Miasto
d a n e w y j a z d u
43.87 km
0.00 km teren
02:20 h
Pr.śr.:18.80 km/h
Pr.max:41.00 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:195 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 6%
WYSOK MAX: 269
14.55 - 17.35
pierniki
Serwis: smarowanie łańcucha
Kategoria > km 010-049, Serwis
Działka + L.w.o.M.
d a n e w y j a z d u
27.66 km
0.00 km teren
01:31 h
Pr.śr.:18.24 km/h
Pr.max:37.50 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 81 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 3%
WYSOK MAX: 251 (?)
18.15 - 20.45
batonik, żelki
Kategoria > km 010-049, Działka
Poznań
d a n e w y j a z d u
420.60 km
0.00 km teren
19:57 h
Pr.śr.:21.08 km/h
Pr.max:63.50 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2059 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
(w Nw. Mieście n. Wartą GPS zwariował)
Poznań chodził mi po głowie od dawna, był jednym z celów na ubiegły sezon. Miała to też być moja pierwsza 400ka. Ostatecznie 400 zrobiłem na pętli do Stalowej Woli a stolica Wielkopolski musiała trochę poczekać. Do wczoraj. Po kilku +-300km zrobionych w tym sezonie trasach stwierdziłem że jestem gotowy na dorzucenie czwartej setki. Długi weekend i dość silny, wschodni wiatr (w Polsce niezbyt częsty) ostatecznie zadecydowały o kierunku trasy. Przygotowania nie zajęły mi długo, dawno wykreślony ślad tylko czekał na wgranie do GPSa. Natomiast wynikł pewien dość istotny problem. W trakcie niedzielnej przejażdżki po mieście jakaś rowerzystka poprosiła mnie o użyczenie pompki. Okazało się że ta nie pompuje zaworu Schredera, co mnie nie zdziwiło, bo już kiedyś miałem taki problem. Natomiast w domu okazało się że nie pompuje też Presty... Głowica zupełnie się zepsuła. 10ta wieczór w niedzielę, nowej nigdzie nie kupię. Nie pojadę też przecież bez pompki. Nie pozostało nic innego jak zabranie pompki serwisowej. Hehe dwa razy już tak z nią jechałem, w 2013 i 2014 roku ;) Żeby zrównoważyć jej ciężar nie wziąłem jak zwykle biorę 1,5l butelki wody ;)
Przespać się nie udało, trudno. Startuję 5 minut po północy. Przelatuję przez przygotowujące się do 3-majowych uroczystości miasto i wskakuję na DW794. Na Częstochowę droga jest praktycznie jedna, więc pierwsze 1/3 trasy wiedzie przez dobrze znane mi okolice. Przed Skałą jedyny dziś cięższy (z 200 na ponad 400m n.p.m.) podjazd. Jest dość chłodno, w Skale spadło na chwilę do 2'C. Śniadanie. Zjadam to co, co je się szybko, czyli banana i jakiegoś wafelka. Szkoda tracić czasu na jakieś ucztowanie. Fajny, w większości nieoświetlony odcinek (lubię takie ciemności) i jest Wolbrom. Tu też mała przerwa ale raczej tak dla zasady (żeby posiedzieć chwilę na ryneczku) niż z rzeczywistej potrzeby. Bo jedzie się bardzo sprawnie: kilometry mijają szybko, podjazdy wchodzą gładko. Właściwie to już tu, po kilkudziesięciu km wiedziałem że dotrę do Poznania. Przed Pilicą jak zwykle w tych okolicach bywa, zaczynają się mgły. O tym że mijam zamek w Smoleniu informuje mnie tylko tabliczka, bo nie jest on iluminowany. W Pilicy też mała pauza. Nie byłem chyba jeszcze w tym miasteczku nocą. Odtąd do Częstochowy głównie