Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Rabka 2025

Dystans całkowity:1551.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:172.40 km
Więcej statystyk

Rabka - Krk

d a n e w y j a z d u 68.60 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Poniedziałek, 16 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025


Powrót z najdłuższego urlopu w życiu :)

https://photos.app.goo.gl/Fn38XMvAaZpWHETv8

https://connect.garmin.com/modern/activity/19450496182

11.15 - 17.10


Kategoria > km 050-099, Rabka 2025

Gorce Tour II

d a n e w y j a z d u 121.40 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 15 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025



Przedłużyłem sobie urlopik o jeden dzień, i tak nie ma do czego wracać, wyjebali mnie z pracy :) W tą gorącą bardzo niedzielę zaliczyłem sobie jeszcze raz klasyczek dookoła Gorców, ale w skróconym wariancie. Tj. zamiast przez Krościenko/przel. Snozka dziś pojechałem przez Ochotnicę/przeł. Knurowską. Ochotnica to najdłuższa wieś w Polsce, droga przez przeł. Knurowską powstała w celach militarnych. Serpentyny na zjeździe, widoki na jezioro Czorszyńskie oraz Tatry to klasa sama w sobie :) Dziś zjechałem 20% ściankę w Rdzawce już bez zatrzymań, jednak nie taka straszna ta stromizna. Trzeba tylko oszczędnie używać hamulców, tj. raz przód, raz tył, raz oba, a raz bez hamowania.
https://photos.app.goo.gl/g85KQSWNfRyjJAYp8

https://connect.garmin.com/modern/activity/19447437479

9.30 - 21.20


Kategoria > km 100-149, Rabka 2025

Bratysława II

d a n e w y j a z d u 447.10 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Czwartek, 12 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025



https://photos.app.goo.gl/o83n2nVW3BpWojco6

https://connect.garmin.com/modern/activity/19415927551
https://connect.garmin.com/modern/activity/19425349540
https://connect.garmin.com/modern/activity/19429535204
(ślad 1+2 - podzieliło mi aktywność na dwie części, i nie wiem jak to połączyć. Ślad 3 to standardowy powrót z Trzciany do Rabki)

Tak więc przyszła pora na drugi długi trip tego urlopu. Wychodzi mi że skoro w środę była słaba pogoda i zrobiłem krótką rekreacyjną traskę, trzeba ruszać w czwartek. Bo w czwartek ma być ładna pogoda jakbym zrobił jakieś 100+km to w piątek byłbym zmęczony przed długą trasą. Prognozy pogody na 4 najbliższe dni czw-ndz są wręcz znakomite. Stabilna gorąca pogoda, praktycznie zerowe ryzyko burz oraz północny wiatr. Tak więc w środę wieczorem robię eksperymentalne kanapki (czyt.: kanapki z tym co zostało w lodówce), idę wcześnie spać. A wstępnym planem jest Gyor na Węgrzech, jeszcze nie byłem.

