Miasto
d a n e w y j a z d u
30.07 km
0.00 km teren
01:41 h
Pr.śr.:17.86 km/h
Pr.max:41.50 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:144 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Potem na działkę zrobić to i owo.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 6%
WYSOK MAX: 238
17.25 - 19.50
Serwis: czyszczenie i smarowanie napędu (włącznie z tylną przerzutką), podmiana łańcucha, serwis amortyzatora, regulacja hamulców, zamiana stronami klocków hamulcowych w tylnym hamulcu, kontrola połączeń śrubowych, pompowanie opon, mycie roweru, klejenie siodełka i obklejanie newralgicznych miejsc ramy
Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo, Działka
Miasto
d a n e w y j a z d u
27.33 km
0.00 km teren
01:27 h
Pr.śr.:18.85 km/h
Pr.max:35.00 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:143 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 9%
WYSOK MAX: 253
18.25 - 20.00
Kategoria > km 010-049
Niby lajtowa wycieczka po górkach
d a n e w y j a z d u
155.00 km
25.50 km teren
09:29 h
Pr.śr.:16.34 km/h
Pr.max:61.00 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2450 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
"Niby lajtowa" bo w założeniach miała być lajtowa a w rzeczywistości aż tak lekko nie było. Ale po kolei.
Dziś na tapetę wziąłem 2 niewysokie pasma górskie: Pasmo Łopusza i Kobyły (Beskid Wyspowy) oraz Pasmo Szpilówki (Pogórze Wiśnickie). Jako że wycieczka miała być prosta, łatwa i przyjemna wyjechałem dopiero koło świtu, a dokładniej o wpół do szóstej. Heh pierwszy raz od kilku miesięcy wyspałem się przed wyjazdem (jakieś 3 godzinki). Trochę dziwnie tak wyjeżdżać, zwykle o tej porze to mam na liczniku już 100km ;) Wschód Słońca oglądam na węźle drogowym w Bieżanowie. Trochę chłodno, temp. min. to dziś 14'C. Droga do Gdowa mija szybko, tu jem śniadanie. Przejeżdżam przez Rabę i w Łapanowie kolejna przerwa, pod pięknym rozłożystym dębem. Dziś nie śpieszy mi się nigdzie. Zdejmuję kurtkę i czapkę bo już ciepło. Za Łapanowem odbijam w boczną drogę przez Trzcianę. Jest jakiś remont ale rowerem da się przejechać. Potem kawałek wojewódzką i jestem w Żegocinie, koło 9tej. Asfaltowa dojazdówka to dziś raptem ~50km. Przerwa w jakiejś altance, krem z filtrem, nieśpieszne przeglądanie mapy i przygotowawanie roweru do górskiej wędrówki (ciśnienie w dół, lampki do plecaka a plecak na plecy). Po czym szukam zielonego szlaku. W końcu jest. Stromo wspinająca się do góry betonowa droga po chwili kończy się i zaczyna się mozolna wspinaczka na Łopusze Zachodnie (jakieś 300m wyżej niż Żegocina). Trochę jazdy, trochę pchania szlak oznaczony fatalnie. Po drodze spotykam grzybiarza, też z Krakowa, rozmawiamy chwilę. Zmieniam szlak na niebieski i po chwili jest szczyt. Grzbietem pasma jedzie się super. Jest nawet dość długi asfaltowy fragment. Wg. mapy za Łopuszem Wschodnim szlak kończy się ale okazało się że jest nowy, żółty szlak. Fajnie, nie zgubię się. Końcówka pasma (2 szczyty: Kobyła i Kopiec) mija szybko i przyjemnie i zjeżdżam do asfaltu. Przejazd pasmem Łopusza i Kobyły zajął mi ok. 2 godz. Odpoczynek w jakiejś altance, podziwianie widoczków itp. Jest super. Potem szalony zjazd asfaltem i w lewo na Rajbrot (trochę do góry). Całkiem gorąco się zrobiło. W Rajbrocie jestem koło południa, odpoczynek pod kościołem. I w górę zielonym szlakiem. Najpierw asfaltem, potem polna droga ale chyba zgubiłem szlak bo w końcu jadę na