> km 150-199
Dystans całkowity: | 12393.41 km (w terenie 353.00 km; 2.85%) |
Czas w ruchu: | 268:27 |
Średnia prędkość: | 16.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.30 km/h |
Suma podjazdów: | 59000 m |
Liczba aktywności: | 73 |
Średnio na aktywność: | 169.77 km i 10h 19m |
Więcej statystyk |
WTR / 12kkm w sezonie!
d a n e w y j a z d u
172.80 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
WTR, tym razem wariant 2x*85=170km, do Wietrzychowic.
Nie chce mi się rysować kolejnej mapki, z grubsza to co poniżej, z tym że bez końcówki wzdłuż Dunajca 2x15=30km:
https://www.alltrails.com/explore/map/map-cc42acc--5?u=m
https://photos.app.goo.gl/SwsEZhuqo8b8ybhq7
10.05 (ndz) - 1.30 (pon)
Kategoria > km 150-199
Trzy przełęcze
d a n e w y j a z d u
166.41 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://www.alltrails.com/explore/map/map-1a423f7--10?u=m
Pętelka po górkach, w ramach kwarantanny bez opuszczania woj. małopolskiego. Kolarzy i motocyklistów od groma. Na wsiach życie toczy się normalnie. Tylko pleksy w sklepach oraz auta ze szczekaczkami przypominają że coś jest nie tak. Zaliczone 3 przęłęcze: przeł. Ostra, Przysłop Lubomierski sedlo oraz Jaworzyce passare. Piękna słoneczna pogoda, zerwana w lipcu ub. roku przez wezbraną Kamienicę droga DW 968 w trakcie rekonstrukcji.
https://photos.app.goo.gl/fNuQm41gYjjoKjxt6
7.10 - 20.50
Zaliczone szczyty:
Beskid Wyspowy:
Przeł. Ostra-Cichoń 812
Przeł. Jaworzyce 576
Gorce:
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Kategoria > km 150-199
Rzeszów
d a n e w y j a z d u
179.93 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Moją ulubioną ścieżką rowerową do Rzeszowa (tj. starą czwóreczką ;) ).
https://photos.app.goo.gl/ArqwoDo948kRHN5P8
8.35 (sb) - 00.10 (ndz)
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem
Świąteczna wycieczka
d a n e w y j a z d u
153.02 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1250 m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://photos.app.goo.gl/v7FdfKs1AkfEcmeCA
Do Kielc, jak leci siódemeczką, potem serwisówkami. Na wjeździe do Kielc już tylko 3'.
8.50 - 23.45
Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem
Lajcik
d a n e w y j a z d u
186.21 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1300 m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://photos.app.goo.gl/cSz1LiNJwpcJH9aP9
10.00 (18.05) - 7.30 (19.05)
AVS 17,1
Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem
Wykorzystać go
d a n e w y j a z d u
160.59 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:71.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1600 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Wykorzystać wiatr. 68 ma płaskim i 71 z górki ;) 40x11 na więcej nie pozwoliło.
https://photos.app.goo.gl/5EBkBdshqriwrADr7
5.55 - 21.35
AVS 19
2,65l (w tym 0,9l energetyka)
Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 150-199, Powrót pociągiem
Przeziębić się
d a n e w y j a z d u
173.41 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1500 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Misja wykonana.
