dobiła by kolano do reszty. Więc tak turlam się powoli co chwila klnąc z bólu przy poprawianiu pozycji na siodełku. W Skawinie przerwa na łyk wody. Przed Krakowem trzeba wymęczyć podjazd, potem 3 kolejne na osiedlach. Po drodze do sklepu po zimne piwko. Do domu dowlokłem się przed 2 w nocy.
Było grubo, mam dość na jakiś czas ;) W sumie to sił jeszcze trochę miałem tylko te kontuzje... Nie wiem czym spowodowane, pierwszy raz tak mnie bolała noga żebym nie mógł pedałować no i tyłek też pierwszy raz tak bolał. Ogólnie jednak warto było, satysfakcja jest. Jest nowy rekord dziennego przewyższenia. Po cichu liczyłem na 5000m ale to już raczej w przyszłym sezonie. A w tym raczej jakieś lżejsze wycieczki. Chyba że znowu mi coś odbije.
I trochę cyferek, tak dla porządku czasy podjazdu/zjazdu z gór:
- podjazd na Skrzyczne z parkingu w Lipowej-Ostre: 1h 40min
- zjazd ze Skrzycznego na parking: 30min
- podjazd na Magurkę: 45min
- zjazd z Magurki: 10min
- podjazd na Żar spod mostu: 1h
- zjazd z Żaru na most: 15min
- podjazd na Chrobaczą: 1h 5min
- zjazd z Chrobaczej: 10min ;)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Kocierska 718
Skrzyczne 1257
Magurka Wilkowicka 909
Przeł. Przegibek 663
Żar 761
Chrobacza Łąka 828
Śniadanie w Skawinie © Pidzej
Elektrownia w Skawinie. Nocą wygląda ciekawie © Pidzej
Energy 2000 Przytkowice © Pidzej
W Kalwarii © Pidzej
W Wadowicach © Pidzej
Takie tam © Pidzej
W Andrychowie © Pidzej
Przeł. Kocierska zdobyta © Pidzej
Na Kocierzu przed wschodem Słońca © Pidzej
Na Kocierzu przed wschodem Słońca © Pidzej
Zimny zjazd z przełęczy © Pidzej
W Żywcu © Pidzej
Nad Skrzycznem chwilowo pogodnie © Pidzej
Rowerek w pół terenowej wersji (z terenowymi oponkami ale z sakwą) © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne. Jeszcze asfalt © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne. Już szuter © Pidzej
Widoczki z podjazdu © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne © Pidzej
Widoczki z podjazdu. Było magicznie © Pidzej
Widoczki z podjazdu. Było magicznie © Pidzej
Skręt w stromszą leśną drogę © Pidzej
Widoczki spod szczytu były super © Pidzej
Krótki wypych niebieskim szlakiem © Pidzej
Na szczycie © Pidzej
Skrzyczne zdobyte! © Pidzej
RTON Skrzyczne © Pidzej
Skrzyczne © Pidzej
Odpoczynek przy stoliku © Pidzej
Widoczki spod szczytu były super © Pidzej
S69 i górki © Pidzej
Jeszcze jeden rzut oka na Skrzyczne © Pidzej
Złapany na przejeździe © Pidzej
Tak wyglądał banan po zjeździe ze Skrzycznego ;) Ale dało się zjeść © Pidzej
Kolejny cel: Magurka © Pidzej
Podjazd na Magurkę © Pidzej
Podjazd na Magurkę © Pidzej
Schronisko na Magurce © Pidzej
Magurka Wilkowicka zdobyta! © Pidzej
Odpoczynek © Pidzej
Widoczki z Magurki. To chyba Skrzyczne & Klimczok © Pidzej
Podjazd na Przegibek © Pidzej
Przeł. Przegibek zdobyta! © Pidzej
Wyłania się Żar © Pidzej
Jezioro Międzybrodzkie © Pidzej
Odpoczynek przed podjazdem na Żar © Pidzej
Podjazd na Żar ;) © Pidzej
Samochodów mnóstwo © Pidzej
Podjazd na Żar © Pidzej
Zbiornik na szczycie © Pidzej
Stonka ludzi © Pidzej
Stacja meteo na górze Żar © Pidzej
Widoczki z Żaru na jezioro © Pidzej
Posiłek na szczycie © Pidzej
Żar zdobyty! © Pidzej
Ostatni łup na dziś: Chrobacza © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą © Pidzej
Widoczki z podjazdu © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą. Nawierzchnia jakby gorsza © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą. Kamienie na końcówce © Pidzej
Schronisko na Chrobaczej Łące © Pidzej
Chrobacza Łąka zdobyta! © Pidzej
Widoczki trochę zarosły © Pidzej
Pauza w Kętach © Pidzej
Ostatnie zakupy © Pidzej
Energylandia nie śpi © Pidzej
Zbieranie sił w Zatorze © Pidzej
Zbieranie sił w Zatorze © Pidzej
Na krajówce © Pidzej
No i znów w Skawinie © Pidzej
Nowy rekordzik :) © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 1225
0.00 - 1.40
5l
7 (małych) bananów, 5 kanapek z pasztetem, 2 czekolady, energybar
Zaliczone gminy: 1
Małopolskie: 1
Polanka Wielka
Kategoria ^ UP 4000-4999m, > km 300-349, Korona Gór Polski, Terenowo
Lokalne MTB
d a n e w y j a z d u
48.19 km
11.00 km teren
02:41 h
Pr.śr.:17.96 km/h
Pr.max:37.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:362 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Najpierw na działkę, m.in. przyciąć wiśnię/czereśnię a potem do Lasku. Pojechałem spróbować podjechać wiadomą ściankę bez żadnych odpoczynków czy żadnego zatrzymania się (z powodu korzenia itp.). Przed startem na mostku oczywiście upuściłem powietrza z opon. Pierwsza próba zakończyła się po kilkunastu metrach ;) Bo krety wyryły nowe dziury na środku ścieżki. No a druga zakończona sukcesem, wjechałem pod sam kopiec bez żadnej podpórki czy odpoczynku! A pomyśleć że jeszcze w ubiegłym sezonie po drodze kilka razy stawałem by złapać oddech O.o A że miałem ochotę na jeszcze trochę terenu zjechałem jakimś szlakiem pod ZOO. A potem zleciałem w dół niebieskim rowerowym na przeł. Przegorzalską. Właściwie to niedawno wyczytałem że jest tu jakaś przełęcz. A ma ona całe 246m n.p.m.! I nie ma jej jeszcze w mojej tabelce z górami (po prawej stronie bloga), trzeba będzie dopisać ;) Potem wjechałem z powrotem niebieskim pod ZOO, też bez problemu. Z wyjątkiem jednego progu prawie na samym dole, którego nie potrafię podjechać i boję się zjechać. Potem znów pod kopiec i zjechałem ścianką do miasta. Na koniec trochę płaskiego terenu, jakieś polne drogi i ścieżki, jakaś Młynówka czy coś. Łącznie wyszło ~11km terenu, w tym jakieś 6,5 w Lasku Wolskim.
