^ UP 2000-2499m
Dystans całkowity: | 8877.45 km (w terenie 176.00 km; 1.98%) |
Czas w ruchu: | 437:38 |
Średnia prędkość: | 17.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.50 km/h |
Suma podjazdów: | 78527 m |
Liczba aktywności: | 36 |
Średnio na aktywność: | 246.60 km i 13h 40m |
Więcej statystyk |
Kocierz, Skrzyczne, Małe Skrzyczne, Salmopol
d a n e w y j a z d u
175.30 km
12.00 km teren
10:13 h
Pr.śr.:17.16 km/h
Pr.max:60.70 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2431 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wyjazd przed świtem, o 4.15. Wyjazd standardowo krajówką przez Skawinę, aż do Brzeźnicy. Tam skręcam w boczną drogę, na przystanku śniadanie. Tutaj zaczynają się pierwsze pagórki. Chciałem dla odmiany pojechać inaczej niż tydzień temu i przez to wpakowałem się w jakąś polną drogę. Potem dosłownie kilkaset metrów DK 28 i znowu odbijam w wiejskie dróżki aby ominąć bardzo nieprzyjemną na tym odcinku DK 52. Potem wbijam na DW 781, która zaprowadzi mnie do Andrychowa. Bardzo przyjemne miasteczko, idealne miejsce na drugie śniadanie, są ławeczki i kurki z wodą. Na rozgrzewkę przed prawdziwymi Górami czeka mnie podjazd na Przełęcz Kocierską (718 m n.p.m). Podjazd jest niezbyt stromy, na liczniku najczęściej gości 8% a max to 11%. Można więc śmiało jechać na średniej tarczy, i to bez dużych przekosów. Na szczycie ośrodek wypoczynkowy, widoków niestety właściwie brak, wszystko zasnute jest chmurami. Na bardzo przyjemnym zjeździe wyprzedzam kilku biegaczy. Nie rozumiem jak można się tak męczyć i biec po asfalcie w dół, nie lepiej na rowerze pojeździć? Potem mijam jeszcze blokujące prawie całą drogę grupy pielgrzymów. Przed Żywcem czeka mnie niespodzianka - rozkopana DW 946. Objazd wyznaczono z rozmachem, trzeba zaliczyć niezłą ściankę. Sam Żywiec to też niebrzydkie miasteczko, jednak nie tracę czasu na żadne postoje, bo przede mną widać już dzisiejsze główne danie - potężny masyw Skrzycznego (1257 m n.p.m.). Pogoda jest nienajlepsza, na południu ciemne chmury, na północy pogodnie. Nad samą górą tak "pomiędzy", zobaczymy co będzie dalej. Spadło nawet kilka kropel deszczu. Zanim dojechałem do końca wsi rozpogadza się jednak i zaczyna przypiekać Słońce, dokładnie jak tydzień temu, ostatnio mam szczęście do pogody :) Znowu popełniam typowy błąd nie robiąc zakupów jak jest pełno sklepów, już myślałem że będę się musiał wracać ale znalazłem jednak jakiś sklep, na samym końcu wsi. Po dużych zakupach i odpoczynku na parkingu ruszam na podbój Gór. Podjazd serpentynami od Lipowej to jeden z najłatwiejszych wariantów. Łagodnie pnąca się do góry asfaltowa droga kończy się po 6km od parkingu. Potem 3,5km nieco bardziej stromej, równiutkiej szutrówki, idealnej na rower. Kolejna część podjazdu to kilometr leśnej, nieco kamienistej drogi. Tutaj spotykam pewnego bikera który przed chwilą zaliczył glebę i stara się przywrócić rowerowi zdatność do jazdy. Jemu samemu poza obtarciami na szczęście nic się nie stało. Pożyczam mu imbusa bo coś się z hamulcami porobiło. Jego rower to temat na osobną historię, jakiś stary, chyba kilkunastoletni sztywniak, nie o to jednak chodzi, można i na takim jeździć. Chodzi o "hamulce", czyli typowe makrokeszowe plastikowe cantilevery, klamka dochodzi do kierownicy i te zaczynają łapać, a klockom niewiele brakuje wtedy by zeskoczyły z obręczy... Ja bym się bał na czymś takim po bułki jechać a co dopiero po górach... Do tej pory wszystko w 100% podjeżdżalne. Ostatni etap wspinaczki to kilkaset metrów niebieskim pieszym, tutaj już niestety nic nie da się ukręcić czyli prowadzenie. Na szczycie melduję się równe 2 godziny od wyjazdu z parkingu, tempo było wycieczkowe, dużo przerw na zdjęcia no i na pomoc z rowerem. Widoki umiarkowane. Jakiś zdyszany pan (tak koło 30ki) pyta z niedowierzaniem czy wjechałem na rowerze... Nie powiem mu że z Krakowa jadę bo gość się załamie :D Niecała godzinka przerwy, trochę zdjęć i w drogę. Zielonym pieszym na Małe Skrzyczne (1191 m n.p.m.). Tabliczki z nazwą szczytu nie odnalazłem, musiałem więc zadowolić się zdjęciem z wyciągiem. W ogóle w tamtych okolicach jest cała masa wyciągów, w lecie oczywiście wszystkie (poza kolejką na Skrzyczne) nieczynne. Jest też masa świetnie oznaczonych