https://photos.app.goo.gl/JtwuudF5Tyh96Yc58
AVS 18,9
6.20 - 23.55
3,05l (w tym 0,8l energetyka)
Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 150-199, Powrót pociągiem
Częstochowa
d a n e w y j a z d u
183.62 km
0.00 km teren
09:56 h
Pr.śr.:18.49 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1281 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
https://photos.app.goo.gl/gDD3HeA2H1K4PgfZ6
Celem na drugi w tym roku, nienajgorzej zapowiadający się
pogodowo weekend było Opole. Opole, ponieważ nienajgorzej pogodowo zapowiadała
się południowa część Polski. Na wschodzie byłem tydzień temu, więc teraz
wypadało by na zachód. A na zachodzie, w odległości akuratnej na jednodniową
traskę (200km) jest Opole. Jak widać po tytule wyszło inaczej, a stało się to
tak:
Wyjazd chwila przed 7. Sobotni poranek jest lekko mroźny, co
widać po przybielonych szronem drzewach i trawie. A czuć po szczypaniu w
palcach rąk i stóp. Przejeżdżam szybko przez miasto, a śniadanie w postaci buły
z wędliną wciągam na przystanku zaraz za węzłem w Modlniczce. Im dalej za
miasto tym więcej oznak zimy. Nieciągła śnieżna skorupa pokrywa pola, głównie
północne stoki wzgórz. A ciągła pokrywa śnieżna wypełnia szczelnie każdy
większy lasek. O, na przykład taki, przed Trzebinią. Na rynku w Trzebini
pauza, kolejna na placu w Chrzanowie. Wahałem się czy jechać przez plac czy
przez rynek, na szczęście podjąłem dobrą decyzję. Udekorowany biało-czerwoną
flagą postument jednego z moich ulubionych pomników nie jest codziennym
widokiem. Jednego z moich ulubionych, bo w moim prywatnym rankingu imponujących
pomników ten jest ścisłej czołówce. Pomimo że nie ma on jakichś gartantuicznych
rozmiarów i jest prosty w formie. To jednak jest w nim jakaś taka wielka duma i
moc, a jego otoczenie – blokowiska – potęgują ten efekt. Następne miasto na
trasie to Jaworzno. Pełne nie do końca potrzebnych i przemyślanych, ale jednak
trzymających jako-taki poziom ścieżek rowerowych. Tzn. da się nie zabić jeżdżąc
po tym. Od niedawna stałym elementem panoramy miasta jest wielka, niemal 200-m chłodnia kominowa elektrowni. Druga największa w Polsce!Robi wrażenie. Teraz zawsze zamiast wyjeżdżać
główną szosą, z Jaworzna wyjeżdżam boczniejszą drogą przez las, aby obejrzeć ją
z bliska. Kawałek na nielegalu (zakaz na DK) i są Mysłowice. Właściwy początek
górnośląskiej konurbacji, to tu dopiero to wszystko się zaczyna. Wszystko czyli
cały ten klimacik, zniszczone pojedyncze torowiska, po których leniwie toczą
się jedno wagonowe tramwajki. Co i rusz takiej czy innej konstrukcji szyb
kopalniany, niestety większość nieczynna. Charakterystyczne budownictwo:
pokryte czarnym wieloletnim brudem mini ceglane bloczki, familoki po
ichniejszemu. Plątanina torowisk kolejowych i pobazgranych grafitti wiaduktów.
Cały ten bałagan i nieład GOPu, który tak bardzo mi się podoba :) Na takich
właśnie rozkminkach o bliskim (80km od Krk) a jakże odmiennym świecie mijają mi
kilometry. Jedną rzecz za to mamy wspólną – smog ;) Bo dzisiaj tak trochę
ekhem, mgliście jakoś ;) Gryzę więc dokładnie i przeżuwam powietrze, tak
smakuje o wiele lepiej. W Katowicach jestem koło południa. Katowice to
wyróżniające spośród tego śląskiego bytu miasto – wszystko bardziej zadbane,
sporo wysokich budynków, nowych inwestycji, ogólnie taka jakby wyspa nowoczesności i rozmachu, w tym morzu śląskiego, zniszczonego, przemysłowego
świata. W odrestaurowanym centrum Kato wciągam drugą i zarazem ostatniąbułę. Zostanie mi już sam słodki prowiant. Po
drodze komiczny widok: koleś sportowo ubrany, na niezłym MTB w spdach, ogólnie
pros lub raczej kreujący się na prosa. Z tym że jest jedno ale: to jest e-MTB
:D Chyba wiem czemu w kominiarce jechał: żeby nikt go nie poznał. Ma chłop
rację, też bym się wstydził ;) W międzyczasie ociepliło się rzecz jasna, jest
te kilka stopni na plusie. Ale też włączył się południowy wiatr, który
przypieczętował decyzję o zmianie trasy. Niesprzyjający, niezgodny z kierunkiem
mojej trasy kierunek ruchu mas powietrza to jedno. Drugie to niezgrany z moją
niewielką prędkością przemieszczania się odjazd pociągu z Opola. Przed 20. Albo
nie zdążę albo wpadnę do pociągu z jęzorem na wierzchu. Ja tak nie lubię. W
Bytomiu podejmuję ostateczną decyzję: Cz-wa. Cztery razy na tak:
- wiatr w plecy
- 20km bliżej
- pociąg godzinę później
- dawno nie byłem pod Jasną Górą.