Start 7.30. Miałem myśli czy dla odmiany nie polecieć początek trochu inną drogą, objechać jezioro przez Namiestów. Ale przypomniało mi się że tam jest spory podjazd do wciągnięcia, a mnie teraz nie zależy na wciąganiu sporych podjazdów, ino na dotarciu do Gyor :) Tak że jadę DW przez przeł. Pieniążkowicką na Czarny Dunajec, a potem obiorę ścieżkę rowerową do Trzciany. Miałem smaka na Zboczka (taki hamburger) w Dzikim Byku w Cz. Dunajcu, ale niestety jeszcze mają zamknięte. Trudno. Na razie lecę na eksperymentalnych kanapkach i żelkach energetycznych z Deca. W Cz. Dunajcu obieram super szlak rowerowy, i kurs na Słowację. Rześki trochę poranek ustępuję coraz bardziej gorącej aurze. Szlak jest bardzo piękny i bardzo widokowy. Raz dwa jestem w Trzcienie, i siup na krajową szosę. O tak. Prognozy sprawdziły się i leci się pięknie z wiatrem. Z rzadka tylko zrzucam z blatu. Bardzo szybko mija odcinek przez Twardoszyn, Oravsky Podzamok, Dolny Kubin. Tu małe zakupy. Oczywiście dzielnie kontynuuję swe postanowienie ZERO ENERGOLI :) Idą zamiast tego soki, napoje owocowe/izotoniczne plus kapsułka kofeiny. BARDZO sprawnie docieram do Kralovan, a zaraz potem koła szybko mnie niosą do Martina. Tak duje w plecy. Tak że fotek jest bardzo mało z tego odcinka. Idzie do tego stopnia sprawnie, że w Martinie jestem za dnia – przed 17tą! A zazwyczaj gdzieś w tych okolicach łapie mnie wieczór. Miałem plan taki, żeby wciągnąć tutaj w Macu hamburgera, albo i dwa (nie jadłem nic ciepłego tej trasy), oraz dobić telefon. Niestety okazuje się że pełno ludzi, i miejsca przy gniazdkach z prądem pozajmowane. Odpuszczam więc temat jedzenia, jak i ładowania tel. Właściwie to nie wiem dlaczego zrezygnowałem z jedzenia. Trzeba było chociaż coś zjeść, a telefon olać. Błąd. Powoli jednak będzie zbliżał się wieczór a potem noc. A ja nie jadłem ciągle nic ciepłego, a z zapasów zostało mi kilka żelek oraz 1,5l wody. Przelatuję jakoś przez Martin, oczywiście nic nie jem ani nic nie kupuję :D Wiatr już nie jest taki korzystny. Wyjeżdżam z miasta główną cestą numer 18. Pociągi TIRów, masakra. Z ulgą zjeżdżam za kawałek w boczną drogę nr 519 na Nitranskie Pravno, Prievidzę. Zaczynają się podjazdy, tempo spada. Pomimo zbliżającego się wieczora, żar dalej leje się z nieba. Wokół, w oddali po wszystkich chyba stronach świata łańcuchy jakichś gór. Ile tych gór tutaj jest na Słowacji! Pierwszy mały kryzysik mnie łapie, ale jakoś ciągnę siłą żelek ;) No tak – kwestia zakupów dalej nierozwiązana. Ilość żelek maleje z 7 do 5. Do tego 1,5 czystej wody. Mogę nie dożyć na tym do rana :D Robię pauzę, i przypominam sobie że już tą drogą kiedyś jechałem, chyba w ub. roku. Przypominają mi o tym 3 wielkie betonowe rynny, pamiętam je dokładnie. Odpoczywałem przy nich, tylko że w nocy. Strasznie zamrówczona okolica, mrówki są wszędzie i uprzykrzają odpoczynek. Wreszcie widzę obiekt który zawsze dodaje sił do dalszej wędrówki – maszt nadajnika. Takowe maszty często znajdują się na szczytach wzniesień, tak było i tym razem. Następuje zzzzjaaaazddd :) W połowie zjazdu hamowanie. Oaza z wiaderkiem prądu do telefonu! No tak, pamiętam ten nowiutki przystanek autobusowy, wraz z wszystkomającą, ładowarką do wszystkiego! Takie cudo stoni nie w środku jakiegoś miasta, tylko na zadupiu, koło zabitej dechami wsi. Kiedyś też dopadłem ją, tylko że w nocy. Dobijam trochę telefon, trochę zegarek. W wyniku nie wiem czego aktywność zaczęła mi się zapisywać od nowa… Już myślałem że wcięło mi cały dotychczasowy ślad, ale nie, na szczęście nie. Wszystko wgra się do serwisu Garmina, tylko że chwilę to zajmie. Przed wieczorem docieram do Nitry. Tylko że na razie jest to rzeka Nitra. Do miasta Nitry jeszcze kawał drogi. Na razie jest niebrzydkie nawet jak na słowackie zadupia miasteczko Nitranskie Pravno. Jest jakiś mały otwarty sklepik, ale nawet nie chce mi się wchodzić, wolę większe samoobsługowe markety. Wskakuję na główniejszą, dwucyfrową drogę nr 64. Przed nocą docieram jeszcze do Prievidzy. Tu, w ostatniej chwili dopadam otwarty Slovnaft, i kupuję małe zapasy na noc. Jakaś buła, wafelki, napoje itp. Chyba jestem uratowany, nie wiem czy na tych 5 żelkach bym dotrwał do świtu :D Małe zwiedzanie Prievidzy. Pamiętam to miasto, byłem tu kiedyś, tylko że nocą. Zwłaszcza zapadł mi w pamięć plac