nartostrad, i właśnie nimi zjechałem sobie do Szczyrku. Prawdopodobnie jest to ten zjazd, ale nie jestem pewien, nie widziałem żadnego oznaczonego szlaku rowerowego. Najpierw kawałek na krechę, potem serpentynami. Choć strome i kamieniste udało mi się zjechać jakieś 90% (a jadę na semislickach). Najstromsze fragmenty wolałem sprowadzić. Godzinę później jestem na głównej drodze, i od razu z rozpędu skręcam na Przełęcz Salmopolską (934 m n.p.m). Jakbym jechał na świeżo to ten podjazd byłby śmiechu warty, teraz jednak solidnie dał mi w kość, co prawda nie zatrzymałem się ale musiałem się ratować zrzuceniem na chwilę na młynek. Na szczycie szybka fotka i spowrotem w dół. W Szczyrku nawet się nie zatrzymuję, tak fajnie się leci. Chwila moment i jestem w B-B. Miasto na pewno ciekawe i warte choćby krótkiej rundki po centrum, jestem jednak zbyt zmęczony omijam je więc nienajgorszą asfaltową ścieżką rowerową biegnącą wzdłuż dwupasmówki. Jest już po 17, mijam dworzec PKP i podejmuję decyzję że rezygnuję z dociągania tych 30km do Oświęcimia (stamtąd są bezpośrednie połączenia do Krakowa). Na pewno dałbym radę ale nie była by to żadna przyjemność. Stąd o 18.04 mam połączenie z dwoma przesiadkami: w Czechowicach-Dziedzicach i w Oświęcimiu. Co prawda w pierwszym pociągu mam miejsce stojące (raptem kilkanaście minut jazdy) ale w dwóch następnych siedzące, a właściwie to leżące :) W dodatku w ostatnim pociągu w "przedziale barowym" są wykręcone świetlówki więc można się zdrzemnąć :) Podróż minęła bardzo przyjemnie, ogólnie lubię powroty osobowymi "kiblami". Wracając z dworca dokręcam jeszcze te kilkanaście km. Kolejna udana wycieczka w góry, kolejne szczyty zaliczone. Takie wycieczki, od nocy do nocy zdecydowanie mają swój klimat. Góry i Rower. Czego więcej potrzeba do szczęścia?
Mogli by napisać: "Brak nawierzchni" © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Po*rało ich? © Pidzej
Rondo Solidarności, Andrychów © Pidzej
Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m) © Pidzej
Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m) © Pidzej
Basenik w górach? © Pidzej
Proszę bardzo © Pidzej
Piękny zjazd © Pidzej
Żywiec © Pidzej
Jest i Skrzyczne © Pidzej
Zachmurzyło się trochę © Pidzej
Skrzyczne w całej okazałości © Pidzej
Jakaś górka © Pidzej
Odpoczynek na parkingu © Pidzej
I w górę asfaltem © Pidzej
Takie kamienne "wstawki" są w miejscach w których z asfaltową drogą krzyżują się strome kamieniste drogi. Zapewne zapobiegają uszkodzeniu nawierzchni przez spływające w czasie deszczu kamienie © Pidzej
Widoki po drodze © Pidzej
Asfalt wspina się bardzo wysoko © Pidzej
Piękna szutrówka © Pidzej
Piękne serpentyny © Pidzej
Tu trzeba skręcić w leśną drogę © Pidzej
A tu w stromą ścieżkę (niebieski pieszy) © Pidzej
Zbyt wiele się tu nie ukręci © Pidzej
Wreszcie widać wieżę © Pidzej
Panorama ze szczytu, widoczność nienajlepsza © Pidzej
RTON Skrzyczne © Pidzej
Schronisko © Pidzej
Skrzyczne (1257 m n.p.m.) © Pidzej
Panorama z zielonego pieszego © Pidzej
Zielony pieszy na Małe Skrzyczne. Jest nawet trochę kosodrzewiny! © Pidzej
Małe Skrzyczne (1191 m n.p.m.) © Pidzej
W dół na krechę ;) © Pidzej
Ucięło widoczki, to wrzucę drugie ;) © Pidzej
Hala Skrzyczeńska © Pidzej
Oznakowania nartostrad © Pidzej
Oznakowania nartostrad © Pidzej
Fragment z bruku © Pidzej
Niżej elegancka szutrówka © Pidzej
Niżej elegancka szutrówka © Pidzej
Przełęcz Salmopolska (934 m n.p.m.) © Pidzej
Tyle sobie pozwiedzałem B-B ;) © Pidzej
Kraków nocą © Pidzej
RPM: 67
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 1213
4.15 - 22.25
5,2l picia, 4 kanapki z pasztetem, 2 rogale, 3 banany, 2/5 czekolady
3 nowe gminy
Kategoria Korona Gór Polski, Terenowo, Powrót pociągiem, > km 150-199, ^ UP 2000-2499m
Przegibek, Magurka Wilkowicka, Czupel, Żar
d a n e w y j a z d u
210.19 km
8.00 km teren
11:18 h
Pr.śr.:18.60 km/h
Pr.max:63.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2258 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Plan był taki żeby zaliczyć Czupel i Skrzyczne za jednym zamachem. Udał się tylko połowicznie, ale po kolei:
Wyjazd przed świtem, o 4.05. Szybko przelatuję przez miasto, czerwonymi światłami się zbytnio nie przejmuję bo na ulicach totalne pustki. Jest wręcz ciepło bo aż 16 stopni, tego się nie spodziewałem. Kieruję się na Skawinę, na krajowej 44 też pusto, jedzie się fajnie, tylko wkurza wyłączająca się na wybojach tylnia lampka (już z nią zrobiłem porządek). Gdzieś za Skawiną zaczyna świtać ale wszędzie pełno chmur. Droga strasznie monotonna, pruję więc szybko, odbijam w jakieś boczne dróżki by potem wylecieć na krajowej 28 koło Wadowic. Tam wreszcie odpoczynek i śniadanie. Strasznie grzebią się z remontem rynku - jakiś rok temu był cały rozgrzebany a teraz dopiero go wykańczają. Potem czeka mnie najmniej przyjemny fragment wycieczki - 10km ruchliwą DK 52. Paskudna droga na rower, więcej się nie będę tu pakował. Szczyty gór toną w chmurach czy w jakiejś mgle, ciągle chłodno, 13 stopni. Nie wiem czy jest sens się pakować w takie góry dzisiaj, ale co zrobić, jadę do przodu a potem się zobaczy. W Andrychowie znowu mała przerwa i skręcam w jakąś boczną drogę. I wtedy w ciągu jakiejś może godziny wszystkie chmury cudownie rozchodzą się, ustępując miejsca błękitnemu niebu, a temperatura na liczniku stopień po stopniu podnosi się! Taki widok dodaje sił i zwiększa wiarę w powodzenie wycieczki. Jedzie się super, mijam znane mi już trochę okolice (byłem tu rok temu), jednak to co się za chwilę wydarzy pokrzyżuje nieco moje plany. Kieruję się bowiem wskazaniami Garmina (najtańszy model Etrex H, nie obsługuje on żadnych map ;) ), czyli jadę po linii trasy zaplanowanej wcześniej na komputerze. Skręt w prawo wydaje mi się trochę podejrzany ale nie chce mi się zerkać na papierową mapę, która jest w torbie. Nachylenie rośnie, mijam kolejne serpentyny, jestem przekonany że wspinam się na Kocierz. Jednak gdy jestem na szczycie zamiast kompleksu wypoczynkowego mym oczom ukazuje się jakiś mały domek a po drugiej stronie... tabliczka "Przegibek" O_o No tak jakimś cudem wgrał mi się do Garmina zły ślad (zaplanowałem kilka wariantów trasy)... Jeden z nich zakładał najpierw Czupel a potem Skrzyczne. Drogę pomyliłem tuż za Andrychowem... Cóż było robić, szybka analiza sytuacji i jadę jednak na ten Czupel. Właściwie to idę, bo pierwsze metry niebieskiego szlaku są bardzo strome. Potem trochę jazdy trochę pchania, tak 50/50%, im bliżej szczytu tym więcej jazdy. Leśny chłód nie przeszkadza zbytnio, taka wspinaczka nieźle rozgrzewa. Po drodze wspaniały widok na Bielsko-Białą. Po dłuższej chwili melduję się na szczycie Magurki (909 m n.p.m.) Widoki jakieś tam są ale bez szaleństw. Skrzyczne widać. Stąd na Czupel (933 m n.p.m.) już tylko rzut beretem (a dokładnie 20 minut jazdy), całość podjeżdżalna, takie szlaki to ja lubię. Ciekawe zjawisko, na zmianę smagały mnie podmuchy ciepłego i zimnego powietrza. Na szczycie kilka zdjęć i powrót tą samą drogą na Magurkę. Zjazd po asfalcie to prawdziwy test hamulców. Wilkowice, Łodygowice, ciągle w dół, kawałek krajówką i skręcam na Lipową. Tam małe zakupy i przerwa na przystanku, bo zaczyna się upał. Trzeba też przeanalizować sytuację. Spać mi się zachciało - chwila siedzenia z zamkniętymi oczami pomaga :) Wychodzi na to że mam 4,5 godziny na wjazd, odpoczynek, podziwianie widoków i zjazd do Żywca na pociąg - za mało, nie będę pędził, chcę zdobyć tą górę na spokojnie ciesząc się jazdą. Obmyślam więc na szybko plan B - Żar po asfalcie (761 m n.p.m.). Na dobry początek pakuję się w boczną drogę z serią kilkunastoprocentowych ścianek >.< W końcu jednak odnajduję biegnącą brzegiem jeziora drogę i niedługo potem jestem u stóp góry, zagospodarowanej urządzeniami elektrowni. Podjazd wchodzi łatwo i przyjemnie, nie po takich górach się jeździło ;) Na szczycie oczywiście tłumy (można wjechać wyciągiem) więc po chwili szalonego zjazdu znów jestem na dole. Pozostało ponad 40km nudnej drogi do Oświęcimia, niestety tylko stąd mam sensowne połączenie do Krakowa. Oj dłuży mi się ta droga strasznie, tablica: "Oświęcim 8" działa dołująco. Jeszczeee osieem?! Jakoś się jednak dowlokłem, zdążyłem nawet na wcześniejszy pociąg, o 19.32. Trochę szkoda że nie pojechałem późniejszym (20.42), miasto bym sobie pozwiedzał i kilometrów dokręcił. Z drugiej strony trochę już zmęczony byłem. Wracając z dworca do domu dokręcam jeszcze kilkanaście km. Cóż, nie udało się to Skrzyczne, ale i na nie przyjdzie czas, jeszcze w sierpniu.
