Chujomir
d a n e w y j a z d u
84.31 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czołg
Dlaczego takie zdjęcie tytułowe? Bo podoba mi się ten Jelcz. A dlaczego taki tytuł? Bo nie podoba mi się wynik dzisiejszej trasy. Chciałem bowiem starym, dobrym jesiennym zwyczajem zaatakować po pracy Lubomira (904m n.p.m). Jak za starych dobrych czasów. Ale jestem taki gruby, jem tyle kebabów i jeżdżę tak wolno że mi się nie udało. Wyjechałem z pracy po 16tej. zanim zjadłem w Wieliczce kebaba (nie będę jechał głodny), wciągnąłem 40km asfaltu i dotoczyłem się na przeł. Jaworzyce, dochodziła 20ta i było całkiem ciemno... Nie będę jechał po górskim szlaku nocą bo strach. Wtedy też właśnie powiedziałem sam do siebie:
"taaaa, Lubomir.... Chujomir a nie Lubomir!!!"
Tak więc tylko wróciłem po śladzie asfaltem do domu. No nie całkiem po śladzie, bo w drodze powrotnej podjechałem pod Chorągwicę (jak ja dawno tam nie byłem) oraz zjechałem do Wieliczki stroną ścianką, ul. Mikołaja Kopernika (też dawno nie jechałem, maxy pod 20%). Potężne inwersje temperatur, na wzniesieniach ciepło, w zagłębieniach terenu chłodek.
https://photos.app.goo.gl/jsVZsuGRStZ46kHN9
Krk - Wieliczka - Dobczyce - Wiśniówa - przeł. Jaworzyce - Wiśniówa - Dobczyce - Chorągwica - Wieliczka - Krk
Zaliczone szczyty:
Przeł. Jaworzyce 576
Kategoria > km 050-099
Jak za starych dobrych czasów
d a n e w y j a z d u
153.42 km
7.50 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czołg
https://www.alltrails.com/explore/map/10-09-2023-obidza-3905972?u=m&sh=qek9hh
https://photos.app.goo.gl/zKFkoFLfF2VXF5N17
Czyli 147km piłowania asfaltu na 2,2” oponach, żeby pośmigać
7km po Beskidzkich szlakach ;) Czyli jak za starych, dobrych czasów :) A było
to tak. Potężny atak lata tej jesieni postanowiłem wykorzystać na jednodniową
wycieczkę na MTB. Zamiast dziabnąć jak zwykle Turbacz, tym razem postanowiłem
zagrać nieco ambitniej: PKP do Piwnicznej, i stamtąd przez Obidzę, Szczawnicę,
Krościenko, Pasmo Lubania, przeł. Knurowską i Turbacz do Rabki/ew.
Niedźwiedzia. YYYhy :D Udało się zrealizować może 1/4 planu.
Startuję lekko mglistym i chłodnym, wrześniowym porankiem i
na buczących kołach od traktora toczę do stacji Kraków-Bieżanów. Mam pewne
obawy co do napełnienia składu (rowerzystami), i jak się potem okaże,
niebezpodstawne. Na razie jest OK. Odjazd 7.57, w pociągu (nowy EZT) luźno. Do
Tarnowa spoko, potem, gdy pociąg skręca na południe, w stronę gór, zaczyna się
dziać :) W New Sączu jedna Pani ledwo weszła z rowerem, musiałem postawić rower
na koło, żeby się zmieściła. W Rytrze zaś są już zamieszki. Dostać do pociągu
próbuje się grupa kilku rowerzystów. Jednak w przedsionku do drzwi uparcie
przyklejona jest pewna rodzinka, z trzeba bąbelkami i pyskatym tatusiem. Nie
przesuną się dalej, w głąb pociągu, bo tam jest niebezpiecznie, dzieci nie będą
miały się czego trzymać i zginą gdy pociąg zahamuje. (Za to stanie przyklejonym
do drzwi jest bardzo bezpieczne). Tatuś mówi żeby rowerzyści sobie weszli
głębiej (nie celowe). Jedni się nie przesuną, drudzy są pewni że tym pociągiem