bocznymi drogami. W okolicach Żerkowic zaczyna się przejaśniać. Wschód Słońca ciężki jednak do zidentyfikowania bo zachmurzenie jest pełne. Włodowice, charakterystyczny wiadukt nad CMK, Kotowice. Kawałek dalej bardzo ciekawe miejsce, przejeżdżając obok zobaczyć trzeba obowiązkowo. Punkt widokowy na Kueście Jurajskiej. Takiej jakby wielkiej skarpie, urwisku z ładną panoramką okolic. Do tego ruiny jakiegoś kościoła. Oprócz tego, tak ogólnie, w oczy rzucają się jeszcze trzy rzeczy: Po pierwsze później budząca się do życia przyroda na Jurze. Drzewa w większości bezlistne. Po drugie mnóstwo tych drzew jest połamanych jak po jakiejś wichurze, głównie sosen. Po trzecie co kawałek jakaś ruina domku, często z tabliczką "Na sprzedaż". Zjazd do Żarek (lub Żarków, kto wie jak to się odmienia?). Odcinek wśród ładnych sosnowo - brzozowych lasków, ostatni podjazd. I ostatni, szalony zjazd, do Olsztyna. To tu wykręciłem dzisiejszego maxa. Odtąd do Poznania będzie zatrważąjąco płasko ;) Zresztą liczby mówią same za siebie: pierwsze 1000m przewyższenia przypadło (niemal idealnie) na pierwsze 100km, pozostały tysiąc na kolejne trzysta. W Olsztynie miła pogawędka z innym rowerzystą, panem koło 50ki. Nie zdradzam celu podróży, głupie uczucie czymś się komuś pochwalić gdy ten myśli że się z niego idiotę robi... Przyzwyczaiłem się ;) Kawałek krajówką i docieram do Częstochowy, a jest koło 8mej. Przebijam się przez miasto, w trosce o zdrowie psychiczne nie korzystam z tutejszych ścieżek rowerowych. Mimo najszczerszych chęci po prostu nie dam rady. Dłuższa przerwa na ławeczce przy reprezentacyjnej alei. W międzyczasie ociepla się. Do ponad 10 a mniej niż 15 stopni. Koło 9tej zbieram się w drogę. Ale zanim opuszczę miasto zajeżdżam pod Jasną Górę, nie mogło się obyć bez fotki z tego niezwykłego miejsca. Drogami wojewódzkimi kieruję się na Wieluń. Zaczynają się typowe dla centralnej Polski krajobrazy: ciągnący się po horyzont bezkres pól uprawnych. Urozmaicony niekiedy majaczącym w oddali lasem, czasem przecięty idealnie równym szeregiem dumnie prężących się słupów linii energetycznej. Wszystko to natomiast przykryte niebem, na którym błękit sprawiedliwie dzieli powierzchnię z dywanem chmur... Chmur układających się w powtarzalną kompozycję która również wydaje się nie mieć końca... Po prostu czuć tą przestrzeń, ten otaczający mnie ogrom świata. Z takich bardziej praktycznych rzeczy czuć natomiast wiatr. Który w zależności od kierunku drogi bardzo pomaga, pomaga lub trochę przeszkadza. Całą tą rowerową ekstazę przerwał niestety jakiś paproch, który wpadł mi do oka tuż przed Działoszynem. I długo nie chciał wypaść, na płakanie jednym okiem poświęciłem chyba z pół godziny (odtąd jechałem już w okularach). Aby nie tracić czasu coś też zjadłem i dopompowałem przednie koło, z którego wolno schodziło ciśnienie. Pompowanie sprzętem który dźwigałem w sakwie to czysta przyjemność, pół minuty i kilka bar w oponce :) Aż szkoda było łatać, wolałem zatrzymać się dziś kilka razy po drodze i kilkoma, kilkunastoma ruchami tłoka dorzucać atmosfer :) W Działoszynie przejeżdżam przez wezbraną