Gdzieś przed Wadowicami © Pidzej
Prawie ukończony rynek w Wadowicach © Pidzej
Andrychów © Pidzej
Rano nie wyglądało to za dobrze © Pidzej
Jednak wydarzył się cud. Pogoda w górach zmienia się bardzo szybko! © Pidzej
Zbiornik wyrównawczy Czaniec i niebieskie niebo ponad nim © Pidzej
Zapora na jeziorze Międzybrodzkim © Pidzej
Takie tam zrobione z nudów © Pidzej
Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m) © Pidzej
Na niebieskim szlaku © Pidzej
Chwilami tylko prowadzenie © Pidzej
Piękny widok na Bielsko-Białą © Pidzej
Magurka Wilkowicka (909 m n.p.m) © Pidzej
Ciekawy buk © Pidzej
Elegancki szlak na Czupel © Pidzej
Czupel (933 m n.p.m.). Proszę zwrócić uwagę na profesjonalny rowerowy ubiór - 100% cotton ;) © Pidzej
Jest i Skrzyczne © Pidzej
Fajny ten szlak - spowrotem na Magurkę © Pidzej
Schronisko na Magurce © Pidzej
Panorama z Magurki © Pidzej
Szybki zjazd © Pidzej
Budowa drogi ekspresowej © Pidzej
Skrzyczne na wyciągnięcie ręki - tak blisko a tak daleko! © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Widać już Żar © Pidzej
Ruch spory © Pidzej
Niedaleko szczytu, po prawej zbiornik © Pidzej
Widok ze szczytu © Pidzej
Żar (761 m n.p.m.) © Pidzej
Zbiornik na szczycie © Pidzej
Rynek w Kętach © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Takie tam zrobione na szybko w Oświęcimiu © Pidzej
Kraków nocą © Pidzej
RPM: 67
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 26%
WYSOK MAX: 899
4.05 - 22.25
5,25l picia, 4 kanapki z pasztetem, 4 banany, 2 drożdżówki, 2 czekolady
2 nowe gminy
Kategoria Powrót pociągiem, Korona Gór Polski, > km 200-249, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
Beskid Sądecki: Przehyba (1175 m n.p.m.), Radziejowa (1266 m n.p.m.) i inne
d a n e w y j a z d u
155.93 km
15.50 km teren
10:18 h
Pr.śr.:15.14 km/h
Pr.max:65.70 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2258 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Kolejne szczyty do kolekcji. Wyjazd przed wschodem Słońca, 4.25. W góry jadę najkrótszą drogą, najpierw wiadomo - Wieliczka, Gdów, po drodze dużo hopek. Strasznie zmarzłem, 12 stopni a ja w samej koszulce, aż mnie plecy zaczęły boleć. W Gdowie przerwa na śniadanie, ubrałem drugą koszulkę na wierzch i jest trochę lepiej. Wyjeżdżam dalej wojewódzką, by potem w Zagórzanach odbić w boczną drogę. Na razie wszystkie górki łykam śmiało na średniej tarczy, aż do solidnego podjazdu przed Tarnawą (jakaś przełęcz?) gdzie nachylenie wzrasta do 12% i zmusza do zrzucenia na młynek. Potem przyjemny zjazd do Limanowej, gdzie urządzam kolejny postój. Jak to zwykle na ryneczkach w małych miasteczkach bywa zagaduje mnie jakiś miejscowy pijaczek. Opowiada mi swoją smutną historię, o pracy w Krakowie, alkoholu i pięciu pobytach na Babińskiego (taki szpital psychiatryczny w KRK), niezbyt uważnie się w nią wsłuchując przytakuję tylko i jem. Na szczęście nie jest zbyt nachalny, nie chce też pieniędzy :) Trochę mi tam zeszło żegnam się więc z miłym tubylcem i ruszam w dalszą drogę, przede mną dość ciężki podjazd na krajowej 28. Potem już tylko szybki przelot do Gołkowic, cały czas delikatnie w dół, po prostu poezja. Przede mną widać jak na dłoni szczyty Beskidu Sądeckiego, niestety nie jestem w stanie ich zidentyfikować. Jest dopiero po 9, więc nie spiesząc się zbytnio mijam znajome miejscowości (byłem na Przehybie w zeszłym sezonie): Gaboń, Skrudzina, Praczka. W ostatnim chyba sklepie przed końcem wiosek robię zapasy: 3l wody i 3 drożdżówki, żeby nie kupować nic w drogim schronisku. W zeszłym roku wjechałem na szczyt od strzała, bez żadnego odpoczynku ale dziś nigdzie mi się nie spieszy, jadę sobie powoli, robiąc po drodze kilka przystanków. Droga oczywiście asfaltowa, nachylenie oscyluje w granicach 10%. Ruch dziś niewielki, mijam po kolei: jadące pod górę trzy, chyba miejscowe bikerki na makrokeszach, jadącego pod górę Fiata Doblo jakiejś firmy telekomunikacyjnej (na szczycie jest przekaźnik), zjeżdżającego Gazika (ze schroniska albo jacyś leśnicy) i zjeżdżającego bikera w obciskach. Asfalt kończy się kilkaset metrów przed schroniskiem, i zaczyna się gruby żwir, kamienie właściwie. Coś źle mi się jedzie i za bardzo podskakuję - zapomniałem blokady amorka wyłączyć :) Na szczęście trochę te kamienie "wsiąkły w ziemię" w porównaniu z zeszłym rokiem, więc nie jest tragicznie. Sporo mi zeszło na tych postojach, na Przehybie jestem koło południa. Nie tracę więc czasu na wizytę w schronisku ani odpoczynek tylko ruszam czerwonym pieszym/czerwonym narciarskim w stronę Radziejowej. Nie jest on zbyt