Działka
d a n e w y j a z d u
3.33 km
0.00 km teren
00:11 h
Pr.śr.:18.16 km/h
Pr.max:27.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 17 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Miało być jeszcze do Lasu Wolskiego ale zaczęło padać.
Jeżynki
Ognisko
Malinki
Jeżynki raz jeszcze
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 3%
WYSOK MAX: 217
16.15 - 17.05
trochę jeżyn
Kategoria > km 000-009, Działka
Lubomir i inne fajne górki
d a n e w y j a z d u
104.50 km
24.50 km teren
06:52 h
Pr.śr.:15.22 km/h
Pr.max:57.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1880 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Dokładka po piątkowej wyrypie hehe ;) Poniedziałek to być może ostatni upalny dzień tego lata (jak to szybko zleciało, dopiero co się zaczęło), trzeba go więc dobrze wykorzystać. Tym bardziej że kolejne dni mają być deszczowe i nie wiadomo kiedy znowu będzie można wjechać w teren i nie utonąć w błocie.
Plan był aby zrobić taką moją standardową trasę: Kudłacze-Łysina-Lubomir ale w odwrotnym kierunku: Lubomir-Łysina-Kudłacze. Wyjazd trochę po południu więc czasu niby sporo. Do Dobczyc standardowo wojewódzką a potem kieruję się na Wiśniową, droga delikatnie pnie się do góry. W Wiśniowej koło placu targowego krótka przerwa: przepak, plecak na plecy, zjadam banana, dokupuję też 1,5l wody (z domu wziąłem 2l). Po czym ruszam na podbój gór :) Odbijam w prawo w boczną drogę na przeł. Jaworzyce. Jest nowy asfalt. A ja roztapiam się w tym upale aż sobie musiałem odpocząć w cieniu. W końcu szczyt, odpoczynek pod wiatą na przełęczy (drugi banan, trzeba odciążyć plecak). I rozpoczynam mozolną wspinaczkę na Lubomira. Gdy kończy się asfalt upuszczam nieco powietrza z opon, coby zwiększyć przyczepność. Generalnie ciężko, czasami ponad 20% a droga kamienista, do tego dokuczają muchy. Ale poszło mi nadspodziewanie dobrze, wepchać musiałem raptem 30m w pionie. Heh chyba podjechałem więcej niż zjechałem tej drogi rok temu :) Na szczycie chwilę po 16. Ludzi brak. Posiedziałem tylko chwilę (bo muchy przeszkadzały). I sru w dół na Kudłacze. O tak, odwrócenie trasy było strzałem w 10! Leciało się pięknie, szlak w sam raz dla mnie, kamienie/korzenie odpowiedniego kalibru. Na Kudłaczach przerwa koło schroniska (Kudłacze to najbliżej położone od Krakowa schronisko górskie). Zjadam czekoladę i przeglądam mapę, bo coś czuję że zamiast asfaltu do Pcimia mam ochotę na więcej (terenu). Więc dalej czerwonym, kierunek: na razie Chełm. Raczej w dół niż do góry. Najpierw fajnie, potem za trudno dla mnie (prowadzanie), potem znowu fajnie. Kawałeczek zielonym i jest Chełm. I tu układam dalszą część trasy: czerwony rowerowy->czarny rowerowy->zielony rowerowy dookoła Uklejny->czerwony rowerowy do Myślenic. Jednak te szlaki wyglądają tak pięknie tylko na mapie bo rzeczywistości oznaczeń prawie nie ma! Szybko gubię więc czarny i zjeżdżam gdzieś za nisko asfaltem. Pytam mieszkańca czy gdzieś tą drogą dojadę, okazuje się że nie. Polecił mi natomiast jakąś ścieżkę i mostek. I przedostaję się nią prowadząc rower... do asfaltowej drogi na Chełm. Nie poddam się jednak tak łatwo. Zjeżdżam kawałek asfaltem i odbijam w zielony rowerowy. Okrążam nim Uklejnę, trochę do góry, trochę płasko, trochę w dół. Taka szutrówka. W końcu jest nawrót w lewo (tu miałem zjechać czerwonym rowerowym do Myślenic). Ale posiedziałem trochę pod kapliczką i wpadam na pomysł że jadę do Dobczyc. Bo jakoś wolę wracać z Dobczyc niż Myślenic. Ale nie najkrótszą drogą, w planie mam jeszcze Krowią Górę i przeciąć Pasmo Glichowca. Trochę już późno, więc trzeba się spieszyć aby przed zmrokiem zjechać ze szlaku. Dłuuugi zjazd po betonowych płytach i na przeł. Niwka skręcam w niebieski szlak. No i co tu dużo mówić, jest moc! Krowia Góra podjechana w całości, i to bez zatrzymywania! Niestety kawałek dalej coś psuje mi humor. Bo szlak sprawia wrażenie jakby kończył się w jakichś chaszczach. Ale on się nie kończy, on przez te chaszcze biegnie (widać na zdjęciach)! No po prostu nie wierzę w to co widzę, trzeba przedzierać się przez pokrzywy i maliny wyższe ode mnie, k*rwy i ch*je lecą jeden po drugim. Potem kawałek jakimś wąwozem i na przełaj przez pole, byle do asfaltu. Mam już trochę dość na dziś. W Zasaniu poszukiwania odpowiedniego skrętu, nic się nie zgadza z mapą ale jakoś udaje się trafić na odpowiednią drogę. Przede mną ostatnia dziś terenowa przeprawa. Znowu się pogubiłem, jeden raz a potem drugi. Jest już po 20, Słońce zachodzi a ja w środku ciemnego lasu. Ale w końcu udaje się odnaleźć szlak przez Wielką Górę (która wcale taka wielka nie jest, niecałe 400m n.p.m.) do Kornatki. Koniec błądzenia na dziś, w Kornatce dopompowuję opony, zakładam lampki i w dół do Dobczyc. Całkiem chłodno się zrobiło. W Dobczycach ostatnia pauza (baton energetyczny) i do domu. W domu po 22.
