^ UP 3000-3499m
Dystans całkowity: | 5665.97 km (w terenie 168.00 km; 2.97%) |
Czas w ruchu: | 227:41 |
Średnia prędkość: | 17.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.00 km/h |
Suma podjazdów: | 53191 m |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 333.29 km i 17h 30m |
Więcej statystyk |
Radziejowa & Jaworzyna
d a n e w y j a z d u
202.00 km
33.00 km teren
11:43 h
Pr.śr.:17.24 km/h
Pr.max:57.50 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3350 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Pierwszy terenowy (powiedzmy, bo tego "terenu" to tam mało co było) trip w sezonie AD 2017. W planach była Przehyba, Radziejowa, Eliaszówka i pasmo Jaworzyny Krynickiej. Pokrzyżowała je jednak niepewna pogoda... Wskutek czego wyszedł taki zapoznawczy tylko, malutki rekonesans żeby zobaczyć czy w ogóle są chęci do jazdy MTB w tym sezonie.
Wystartowałem z niewielkim poślizgiem, 15 minut po północy. Na pierwszy ogień ma iść Przehyba (asfaltem) więc droga (najkrótsza) jest tylko jedna: Gdów, Stare und Nowe Rybie, Limanowa i dalej bokami na Gołkowice. W Wieliczce standardowa pauza i lecimy wojewódzką. "Lecimy" to właściwe określenie bo tym sezonie latam a nie jeżdżę, taka jest forma ;) A jak przy lataniu bywa jest trochę chłodno, poniżej 10 stopni w nocy dziś spadnie. Tak że kurtka / czapka niezbędne, długie spodnie / rękawiczki niekoniecznie. Ani się obejrzałem i jest Gdów. Tu też coś w rodzaju przerwy. Most na Rabie, podjazd / zjazd, w Zagórzanach skręcam w boczną drogę. Bardzo fajny ciemny odcinek przez las, dziś wyjątkowo ciemny bo zachmurzenie duże - księżyc od czasu do czasu tylko nieśmiało wyłania się zza chmur. Grabie City, Tarnawa Town i rozpoczynam uphill na Monte Stare Rybie. Pod kościołem, w ciemnościach rozświetlanych figurą Maryi jak zwykle chwila zadumy nad sensem istnienia, kolejna (nieudana) próba rozwiązania zagadki czy błyskające na horyzoncie czerwone światełka to Chorągwica czy Łęg, i pora na zjazd. Chwila moment i jest Limanowa, zaraz zacznie świtać. Trochę pokropiło ale przestało. Pogoda taka trochę niepewna się dziś szykuje. Zimny start, rozgrzewający podjazd krajówką i w prawo na Gołkowice. Przyszowa, Owieczka, Naszacowice, znajome okolice. Jeszcze tylko 4 ronda i już jestem na drodze na Przehybę. Po krótkim odpoczynku na przystanku rozpoczynam uphill. Jakieś 850m w pionie. Kilka lat temu ten podjazd wydawał mi się ścianą płaczu, dziś to po prostu długi podjazd :) Z przyjemnością mijam więc kolejne serpentyny, kolejne tablice z informacjami o Beskidzkiej przyrodzie i nigdzie się nie spiesząc wtaczam się na szczyt. Prześwitujący przez drzewa wielki maszt nadajnika ukazuje się mym oczom chwilę po godzinie 8mej. Na podjeździe minąłem jeden samochód (właśnie z TV) i... chyba tyle. Na szczycie to co innego, tu już turystów kilku spotkałem, w tym 1 rowerzystę. Trochę zeszło na zdjęcia, jedzenie, przygotowanie roweru do górskiej wędrówki i koło 9 startuję na Radziejową. Bardzo przyjemny odcinek czerwonego szlaku dziś jest nieco mniej przyjemny - za sprawą ogromnych czasami błotnistych rozlewisk (na zdjęciu), których nie sposób przejechać. Jest dość chłodno, ledwie kilkanaście stopni, i to tak bliżej 10 niż 15. Nieśpiesznym tempem wdrapuję się na Radziejową a jest po 10tej. Tu też spotykam kilku turystów. Na wieżę wychodzić mi się nie chce (no dobra tak naprawdę boję się że mi ktoś rower buchnie :D), coś tam tylko odpocząłem i pora na zjazd. Czyli w tył zwrot, bo z drugiej strony z Radziejowej zjazd chyba tylko na DH-owców. Zjeżdżam do rozstaju szlaków, odbijam w czerwony narciarski, który omija szczyt trawersując go. Daleko nie ujechałem a tu zaczyna kropić, po chwili padać a w końcu lać. Na szczęście wziąłem ubranie przeciwdeszczowe (a zastanawiałem się czy brać). Gdy spadło odrobinę gradu (malutkiego co prawda, z 5mm średnicy) nieźle się przestraszyłem. Najbliższy kawałek dachu (wieża) na Radziejowej. Z tym że trochę pod górkę. Postanowiłem zlecieć więc na przełęcz Żłobki a potem szutrówką (niebieski rowerowy) do Rytra. I tak też zrobiłem. Trochę się natomiast wkurzyłem bo w połowie zjazdu przestało padać i wyszło Słońce... A w planach była Eliaszówka. Nic to jednak, pora na Pasmo Jaworzyny. Może trochę krótszą jednak drogą tj. zamiast z Rytra wjadę na nie z Piwnicznej. W mieście dłuższa pauza, w trakcie której ociepliło się i te 20 stopni wreszcie jest. Szukam bocznej drogi Łomnicę-Zdrój. Jakimś cudem jednak ją przeleciałem i ani się obejrzałem i jestem w Wierchomli... Nieważne, i tak z bardzo ambitnych dzisiejszych planów nici. Dziś będzie lajtowo: bacówka nad Wierchomlą, Jaworzyna i powrót pewnie pociągiem skądśtam. Coś tam zaczęło nieśmiało kropić ale przestało. Docieram asfaltem do rozstaju dróg i skręcam w zielony rowerowy. Okazuje się on gładką, trawersującą zbocze szutrówką przez równie zielony las, pozwalającą sprawnie nabierać wysokości. Całkiem ciepło się już zrobiło. W końcu jest "schronisko". W cudzysłowie bo schronisko górskie z obstawionym samochodami parkingiem to tak trochę słabo IMO... Mniejsza jednak o to, nikt nie każe mi tu przecież siedzieć. Co niniejszym czynię i ruszam dalej niebieskim/zielonym szlakiem. To już nie szutrówka a szlak, z tym że jak na Beskidzkie standardy to bardzo łatwy, niemal 100% w siodle (pomijając kilka mega bagienek na drodze). A jak lajtowo to lajtowo, nigdzie mi się nie spieszy, toczę się powolutku co chwila bawiąc się samowyzwalaczem w aparacie i robiąc coraz to fajniejsze fotki. Na Jaworzynę wtaczam się przed 17tą. Na górę można dostać się kolejką, więc to taka "Gubałówka", tyle że w mniejszej skali. Rozwrzeszczane kolonie, turyści w klapkach itp itd. Za długo więc tam nie zabawiłem tylko zbieram się w dół. Jakąś szeroką, leśną, drogą ale bez oznaczeń szlaku. Niezbyt trudna co pozwala osiągać na niej naprawdę duże prędkości ;) Raz dwa i jest Krynica. Chwila relaksu na reprezentacyjnym deptaku. Koniec "terenu", dorzucam więc też trochę powietrza do opon. Uphill na przeł. Krzyżówka, szzyyybki zjazd do Grybowa. Przed miastem umyłem jeszcze rower w rzece, coby mnie z pociągu nie wyprosili ;) Jakieś tam zakupy no i na dworzec. Tyle by było na dziś. W domu o 23.30.
Udana wycieczka, choć czuć pewien niedosyt. Trzeba będzie sobie odbić następnym razem ;)
Aha no i okazało się ze chęci do jazdy MTB jak najbardziej SĄ. Tyle że jestem w rozterce: pojeździł by co po Górach ale z drugiej strony obecna forma pozwala realnie myśleć o różnych rekordowych szosowych dystansach...
Zdobyte szczyty:
Przehyba 1175
Mała Przehyba 1155
Wielka Przehyba 1191
Złomisty Wierch 1224
Bukowiniki 1209
Przeł. Długa 1161
Mała Radziejowa 1207 x2
Radziejowa 1266
Przeł. Żłobki 1104
Runek 1080
Czubakowska 1082
Jaworzyna Krynicka 1114
Przeł. Krzyżówka 745
Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/kQ1ac4l6dicU5h2k1
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 16%
WYSOK MAX: 1226
0.15 - 23.30
4l
5 bułek z szynką, 5 bananów, 3 paczki delicji, 2 czekolady, paczka biszkoptów
Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 200-249, Korona Gór Polski, Powrót pociągiem, Terenowo
Przełom Dunajca, Czerwony Klasztor i Stara Lubovna
d a n e w y j a z d u
279.78 km
8.50 km teren
14:45 h
Pr.śr.:18.97 km/h
Pr.max:69.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3061 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Miało być lajtowo, a wyszło jak zwykle ;)
Wstępnym, bardzo luźnym i niezobowiązującym planem była
szosowa pętelka dookoła Gorców - w 2014