przełaj polem. Odnajduję jakąś leśną drogę ale oznaczeń szlaku nie ma. W dodatku zbocze opada na lewo a nie na prawo. Nie jet jednak tak źle bo z mapy wynika że objadę Dominiczną Górę z północy zamiast z południa i potem można dołączyć do szlaku. I rzeczywiście tak jest po przedarciu się przez jakieś pole (to prawdopodobnie tu złapałem kleszcza, na szczeście w porę usunięty) dobijam do zielonego szlaku. Potem kawałek czernym (szeroka droga) i z tego co pamiętam to tu chyba był najcięższy dziś wypych (nie ma na zdjęciach). Na Piekarskiej Górze jakaś altanka i krzyż - tu zjadam ostatnie 1,5 banana (bo pół mi spadło). Po odpoczynku ruszam dalej. Bardzo przyjemna jazda grzbietem pasma (Szpilówka & Bukowiec) i stromy zjazd na jakąś przełęcz bez nazwy (pasmo przecina tu asfaltowa droga). I tu najbardziej się dziś zgubiłem (widać na śladzie). Nie wiem ile ale bardzo długo błądziłem jakimiś błotnistymi drogami w poszukiwaniu szlaku. Nieźle byłem wkurwiony. W końcu cofnąłem się na przełęcz i udało mi się złapać szlak. Końcówka pasma to już formalność ale na samym końcu odbijam ze szlaku aby zaliczyć Machulec (jakiś maszt & widoczki). Przez jakieś sady owocowe dojeżdżam do asfaltu i zjazd do Czchowa. Przejazd pasmem Szpilówki zajął mi niecałe 4 godz. W Czchowie godzinny odpoczynek na rynku (też pod ładnym dębęm), fajnie, nie byłem jeszcze na rynku w Czchowie. O 17 ruszam w drogę powrotną, do domu jakieś 60km. Ta minęła już bez przygód, poza tym że znowu bolała mnie dupa, nie wiem dlaczego. Tymowa potem Lipnica Murowana (tu wreszcie kupuję picie bo skończyło mi się w Czchowie). I skrótem (tu przez chwilę odrobinę kropiło) na Nowy Wiśnicz. Potem bocznymi drogami (remont mostu ale była kładka obok) do krajówki. Zbliża się zmrok, zakładam lampki. Pagórkowatą i z asfaltowym poboczem DK94 bardzo fajnie się wraca. Wieliczka, potem po zimne piwko na osiedlu i do domu. W domu po 9tej. Udana wycieczka, właśnie czegoś takiego potrzebowałem, takiej chwili wytchnienia od rekordowych tras.
Zaliczone szczyty:
Łopusze Zachodnie 658,1
Łopusze Wschodnie 600
Kobyła 605,3
Kopiec 585
Dominiczna Góra 468
Piekarska Góra 515
Szpilówka 516
Bukowiec 494
Machulec 483
Lipczonka 355
Wschód Słońca nad węzłem drogowym © Pidzej
Śniadanie w Gdowie © Pidzej
Odpoczynek pod pięknym dębęm w Łapanowie © Pidzej
Dąb w Łapanowie © Pidzej
Dąb w Łapanowie © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Odpoczynek w Żegocinie © Pidzej
Żegocina © Pidzej
Początek zielonego szlaku © Pidzej
Extremalnie szeroka leśna droga ale szlak nią nie prowadzi © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Pierwszy dziś szczyt zdobyty! © Pidzej
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie, przejechałem nim w zeszłym roku © Pidzej
Na szlaku. Chwilowo asfalt © Pidzej
Jest nowy, żołty szlak © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie raz jeszcze © Pidzej
A to chyba Kobyła © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Altanka po zjeździe z pasma © Pidzej
I widoczki z niej © Pidzej
Odpoczynek w Rajbrocie © Pidzej
Do Czchowa pieszo 6,5 h. Ja przejechałem w niecałe 4 ale sporo błądziłem © Pidzej
A to już nie wiem czy jeszcze na szlaku czy już nie © Pidzej
Jakaś niby droga przez las © Pidzej
Jakaś niby droga przez las © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Kawałek przez pole (droga się skończyła) © Pidzej
Z powrotem na zielonym szlaku © Pidzej
Był nawet mały bród (na czarnym szlaku) © Pidzej