Wartę, na rynku tylko fotka. Odcinek do Wielunia był jednym z najbardziej skierowanych na zachód. Co tam się działo! Jak dobrze przycisnąć to można było do 50ki na płaskim się rozpędzić :) A 30-40 to tak bez większego wysiłku. W Wieluniu odpoczywam w parku, przebieram się wreszcie krótkie ciuchy (z 17 stopni już było) i podziwiam imponujący, kilkunastometrowy fragment murów obronnych ;) Ale nie ma co żartować, w Krakowie niewiele więcej się zachowało. Kawałek krajówką, potem bokami aż do Kalisza. Przez Brzezinami długa prosta przez las. Która wydawała się nie mieć końca. Jednostajny widok, szum wiatru, gwizd terenowych opon, do tego senność. A ja wpadłem w jakiś taki trans... Może nawet małe halucynacje? Bo wydawało mi się że widziałem w oddali światła samochodów. Które jednak potem mnie nie mijały. Ale może mi się tylko wydawało. W każdym razie musiałem się na chwilę zatrzymać, żeby się z tego otrząsnąć. Z godnych odnotowania miejscowości Brzeziny, i wreszcie Kalisz. Jest koło 18tej. Do tej pory miasto kojarzyło mi się tylko z pewnym politykiem, wiedziałem też że jest tam budynek szpitala o ciekawym kształcie. Kalisz okazał się być bardzo ładną mieściną. Rynek, ratusz, jest nawet wyspa utworzona między rzeką a kanałem. Odpoczynek do 19tej. Pora się zbierać, do Poznania jeszcze ponad 100. Jak zwykle do kolejnych miejscowości z rozpiski muszę dodawać te +10km, zawsze jakoś więcej wychodzi. Do Środy Wlkp. pojadę jak leci krajówką, nie ma tu innej sensownie prowadzącej drogi. Od Środy bokami, bo zaczyna się ekspresówka. Ochładza się, przed zmrokiem znowu w długie ciuchy. Za jasności jeszcze Gołuchów. Jest tu duży park i zamek Czartoryskich. Którego nie chce mi się jednak szukać, myślami to ja jestem już pod Poznańskim ratuszem ;) Generalnie jechało by się bardzo fajnie tą krajówką, gdyby nie zakazy dla rowerów i ścieżki z kostki. Tak na zmianę jechałem. Jak zmęczyłem się jazdą po ścieżce to na asfalt, jak odpocząłem na asfalcie to na ścieżkę. Pleszew. Już prawie całkiem ciemno. Pauza. Godzinka jazdy, Jarocin. Rynek/ratusz podobny jak w Pleszewie. Generalnie trochę obawiałem się tej czwartej setki ale nie tylko nie było źle, było nawet bardzo dobrze. Docieram do kolejnej, zdecydowanie mniejszej od dwóch poprzednich mieściny - Nw. Miasta nad Wartą. Tutaj pustki, wszyscy śpią. Tylko jakiś samotny rowerzysta się przypałętał. Kto to widział na rowerze tak po nocy się szwędać. No jak to tak. Jakby nie można było na rowerku się po południu, po obiadku przejechać. I wrócić na kolacyjkę, zanim się ciemno i zimno zrobi. ( ;) )
Trzeci dziś raz przecinam Wartę. Z wiatru który wspomagał niewiele już zostało. Jest za to rozgwieżdżone niebo, którego brakowało pierwszej nocy. W Środzie Wielkopolskiej uwagę przykuwa potężna wieża ciśnień. Interesująca i niebędąca standardowym elementem każdego miasteczka. Pauza na standardowym już rynku i wychodzą na ostatnią prostą. Która taka prosta nie była ;) Zaraz po wyjeździe z miasta sfrezowany asfalt z jakimiś dziurami i łatami przez ładnych parę km (więcej niż 5 a mniej niż 10). Dłonie mi już urywało z bólu na tym. Wiadukt nad