z kolumną z rzeźbą na szczycie, oraz ogromna płaskorzeźba. Jacyś tam dawni rolnicy, ludzie pracy itp. Po długim czerwcowym dniu zapada wreszcie noc. Po małym błądzeniu trafiam wreszcie z powrotem na główną cestę nr 9/64, smer: Nitra! (smer to po SK kierunek). Miałem co to tej drogi pewne obawy, że jest to droga z jakimś zakazem dla rowerów. Ale gdy wyprzedza mnie pewien szoszon, i widzę w oddali jak Jego czerwona lampka sunie już po tej drodze, uspokoiło mnie to. Chwilę po nim wjeżdżam i ja. Normalne niebieskie znaki, nie zielone jak na ekspresówkach/autostradach. Zwykła krajówka, tylko że dwupasmowa. Przejeżdżam przez Novaky, i tu droga 9/64 dzieli się na dwie. Ja obieram tą nr 64. W ramach zwiedzania zaliczam jakiś tam parczek, oraz robię kilka fotek zakładów przemysłowych na peryferiach. Noc jest pogodna i bezchmurna. Z jednej strony to dobrze, z drugiej niedobrze, bo taka bezchmurna noc może być zimna (i taka będzie). Mijam kilka pomniejszych miasteczek, bardziej charakterystyczne z nich to chyba Topolcany. Jest coraz zimmmniej, temperatura spada do raptem jakichś 5 stopni powyżej zera. Ubieram wszystko co mam, tj. długie spodnie, dwie kurtki, czapkę i długie rękawiczki. Coś to tam daje, ale co chwila muszę się zdrzemnąć na przystanku, i po każdej takiej drzemce coraz bardziej zamarzam. Jeszcze jedno dłuższe kimanko i wreszcie świt. Czyli apogeum zimnicy :) Ciągnę jakoś siłą woli, przecież może być tylko lepiej, tj. cieplej. Z plusów raczej płaskie tereny. Na zjazdach mogło by być nieciekawie w tej zimnicy. Wtem widzę kolejny checkpoint – na horyzoncie wyłania się zamek na wzgórzu. Tak, to musi być Nitra :) I jest – o 6 rano docieram do tego miasta. Zaliczam je pierwszy raz. Po odcinku ruchliwą wlotówką i niebezpiecznym przejeździe przez węzeł drogowy, wbijam do centrum. Przejeżdżam przez park, docieram pod wspomniane wzgórze zamkowe. Kilka fotek starówki, i stromą brukowaną drogą wspinam się pod zamek. A może to jest jakaś świątynia, kościół? Być może dwa w jednym. Przed wejściem na dziedziniec zamku/kościoła jest taras widokowy. Rozpościera się stąd fenomenalna panorama Nitry. W tym widok na sąsiednie wzgórze, z jakaś wieżą TV (?) na szczycie. Wstaje kolejny piękny, słoneczny dzień. Wchodzę na dziedziniec zamku. Jest tam pomnik naszego Papieża, oraz kolejna porcja widoczków, w inną stronę. I chyba tyle, do środka wchodził przecież nie będę, jakieś bilety pewnie trzeba itp. Z innych atrakcji standardowa, nieduża kolumna dziękczynna, oraz jakieś wielkie okrągłe kamienne COŚ. (na środku tego zdjęcia) Wygląda jak górna część wielkiego dzwonu, ale to na pewno nie to. Inne co przychodzi mi na myśl to podobnie wyglądają pancerne kopuły strzelnicze podziemnych fortów, ale to tym bardziej nie to :D Tymczasem zagaduje mnie miejscowy ksiądz. Okazuje się że całkiem dobrze mówi po polsku, i że podobnie jak ja ma na imię Piotr. Rozmawiamy dłuższą chwilę, mówię skąd jadę, dokąd, po co i dlaczego. Trochę o polityce, o złodzieju Fico, i złodzieju Tusku. Trochę o Wojtyle, żartują sobie na Słowacji że to jest Ich papież, bo często jeździł tu na nartach. Trochę o geografii, miastach Polski. Ksiądz Piotr urzędował też kiedyś w Krakowie. Próbuje mi On też wyjaśnić co to jest to wielkie kamienne coś. Ale niestety bariera językowa w specjalistycznym, kościelnym słownictwie okazuje się zbyt duża. Wiem tylko tyle że jest to element związany z Liturgią, Mszą Świętą. Co ciekawe chłop w ogóle nie porusza tematu wiary, czy ja wierzę czy też nie. Kończymy tą sympatyczną pogawędkę, i muszę się zbierać w dalszą drogę, do Bratysławy. No tak – Bratysławy. W międzyczasie podjąłem decyzję, że jednak odpuszczam Gyor. Za wolno to idzie, nie mam siły ani ochoty. Pewnie i był dał radę, ale z tego Gyoru do Bratysławy dotarłbym wieczorem. A ja wolę wykąpać się w Złotych Piaskach za dnia, w ciepłej wodzie. I sobie na spokojnie poszwędać się po mieście, a nie lecieć od razu na pociąg. Robi się coraz bardziej gorąco. Zanim opuszczę miasto, jeszcze tylko szybkie zakupy w Tesco. Ciągle, od początku trasy nie jadłem nic na ciepło. Ale chcę jak najszybciej dolecieć do tej Bratysławy, i tam sobie coś na spokojnie zjeść. Na razie zadowalam się suchym prowiantem. Z Nitry wylatuję 3-cyfrową drogą na Salę, i Cabaj Capor. Jakieś podjazdy wyrastają po drodze, do