Zimowo
Dystans całkowity: | 4258.41 km (w terenie 9.00 km; 0.21%) |
Czas w ruchu: | 164:06 |
Średnia prędkość: | 18.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.50 km/h |
Suma podjazdów: | 23719 m |
Liczba aktywności: | 66 |
Średnio na aktywność: | 64.52 km i 2h 52m |
Więcej statystyk |
Przepalony wiatrem i przemrożony Słońcem
d a n e w y j a z d u
221.22 km
3.00 km teren
12:51 h
Pr.śr.:17.22 km/h
Pr.max:63.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1900 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
https://photos.app.goo.gl/R1xSJaIR3N5Uwre83
Drugi w marcu weekend z w miarę rowerową pogodą postanowiłem
spożytkować na nieco krótszą, bo 200+ km trasę. Plan wyglądał tak jak na
załączonym obrazku, tj. obejmował Busko-Zdrój, Ostrowiec Św., Starachowice i
Skarżysko-Kamienną (+ew. atak na Święty Krzyż). Ale jak to z planami często
bywa nie powiódł się on w całości, bo zaliczonych zostało tylko 60% wymienionych
celów. Ostrowiec Św. musiałem odpuścić a o Łysicy nawet nie mogło być mowy…
Wymęczył mnie nie tyle dystans, co zimno i wiatr. Stąd taki tytuł – choć
słonecznie i pogodnie, to jednak kurrrewsko zimno.
Wyjechałem 20 minut po północy, i początek poleciałem
standardową jak na ten, północno-wschodni kierunek trasy drogą. Czyli New Huta
-> DW 776 na Proszowice. Tablica na wjeździe do Proszowic wyświetlała co
prawda jakieś ekstremalne -12’C ale ona była zepsuta, naprawdę było kilka
stopni na plusie czyli, póki co, znośnie. Na rynku pauza na coś w rodzaju
śniadania, a pierwsze modyfikacje w trasie na rondzie za Klimontowem. Zamiast
jak zwykle na wprost, bokami na Skalbmierz und Pińczów – tym razem w prawo, dalej
za główną drogą, na Kazimierzę Wlk. Tam standardowa fotka dziwnej wieżo-baszty.
Kawałek dalej, miedzy Kazimierzą a Wiślicą pierwsze oznaki brzasku, a potem i
świtu. Jest bardzo zimno. Jak bardzo to nie wiem, bo nie mam już licznika z
termometrem, ale na pewno trochę poniżej zera. Myślę że na zdjęciach dobrze to zimno widać. Wiślicy rzecz jasna odpuścić nie mogłem, i zamiast obwodnicą
zaliczyłem centrum tego najmniejszego w Polsce miasteczka (~500 mieszkańców. Z
grubsza tyle co w jednym 10-piętrowym bloku :D). Za miastem dość malowniczy
wschód Słońca, ocieplający jednak tylko wizualnie krajobraz, bo dalej jest
cholernie zimno. Kolejnych kilkanaście kilometrów przez zmrożone pola i jest
Busko Zdrój. Szybka fotka ciekawostki technicznej (wiertnica) i zasłużony
odpoczynek w Parku Zdrojowym. W którym wszystkie ławeczki pomalowane są biało. Biały
jest dość dziwnym kolorem, jak chodzi o malowanie ławeczek. Hmm, a może to po
to, żeby gówien ptaków nie było widać, i na Karcherze przyoszczędzić? W
Broninie upamiętniający bitwę z II wojny światowej pomnik. Kilkanaście nieco
cieplejszych kilometrów drogami niższej kategorii, gdzie urozmaiceniem są lasy,
stawy i sady owocowe (pierwszych 100km było przez pola uprawne). Najciekawsze
jednak dopiero za chwilę – Szydłów. Maleńkie miasteczko otoczone niemal
kompletnym murem obronnym! Zdecydowanie nie jest to jedna z setek mijanych po
drodze mieścin. Małe zwiedzanie – rynek, mury z innej strony, oryginalne szyldy
sklepów itp. Dalszą drogę urozmaicają coraz to większe hopki, szybkie zjazdy,
pierwsze widoki na Góry Świętokrzyskie czy takie oto śnieżne „mini-lodowce”. Po
drodze, na jednym ze wzgórz osiągam też najwyższy punkt dzisiejszej trasy – ok.