A2, potem nad S5. Generalnie totalne zadupia i ciemności. W oddali natomiast żółta łuna światła nad węzłem autostradowym i migający na czerwono rząd świateł (prawdopodobnie linia WN, jedna z ważniejszych w Polsce, 2x400kV). Komorniki, Tulce, takie miejscowości zapadły mi pamięci. Myślałem że już tuż tuż, a tu drogowskaz: Poznań 11km. Aż usiadłem na krawężniku i RedBulla musiałem wypić ;) W końcu, kilka minut przed 3cią, niemal 27 godzin od wyjazdu jest upragniony znak! Poznań! Coś tam mówiłem do siebie, może nawet krzyknąłem, nie pamiętam już. W każdym razie bardzo byłem szczęśliwy :) Długo zabawiłem pod tym znakiem starając się zrobić selfiaczka, ale nie bardzo wyszedł. Mniejsza o to. Wjeżdżamy do miasta. Jakieś osiedla domków jednorodzinnych, rondo na którym się zakręciłem, wiadukt nad torami. Potem jak leci jakąś dwupasmówką bo ruch był praktycznie zerowy. Kolejne rondo, most nad Wartą. Zaraz zacznie świtać. I na rynek, zrobić fotkę pod ratuszem. O tak, długo czekałem na tą chwilę :) No imponujący ten ratusz, taki monumentalny nawet bym powiedział. Efekt potęgowały powiewające w arkadach flagi Polski. Równe 10 flag Polski. Kapliczki na rynku też niczego sobie. Ta chwila mogła by trwać wieczność ale pora się zbierać. Z zabytków zwiedziłem jeszcze przejazdem Plac Wolności, i na dworzec. W wyremontowanym centrum dobrze pomyślane nie ścieżki, a pasy rowerowe. Tak to powinno wyglądać. Dworzec. Ludzie mówią że niezbyt urodziwy bo w kształcie chlebaka. Mnie tam się podoba, w każdym razie lepszy od krakowskiego który... nie ma budynku, bo jest ukryty w podziemiach (!). Kupiłem bilety, coś tam na drogę, pociąg już stał. Odjazd 5.57. Podróż trochę się dłużyła, jechał na około, przez Wrocław, Opole, Częstochowę. W Krakowie koło południa, w domu o 12.35, czyli 36,5 godz. od wyjazdu :)
Poszło gładko, kondycja jak i senność (dwie nieprzespane noce) nie były problemem. Z jakichś bóli to tylko dłonie i prawa kość kulszowa odzywała się od czasu do czasu. Poza tym (już po powrocie do Krakowa) kłuły Achillesy i odrobinę kolana. No i jeszcze ten paproch w oku.
Ale wszystkiemu temu można zapobiec:
- Co do dłoni to pewnie wystarczyłyby rękawiczki z żelowymi wstawkami. Bo jeżdżę bez, do tego na twardych gumowych chwytach/metalowych rogach. Nie lubię nadmiaru szmat tam gdzie nie są one niezbędne.
- Na ból tyłka to wystarczy po prostu więcej jeździć :)
- Achillesy kłuły prawdopodobnie bo nie chciało mi się porządnie butów zasznurować i pięty nie miały właściwego podparcia.
- Jeśli chodzi o kolana to pewnie dlatego że czasem lubię jakiś podjazd z blatu wciągnąć, tak żeby poczuć uda ;)
- W okularach zawsze warto jeździć.
No i ten fart z pompką, że się dowiedziałem że nie działa, bo była
potrzebna. A może to nie fart tylko ktoś na górze mi pomógł dojechać do
tego Poznania?
Udana wycieczka. Tak naprawdę to przygoda a nie wycieczka bym powiedział. 2 noce, 2 wschody Słońca, 4 województwa, 3 wielkie miasta, 420km, i 1,5 doby przygody :) Warto przeżyć coś takiego.
Jeśli liczyć razem z 9km powrotem z dworca to jest to moja nowa życiówka. Jeśli liczyć bez, to nie. Ale czy to ważne?