Na szlaku. Jedna z wiecznych kałuż © Pidzej
Na Piekarskiej Górze © Pidzej
Na Piekarskiej Górze © Pidzej
Toalety na szlaku ;) © Pidzej
Po dłuuugim błądzeniu z powrotem na szlaku. No szlak generalnie był idealny na rower :) © Pidzej
Na szlaku. Tu wypada jakiś szczyt (betonowy słupek) © Pidzej
Maszt na szczycie Machulca © Pidzej
Przez sady owocowe © Pidzej
Asfaltem do Czchowa © Pidzej
Na rynku w Czchowie © Pidzej
Do Wieliczki jeszcze kawałek © Pidzej
W Lipnicy Murowanej © Pidzej
W Nowym Wiśniczu © Pidzej
Był nawet kawałek tęczy © Pidzej
Ostatnie widoczki na górki © Pidzej
Słońce chyli się ku zachodowi © Pidzej
Zachód Słońca nad nieczynną kopalnią soli Siedlec-Moszczenica © Pidzej
Powrót krajówką © Pidzej
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 24%
WYSOK MAX: 627
5.30 - 21.20
4l
3 kanapki z pasztetem, 2,5 banana, 2 czekolady
Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 150-199, Terenowo
Działka
d a n e w y j a z d u
3.30 km
0.00 km teren
00:10 h
Pr.śr.:19.78 km/h
Pr.max:28.00 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 17 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Na działkę podlać to i owo.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 2%
WYSOK MAX: 218
17.10 - 18.10
Serwis: smarowanie łańcucha, pompowanie opon, klejenie gumki przedniego hamulca
Kategoria > km 000-009, Działka, Serwis
Miasto
d a n e w y j a z d u
35.46 km
0.00 km teren
01:51 h
Pr.śr.:19.17 km/h
Pr.max:36.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:105 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Po mieście. Było trochę terenu.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 231
18.10 - 20.10
0,1l
Kategoria > km 010-049, Terenowo
Działka + miasto
d a n e w y j a z d u
38.90 km
0.00 km teren
02:13 h
Pr.śr.:17.55 km/h
Pr.max:29.30 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:171 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Na działkę m.in. przyciąć winogrono a potem po mieście. Było sporo terenu.
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 8%
WYSOK MAX: 249
16.30 - 20.10
pączek, trochę malin/jeżyn
Kategoria > km 010-049, Działka, Terenowo
Skrzyczne i inne fajne górki :)
d a n e w y j a z d u
311.44 km
17.00 km teren
18:03 h
Pr.śr.:17.25 km/h
Pr.max:61.50 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4463 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Uwaga długi opis i dużo zdjęć ;) Ktoś pewnie zapyta po co tak się wysilam? Ano po to że bikestats to taki mój "rowerowy pamiętniczek", ja to piszę głównie dla siebie :) A że czasem ktoś to przeczyta i skomentuje to też fajnie :)
Znów miałem ochotę na góry, dużo gór ale że w ostatnim tygodniu sporo padało to jeśli jakiś teren to raczej lekki (nie bawi mnie jazda w błocie, tzn. jechać się da ale rower trzymam w pokoju więc trzeba by go umyć a myjek ciśnieniowych nie uznaję). Mówisz "duża góra i lekki teren" - myślisz: "Skrzyczne". Pasuje idealnie no i dawno tam nie byłem - ostatnio w 2012r. Do tego jeszcze jakaś Magurka/Chrobacza (też dawno nie byłem), w ostateczności Żar (byłem w zeszłym roku). Jeszcze się zobaczy. Pewną niedogodnością jest to że nie mam mapy Beskidu Śląskiego/Małego, nie zdążę też kupić - zrobiłem więc fotki kilku kluczowych fragmentów map Compassu online ;) Będą musiały wystarczyć. Jako że "teren" lekki nie będę męczył się z plecakiem (szybko bolą mnie plecy) tylko wezmę sakwę. Ale oponki oczywiście terenowe.