Udana wycieczka, niby tak blisko Krakowa a już prawdziwe góry! Choć trochę nerwów kosztowała - ch*ja warte te wszystkie mapy i szlaki, nic się nie zgadza a oznaczeń brak :)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Jaworzyce 576
Lubomir 904
Trzy Kopce 894
Łysina 891
Przeł. Niwka 388
Krowia Góra 456
Wielka Góra 394
Widoczek z Raciborska. Być może widać stąd Lubomira
W Dobczycach
W Wiśniowej
Rowerek
Odpoczynek na podjeździe na przeł. Jaworzyce
Na przeł. Jaworzyce
Widoczki z podjazdu na Lubomira. Nie wiem co obejmują ale to Beskid Wyspowy
Widoczki z podjazdu na Lubomira
Podjazd na Lubomira
Wygląda płasko ale było tam ponad 20%
Odpoczynek na Lubomirze
Odpoczynek na Lubomirze
Obserwatorium na Lubomirze
Czerwony szlak na Kudłacze (Mały Szlak Beskidzki)
Czerwony szlak na Kudłacze
Schronisko Kudłacze
Odpoczynek na Kudłaczach
Ławeczka na Kudłaczach
Czerwony szlak (Mały Szlak Beskidzki)
Czerwony szlak
Czerwony szlak
Czerwony szlak
Gdzieś po drodze
Gdzieś po drodze
Na Chełmie
Czerwony albo czarny szlak rowerowy na Chełmie
A tu się gdzieś zgubiłem
Wspomniana kładeczka
I jabłuszka
Zielony rowerowy wokół Uklejny
Zielony rowerowy wokół Uklejny
Tu podjąłem decyzję że jadę na Dobczyce
Jakiś widoczek (Pogórze Wiśnickie)
Zjazd po płytach
Na Krowiej Górze
Na Krowiej Górze
Niebieski szlak (bez komentarza)
Niebieski szlak (bez komentarza)
Tak to też niebieski szlak
Tak to też niebieski szlak
Kawałek dalej wąwozem
Widoczek z podjazdu na pasmo Glichowca
Rozkminianie gdzie jestem i gdzie jechać
Rozkminianie gdzie jestem i gdzie jechać
W Kornatce
W Kornatce
I znów w Dobczycach
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 22%
WYSOK MAX: 881
12.35 - 22.20
3l
2 banany, czekolada, baton energetyczny
Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 100-149, Korona Gór Polski, Terenowo
Operacja Gorce
d a n e w y j a z d u
225.00 km
50.00 km teren
15:00 h
Pr.śr.:15.00 km/h
Pr.max:55.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4100 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Pomysł pokonania całych Gorców wzdłuż, przez Lubań i Turbacz (oczywiście z dojazdem i powrotem na kołach) chodził mi po głowie już od dawna. Dokładnie to chyba od wycieczki z września 2013r., przejazdu Pasmem Lubania (główną część Gorców, czyli rozróg Turbacza zaliczyłem rok wcześniej, w sierpniu 2012r.). Drugim celem wycieczki jest też 4 tyś. m przewyższenia, a właśnie trochę ponad 4000 wychodzi mi teoretycznie z obliczeń. Gorce chcę przejechać w kierunku z Krościenka do Rabki, bo z Rabki (ew. N. Targu) w razie czego można się ewakuować pociągiem. Jednak taką opcję rozważam całkowicie teoretycznie, bardziej w kategoriach wsparcia psychicznego, bo i tak wiem że wrócę na rowerze. Przed wyjazdem miałem trochę problemów z umocowaniem plecaka na bagażniku - na asfaltowych dojazdówkach plecak zawsze wożę na bagażniku, dopiero na szlaku zakładam go na plecy. Ciągle a to spadał a to zasłaniał tylnią lampkę. Ostatecznie 4 troki i jakiś sznurek załatwiły sprawę. Noc ma być ciepła, nie powinno spaść poniżej kilkunastu stopni, jadę więc na krótko a z dodatkowych ubrań biorę do plecaka tylko cienką kurtkę i czapkę pod kask (jak się potem okazało, przydały się). W dzień ma być upał, możliwe też burze.