To był dobry, rowerowy dzień 1,5 doby ;)
Z innych cyferek to jeszcze:
- 100km o 6.05, AVS 20,9
- 200km o 13.00, AVS 21,8
- 300km o 20.15, AVS 21,8
- 356km o 0.05 (równa doba od startu), AVS 21,6
- 400km o 3.30, AVS 21,3
Ściąga ;) © Pidzej
Na wylocie z Krakowa © Pidzej
W Skale © Pidzej
Wolbrom © Pidzej
Na rynku w Pilicy © Pidzej
Pauza w Skarżycach (aparat kłamie, było ciemniej) © Pidzej
O poranku © Pidzej
Odpoczynek we Włodowicach © Pidzej
Charakterystyczny wiadukt nad CMK © Pidzej
Wreszcie jest :) © Pidzej
Na sprzedaż © Pidzej
Nad Kuestą Jurajską © Pidzej
Kuesta Jurajska © Pidzej
Ruiny kościoła Św. Stanisława © Pidzej
Żarki © Pidzej
To też © Pidzej
Wiejski szalet ;) © Pidzej
Oj jest :) © Pidzej
Rynek i zamek w Olsztynie © Pidzej
Złapany na przejeździe © Pidzej
Aleja Najświętszej Maryi Panny © Pidzej
Budynek czegośtam, w każdym razie ładny © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Jakiś nowy standard oznaczeń ;) (Kamyk) © Pidzej
Przyjemna droga © Pidzej
Miedźno © Pidzej
Stał przy drodze © Pidzej
Rzepaczek :) © Pidzej
Jakiś kamieniołom © Pidzej
Kilogram więcej w sakwie, kilka kurw mniej przy pompowaniu :) © Pidzej
Wezbrana Warta © Pidzej
Rynek w Działoszynie © Pidzej
To ten dywan z chmur o którym pisałem © Pidzej
Kaplica w Kraszkowicach © Pidzej
Park w Wieluniu © Pidzej
I rynek tamże © Pidzej
Mury miejskie Wielunia ;) © Pidzej
Mijałem wiele po drodze © Pidzej
Wierny druh :) © Pidzej
Randomowy kościół © Pidzej
Przypadkowe złomowisko © Pidzej
Wiatr fajnie grał (gwizdał) na tych drutach © Pidzej
Pauza w lasku © Pidzej
Są porosty, jest czyste powietrze © Pidzej
Wspomniana prosta przez las © Pidzej
Brzeziny. Drugie pompowanie © Pidzej
Brzeziny © Pidzej
Jakieśtam zakupy © Pidzej
Kalisz. 2/3 trasy. Pierwszy drogowskaz na Poznań © Pidzej
Teatr w Kaliszu © Pidzej
Kanał © Pidzej
Jakaś willa © Pidzej
Rynek © Pidzej
Trzecie pompowanie © Pidzej
Kaliski szpital © Pidzej
Jeszcze kawałek © Pidzej
Przebierka w długie ciuchy © Pidzej
Na krajówce © Pidzej
Na krajówce © Pidzej
Pleszew, druga noc na trasie. Fajna sprawa :) © Pidzej
Rynek w Jarocinie. Drzewo wepchało się w kadr © Pidzej
Nowe Miasto nad Wartą. Wszystko śpi © Pidzej
Na rozstaju © Pidzej
Wieża ciśnień w Środzie Wlkp © Pidzej
I tamtejszy rynek © Pidzej
Czwarte pompowanie ;) © Pidzej
Bolało © Pidzej
Pow. Poznański © Pidzej
Jeszcze tyla?! © Pidzej
Najprzyjemniejsza chwila wycieczki :) © Pidzej
Drugi wschód Słońca w trasie. Fajna sprawa :) © Pidzej
Odwach w Poznaniu © Pidzej
Słynny ratusz. Nie mieścił się w kadrze. Część górna © Pidzej
I dolna. Druga najprzyjmniejsza chwila tej trasy :) © Pidzej
Kamieniczki © Pidzej
Plac Wolności © Pidzej
I chlebaczek © Pidzej
Wpieprzyłem rower do przedsionka a okazało się że na drugim końcu wagonu jest ogromny przedział rowerowy ;) Ale nie było piktogramu na wagonie więc skąd mogłem wiedzieć © Pidzej
IC 7300 Siemiradzki © Pidzej
Już na właściwym miejscu © Pidzej
Jeszcze bilety © Pidzej
Nowa życiówka. Albo i nie. Bo w pociągu się ze 3 razy na chwilę zdrzemnąłem. Jakby się nie liczyło to "na czysto" jest 411,59km :) © Pidzej
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 9%
WYSOK MAX: 449
0.05 - 12.35
4,8l
5 bułek z pasztetem, 5 bananów, 3 czekolady, baton energetyczny, jakiś wafelek, ciastka HIT, 2 paczki paluszków
Nowe gminy:
Śląskie:
Kłobuck
Miedźno
Popów
Łódzkie:
Działoszyn
Wierzchlas
Wieluń
Czarnożyły
Lututów
