Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Przepalony wiatrem i przemrożony Słońcem

d a n e w y j a z d u 221.22 km 3.00 km teren 12:51 h Pr.śr.:17.22 km/h Pr.max:63.00 km/h Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1900 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 25 marca 2018 | dodano: 27.03.2018





https://photos.app.goo.gl/R1xSJaIR3N5Uwre83

Drugi w marcu weekend z w miarę rowerową pogodą postanowiłem spożytkować na nieco krótszą, bo 200+ km trasę. Plan wyglądał tak jak na załączonym obrazku, tj. obejmował Busko-Zdrój, Ostrowiec Św., Starachowice i Skarżysko-Kamienną (+ew. atak na Święty Krzyż). Ale jak to z planami często bywa nie powiódł się on w całości, bo zaliczonych zostało tylko 60% wymienionych celów. Ostrowiec Św. musiałem odpuścić a o Łysicy nawet nie mogło być mowy… Wymęczył mnie nie tyle dystans, co zimno i wiatr. Stąd taki tytuł – choć słonecznie i pogodnie, to jednak kurrrewsko zimno.

Wyjechałem 20 minut po północy, i początek poleciałem standardową jak na ten, północno-wschodni kierunek trasy drogą. Czyli New Huta -> DW 776 na Proszowice. Tablica na wjeździe do Proszowic wyświetlała co prawda jakieś ekstremalne -12’C ale ona była zepsuta, naprawdę było kilka stopni na plusie czyli, póki co, znośnie. Na rynku pauza na coś w rodzaju śniadania, a pierwsze modyfikacje w trasie na rondzie za Klimontowem. Zamiast jak zwykle na wprost, bokami na Skalbmierz und Pińczów – tym razem w prawo, dalej za główną drogą, na Kazimierzę Wlk. Tam standardowa fotka dziwnej wieżo-baszty. Kawałek dalej, miedzy Kazimierzą a Wiślicą pierwsze oznaki brzasku, a potem i świtu. Jest bardzo zimno. Jak bardzo to nie wiem, bo nie mam już licznika z termometrem, ale na pewno trochę poniżej zera. Myślę że na zdjęciach dobrze to zimno widać. Wiślicy rzecz jasna odpuścić nie mogłem, i zamiast obwodnicą zaliczyłem centrum tego najmniejszego w Polsce miasteczka (~500 mieszkańców. Z grubsza tyle co w jednym 10-piętrowym bloku :D). Za miastem dość malowniczy wschód Słońca, ocieplający jednak tylko wizualnie krajobraz, bo dalej jest cholernie zimno. Kolejnych kilkanaście kilometrów przez zmrożone pola i jest Busko Zdrój. Szybka fotka ciekawostki technicznej (wiertnica) i zasłużony odpoczynek w Parku Zdrojowym. W którym wszystkie ławeczki pomalowane są biało. Biały jest dość dziwnym kolorem, jak chodzi o malowanie ławeczek. Hmm, a może to po to, żeby gówien ptaków nie było widać, i na Karcherze przyoszczędzić? W Broninie upamiętniający bitwę z II wojny światowej pomnik. Kilkanaście nieco cieplejszych kilometrów drogami niższej kategorii, gdzie urozmaiceniem są lasy, stawy i sady owocowe (pierwszych 100km było przez pola uprawne). Najciekawsze jednak dopiero za chwilę – Szydłów. Maleńkie miasteczko otoczone niemal kompletnym murem obronnym! Zdecydowanie nie jest to jedna z setek mijanych po drodze mieścin. Małe zwiedzanie – rynek, mury z innej strony, oryginalne szyldy sklepów itp. Dalszą drogę urozmaicają coraz to większe hopki, szybkie zjazdy, pierwsze widoki na Góry Świętokrzyskie czy takie oto śnieżne „mini-lodowce”. Po drodze, na jednym ze wzgórz osiągam też najwyższy punkt dzisiejszej trasy – ok. 360-370 m n.p.m. Miasteczko imieniem Raków omijam obwodnicą – nie pamiętam już dlaczego, czy jakoś minąłem zjazd, czy też nie spodobała mi się jego niezaciekawa nazwa. Łagów z jego położonym tuż przy głównej drodze centrum natomiast zaliczam. Z drogi widać maszt na Łysej Górze. Nie dane mi będzie jej dzisiaj zaliczyć, już dawno ten temat odpuściłem. Zbyt bardzo wymęczyło mnie to zimno, i nie widzi mi żadne zdobywanie szczytów dzisiaj. Dziś skupię się na mniej wymagających celach – miastach. Ostrowiec i Starachowice. W ostatnim jednak miejscu gdzie można podjąć decyzję, Nowej Słupi, odpuszczam i Ostrowiec. Idzie tak wolno, że w takim tempie nie zdążę na jakiś sensowny pociąg ze Skarżyska (jutro pon., do pracy). Na dodatek, po porannym chłodzie, i chwili ciepła, włącza się zimny wiatr. Jeszcze jeden leśny podjazd, jeszcze jeden zjazd i wjeżdżam do Starachowic. Do tej pory miejscowość ta kojarzyła mi się (poza rzecz jasna wiadomymi ciężarówkami) z pewnym, obecnym również na bikestatsie rowerowym przekozakiem. Dziś jestem tu pierwszy raz, i okazuje się że też nie jest do zwykłe, jedno z wielu, miasto. Nietypowe jest tu ukształtowanie terenu – całe miasto położone jest na wzgórzach, nie brakuje tu stromych, ciekawych uliczek. Wielkopłytowe blokowiska górują nad położonym na południu zalewem i doliną rzeki, a od