Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

> km 150-199

Dystans całkowity:12393.41 km (w terenie 353.00 km; 2.85%)
Czas w ruchu:268:27
Średnia prędkość:16.70 km/h
Maksymalna prędkość:75.30 km/h
Suma podjazdów:59000 m
Liczba aktywności:73
Średnio na aktywność:169.77 km i 10h 19m
Więcej statystyk

WTR / 12kkm w sezonie!

d a n e w y j a z d u 172.80 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 26 lipca 2020 | dodano: 28.07.2020



WTR, tym razem wariant 2x*85=170km, do Wietrzychowic.

Nie chce mi się rysować kolejnej mapki, z grubsza to co poniżej, z tym że bez końcówki wzdłuż Dunajca 2x15=30km:
https://www.alltrails.com/explore/map/map-cc42acc--5?u=m

https://photos.app.goo.gl/SwsEZhuqo8b8ybhq7

10.05 (ndz) - 1.30 (pon)


Kategoria > km 150-199

Trzy przełęcze

d a n e w y j a z d u 166.41 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 28 marca 2020 | dodano: 21.04.2020



https://www.alltrails.com/explore/map/map-1a423f7--10?u=m

Pętelka po górkach, w ramach kwarantanny bez opuszczania woj. małopolskiego. Kolarzy i motocyklistów od groma. Na wsiach życie toczy się normalnie. Tylko pleksy w sklepach oraz auta ze szczekaczkami przypominają że coś jest nie tak. Zaliczone 3 przęłęcze: przeł. Ostra, Przysłop Lubomierski sedlo oraz Jaworzyce passare. Piękna słoneczna pogoda, zerwana w lipcu ub. roku przez wezbraną Kamienicę droga DW 968 w trakcie rekonstrukcji.

https://photos.app.goo.gl/fNuQm41gYjjoKjxt6

7.10 - 20.50

Zaliczone szczyty:

Beskid Wyspowy:
Przeł. Ostra-Cichoń 812
Przeł. Jaworzyce 576

Gorce:
Przeł. Przysłop Lubomierski 750


Kategoria > km 150-199

Rzeszów

d a n e w y j a z d u 179.93 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:7.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 22 lutego 2020 | dodano: 28.02.2020

Moją ulubioną ścieżką rowerową do Rzeszowa (tj. starą czwóreczką ;) ).



https://photos.app.goo.gl/ArqwoDo948kRHN5P8

8.35 (sb) - 00.10 (ndz)


Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem

Świąteczna wycieczka

d a n e w y j a z d u 153.02 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1250 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Poniedziałek, 11 listopada 2019 | dodano: 18.11.2019



https://photos.app.goo.gl/v7FdfKs1AkfEcmeCA

Do Kielc, jak leci siódemeczką, potem serwisówkami. Na wjeździe do Kielc już tylko 3'.

8.50 - 23.45


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Lajcik

d a n e w y j a z d u 186.21 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1300 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 18 maja 2019 | dodano: 11.06.2019





https://photos.app.goo.gl/cSz1LiNJwpcJH9aP9

10.00 (18.05) - 7.30 (19.05)
AVS 17,1


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Wykorzystać go

d a n e w y j a z d u 160.59 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:71.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1600 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 9 marca 2019 | dodano: 21.04.2019



Wykorzystać wiatr. 68 ma płaskim i 71 z górki ;) 40x11 na więcej nie pozwoliło.



https://photos.app.goo.gl/5EBkBdshqriwrADr7

5.55 - 21.35
AVS 19
2,65l (w tym 0,9l energetyka)


Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Przeziębić się

d a n e w y j a z d u 173.41 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:7.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1500 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 3 marca 2019 | dodano: 21.04.2019



Misja wykonana.



https://photos.app.goo.gl/JtwuudF5Tyh96Yc58

AVS 18,9
6.20 - 23.55
3,05l (w tym 0,8l energetyka)


Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Częstochowa

d a n e w y j a z d u 183.62 km 0.00 km teren 09:56 h Pr.śr.:18.49 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1281 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 9 lutego 2019 | dodano: 14.02.2019





https://photos.app.goo.gl/gDD3HeA2H1K4PgfZ6

Celem na drugi w tym roku, nienajgorzej zapowiadający się pogodowo weekend było Opole. Opole, ponieważ nienajgorzej pogodowo zapowiadała się południowa część Polski. Na wschodzie byłem tydzień temu, więc teraz wypadało by na zachód. A na zachodzie, w odległości akuratnej na jednodniową traskę (200km) jest Opole. Jak widać po tytule wyszło inaczej, a stało się to tak:

Wyjazd chwila przed 7. Sobotni poranek jest lekko mroźny, co widać po przybielonych szronem drzewach i trawie. A czuć po szczypaniu w palcach rąk i stóp. Przejeżdżam szybko przez miasto, a śniadanie w postaci buły z wędliną wciągam na przystanku zaraz za węzłem w Modlniczce. Im dalej za miasto tym więcej oznak zimy. Nieciągła śnieżna skorupa pokrywa pola, głównie północne stoki wzgórz. A ciągła pokrywa śnieżna wypełnia szczelnie każdy większy lasek. O, na przykład taki, przed Trzebinią. Na rynku w Trzebini pauza, kolejna na placu w Chrzanowie. Wahałem się czy jechać przez plac czy przez rynek, na szczęście podjąłem dobrą decyzję. Udekorowany biało-czerwoną flagą postument jednego z moich ulubionych pomników nie jest codziennym widokiem. Jednego z moich ulubionych, bo w moim prywatnym rankingu imponujących pomników ten jest ścisłej czołówce. Pomimo że nie ma on jakichś gartantuicznych rozmiarów i jest prosty w formie. To jednak jest w nim jakaś taka wielka duma i moc, a jego otoczenie – blokowiska – potęgują ten efekt. Następne miasto na trasie to Jaworzno. Pełne nie do końca potrzebnych i przemyślanych, ale jednak trzymających jako-taki poziom ścieżek rowerowych. Tzn. da się nie zabić jeżdżąc po tym. Od niedawna stałym elementem panoramy miasta jest wielka, niemal 200-m chłodnia kominowa elektrowni. Druga największa w Polsce!Robi wrażenie. Teraz zawsze zamiast wyjeżdżać główną szosą, z Jaworzna wyjeżdżam boczniejszą drogą przez las, aby obejrzeć ją z bliska. Kawałek na nielegalu (zakaz na DK) i są Mysłowice. Właściwy początek górnośląskiej konurbacji, to tu dopiero to wszystko się zaczyna. Wszystko czyli cały ten klimacik, zniszczone pojedyncze torowiska, po których leniwie toczą się jedno wagonowe tramwajki. Co i rusz takiej czy innej konstrukcji szyb kopalniany, niestety większość nieczynna. Charakterystyczne budownictwo: pokryte czarnym wieloletnim brudem mini ceglane bloczki, familoki po ichniejszemu. Plątanina torowisk kolejowych i pobazgranych grafitti wiaduktów. Cały ten bałagan i nieład GOPu, który tak bardzo mi się podoba :) Na takich właśnie rozkminkach o bliskim (80km od Krk) a jakże odmiennym świecie mijają mi kilometry. Jedną rzecz za to mamy wspólną – smog ;) Bo dzisiaj tak trochę ekhem, mgliście jakoś ;) Gryzę więc dokładnie i przeżuwam powietrze, tak smakuje o wiele lepiej. W Katowicach jestem koło południa. Katowice to wyróżniające spośród tego śląskiego bytu miasto – wszystko bardziej zadbane, sporo wysokich budynków, nowych inwestycji, ogólnie taka jakby wyspa nowoczesności i rozmachu, w tym morzu śląskiego, zniszczonego, przemysłowego świata. W odrestaurowanym centrum Kato wciągam drugą i zarazem ostatniąbułę. Zostanie mi już sam słodki prowiant. Po drodze komiczny widok: koleś sportowo ubrany, na niezłym MTB w spdach, ogólnie pros lub raczej kreujący się na prosa. Z tym że jest jedno ale: to jest e-MTB :D Chyba wiem czemu w kominiarce jechał: żeby nikt go nie poznał. Ma chłop rację, też bym się wstydził ;) W międzyczasie ociepliło się rzecz jasna, jest te kilka stopni na plusie. Ale też włączył się południowy wiatr, który przypieczętował decyzję o zmianie trasy. Niesprzyjający, niezgodny z kierunkiem mojej trasy kierunek ruchu mas powietrza to jedno. Drugie to niezgrany z moją niewielką prędkością przemieszczania się odjazd pociągu z Opola. Przed 20. Albo nie zdążę albo wpadnę do pociągu z jęzorem na wierzchu. Ja tak nie lubię. W Bytomiu podejmuję ostateczną decyzję: Cz-wa. Cztery razy na tak:
- wiatr w plecy
- 20km bliżej
- pociąg godzinę później
- dawno nie byłem pod Jasną Górą.
Z Bytomia uderzam więc zamiast Pyskowic, na Tarnowskie Góry. Faktycznie coś jest w tej nazwie, było tu troszkę pod górkę. Zanim opuszczę GOP zwrócę tylko uwagę na inną charakterystyczną rzecz dziś: czy na Śląsku istnieje coś takiego jakoś zimowe utrzymanie chodników? Czy tylko jezdnie tam odśnieżają? Takich widoczków widziałem dziś mnóstwo. Do centrum T. Gór nie zajeżdżam, innym razem. Miasto okalam obwodnicą i obieram DW908, która prosto jak po sznurku zaprowadzi mnie do Częstochowy. Wiatr pokazuje co potrafi, większość km będę jechał na wspomaganiu. Po drodze dużo leśnych odcinków. W Miasteczku Śląskim fotka centrum i jakiejś fabryki (huta cynku – teraz widzę na mapie). Samo zdrowie sąsiedztwo takiego zakładu ;) Ale nie to jest w Miasteczku Śląskim najgorsze. Najgorsze jest TO. Wierzcie lub nie ale kawałek wcześniej ów rozmiękły, bagnisty twór z odciśniętymi oponami traktora oznaczony był znakiem „Droga dla rowerów”. Ok, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Na przykład do pauzy na zaśnieżonym, leśnym parkingu. Jest on jednocześnie takim „punktem widokowym” na pięknie meandrujący między drzewami leśny strumień. Wedle instrukcji na etykiecie schładzam tutaj napój ;). Przyglądam się też śladom jakiejś zwierzyny. Jeden trop był naprawdę dziwny. Zobaczcie zresztą sami. Powoli zapada zmrok, z parkingu wyruszam z włączonymi lampkami. Kawałek dalej leśne odcinki kończą się a zaczynają otwarte, pagórkowate przestrzenie Jury. Śmigła wiatraków wirowały tak szybko, że aparatowi w telefonie rozdwajały, roztrajały się końcówki łopat. W Cz-wie o 18.30. Tzn. o tej godzinie osiągam tablicę z nazwą miasta, bo do centrum z 10km. Tu też nie tylko zasyfione chodniki i ścieżki rowerowe, ale również główna, reprezentacyjna aleja… Mniejsza o to, widocznie tak musi być. Powoli turlam się omijając slalomem śliskie placki zlodowaciałego śniegu ku imponująco podświetlonej wieży Jasnej Góry. Na biało czerwono podświetlonej. Naprawdę pięknie to wygląda. Robię pamiątkową fotkę. Temat modlitwy, wiary itp. to moja prywatna sprawa więc nie powiem czy, a jeśli tak, to o co się pomodliłem ;). Do odjazdu ponad godzina. Wydaje się dużo, pozwalam sobie więc na małą pętelkę. Gdy przypomniałem sobie że jestem głodny i wciągnąłbym coś ciepłego, jest już tylko 30-40 minut. I właśnie zauważam kapcia na tylnym kole. Tzn. powietrze jest, ale mało. Ok, mam dość. Ostatnie kilkaset metrów do stacji z buta. Nie chce mi się z tym teraz bawić. Na dworcu bar już zamknięty. Automaty są, ale tylko z napojami. Gorącymi napojami. Dobre i co, wciągam barszczyk, herbatkę, plus ciastka które mi zostały i usadawiam się w pociągu. Komfortowy, pustawy, wagonowy IC, z wi-fi i przedziałem rowerowym. Do Krakowa raptem 1,5h jazdy. Szkoda, takim to mógłbym całą noc jechać :) W Krakowie przed 23. Jednokrotne dorzucenie atmosfer do tylnego koła wystarczyło aby doturlikać się do domu.