pojadą. Konduktor wzywa przez telefon posiłki, tj. żeby na którejś następnej
stacji dopięli drugą jednostkę. Wg mnie druga jednostka to powinna być dopinana
w Tarnowie, przecież ten pociąg jedzie przez prawdziwe turystyczne zagłębie,
Piwniczna, Muszyna, Krynica… W końcu sytuację rozwiązuję JA! Nie, nie spuszczam
wpierdolu pyskatemu tatusiowi ;) Po prostu wychodzę z pociągu robiąc trochę
miejsca dla rowerzystów. Jak potem zauważyłem, żaden rowerzysta nie został na
peronie. Scenariusza wydarzeń mogę się tylko domyślać, ale prawdopodobnie tatko
został zbombardowany w stylu: „patrz chłopie, pan wyszedł z pociągu wcześniej
żeby inni się zmieścili, a ty nie możesz odkleić tych swoich bąbelków od tych
cholernych drzwi?!”. A ja tak naprawdę miałem w tym swój bardzo ważny interes:
z Rytra do Piwnicznej jest raptem kilka km, a jak by mnie tam zawalili kilkoma
rowerami, to byłoby mega zamieszanie żebym się wydostał ;). W każdym razie po
kilku km buczenia oponami po asfalcie krajówki, jestem w Piwnicznej. I jest
godz. 11ta, i jest BARDZO gorąco. Piwniczna i inne turystyczne miejscowości nad
Popradem są po prostu PIĘKNE, uwielbiam te okolice. Odnajduję szosę na
Kosarzyska, i z doliny Popradu zapuszczam się, póki co asfaltem, w głąb GÓR.
Coraz bardziej wąska asfaltowa droga coraz bystrzej wznosi się ku górze. Z plusów
dochodzi chłód lasu i płynącego wąwozem potoku. Za parkingiem (wg tabliczki
600m n.p.m.) zaczyna się rzeźnia, tj. nachylenia po kilkanaście, a miejscami
pewnie po 20+%. Nawierzchnia zmienia się z asfaltu na nowiutki, gładziutki betonik. Który ciągnie się, i ciągnie. Na poboczu ciągle samochody, i
samochody. SUV za SUVem. Na zjeździe mija mnie… szosowiec! No to pięknie. Może
zabetonowali całe góry, i dojadę po betonie do Szczawnicy?! Wyjeżdżam z lasu na
otwarte przestrzenie. Teraz wyjaśnia się po co ten beton. Mnóstwo domów,
pensjonatów, nawet jakiś hotel, powyżej 800m n.p.m. Żar leje się z nieba. W
końcu beton kończy się, kawałeczek po dziurawych betonowych płytach i wreszcie
wjazd na szlak. Okazuje się że na przeł. Obidza można wjechać na szosówce :D Przynajmniej
od strony Piwnicznej, bo od Szczawnicy to już inna bajka. Czerwony szlak jak na
moje zdolności jest OK, w raz sam. Trochę gładkiego, trochę kamieni, trochę
błota i wiecznych kałuż. Nachylenia na zjeździe rozsądne. Docieram do wielkiej
polany z kapitalnymi widokami! Pieniny w roli głównej. Drogowskaz na samotnym,
uschłym modrzewiu nieco mnie myli, i wjeżdżam w las. Wycofka, czerwony to druga
w lewo. Po kamyczkach myk w dół, potem po łące, po hali, znowu kamyczki i
jestem w Jaworkach. Fajnie było, ale trochę za krótko. Buczę oponami w dół,
przez Szlachtową do Szczawnicy. Szukam jakiegoś gastro. Wciągam wielkie KORYTO kapsalona, mogę buczeć oponami dalej. Krościenko. Wszystko pięknie, ale z
czasem stoję SŁABO. Dochodzi 16ta, ale jestem w dupie, tj. pod Słowacką
granicą. Do domu ponad 100km, wypadało by być najpóźniej koło północy bo w pon.
rano do roboty. A tu jakieś kilkanaście km szlakiem przez Lubań, i potem
kolejne kilkanaście przez Turbacz? I potem 70km asfaltu? Nie, to się nie uda.