Klonowa
Wielkopolskie:
Czajków
Kraszewice
Brzeziny
Godziesze Wielkie
Kalisz
Gołuchów
Pleszew
Kotlin
Jarocin
Nowe Miasto nad Wartą
Krzykosy
Środa Wielkopolska
Kleszczewo
Poznań
Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 400-499, Powrót pociągiem
Z buta
d a n e w y j a z d u
200.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Buty
Zbiorcze km z dojść do pracy z całego kwietnia ;) Drogę do pracy mam bardzo fajną, więc chodzę na piechotę, spacerkiem 45 minut :) W jedną stronę mam 4,5km. Co daje 9km dziennie, 45km tygodniowo i 180km miesięcznie. Jednak czasem pójdę trochę dłuższą drogą, o jakiś sklep zahaczę albo coś. I myślę te 200km z całego miesiąca mniej więcej będzie. Tak, myślałem czy by na rowerze nie jeździć. I dalej tylko myślę a nie jeżdżę ;)
Droga do pracy
Pociągi mogę sobie pooglądać
Stacja Prokocim Towarowy
Wzburzone Bagry
Jak pada bywa jednak gorzej ;)
Jak pada bywa jednak gorzej ;)
Kategoria Z buta
Miasto
d a n e w y j a z d u
23.47 km
0.00 km teren
01:19 h
Pr.śr.:17.83 km/h
Pr.max:28.00 km/h
Temperatura:12.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:122 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
J.w.
W parku
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 226
17.35 - 19.10
Serwis: pompowanie opon, smarowanie łańcucha, klejenie siodełka, wymiana baterii w tylnej lampce
Kategoria > km 010-049, Serwis
Miasto
d a n e w y j a z d u
44.48 km
0.00 km teren
02:22 h
Pr.śr.:18.79 km/h
Pr.max:37.00 km/h
Temperatura:12.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:185 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
J.w.
W Wiśle dużo wody
A w mieście dużo ludzi
W mieście dużo ludzi
A w Wiśle dużo wody
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 6%
WYSOK MAX: 257
14.20 - 17.10
0,3l
Kategoria > km 010-049
Miasto
d a n e w y j a z d u
34.60 km
0.00 km teren
01:46 h
Pr.śr.:19.58 km/h
Pr.max:37.50 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Leniwy, wieczorny objazd miasta. Dzisiaj dostrzegłem że coś zjadło już pół komina w Łęgu :O Masakra jak to teraz będzie wyglądać. Łęg z jednym kominem. Fatalnie. Ktoś nie myśli lub nie ma poczucia estetyki. Albo wziął łapówkę.
Bez komentarza
Bez komentarza
Bez komentarza
Bez komentarza
Urbanizacja
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 9%
WYSOK MAX: 234
18.50 - 20.50
Kategoria > km 010-049
Kwiecień - plecień
d a n e w y j a z d u
82.07 km
0.00 km teren
04:01 h
Pr.śr.:20.43 km/h
Pr.max:55.00 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:910 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Bo przeplata, trochę zimy trochę lata ;) Tak właśnie dziś było. Planem było wykręcenie tych niecałych 70km. Obojętne gdzie i jak. Coby weekend zamknąć z przyzwoitym przebiegiem 200km. Przedpołudniowy deszcz ze śniegiem postawił jednak te plany pod znakiem zapytania.
Natomiast po południu wyszło Słońce więc pojechałem. Deszczowe chmury krążyły jednak wokoło. Więc postanowiłem nie oddalać się zbytnio od miasta. Barycz, Swoszowice, Świątniki, Mogilany. Tu dopadł mnie deszcz. Zarządziłem więc odwrót, Zakopianką do miasta. Koło węzła w Opatkowicach już deszcz ze śniegiem :) Solidnie zmokłem, myślałem o powrocie do domu. Na Górze Borkowskiej znów wyszło jednak Słońce, a ja momentalnie wyschłem i dołożyłem Skawinę, Tyniec i Las Wolski.
Udana wycieczka, pomimo niepewnej aury trochę się udało pokręcić.