Operację Gorce rozpoczynam punktualnie o północy. Ujechałem kilka metrów a już obciera dopiero co wyregulowany tylni hamulec (BB5). Dwa obroty pokrętłem załatwiły sprawę. Wskakuję na (pustą o tej porze) krajówkę do Wieliczki. W Wieliczce na śniadanie się nie zatrzymuję, bo nie chce mi się "odcumowywać" plecaka ;) Do Gdowa pagórkowatą wojewódzką. Jak na środek nocy to jest ciepło, ~20 stopni! W Gdowie śniadanie, przekładam też aparacik z plecaka do kieszonki koszulki, aby mieć go pod ręką. O ile do Gdowa drogi były w miarę oświetlone to kawałek za wyjazdem z miasta zaczynają się kompletne ciemności. Do tego rozgwieżdżone niebo, jest po prostu magicznie. W Zagórzanach odbijam w boczne drogi na Stare Rybie, Nowe Rybie. W Grabiach nie za bardzo wiem gdzie jechać (nie wgrałem śladu do GPSa). Pytam się jakiejś młodzieży pod sklepem o drogę ale kawałek dalej nie wiem gdzie skręcić. Jechałem tędy nie raz, mam też mapę ale przez te ciemności w ogóle nie wiem gdzie jestem. Oglądam ją nerwowo przez dłuższą chwilę w świetle lampki ale nic mi ona nie mówi. W końcu skręcam w lewo. Kawałek dalej ulga, znaki ze znajomo brzmiącymi nazwami miejscowości. Za Tarnawą pierwszy cięższy podjazd. Na szczycie, koło kościoła w Nowym Rybiu zatrzymuję się na chwilę aby rozejrzeć się. Na północnym zachodzie widać coś migającego na czerwono, to prawdopodobnie maszt w Chorągwicy. Piękny zjazd i już prawie jestem w Limanowej. Fajnie, nie byłem jeszcze w Limanowej w nocy. Tu przerwa na rynku, coś tam jem i obieram kurs na przeł. Ostrą. Jakieś 400m do góry. W górach trochę chłodniej ale jeszcze nie zimno, ze 16'C jest. Za plecami można dostrzec pierwsze oznaki brzasku, delikatną pomarańczową łunę światła na niebie. Podjazd serpentynami ciągnie się w nieskończoność, a w ciemnościach nie można wspomagać się wskazaniami altimetru. Podjazd biorę jednak na raz, bez odpoczynków. Pora na szybki i zimny zjazd z przełęczy. Temp. spada do 14 stopni, nic dziwnego, zjeżdża się tu do doliny rzeki (Kamienicy). Daleko tak nie ujadę w krótkim rękawku. W Kamienicy (miejscowości) ubieram więc kurtkę i czapkę. Robi się już jasnawo. Droga do Zabrzeża (Zabrzeża, Zabrzeży, kto wie jak to się odmienia?) to dalszy ciąg zjazdu. Gdzieś tu wita mnie wschód Słońca. Do Krościenka jedzie się fajną drogą wzdłuż Dunajca, wciśniętą pomiędzy Gorce (z prawej) a Beskid Sądecki (po lewej). Asfaltową dojazdówkę kończę w Krościenku zgodnie z planem, przed 6 rano. Mam więc cały dzień na góry :) Na liczniku ~100km i ~1300m przewyższenia. Na ławeczce nad Dunajcem coś tam jem i przygotowuję rower do górskiej wędrówki. Odkulbaczam plecak, demontuję lampki, z opon upuszczam trochę powietrza. Operacjom tym przygląda się ciekawska spacerująca kaczka. W sklepie kupuję 1,5l wodę (łącznie mam więc przy sobie niecałe 3l, i obawiam się że musi mi tego wystarczyć aż do Turbacza). O 6.20 wjeżdżam na czerwony szlak. Na Lubań ponad 8km i ponad 800m pionie. Szlak wita mnie ~20% asfaltową ścianką. Potem zaczyna się leśna droga. Jednak nie dam rady tak jechać z tym plecakiem, bolą mnie plecy. 1,5l butelka wody ląduję więc na bagażniku, mocno przypięta 2 trokami. Podziwiam piechurów z kilkunastokilogramowymi plecakami ja przy ~4kg na plecach wymiękam. Po drodze pierwsze widoki na Tatry ale widoczność nie najlepsza. Szlak na tym odcinku taki, jakim go zapamiętałem z 2013r. Generalnie nie za trudno, kamieni mało a nachylenia rozsądne. Dużo jazdy, pchania niewiele. Temp. też przyjemna, ~20'C. Turystów na razie brak. Chyba tarcze się pokrzywiły bo w hamulcach coś ociera. W końcu docieram do bazy namiotowej, wyłania się też nowa wieża widokowa (nie wchodzę, widoków i tak będę miał dziś aż nadto). Lubań zdobywam o 8.30, ok. 2 godz. od startu z Krościenka (tabliczki mówią o 3 godz. pieszej wędrówki). Obowiązkowa fotka na tle krzyża oraz Tatr i w drogę. Chwilowo trochę ciężko, dłuuugie sprowadzanie stromą kamienistą rynną. Potem natomiast leci się bardzo przyjemnie, pomimo że chce się jeść/pić to jadę i jadę, no po prostu jest tak cudownie że nie mogę się zatrzymać :) Przez tą radość chwila nieuwagi, łapię jakiś patyk w tryby, hamuję z duszą na ramieniu i patrzę na tył. Hak/przerzutka cała, ufff... Odpoczywam dopiero koło Kotelnicy, toż to już prawie Studzionki! Zjadam 2 ostatnie banany (lubię banany bo są dobre to raz, a dwa że się je szybko je ;) ), smaruję się wreszcie kremem z filtrem, oglądam mapę. Chyba z pół godziny mi zeszło. Docieram do Studzionek (stacja turystyczna). Nieśmiało liczę na jakiś sklep, ale tubylec uświadamia mnie, że takiego przybytku tu nie ma. Ruszam więc dalej, po drodze mały wypych, potem w dół na przełęcz (gdzieś tu stwierdzam że chyba kończy mi się tylni hamulec). Na przeł. Knurowskiej jestem po 11. Robi się upalnie, na Turbacz ciężki kawałek a ja mam tylko 1l picia. Na szczęście koło agroturystyki stoi automat z napojami (przypomniało mi się że gdzieś o nim czytałem). 