Okazuje się że nie trzeba jechać np. w Gorce aby się dobrze bawić, takie "lokalne MTB" też jest fajne. No i zupełnie inna jazda w terenie jak jest kondycja. Żeby jeszcze sprzęt (amortyzator) był trochę lepszy.
Zaliczone szczyty:
Sowiniec 358 x2
Przeł. Przegorzalska 246
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 345
16.25 - 20.45
0,33l
trochę malin, drożdżówka
Serwis: szycie torebki podsiodłowej, kontrola wszystkich połączeń śrubowych, szlifowanie klocków tylniego hamulca, regulacja tylniego hamulca, smarowanie łańcucha, nowe zabezpieczenie Bocialarki, pompowanie opon
Kategoria > km 010-049, Działka, Serwis, Terenowo
Las Wolski
d a n e w y j a z d u
36.29 km
2.50 km teren
01:57 h
Pr.śr.:18.61 km/h
Pr.max:41.50 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:259 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
W Lasku podjazd i zjazd moją ulubioną ścianką, dawno nią nie jechałem, ostatnio chyba w zeszłym roku. Wjechana w całości bez problemu, jakaś taka łatwa się zrobiła O.o Muszę ją spróbować podjechać bez odpoczynku.
Zaliczone szczyty:
Sowiniec 358
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 339
18.20 - 20.40
0,75l
Serwis: klejenie siodełka, pompowanie opon
Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo
Lubomir i inne fajne górki
d a n e w y j a z d u
104.50 km
24.50 km teren
06:52 h
Pr.śr.:15.22 km/h
Pr.max:57.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1880 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Dokładka po piątkowej wyrypie hehe ;) Poniedziałek to być może ostatni upalny dzień tego lata (jak to szybko zleciało, dopiero co się zaczęło), trzeba go więc dobrze wykorzystać. Tym bardziej że kolejne dni mają być deszczowe i nie wiadomo kiedy znowu będzie można wjechać w teren i nie utonąć w błocie.
Plan był aby zrobić taką moją standardową trasę: Kudłacze-Łysina-Lubomir ale w odwrotnym kierunku: Lubomir-Łysina-Kudłacze. Wyjazd trochę po południu więc czasu niby sporo. Do Dobczyc standardowo wojewódzką a potem kieruję się na Wiśniową, droga delikatnie pnie się do góry. W Wiśniowej koło placu targowego krótka przerwa: przepak, plecak na plecy, zjadam banana, dokupuję też 1,5l wody (z domu wziąłem 2l). Po czym ruszam na podbój gór :) Odbijam w prawo w boczną drogę na przeł. Jaworzyce. Jest nowy asfalt. A ja roztapiam się w tym upale aż sobie musiałem odpocząć w cieniu. W końcu szczyt, odpoczynek pod wiatą na przełęczy (drugi banan, trzeba odciążyć plecak). I rozpoczynam mozolną wspinaczkę na Lubomira. Gdy kończy się asfalt upuszczam nieco powietrza z opon, coby zwiększyć przyczepność. Generalnie ciężko, czasami ponad 20% a droga kamienista, do tego dokuczają muchy. Ale poszło mi nadspodziewanie dobrze, wepchać musiałem raptem 30m w pionie. Heh chyba podjechałem więcej niż zjechałem tej drogi rok temu :) Na szczycie chwilę po 16. Ludzi brak. Posiedziałem tylko chwilę (bo muchy przeszkadzały). I sru w dół na Kudłacze. O tak, odwrócenie trasy było strzałem w 10! Leciało się pięknie, szlak w sam raz dla mnie, kamienie/korzenie odpowiedniego kalibru. Na Kudłaczach przerwa koło schroniska (Kudłacze to najbliżej położone od Krakowa schronisko górskie). Zjadam czekoladę i przeglądam mapę, bo coś czuję że zamiast asfaltu do Pcimia mam ochotę na więcej (terenu). Więc dalej czerwonym, kierunek: na razie Chełm. Raczej w dół niż do góry. Najpierw fajnie, potem za trudno dla mnie (prowadzanie), potem znowu fajnie. Kawałeczek zielonym i jest Chełm. I tu układam dalszą część trasy: czerwony rowerowy->czarny rowerowy->zielony rowerowy dookoła Uklejny->czerwony rowerowy do Myślenic. Jednak te szlaki wyglądają tak pięknie tylko na mapie bo rzeczywistości oznaczeń prawie nie ma! Szybko gubię więc czarny i zjeżdżam gdzieś za nisko asfaltem. Pytam mieszkańca czy gdzieś tą drogą dojadę, okazuje się że nie. Polecił mi natomiast jakąś ścieżkę i mostek. I przedostaję się nią prowadząc rower... do asfaltowej drogi na Chełm. Nie poddam się jednak tak łatwo. Zjeżdżam kawałek asfaltem i odbijam w zielony rowerowy. Okrążam nim Uklejnę, trochę do góry, trochę płasko, trochę w dół. Taka szutrówka. W końcu jest nawrót w lewo (tu miałem zjechać czerwonym rowerowym do Myślenic). Ale posiedziałem trochę pod kapliczką i wpadam na pomysł że jadę do Dobczyc. Bo jakoś wolę wracać z Dobczyc niż Myślenic. Ale nie najkrótszą drogą, w planie mam jeszcze Krowią Górę i przeciąć Pasmo Glichowca. Trochę już późno, więc trzeba się spieszyć aby przed zmrokiem zjechać ze szlaku. Dłuuugi zjazd po betonowych płytach i na przeł. Niwka skręcam w niebieski szlak. No i co tu dużo mówić, jest moc! Krowia Góra podjechana w całości, i to bez zatrzymywania! Niestety kawałek dalej coś psuje mi humor. Bo szlak sprawia wrażenie jakby kończył się w jakichś chaszczach. Ale on się nie kończy, on przez te chaszcze biegnie (widać na zdjęciach)! No po prostu nie wierzę w to co widzę, trzeba przedzierać się przez pokrzywy i maliny wyższe ode mnie, k*rwy i ch*je lecą jeden po drugim. Potem kawałek jakimś wąwozem i na przełaj przez pole, byle do asfaltu. Mam już trochę dość na dziś. W Zasaniu poszukiwania odpowiedniego skrętu, nic się nie zgadza z mapą ale jakoś udaje się trafić na odpowiednią drogę. Przede mną ostatnia dziś terenowa przeprawa. Znowu się pogubiłem, jeden raz a potem drugi. Jest już po 20, Słońce zachodzi a ja w środku ciemnego lasu. Ale w końcu udaje się odnaleźć szlak przez Wielką Górę (która wcale taka wielka nie jest, niecałe 400m n.p.m.) do Kornatki. Koniec błądzenia na dziś, w Kornatce dopompowuję opony, zakładam lampki i w dół do Dobczyc. Całkiem chłodno się zrobiło. W Dobczycach ostatnia pauza (baton energetyczny) i do domu. W domu po 22.