Chmury nad obwodnicą © Pidzej
I Pogórzem Wielickim © Pidzej
Nad Krakowem nie lepiej ;) © Pidzej
Nad Beskidami w miarę spokojnie © Pidzej
Chmury tu, chmury tam © Pidzej
Chmury wszędzie © Pidzej
W Mogilanach © Pidzej
Ciemna zasłona zawisła nad Krakowem © Pidzej
Kawałek Zakopianką © Pidzej
Nie miałem lepszego pomysłu na ewakuację © Pidzej
Takie coś zawisło nad Pogórzem Wielickim (gdzie przed chwilą jechałem) © Pidzej
A 90 stopni w lewo, nad miastem taki warun :) © Pidzej
Na podjeździe, między Skawiną a Tyńcem © Pidzej
Widoczek na Skawinę © Pidzej
Rzut oka na Wisłę © Pidzej
Przystań w Tyńcu © Pidzej
Przystań w Tyńcu © Pidzej
W Lasku już zielono :) © Pidzej
Pod Kopcem © Pidzej
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 13%
WYSOK MAX: 386
15.05 - 19.55
0,3l
Serwis: łatanie tylnej dętki
Kategoria > km 050-099, Serwis, Zimowo
Wschodnia pętelka
d a n e w y j a z d u
131.55 km
0.00 km teren
05:39 h
Pr.śr.:23.28 km/h
Pr.max:39.50 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:610 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
W planach było dziś jakieś kilkadziesiąt km. Wyszło trochę więcej :)
A to z tego powodu, że tak fajnie się leciało z wiatrem, no i pogoda słoneczna się zrobiła (rano padało). Niepołomice, Droga Królewska. Już miałem skręcać w Żubrostradę ale szkoda było się chować przed tym wiatrem w lesie, z powrotem dobiłem więc do wojewódzkiej. W Ujściu Solnym tak sobie pojechałem inaczej. Przez Wrząpia i Strzelce Wielkie, by znów dołączyć do wojewódzkiej. Potem na Brzesko (po drodze małe zakupy) i krajówką du dom. Zachód w Brzesku, w Bochni prawie całkiem ciemno. Po drodze trochę mnie zmoczyło, popadało w Budzowie i w Sułkowie, włączył się wmordewind a temp. spadła do 3'C.
Opis drętwy bo i nie bardzo jest co opisywać. Standardowa wschodnia pętelka i tyla. To może wspomnę tylko o kosmicznej jak mnie średniej, że po 70km było 25km/h, a w Brzesku jeszcze 24,5.
Na rynku w Niepołomicach © Pidzej
Wiekowy sprzęt © Pidzej
Droga Królewska © Pidzej
Chyba dokonał żywota :( © Pidzej
Dąb Króla Augusta II © Pidzej
Randomowy kościół © Pidzej
Przez Puszczę © Pidzej
Wiosna :) © Pidzej
Dw964 © Pidzej
Wiosenna Raba © Pidzej
Przydomowa flota ;) © Pidzej
Przydomowa flota ;) © Pidzej
Dw768 © Pidzej
Zakupy © Pidzej
Odpoczynek w Brzesku © Pidzej
Magnezja prosto z Czech, z Karlovych Varów © Pidzej
Charakterystyczne rondo w Brzesku © Pidzej
I smażalnia przy drodze © Pidzej
Bochnia © Pidzej
Przeczekiwanie deszczu © Pidzej
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 7%
WYSOK MAX: 266
15.00 - 21.50
0,7l
200g wafelków
Kategoria > km 100-149
Las Wolski + miasto
d a n e w y j a z d u
43.20 km
0.00 km teren
02:18 h
Pr.śr.:18.78 km/h
Pr.max:50.00 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:274 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
J.w. W Lasku już całkiem zielono. Do tego wydaje mi że jest dobrze i jestem pewien że nie jest źle :) Z kondycją. Na 10% fragmentach jechałem 10km/h. To nie jest mało.
Fajny mural, pierwszy raz go widzę
Wisła z mostu Zwierzynieckiego
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 11%
WYSOK MAX: 340
18.30 - 21.05
Kategoria > km 010-049