takie coś jechałem i z tego co pamiętam
220km wyszło. Czyli luzik :)
Wyjazd godzina 0.05. Standardowo, Wieliczka, Dobczyce,
Wiśniowa. Temperatura nie pamiętam jaka, a skoro nie pamiętam to pewnie nie
wyróżniająca się czyli 5 czy tam 10 stopni. Noc księżycowa. Śniadanie na
przystanku w Poznachowicach. W Mszanie drugie śniadanie, zaczyna świtać. Tu
skręcam na Zabrzeż. Pogoda póki co taka nijaka, tzn. pochmurno i raczej nie
ciepło. Uphill na przeł. Przysłop Lubomierski wszedł gładko bo i nie mogło być
inaczej, ten podjazd był wyzwaniem powiedzmy kilka lat temu ;) W Szczawie długa
pauza nad Kamienicą. Pogoda już nawet zaczęła się klarować ale na skrzyżowaniu
w Zabrzeży znów widać biały kołtun mgieł w dolinie Dunajca w który trzeba
będzie wjechać (zdjęcie). W Krościenku jestem koło 8.30 czyli widać jak bardzo
rekreacyjne było tempo :) Tu też relaks nad rzeką (przy okazji ujebałem
śnieżnobiałe oponki jakąś gliną...), szczęśliwi czasu nie liczą, więc się
zeszło ;) I wpadł mi do głowy pomysł niegłupi: że niby po co setny raz do tego
N. Targu jechać skoro nie byłem jeszcze nigdy pod Czerwonym Klasztorem
(rowerem)? Wobec powyższego obrałem kurs na Szczawnicę, Przełom Dunajca,
wspomniany Klasztor a potem gdzieś przez Słowację. Się zobaczy. Kilometrów na
pewno sporo ponad 220km plan będzie ale kto by się tym przejmował ;)
8mio chyba kilometrowy trakt brzegiem rzeki był bardzo
widokowy, opłacało się tu przyjechać. W dodatku turystów niewiele bo aura
ciągle jakaś taka wilgotna, może zgniła nawet bym powiedział (na szczęście
deszczu niet). Niesamowite wrażenie robiły pewnie 300m czasem metrowe, stalowo
szare skały wyłaniające się z nurtu rzeki, porośnięte gdzieniegdzie nie wiadomo
jakim cudem zakorzenionymi drzewami :O Pod Czerwonym Klasztorem koło 10tej.
Obowiązkowa fotka na tle Trzech Koron i myślę co dalej. No i wymyśliłem: Stara
Lubovna i przez Piwniczną do domu. Mijam Velki Lipnik (który wcale taki wielki
nie jest, zabita dechami dziura ;) ) i zaczyna się pod górkę. Znaczy się
przełęcz jaka pewnie. No i jest, 730m n.p.m., dobre i co. Szalony (prawie 70
było) zjazd i docieram do Lubovni. Już miałem jechać na rynek ale skusił mnie
znak: „w lewo Hrad jakiś tam, ileś tam km”. Zamki na Słowacji bywają efektowne więc chyba
warto zobaczyć. Asfaltowy podjazd, potem kawałeczek szlakiem, w końcu rower
górski mam ;) Nie wszystko udało się wciągnąć, opony ślizgały się po trawie. Zajechałem
pod samą bramę, obowiązkowa fotka z panoramą miasta na tle gór i w dół. Rynek
też warto zaliczyć, co by nie? Piknik trwał chyba z godzinę, tak że w drogę
powrotną ruszam koło wpół do trzeciej. Za miastem kolejna atrakcja, tj.
podjazd. W to mi graj, pewnie wpadnie kolejna przełęcz do kolekcji :) Droga
bardzo widokowa więc pauzy na fotki były pretekstem do odpoczynku, trochu gorąco
było. W końcu jest. Sedlo Vabec, 760m n.p.m. Tu też dłuższa pauza, kontemplacja
całego tego piękna jakie mnie otacza :O Piękna Gór. Siedziałem sobie na jakimś
betonowym fundamencie i cieszyłem się jak głupi do sera chyba przez pół godziny
:) Pora jednak się zbierać, zjazd sam się nie zjedzie ;) Trzeba mu pomóc. Ja
pomagałem mu jak mogłem ale 70ki nie było :/ Znowu te 68-69 jakoś... Ciągnął
się i ciągnął. Granica, Piwniczna. Zakupy, jakiś tam napój i chyba 25cm
średnicy drożdżówka. Jej ogrom docenił nawet starszy Pan, który przechodząc
obok, do żony w te słowa: „Jezu, jaka wielka drożdżówka!”. :D Coś tam odpocząłem
na ryneczku i domu jeszcze setka, z hakiem. Standardowo, bez żadnych kombinacji:
Old Sącz, New Sącz, Limanowa, Stare & Nowe Rybie, Łapanów, Gdów. Droga
znana i lubiana. W zasadzie nie wiem co o niej można więcej napisać, więc tak w
skrócie tylko: Podjazd na N. Sączem raczej ciężko wchodził, chwilę sobie odpocząłem.