Nie widzi mi się to W OGÓLE. Trzeba znaleźć jakiś PLAN B. O pociągach można
zapomnieć, znowu ROZPIERDOLILI linię do Zakopanego i KOLEJ wozi ludzi
AUTOBUSAMI (a rowerów NIE WOZI). Planem B jest przeł. Wierch Młynne, a potem
kto wie, może GORC? Yhy. Bardzo fajną DDR Velo Dunajec buczę oponami do skrętu
na Ochotnicę. Skręcam. Potem mylę drogę i bez potrzeby zaczynam wdrapywać się
21% ścianką… Nie, to NIE TA DROGA. Na Młynne kawałek dalej. Szukam jakiegoś
sklepu bo słabo stoję z piciem. Niedziela wieczór, wszystko pozamykane. Jest
budka z lodami, kupuję picie i lody. Skręcam wreszcie na Młynne. Jest 18ta, a
ja jestem w dupie, tj. w środku Gorców :) Z plusów zaczyna się przyjemny
chłodek. Na Młynnych (jak to odmienić?) jestem wpół do 19tej, czyli j.w., w
dupie. Z Gorca i wieży widokowej nici, nie ma szans. Zostaje buczenie oponami
po asfalcie do Krakowa. 80km buczenia. Extremalnie stromy zjazd do Zasadnego,
potem szybki zjazd do Szczawy. Zachodzi zmrok. Przeł. Przysłop Lubomierski wciągam zupełnie sprawnie. Zjazd do Mszany elegancki, przyjemnie się buczało :)
Potem to już niby formalność. Jechałem ten odcinek dziesiątki razy, gdy
wracałem z gór, i z jednej strony lubię powroty znaną na pamięć tą wojewódzką
szosą. Z drugiej strony trochę mi się nie chce już… Remedium na to jest nie
myśleć za wiele, tylko pedałować szybciej. I tak też robię. Na tankszteli w
Kasinie wspomagam się nie wiem którym
już energolem, oranżadą i 7-daysami. Nawijam przełęcz Wielkie Drogi,
zaraz potem przeł. Wierzbanowską. Noc jest przepięknie gwieździsta, i ciągle
dość ciepła - w ogóle nie wzuję kurtalona aż do samego domu, do pierwszej w
nocy! Z przeł. Wielkie Drogi jak zawsze piękny widok na majaczące kilkadziesiąt
km dalej światła wielkiego miasta – Krakowa. Gdy tak patrzę nocami lubię
zgadywać czym są widoczne w oddali czerwone światełka. Tu jestem pewien, że
jeden wysoooki rząd malutkich czerwonych lampek to niemal 300m maszt w
Chorągwicy. Słabo widoczne światełka na samym końcu to prawdopodobnie kominy w
hucie i/lub EC Łęg, w Krakowie. Zjazd, raz dwa, i są Dobczyce. Nawet nie
zajeżdżam do centrum, tylko mielę oponami na obwodnicę i nowy most. Potem
jeszcze kilka hopek pogórza Wielickiego do wymęczenia. Dziekanowice,
Raciborsko, Rożnowa, ależ to się wlecze. W końcu zjazd finalny, zjazd zjazdów,
i jest WIE-LICZK-KA. Na tablicach 20’C :) Po północy, we wrześniu. Szpula
prosto dwupasmówką, przez węzeł drogowy w Bieżanowie, bo droga pusta. Do domu dowlokłem się
przez 1szą.
Tak jak pisałem, no nie jest to za mądre. Tyle bieżnika
zostawiać na asfalcie żeby kilka km po Beskidach pośmigać :) Normalny człowiek
jedzie autem, śmiga po Beskidach cały dzień, i wraca autem. Ale ja nie jestem
normalny, nigdy nie byłem. Można było ruszyć dupę wcześniej, na pociąg o 6tej.
Wtedy wszystko przyspieszyło by się o 2 godziny, i zdążyłbym na ten Gorc, a
może kto wie, nawet na Lubań? Co nie zmienia faktu, że i tak było fajnie, było
tak jak kiedyś. Naszła mnie po tym tripie ochota na więcej. Ostatnią myślą
jest, że kiedyś to się ogarniało takie tematy:
W Górach od wschodu do zachodu Słońca | Droga jest celem - blog rowerowy Pidzej.bikestats.pl
A teraz to… Ja nie wiem jak ja takie rzeczy robiłem, jak mi
to tak sprawnie szło. Dziś w jeden dzień to wjeżdżam na jedną górkę, a kiedyś
orałem całe pasma. Myślę że kwestia może być w mojej masie ciała. Wtedy ważyłem
70kg, dziś ważę 100 ;)
7.30 - 0.45
Zaliczone szczyty:
Przeł. Obidza 930
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Przeł. Wierch Młynne 750
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Wierzbanowska 502
Kategoria Powrót pociągiem, Terenowo
WTR i in.
d a n e w y j a z d u
121.36 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://photos.app.goo.gl/hdc1cmeDUUgyAsJv9
WTR, wiochy, Puszcza: błądzenie wte i nazad asfaltami i leśnymi duktami, wiochy WTR. Temperatura na pograniczu upału.