Udana wycieczka, niby tak blisko Krakowa a już prawdziwe góry! Choć trochę nerwów kosztowała - ch*ja warte te wszystkie mapy i szlaki, nic się nie zgadza a oznaczeń brak :)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Jaworzyce 576
Lubomir 904
Trzy Kopce 894
Łysina 891
Przeł. Niwka 388
Krowia Góra 456
Wielka Góra 394
Widoczek z Raciborska. Być może widać stąd Lubomira
W Dobczycach
W Wiśniowej
Rowerek
Odpoczynek na podjeździe na przeł. Jaworzyce
Na przeł. Jaworzyce
Widoczki z podjazdu na Lubomira. Nie wiem co obejmują ale to Beskid Wyspowy
Widoczki z podjazdu na Lubomira
Podjazd na Lubomira
Wygląda płasko ale było tam ponad 20%
Odpoczynek na Lubomirze
Odpoczynek na Lubomirze
Obserwatorium na Lubomirze
Czerwony szlak na Kudłacze (Mały Szlak Beskidzki)
Czerwony szlak na Kudłacze
Schronisko Kudłacze
Odpoczynek na Kudłaczach
Ławeczka na Kudłaczach
Czerwony szlak (Mały Szlak Beskidzki)
Czerwony szlak
Czerwony szlak
Czerwony szlak
Gdzieś po drodze
Gdzieś po drodze
Na Chełmie
Czerwony albo czarny szlak rowerowy na Chełmie
A tu się gdzieś zgubiłem
Wspomniana kładeczka
I jabłuszka
Zielony rowerowy wokół Uklejny
Zielony rowerowy wokół Uklejny
Tu podjąłem decyzję że jadę na Dobczyce
Jakiś widoczek (Pogórze Wiśnickie)
Zjazd po płytach
Na Krowiej Górze
Na Krowiej Górze
Niebieski szlak (bez komentarza)
Niebieski szlak (bez komentarza)
Tak to też niebieski szlak
Tak to też niebieski szlak
Kawałek dalej wąwozem
Widoczek z podjazdu na pasmo Glichowca
Rozkminianie gdzie jestem i gdzie jechać
Rozkminianie gdzie jestem i gdzie jechać
W Kornatce
W Kornatce
I znów w Dobczycach
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 22%
WYSOK MAX: 881
12.35 - 22.20
3l
2 banany, czekolada, baton energetyczny
Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 100-149, Korona Gór Polski, Terenowo
Operacja Gorce
d a n e w y j a z d u
225.00 km
50.00 km teren
15:00 h
Pr.śr.:15.00 km/h
Pr.max:55.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4100 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Pomysł pokonania całych Gorców wzdłuż, przez Lubań i Turbacz (oczywiście z dojazdem i powrotem na kołach) chodził mi po głowie już od dawna. Dokładnie to chyba od wycieczki z września 2013r., przejazdu Pasmem Lubania (główną część Gorców, czyli rozróg Turbacza zaliczyłem rok wcześniej, w sierpniu 2012r.). Drugim celem wycieczki jest też 4 tyś. m przewyższenia, a właśnie trochę ponad 4000 wychodzi mi teoretycznie z obliczeń. Gorce chcę przejechać w kierunku z Krościenka do Rabki, bo z Rabki (ew. N. Targu) w razie czego można się ewakuować pociągiem. Jednak taką opcję rozważam całkowicie teoretycznie, bardziej w kategoriach wsparcia psychicznego, bo i tak wiem że wrócę na rowerze. Przed wyjazdem miałem trochę problemów z umocowaniem plecaka na bagażniku - na asfaltowych dojazdówkach plecak zawsze wożę na bagażniku, dopiero na szlaku zakładam go na plecy. Ciągle a to spadał a to zasłaniał tylnią lampkę. Ostatecznie 4 troki i jakiś sznurek załatwiły sprawę. Noc ma być ciepła, nie powinno spaść poniżej kilkunastu stopni, jadę więc na krótko a z dodatkowych ubrań biorę do plecaka tylko cienką kurtkę i czapkę pod kask (jak się potem okazało, przydały się). W dzień ma być upał, możliwe też burze.