tego gorąc i senność. Mam trochu dość. Cabaj Capor to całkiem spore zakłady przemysłowe, i tylko tyle zapamiętałem z tej miejscowości. Po drodze dosypiam, dodrzemuję na przystanku, zbieram jakoś chęci i siły do dalszej jazdy. Z większych miasteczek po drodze jeszcze Sala i Galanta. Ciężko to idzie, odpoczywam w cieniu na krzakach. Droga 62 między Galanta a Senec to chyba apogeum kryzysu. Droga z betonowych nierównych płyt, pomiędzy którymi są szpary połączone z uskokiem. Co kilka metrów jebnięcie w koło, w kierownicę, i co za tym idzie w moje obolałe dłonie. Nie ma jak chwycić kierownicy żeby nie bolało. Obok mnie przez te uskoki z hukiem, łomotem przelatują na pełnej prędkości pociągi TIRów… Każdy kryzys w długiej trasie kiedyś jednak się kończy. Kończy się i tym razem, gdy docieram do znanego już Senec :) Znajome okolice. W oddali elektrownia atomowa, majaczy też wieża TV na wzgórzu w Bratysławie. Zaraz potem pierwsze małe jeziorka. Wieża TV rośnie w oczach, tzn. przybliżam się do celu :) Oto i jest! BRATISLAVA!!! Docieram o godz. 16.00, czyli niemal dokładnie tak jak tydzień temu :) Program zwiedzania zaczynam jak zawsze od odświeżającej kąpieli w Złotych Piaskach (zalew na przedmieściach). Potem objeżdżam zalew dookoła terenową ścieżką, i kieruję się do centrum. Bilety na pociąg można kupić przez Internet (16 EUR), tak że na dworzec nie muszę wcześniej zajeżdżać. Na początek wciągam PYSZNEGO kebaba. Dawno nie jadłem tak świeżego mięsa i tak świeżych, lekkich frytek :O Zamek dziś odpuszczam, nie chce mi się dymać pod górę, byłem tydzień temu. Zwiedzam głównie starówkę, tam przyglądam się gwarowi nocnego życia miasta. Oraz dwóm koncertom – jeden Słowackiej, a drugi Węgierskiej kapeli. Zwłaszcza Ci drudzy dają czadu :) Nie wiem co to za zespół, ale chyba rock jakiś. Przejeżdżam jeszcze przez pełen OGROMNYCH platanów park po drugiej stronie Dunaju. Platany prawie jak w Budapeszcie, na Wyspie Św. Małgorzaty :) Zaliczam też co za tym idzie dwa mosty. Słynny most SNP, oraz „Stary Most” – tak jest on opisany na mapie. Parę fotek tu, parę fotek tam. Penetruję również różne mroczne zaułki tego ciekawego miasta ;) Z ciekawostek widziałem 4-osiowy, 3-członowy trolejbus. Z wyglądu jaka Solaris, ale ma logo Skody. Może licencja jakaś, albo co? No jakoś musi sobie radzić to spore miasto, metra się nie dorobili ciągle. Oczywiście przeszkadza trochę senność, kilka razy musiałem kimnąć na ławeczkach, murkach itp. Gdy zbliża się godzina 3-cia, jak zbliżam się powoli do Hlavnej Stanicy. Dworzec zamknięty w godzinach 0.00 – 3.00. Nic dziwnego, jest tu trochę syf, sporo bezdomnych i innych podejrzanych typów. Jakby był otwarty byłoby więcej bezdomnych, i więcej syfu. Odjazd 3.27. Zdążam coś tam kupić w automacie do picia, ale do jedzenia już nie. Bistra wszystkie pozamykane. Ale to nic, bo przez sen nie czuje się głodu ;) A podróż pierwszym pociągiem mija mi głównie właśnie na spaniu. Ustawiam oczywiście budzik żeby nie przespać przesiadki. W Kralovanach po 6 rano. Położona między górami, w dolinie Wagu stacyjka tonie w chmurach, i rześkim chłodzie poranku. Tu na stacji zdążam kupić więcej w automatach. Drugi etap kolejowej podróży to stary spalinowy szynobus do Trsteny. Ten sam od lat, i tak samo od lat tłucze się nieśpiesznie po koślawych szynach, łomocząc co chwila kołami o przerwy w szynach – taki stary jest tutaj tor. Tym razem planowo udaje mi się dotrzeć do Trzciany, a nie do Niżnej. Przede mną ostatnia prosta – ok. 50km do Rabki. Do Czarnego Dunajca moją ulubioną ścieżką rowerową, idącą szlakiem dawnej linii kolejowej. Poranne mgły szybko ustępują, i robi się piękna, słoneczna pogoda. Dziś idzie mi dużo lepiej niż tydzień temu, kryzysu brak :) W pewnym momencie łapię wręcz drugi oddech, i ścigam się z jakimś kolesiem na szosówce (nie wiem czy to było mądre). W Czarnym Dunajcu tym razem Dziki Byk otvoreny na szczęście :) Wciągam ociekającego tłuszczem burgera tak aby do Rabki nie brakło mi mocy. Te z Maca się nie umywają do tego giganta, a cena znośna (chyba 35zł). W dobrej formie wciągam przełęcz Pieniążkowicką, a końcówka to już formalność :) Sru w dół wojewódzką przez Rabę Wyżną, Rokiciny, Chabówkę do Rabki. Jakieś tam zakupy w centrum, i jeszcze tylko dotoczyć się na kwaterę - ostatni podjazd. W domu o 13.30.