9.50 - 21.00
Kategoria > km 100-149, WTR 2023
Rabka - Krk
d a n e w y j a z d u
70.64 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://photos.app.goo.gl/MLoCVqZJ9qRQkWUJ8
Bardzo powolny powrót do Krakowa, w bardzo niepewnej pogodzie. Rano lunęło, tak że wyruszyłem dopiero przed 13tą. Po drodze chmury, przelotne deszcze, i dużo jedzenia. W domu byłem po 19tej ;)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Wierzbanowska 502
Kategoria > km 050-099, Rabka 2023
Pętelka
d a n e w y j a z d u
72.52 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://www.alltrails.com/explore/map/2-9-2023-petelka-8f62427?u=m&sh=qek9hh
https://photos.app.goo.gl/s9ReX67TGnVAsCSBA
Tak więc chciałem dziś zaliczyć Krowiarki. Ale tak mi się nie chciałooo jechaaać... Zajmowałem się głównie jedzeniem a nie jazdą. W Czarnym Dunajcu skręt na New Targ. A potem odkryłem nową drogą przez Odrowąż. Fajne widoki na Tatry.
11.05 - 19.20
Zaliczone szczyty:
przeł. Spytkowicka 709
przeł. Pieniążkowicka 709
Kategoria > km 050-099, Rabka 2023
Czołg wrzesień (zbiorówka)
d a n e w y j a z d u
343.45 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czołg
https://photos.app.goo.gl/7Pua7LfFbnd6Xhdn6
4.09 33,5km praca +miasto
5.09 4,13km ino praca
6.09 4,16km j.w.
7.09 4,51km j.w.
8.09 37,82km praca +miasto
11.09 3,9km ino praca
13.09 33,75km praca +miasto po pracy. O 8 wieczorem usiadłem na asflacie na pl. Nowym, by w spokoju wciągnąć zapiankanę. I ten asfalt był ciągle ciepły od Słońca. Potem oparłem się o mur okrąglaka... i ten mur też rozgrzany. No teraz to można uwierzyć w globalne ocieplenie.
14.09 28,81km praca +zakupy po pracy. M1 & Decathlon Plaza.
18.09 34,29km praca +miasto. B. ciepło.
19.09 5km praca w deszczu +fryzjer
20.09 29,9km lato c.d. praca +Płaszowskie pierożki +Płaszowskie MTB +miasto. Znowu nie udało się zdążyć do Lasku Wolskiego przed zmrokiem na MTB.
21.09 57,78km upał c.d. praca +Młynówka +Las Wolski (odrobina MTB), +kwadrans spóźnienia na piękny zachód Słońca z Kopca. Stwierdzam brak jesieni.
22.09 57,23km lipiec we wrześniu c.d. praca +Las Wolski, tym razem dużo terenu. Podjazd i zjazd ulubioną ścianką, szlaki najróżniejszych kolorów oraz poza szlakami. Kopiec nocą. O 20tej pod kopcem chyba ze 25'C. Ktoś ukradł jesień.