Na zjeździe do Limanowej znów próbowałem pobić rekord prędkości ale znowu
„tylko” 60 ileś. Zachód Słońca za Limanową, ostatni cięższy podjazd, pod
kościół w Starym Rybiu. Na szczycie ostatnia kontemplacja widoków, ostatnie
czerwono-żółte tchnienie Słońca zza horyzontu. Ostatni (już naprawdę ostatni)
szalony zjazd w ciemnościach z lampką na full trybie. Odpoczynek pod pięknym
dębem w Łapanowie, Gdów i do domu. Znowu tak, jak często ostatnio mam. Że na
ostatnich kilometrach zamiast słabnąć rozpiera mnie energia O.o Chyba wiem o co
w tym chodzi. To coś siedzi w głowie a nie w mięśniach. W domu o godz. 0.30 w
dobrej formie.
Udana wycieczka, gór nigdy za wiele. To był dobry, rowerowy
dzień :)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Strananske Sedlo 730
Pasternik 555
Lubovniansky Hrad 630
Vabec 690
Sedlo Vabec 760
Litacz 652
Zdjęcia wyjątkowo w takiej formie:
https://goo.gl/photos/ALMyoyuS3BH57ugn8
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 13%
WYSOK MAX: 752
0.05 – 0.30
3,5l
4 bułki z szynką, 4 banany, 3 czekolady, wielka drożdżówka,
wafelek, energy bar
Serwis: mycie roweru, smarowanie łańcucha, regulacja hamulców, pompowanie opon, klejenie siodełka, wymiana łożysk sterowych
Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 250-299, Terenowo, Serwis
Spontaniczna Słowacja
d a n e w y j a z d u
263.67 km
0.00 km teren
12:56 h
Pr.śr.:20.39 km/h
Pr.max:66.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3018 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Nie miałem żadnego pomysłu na ten weekend. Tzn. plany mam, ale bardzo ambitne, i na taką wycieczkę potrzeba 1,5 doby :D Tymczasem w sobotę pogoda była słaba, została tylko niedziela. Coraz ciężej mi wymyślić jakąś asfaltową pętlę, wszędzie już byłem. Ostatecznie stanęło na: Dobczyce, Kasina, Limanowa, New Sącz i podjazd na Krzyżówkę (od tej strony jeszcze nie wjeżdżałem na tą przełęcz). A potem się zobaczy.
Wyjazd standardowo, o północy, a dokładniej pięć po. To dobra pora na start, fajnie mi się tak wyrusza. Jak zawsze, Wieliczka i na południe DW 964. Jedzie się bardzo sprawnie więc nawet nie zatrzymuję się i Dobczyce omijam obwodnicą. Za miastem klimatyczny odcinek bez latarni. Zwłaszcza dzisiaj, gdy Księżyc w pełni mógłby zastępować lampkę. Chwilę potem zachmurzyło się ale prognozy na dziś nie przewidują deszczu. Trzymam za słowo. Pierwszy odpoczynek dopiero w Wiśniowej, pod kościołem. Jeśli chodzi o temperaturę to najniżej spadło do 2'C, czyli nie było źle. Zresztą podjazd (na przeł. Wierzbanowską) nie pozwala zmarznąć. Kolejna przeł. (Wielkie Drogi) i w lewo, w DK28. Tu nie ma miejsca na nudę, od razu rozpoczyna się uphill na przełęcz Gruszowiec :) Pomimo że to krajówka to w niedzielną noc ruch praktycznie zerowy! Pojedynczy samochód raz na jakieś 10 min, nie przesadzam. Cała szosa dla mnie! Na przełęczy krótka pauza, i pora na pierwszy dziś, szalony zjazd :) To tu w 2012 wykręciłem swojego maxa w całej rowerowej karierze (75,3km/h). Dziś tak dobrze mi nie poszło :/ Choć bardzo się starałem to z tego co pamiętam 62,5 tylko było. Jedyne usprawiedliwienie jakie mam to niewchodzące najcięższe przełożenie, i na 40-14 nie bardzo jest czym dokręcać. W Limanowej pauza na rynku. Stosowna, wysoka dekoracja przypomina mi że dziś Niedziela Palmowa. Na podjeździe za miastem zaczyna przejaśniać się. No płasko to tu nie jest. Nie ma żadnej przełęczy ale na prawie 650m n.p.m. znów trzeba się wdrapać. Świt wita mnie kawałek przed długo wyczekiwanym znakiem. Właściwie kompilacją znaków, ostrzegającą o zjeździe do N. Sącza. Tu również było szybko (ze 60) ale też bez jakichś rekordów. W mieście dłuższa przerwa pod kasztanowcem, które ma już nie takie małe, zielone listki. W tym roku przyroda jakby szybciej budziła się do życia. Chmury rozchodzą się, temperatura wzrasta, ogólnie wypogadza się. Podjazd na kolejną dziś przełęcz - Krzyżówkę - rozpoczynam więc w dobrym humorze. Podjazd ciągnie się i ciągnie ale jest bardzo przyjemny - nachylenie rozsądne, ruch (krajówka) dalej