Z Bytomia uderzam więc zamiast Pyskowic, na Tarnowskie Góry.
Faktycznie coś jest w tej nazwie, było tu troszkę pod górkę. Zanim opuszczę GOP
zwrócę tylko uwagę na inną charakterystyczną rzecz dziś: czy na Śląsku istnieje
coś takiego jakoś zimowe utrzymanie chodników? Czy tylko jezdnie tam
odśnieżają? Takich widoczków widziałem dziś mnóstwo. Do centrum T. Gór nie
zajeżdżam, innym razem. Miasto okalam obwodnicą i obieram DW908, która prosto
jak po sznurku zaprowadzi mnie do Częstochowy. Wiatr pokazuje co potrafi,
większość km będę jechał na wspomaganiu. Po drodze dużo leśnych odcinków. W
Miasteczku Śląskim fotka centrum i jakiejś fabryki (huta cynku – teraz widzę na mapie).
Samo zdrowie sąsiedztwo takiego zakładu ;) Ale nie to jest w Miasteczku Śląskim
najgorsze. Najgorsze jest TO. Wierzcie lub nie ale kawałek wcześniej ów
rozmiękły, bagnisty twór z odciśniętymi oponami traktora oznaczony był znakiem
„Droga dla rowerów”. Ok, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Na przykład do
pauzy na zaśnieżonym, leśnym parkingu. Jest on jednocześnie takim „punktem
widokowym” na pięknie meandrujący między drzewami leśny strumień. Wedle instrukcji
na etykiecie schładzam tutaj napój ;). Przyglądam się też śladom jakiejś
zwierzyny. Jeden trop był naprawdę dziwny. Zobaczcie zresztą sami. Powoli
zapada zmrok, z parkingu wyruszam z włączonymi lampkami. Kawałek dalej leśne
odcinki kończą się a zaczynają otwarte, pagórkowate przestrzenie Jury. Śmigła
wiatraków wirowały tak szybko, że aparatowi w telefonie rozdwajały, roztrajały
się końcówki łopat. W Cz-wie o 18.30. Tzn. o tej godzinie osiągam tablicę z
nazwą miasta, bo do centrum z 10km. Tu też nie tylko zasyfione chodniki i
ścieżki rowerowe, ale również główna, reprezentacyjna aleja… Mniejsza o to,
widocznie tak musi być. Powoli turlam się omijając slalomem śliskie placki
zlodowaciałego śniegu ku imponująco podświetlonej wieży Jasnej Góry. Na biało
czerwono podświetlonej. Naprawdę pięknie to wygląda. Robię pamiątkową fotkę.
Temat modlitwy, wiary itp. to moja prywatna sprawa więc nie powiem czy, a jeśli
tak, to o co się pomodliłem ;). Do odjazdu ponad godzina. Wydaje się dużo, pozwalam
sobie więc na małą pętelkę. Gdy przypomniałem sobie że jestem głodny i
wciągnąłbym coś ciepłego, jest już tylko 30-40 minut. I właśnie zauważam kapcia
na tylnym kole. Tzn. powietrze jest, ale mało. Ok, mam dość. Ostatnie kilkaset
metrów do stacji z buta. Nie chce mi się z tym teraz bawić. Na dworcu bar już
zamknięty. Automaty są, ale tylko z napojami. Gorącymi napojami. Dobre i co,
wciągam barszczyk, herbatkę, plus ciastka które mi zostały i usadawiam się w
pociągu. Komfortowy, pustawy, wagonowy IC, z wi-fi i przedziałem rowerowym. Do
Krakowa raptem 1,5h jazdy. Szkoda, takim to mógłbym całą noc jechać :) W
Krakowie przed 23. Jednokrotne dorzucenie atmosfer do tylnego koła wystarczyło
aby doturlikać się do domu.