360-370 m n.p.m. Miasteczko imieniem Raków omijam obwodnicą – nie pamiętam już
dlaczego, czy jakoś minąłem zjazd, czy też nie spodobała mi się jego
niezaciekawa nazwa. Łagów z jego położonym tuż przy głównej drodze centrum
natomiast zaliczam. Z drogi widać maszt na Łysej Górze. Nie dane mi będzie jej
dzisiaj zaliczyć, już dawno ten temat odpuściłem. Zbyt bardzo wymęczyło mnie to
zimno, i nie widzi mi żadne zdobywanie szczytów dzisiaj. Dziś skupię się na
mniej wymagających celach – miastach. Ostrowiec i Starachowice. W ostatnim jednak
miejscu gdzie można podjąć decyzję, Nowej Słupi, odpuszczam i Ostrowiec. Idzie
tak wolno, że w takim tempie nie zdążę na jakiś sensowny pociąg ze Skarżyska
(jutro pon., do pracy). Na dodatek, po porannym chłodzie, i chwili ciepła,
włącza się zimny wiatr. Jeszcze jeden leśny podjazd, jeszcze jeden zjazd i
wjeżdżam do Starachowic. Do tej pory miejscowość ta kojarzyła mi się (poza
rzecz jasna wiadomymi ciężarówkami) z pewnym, obecnym również na bikestatsie
rowerowym przekozakiem. Dziś jestem tu pierwszy raz, i okazuje się że też nie
jest do zwykłe, jedno z wielu, miasto. Nietypowe jest tu ukształtowanie terenu
– całe miasto położone jest na wzgórzach, nie brakuje tu stromych, ciekawych
uliczek. Wielkopłytowe blokowiska górują nad położonym na południu zalewem i
doliną rzeki, a od północy otaczają je lasy, resztki Puszczy Świętokrzyskiej. Po
prostu – fajnie tu :) Zwiedzanie zaczynam od kolejowo – handlowych terenów, by
potem źle skręcić i zamiast do centrum wjechać w las. Nic to, przez zaśnieżone
i rozmiękłe drogi i ścieżki brnę do przodu (i do góry), by potem przez błotnisty plac budowy dotrzeć do cywilizacji. Przez wspomniane blokowiska docieram do
fabryki Stara, a raczej jej resztek. Za wiele nie widać, przynajmniej z ulicy,
którą jadę. Jakieś zrujnowane hale, puste tereny po wyburzonych halach, w tych
co się ostały salon/serwis Mana, jednym słowem nic ciekawego. Ratująca całą
sytuację ciężarówka w roli pomnika na szczęście jest, i rzecz jasna robię jej
zdjęcia. Bo co by to była za wycieczka do Starachowic bez zdjęcia choćby
jednego Stara? Jeszcze tylko fotka tego o czym wspomniałem na początku – bloków
z widokiem na rzekę i na zalew. Powoli kończę to zwiedzanie, nic w rodzaju
rynku czy czegoś podobnego nie znajduję – pewnie nie ma, bo to młoda
miejscowość. Zanim kończy się miasto nie znajduję też w zasięgu wzroku żadnego
otwartego sklepu, a picia brak. Z mapy z telefonie wynika też że zajechałem za
daleko na zachód, i muszę się cofnąć, bo ostatni most w mieście już minąłem.
Kolejny kawał dalej, a droga którą jadę niknie gdzieś w zieleni lasu. Nie chce
mi się jednak zawracać, no i postanawiam sprawdzić – a może te mapy kłamią?! Nie,
jednak nie kłamały… Stromymi, wąskimi uliczkami zjeżdżam nad rzekę i linię
kolejową. Przekraczam tory gruntową drogą, która coraz to bardziej tonie w
trawskach, by wreszcie zniknąć zupełnie w gąszczy nadrzecznych szuwarów. Ciężko
się przez to jedzie prowadzi niesie rower. W końcu przedzieranie
się przez zarośla i szukanie przejścia między starorzeczami wkurwia mnie tak że
wbijam na tory i prowadzę rower po torowisku ;) Linia chyba czynna ale przecież
pociągi nie jeżdżą co chwilę. W każdym razie żaden mnie rozjechał, czego
dowodem jest ta relacja. Prowadzę tak kawałek, potem odnajduję ścieżkę po
której wpycham rower z powrotem na jakąś boczną dróżkę. Po chwili kończy się
ona, a zaczyna błotnista co prawda, ale jednak: droga! Leśna droga, którą da
się jechać. Wreszcie docieram do asfaltu, i przez przejazd kolejowy i most
przedostaję się na drugą stronę rzeki, do krajówki. W końcu. Sporo czasu i
trochę sił straciłem na ten offroad-owy fragment. Ale najwięcej chyba straciłem
wody – pić! Nic jednak nie ma po drodze. Docieram co prawda do miasteczka
imieniem Wąchock, ale nie podejrzewałbym takiej dziury o istnienie otwartego
niedzielnym popołudniem sklepu, i niestety się nie myliłem. Po podjeździe, na
którym z odwodnienia musiałem aż sobie na chwilę odpocząć, wreszcie znajduję
otwarty sklep. Wciągam litr czegoś kolorowego, słodkiego, i co najważniejsze –
mokrego. Coś tam jem, odpoczywam, i znów jestem zdatny do kontynuowania jazdy. Ale
jest już coraz ciemniej, zimniej, i w ogóle coraz nieprzyjemniej. Marzę tylko o
tym żeby dociągnąć do tego Skarżyska, wejść do śmierdzącego, ale nagrzanego
dworca. A potem do pociągu, też nagrzanego. Jeszcze z 10km zimnicy, no i jest.