znikomy a wokoło piękne okoliczności przyrody (góry). Kurde no ma się to poczucie "bycia w górach" :) W końcu charakterystyczne skrzyżowanie na szczycie. Tu też dłuższy popas i przebierka w krótkie ciuchy bo już ciepło. Obmyślam też dalszy plan podróży. Niby można by zlecieć do Grybowa ale szkoda tak z gór zjeżdżać, dopiero 9 rano. Ostatecznie stanęło że przez przeł. Tylicką przebiję się na Słowację, kilkanaście km przez jakieś wiochy a do Polski wrócę boczną (bardzo boczną wg. mapy) drogą przez Wysową Zdrój. No to ruszamy, pora wdrożyć ten świetny (jak mi się wtedy wydawało) plan w życie :) Kilkanaście km przez bardzo ładne okolice (uwagę zwracają zwłaszcza liczne cerkwie) i docieram do granicy. Licznik wskazuje tu ~140km i ~2000m UP. Nieźle :) Słowacja wita mnie bardzo miło, znakiem: "Zjazd 19%" :D Ale to chyba błąd w druku i autor miał na myśli "9%", bo tyle wskazał licznik. Czuję się oszukany. Niemniej jednak i 66km/h tam wyciśnięte nie jest złym wynikiem. Wypatruję skrętu w lewo, na Gaboltov. Nie ma jednak niczego takiego co by taki skręt przypominało, tylko jakaś polna droga nie wiadomo gdzie prowadząca. Zlatuję więc dalej, do "krajówki". W cudzysłowie dlatego że na tym 1km fragmencie którym jechałem spotkałem więcej rowerzystów niż samochodów (dosłownie) :D Jeśli chodzi to widoki to: "Ku*wa jak tu pięknie". Do tego stopnia że co chwila powtarzam sobie te właśnie słowa cicho pod nosem. Dlaczego to widać chyba na zdjęciach :) Koło stacji benzynowej skręcam w boczną drogę, na Niżny i Wyżny Twarożec (pewnie coś z serem). No i tak jadę sobie, jadę. Delikatnie pod górkę. Jak już wspominałem, jest bardzo ładnie. Niepokoi natomiast to że przede mną rozpościera się ściana gór! Dość wysokich gór. W której nie widać żadnego obniżenia, którym mogła by przebiegać potencjalna droga do Polski. Obawy okazują się jak najbardziej uzasadnione. W Wyżnim Twarożcu droga rzekomo prowadząca do Polski okazuje się być gruntówką. Mapka w centrum rozwiewa wszelkie wątpliwości. Ta droga to pieszy szlak przez jakieś 800m góry :D W dodatku nie prowadzi w stronę granicy. No wkurzyłem się trochę. Cały, misternie ułożony (w jakieś 5 min) plan w pizdu... Niby można by tym szlakiem dalej. W końcu nie po takich górach się jeździło/prowadziło/niosło rower ;) Jednak dzisiejsza wycieczka z założenia miała być asfaltowa i nie widziała mi się jakaś przeprawa przez góry. Tym bardziej na rowerze z ciężką sakwą, resztką picia i bez mapy słowackich gór. Wyjścia (rozsądne) były dwa: wrócić po śladzie do Polski lub wrócić do Polski przez Bardejów, Zborów. Wygrała opcja druga bo głupio tak zawracać. Z powrotem do krajówki, w dół. Do Bardejowa 10km bardzo przyjemną "krajową 77ką". Pogoda też OK - 20 stopni, błękitne niebo nieco tylko przystrojone białymi chmurkami (wg prognoz w górach miało być 10 i zachmurzenie całkowite). Docieram do miasta, bardzo ładnego nawiasem mówiąc. Śmieszą co poniektóre reklamy, szyldy, ogólnie cały Słowacki język. Pauza na jakimś placu, nawet WiFi mają. Wygrzewam się na słoneczku, i nieśpiesznie konsumując paczkę pierniczków koncypuję nad dalszym przebiegiem trasy. Nic szczególnego nie wymyśliłem - do Polski przez Konieczną, Gorlice i na pociąg z Bobowej, o 20.15. Na kołach wrócić do domu raczej nie ma szans, ze 350km by wyszło :D Nieśpiesznie ruszam więc ku Ojczyźnie. Dalej, coby nie przynudzać, w telegraficznym skrócie: Zborów, Chmielowa, Becherów (raczej zapadłe dziury). Podjazd na przeł. Beskidek. Kilometr przed granicą na liczniku wybija 200km. Ostatnia bułka, ostatni (poobijany) banan. Pagórkowata droga, ochłodzenie. Podjazd na ostatnią dziś, siódmą (!) przełęcz - Małastowską. (Przed)ostatni szalony zjazd. Gorlice. Czas goni. Dokumentacyjna fotka w przypadkowym miejscu i na Bobową. Baton energetyczny. Ostatnie promienie zachodzącego Słońca, ostatnie zakupy, naprawdę ostatni - ostatni szalony zjazd. Bobowa, rynek, na peronie 40 min przed odjazdem. Do Krakowa 2 godzinki nowoczesnym i niedrogim pociągiem. Na dworcu o 22.30, w domu po 23. Meta.