przyjazny dla rowerzystów, sporo kamieni i korzeni, może z połowę jadę, połowę prowadzę. Potem szlaki pieszy i narciarski rozdzielają się, ja wybieram pieszy i po chwili melduję się na Radziejowej. Sporo turystów, na wieżę nie chce mi się wspinać. Nawet zagrzmiało trochę ale gdzieś daleko, tutaj stan nieba nie zwiastuje żadnej burzy. Teraz najcięższy dziś odcinek, czyli znoszenie roweru stromą ścieżką, ale na szczęście tylko kilkaset metrów, szkoda zawracać i dookoła jechać. Potem trochę bardziej przejezdny fragment i jestem na Wielkim Rogaczu. I tu zaczyna najpiękniejsza część wycieczki - zjazd zielonym ROWEROWYM, od razu widać różnicę. Jedzie się szybko i płynnie, i tak będzie właściwie aż do samej Piwnicznej. Po drodze zatrzymuję się na Niemcowej, bardzo fajna polana, niestety tłumy ludzi (jakaś kolonia pewnie). Potem jeszcze kawałeczek zielonym rowerowym i zmiana na żółty pieszy, równie przyjemny. Wysokość wytraca się szybko i sprawnie. Są fragmenty z betonowych płyt, a końcówka prawie do samej Piwnicznej to kostka brukowa, ale z takich dużych koślawych kamieni. Nie spieszę się nigdzie, staję kilka razy by dać odpocząć hamulcom a w międzyczasie robię fotki i podziwiam widoki. Chciałem wracać pociągiem z Piwnicznej ale do odjazdu ponad 2 godziny, więc wskakuję na krajówkę i jadę do Nowego Sącza, wg znaków to tylko 24km, a z licznika 30km/h schodzi rzadko więc chwila moment jestem w mieście. Tutaj do odjazdu ciągle grubo ponad godzina czasu, myślałem że trochę sobie pojeżdżę po mieście. Sporo jednak nakręciłem się żeby odnaleźć dworzec. Tam jakiś pan przez 15 minut kupuje bilety nad morze, 300zł za 17 godzin jazdy, by potem okazało się że nie ma gotówki tylko kartę, a "tu kartą nie można" i musi z nich zrezygnować, parodia po prostu. Zanim więc dostałem się do kasy i zdobyłem bilety, zostało niecałe pół godziny więc tylko do sklepu podjechałem po żarcie. Powrót pociągiem bez przygód, choć przesiadka w Tarnowie prawie na styk. Drugi Regio do Krakowa łapie w Bochni 13 minut opóźnienia. Jednak potem tak zasuwał, że do Krakowa odrobił 12 minut i przyjechał z minutą opóźnienia! Dokręcam trochę po centrum, runda honorowa wokół Rynku i do domu! Wycieczka taka jakie lubię, czyli dużo asfaltu, trochę terenu, dużo gór, Słońca i powrót pociągiem.
Przed świtem w drodze do Wieliczki © Pidzej
Wschód Słońca przed Gdowem © Pidzej
Wschód © Pidzej
Odpoczynek w Gdowie © Pidzej
Jakaś przełęcz do drodze © Pidzej
Przed Limanową © Pidzej
Limanowa © Pidzej
W dół do Gołkowic © Pidzej
Ściana gór w tle to Beskid Sądecki © Pidzej
Na podjeździe na Przehybę © Pidzej
Na podjeździe. U góry zdjęcia widać przekaźnik na szczycie - aż ciężko uwierzyć że jest jakieś 400m wyżej! © Pidzej
Ciekawostka - kilka krzaczków Kosodrzewiny na ~ 1000 m n.p.m © Pidzej
Koniec asfaltu - to prawie szczyt! © Pidzej
Schronisko na Przehybie (1175 m n.p.m.) © Pidzej
Widok z Przehyby © Pidzej
Przekaźnik na Przehybie © Pidzej
Na Przehybie © Pidzej
Pod Wielką Przehybą © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Złomisty Wierch 1224 m n.p.m © Pidzej
W tle Radziejowa - widać wieżę widokową © Pidzej
Singielek na czerwonym szlaku © Pidzej
Obelisk na Radziejowej © Pidzej
Radziejowa 1266 m n.p.m © Pidzej
Masakrycznie strome zejście © Pidzej
Ale z fajnymi widokami © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Przełęcz Żłobki 1106 m n.p.m © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Myślałem że ta góra to Wielki Rogacz ale to jakaś inna © Pidzej
Widoczek © Pidzej
Wielki Rogacz 1182 m n.p.m © Pidzej
Zielony szlak rowerowy © Pidzej
Zielony szlak rowerowy © Pidzej
Niemcowa 1001 m n.p.m © Pidzej
Polana na Niemcowej © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Kapliczka przy żółtym szlaku © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Kapliczka przy żółtym szlaku © Pidzej
Tuż przed Piwniczną © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Piwniczna © Pidzej
Nowy Sącz © Pidzej
Na stacji © Pidzej
DST: 152.87
TM: 10:16
AVS: 14.9
RPM: 72
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 1221
6,3l picia
4.25 - 23.25
0 nowych gmin
Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, Korona Gór Polski
Dookoła Mogielicy
d a n e w y j a z d u
180.24 km
24.00 km teren
10:35 h
Pr.śr.:17.03 km/h