Wyjazd punktualnie o północy. Lubię tak wcześnie wyjeżdżać i tą nocną jazdę - bo na początku trzeba jechać przez doskonale znane okolice a w nocy prezentują się inaczej, po prostu nie jest nudno. Przespać się przed wyjazdem nawet nie próbowałem bo i tak mi się to nie uda - poleżałem tylko jakąś godzinkę. Na zachód wylot jest raczej jeden - Skawina. Tam też jadę. Ubrałem długie spodnie i kurtkę a tu tymczasem kilkanaście stopni. Szybko ją więc zdejmuję. Przy okazji odkrywam że butelka mineralnej w sakwie cieknie - wylała się prawie cała. Strata niewielka - 0,59zł ;), nic istotnego też nie zalała ale problemem jest to że w nocy w święto nowej nie kupię. Pozostaje litr energetyka, który będzie mi musiał wystarczyć do świtu. Oprócz tego wkurza mnie też tylni hamulec (BB5) - świeżo wyregulowany a prawie nie hamuje. Próby kręcenia pokrętłem/baryłką skutkują tylko wzmożeniem irytującego dzwonienia a nie poprawą siły. Zajmę się nim później. W Skawinie śniadanie i obmyślanie jak jechać - postanawiam że na Kalwarię, bo przez Zator czy też Sułkowice w tym sezonie już rozpoczynałem wycieczki. Na moście na Skawie robię fotkę elektrowni - moim zdaniem fajnie wyszła. Wojewódzka na Kalwarię fajna - ruch żaden, pagórkowata (raczej do góry niż w dół) no i dużo nieoświetlonych odcinków. Takimi jedzie się super, szkoda że niebo raczej zachmurzone więc gwiazd niewiele. Drogi miejscami mokre, widać wczoraj padało. W Kalwarii przerwa tylko na dokumentacyjną fotkę - żeby nie było że mnie nie było ;). I obieram kurs na Wadowice. DK52 to raczej nie jest droga na rower. Ale w nocy i w święto ruch jest prawie zerowy. Ten odcinek też fajnie pagórkowaty. Chwila moment i są Wadowice. Fajnie, nie byłem jeszcze w Wadowicach w nocy. Niby wypadało by posiedzieć na rynku ale nie jestem w ogóle zmęczony. Więc fotka i na Andrychów. W Andrychowie z marszu skręcam na Kocierz. Podjazd niby lekki bo na średniej tarczy ale raz musiałem sobie odpocząć. Do świtu niedaleko ale wszystko zasnute chmurami więc raczej ciemno. Nici z podziwiania wschodu Słońca z przełęczy. Fotka niby wschodu i w dół. Leci się fajnie ale nieźle wytelepało mnie z zimna (a temp. min. to dziś to niby tylko/aż 12'C). Przed Żywcem już jasno. Ale pogoda nie zapowiada się najlepiej - drogi mokre, trochę mgieł a wszystko zasnute chmurami (Skrzycznego nie widać). Nie wiem czy jest sens pakować się w taką pogodę w góry. Na rynku w Żywcu zasłużona dłuższa przerwa (na liczniku ~95km). Coś tam jem i kombinuję przy tym hamulcu. Wystarczyło przesunąć zacisk bliżej koła i jest kotwica - blokuje koło bez problemu. Tak to można jechać w góry. Oglądam też mapę szukając drogi na Lipową-Ostre (tu zaczyna się podjazd na Skrzyczne). Nic mi ona jednak nie mówi. Na razie jadę więc trochę na czuja. W jakimś sklepie kupuję 2l wodę i pytam o drogę. Potem drugi i trzeci raz, w końcu wiem gdzie jestem. Nad Skrzycznem chwilowo rozpogadza się. To dodaje otuchy. Na parkingu w Lipowej przerwa - do użycia wchodzi krem z filtrem. Zdejmuję też lampki (ciśnienia z opon upuszczę później, na końcu asfaltu). Na rozdrożu podejmuję decyzję że na szczyt pojadę nie serpentynami a drogą która zatacza pętlę (jeszcze nie jechałem). Nie pierwszej świeżości asfalt po chwili urywa się. I zaczyna się lekko kamienista szutrówka. Droga ciągnie się w nieskończoność a nie bardzo można się posiłkować wskazaniami altimetru (licznik znowu zaczął wariować i liczy w milach/stopach). Klimat - jest po prostu