Udana wycieczka. Tak trochę spontanicznie ta Słowacja wyszła. Ładny i fajny na rower kraj. Morze gór, dużo "dziewiczych", niezurbanizowanych terenów. Ruch nieduży, kierowcy nigdzie się nie śpieszą, nie ma terroru ścieżek rowerowych. Natomiast wadami wydają się być: wszechobecni Cyganie, trzeba uważać. Totalne zadupia - w razie jakiejś poważniejszej awarii może być nieciekawie. Podejrzewam że w niedzielę nie ma w całym kraju ani jednego otwartego sklepu/serwisu rowerowego :D Przy jeździe MTB problemem są podobno zakazy dla rowerów we wszystkich lasach. Ale nie wydaje mi się żeby jakoś to egzekwowali. Bo pewnie ciężko w tych lasach kogokolwiek spotkać ;)
To był dobry, rowerowy dzień :)
PS Nawigowanie po Słowacji za pomocą 8-letniej mapy woj. Małopolskiego nie jest dobrym pomysłem ;)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Gruszowiec 660
Litacz 652
Przeł. Krzyżówka 745
Przeł. Tylicka 683
Przeł. Beskidek (Dujawa) 550
Przeł. Małastowska 604
Pauza w Wieliczce © Pidzej
Tartak w Wiśniowej © Pidzej
Odpoczynek w Wiśniowej © Pidzej
Pierwsza dziś przełęcz: Wierzbanowska © Pidzej
Kierunek: New Sącz © Pidzej
Na przeł. Gruszowiec © Pidzej
W Limanowej © Pidzej
Na podjeździe za miastem. Świt tuż tuż © Pidzej
Randomowy kościół © Pidzej
Pod górkę. Jeszcze tylko kawałek © Pidzej
Na to czekałem :) © Pidzej
Wzburzony Dunajec © Pidzej
Zamek w N. Sączu © Pidzej
I palma tamże © Pidzej
Odpoczynek tam gdzie zawsze, pod kasztanowcem © Pidzej
Rzuciłem gołębiowi kawałek bułki. Kilka sekund później znikąd się ich 30 pojawiło :D © Pidzej
Są już liście. A także lampki świąteczne :D © Pidzej
Rynek w Nowym Sączu © Pidzej
Takie tam © Pidzej
No zielono się robi :) © Pidzej
Chyba tor konny © Pidzej
Wreszcie jest © Pidzej
Piękne okoliczności przyrody © Pidzej
Charakterystyczne skrzyżowanie © Pidzej
Stamtąd przyjechałem © Pidzej
Odpoczynek na przęłęczy © Pidzej
Bociany już urzędują © Pidzej
Charakterystyczne dla Beskidu Niskiego cerkwie © Pidzej
Przyjemna droga © Pidzej
Cerkiew w Tyliczu © Pidzej
Ku Słowacji © Pidzej
Na granicy © Pidzej
Ale mi narobili smaka © Pidzej
Na Słowacji © Pidzej
Nasi tu byli © Pidzej
Kawałeczek "krajówką" © Pidzej
Słowacja © Pidzej
Słowacja © Pidzej
Słowacja © Pidzej
Słowacja © Pidzej
Temperatura optymalna :) © Pidzej
Fajny język. Jak każdy Słowiański © Pidzej
?! Takie ciężkie wozidła tam mają? © Pidzej
Słowacja © Pidzej
Coś z serkiem pewnie © Pidzej
Droga na Wyżni Twarożec. Przede mną ściana gór © Pidzej
Tutaj wszystko się wyjaśniło © Pidzej
W Wyżnim Twarożcu © Pidzej
Z powrotem na krajówce © Pidzej
Gdzieś po drodze © Pidzej
Coś w rodzaju ścieżki rowerowej. Nienajgorsza ale dwa razy musiałem przenosić rower przez barierkę © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Przedmieścia Bardejowa © Pidzej
Pamiętam te markety z Polski © Pidzej
Złota Zuzanna © Pidzej
Wysoka Szkoła Zdrowotnictwa i Socjalnej Pracy :D © Pidzej
Sportowa Hala © Pidzej
Odpoczynek w Bardejowie © Pidzej
Te też były w Polsce © Pidzej
Ale że o co chodzi?! © Pidzej
Przez jakieś wiochy © Pidzej
Potrawiny © Pidzej
W Zborowie © Pidzej
Powrót do Ojczyzny © Pidzej
Jeszcze jedno po drodze © Pidzej
Na granicy © Pidzej
Banan źle zniósł trudy podróży. Ale nawet dał się zjeść © Pidzej
Wspólna wieczerza. Dobra, już nie przeszkadzam © Pidzej
Ostatnia dziś przełęcz - Małastowska © Pidzej
Szybka fotka z Gorlic © Pidzej
Ostatni zjazd © Pidzej
No i Bobowa © Pidzej
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 18% (?)