Operację Gorce rozpoczynam punktualnie o północy. Ujechałem kilka metrów a już obciera dopiero co wyregulowany tylni hamulec (BB5). Dwa obroty pokrętłem załatwiły sprawę. Wskakuję na (pustą o tej porze) krajówkę do Wieliczki. W Wieliczce na śniadanie się nie zatrzymuję, bo nie chce mi się "odcumowywać" plecaka ;) Do Gdowa pagórkowatą wojewódzką. Jak na środek nocy to jest ciepło, ~20 stopni! W Gdowie śniadanie, przekładam też aparacik z plecaka do kieszonki koszulki, aby mieć go pod ręką. O ile do Gdowa drogi były w miarę oświetlone to kawałek za wyjazdem z miasta zaczynają się kompletne ciemności. Do tego rozgwieżdżone niebo, jest po prostu magicznie. W Zagórzanach odbijam w boczne drogi na Stare Rybie, Nowe Rybie. W Grabiach nie za bardzo wiem gdzie jechać (nie wgrałem śladu do GPSa). Pytam się jakiejś młodzieży pod sklepem o drogę ale kawałek dalej nie wiem gdzie skręcić. Jechałem tędy nie raz, mam też mapę ale przez te ciemności w ogóle nie wiem gdzie jestem. Oglądam ją nerwowo przez dłuższą chwilę w świetle lampki ale nic mi ona nie mówi. W końcu skręcam w lewo. Kawałek dalej ulga, znaki ze znajomo brzmiącymi nazwami miejscowości. Za Tarnawą pierwszy cięższy podjazd. Na szczycie, koło kościoła w Nowym Rybiu zatrzymuję się na chwilę aby rozejrzeć się. Na północnym zachodzie widać coś migającego na czerwono, to prawdopodobnie maszt w Chorągwicy. Piękny zjazd i już prawie jestem w Limanowej. Fajnie, nie byłem jeszcze w Limanowej w nocy. Tu przerwa na rynku, coś tam jem i obieram kurs na przeł. Ostrą. Jakieś 400m do góry. W górach trochę chłodniej ale jeszcze nie zimno, ze 16'C jest. Za plecami można dostrzec pierwsze oznaki brzasku, delikatną pomarańczową łunę światła na niebie. Podjazd serpentynami ciągnie się w nieskończoność, a w ciemnościach nie można wspomagać się wskazaniami altimetru. Podjazd biorę jednak na raz, bez odpoczynków. Pora na szybki i zimny zjazd z przełęczy. Temp. spada do 14 stopni, nic dziwnego, zjeżdża się tu do doliny rzeki (Kamienicy). Daleko tak nie ujadę w krótkim rękawku. W Kamienicy (miejscowości) ubieram więc kurtkę i czapkę. Robi się już jasnawo. Droga do Zabrzeża (Zabrzeża, Zabrzeży, kto wie jak to się odmienia?) to dalszy ciąg zjazdu. Gdzieś tu wita mnie wschód Słońca. Do Krościenka jedzie się fajną drogą wzdłuż Dunajca, wciśniętą pomiędzy Gorce (z prawej) a Beskid Sądecki (po lewej). Asfaltową dojazdówkę kończę w Krościenku zgodnie z planem, przed 6 rano. Mam więc cały dzień na góry :) Na liczniku ~100km i ~1300m przewyższenia. Na ławeczce nad Dunajcem coś tam jem i przygotowuję rower do górskiej wędrówki. Odkulbaczam plecak, demontuję lampki, z opon upuszczam trochę powietrza. Operacjom tym przygląda się ciekawska spacerująca kaczka. W sklepie kupuję 1,5l wodę (łącznie mam więc przy sobie niecałe 3l, i obawiam się że musi mi tego wystarczyć aż do Turbacza). O 6.20 wjeżdżam na czerwony szlak. Na Lubań ponad 8km i ponad 800m pionie. Szlak wita mnie ~20% asfaltową ścianką. Potem zaczyna się leśna droga. Jednak nie dam rady tak jechać z tym plecakiem, bolą mnie plecy. 1,5l butelka wody ląduję więc na bagażniku, mocno przypięta 2 trokami. Podziwiam piechurów z kilkunastokilogramowymi plecakami ja przy ~4kg na plecach wymiękam. Po drodze pierwsze widoki na Tatry ale widoczność nie najlepsza. Szlak na tym odcinku taki, jakim go zapamiętałem z 2013r. Generalnie nie za trudno, kamieni mało a nachylenia rozsądne. Dużo jazdy, pchania niewiele. Temp. też przyjemna, ~20'C. Turystów na razie brak. Chyba tarcze się pokrzywiły bo w hamulcach coś ociera. W końcu docieram do bazy namiotowej, wyłania się też nowa wieża widokowa (nie wchodzę, widoków i tak będę miał dziś aż nadto). Lubań zdobywam o 8.30, ok. 2 godz. od startu z Krościenka (tabliczki mówią o 3 godz. pieszej wędrówki). Obowiązkowa fotka na tle krzyża oraz Tatr i w drogę. Chwilowo trochę ciężko, dłuuugie sprowadzanie stromą kamienistą rynną. Potem natomiast leci się bardzo przyjemnie, pomimo że chce się jeść/pić to jadę i jadę, no po prostu jest tak cudownie że nie mogę się zatrzymać :) Przez tą radość chwila nieuwagi, łapię jakiś patyk w tryby, hamuję z duszą na ramieniu i patrzę na tył. Hak/przerzutka cała, ufff... Odpoczywam dopiero koło Kotelnicy, toż to już prawie Studzionki! Zjadam 2 ostatnie banany (lubię banany bo są dobre to raz, a dwa że się je szybko je ;) ), smaruję się wreszcie kremem z filtrem, oglądam mapę. Chyba z pół godziny mi zeszło. Docieram do Studzionek (stacja turystyczna). Nieśmiało liczę na jakiś sklep, ale tubylec uświadamia mnie, że takiego przybytku tu nie ma. Ruszam więc dalej, po drodze mały wypych, potem w dół na przełęcz (gdzieś tu stwierdzam że chyba kończy mi się tylni hamulec). Na przeł. Knurowskiej jestem po 11. Robi się upalnie, na Turbacz ciężki kawałek a ja mam tylko 1l picia. Na szczęście koło agroturystyki stoi automat z napojami (przypomniało mi się że gdzieś o nim czytałem). 