W sumie udana wycieczka. Gyoru co prawda nie osiągnąłem, ale pierwszy raz dotarłem do Nitry, zaliczyłem też trochę nowych dróg. Po prostu taka Bratysława inną drogą wyszła :)

7.30 (czw) - 13.30 (sb)


Kategoria > km 400-499, Powrót pociągiem, Rabka 2025

Pętelka

d a n e w y j a z d u 64.80 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Środa, 11 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025


Królowa Beskidów, Babia Góra dziś tonęła w chmurach.

Dziś niepewna pogoda, zachmurzonko, chłód i coś tam pokropuje. A wyszła mi taka fajna pętelka, odkryłem ciekawą drogę którą nigdy nie jechałem. Przez Podszkle. A potem przed Odrowąż, ale to już kiedyś jechałem.

https://photos.app.goo.gl/F9BVk7dYM6oQVvRV7

https://connect.garmin.com/modern/activity/19402341964

12.30 - 19.00


Kategoria > km 050-099, Rabka 2025

Gorce Tour I

d a n e w y j a z d u 130.10 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Wtorek, 10 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025


Piękny rynek w Krościenku

A dziś zwlokłem się z wyra nieco wcześniej, aby oblecieć Gorce dookoła. Szybki zjazd do Mszany, no a potem wspin pod górkę, na przeł. Przysłop. Po drodze doglądnąłem budowy dwóch nowych mostów. Cudowny zjazd przez Kamienicę, Zabrzeż do Krościenka. Przeł. Snozka wchodzi oczywiście gładko. Jakaś tam fotka pomnika, organów Hasiora, jeziora, Tatr itp. Potem fajny odcinek trasą Velo Dunajec do N. Targu. Syfiasty kebab w mieście. Wróciłem przez przeł. Sieniawską i Rabę Wyżną. Jakieś tam opady szły na radarach, ale nie doszły. Ino się ździebko zachmurzyło i ochłodziło. Taki mój klasyk, pętelką wokół Gorców zawsze spoko :)

https://photos.app.goo.gl/eoGmsTHsAuPFMQQw7

https://connect.garmin.com/modern/activity/19394912111

9.20 - 21.25


Kategoria > km 100-149, Rabka 2025

Zakopane

d a n e w y j a z d u 103.50 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Poniedziałek, 9 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025


Niezła chałupa, 5 pięter :D

Co się odwlecze, to nie uciecze. Zakopane zdobyłem dziś. Wciągłem treningowo 20% ściankę w Rdzawce. Zakosami i z odpoczynkami, ale dało radę. (moja jedynka to 34x32). Potem kawałek poleciałem PUSTĄ już teraz Zakopianką. Pustą, bo cały ruch przeniesiony jest na nowy szlak drogi, tymi wielkimi estakadami. Za N. Targiem oczywiście Zakopianka jest stara, ale można ominąć ruchliwą szosę bokami - równoległymi drogami raz jedną, raz drugą stroną krajówki. Coś niecoś pozwiedzałem polską stolicę kiczu oraz drożyzny, a powrót do Rabki DW przez Chochołów, Cz. Dunajec. Na podjeździe na przeł. Pieniążkowicką upewniłem się - tak, noga podaje :) Moc nie z tej ziemi.

https://photos.app.goo.gl/KBmrGic9Kzc3pVHEA

https://connect.garmin.com/modern/activity/19394885657

11.10 - 21.25


Kategoria > km 100-149, Rabka 2025

New Targ

d a n e w y j a z d u 78.90 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:12.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 8 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025


Z 3-4h siedziałem pod tą remizą i czekałem na koniec deszczu, tak że fotka akuratna :)

Nie miałem za bardzo pomysłu na wycieczkę, myślałem że może zaliczę Zakopane? Z takim planem też wyjechałem. Wciągałem mega cheesburgera z 17zł na w moim ulubionym bistro na dworcu w Rabce, i uderzyłem DW przez Cz. Dunajec na Zako. Z początku pogoda nawet spoko, ale nie dane mi było dojechać do Zakopanego. W Koniówce skiepściło się tak z pogodą, że bite 3-4h czekałem pod wiatą przy OSP aż przestanie lać. Na radarach strefa deszczu od Bratysławy po Grodno :) Gdy zaczęło się wypogadzać skręciłem na New Targ. Pozwiedzałem nieco miasto, w tym odkryłem resztki torów kolejowych w lesie koło miasta. To ta linia której dziś brakuje ;) I zamiast pojechać pociągiem z N. Targu do Trzciany (SK) można pojechać rowerkiem trasą rowerową po dawnych nasypach kolejowych :) Na powrocie podziwiałem już otwarte estakady nowej Zakopianki wznoszące się ponad dolinami. Oraz zjechałem słynną 20% ścianką z Rdzawki do Rabki. Zjazd z duszą na ramieniu, na raty. Mój rower nie ma hamulców tylko zwalniacze.

https://connect.garmin.com/modern/activity/19394863026

https://photos.app.goo.gl/4QxwSWaQHqstth276


Kategoria > km 050-099, Rabka 2025

Bratysława I

d a n e w y j a z d u 467.60 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Środa, 4 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025


Strasznie spodobał mi się ten trolejbus, tak że umieszczę go jako fotka tytułowa, bo nie mam jakichś super zdjęć z Bratysławy.

Tak więc wychodzi mi że nie będę miał za dużo czasu na aklimatyzację przed długą trasą - raptem jedno popołudnie. Na niedzielę zapowiadane jest bowiem załamanie pogody, tj. front z deszczem. Wychodzi więc zatem że muszę więc wystartować w czwartek, tak żeby wrócić na sobotę. Nie mam za dużo czasu na zastanawianie się, tak więc postanawiam polecieć standardzik – tj. Bratysławę, znaną drogą.