WYSOK MAX: 728
0.05 - 23.05
3,5l
5 bułek z szynką, 5 bananów, 2 2/3 czekolady, pierniczki, wafelek i energy bar
Nowe gminy:
Małopolskie:
Nawojowa
Ujście Gorlickie
Sękowa
Moszczenica
Łużna
Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 250-299, Powrót pociągiem
Wyspowy & Gorce
d a n e w y j a z d u
185.00 km
45.00 km teren
13:00 h
Pr.śr.:14.23 km/h
Pr.max:64.00 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3300 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Jutro kolejna trasa a ta zeszłego tygodnia jeszcze nie opisana - jeździć się chce a pisać relacje już nie bardzo. Ale w końcu się zmusiłem.
W niedzielę znowu byłem w górach, pogoda jak na Wrzesień wymarzona, trzeba ją wykorzystać na maxa. Pomimo że z cyferek wynika że wypad nie był tak hardcorowy jak poprzedni to jednak zmęczyłem się niewiele mniej (bo szlaki miejscami były mało rowerowe). A głównymi celami były dziś kolejne niezaliczone szczyty:
- w Beskidzie Wyspowym: 2 "tysięczniki" w Masywie Mogielicy: Jasień & Kutrzyca
- w Gorcach: kilka wysokich szczytów 1100-1200m, z Gorcem Troszackim, Kudłoniem i Mostownicą na czele
Trasa średnio długa więc wyjazd "późno" - o 4 przed świtem. Trochę się nawet przespałem. Do Wieliczki krajówką, tu jak zwykle mała przerwa na łyk picia i dokumentacyjną fotkę. Na zjeździe serpentynami w dolinę Raby też jak zwykle wpada się w strefę zimnego powietrza. Dobczyce omijam obwodnicą, nie chce mi się zatrzymywać w centrum na śniadanie bo nie jestem jakoś głodny. Wschód Słońca wita mnie podczas odpoczynku w Poznachowicach. Pogoda - trochę chmur jest ale nie wygląda na takie z jakich mogło by padać. Wieje tak jakby w twarz. W Wiśniowej standardowo wjeżdżam w "strefę ciepłego powietrza". Na przeł. Wierzbanowskiej jak zawsze wita mnie zapach świeżo ściętego drzewa (jakiś skład drewna tu jest). Na przeł. Wielkie Drogi jak zwykle warto zatrzymać się na fotki - wschodzące nad szczytami Beskidu Wyspowego Słońce. Kasina, Mszana Dolna i skręcam na Mszanę Górną. Tu robi się chłodno (min. 12'C). Wypatruję drogi na Łętowe. W końcu jest, odbijam w lewo. Droga wspina się tu na jakąś przełęcz bez nazwy (ponad 600m n.p.m.). I na tej właśnie przełęczy rozpoczynam terenowy etap dzisiejszej wycieczki. Przerwa na przystanku, śniadanie (wreszcie) i przygotowanie roweru. Upuszczam powietrza z opon, zdejmuję lampki a plecak zakładam na plecy. I punktualnie o 8 wjeżdżam na szlak (zielony pieszy/czerwony rowerowy). Na szlaku jak to na szlaku. Najpierw leśna droga, trochę jazdy, trochę pchania. Jakaś polanka i pierwsze widoki. Potem szlak skręca w stromą ścieżkę i tylko pchanie. Następnie znowu leśna droga i bardzo przyjemna jazda. Po drodze MEGA widokowa polana - Łąki. No widoki prawie takie jak ze Stumorgów. Jasień zdobywam o 9.15. Zjeżdżam jeszcze kawałek polaną aby zaliczyć niewiele niższą Kutrzycę. Tu spotykam pierwszych dziś turystów. I żółtym szlakiem kieruję się na przeł. Przysłop (Lubomierski). Początek bardzo fajny, prawie całość w siodle. Po drodze przeł. Przysłopek (druga o takiej samej nazwie jest kilka km obok). Przebiega nią wąska asfaltowa droga. Tu spotykam dwóch grzybiarzy. Są bardzo rozmowni, zwłaszcza jeden z nich. Też z Krakowa i też podobno jeździ na rowerze po górach, i radzi mi jak tu jechać. No całkiem miło się gada ale ja chciałbym już ruszać ;) Jadę dalej żółtym szlakiem (na chwilę go zgubiłem). Trochę do góry, a potem w dół. Kawałek dalej szlak przeradza się w zarośniętą ścieżkę i trzeba prowadzić. Końcówka to przyjemny zjazd na przełęcz. Przerwa na przystanku, krem, zakupy w moim ulubionym sklepiku (przed startem w Gorce mam zapas 2,5l wody). I ruszam do góry żółtym szlakiem. Asfalt, leśna droga, potem zarośnięta ścieżka. Trochę niepokoją mnie gęsto upakowane poziomice na mapie. No i faktycznie szlak