Pr.max:57.90 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wycieczka miała być asfaltowa z kawałkiem szutru. Chciałem sprawdzić drogę Półrzeczki - Szczawa a docelowo dotrzeć do Krynicy, Grybowa albo nawet dalej. Wyjeżdżam dość wcześnie - o 4.30. Dość chłodno, chyba 12 stopni. Tym razem dla odmiany jadę wojewódzką na Gdów (śniadanie), mijam go i w Zagórzanach skręcam w boczną drogę. Nie mam żadnej mapy i kieruję się tylko wskazaniami kompasu (kierunek: południe) i niezbyt dokładnymi notatkami - to przez nie dzisiejsza wycieczka nie do końca się udała. Błądzę, trochę asfaltu, trochę leśnych dróg, przejeżdżam jakąś rzeczkę kładką poleconą mi przez tubylca. Wydawało się że już jestem na dobrej drodze ale coś mnie podkusiło żeby skręcić w boczniejszą ale prowadzącą bardziej na południe dróżkę. Tym razem wylądowałem na jakimś polu i musiałem zawracać, wpychając rower po stromym zboczu. Buty kompletnie przemoczone (rosa). Straciłem na to błądzenie chyba z pół godziny. W końcu drogowskaz na Tymbark. Do samego Tymbarku jednak nie wjeżdżam a skręcam na Dobrą. Przecinam krajówkę, dojeżdżam do miejscowości Półrzeczki, tutaj ma zaczynać się skrót do Szczawy. Trafiam na niego bez problemu, po chwili wąski asfalt się kończy i jest fajna twarda leśna droga, trochę żwiru i małych kamieni, błota brak. Powoli wspinam się do góry, nachylenie całkiem przyjemne, średnio 7-10%. Wjeżdżam na ponad 900m n.p.m. i natrafiam na rozwidlenie. Po chwili zastanowienia i zerknięciu na mapę napotkanego turysty postawiam skręcić w lewo. Jadę i jadę, a droga nie chce opadać, wciąż trzyma 800 - 900m! W końcu wiem że źle pojechałem ale przecież nie będę zawracał, zobaczę gdzie dojadę. Jedzie się całkiem przyjemnie ale kończy mi się picie, ale w razie czego mam 2 jabłka, trochę wody w nich jest ;) Droga kluczy zboczem Mogielicy, trochę opada i wznosi się, na drzewach oznaczenia niebieskiego szlaku narciarskiego. Potem trochę pchania bo za stromo i w końcu dojeżdżam na jakiś leśny parking (dla narciarzy), nawet auta jakieś stoją - cywilizacja! Oglądam mapkę, do Szczawy już niedaleko, droga jednak miejscami bardzo błotnista ale wreszcie schodzi w dół. Pod koniec nachylenie chwilami przekracza 20%, generalnie jak jest jest kilkanaście to już schodzę z roweru i prowadzę bo mam sprawny tylko tylni hamulec. W Szczawie i innych wioskach nawet się nie zatrzymuję. Zabrzeż - tu wreszcie uzupełniam płyny i myślę co dalej robić, straciłem sporo czasu, dobrze będzie jak się wyrobię na pociąg z Piwnicznej/Muszyny, na Krynicę/Grybów nie ma szans. Już chciałem jechać na Nowy Targ ale zawróciłem i pojechałem zgodnie z planem, zobaczymy dokąd dojadę. Po drodze trochę kusi Przehyba ale z jednym hamulcem zjazd nie byłby przyjemny więc odpuszczam. Mijam Stary Sącz, Piwniczną, piękne wkomponowana w wąwóz pomiędzy górami rzeka (Dunajec), droga i linia kolejowa. Niestety czasu coraz mniej, w dodatku jadę pociągowi na spotkanie, czyli w przeciwnym kierunku niż on. Myślałem że zdążę do Muszyny, co chwila staję na kolejnych przystankach i sprawdzam odjazdy. Zatrzymuję się jednak z 20-minutowym zapasem w Żegiestowie. Prawie 3 godziny do Tarnowa, przesiadka i kolejne 2 do Krakowa... W mieście dokręcam jeszcze do marnych 180km i wracam przed północą... Sił było jeszcze dużo ale straciłem mnóstwo czasu na to błądzenie i musiałem spieszyć się na pociąg. Pozostaje spory niedosyt, kręcić cały dzień i tych 200 nie ukręcić >.< ale ogólnie było fajnie, pojeżdżę jeszcze po terenie tylko remont roweru skończę.
Kładeczka, którą polecił mi jechać tubylec © Pidzej
Tutaj wjechałem w jakieś pole © Pidzej
Droga Półrzeczki - Szczawa © Pidzej
Droga Półrzeczki - Szczawa © Pidzej
A tu już nie czy to ciągle ta droga © Pidzej
A to już szlak narciarski © Pidzej
Tablica przy parkingu © Pidzej
Widoczek © Pidzej
Widoczek z rowerkiem © Pidzej
Rynek w Starym Sączu © Pidzej
W stronę Piwnicznej © Pidzej
Dunajec © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
AVS: 17.0
RPM: 68
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 20%
WYSOK MAX: 914
5,5l picia
4.30 - 23.40
6 nowych gmin
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
Jezioro Rożnowskie i Czchowskie
d a n e w y j a z d u
202.64 km
0.00 km teren
10:02 h
Pr.śr.:20.20 km/h
Pr.max:66.70 km/h
Temperatura:31.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2462 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Na weekend miałem jechać 3 dniowy wyjazd do Międzygórza. Niestety skończyło się na siedzeniu w pracy :( Na otarcie łez pojechałem więc sobie dzisiaj taką traskę. W nocy szybkie planowanie oraz reanimacja roweru - wymiana cienkich jak tektura klocków tylnego V-brake na... jeszcze cieńsze ale bez metalowych, zdzierających obręcz odłamków. Ledwo da się tym hamować. Przy okazji ukręciłem śrubę przy hamulcu. Oprócz tego smarowanie łańcucha.