5zł za 0,5l czegoś zimnego niebieskiego ale pozwala to bardziej optymistycznie patrzeć na zbliżającą się masakrę (bo tak zapamiętałem z 2012r. odcinek Knurowska - Turbacz). No i faktycznie tak jest, po chwili jazdy zaczyna się rzeźnia, zdecydowanie najcięższe dziś chwile. Dobrze że kupiłem to zimne niebieskie coś. Wykończony docieram na dużą polanę (Zielenica). Widoki urywają głowę. W sumie to nie wiem co one obejmują ale jest pięknie. Zaliczam Kiczorę (godny odnotowania szczyt, bo 3ci najwyższy w Gorcach), potem przeł. Długa (stado owiec) i widać już okazały budynek schroniska pod Turbaczem. Odpoczywam, kupuję wodę (6zł za 1,5l Cisowiankę, cóż góry rządzą się swoimi prawami) i ruszam na właściwy wierzchołek Turbacza. Od tej strony nawet da się wjechać. Na szczycie jestem po 14, udało się! Widoki na pewno są stąd pięknie ale tak się cieszę, że nawet zapominam się rozglądnąć ;) Ktoś robi mi fotkę (odnowili obelisk, w zeszłym roku wyglądał tak), ja robię fotkę komuś, jem ostatnią kanapkę i ruszam w dół. Z tej strony to już nie jazda czy prowadzenie a raczej niesienie roweru ale liczyłem się z tym. Zjeżdżam na jakąś polankę koło szczytu Rozdziele, odpoczywam przy jakimś stoliku, znowu krem itp. Ruszam i tu najbardziej dziś się zamotałem. Szlak zgubiłem dziś kilka razy (jak się leci w dół to ciężko patrzeć na znaki) ale tutaj odbiłem na jakiś kilometr i znalazłem się na szlaku narciarskim. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo wg. mapy zdobyłem przypadkiem szczyt o nazwie Solnisko. Na Starych Wierchach koło 16. Odpoczynek, czekolada itp. Szczerze mówiąc to czuję już lekki przesyt tego terenu, no po prostu za dużo szczęścia na raz ;) Dalej w dół na Maciejową. Ten odcinek szlaku dobrze znam, bo na Maciejową/Stare Wierchy chodziłem wiele razy na piechotę jak byłem mały. Odcinek ten zajął mi raptem pół godzinki, tak pięknie się jechało. Na Maciejowej pod schronisko nie zaglądam, bo picia jeszcze trochę mam. Sruu do Rabki. W Rabce koło 17. Zjazd z Turbacza był niesamowity :) Kierunek -> sklep, picie, dużo picia (2,25l Fanta). Odpoczynek pod dworcem, siedzę tu z godzinkę. Jest kranik z wodą, można się trochę obmyć. Pobieżny przegląd maszyny, czy jeszcze cała ;) Opaska na goleni amorka wskazuje że wykorzystał on 9cm skoku, nieźle dostał w dupę ;) Akurat odjeżdża przedostatni Regio do Krakowa. Lubię wracać pociągami ale dziś nie biorę pod uwagę takiej opcji. Przygotowuję za to rower do drogi powrotnej. Dorzucam do opon nieco atmosfer, montuję lampki. Plecaka już nie ładuję na bagażnik, bo lekki (jedzenia już prawie nie ma). Zbieram się do drogi. Nie będzie lekko bo tyłek już nieźle poobijany, do tego otarcia na pachwinach. Krajówką do Mszany raczej w dół. Mała przerwa i do Kasiny raczej pod górę. Słońce chyli się ku zachodowi. W Kasinie w lewo, DW964. Bardzo lubię wracać tą drogą. Dlaczego? Po pierwsze najpierw 2 niewysokie przełęcze (Wierzbanowska, Wielkie Drogi) a potem w dół aż do Dobczyc. Ale najważniejsze to to, że ta droga to dla mnie taki jakby magiczny portal, pomost. Portal łączący świat gór (ogólnie Beskidów) i całodniowych wycieczek ze światem krótkich popołudniowych wypadów (Pogórze Wielickie, Dobczyce). No fajnie się nią jedzie, nawet pomimo tego że dziś jedzie się pod wiatr (jakieś chmury idą, może nawet burza?). W Dobczycach już prawie całkiem ciemno. Wypadałoby trochę odpocząć ale niepokoi mnie ta pogoda, jadę więc prosto do domu. Serpentyny w Dziekanowicach, Raciborsko, w dół, do góry i zjazd do Wieliczki. Jeszcze tylko po zimne piwko i do domu. Operację Gorce kończę o godz. 22.10. Nie potrzebnie się tak spieszyłem, żadnej burzy ani nawet deszczu nie było.
Niesamowita wycieczka. Chociaż to już chyba nie wycieczka tylko przygoda. Będę miał poważny dylemat którą trasę uznać za Wycieczkę Sezonu 2016 (kategorie bloga po prawej) - Gorce czy płaskie 400. Raczej Gorce. A może w ramach wyjątku będą 2 Wycieczki Sezonu :)
Dystans, średnia i przewyższenia przybliżone, bo licznik nie liczy gdy się pcha rower 2km/h lub się go niesie. GPS jest natomiast bardzo mało dokładny. Oszacowanie danych trochę mi zajęło, np. przewyższenia policzyłem tak: asfaltowe przewyższenia z licznika + terenowe przewyższenia z mapy Compassu + dodałem 100m, bo trochę błądziłem.
Z takich innych przemyśleń:
Wydawać by się mogło że taka jazda po górach z moją kondycją i techniką to taka trochę sztuka dla sztuki. Wg mapy Compassu czas przejścia z Krościenka do Rabki to 13h 35min. Mnie natomiast zajęło to niewiele mniej, bo 10h 50min. No chyba że nie wliczają w te czasy odpoczynków, bo te 13h 35min. to tak zsumowałem po prostu poszczególne odcinki. Z drugiej jednak strony nie obchodzi mnie to bo bawiłem się świetnie, nawet trochę mam wrażenie że przez te góry za szybko przeleciałem.
Jeśli chodzi o sprzęt to wbrew pozorom mój rower nie jest taki zły. Napęd to mieszanka od Alivio do SLX, hamulce BB7/BB5, koła: obręcze Accent Airplane + piasty Deore/Hone. Najsłabszym punktem jest niewątpliwie amortyzator ("amortyzator"). Bo to XCM. Plastikowe ślizgi, cienkie golenie i waga prawie 3KG :D Choć tłumik olejowy jakiś tam ponoć jest. Sprzydał by się upgrade, jakiś Raidon pasowałby tu idealnie. Na razie jednak nie mam na to za bardzo pieniędzy. Aha no i jeszcze tylni hamulec mi przestał prawie hamować. Nie wiem dlaczego, bo klocków jeszcze trochę jest. Może się stopiły/zeszkliły albo coś? Ale nawet mimo to samym przodem dało się hamować, BB7 + metaliki daje radę.