25.09 4,25km ino praca
28.09 4,42km ino praca
Kategoria Zbiorówka :(
Tour de Gorce Mountains
d a n e w y j a z d u
139.79 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/1-09-2023-dookola-gorcow-ca851e9?u=m&sh=qek9hh
https://photos.app.goo.gl/6aNWHeua2WseqVgD8
Lekkich wycieczek ciąg dalszy. Tera pora na pętelkę wkoło Gorców. Tak jak kiedyś, tak jak dawniej, gdy byłem jeszcze niedzielnym rowerzystą ;) Rano przygotowuję experymentalne kanapki z pasztetem i surowym ogórem (po prostu z tym co zostało w lodówce). Z górki na pazurki do centrum, a potem do Mszany, ciągle w dół. Od Mszany z kolei pod górkę, na przeł. Przysłop. Pauza w Szczawie, po drodze gruntowne remonty mostów. Przed Krościenkiem zaś wybudowano zupełnie nowy most nad Dunajcem. Zamiast główną szosą przyjemna jazda VeloDunajec to nad rzeką, to znów bokami przez wioski. W Krościenku pauza na cheesburgera. Wspiaczka na przeł. Snozka, obowiązkowa inspekcja organów Hasiora. Znowu most, kolejny nowy most nad końcówką jeziora Czorsztyńskiego. Fajny odcinek VeloDunajec przez łąki, lasy i pola. W New Targu zahaczyłem nawet o Decathlon, aby zakupić smar do łańcucha. Końcówka standardowo: kawałeczek zakopianką do Klikuszowej. Potem przeł. Sieniawska i wzdłuż torów kolejowych do Rabki. Udana wycieczka, podobało mi się, nabieram chęci do jazdy :)
11.15 - 22.35
Zaliczone szczyty:
przeł. Przysłop Lubomierski 750
przeł. Sieniawska 711
przeł. Snozka 653
Kategoria > km 100-149, Rabka 2023
Zakopane
d a n e w y j a z d u
113.76 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:17.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://photos.app.goo.gl/DeHGQ1yJ4EuohxxHA
https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/31-08-2023-zakopane-8047414?u=m&sh=qek9hh
Nadeszło spore ochłodzonko, na termometrze 1ka z przodu, a ja czuję wypalenie po ostatniej Bratysławie. Tak więc pora na coś lżejszego. Zakopane będzie w sam raz :) Najprzyjemniejsza droga to wojewódzka przez Przeł. Pieniążkowicką i Czarny Dunajec. Tam też przerwa na wypasionego burgera. Drewniane chaty w Chochołowie zawsze robią wrażenie. Z ciekawostek mini-skocznie o rozmiarze: K30 i K16. Oraz zaklinowany na moście autobus, który całkiem zatamował ruch w obie strony. Jak Zakopane to spacer po Krupówkach. Droga powrotna bocznymi drogami wzdłuż Zakopianki. Obadałem jeszcze mega głęboki odwiert geotermalny w Szaflarach (docelowo 7km!). Końcówka przez przeł. Sieniawską - ostatnie widoki na Tatry.
11.05 - 21.35
Zaliczone szczyty:
przeł. Sieniawska 711
przeł. Pieniążkowicka 709
Kategoria > km 100-149, Rabka 2023
Po piwo i piwo
d a n e w y j a z d u
10.78 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
j.w.
Kategoria > km 010-049, Rabka 2023
Przesilenie
d a n e w y j a z d u
369.32 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Rabka - Pieszczany - [ZSSK] - Bratysława - [ZSSK] - Trzciana - Rabka
https://photos.app.goo.gl/NQRNzDVjN8bcNqj46
https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/przesilenie-851ddf5?u=m&sh=qek9hh
Do Rabki przyjechałem w piątek wieczór. Trzeba startować
zaraz w sobotę, żeby zdążyć przed załamaniem pogody, które zapowiadane jest na
początek przyszłego tygodnia. Nie miałem za bardzo pomysłu na wycieczkę. Stanęło
zatem znowu na Bratysławie.
Przygotowuję kanapki z nadprogramowymi parówkami które mi
się ugotowały oraz dżemikiem i ruszam. Żar z nieba leje się coraz większy. Pytanie o
burzę brzmi nie „czy” a „kiedy i gdzie” mnie złapie. Wspinaczka na przeł.
Spytkowicką, Jabłkonka. Próbuję uspokajać się że najbardziej nieciekawe chmury
są za moimi plecami oraz nad Babią Górą, ale to jest myślenie życzeniowe.