Zaspałem godzinę i wyjeżdżam dopiero przed 6. Na początek po raz setny chyba, tą samą drogą do Dobczyc, gdzie jem śniadanie. Potem dalej wojewódzką na południe, ale po kilku km odbijam w boczną drogę, skrót do Tymbarku. Po bokach sady owocowe, pierwsze widoki na górki, i seria ciężkich, ponad 10% ścianek. Najcięższa przed miejscowością Góra Świętego Jana - nazwa zobowiązuje ;) Dopiero 8 rano, a upał już daje się we znaki! Lekki wiatr w twarz, mimo to jedzie się bardzo przyjemnie. Tymi bocznymi dróżkami docieram do Tymbarku (postój, krem do opalania wchodzi do użycia). Wjeżdżam na krajówkę, po drodze Limanowa - kolejny odpoczynek, bo przede mną najcięższy podjazd na całej trasie. Ciągnie się on i ciągnie, wjeżdża się na ponad 600m. Wiatr się wzmaga, i na pięknym zjeździe do Nowego Sącza nie pozwala przekroczyć 70ki :( A było blisko. Zwiedzam trochę miasto, odpoczywam i kieruję się drogą krajową na północ. Wreszcie wiatr zaczyna sprzyjać. Wg znaków boczna droga, którą zamierzam jechać wzdłuż jeziora jest zamknięta, lecz widząc na niej spory spory postanawiam zaryzykować. I słusznie, bo (po ciężkim podjeździe) okazuje się że przejechać się da. Co prawda osuwisko zassało całą drogę, ale obok jest urządzony "przejazd technologiczny" z zakazem wjazdu, oczywiście przez wszystkich ignorowanym, nawet ciężarówki tu śmigają. Na drzewach transparent: Dość BIUROKRACJI! Chcemy DROGI!!! Gdzieś w tych rejonach temperatura osiąga rekordowe dziś 33 stopnie. Docieram do Rożnowa, na zaporę wejść się nie da, ciężko ją nawet dostrzec spomiędzy drzew. Szybkie zakupy i zawracam. Następny cel to prom w miejscowości Tropie. Darmowy, napęd elektryczny, pływa co 15 min., akurat trafiłem na "odjazd". Podróż trochę trwa więc gadam z miłym Panem Promowym. Oczywiście zdziwienie, jakże to - z Krakowa, na rowerze? Ale mówił że spotykał różnych takich rowerowych dziwaków, więc mi uwierzył, a na koniec zrobił fotkę. Znowu kawałek krajówką, potem przez zaporę - niezbyt okazałą, ale otwartą dla ruchu kołowego. Potem prom nr 2. Darmowy, napęd ręczny, pływa chyba jak się zachce Panu Promowemu. Niezbyt rozmowny, nie był może niemiły ale wyraźnie znudzony swą pracą i kręceniem tą korbą ;) Fotkę zrobiłem więc sam. Czchów, Jurków, Tymowa, upał i nudna droga. Dłuższy odpoczynek nad strumieniem. Nie chcę jechać na Gdów, te podjazdy chyba by mnie zabiły. Planuję wracać przez Muchówkę, Nowy Wiśnicz, Bochnię, a potem krajową 4. W Lipnicy Murowanej znajduję jednak fajny skrót, ominę więc Muchówkę. Wreszcie trochę lasu i cienia. W Wiśniczu odpoczynek. Temperatura spada o parę stopni, da się jechać. Do Bochni nawet nie wjeżdżam, nie mam siły. Od razu skręcam na Kraków. Powrót krajową wbrew pozorom 4 całkiem przyjemy, lekkie podjazdy i zjazdy. Pobocze to morze gładkiego asfaltu, do tego wiatr w plecy i popychające co chwila tiry. Pomimo zmęczenia jedzie się super, szybko docieram do Krakowa. Upał i prawie 2,5km w pionie! Ale jakoś się udało, nawet rower się nie rozleciał. Teraz czeka go zasłużony remont.