5zł za 0,5l czegoś zimnego niebieskiego ale pozwala to bardziej optymistycznie patrzeć na zbliżającą się masakrę (bo tak zapamiętałem z 2012r. odcinek Knurowska - Turbacz). No i faktycznie tak jest, po chwili jazdy zaczyna się rzeźnia, zdecydowanie najcięższe dziś chwile. Dobrze że kupiłem to zimne niebieskie coś. Wykończony docieram na dużą polanę (Zielenica). Widoki urywają głowę. W sumie to nie wiem co one obejmują ale jest pięknie. Zaliczam Kiczorę (godny odnotowania szczyt, bo 3ci najwyższy w Gorcach), potem przeł. Długa (stado owiec) i widać już okazały budynek schroniska pod Turbaczem. Odpoczywam, kupuję wodę (6zł za 1,5l Cisowiankę, cóż góry rządzą się swoimi prawami) i ruszam na właściwy wierzchołek Turbacza. Od tej strony nawet da się wjechać. Na szczycie jestem po 14, udało się! Widoki na pewno są stąd pięknie ale tak się cieszę, że nawet zapominam się rozglądnąć ;) Ktoś robi mi fotkę (odnowili obelisk, w zeszłym roku wyglądał tak), ja robię fotkę komuś, jem ostatnią kanapkę i ruszam w dół. Z tej strony to już nie jazda czy prowadzenie a raczej niesienie roweru ale liczyłem się z tym. Zjeżdżam na jakąś polankę koło szczytu Rozdziele, odpoczywam przy jakimś stoliku, znowu krem itp. Ruszam i tu najbardziej dziś się zamotałem. Szlak zgubiłem dziś kilka razy (jak się leci w dół to ciężko patrzeć na znaki) ale tutaj odbiłem na jakiś kilometr i znalazłem się na szlaku narciarskim. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo wg. mapy zdobyłem przypadkiem szczyt o nazwie Solnisko. Na Starych Wierchach koło 16. Odpoczynek, czekolada itp. Szczerze mówiąc to czuję już lekki przesyt tego terenu, no po prostu za dużo szczęścia na raz ;) Dalej w dół na Maciejową. Ten odcinek szlaku dobrze znam, bo na Maciejową/Stare Wierchy chodziłem wiele razy na piechotę jak byłem mały. Odcinek ten zajął mi raptem pół godzinki, tak pięknie się jechało. Na Maciejowej pod schronisko nie zaglądam, bo picia jeszcze trochę mam. Sruu do Rabki. W Rabce koło 17. Zjazd z Turbacza był niesamowity :) Kierunek -> sklep, picie, dużo picia (2,25l Fanta). Odpoczynek pod dworcem, siedzę tu z godzinkę. Jest kranik z wodą, można się trochę obmyć. Pobieżny przegląd maszyny, czy jeszcze cała ;) Opaska na goleni amorka wskazuje że wykorzystał on 9cm skoku, nieźle dostał w dupę ;) Akurat odjeżdża przedostatni Regio do Krakowa. Lubię wracać pociągami ale dziś nie biorę pod uwagę takiej opcji. Przygotowuję za to rower do drogi powrotnej. Dorzucam do opon nieco atmosfer, montuję lampki. Plecaka już nie ładuję na bagażnik, bo lekki (jedzenia już prawie nie ma). Zbieram się do drogi. Nie będzie lekko bo tyłek już nieźle poobijany, do tego otarcia na pachwinach. Krajówką do Mszany raczej w dół. Mała przerwa i do Kasiny raczej pod górę. Słońce chyli się ku zachodowi. W Kasinie w lewo, DW964. Bardzo lubię wracać tą drogą. Dlaczego? Po pierwsze najpierw 2 niewysokie przełęcze (Wierzbanowska, Wielkie Drogi) a potem w dół aż do Dobczyc. Ale najważniejsze to to, że ta droga to dla mnie taki jakby magiczny portal, pomost. Portal łączący świat gór (ogólnie Beskidów) i całodniowych wycieczek ze światem krótkich popołudniowych wypadów (Pogórze Wielickie, Dobczyce). No fajnie się nią jedzie, nawet pomimo tego że dziś jedzie się pod wiatr (jakieś chmury idą, może nawet burza?). W Dobczycach już prawie całkiem ciemno. Wypadałoby trochę odpocząć ale niepokoi mnie ta pogoda, jadę więc prosto do domu. Serpentyny w Dziekanowicach, Raciborsko, w dół, do góry i zjazd do Wieliczki. Jeszcze tylko po zimne piwko i do domu. Operację Gorce kończę o godz. 22.10. Nie potrzebnie się tak spieszyłem, żadnej burzy ani nawet deszczu nie było.
Niesamowita wycieczka. Chociaż to już chyba nie wycieczka tylko przygoda. Będę miał poważny dylemat którą trasę uznać za Wycieczkę Sezonu 2016 (kategorie bloga po prawej) - Gorce czy płaskie 400. Raczej Gorce. A może w ramach wyjątku będą 2 Wycieczki Sezonu :)
Dystans, średnia i przewyższenia przybliżone, bo licznik nie liczy gdy się pcha rower 2km/h lub się go niesie. GPS jest natomiast bardzo mało dokładny. Oszacowanie danych trochę mi zajęło, np. przewyższenia policzyłem tak: asfaltowe przewyższenia z licznika + terenowe przewyższenia z mapy Compassu + dodałem 100m, bo trochę błądziłem.
Z takich innych przemyśleń:
Wydawać by się mogło że taka jazda po górach z moją kondycją i techniką to taka trochę sztuka dla sztuki. Wg mapy Compassu czas przejścia z Krościenka do Rabki to 13h 35min. Mnie natomiast zajęło to niewiele mniej, bo 10h 50min. No chyba że nie wliczają w te czasy odpoczynków, bo te 13h 35min. to tak zsumowałem po prostu poszczególne odcinki. Z drugiej jednak strony nie obchodzi mnie to bo bawiłem się świetnie, nawet trochę mam wrażenie że przez te góry za szybko przeleciałem.