No i jeszcze porównanie 26 VS 29:
Zdecydowanie lepiej mi się jechało na 29erze. Dużo mniej wprowadzałem/sprowadzałem, czułem się bardziej pewnie i bezpiecznie, na 50km terenu obyło się bez żadnej gleby! Duże koło kamienie czy korzenie po prostu ZJADA. Jestem nawet skłonny zaryzykować stwierdzenie że lepszy 29er z kiepskim amortyzatorem niż 26er z porządnym amortyzatorem. Przynajmniej dla mnie, jak się ma słabą technikę. Zresztą są ludzie co jeżdżą na 29erach całkiem "na sztywno".
A i jeszcze takie ciekawe porównanie jak może być ciężko w terenie:
Asfalt: 175km, 1900m UP, 11h
Teren: 50km, 2100m UP, 11h
Uff ale się rozpisałem, jak nigdy ;) Zrobiłem też 135 zdjęć, wrzuciłem 90. A zwykle z jednodniowej wycieczki wrzucam +-30. Ale taka wyprawa zdecydowanie na to zasługuje.
Zaliczone szczyty:
Przeł. Ostra-Cichoń 812
Marszałek 828
Jaworzyna 1050
Średni Groń 1225
Lubań 1211
Runek 1005
Runek Hubieński 997
Kotelnica 946
Bukowinka 937
Turkówka 835
Przeł. Knurowska 846
Kiczora 1282
Przeł. Długa 1009
Turbacz 1310
Rozdziele 1198
Solnisko 1181
Obidowiec 1106
Groniki 1027
Przeł. Pośrednie 918
Jaworzyna Ponicka 995
Bardo 948
Wierchowa 940
Maciejowa 815
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
Pierwszy postój w Gdowie © Pidzej
Prawie Limanowa © Pidzej
Kościół w Limanowej © Pidzej
Na podjeździe na przeł. Ostrą © Pidzej
Na przeł. Ostrej © Pidzej
Kamienica, przejaśnia się © Pidzej
Zabagażowany rowerek © Pidzej
Wschód Słońca, w Zabrzeżu © Pidzej
DW969, góry z przodu to chyba Pasmo Lubania © Pidzej
Przygotowania w Krościenku © Pidzej
Wspomniana kaczka © Pidzej
Wjeżdżam na szlak © Pidzej
Nieśmiało wyłaniają się pierwsze widoczki © Pidzej
Są i Tatry © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Ładne kwiatki © Pidzej
Na szlaku. Ładne kwiatki © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki kawałek przed Lubaniem, na północ. Najwyższy szczyt po lewej to chyba Mogielica © Pidzej
Na szlaku, prawie Lubań © Pidzej
Wyłania się nowowybudowana wieża na Lubaniu © Pidzej
Baza namiotowa pod szczytem Lubania © Pidzej
Lubań zdobyty! © Pidzej
Strome zejście z Lubania © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki ze szlaku © Pidzej
Kudów © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Mało brakowało. Ufff © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Tutaj dłuższy piknik © Pidzej
A tam za chwilę trzeba się wdrapać © Pidzej
Piknik © Pidzej
Na szlaku. Bywały i takie singielki :) © Pidzej
Na szlaku. Bywały i takie singielki :) © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Stacja turystyczna Studzionki © Pidzej
I widoczki z niej © Pidzej
Na szlaku. Kolejny wypych © Pidzej
Na przeł. Knurowskiej © Pidzej
Wspomniany automat z napojami © Pidzej
I niebieskie coś © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Najcięższe dziś chwile. Po lewej znak szlaku rowerowego. Ktoś miał poczucie humoru ;) © Pidzej
Gdzieś koło polany Zielenicy © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki z Zielenicy © Pidzej
Widoczki z Zielenicy © Pidzej
Polana Zielenica © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Przeł. Długa. Widać już schronisko pod Turbaczem © Pidzej
I owieczki © Pidzej
Odpoczynek kawałek przed Turbaczem © Pidzej
Odpoczynek pod schroniskiem © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Widoczki ze schroniska © Pidzej
Podjazd na sam szczyt © Pidzej
Turbacz zdobyty! © Pidzej
Wymarły las na szczycie © Pidzej
Strome zejście z Turbacza © Pidzej
Polanka pod szczytem Rozdziele. To tu najbardziej zgubiłem szlak © Pidzej
Odpoczynek na tej polance © Pidzej
Szlak narciarski. No właśnie © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Jedna z wiecznych kałuż © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Prawie Maciejowa. Najwyższy blady szczyt to Babia Góra © Pidzej
Bacówka pod Maciejową © Pidzej
Widoczki spod Maciejowej. Najwyższy szczyt to Luboń Wielki © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Rabki © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Rabki © Pidzej
Zjazd ze szlaku w Rabce © Pidzej
Standardowe zdjęcie z Rabki. Po prawej kranik z wodą © Pidzej
XCM wybrał całe 9cm! © Pidzej
Zbieranie sił w Rabce © Pidzej
Mała przerwa w Mszanie © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
W lewo - moja ulubiona droga © Pidzej
Standardowy widoczek z przeł. Wielkie Drogi © Pidzej
No i Dobczyce © Pidzej
NACHY SREDN: 6%
NACHY MAX: 31%
WYSOK MAX: 1262
0.00 - 22.10
8,25l
5 kanapek z pasztetem, 5 bananów, 2 czekolady
Serwis: smarowanie łańcucha, regulacja hamulców, pompowanie opon
Kategoria ^ UP 4000-4999m, > km 200-249, Korona Gór Polski, Terenowo, Serwis
Liznąć Sądeckiego (+ ścianka w Laskowej)
d a n e w y j a z d u
245.00 km
11.50 km teren
14:51 h
Pr.śr.:16.50 km/h