Udana wycieczka, Częstochowa to sam raz cel na lutową jednodniówkę.

6.55 - 23.20
2,55l (w tym 0,5l energetyka)


Kategoria Zimowo, Powrót pociągiem, > km 150-199, ^ UP 1000-1499m

Chillout w Katowicach

d a n e w y j a z d u 152.51 km 0.00 km teren 08:29 h Pr.śr.:17.98 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1250 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 30 września 2018 | dodano: 21.10.2018





https://photos.app.goo.gl/ZKqUZSnz3Uiq8SfJ6

8.20 - ?
2l (w tym 1l energetyka)


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Bęc

d a n e w y j a z d u 180.51 km 0.00 km teren 08:59 h Pr.śr.:20.09 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1600 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 5 sierpnia 2018 | dodano: 12.08.2018



(Śladu niet, po prostu Krk - Tar - Rze starą czwóreczką)

https://photos.app.goo.gl/pXSCb6yzMskE4e7B6

Lajtowy, niezobowiązujący trip do Rzeszowa. Tzn. taki miał być. A był trochę inny ;)

Jako że miało być lajtowo i niezobowiązująco pora wyjazdu również była adekwatna i leniwa – 7.30. Jak Rzeszów to standardowo, Wieliczka i krajówką na Bochnię. Minął maj, czerwiec, lipiec, mamy sierpień. Przeminęły żółte łany rzepaku, przeminęły usiane czerwonymi makami łąki. Zaczęło kwitnąć inne, żółte, sierpniowe dziadostwo (nazwy nie znam). Szybko robi się gorąco, dzień będzie upalny. W Bochni dwie fotki, rynku i szybu Sutoris. Między Bochnią a Brzeskiem jak zwykle przyglądam się „parku maszynowemu” – tam zawsze stoi coś ciekawego. Dziś najbardziej spodobał mi się zielony dźwig. W Brzesku pierwszy raz w życiu wjechałem na kładkę nad szosą i wreszcie zobaczyłem rondo wjazdowe z nieco innej perspektywy. Sielanka leniwej trasy trwa w najlepsze. Przyglądam się żniwom i urzędującym jeszcze w kraju bocianom. Burzowe chmury zbytnio nie niepokoją – są daleko na północy, a ja tam nie jadę. Testuję dziś nowe rękawiczki. Shimano Airway. Bardzo fajne, jakość wykonania taka że powinny dłużej wytrzymać niż te Decathlonowe (puduszeczki antyuciskowe stały się w nich totalnie płaskie). Naliczyłem w nich 10 różnych materiałów (!): 3 siateczkowane, jedno śliskie coś, cienki gumowany, antypoślizgowy spód, frotka do potu, tasiemka wykończeniowa, rozciągliwa gumka, guma w sensie guma (z logo Shimano), i taki niby zamsz, z którego zrobione są poduszeczki. A wewnątrz poduszeczek pewnie jest jedenasty materiał! Naprawdę nie mogę się nadziwić kunsztowi projektu tych ochronników dłoni. Oglądam, podziwiam, poprawiam, jestem zachwycony…