Jeśli chodzi o sprzęt to wbrew pozorom mój rower nie jest taki zły. Napęd to mieszanka od Alivio do SLX, hamulce BB7/BB5, koła: obręcze Accent Airplane + piasty Deore/Hone. Najsłabszym punktem jest niewątpliwie amortyzator ("amortyzator"). Bo to XCM. Plastikowe ślizgi, cienkie golenie i waga prawie 3KG :D Choć tłumik olejowy jakiś tam ponoć jest. Sprzydał by się upgrade, jakiś Raidon pasowałby tu idealnie. Na razie jednak nie mam na to za bardzo pieniędzy. Aha no i jeszcze tylni hamulec mi przestał prawie hamować. Nie wiem dlaczego, bo klocków jeszcze trochę jest. Może się stopiły/zeszkliły albo coś? Ale nawet mimo to samym przodem dało się hamować, BB7 + metaliki daje radę.
No i jeszcze porównanie 26 VS 29:
Zdecydowanie lepiej mi się jechało na 29erze. Dużo mniej wprowadzałem/sprowadzałem, czułem się bardziej pewnie i bezpiecznie, na 50km terenu obyło się bez żadnej gleby! Duże koło kamienie czy korzenie po prostu ZJADA. Jestem nawet skłonny zaryzykować stwierdzenie że lepszy 29er z kiepskim amortyzatorem niż 26er z porządnym amortyzatorem. Przynajmniej dla mnie, jak się ma słabą technikę. Zresztą są ludzie co jeżdżą na 29erach całkiem "na sztywno".
A i jeszcze takie ciekawe porównanie jak może być ciężko w terenie:
Asfalt: 175km, 1900m UP, 11h
Teren: 50km, 2100m UP, 11h
Uff ale się rozpisałem, jak nigdy ;) Zrobiłem też 135 zdjęć, wrzuciłem 90. A zwykle z jednodniowej wycieczki wrzucam +-30. Ale taka wyprawa zdecydowanie na to zasługuje.
Zaliczone szczyty:
Przeł. Ostra-Cichoń 812
Marszałek 828
Jaworzyna 1050
Średni Groń 1225
Lubań 1211
Runek 1005
Runek Hubieński 997
Kotelnica 946
Bukowinka 937
Turkówka 835
Przeł. Knurowska 846
Kiczora 1282
Przeł. Długa 1009
Turbacz 1310
Rozdziele 1198
Solnisko 1181
Obidowiec 1106
Groniki 1027
Przeł. Pośrednie 918
Jaworzyna Ponicka 995
Bardo 948
Wierchowa 940
Maciejowa 815
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
Pierwszy postój w Gdowie © Pidzej
Prawie Limanowa © Pidzej
Kościół w Limanowej © Pidzej
Na podjeździe na przeł. Ostrą © Pidzej
Na przeł. Ostrej © Pidzej
Kamienica, przejaśnia się © Pidzej
Zabagażowany rowerek © Pidzej
Wschód Słońca, w Zabrzeżu © Pidzej
DW969, góry z przodu to chyba Pasmo Lubania © Pidzej
Przygotowania w Krościenku © Pidzej
Wspomniana kaczka © Pidzej
Wjeżdżam na szlak © Pidzej
Nieśmiało wyłaniają się pierwsze widoczki © Pidzej
Są i Tatry © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Ładne kwiatki © Pidzej
Na szlaku. Ładne kwiatki © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki kawałek przed Lubaniem, na północ. Najwyższy szczyt po lewej to chyba Mogielica © Pidzej
Na szlaku, prawie Lubań © Pidzej
Wyłania się nowowybudowana wieża na Lubaniu © Pidzej
Baza namiotowa pod szczytem Lubania © Pidzej
Lubań zdobyty! © Pidzej
Strome zejście z Lubania © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki ze szlaku © Pidzej
Kudów © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Mało brakowało. Ufff © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Tutaj dłuższy piknik © Pidzej
A tam za chwilę trzeba się wdrapać © Pidzej
Piknik © Pidzej
Na szlaku. Bywały i takie singielki :) © Pidzej
Na szlaku. Bywały i takie singielki :) © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Stacja turystyczna Studzionki © Pidzej
I widoczki z niej © Pidzej
Na szlaku. Kolejny wypych © Pidzej
Na przeł. Knurowskiej © Pidzej
Wspomniany automat z napojami © Pidzej
I niebieskie coś © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Najcięższe dziś chwile. Po lewej znak szlaku rowerowego. Ktoś miał poczucie humoru ;) © Pidzej
Gdzieś koło polany Zielenicy © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki z Zielenicy © Pidzej
Widoczki z Zielenicy © Pidzej
Polana Zielenica © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Przeł. Długa. Widać już schronisko pod Turbaczem © Pidzej
I owieczki © Pidzej
Odpoczynek kawałek przed Turbaczem © Pidzej
Odpoczynek pod schroniskiem © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Widoczki ze schroniska © Pidzej
Podjazd na sam szczyt © Pidzej