Chmury są wszędzie wokół mnie. W końcu w Trzcianie robi się ciemno jakby był wieczór. Radar burzowy nie pozostawia złudzeń – z zachodu idzie front rozciągający
się od Krakowa po B. Bystrzycę. Więc nawet nie próbuję jechać dalej, tylko
pozostały do kataklizmu czas przeznaczam na poszukiwanie najoptymalniejszego
schronienia. Zabunkrowałem się w Lidlu i czekam. I czekam. I? I z dużej chmury
mały deszcz. Popadało tylko trochę. Wg radaru akurat w Trzcianie była mała luka
we froncie. Tak że można ruszać dalej. Z plusów to ochłodziło się znaczenie, z
33 do 23 stopni i jedzie się fajnie. Dobijam do rzeki Oravy i za jej biegiem
docieram do mojego ulubionego zamku w Oravskim Podzamoku. W Dolnym Kubinie
przejazd moją ulubioną, zadaszoną kładeczką. Z tyłu znowu kłębią się wysokie
chmurowe grzyby… Malowniczą drogą wijącą się doliną Wagu docieram do
Martina. Skręcam w lewo do centrum, które niedawno odkryłem. Centrum miasta
oraz centrum handlowego. Zakupy w Billi. Hamburger w Macu. Przypomniałem sobie
dlaczego nie chodzę do Maca. Co z tego że są fajne dotykowe ekrany,
klimatyzacja w lokalu i zabawki dla dzieci. To jedzenie nic sobą nie
reprezentuje. Mam na myśli cena/ilość jedzenia. Dno, w przysłowiowej budce „u
Pani Zosi” można kupić dosłownie 3x większego burgera za takie same pieniądze.
Ja wiem że są większe burgery w Macu, ale to już cena idzie w dziesiątki zł…
Słońce powoli zachodzi a ja powoli zajeżdżam do Żyliny. Jakieś tam zwiedzanko
przejazdem. I dalej, Cestą 61 na Bratysławę, jeszcze 200km. W trakcie drzemki
na przystanku budzi mnie ruszające się „coś” w krzakach. Okazuje się że to owieczki tam siedzą. Wygląda na to że znowu jestem na linii frontu burzowego.
Ten wg radaru sięga od Krakowa po Bratysławę :) Jechać, nie jechać? Jeśli
jechać to jak długo? Oto jest pytanie. Marsova-Rasov. Tutaj kończę bieg i
szukam schronu. Jest. Miejscówka pod mostem. Miejsce stojące, z widokiem na
cmentarz. Nooo od biedy mogło by być, ale szukam czegoś lepszego. I znajduję :) Wielka altana restauracji. Pełno stołów, ławek, z dwóch stron osłonięta murem, z
jednej grubą folią. Światło i gniazdko 230V. Super, nawet tel. podładuję :)
Czekam bezpiecznie na nadejście żywiołu. Tym razem z dużej chmury był duży
deszcz. Prawie 2 godz. straciłem zanim się całkiem uspokoiło. Totalnie
rozwalają mi trasę takie przerwy. Do tego senność, drzemki po przystankach.
Idzie to bardzo niesprawnie. Przynajmniej wita mnie efektowny wschód Słońca nad cementownią, którą zawsze mijam w nocy. O skali opóźnienia świadczy, że w Trenczynie zamiast być w nocy, jestem 9ta rano… Plus taki, że można hamburgera
wciągnąć, bo gastro otwarte. Temperatura szybko wzrasta, znowu zaczyna się
upał. Oraz wiatr w twarz. A ja mam ździebełko dość tego wszystkiego. Fajną DDR-ką wzdłuż Wagu docieram do Piestanów. Jest 14ta. Bez komentarza. Do
Bratysławy 80km. A moim marzeniem na tą chwilę jest zanurzyć się w ciepłej
wodzie zalewu (Złote Piaski i/lub Vajnory). Jak będę dalej jechał tym tempem to
zanurzę się, ale w zimniej wodzie, w nocy. Tak więc wstyd straszny, ale
podejmuję decyzję o zakończeniu tutaj jazdy. Resztę podjadę ZSSK. Wciągam
pizzę. Przy okazji dostrzegam że Pieszczany to bardzo ładne, turystyczne miasteczko.
