Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Turbacz 2

d a n e w y j a z d u 109.56 km 24.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Piątek, 4 sierpnia 2023 | dodano: 06.08.2023



https://photos.app.goo.gl/8ks4xDxSZJQ5R1m16

https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/4-08-2023-turbacz-2-71f6278?u=m&sh=9unefr

Biorę wolne na piątek aby zdążyć z tym Turbaczem przed zapowiadanym weekendowym potopem. Myślałem czy by tak jak zwykle nie podjechać Regio do New Targu i stamtąd wystartować, ale nie chce mi się wstawać o wpół do siódmej rano. Tym razem wjadę od strony Koninek. Wyruszam grupo po ósmej. Zachmurzenie pełne, pogoda niestabilna, możliwe przelotne opady deszczu i burze. Gdy za Dobczycami z 45minut siedzę na przystanku żeby przeczekać deszcz zastanawiam się czy to w ogóle był dobry pomysł. Może trzeba było założyć wielką zieloną torbę i pojeździć po McDonaldach? Gdy przestaje padać ruszam dalej. Powoli to idzie, może wprowadzić plan B, i za Wiśniową w prawo, na Lubomira? Nie, jednak nie. Turbacz. W Wiśniowej zakupy w Biedrze. Gdy docieram do Mszany pięknie się rozpogadza, i wychodzi Słońce. Wciągam solidnego i niedrogiego (14zł) hamburgera. Skręcam na Niedźwiedź, Porębę i Koniki. Już wiem skąd nazwa Poręba Wielka. Wysoko piętrzące się składy desek, sterty bali i zapach świeżego drewna z wszechobecnych tartaków mi to wyjaśnia. Zanim zdążę dotrzeć do Koninek, znowu zachmurzyło się, i to całkowicie. Tak że na szlak wjeżdżam pełen obaw. Godzina jest 15ta, tak że bez komentarza… Na Turbaczu będę pewnie o 17tej (yhy…) Szlak rowerowy (narciarski?) to bardzo przyjemna, równa, twarda leśna droga z wbitymi w ziemię drobnymi kamieniami. O sensownych nachyleniach, tak że wysokość nabiera się całkiem sprawnie. Ileś zakrętów i metrów przewyższenia dalej, docieram do wyciągów krzesełkowych na Tobołów. Do tej pory szlak bezludny, na Tobołowie wreszcie spotykam pierwszego turystę, a może lokalsa? Czarnego kota ;) Tutaj obieram szlak zielony. Niebo znów staje się błękitne (na chwilę). Zaliczam Tobołczyk/Tobołów, polna droga bez błota. Chciałem obejrzeć obserwatorium na Suchorze, ale jakoś je ominąłem, pewnie zarosło lasem i nawet go nie zauważyłem. Aby ominąć ekstremalnie stromy odcinek zielonego szlaku, jadę objazdem „kopaną drogą”. Pierwsze duże dawki błota :) Do czerwonego dobijam między Starymi Wierchami a Obidowcem. Znowu zachmurzenie pełne. Atakuję Turbacz, odpędzam od siebie myśli o jakimś skróceniu trasy. Kto jechał ten wie jak piękny jest GSB na tym szczytowym odcinku Gorców. Miejscami szlak cały tonie w różu kwiatów. Zaczynam myśleć o drodze powrotnej. Gdybym chciał zjechać do Rabki, i potem męczyć asfalt do Krakowa, to pewnie wróciłbym między 1 a 2 w nocy. Jeśli zjechałbym po śladzie do Poręby i Mszany to pewnie nie wiele wcześniej. Średnio mi się to widzi, dzisiejsza trasa ma mieć charakter wycieczki lekkiej, przejażdżki. Sprawdzam temat pociągów. Jest TLK z New Targu o 20.29. I chyba w ten pociąg będę celował. Na razie jedynymi utrudnieniami na ubitym szlaku są "wieczne kałuże", dziś większe niż zwykle. Kawałek dalej zaczyna się natomiast stroma, pełna luźnych kamieni rynna i zaczyna się prowadzenie. Ale to świadczy też że zbliżam się do szczytu. Na trasie nieliczni turyści. Docieram do rozległych polan i szałasowego ołtarza, czyli tuż tuż. Sam szczyt Turbacza na razie (jeśli nie w ogóle) pominę. Priorytetem są na tą chwilę piwko i naleśniki w schronisku. Dlatego z czerwonego skręcam w idący nieco niżej niebieski/zielony/żółty. Szlak znów staje się przejezdny.  Mym oczom ukazują się pierwsze zabudowania, a zaraz potem ogromny budynek schroniska. Ruch jest, sporo bikerów, ponad połowa na e-bikach… Ale z drugiej strony lepsze grube dziadki na e-bikach niż terroryści na motórach krosowych. Znowu się rozpogadza. Kupuję bilet na pociąg (35zł) oraz realizuję główny cel wycieczki, tj. piwko & naleśniczki (15+25zł) :) Na szczyt i fotkę pod obeliskiem zabraknie dziś czasu. Jest po 18tej, mam dwie godziny do odjazdu. Obieram żółty szlak, sprawnie wjeżdżam się nim do góry to w dół powinno być jeszcze sprawniej. Tabliczki mówią o 2,5h pieszej wędrówki. No i idzie szybko. Szybko też zaliczam wodowanie – tzn. prawy but ląduję w wiecznej kałuży :D Potem odcinek tak błotnisty, mazisty i kleisty że nie ryzykuję i kawałek sprowadzam. Głupio bym potem wyglądał w pociągu po takiej glebie w to błoto ;) Potem odbijam z żółtego w prawo, czerwony rowerowy. Szeroka leśna droga, tutaj to już się po prostu pędzi. Nawet VW Polo dał radę się tu wdrapać. Do asfaltu docieram po 45 minutach od schroniska. Tak że zdążyłem jeszcze umyć trochę koła w potoku, zjeść kebaba i kupić wodę. W pociągu szybko uświadamiam sobie że jestem geniuszem. Pomysł powrotu pociągiem był zaiste genialny. Jakiś ledwo żywy jestem i śpiący. Jak sobie wyobrażę że zamiast drzemać wygodnie oparty o plecak nawijał bym teraz na 2,2” oponach podjazdy między Rabką a Krakowem to……… Sam pociąg za szybko nie jedzie (choć w dalszym ciągu szybciej od roweru). 118km wg biletu w 2h 38min to nie jest rekord świata :D 45km/h średnia brutto. W Krk po 23ciej. Zajeżdżam na myjkę DELIKATNIE opłukać oponki i ramę, omijając łożyska. W domu po północy. Udana wycieczka, Turbacz zawsze spoko. Pogoda wytrzymała, piwko/naleśniczki weszły pięknie. Aż kusi żeby jakiś grubszy trip po górach zrobić, jak za starych dobrych czasów. Sezony 2012, 2013, 2015, 2016 - wtedy ostro katowałem się na Beskidzkich szlakach. Potem kupiłem szosówkę :D

8.20 - 00.20


Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem, Terenowo


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa watom
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]