J E B

Przytuliłem się do krawężnika. Na zjeździe do Wojnicza. Największe straty na prawym kolanie. Poza tym drobne uszkodzenia powłoki na prawym udzie, lewym kolanie, prawym łokciu i lewym nadgarstku. Rękawiczki uratowały dłonie i o dziwo same mało co ucierpiały. Drobne przetarcie na tasiemce lewej rękawiczki. Szczęście w nieszczęściu. Poza tym cały jestem uwalony piochem. Rower chyba OK. Kończę szacowanie strat, ból nieco mija, sprzydała by się jakaś woda, żeby zmyć piach. Spirytus do odkażania mam, ostatnio zawsze wożę – to mój ulubiony kosmetyk, obok Sudocremu. Jednak w Wojniczu ogólnodostępnego kranu/studni/pitnika brak. Jest za to 100 ławeczek, wszystkie obowiązkowo w Słońcu, bo po co w cieniu. Brudny i wkurwiony tylko odkażam otarcia, póki ma to jeszcze sens i nie zaschną. W Tarnowie coś na pewno będzie! Taa. Jest. 200 ławeczek, wszystkie w Słońcu a pitnika brak. Sprawdziłem Rynek i kilka placów/skwerków w centrum. &*^%$$*^. W końcu kupuję najtańszą wodę źródlaną i chusteczki. Na jakimś osiedlu znajduję kawałek ławeczki w cieniu i trochę bardziej się ogarniam. Może być, już chyba tak nie straszę swoim wyglądem. I myślę co dalej. Rzeszów chyba ciągle aktualny, coś tam trochę boli ale to przecież to tylko Rzeszów, a nie Gdańsk. Wciągam więc nieśpiesznym tempem kolejne upalne i pagórkowate kilometry krajowej 94. W Pilźnie odbijam do centrum. Nie zawsze mi się chce, bo rynek jest trochę na uboczu i trzeba kawałek drogi nadłożyć. Dziś jednak się zdecydowałem i to był bardzo dobry wybór. Z dwóch, a nawet trzech powodów:

1A) Jest kran!
1B) W kranie jest woda!!!
2 ) Poza tym jest jakaś impreza motoryzacyjna i trochę ciekawych fur. (Potem się okaże że to jakaś prezentacja maszyn przed Rajdem Rzeszowskim). Kranu używam w wiadomym celu, natomiast spośród aut najbardziej wpadły mi w oko:

- „B grupowe” Audi (replika, ale wygląda fajnie)
- 125p
- jakaś tam Skoda. Tzn. podoba mi się malowanie z zielonymi akcentami, nie samo auto.

Trochę się poprzyglądałem, trochę się umyłem, odpocząłem, i poleciałem dalej. Chmurzyć zaczęło się już nie tylko na północy, ale także na południu i zachodzie. Czyli wszędzie z wyjątkiem tam gdzie jadę. Miejscami wygląda to naprawdę groźnie. Trzeba przyspieszyć tempa. Żeby się nie okazało że niepotrzebnie tego kranu szukałem, bo zaraz wody będę miał pod dostatkiem :D Ropczyce i Sędziszów więc ominę. Cały czas jak leci za główną szosą. Na ostatniej prostej kosmiczny wiatr się w plecy włącza. Do tego jakiś chłopaczek siadł mi na ambicję i musiałem pokazać kto tu rządzi. Na MTB co prawda jechał ale po pro ubiorze, sylwetce i parze w nogach widać było że to jakiś młody adept kolarstwa. Ogień szedł konkretny. Pod górę 30-40 (wiatr), po płaskim 40-50, w dół 50-60. O kolanie kompletnie zapomniałem, nie bolało w ogóle. Raz ja go wyprzedzam, raz on mnie. Do granic Rzeszowa docieram na prowadzeniu. Ale trzeba przecież zrobić zdjęcie tablicy i trochę ochłonąć żeby w pociągu śmierdzieć trochę mniej. Robię zdjęcia a on leci w dal, już go nie dogonię. Pojedynek uważam za wyrównany, nierozstrzygnięty. Nie wiadomo gdzie był start, gdzie meta, zawodnicy z różnych kategorii wiekowych, sprzęt inny itp. itd. Remis, no contest, ex aequo itp. itd. Mam dość, jadę na pociąg. W kroplach deszczu przejazdem zwiedzam miasto, kupuję wypasioną zapiekankę na jednym z niezliczonych pod dworcem zapiekanko-pointów a w markecie Społem nieco mniej wypasione biszkopty. Kupuję bilety i kończę tę pechową trasę.

Pechową bo z tym kolanem rzecz jasna nie do końca OK. Ten wyścig w końcówce to był debilizm. Kolano zacznie boleć następnego dnia rano. Przez kilka dni będę kulawy a kolano spuchnie, raz zaczęło nawet boleć samo z siebie, bez zginania go. To postawi pod znakiem zapytania główny cel w tym sezonie – Morze…

7.30 - 23.20
6,1l (w tym 1l energetyka)


Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 150-199, Powrót pociągiem