Turbacz zdobyty! © Pidzej
Wymarły las na szczycie © Pidzej
Strome zejście z Turbacza © Pidzej
Polanka pod szczytem Rozdziele. To tu najbardziej zgubiłem szlak © Pidzej
Odpoczynek na tej polance © Pidzej
Szlak narciarski. No właśnie © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Jedna z wiecznych kałuż © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Prawie Maciejowa. Najwyższy blady szczyt to Babia Góra © Pidzej
Bacówka pod Maciejową © Pidzej
Widoczki spod Maciejowej. Najwyższy szczyt to Luboń Wielki © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Rabki © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Rabki © Pidzej
Zjazd ze szlaku w Rabce © Pidzej
Standardowe zdjęcie z Rabki. Po prawej kranik z wodą © Pidzej
XCM wybrał całe 9cm! © Pidzej
Zbieranie sił w Rabce © Pidzej
Mała przerwa w Mszanie © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
W lewo - moja ulubiona droga © Pidzej
Standardowy widoczek z przeł. Wielkie Drogi © Pidzej
No i Dobczyce © Pidzej
NACHY SREDN: 6%
NACHY MAX: 31%
WYSOK MAX: 1262
0.00 - 22.10
8,25l
5 kanapek z pasztetem, 5 bananów, 2 czekolady
Serwis: smarowanie łańcucha, regulacja hamulców, pompowanie opon
Kategoria ^ UP 4000-4999m, > km 200-249, Korona Gór Polski, Terenowo, Serwis
Miasto / DUŻY SERWIS
d a n e w y j a z d u
29.24 km
0.00 km teren
01:33 h
Pr.śr.:18.86 km/h
Pr.max:40.50 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 86 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Zabrałem się za serwis roweru przed piątkową wyrypą, było dużo roboty. 8 godzin pracy, zużyte 2 rolki papieru toaletowego do czyszczenia, bolące dłonie od walki z kluczami i pogięty bacik ;) Łącznie obejmował on:
- czyszczenie i smarowanie napędu (włącznie z tylnią przerzutką i dokładnym myciem kasety i zdemontowanej rozkręconej korby), podmiana łańcucha
- wymiana suportu
- serwis amortyzatora
- regulacja hamulców
- kontrola wszystkich połączeń śrubowych
- mycie roweru
- podmiana tylniej opony na terenową
- pompowanie opon
- demontaż sprężyny z bagażnika i torebki trójkątnej z ramy
- oklejenie ramy/pancerzy taśmą w newralgicznych miejscach
Serwis XCMa na bogato :D Nie żaden ŁT43 tylko Motorex!
Stary suport. Nie ruszany od złożenia roweru, tj. od czerwca ub.r. (ponad 13tys. km). Lewe łożysko kręciło się jeszcze jako-tako, natomiast prawe bardzo ciężko. Chyba ostatnia chwila na wymianę.
"Nowy" suport. Przełożony z Mexllera, też używany ale oba łożyska kręcą się pięknie.
Na serwisie ;)
Na serwisie ;)
Wyczyszczona i skręcona korba
Świeży smar
I złożone. Zakręcona korba kręci się pięknie, robi chyba kilkanaście obrotów zanim się zatrzyma.
Syf na przerzutce
I na kasecie. Chciałem ją odkręcić do czyszczenia ale nie dało rady. Wieszałem się całym ciężarem ciała (>80kg) na 30cm baciku i takim samym kluczu nastawnym i tylko zniszczyłem bacik :/
Pogięty bacik własnej roboty (te płaskowniki mają 3mm grubości)
Pogięty bacik własnej roboty
Wyczyszczona. Nie jest idealnie ale dużo lepiej.
Syf na kółeczku od przerzutki
Drugi dzień prac
Wyczyszczona przerzutka
I założony wyszejkowany łańcuch
No i jeszcze demontaż sprężyny z bagażnika.
Trochę obciachowo wyglądała, telepała się no i jej nie używałem.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 5%
WYSOK MAX: 218
15.10 - 16.55
0,33l
Kategoria > km 010-049, Serwis
Miasto
d a n e w y j a z d u
36.00 km
0.00 km teren
01:51 h
Pr.śr.:19.46 km/h
Pr.max:34.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:107 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 222
17.35 - 19.40
Kategoria > km 010-049
Miasto
d a n e w y j a z d u
33.01 km
0.00 km teren
01:43 h
Pr.śr.:19.23 km/h
Pr.max:40.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 96 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Już koło Kozłówka zauważyłem że coś mi siedzi w oponie ale myślałem że to jakiś kamyk. Dopiero w mieście zauważyłem że to pinezka O.o Powietrze uchodzi powoli, próbuję więc jechać i co kawałek dopompowywać bo nie chce mi się łatać. Jednak tak się nie da, w końcu robi się flak i muszę załatać.