Skarżysko-Kamienna. Szybkie zwiedzanie przejazdem - jakiś tam kościół, pomnik, i
na dworzec. Kupuję bilety, z kładki jeszcze tylko fotka zabytkowego parowozu, i
na peron. Do Krakowa wracam TLK. W środku ciekawostka w postaci „Przedziału
zarezerwowanego do przewozu rowerów”. Tzn. to był taki zwykły przedział ;) To
fajnie że troszczą się o rowerzystów, i gdy brak dedykowanego przedziału/wagonu
robią takie coś. Ale kiedyś, raz próbowałem wcisnąć tam rower, dużego 29era.
Dać się da, ale wymaga to niezłej ekwilibrystyki. Tym razem poprzestałem więc
na standardowym postawieniu go w ostatnim przedsionku, tym bardziej że
frekwencja była nieduża. Na Głównym po 23ciej, w domu przed północą.
Choć nie zrealizowałem wszystkich zamierzonych celów, a z
nowości to tylko Starachowice zaliczyłem, trasy nie można uznać za nieudaną.
Uważam że 200km w takich wczesnowiosennych, marcowych warunkach nie jest
powodem do wstydu. Nadchodzi kwiecień, więc może być tylko lepiej :)
0.20 - 23.45
2,58l (w tym tylko 1l energetyka, jest coraz lepiej!)
4 bułki z szynka, 3 banany, 3 mini pizze, 7days, duże delicje, takież chipsy i trochę wafelków kakaowych
nowe gminy: 7
Świętokrzyskie: 7
Szydłów
Raków
Łagów
Pawłów
Starachowice
Wąchock
Skarżysko Kościelne
Kategoria Zimowo, Powrót pociągiem, > km 200-249, ^ UP 1500-1999m
Z pracy + po oponki
d a n e w y j a z d u
18.26 km
0.00 km teren
01:26 h
Pr.śr.:12.74 km/h
Pr.max:26.80 km/h
Temperatura:-2.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:100 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
16.31 - 18.24
Zaatakowało białe gówno ale oponki kupić trzeba.
Kategoria Zimowo, Praca, > km 010-049
Do pracy
d a n e w y j a z d u
8.00 km
0.00 km teren
00:25 h
Pr.śr.:19.20 km/h
Pr.max:25.90 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
27'
W białym syfie.
Kategoria > km 000-009, Praca, Zimowo
Z pracy
d a n e w y j a z d u
8.40 km
0.00 km teren
00:29 h
Pr.śr.:17.38 km/h
Pr.max:32.80 km/h
Temperatura:2.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 50 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
32'
Odwilż. Czyli syf, kiła i mogiła.
Serwis:
SiR: mycie roweru, smarowanie łańcucha, pompowanie opon
Cube: czyszczenie napędu, czyszczenie i smarowanie tylnej przerzutki, szejkowanie, podmiana i smarowanie łańcucha, serwis widelca, serwis piast, regulacja i drobne prace przy hamulcach, kontrola połączeń gwintowych, pompowanie opon i inne drobiazgi
Kategoria > km 000-009, Praca, Serwis, Zimowo
Do pracy
d a n e w y j a z d u
8.06 km
0.00 km teren
00:27 h
Pr.śr.:17.91 km/h
Pr.max:31.30 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
30'
I zaatakowało. Były dwa małe poślizgi, ale obyło się bez gleby.
Kategoria > km 000-009, Praca, Zimowo
Z pracy
d a n e w y j a z d u
8.08 km
0.00 km teren
00:30 h
Pr.śr.:16.16 km/h
Pr.max:23.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 50 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
35'
Serwis: mycie roweru, smarowanie łańcucha
Kategoria > km 000-009, Praca, Serwis, Zimowo
Do pracy
d a n e w y j a z d u
4.61 km
0.00 km teren
00:14 h
Pr.śr.:19.76 km/h
Pr.max:32.80 km/h
Temperatura:-7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 10 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
15'
Najzimniejsza (póki co) jazda w tym roku.
Kategoria > km 000-009, Praca, Zimowo
L.p.o.M.
d a n e w y j a z d u
26.24 km
0.00 km teren
01:31 h
Pr.śr.:17.30 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:2.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:130 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
Miało być coś więcej ale wzmagający się opad białego gówna szybko ostudził zapał do dłuższej jazdy.
14.35 - 16.10
Serwis: mycie roweru, smarowanie łańcucha, pompowanie opon, kontrola połączeń gwintowych i inne drobiazgi.
Kategoria > km 010-049, Zimowo, Serwis
Z pracy
d a n e w y j a z d u
4.50 km
0.00 km teren
00:25 h
Pr.śr.:10.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Steel is Real ;) (archiwalny)
30'
Taki warun a ja łysych oponach... Ale udało się nie zabić.
Kategoria > km 000-009, Praca, Zimowo
L.w.o.M.
d a n e w y j a z d u
38.53 km
0.00 km teren
02:14 h
Pr.śr.:17.25 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:200 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
13.45 - 16.30
Serwis: smarowanie łańcucha, pompowanie opon
Kategoria > km 010-049, Zimowo, Serwis