Pr.max:62.00 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3650 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Plan na dziś to ścianka w Laskowej i Przehyba. Wyjazd o 1 w nocy, w sumie to nie wiem po co tak wcześnie bo plan nie jest dziś jakoś szczególnie napięty (jak się jednak okazało to był dobry pomysł bo wycieczka trochę się wydłużyła). Śniadanie w Wieliczce. Zdejmuję kurtkę bo jednak ciepło. Aby nie jechać znowu tą samą drogą do Limanowej dzisiaj inaczej - krajówką do Bochni a potem wojewódzką. DK94 jedzie się fajnie. Pagórki, mały ruch i rozgwieżdżone niebo, szybko docieram więc do Bochni. Na rynek jednak nie zajeżdżam tylko od razu skręcam na Limanową. Latarni raczej brak, totalne ciemności. Mimo że za nowym Wiśniczem (pięknie iluminowany zamek) można zaobserwować na niebie pierwsze oznaki brzasku, to do wschodu jeszcze daleko. Z większych miejscowości mijam Muchówkę, Żegocinę i rozpoczynam podjazd na przeł. Widomą. Na przełęczy jestem chwile przed wschodem Słońca. Ładne widoczki na góry i zalegające w dolinach mgiełki. Na zjeździe tak zimno (temp min. to dziś 14'C), że ubieram kurtkę/czapkę. Wypatruję skrętu na Laskową, końcu jest. W Laskowej odnajduję boczną dróżkę w lewo przez most a za nim od razu w prawo. Oto jest. Słynna ścianka w Laskowej. Prawie 200m w pionie na odcinku 1km. Będę próbował podjechać całość bez zatrzymania. Łańcuch od razu ląduje na 22-36. Nie jadę na stojąco (za szybko się tak męczę), tylko z siodła, wisząc na jego czubku i leżąc na kierownicy a rękami trzymając końcówki rogów. I to chyba przez to 2 razy się zatrzymałem, bo straciłem równowagę. Myślę że nóg i płuc by mi wystarczyło. Mój licznik zanotował tu max 26%, ale ludzie mówią, że jest i 30. W końcu jestem na szczycie, dojeżdżam do końca asfaltu i zawracam. W dół więcej sprowadzam niż jadę bo szkoda mi hamulców ;) Robię też przy okazji kilka zdjęć. Zdecydowanie najcięższy kawałek asfaltu jakim jechałem, taka np. Obidowa przez Rdzawkę to przy nim pikuś. Szkoda że nie udało się go wciągnąć na raz, na pewno kiedyś jeszcze spróbuję, ale już na stojąco. No a tymczasem mnóstwo sił tu zostawiałem i po prostu bolą nogi (ręce zresztą też, dziwne). W Limanowej więc dłuższa przerwa, jedzenie krem z filtrem itp. Za Limanową podjazd krajówką (już ciepło się zrobiło) a potem skręcam w boczne drogi. W nocy chyba padało, bo miejscami mokro. Do Gołkowic leci się pięknie bo delikatnie w dół. 3 ronda, most na Dunajcu (wody dużo) i odnajduję drogę na Przehybę. W Skrudzinie kupuję picie i urządzam chyba godzinną przerwę na przystanku, dziś nigdzie mi się nie spieszy. W międzyczasie zrobiło się gorąco. W końcu biorę się za podjazd. Jak w cieniu to przyjemnie jak w Słońcu to mniej. Jakąś połowę robię na średniej tarczy ale stwierdzam że nie ma sensu się tak męczyć i reszta już na młynku. Mijam 2 rowerzystów, oni mijają mnie, tak na zmianę (w końcu i tak byłem pierwszy). W końcu wyłania się maszt na szczycie, Przehybę zdobywam chwilę po 11. Tu też dłuższa przerwa, fotki z widoczkami, schroniskiem, masztem itp. Siedzę tam chyba z 1,5 godz. Już miałem ruszać asfaltem w dół ale odbiłem parę metrów w czerwony szlak celem wysikania się. No i tak patrzę na ten szlak, nie za trudna leśna droga. Wyciągam mapę, prowadzi on do Krościenka, jakieś 12km hmm... Jednak zjadę szlakiem :) Rower w obecnej konfiguracji (sakwa na bagażniku, + semislick z tyłu) trochę się nie nadaje ale jakoś to będzie. W końcu z przodu mam terenową oponkę (z semislickiem z przodu bym nie jechał, poślizg tylnego koła jest niegroźny, poślizg przedniego to gleba). No i na razie na odcinku do przeł. Przysłop tak średnio, trochę jazdy, trochę pchania ale kilometry na liczniku GPSa wydają się stać w miejscu. Z przełęczy można ewakuować się szlakami rowerowymi ale jadę dalej czerwonym. I tu zaczyna się mozolny wypych na Dzwonkówkę, mnóstwo sił tutaj tracę, myślę sobie po co mi to było. Na szczęście zjazd z Dzwonkówki do Krościenka wynagradza wszystkie trudy, dużo jazdy, mało prowadzenia - było trochę błota. Ogólnie nie było tak źle, pomimo że opony napompowane na kamień a nie chciało mi się upuszczać powietrza na ten kawałek. Generalnie ten terenowy odcinek zajął mi 2,5 godz. tak że w Krościenku jestem po 15. Dłuższa przerwa na ławeczce nad spiętrzonym Dunajcem. Jakieś chmury przyszły, mam nadzieję że nie będzie z tego deszczu. Myślę jak by tu wrócić, i wymyślam: Zabrzeż, Mszana, Kasina, Dobczyce. Jakieś 110km, a nogi bolą. Do Zabrzeża jakoś się jedzie bo generalnie w dół. Mija mnie tu konwój chyba z kilkudziesięciu zabytkowych samochodów, polskie, amerykańskie, niemieckie, no różne cuda. Fajnie to wyglądało, szkoda że nie zrobiłem fotki. Skręcam na Mszanę. Droga na przeł. Przysłop (Lubomierski) dłuży mi się strasznie, w dodatku kończy mi się picie. Na szczęście jest trochę cienia więc fragmentami jest chłodno. Na przełęczy jest mały sklepik, niestety zamknięty, jeśli chodzi o sklepy to pozostaje więc Mszana. Zjazd poezja. Jednak zbierają się nieciekawie wyglądające chmury. Jednak w Mszanie Górnej spadło dosłownie kilka kropli i na tym koniec. Natomiast w Mszanie Dolnej były 2 tęcze! Kupuję wreszcie jakieś picie, odpoczywam na rzeką i ruszam do domu. Zmrok łapie mnie gdzieś w Kasinie. Trochę tutaj odżywam, DW964 zawsze jedzie mi się dobrze. Kawałek przed Dobczycami jakiś wypadek. Dobczyce, Wieliczka (zimne piwko) i już myślami jestem w domu i piję to piwko a tu zamknięta droga (ŚDM). Błądzę jakimiś objazdem przez Barycz/Kosocice, mam już dość. W domu o 23.20.