Ciało obce w oponie
Krajobraz po ŚDM
Łatanie
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 216
18.00 - 20.25
0,1l
Kategoria > km 010-049
Liznąć Sądeckiego (+ ścianka w Laskowej)
d a n e w y j a z d u
245.00 km
11.50 km teren
14:51 h
Pr.śr.:16.50 km/h
Pr.max:62.00 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3650 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Plan na dziś to ścianka w Laskowej i Przehyba. Wyjazd o 1 w nocy, w sumie to nie wiem po co tak wcześnie bo plan nie jest dziś jakoś szczególnie napięty (jak się jednak okazało to był dobry pomysł bo wycieczka trochę się wydłużyła). Śniadanie w Wieliczce. Zdejmuję kurtkę bo jednak ciepło. Aby nie jechać znowu tą samą drogą do Limanowej dzisiaj inaczej - krajówką do Bochni a potem wojewódzką. DK94 jedzie się fajnie. Pagórki, mały ruch i rozgwieżdżone niebo, szybko docieram więc do Bochni. Na rynek jednak nie zajeżdżam tylko od razu skręcam na Limanową. Latarni raczej brak, totalne ciemności. Mimo że za nowym Wiśniczem (pięknie iluminowany zamek) można zaobserwować na niebie pierwsze oznaki brzasku, to do wschodu jeszcze daleko. Z większych miejscowości mijam Muchówkę, Żegocinę i rozpoczynam podjazd na przeł. Widomą. Na przełęczy jestem chwile przed wschodem Słońca. Ładne widoczki na góry i zalegające w dolinach mgiełki. Na zjeździe tak zimno (temp min. to dziś 14'C), że ubieram kurtkę/czapkę. Wypatruję skrętu na Laskową, końcu jest. W Laskowej odnajduję boczną dróżkę w lewo przez most a za nim od razu w prawo. Oto jest. Słynna ścianka w Laskowej. Prawie 200m w pionie na odcinku 1km. Będę próbował podjechać całość bez zatrzymania. Łańcuch od razu ląduje na 22-36. Nie jadę na stojąco (za szybko się tak męczę), tylko z siodła, wisząc na jego czubku i leżąc na kierownicy a rękami trzymając końcówki rogów. I to chyba przez to 2 razy się zatrzymałem, bo straciłem równowagę. Myślę że nóg i płuc by mi wystarczyło. Mój licznik zanotował tu max 26%, ale ludzie mówią, że jest i 30. W końcu jestem na szczycie, dojeżdżam do końca asfaltu i zawracam. W dół więcej sprowadzam niż jadę bo szkoda mi hamulców ;) Robię też przy okazji kilka zdjęć. Zdecydowanie najcięższy kawałek asfaltu jakim jechałem, taka np. Obidowa przez Rdzawkę to przy nim pikuś. Szkoda że nie udało się go wciągnąć na raz, na pewno kiedyś jeszcze spróbuję, ale już na stojąco. No a tymczasem mnóstwo sił tu zostawiałem i po prostu bolą nogi (ręce zresztą też, dziwne). W Limanowej więc dłuższa przerwa, jedzenie krem z filtrem itp. Za Limanową podjazd krajówką (już ciepło się zrobiło) a potem skręcam w boczne drogi. W nocy chyba padało, bo miejscami mokro. Do Gołkowic leci się pięknie bo delikatnie w dół. 3 ronda, most na Dunajcu (wody dużo) i odnajduję drogę na Przehybę. W Skrudzinie kupuję picie i urządzam chyba godzinną przerwę na przystanku, dziś nigdzie mi się nie spieszy. W międzyczasie zrobiło się gorąco. W końcu biorę się za podjazd. Jak w cieniu to przyjemnie jak w Słońcu to mniej. Jakąś połowę robię na średniej tarczy ale stwierdzam że nie ma sensu się tak męczyć i reszta już na młynku. Mijam 2 rowerzystów, oni mijają mnie, tak na zmianę (w końcu i tak byłem pierwszy). W końcu wyłania się maszt na szczycie, Przehybę zdobywam chwilę po 11. Tu też dłuższa przerwa, fotki z widoczkami, schroniskiem, masztem itp. Siedzę tam chyba z 1,5 godz. Już miałem ruszać asfaltem w dół ale odbiłem parę metrów w czerwony szlak celem wysikania się. No i tak patrzę na ten szlak, nie za trudna leśna droga. Wyciągam mapę, prowadzi on do Krościenka, jakieś 12km hmm... Jednak zjadę szlakiem :) Rower w obecnej konfiguracji (sakwa na bagażniku, + semislick z tyłu) trochę się nie nadaje ale jakoś to będzie. W końcu z przodu mam terenową oponkę (z semislickiem z przodu bym nie jechał, poślizg tylnego koła jest niegroźny, poślizg przedniego to gleba). No i na razie na odcinku do przeł. Przysłop tak średnio, trochę jazdy, trochę pchania ale kilometry na liczniku GPSa wydają się stać w miejscu. Z przełęczy można ewakuować się szlakami rowerowymi ale jadę dalej czerwonym. I tu zaczyna się mozolny wypych na Dzwonkówkę, mnóstwo sił tutaj tracę, myślę sobie po co mi to było. Na szczęście zjazd z Dzwonkówki do Krościenka wynagradza wszystkie trudy, dużo jazdy, mało prowadzenia - było trochę błota. Ogólnie nie było tak źle, pomimo że opony napompowane na kamień a nie chciało mi się upuszczać powietrza na ten kawałek. Generalnie ten terenowy odcinek zajął mi 2,5 godz. tak że w Krościenku jestem po 15. Dłuższa przerwa na ławeczce nad spiętrzonym Dunajcem. Jakieś chmury przyszły, mam nadzieję że nie będzie z tego deszczu. Myślę jak by tu wrócić, i wymyślam: Zabrzeż, Mszana, Kasina, Dobczyce. Jakieś 110km, a nogi bolą. Do Zabrzeża jakoś się jedzie bo generalnie w dół. Mija mnie tu konwój chyba z kilkudziesięciu zabytkowych samochodów, polskie, amerykańskie, niemieckie, no różne cuda. Fajnie to wyglądało, szkoda że nie zrobiłem fotki. Skręcam na Mszanę. Droga na przeł. Przysłop (Lubomierski) dłuży mi się strasznie, w dodatku kończy mi się picie. Na szczęście jest trochę cienia więc fragmentami jest chłodno. Na przełęczy jest mały sklepik, niestety zamknięty, jeśli chodzi o sklepy to pozostaje więc Mszana. Zjazd poezja. Jednak zbierają się nieciekawie wyglądające chmury. Jednak w Mszanie Górnej spadło dosłownie kilka kropli i na tym koniec. Natomiast w Mszanie Dolnej były 2 tęcze! Kupuję wreszcie jakieś picie, odpoczywam na rzeką i ruszam do domu. Zmrok łapie mnie gdzieś w Kasinie. Trochę tutaj odżywam, DW964 zawsze jedzie mi się dobrze. Kawałek przed Dobczycami jakiś wypadek. Dobczyce, Wieliczka (zimne piwko) i już myślami jestem w domu i piję to piwko a tu zamknięta droga (ŚDM). Błądzę jakimiś objazdem przez Barycz/Kosocice, mam już dość. W domu o 23.20.