Pierwsze widoki na górki © Pidzej
Tu też © Pidzej
Podłopień, wiadukt na nieczynnej linii kolejowej Rabka-Zdrój - Nowy Sącz © Pidzej
Tymbark © Pidzej
Limanowa © Pidzej
Gdzieś na przystanku © Pidzej
W stronę Nowego Sącza © Pidzej
Na taki znak czekałem od kilku km. Zwalniać bynajmniej nie zamierzam ;) © Pidzej
Nowy Sącz © Pidzej
Podobno zakaz wjazdu © Pidzej
Zassało drogę ale jest "przejazd technologiczny". Na drzewach transparent z hasłem: Dość BIUROKRACJI! Chcemy DROGI!!! © Pidzej
Jezioro Rożnowskie © Pidzej
Małpia Wyspa © Pidzej
Zapora Rożnowska © Pidzej
Kapliczka © Pidzej
Prom nr 1 © Pidzej
Prom nr 1 © Pidzej
Zapora Czchowska © Pidzej
Prom nr 2 © Pidzej
Prom nr 2 © Pidzej
Nowy Wiśnicz © Pidzej
Krajowa 4 - morze asfaltu © Pidzej
W oddali widać kombinat w Nowej Hucie - Kraków już niedaleko © Pidzej
AVS: 20.2
RPM: 68
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 13%
WYSOK MAX: 635
5.45 - 19.40
5,95l picia
9 nowych gmin
Kategoria > km 200-249, ^ UP 2000-2499m
23.08.2011 Przehyba
d a n e w y j a z d u
162.52 km
9.00 km teren
09:46 h
Pr.śr.:16.64 km/h
Pr.max:57.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2070 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
No i udało się, Przehyba zdobyta! Wyjeżdżam za piętnaście szósta. Pierwszy postój w Gdowie, pierwszy ciężki podjazd za Tarnawą. W Limanowej kolejny postój, za nią drugi ciężki podjazd, na krajowej 28, już w upale. Na szczęście potem aż do Gołkowic jest w dół/płasko. Tam dłuższa, półgodzinna przerwa w cieniu. O 11.15 startuję. Chcę wjechać od mostu na Dunajcu na sam szczyt bez zatrzymania się, bez dotknięcia stopą ziemii. Prawie się udało :) Najpierw źle skręciłem i musiałem nadłożyć z 3km, ale to mnie nie zatrzymało. W Skrudzinie spada mi łańcuch i muszę stanąć na kilka sekund - jakby nie mógł spaść na którymś z poprzednich podjazdów... ale to się nie liczy bo tam nachylenie jest znikome ;). Było by pięknie gdyby nie 30 stopniowy upał. Z ulgą wjeżdżam na stromszą część podjazdu, bo od teraz jest więcej lasu. Podjazd ciągnie się w nieskończoność, cały czas mielę oczywiście na najniższym biegu (22-28), średnia prędkość w granicach 7km/h. Kilka razy jadę zakosami żeby trochę odpocząć, ale ogólnie nie jest źle, stałe nachylenie ~10% pozwala złapać rytm. Razem ze mną jadą muchy. Stado pie*dolonych much, które latają mi koło głowy i nie dają spokoju! Cały czas wypatruję żwiru który oznacza końcówkę podjazdu, i w końcu jest. "Żwir" okazuje się być wielkimi kamolami. Kto to tam wysypał i po co? Mimo że jadę na MTB kilka razy podpieram się nogą a nawet staję i nie mogę ruszyć (semislicki nabite prawie na 5 atm). Na szczycie jestem koło pierwszej. Widoczność słaba. Odpoczywam prawie godzinę, robię zdjęcia. Zaczyna grzmieć, trzeba się spieszyć i jakoś zjechać na dół. Bezskutecznie szukam czarnego szlaku rowerowego. Znajduję za to inny czarny szlak - jak się później okazuje - narciarski :D Może być. Do Szlachtowej jakieś 9km. Ciągle grzmi, na szczęście gdzieś na wschodzie a nie nad Szczawnicą. Przez pierwszą połowę więcej sprowadzam niż jadę, stromo, kamienie, trochę w górę, trochę w dół. Za to druga połowa... Druga połowa to coś pięknego - epicki zjazd po hali :) Dla takich chwil warto jeździć na rowerze! Żeby nie było zbyt pięknie wyrżnąłem pedałem w jakiś kamień i złapał luzy (pedał, nie kamień). Aż mnie coś w barku zabolało od tego szarpnięcia. W Szczawnicy postój. Podjazd na przełęcz Snozka to już jazda od cienia do cienia i odpoczynki co kilka minut. Na szczęście potem zachmurzyło się i od razu jedzie się lepiej. Za plecami potężne burzowe chmury. Zaczyna pobolewać kolano. Do Nowego Targu wjeżdżam przed osiemnastą i od razu kieruję się na stację na Regio do Krakowa. Odjazd o 18.18. Pociąg wlecze się 3,5 godz., na szczęście to nowiutki EZT z klimatyzacją. W Krakowie jestem o 21.50 a w domu o wpół do jedenastej. Piękna wycieczka, trzeba ją powtórzyć w przyszłym sezonie. Bikemap pokazuje 2070m przewyższenia, ale nie zdziwiłbym się gdyby w rzeczywistości było 3k. Nie wiem jaka była temperatura ale myślę że jeśli wpiszę 30 niewiele minę się z prawdą. Uratowało mnie 6,5l picia i potężna ilość kremu z filtrem UV ;) Doszło 11 nowych gmin.
Gdów © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Na podjeździe za Tarnawą © Pidzej
Na szczycie © Pidzej
Limanowa © Pidzej
Podjazd za Limanową © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Owieczka ;) © Pidzej
Gdzieś tam chyba jest Przehyba © Pidzej
Dunajec © Pidzej
Gołkowice Dolne © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. 59 to nie prędkość ;) To kadencja. Prędkość jest pod nią - 6.0 km/h ;) © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. Nareszcie(?) żwir(? © Pidzej
RTON Przehyba © Pidzej
Schronisko na Przehybie © Pidzej
Schronisko na Przehybie © Pidzej
Gdzieś tam powinny być Tatry © Pidzej
Wybieram czarny szlak (jak się później dowiedziałem - narciarski) © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Jakaś wieża © Pidzej
Gdzieś tam, na wschodzie jest burza. Na szczęście jadę w drugą stronę © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Szczawnica © Pidzej
Szczawnica © Pidzej
Organy Hasiora © Pidzej
Na przełęczy Snozka © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Z tyłu burza © Pidzej
Nowy Targ © Pidzej
DST: 162.52
TM: 9:45:42
AVS: 16.7
MXS: 57.0
RPM: 72
5.45 - 22.30
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 2000-2499m