Udana wycieczka, dzięki temu terenowemu epizodowi wpadło do kolekcji kilka nowych szczytów. Przypomniało mi się też jak fajnie jeździ się w terenie. Odrobinę szkoda natomiast zjazdu asfaltem z Przehyby, bo on też jest fajny. Dane wpisu przybliżone.
Zaliczne szczyty:
Osiczyna 419
Przeł. Rozdziele 480
Przeł. Widoma 535
Przehyba 1175
Skałka 1163
Kuba 888
Przeł. Przysłop 832
Dzwonkówka 982
Przeł. Siodełko 782
Groń 803
Stajkowa 830
Przeł. Przysłop (Lubomierski) 750
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
DK94 w nocy © Pidzej
DK94 w nocy © Pidzej
W nowym Wiśniczu © Pidzej
W nowym Wiśniczu © Pidzej
Rondo w Muchówce, chwila jasności © Pidzej
Żegocina © Pidzej
Na przeł. Widomej, chwilę przed wschodem Słońca © Pidzej
Widoczek z przeł. Widomej © Pidzej
Na szczycie ścianki w Laskowej © Pidzej
Ścianka w Laskowej © Pidzej
Ścianka w Laskowej © Pidzej
Ścianka w Laskowej © Pidzej
Łososina © Pidzej
Odpoczynek w Limanowej © Pidzej
Spiętrzony Dunajec © Pidzej
Początek podjazdu na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Odpoczynek na podjeździe © Pidzej
Kapliczka po drodze © Pidzej
Koniec asfaltu, prawie szczyt © Pidzej
Odpoczynek na Przehybie © Pidzej
Na Przehybie © Pidzej
RTON Przehyba © Pidzej
Ławeczki koło masztu © Pidzej
I widoczki na północ © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Na szlaku. Na razie lekko © Pidzej
Pierwszy nowy szczyt do kolekcji - Skałka © Pidzej
Na szlaku. Trochę ciężej © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Myślałem że to przeł. Przysłop ale jeszcze jednak nie © Pidzej
Na szlaku. No po prostu pięknie :) © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
To pewnie jakiś szczyt. Trzeba wjechać ;) © Pidzej
Na szczycie © Pidzej
Dopiero tutaj jest przeł. Przysłop © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Bardzo ciężko © Pidzej
A to chyba Dzwonkówka © Pidzej
Na szlaku. Szybko :) © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Ładna kapliczka © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Krościenka © Pidzej
Na szlaku. Trochę błota © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Krościenka © Pidzej
Widać już Krościenko © Pidzej
Przednia oponka. Kross Connector 2.1" © Pidzej
Tylnia oponka. Kenda K935 Khan 45mm © Pidzej
Kolejne szlify do kolekcji. Nie przeszkadzają mi one, nawet mi się podobają :) © Pidzej
Odpoczynek nad Dunajcem w Krościenku © Pidzej
Wzdłuż Dunajca © Pidzej
W Kamienicy © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Na przeł. Przysłop (Lubomierski) © Pidzej
Zaczyna się chmurzyć (Mszana Górna) © Pidzej
Tęcza w Mszanie Dolnej © Pidzej
Odpoczynek nad Mszanką © Pidzej
W lewo - moja ulubiona droga © Pidzej
Standardowy widoczek z przeł. Wielkie Drogi © Pidzej
No i Dobczyce © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 25%
WYSOK MAX: 1114
1.00 - 23.20
5,35l
6 kanapek z pasztetem, 5 bananów, 2 czekolady
Kategoria ^ UP 3500-3999m, > km 200-249, Terenowo
Las Wolski + miasto
d a n e w y j a z d u
51.16 km
0.00 km teren
02:41 h
Pr.śr.:19.07 km/h
Pr.max:48.00 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:402 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 11%
WYSOK MAX: 338
17.30 - 20.25
0,33l
Kategoria > km 050-099, Terenowo
Dookoła Krakowa
d a n e w y j a z d u
113.02 km
0.00 km teren
06:12 h
Pr.śr.:18.23 km/h
Pr.max:52.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:915 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Standardowa trasa dookoła Krakowa. W większości doskonale znanymi ale lubianymi drogami, nieskalanymi upierdliwymi ścieżkami rowerowymi. Tak przyjemnie się jechało że jedyna dłuższa przerwa połączona z popasem w Tyńcu, na 80-tym km trasy! Tamteż łapie mnie zachód Słońca i włączam oświetlenie. Obawiałem się błota na podjeździe na kładkę koło autostrady ale nie było tak źle. Końcówka dała mi popalić bo skumulowały się na niej najcięższe dziś podjazdy. Myślałem czy by nie dokręcić do 120km bo tyle mi brakuje do równego tysiaka w marcu ale trochę późno już było i dałem sobie spokój. Udana wycieczka.
Zamek w Niepołomicach
Wisła w Niepołomicach
Tunel w Wadowie
Kombinat w Hucie
Boczna droga za Hutą
Boczna droga za Hutą
Traktorek
Widoczek na południe
Zielonki
Niewiele widać ale to lotnisko w Balicach
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Dojazd na kładkę na którym obawiałem się błota
Widoczek z kładki
Przystań tramwaju wodnego w Tyńcu
Rynek w Skawinie
Szyb Daniłowicza w Wieliczce
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 13%
WYSOK MAX: 369
14.20 - 21.25
10-22'C
1l
czekolada
Serwis: smarowanie łańcucha, wymiana baterii w tylniej lampce
Kategoria > km 100-149, Terenowo, Serwis