Udana wycieczka, dzięki temu terenowemu epizodowi wpadło do kolekcji kilka nowych szczytów. Przypomniało mi się też jak fajnie jeździ się w terenie. Odrobinę szkoda natomiast zjazdu asfaltem z Przehyby, bo on też jest fajny. Dane wpisu przybliżone.
Zaliczne szczyty:
Osiczyna 419
Przeł. Rozdziele 480
Przeł. Widoma 535
Przehyba 1175
Skałka 1163
Kuba 888
Przeł. Przysłop 832
Dzwonkówka 982
Przeł. Siodełko 782
Groń 803
Stajkowa 830
Przeł. Przysłop (Lubomierski) 750
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
DK94 w nocy © Pidzej
DK94 w nocy © Pidzej
W nowym Wiśniczu © Pidzej
W nowym Wiśniczu © Pidzej
Rondo w Muchówce, chwila jasności © Pidzej
Żegocina © Pidzej
Na przeł. Widomej, chwilę przed wschodem Słońca © Pidzej
Widoczek z przeł. Widomej © Pidzej
Na szczycie ścianki w Laskowej © Pidzej
Ścianka w Laskowej © Pidzej
Ścianka w Laskowej © Pidzej
Ścianka w Laskowej © Pidzej
Łososina © Pidzej
Odpoczynek w Limanowej © Pidzej
Spiętrzony Dunajec © Pidzej
Początek podjazdu na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Odpoczynek na podjeździe © Pidzej
Kapliczka po drodze © Pidzej
Koniec asfaltu, prawie szczyt © Pidzej
Odpoczynek na Przehybie © Pidzej
Na Przehybie © Pidzej
RTON Przehyba © Pidzej
Ławeczki koło masztu © Pidzej
I widoczki na północ © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Na szlaku. Na razie lekko © Pidzej
Pierwszy nowy szczyt do kolekcji - Skałka © Pidzej
Na szlaku. Trochę ciężej © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Myślałem że to przeł. Przysłop ale jeszcze jednak nie © Pidzej
Na szlaku. No po prostu pięknie :) © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
To pewnie jakiś szczyt. Trzeba wjechać ;) © Pidzej
Na szczycie © Pidzej
Dopiero tutaj jest przeł. Przysłop © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Bardzo ciężko © Pidzej
A to chyba Dzwonkówka © Pidzej
Na szlaku. Szybko :) © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Ładna kapliczka © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Krościenka © Pidzej
Na szlaku. Trochę błota © Pidzej
Na szlaku. Zjazd do Krościenka © Pidzej
Widać już Krościenko © Pidzej
Przednia oponka. Kross Connector 2.1" © Pidzej
Tylnia oponka. Kenda K935 Khan 45mm © Pidzej
Kolejne szlify do kolekcji. Nie przeszkadzają mi one, nawet mi się podobają :) © Pidzej
Odpoczynek nad Dunajcem w Krościenku © Pidzej
Wzdłuż Dunajca © Pidzej
W Kamienicy © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Na przeł. Przysłop (Lubomierski) © Pidzej
Zaczyna się chmurzyć (Mszana Górna) © Pidzej
Tęcza w Mszanie Dolnej © Pidzej
Odpoczynek nad Mszanką © Pidzej
W lewo - moja ulubiona droga © Pidzej
Standardowy widoczek z przeł. Wielkie Drogi © Pidzej
No i Dobczyce © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 25%
WYSOK MAX: 1114
1.00 - 23.20
5,35l
6 kanapek z pasztetem, 5 bananów, 2 czekolady
Kategoria ^ UP 3500-3999m, > km 200-249, Terenowo
Działka
d a n e w y j a z d u
4.51 km
0.00 km teren
00:17 h
Pr.śr.:15.92 km/h
Pr.max:25.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 21 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
W drodze powrotnej regulacja hamulców.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 2%
WYSOK MAX: 219
16.55 - 17.45
pączek
Kategoria > km 000-009, Działka
Miasto
d a n e w y j a z d u
39.00 km
0.00 km teren
02:03 h
Pr.śr.:19.02 km/h
Pr.max:46.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:170 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Chuj mnie strzeli z tym licznikiem. Dane przybliżone.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 5%
WYSOK MAX: 241
18.10 - ?
0,25l
Serwis: serwis amortyzatora, podmiana przedniej opony, regulacja hamulców, mycie roweru, smarowanie łańcucha
Kategoria > km 010-049, Serwis
Tu i tam
d a n e w y j a z d u
67.96 km
0.00 km teren
03:13 h
Pr.śr.:21.13 km/h
Pr.max:51.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:456 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Czasówka: 7:49
Od Lasu Wolskiego do domu w deszczu. Burza była niedaleko.
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 10%
WYSOK MAX: 332
17.15 - 20.45
0,9l
Kategoria > km 050-099, Czasówka do ZOO