Wieczorem robię kanapki z konserwą / dżemikiem, pakuję sakwę i idę spać. Wstaję porządnie wyspany, start przed 8mą. Dodać należy, że w trakcie tej trasy podejmuję pewne wyzwanie – walkę z moim energetycznym nałogiem. Zero energoli. Takie jest postanowienie. Zamiast tego pudełko kapsułek z kofeiną w razie senności. Pomimo że zgodnie z prognozami na początku wieje mi prosto w twarz, jadę na zerowej kofeinie, a ostatnia długa trasa była w sierpniu ub. roku… to idzie mi całkiem nienajgorzej :) Czuję tę moc w nogach, jak za dawnych dobrych czasów. Wciągam lekutko przeł. Spytkowicką. Jest czwartek, a więc na słynnej zatoczce mundurowi ostro pracują, kontrolują podejrzane ciężąrówy. Dziś Służba Celno – Skarbowa. Szybka fotka Królowej Beskidów – Babiej Góry, potem jeszcze transportu transformatorów z Węgier. I sru w dół, na Chyżne, na Trzcianę. Jest bardzo gorąco (do upału trochę brakuje), a wiatr dalej duje w twarz. Ale wiem że wg prognoz potem ma on ustąpić (ustąpi). Przekroczenie Słowackiej granicy – czuć ten zew przygody, jak za dawnych dobrych czasów :) Pauza na rynku w Twardoszynie, pod ogromnymi topolami. Tutaj też małe, niedrogie zakupy w Lidlu. Silna wola działa, i nie kupuję energola :) Zamiast tego jakiś owocowy napój piwny 0% (dokładnie to 0,3%). Łączę go z kapsułką kofeiny, i oszukuję w ten sposób organizm że niby zapodałem mu energetyka. Zaraz potem jest Oravsky Podzamok – oczywiście nie mogło zabraknąć fotki mojego ulubionego zamku. Jeden mały podjazd, i w dół na Dolny Kubin. Przeleciałem tranzytem, tak że fotki z miasta brak. Potem malowniczy odcinek doliną rzeki Oravy. Jazda chwilami mało przyjemna i niebezpieczna ze względu na ciągnące główną szosą stada TIRów (środek tygodnia). Przejeżdżam przez doskonale mi znane Kralovany (Królewiany). Tutaj bowiem zawsze na powrocie pociągiem przesiadam się z pośpiesznego Tatran na regionalny szynobus do Trzciany. Tutaj też rzeka Orava wpada do potężnego Wagu. Przez wiele kolejnych kilometrów główna szosa wić się będzie właśnie wokół Wagu, i jej zbiorników wodnych, zapór itp. Małe przypadkowe zwiedzanie Sucan (Sucanów?) i zaraz jestem w Martinie. Tu mam plan wciągnąć wreszcie coś ciepłego w McDonaldzie. Ogólnie nie przepadam za tą restauracją ze względu na wysokie ceny w stosunku do ilości pożywienia. Ale za granicą jak znalazł, nie trzeba dukać po słowacku ani angielsku żeby coś zamówić, tylko można sobie wyklikać na ekranie. Plus dodatkowo dorwałem gniazdko, i podładowałem telefon :) Jeden zestaw nie wystarczył, musiałem oczywiście domówić drugi, bo j.w. jedzenia mało. Więcej tych kolorowych papierków, opakowanek niż jedzenia :D W Martinie zrobiłem też zakupy na noc w Kauflandzie, i wpadłem na inny genialny pomysł – w kiblu w tym markecie zmyłem z siebie część skorupy z potu i z kremu z filtrem. Od razu przyjemniej się będzie jechać a Słońce już powoli zachodzi. Za Martinem kolejny malowniczy odcinek doliną Wagu. Ilość TIRów jakby zmniejsza się – coraz większa ilość kierowców idzie spać w ciężarówkach na przydrożnych parkingach. Są tu też malownicze ruiny zamku na skale – na fotce za wiela jednak nie widać. Zbliżam się do Żyliny, kolejnego milestone’a. Milestone’a – bo stąd do Bratysławy jest równe 200km. Zaczyna niepokoić mnie stan nieba. Chmury nad górami po prawej stronie są takie jakie ciemniejsze niż te po lewej ;) No tak – patrzę na radary, i faktycznie idzie burza. Za chwilę też widzę pierwszy błysk. Wrzucam na blat i pędzę coraz szybciej aby zdążyć do miasta przed ulewą. Najpierw główną szosą, potem alejką wzdłuż zalewu na Wagu. Gdy dopada mnie deszcz chowam na Slovnafcie na przedmieściach. Ostatecznie jednak z dużej chmury mały deszcz. Popadało 5 minut i przestało a główna część burzy przeszła bokiem, po prawej, w czym upewnia mnie radar burzowy. Nie wiem jak ja mogłem kiedyś jeździć bez tego wynalazku?! Na radarach przede mną czysto, mogę śmiało jechać dalej. Jakieś tam zwiedzanie przejazdem Żyliny, centrum, pokręciłem się też po chaszczach pod estakadami. I jest słynny drogowskaz: BRATISLAVA 200KM. Zapada noc. W dalszym ciągu