magicznie - te chmury i mgły unoszące się znad lasów! Zdjęcia oddają tylko w niewielkim stopniu to jak było pięknie. Do tego totalnie pusto, na podjeździe nie spotkałem żywej duszy! Jeśli chodzi o nachylenie to najpierw stromo, potem średnio a na końcu wręcz płasko. Do momentu w którym obie szutrówki łączą się. Tu zaczyna się stromsza i cięższa droga, ale dalej podjeżdżalna. Końcówka to krótki wypych niebieskim szlakiem - no tutaj to już ciężko coś ukręcić. Skrzyczne zdobywam o 9.20 - udało się! Jest całkiem chłodno - licznik pokazuje 55'F - hehe nie mam pojęcia ile to jest ;) (po przeliczeniu na ludzkie jednostki wychodzi 13'C) Turystów niewiele, widoczność słaba. Przerwa, jakieś jedzenie, fotki z improwizowanego statywu z kamienia/kawałka rozbitego szkła (którego tu pełno :/ ot kultura...). I myślę nad zjazdem. Na mapie jest zachęcająco wyglądający czerwony rowerowy. Ale nie mam pojęcia jaki on trudny (a nie chcę wpakować się w jakiś tor downhillowy). Więc bez eksperymentów - zjazd drugą szutrówką, tą bardziej powywijaną. Leciało się pięknie a pomimo kurtki zmarzłem nieźle. Mijałem wielu rowerzystów zmierzających do góry. Po drodze spadł mi łańcuch ale dotoczyłem się tak do parkingu. Tutaj planuję co dalej. A coś czuję że na Magurce i Chrobaczej się nie skończy ;) Po głowie chodzi jeszcze Żar i Przegibek - razem będzie chyba wszystko co ciekawsze z asfaltu/lekkiego terenu w tej okolicy. Układam to w głowie w jakąś sensowną trasę. Na wiadukcie nad S69 oczekiwanie aż licznik przestanie wariować (nie chcę stracić liczby przewyższeń) pożytkuję na dopompowanie opon. Całkiem ciepło się zrobiło. Kawałek krajówką i skręcam na Wilkowice. Tu odpoczynek przed podjazdem na Magurkę. Pomimo asfaltu raczej ciężko - kilkanaście procent jest często gęsto. Magurkę zdobywam o 13.30. Ludzi dużo, piękne widoki na Beskid Śląski. Przerwa. Szalony zjazd (tutaj 40km/h to już dużo). Kupuję wodę w sklepie i w dół w stronę B-B. Wiem że na przełęcz to gdzieś w prawo. Krążę góra-dół, pytam 2 razy o drogę ale nikt nic nie wie O.o Po chwili uświadamiam sobie że pomyliły mi się nazwy - pytałem o Kubalonkę a nie Przegibek :D No troszkę wtopa. Wreszcie pytam używając właściwej nazwy i trafiam we właściwy skręt. Przerwa w jakimś niby parku. I do góry. Raczej lekko i w lesie - najłatwiejsza dziś górka. Szybki zjazd i ukazuje się kolejny dziś cel - Żar. Przerwa na jakimś przystanku, krem. I do góry. Początek zawalony samochodami, powyżej stacji kolejki pusto. Ktoś tam próbuje się ze mną ścigać rzucając wyzywające spojrzenie ale odpuszczam - niech żyje sobie w nieświadomości ;) Bo u mnie na liczniku prawie 200km i ok. 3000 w pionie. Podjazd niezbyt ciężki ale trochę gorąco. Szczerze mówiąc to mam już dość na dziś i nie bardzo wyobrażam sobie jeszcze Chrobaczą i powrót do domu. Mimo to powoli bo powoli ale jakoś jadę. Żar zdobywam o 17.00. Stonka ludzi. Widoki pewnie jakieś są ale ciężko się do nich dopchać. Siadam więc gdzieś z boku, jem czekoladę i energybara z myślą że postawią mnie trochę na nogi. Szalony zjazd (najszybszy dziś, koło 60km/h) i z powrotem w Międzybrodziu. Pora na Chrobaczą. Jeden korek w tą stronę więc trochę po chodnikach. W końcu jestem u początku podjazdu. Hm trochę źle to zaplanowałem, najcięższa góra na koniec. Do tego trochę boli lewe kolano (a raczej przyczep czworogłowego) więc nie poszaleję. O dziwo jednak jedzie mi się lepiej niż na Żar O.o Może ten energybar zaczął działać. A może po prostu