północy otaczają je lasy, resztki Puszczy Świętokrzyskiej. Po prostu – fajnie tu :) Zwiedzanie zaczynam od kolejowo – handlowych terenów, by potem źle skręcić i zamiast do centrum wjechać w las. Nic to, przez zaśnieżone i rozmiękłe drogi i ścieżki brnę do przodu (i do góry), by potem przez błotnisty plac budowy dotrzeć do cywilizacji. Przez wspomniane blokowiska docieram do fabryki Stara, a raczej jej resztek. Za wiele nie widać, przynajmniej z ulicy, którą jadę. Jakieś zrujnowane hale, puste tereny po wyburzonych halach, w tych co się ostały salon/serwis Mana, jednym słowem nic ciekawego. Ratująca całą sytuację ciężarówka w roli pomnika na szczęście jest, i rzecz jasna robię jej zdjęcia. Bo co by to była za wycieczka do Starachowic bez zdjęcia choćby jednego Stara? Jeszcze tylko fotka tego o czym wspomniałem na początku – bloków z widokiem na rzekę i na zalew. Powoli kończę to zwiedzanie, nic w rodzaju rynku czy czegoś podobnego nie znajduję – pewnie nie ma, bo to młoda miejscowość. Zanim kończy się miasto nie znajduję też w zasięgu wzroku żadnego otwartego sklepu, a picia brak. Z mapy z telefonie wynika też że zajechałem za daleko na zachód, i muszę się cofnąć, bo ostatni most w mieście już minąłem. Kolejny kawał dalej, a droga którą jadę niknie gdzieś w zieleni lasu. Nie chce mi się jednak zawracać, no i postanawiam sprawdzić – a może te mapy kłamią?! Nie, jednak nie kłamały… Stromymi, wąskimi uliczkami zjeżdżam nad rzekę i linię kolejową. Przekraczam tory gruntową drogą, która coraz to bardziej tonie w trawskach, by wreszcie zniknąć zupełnie w gąszczy nadrzecznych szuwarów. Ciężko się przez to jedzie prowadzi niesie rower. W końcu przedzieranie się przez zarośla i szukanie przejścia między starorzeczami wkurwia mnie tak że wbijam na tory i prowadzę rower po torowisku ;) Linia chyba czynna ale przecież pociągi nie jeżdżą co chwilę. W każdym razie żaden mnie rozjechał, czego dowodem jest ta relacja. Prowadzę tak kawałek, potem odnajduję ścieżkę po której wpycham rower z powrotem na jakąś boczną dróżkę. Po chwili kończy się ona, a zaczyna błotnista co prawda, ale jednak: droga! Leśna droga, którą da się jechać. Wreszcie docieram do asfaltu, i przez przejazd kolejowy i most przedostaję się na drugą stronę rzeki, do krajówki. W końcu. Sporo czasu i trochę sił straciłem na ten offroad-owy fragment. Ale najwięcej chyba straciłem wody – pić! Nic jednak nie ma po drodze. Docieram co prawda do miasteczka imieniem Wąchock, ale nie podejrzewałbym takiej dziury o istnienie otwartego niedzielnym popołudniem sklepu, i niestety się nie myliłem. Po podjeździe, na którym z odwodnienia musiałem aż sobie na chwilę odpocząć, wreszcie znajduję otwarty sklep. Wciągam litr czegoś kolorowego, słodkiego, i co najważniejsze – mokrego. Coś tam jem, odpoczywam, i znów jestem zdatny do kontynuowania jazdy. Ale jest już coraz ciemniej, zimniej, i w ogóle coraz nieprzyjemniej. Marzę tylko o tym żeby dociągnąć do tego Skarżyska, wejść do śmierdzącego, ale nagrzanego dworca. A potem do pociągu, też nagrzanego. Jeszcze z 10km zimnicy, no i jest. Skarżysko-Kamienna. Szybkie zwiedzanie przejazdem - jakiś tam kościół, pomnik, i na dworzec. Kupuję bilety, z kładki jeszcze tylko fotka zabytkowego parowozu, i na peron. Do Krakowa wracam TLK. W środku ciekawostka w postaci „Przedziału zarezerwowanego do przewozu rowerów”. Tzn. to był taki zwykły przedział ;) To fajnie że troszczą się o rowerzystów, i gdy brak dedykowanego przedziału/wagonu robią takie coś. Ale kiedyś, raz próbowałem wcisnąć tam rower, dużego 29era. Dać się da, ale wymaga to niezłej ekwilibrystyki. Tym razem poprzestałem więc na standardowym postawieniu go w ostatnim przedsionku, tym bardziej że frekwencja była nieduża. Na Głównym po 23ciej, w domu przed północą.

Choć nie zrealizowałem wszystkich zamierzonych celów, a z nowości to tylko Starachowice zaliczyłem, trasy nie można uznać za nieudaną. Uważam że 200km w takich wczesnowiosennych, marcowych warunkach nie jest powodem do wstydu. Nadchodzi kwiecień, więc może być tylko lepiej :)

0.20 - 23.45
2,58l (w tym tylko 1l energetyka, jest coraz lepiej!)
4 bułki z szynka, 3 banany, 3 mini pizze, 7days, duże delicje, takież chipsy i trochę wafelków kakaowych

nowe gminy: 7

Świętokrzyskie: 7
Szydłów
Raków
Łagów
Pawłów
Starachowice
Wąchock
Skarżysko Kościelne


Kategoria Zimowo, Powrót pociągiem, > km 200-249, ^ UP 1500-1999m


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa jposo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]