zero energoli :) Pierwszą senność zwalczam mała drzemką na przystanku +kapsułką kofeiny. Przy próbie spożycia serka topionego-serdelka do chlebka jego część ląduje na rowerze i na moim ubraniu ;) Z charakterystycznych miejscowości mijam Povazską Bystricę. Charakterystyczny jest tu dokładnie wysoki biurowiec-wieżowiec w centrum miasta. Ruch na drodze całkiem maleje, nie tylko ze względu na noc. Ale również z powodu że główny ciężar przejmuje tu droga ekspresowa, która wije się raz po lewej, raz po prawej stronie starej szosy. Chwila moment, i po lewej mijam charakterystyczną cementownię. Noc powoli dobiega końca. Była dość ciepła i całkiem przyjemna, senność za bardzo nie dokuczała. Mijam znajomą cukrownię, i docieram do Trenczyna. Miasto z charakterystycznym zamkiem na skale w centrum. Oraz z mostem nad wielkim (coraz większym) Wagiem. Od dawna chodzi mi coś ciepłego do jedzenia po głowie, jest jednak za wcześnie, wszystko zamknięte. Trudno, zadowalam się kolejnym serkiem (tym razem lepiej mi poszło otwieranie) i chlebkiem. Gorący dzień rozkręca się na dobre. Resztki senności zwalczam drzemką na przystanku. W międzyczasie ze strefy gór wjeżdżam na równiny południowej Słowacji. Choć jakieś niewysokie górki widać na horyzoncie po prawej stronie. Po roślinności widać że jest tu nieco cieplejszy klimat. Coraz więcej akacji, i innych gatunków liściastych. Kolejny kamień milowy to chłodnie kominowe na horyzoncie po prawej. Są to kominy atomnej elektrostancji. Świadczą one niezbicie, iż przybliżam się do Bratysławy :) W Pieszczanach wreszcie posilam się czymś ciepłym. Trzema kawałkami pizzy, każdy do 2EUR. Nawet niedrogo, bo kawałki całkiem spore. Mała rundka po Pieszczanach, a potem łapie mnie kryzys. Do tego stopnia że zalegam na dłuższą chwilę w cieniu drzew przy polnej drodze. Upalne kilometry ciągną się niemiłosiernie. Doczołguję się do Trnavy, a za miastem zaś… Tak :) Na horyzoncie, na jednym ze wzgórz po prawej widzę majaczącą wysoką sylwetkę wieży TV w Bratysławie :) Byłem pod nią chyba 2 lata temu. Nabieram sił w chłodnej oazie. Tzn. klimatyzowanym budynku stacji OMV, gdzie wciągam zimny napój z witaminkami (nie energetyk), jakąś bułę, oraz podładowuję tel. Senec przelatuję tranzytem, gdyż łapię drugi oddech. Czuję bliskość celu. Dwa czyste, piękne małe jeziorka po prawej przypominają mi o nagrodzie jakąś zaraz otrzymam :) O kąpieli w Złotych Piaskach – zalewie na przedmieściach Bratysławy. BRATISLAVA!!! Cel osiągam ok. godz. 16. Jedyne co mi teraz chodzi po głowie to wspomniana kąpiel. Z podekscytowania mylę estakady. Skręcam o jedną za wcześnie. Wreszcie jestem w lasku na zalewem, szukam dogodnego miejsca, ściągam przepocone łachy i zanurzam się po głowę w chłodnej wodzie… Relaks w wodzi trwa całkiem długo, bo chyba z godzinę. Czas podziałać coś dalej w kwestii zwiedzania. Wdziewam więc czyste szaty, i ruszam na podbój Bratysławy. Niestety rozwaliłem sobie okulary, tzn. nadepnąłem je i wyłamałem zawias… Kleję to jakoś taśmą byle się trzymało… Jest po 18tej, a w planie jest pociąg o 3.27 w nocy tak że czasu sporo. Najsamprzód odrobina MTB na szosówce, czyli objazd zalewu terenową ścieżką. Mijam strefę dla nudystów, niestety jak zwykle większość z nich to obleśne grube chłopy z wielki brzucholami i ujami na wierzchu. Następnie tłukę się powoli w stronę centrum, jadę na pamięć, tak że trochu błądzę. Tłukę to dobre słowo, o tak. Mam tu na myśli "chodniki" w Bratysławie. Te koślawe łaty asfaltu z dziurami poprzez które wyrastają chwasty to wylewali chyba jeszcze czechosłowaccy towarzysze ;) I tak wygląda całe miasto, z małymi wyjątkami. I inne miasta, Koszyce itp. podobnie. Tu jest po prostu chyba taki zwyczaj, taki nawyk, że chodniki są po prostu mało ważnym elementem infrastruktury. Nawet jak wymieniają nawierzchnię drogi, i kładą nowiutki gładziutki asfalt, to chodniki zostawiają stare. Co najwyżej dorzucą łopatę asfaltu w jakieś większe wyrwy :D Toczę się dalej z obolałymi od drgań dłońmi, i zwiedzam. Wciągam pysznego burgera z pysznymi frytami (przydrogie toto), robię zakupy w