Miałem inny jego obraz. Zawsze bowiem przejeżdżałem przez nie tranzytem,
krajową cestą. Wokół mnie były tylko zardzewiałe blaszane ogrodzenia oraz
magazyny. Jadę na Stanicę, wsiadam w pociąg (pośpieszny) i teleportuję się do
stolicy Słowacji. Dokładnie to na stację Bratislava-Vinohrady. Zwiedzę sobie
stację, oraz dzielnicę o takiej nazwie. Poza tym z tej stacji najbliżej na
Vajnory. Ale syf :) Polepione z asfaltowych łat chodniki, z dziurami i
chwastami. Zardzewiałe latarnie, czy słowacki hit, 20cm krawężniki przy przejściach dla pieszych
(!!!). Opuszczone ruiny zakładów chemicznych. Dlatego tak mi się tu podoba, w
Polsce nie ma takich klimatów. (no chyba że w Łodzi ;) ). Zanim zatopię się w
ciepłej wodzie zalewu, wciągam kebaba. I jestem gotowy na wodowanie :) Siedzę w
wodzie po szyję przez godzinę. To był główny mój cel, gwóźdź programu tej
wycieczki. Wyłażę gdy zbliża się wieczór. Pociąg mam wybrany o północy. Czyli
kilka ładnych godzin na zwiedzanie. Kusi mnie ta wieża TV na wzgórzu. Nigdy tam
nie byłem. Trzeba jechać. Pod górę, jak do Hlavnej Stanicy. Stamtąd do
dzielnicy Koliba. Droga wspina się na wzgórze, po bokach domy, wille, pomiędzy
którymi prześwituje w dole co jakiś czas rozświetlone centrum miasta. Szosą
wspinają się również trolejbusy. Noc jest bardzo ciepła, i jak zwykle w nocy w Bratysławie towarzyszy
mi koncert świerszczy. Mijam pętlę trolejbusów „Koliba” a węższa droga wjeżdża
w las. Parking, serpentyna, i jest! Televizna veza na Kamziku. Wzgórze 439m
n.p.m., a wieża dodatkowe 200m. Robi wrażenie. Jej kształt to jakby dwa
połączone ze sobą podstawami ścięte ostrosłupy. Jakieś tam fotki, i trzeba
wracać. Skręcam w jakąś ścieżkę do wieży widokowej, ale niestety zgubiłem drogę
i na wieżę nie trafiłem. Zjechałem za bardzo w dół i nie chce mi się wracać.
Ledwo mi starcza hamulców na ten zjazd, na dole już siły hamującej mało. Zwykłe szosowe hamulczyki mam, na jednym pivocie, a ważę prawie stówę. Jakaś
tam rundka przez centrum, pałac prezydencki, zakupy, i na dworzec. W pociągu
zajmuję się głównie spaniem. Mam dość. Przesiadka w nocy w Kralovanach. Jak
zwykle 1,5h czasu na nocne zwiedzanie wioski, w której nie ma za bardzo co
zwiedzać. Najciekawsze są chyba automaty z napojami/jedzeniem na stacji. Nadjeżdża
rozklekotany spalinowy wagon motorowy. Będzie rok 2050 a na Słowacji/w Czechach
dalej będą jeździły te pojazdy z socjalistycznego ustroju ;) Za to wieszaki na
rowery mają porządne, marki PRO!! Ryk diesla w żaden sposób nie przeszkadza mi
spaniu. Budzę się gdy zaczyna świtać, w zupełnie innej rzeczywistości. Zamiast
upałów dżdży deszcz. W Trstenie, pod polską granicą, po 6tej rano. Na szczęście
mżaweczka taka, że nawet nie ma potrzeby zakładać p/deszczowego nieprzepuszczalnego
ubrania p/deszcz. na siebie. W Polsce deszcz ustaje, tak że toczę się do Rabki
w zupełnie przyjemnej pogodzie. Ale mi się nie chce. Wynagradzam sobie tą
męczarnię cheeseburgerem w Rabce. 18zł, kładzie na łopatki syf z McDonalda. Na
kwaterze koło południa.
Przesilenie. Tak można nazwać tą trasę. Przedobrzone, na
siłę, nie chciało mi się, miałem dość. Spowalniały mnie burze, wiatr w twarz i
upał. Ale z drugiej strony coś tam pojeżdżone, 370km wpadło. Coś tam nowego
zobaczyłem: wieżę na Kamziku, centrum Pieszczan, dzielnice Koliba i Vinohrady w
Bratysławie. Wykąpałem się porządnie w Złotych Piaskach! Kilka hamburgerów
zjadłem ;) Tak że ogólnie było fajnie. A nie czuję specjalnie potrzeby żeby
cokolwiek komukolwiek, czy sobie, udowadniać. Przejechałem mnóstwo ciężkich
tras, i mnóstwo ciężkich tras jeszcze przejadę.
Zaliczone szczyty:
przeł. Spytkowicka 709 (x2)
Kamzik 439 (Małe Karpaty)
9.00 (sb) - 11.45 (pn)
Kategoria > km 350-399, Powrót pociągiem, Rabka 2023