dlatego że jest przyjemnie chłodno. Najpierw asfalt, potem resztki asfaltu (właściwie to taki "teren" już, upuszczam więc powietrza z opon). Za plecami piękne widoki na jezioro i górki. Końcówka do schroniska po kamulcach. Chrobaczą Łąkę zdobywam o 19.05. Wreszcie cisza i spokój. Pod krzyżem zero ludzi. Widoki z platformy pewnie by były ale jakby zarosło drzewami. Więc fotka na tle krzyża i w dół. Tu postanawiam przeprowadzić mały eksperyment ;) Czy uda się zlecieć na dół bez żadnej przerwy na chłodzenie hamulców. No i udało się, hamowałem oboma na raz, a na lżejszych odcinkach trochę przodem, trochę tyłem na zmianę. Hydraulika zagotowała by się po drodze kilka razy a BB7+BB5 (tarcze jakieś tanie Alivio 160mm) dają radę, mocy nie zabrakło. Inna sprawa że chyba spaliłem klocki/tarcze bo przybrały dziwną barwę i jakby słabiej hamują :/ Może im przejdzie. No i na dole nie czułem dłoni. Aha i połowa lewej goleni amorka była ciepła ;) Zbliża się zmrok, wydawać by się mogło że koniec gór to koniec przygód. Ale ~100km do powrót do domu też był swego rodzaju "przygodą". Bolesną ;) Póki co do Kęt jedzie się nienajgorzej. W Kętach robi się ciemno. Przerwa na rynku, montuję lampki, dorzucam atmosfer do opon i kupuję 2 przedrożone 0,5l wody po 3zł/szt. (sklepy pozamykane). I ruszam, na razie na Oświęcim. Gdzieś tu za Kętami zaczyna nieznośnie boleć tyłek. Właściwie to lewa jego połowa, jakiś odgniot czy coś. Nie da się normalnie siedzieć, do końca trasy będę więc siedział prawą kością kulszową na środku siodełka. Nawet idzie tak jechać, choć nogi trochę przekoszone. Po drodze odbijam na Przeciszów. Odtąd kilometry będą dłużyły się strasznie. Wiele długich chwil później jest Zator. W Energylandii dzikie krzyki i wrzaski z rollecoastera. Przerwa na rynku, czekolada, ubieram kurtkę bo chłodno (kilkanaście stopni). Po tej przerwie zaczyna boleć i prawa część tyłka, nie jest dobrze :/ Ale nie boli tak jak lewa, da radę usiedzieć. Bardziej niepokoi ta lewa noga. Po drodze incydent który mógł zakończyć te męki ale w inny sposób. Ktoś od tyłu prawie we mnie wjechał... Awaryjne hamowanie aż silnik zgasł. Było blisko. Aż sprawdzam tylnią lampkę ale ta (Mactronic Walle I, czyli ten mocniejszy) na dość świeżych bateriach nieźle daje po oczach. To jest chyba ten moment w którym warto zastanowić się nad kamizelką odblaskową. No nic trzeba jechać dalej. W końcu kolano boli tak że włączam "tryb awaryjny". Tzn. pedałuję tylko prawą nogą. A na platformach idzie to nieporadnie. Mocny zamach prawą nogą, "jałowy obrót" lewą nogą byle tylko przełamać martwy punkt korby. I tak będzie aż do domu, jakieś 35km. O ile ból nogi da się tym sposobem wyeliminować to ból tyłka już nie - jazda na stojąco dobiła by kolano do reszty. Więc tak turlam się powoli co chwila klnąc z bólu przy poprawianiu pozycji na siodełku. W Skawinie przerwa na łyk wody. Przed Krakowem trzeba wymęczyć podjazd, potem 3 kolejne na osiedlach. Po drodze do sklepu po zimne piwko. Do domu dowlokłem się przed 2 w nocy.
Było grubo, mam dość na jakiś czas ;) W sumie to sił jeszcze trochę miałem tylko te kontuzje... Nie wiem czym spowodowane, pierwszy raz tak mnie bolała noga żebym nie mógł pedałować no i tyłek też pierwszy raz tak bolał. Ogólnie jednak warto było, satysfakcja jest. Jest nowy rekord dziennego przewyższenia. Po cichu liczyłem na 5000m ale to już raczej w przyszłym sezonie. A w tym raczej jakieś lżejsze wycieczki. Chyba że znowu mi coś odbije.