małym Tesco na noc. Zakupuję przez tel. bilety – 16 EUR czyli niedużo. I kontynuuję zwiedzanie. Ogólnie jest to miasto kontrastów. Z jednej strony są wypasione fury słowackich bogaczy, są też stare ciężarowe Tatry z nosem, które wloką za sobą pióropusz czarnego cuchnącego dymu. Są sięgające niebios szklane wieże, niektóre prawie jak Warszawie… Z drugiej zaraz obok takiej szklanej wieży jest jakiś zabytkowy opuszczony pałac, pobazgrany spreyem, z którego lecą cegły. A przed nim pełny śmieci zarośnięty plac ze spalonym wrakiem samochodu… Itp. itd. Do tego wszechobecne pamiątki po poprzednim ustroju. Jakieś płaskorzeźby, pomniki, tablice przedstawiające kult pracy, potęgę socjalizmu itp. itd… No Bratysława ma swój specyficzny klimat. Zwiedzanie obejmuje również wjazd na wzgórze zamkowe, przejazd mostem SNP, pałac prezydencki (?). Jakieś tam błądzenie po rozimprezowanych zakamarkach starego miasta, byłem też w dzielnicy nowych apartamentowców. Noc jest bardzo ciepła. Termometr o 23ciej pokazuje 25’C! Pora toczyć się na dworzec. Ogólnie to mam dość, męczy mnie senność, musiałem się w parku zdrzemnąć, i bolą mnie dłonie. W pociągu (Tatran) wpieprzam rower w kąt, a swój tyłek wpieprzam w pierwszy lepszy fotel. Jeszcze tylko okazuję bilet do kontroli, ustawiam budzik żeby nie minąć Kralovan…. I dobranoc!
 HRRRRRR...
Budzę się kawałek przed Kralovanami. W Kralovanach o 6 tej. Jest 20+ minut na przesiadkę tak że zdążam wychylić gorącą herbatkę z automatu. Przesiadka do klimatycznego, spalinowego szynobusu. Który też chyba pamięta czasy Ceskoslovensko. Tu również zajmuję się głównie spaniem. Diesel ryczy pod podłogą, pociąg się telepie po koślawych torach, i co chwila łomocze kołami o przerwy w szynach (szyny też pewnie made in CZSK). Ale w niczym nie przeszkadza to w drzemce, tak jestem zmęczony. Pod koniec trasy konduktor do mnie w te słowa „je problem, wyłuka”. Już wiem co to oznacza… +10km gratis. Pociąg dojedzie tylko do Niżnej. Z Niżnej do Trzciany jest autobus zastępczy ale roweru przewieźć się raczej nie da. Nie będę się kłócił o 10km, żadna różnica. W Niżnej wpadam jednak na głupi pomysł. Zamiast po bożemu szosą, szukam jakiejś ścieżki rowerowej, szlaku Velo wzdłuż rzeki, aby dotrzeć nią do Trzciany. VELO SRELO. Tzn. ścieżka jest ale taka gruntowa, terenowa :D Bez sensu, straciłem czas i dotrzęsło mi jeszcze bardziej moje obolałe dłonie. W Trzcianie wskakuję natomiast na trasę Velo która na pewno jest, i która jest bardzo fajna :) Asfaltowa trasa prowadzi szlakiem starego toru kolejowego do N. Targu. Ja dojadę nią zaś do Czarnego Dunajca. Trasa bardzo malownicza i w ogóle super alternatywa dla głównej drogi przez Chyżne. Tylko że ja ledwo jadę, mam dość. W Cz. Dunajcu dopadam wielkiego burgera, i wreszcie pierwszego tej trasy energola. Oj postawiło mnie to combo na nogi :) Tak że przeł. Pieniążkowicką (droga wojewódzka) wciągam w dobrej formie. No a potem to już formalność. Długi łagodny zjazd przez Rabę Wyżną, Rokiciny, Chabówkę do Rabki. W centrum zakupy, drugi malutki energetyczek. A co należy mi się, w nagrodę za moją silną wolę ;) Kupuję też tanie okulary przeciwsłoneczne, z których przełożę sobie zauszniki aby nareperować rozwalone okulary. Na kwaterze po 14tej.

Udana wycieczka, Bratysława zawsze spoko :) Coś tam pozwiedzane, coś zobaczone, forma w normie – a poprzednia długa trasa była przecież w sierpniu.

https://photos.app.goo.gl/JyiyDdsHCbvKh1sQ7

https://connect.garmin.com/modern/activity/19394826877
https://connect.garmin.com/modern/activity/19394841825

7.45 (czw) - 14.00 (sb)


Kategoria > km 400-499, Powrót pociągiem, Rabka 2025

Krk - Rabka

d a n e w y j a z d u 69.60 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Wtorek, 3 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025



Dojazd na urlop. Krk - Wieliczka - Dobczyce - Wiśniowa - Kasina - Mszana - Rabka. Gorąc fest.
Pierwszy raz udało mi się przyjechać do gospodarzy o ludzkiej porze, tj. koło 17tej a nie 22-23...
10.40 - 16.50

https://photos.app.goo.gl/XQaomVNkNrfVc2SE6


Kategoria > km 050-099, Rabka 2025