Udana wycieczka, Częstochowa to sam raz cel na lutową jednodniówkę.
6.55 - 23.20
2,55l (w tym 0,5l energetyka)
Kategoria Zimowo, Powrót pociągiem, > km 150-199, ^ UP 1000-1499m
Chillout w Katowicach
d a n e w y j a z d u
152.51 km
0.00 km teren
08:29 h
Pr.śr.:17.98 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1250 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
https://photos.app.goo.gl/ZKqUZSnz3Uiq8SfJ6
8.20 - ?
2l (w tym 1l energetyka)
Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem
Bęc
d a n e w y j a z d u
180.51 km
0.00 km teren
08:59 h
Pr.śr.:20.09 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1600 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
(Śladu niet, po prostu Krk - Tar - Rze starą czwóreczką)
https://photos.app.goo.gl/pXSCb6yzMskE4e7B6
Lajtowy, niezobowiązujący trip do Rzeszowa. Tzn. taki miał
być. A był trochę inny ;)
Jako że miało być lajtowo i niezobowiązująco pora wyjazdu również
była adekwatna i leniwa – 7.30. Jak Rzeszów to standardowo, Wieliczka i
krajówką na Bochnię. Minął maj, czerwiec, lipiec, mamy sierpień. Przeminęły
żółte łany rzepaku, przeminęły usiane czerwonymi makami łąki. Zaczęło kwitnąć
inne, żółte, sierpniowe
dziadostwo (nazwy nie znam). Szybko robi się gorąco, dzień
będzie upalny. W Bochni dwie fotki, rynku i szybu
Sutoris. Między Bochnią a
Brzeskiem jak zwykle przyglądam się „parku maszynowemu” – tam zawsze stoi coś
ciekawego. Dziś najbardziej spodobał mi się zielony
dźwig. W Brzesku pierwszy
raz w życiu wjechałem na kładkę nad szosą i wreszcie zobaczyłem
rondo
wjazdowe z nieco innej perspektywy. Sielanka leniwej trasy trwa w najlepsze. Przyglądam się żniwom
i urzędującym jeszcze w kraju bocianom. Burzowe
chmury zbytnio nie niepokoją –
są daleko na północy, a ja tam nie jadę. Testuję dziś nowe rękawiczki. Shimano
Airway. Bardzo fajne, jakość wykonania taka że powinny dłużej wytrzymać niż te
Decathlonowe (puduszeczki antyuciskowe stały się w nich totalnie płaskie). Naliczyłem
w nich 10 różnych materiałów (!): 3 siateczkowane, jedno śliskie coś, cienki
gumowany, antypoślizgowy spód, frotka do potu, tasiemka wykończeniowa,
rozciągliwa gumka, guma w sensie guma (z logo Shimano), i taki niby zamsz, z
którego zrobione są poduszeczki. A wewnątrz poduszeczek pewnie jest jedenasty
materiał! Naprawdę nie mogę się nadziwić kunsztowi projektu tych ochronników
dłoni. Oglądam, podziwiam, poprawiam, jestem zachwycony…
J E B
Przytuliłem się do krawężnika. Na zjeździe do Wojnicza. Największe
straty na prawym
kolanie. Poza tym drobne uszkodzenia powłoki na prawym udzie,
lewym kolanie, prawym łokciu i lewym nadgarstku. Rękawiczki uratowały dłonie i
o dziwo same mało co ucierpiały. Drobne przetarcie na tasiemce lewej
rękawiczki. Szczęście w nieszczęściu. Poza tym cały jestem uwalony piochem.
Rower chyba OK. Kończę szacowanie strat, ból nieco mija, sprzydała by się jakaś
woda, żeby zmyć piach. Spirytus do odkażania mam, ostatnio zawsze wożę – to mój
ulubiony kosmetyk, obok Sudocremu. Jednak w Wojniczu ogólnodostępnego
kranu/studni/pitnika brak. Jest za to 100 ławeczek, wszystkie obowiązkowo w
Słońcu, bo po co w cieniu. Brudny i wkurwiony tylko odkażam otarcia, póki ma to
jeszcze sens i nie zaschną. W Tarnowie coś na pewno będzie! Taa. Jest. 200
ławeczek, wszystkie w Słońcu a pitnika brak. Sprawdziłem Rynek i kilka placów/skwerków
w centrum. &*^%$$*^. W końcu kupuję najtańszą wodę źródlaną i chusteczki.