I trochę cyferek, tak dla porządku czasy podjazdu/zjazdu z gór:
- podjazd na Skrzyczne z parkingu w Lipowej-Ostre: 1h 40min
- zjazd ze Skrzycznego na parking: 30min
- podjazd na Magurkę: 45min
- zjazd z Magurki: 10min
- podjazd na Żar spod mostu: 1h
- zjazd z Żaru na most: 15min
- podjazd na Chrobaczą: 1h 5min
- zjazd z Chrobaczej: 10min ;)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Kocierska 718
Skrzyczne 1257
Magurka Wilkowicka 909
Przeł. Przegibek 663
Żar 761
Chrobacza Łąka 828
Śniadanie w Skawinie © Pidzej
Elektrownia w Skawinie. Nocą wygląda ciekawie © Pidzej
Energy 2000 Przytkowice © Pidzej
W Kalwarii © Pidzej
W Wadowicach © Pidzej
Takie tam © Pidzej
W Andrychowie © Pidzej
Przeł. Kocierska zdobyta © Pidzej
Na Kocierzu przed wschodem Słońca © Pidzej
Na Kocierzu przed wschodem Słońca © Pidzej
Zimny zjazd z przełęczy © Pidzej
W Żywcu © Pidzej
Nad Skrzycznem chwilowo pogodnie © Pidzej
Rowerek w pół terenowej wersji (z terenowymi oponkami ale z sakwą) © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne. Jeszcze asfalt © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne. Już szuter © Pidzej
Widoczki z podjazdu © Pidzej
Podjazd na Skrzyczne © Pidzej
Widoczki z podjazdu. Było magicznie © Pidzej
Widoczki z podjazdu. Było magicznie © Pidzej
Skręt w stromszą leśną drogę © Pidzej
Widoczki spod szczytu były super © Pidzej
Krótki wypych niebieskim szlakiem © Pidzej
Na szczycie © Pidzej
Skrzyczne zdobyte! © Pidzej
RTON Skrzyczne © Pidzej
Skrzyczne © Pidzej
Odpoczynek przy stoliku © Pidzej
Widoczki spod szczytu były super © Pidzej
S69 i górki © Pidzej
Jeszcze jeden rzut oka na Skrzyczne © Pidzej
Złapany na przejeździe © Pidzej
Tak wyglądał banan po zjeździe ze Skrzycznego ;) Ale dało się zjeść © Pidzej
Kolejny cel: Magurka © Pidzej
Podjazd na Magurkę © Pidzej
Podjazd na Magurkę © Pidzej
Schronisko na Magurce © Pidzej
Magurka Wilkowicka zdobyta! © Pidzej
Odpoczynek © Pidzej
Widoczki z Magurki. To chyba Skrzyczne & Klimczok © Pidzej
Podjazd na Przegibek © Pidzej
Przeł. Przegibek zdobyta! © Pidzej
Wyłania się Żar © Pidzej
Jezioro Międzybrodzkie © Pidzej
Odpoczynek przed podjazdem na Żar © Pidzej
Podjazd na Żar ;) © Pidzej
Samochodów mnóstwo © Pidzej
Podjazd na Żar © Pidzej
Zbiornik na szczycie © Pidzej
Stonka ludzi © Pidzej
Stacja meteo na górze Żar © Pidzej
Widoczki z Żaru na jezioro © Pidzej
Posiłek na szczycie © Pidzej
Żar zdobyty! © Pidzej
Ostatni łup na dziś: Chrobacza © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą © Pidzej
Widoczki z podjazdu © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą. Nawierzchnia jakby gorsza © Pidzej
Podjazd na Chrobaczą. Kamienie na końcówce © Pidzej
Schronisko na Chrobaczej Łące © Pidzej
Chrobacza Łąka zdobyta! © Pidzej
Widoczki trochę zarosły © Pidzej
Pauza w Kętach © Pidzej
Ostatnie zakupy © Pidzej
Energylandia nie śpi © Pidzej
Zbieranie sił w Zatorze © Pidzej
Zbieranie sił w Zatorze © Pidzej
Na krajówce © Pidzej
No i znów w Skawinie © Pidzej
Nowy rekordzik :) © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 1225
0.00 - 1.40
5l
7 (małych) bananów, 5 kanapek z pasztetem, 2 czekolady, energybar
Zaliczone gminy: 1
Małopolskie: 1
Polanka Wielka
Kategoria ^ UP 4000-4999m, > km 300-349, Korona Gór Polski, Terenowo