Na jakimś
osiedlu znajduję kawałek ławeczki w cieniu i trochę bardziej się
ogarniam. Może być, już chyba tak nie straszę swoim wyglądem. I myślę co dalej.
Rzeszów chyba ciągle aktualny, coś tam trochę boli ale to przecież to tylko
Rzeszów, a nie Gdańsk. Wciągam więc nieśpiesznym tempem kolejne upalne i
pagórkowate kilometry krajowej 94. W Pilźnie odbijam do centrum. Nie zawsze mi
się chce, bo rynek jest trochę na uboczu i trzeba kawałek drogi nadłożyć. Dziś
jednak się zdecydowałem i to był bardzo dobry wybór. Z dwóch, a nawet trzech
powodów:
1A) Jest kran!
1B) W kranie jest woda!!!
2 ) Poza tym jest jakaś impreza motoryzacyjna i trochę
ciekawych fur.
(Potem się okaże że to jakaś prezentacja maszyn przed Rajdem
Rzeszowskim). Kranu używam w wiadomym celu, natomiast spośród aut najbardziej
wpadły mi w oko:
- „B grupowe”
Audi (replika, ale wygląda fajnie)
-
125p
- jakaś tam Skoda. Tzn. podoba mi się malowanie z
zielonymi
akcentami, nie samo auto.
Trochę się poprzyglądałem, trochę się umyłem, odpocząłem, i
poleciałem dalej. Chmurzyć zaczęło się już nie tylko na północy, ale także na
południu i zachodzie. Czyli wszędzie z wyjątkiem tam gdzie jadę. Miejscami
wygląda to naprawdę
groźnie. Trzeba przyspieszyć tempa. Żeby się nie okazało że
niepotrzebnie tego kranu szukałem, bo zaraz wody będę miał pod dostatkiem :D Ropczyce
i Sędziszów więc ominę. Cały czas jak leci za główną szosą. Na ostatniej
prostej kosmiczny wiatr się w plecy włącza. Do tego jakiś chłopaczek siadł mi
na ambicję i musiałem pokazać kto tu rządzi. Na MTB co prawda jechał ale po pro
ubiorze, sylwetce i parze w nogach widać było że to jakiś młody adept
kolarstwa. Ogień szedł konkretny. Pod górę 30-40 (wiatr), po płaskim 40-50, w
dół 50-60. O kolanie kompletnie zapomniałem, nie bolało w ogóle. Raz ja go
wyprzedzam, raz on mnie. Do granic Rzeszowa docieram na prowadzeniu. Ale trzeba
przecież zrobić zdjęcie
tablicy i trochę ochłonąć żeby w pociągu śmierdzieć
trochę mniej. Robię zdjęcia a on leci w dal, już go nie dogonię. Pojedynek
uważam za wyrównany, nierozstrzygnięty. Nie wiadomo gdzie był start, gdzie
meta, zawodnicy z różnych kategorii wiekowych, sprzęt inny itp. itd. Remis, no
contest, ex aequo itp. itd. Mam dość, jadę na pociąg. W kroplach deszczu
przejazdem zwiedzam miasto, kupuję
wypasioną zapiekankę na jednym z
niezliczonych pod dworcem zapiekanko-pointów a w markecie Społem nieco mniej
wypasione
biszkopty. Kupuję bilety i kończę tę pechową trasę.
Pechową bo z tym kolanem rzecz jasna nie do końca OK. Ten
wyścig w końcówce to był debilizm. Kolano zacznie boleć następnego dnia rano. Przez
kilka dni będę kulawy a kolano spuchnie, raz zaczęło nawet boleć samo z siebie,
bez zginania go. To postawi pod znakiem zapytania główny cel w tym sezonie –
Morze…
7.30 - 23.20
6,1l (w tym 1l energetyka)
Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 150-199, Powrót pociągiem