Lokalne MTB
d a n e w y j a z d u
48.19 km
11.00 km teren
02:41 h
Pr.śr.:17.96 km/h
Pr.max:37.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:362 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Najpierw na działkę, m.in. przyciąć wiśnię/czereśnię a potem do Lasku. Pojechałem spróbować podjechać wiadomą ściankę bez żadnych odpoczynków czy żadnego zatrzymania się (z powodu korzenia itp.). Przed startem na mostku oczywiście upuściłem powietrza z opon. Pierwsza próba zakończyła się po kilkunastu metrach ;) Bo krety wyryły nowe dziury na środku ścieżki. No a druga zakończona sukcesem, wjechałem pod sam kopiec bez żadnej podpórki czy odpoczynku! A pomyśleć że jeszcze w ubiegłym sezonie po drodze kilka razy stawałem by złapać oddech O.o A że miałem ochotę na jeszcze trochę terenu zjechałem jakimś szlakiem pod ZOO. A potem zleciałem w dół niebieskim rowerowym na przeł. Przegorzalską. Właściwie to niedawno wyczytałem że jest tu jakaś przełęcz. A ma ona całe 246m n.p.m.! I nie ma jej jeszcze w mojej tabelce z górami (po prawej stronie bloga), trzeba będzie dopisać ;) Potem wjechałem z powrotem niebieskim pod ZOO, też bez problemu. Z wyjątkiem jednego progu prawie na samym dole, którego nie potrafię podjechać i boję się zjechać. Potem znów pod kopiec i zjechałem ścianką do miasta. Na koniec trochę płaskiego terenu, jakieś polne drogi i ścieżki, jakaś Młynówka czy coś. Łącznie wyszło ~11km terenu, w tym jakieś 6,5 w Lasku Wolskim.
Okazuje się że nie trzeba jechać np. w Gorce aby się dobrze bawić, takie "lokalne MTB" też jest fajne. No i zupełnie inna jazda w terenie jak jest kondycja. Żeby jeszcze sprzęt (amortyzator) był trochę lepszy.
Zaliczone szczyty:
Sowiniec 358 x2
Przeł. Przegorzalska 246
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 345
16.25 - 20.45
0,33l
trochę malin, drożdżówka
Serwis: szycie torebki podsiodłowej, kontrola wszystkich połączeń śrubowych, szlifowanie klocków tylniego hamulca, regulacja tylniego hamulca, smarowanie łańcucha, nowe zabezpieczenie Bocialarki, pompowanie opon
Kategoria > km 010-049, Działka, Serwis, Terenowo
Las Wolski
d a n e w y j a z d u
36.29 km
2.50 km teren
01:57 h
Pr.śr.:18.61 km/h
Pr.max:41.50 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:259 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
W Lasku podjazd i zjazd moją ulubioną ścianką, dawno nią nie jechałem, ostatnio chyba w zeszłym roku. Wjechana w całości bez problemu, jakaś taka łatwa się zrobiła O.o Muszę ją spróbować podjechać bez odpoczynku.
Zaliczone szczyty:
Sowiniec 358
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 339
18.20 - 20.40
0,75l
Serwis: klejenie siodełka, pompowanie opon
Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo
Wieliczka i okolice
d a n e w y j a z d u
28.84 km
0.00 km teren
01:23 h
Pr.śr.:20.85 km/h
Pr.max:50.50 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:321 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Zimno i pochmurno, w Kokotowie trochę kropiło a w Grabówkach była nawet tęcza (bez burzy).
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 12%
WYSOK MAX: 356
17.10 - 18.40
Serwis: pompowanie opon, szlifowanie klocków tylniego hamulca
Kategoria > km 010-049, Serwis