okazuje się mało rowerowy - dziś czeka mnie długa wspinaczka drewnianymi schodami. Tyle dobrze że w cieniu. Docieram wreszcie na jakąś polanę, sprawdzam na mapie jak daleko "zajechałem". No i okazuje się że nie za daleko ;) To dopiero Jaworzynka. Widać stąd Jasień, z którego niedawno zjechałem. Potem, z tego co pamiętam trochę jazdy i kolejna, większa polana - Podskały. Magiczne miejsce. Ma się wrażenie jakby było się gdzieś na końcu świata. Dookoła bezkres gór i nie widać żadnych miejscowości, żadnych śladów cywilizacji. A do szosy wojewódzkiej stąd 2km w linii prostej. No a potem znowu schody i mały kryzys - ratuję się ostatnim, 6-tym bananem. W końcu jest jednak Gorc Troszacki. Tu zaczyna się super singielek. Dookoła borowiny i usychające świerkowe drzewostany. Tak fajnie się jechało że chyba minąłem Kudłoń. Zawracam więc (chcę mieć fotkę na szczycie). A ten jest słabo oznaczony - betonowy słupek na czarnym szlaku. Żadnej tablicy ani nic, a to przecież 4 co do wysokości szczyt w Gorcach! Kudłoń zdobywam o 13. Potem super zjazd na przełęcz Borek. Jak dla mnie to był on nawet odrobinę extremalny. Jakaś rodzinka krzyczy na mnie - tu nie wolno (ale na dzień dobry odpowiedzieli)! Heh no wiem że nie wolno, ale co zrobić - szlaków rowerowych w GPN jest mało, i są w większości mało atrakcyjne. Ot szutrowe drogi przez las, trawersujące zbocza i niezaliczające żadnych szczytów ani widokowych polan. Wyjątkiem jest tu szlak rowerowy biegnący wzdłuż GSB. No ale ile można jeździć jednym szlakiem? A ja przecież nie szaleję tylko tak turystycznie. Jak mijam turystów to zwalniam prawie do 0, albo się zatrzymuję. Nie śmiecę, wszystko zwożę w dół, do cywilizacji. No i generalnie pieszy turyści są do takich "rowerowych turystów" nastawieni pozytywnie lub neutralnie. Nie wiem jak strażnicy parku, bo jeszcze żadnego nie spotkałem. Na przeł. Borek dłuższa przerwa. Pogoda super, nie za gorąco, trochę ponad 20 stopni. Ciągle przeliczam czas, żeby przed zmrokiem zjechać z gór. No i pomimo że idzie mi raczej powoli to wychodzi że nie ma się gdzie spieszyć. Żółty z przełęczy na Czoło Turbacza już znam. Najpierw mały wypych potem sporo jazdy. Trochę wkurzają mostki z bali (duże przerwy między kłodami). Wyjeżdżam na polanę i tu zaczyna się 1,5km totalnego nielegalu. Bo trzeba zaliczyć Mostownicę. A przy drodze jest tabliczka "Obszar ochrony ścisłej". O ile na jazdę po parku można jeszcze przymknąć oko to to już totalna głupota i mandat za to można pewnie dostać niewąski! Pojechałem, cyknąłem fotkę i czmychnąłem z powrotem. Mostownica zaliczona, więcej już się tam nigdy nie pojawię. Na Czole Turbacza jestem przed 15. Hehe 13km po górach "jechałem" 4 godziny :D Butelka z wodą zaczęła przeciekać (przetarła się od bagażnika). Na szczęście w porę zauważyłem i straty wyniosły 0,25l. Coś tam zjadłem, odpocząłem, cyknąłem fajną fotkę z rowerkiem na skałach. I zbieram się do drogi, jakiś wiatr się zerwał. Szczyt Turbacza dziś ominę bo byłem już na nim 2 razy w tym roku. Lecę czerwonym szlakiem na Rozdziele. To tu się niedawno zgubiłem i skręciłem w nartostradę. Skręcam w nią i dziś, aby zaliczyć Średni Wierch. Trochę mi się nie chce, bo fajnie się leci czerwonym ale jak trzeba to trzeba. Fotka w miejscu gdzie prawdopodobnie wypada szczyt i zawracam. Dalej czerwonym na Stare Wierchy. Szlak już znam, leci się też pięknie, aktywność fotograficzną znacznie więc tu ograniczam. Na Starych Wierchach po 16. Pod schroniskiem siedzę z godzinę, oglądam mapy, delektuję się "byciem w górach". Na zakończenie dzisiejszej "górskiej włóczęgi" niebieski szlak na Obidową. Jeszcze nim nie jechałem. No to chyba najfajniejszy dziś odcinek! Przyjemna leśna droga, kamieni brak lub takie w sam raz. Praktycznie cały czas delikatnie w dół. Całość w siodle (poza kilkoma "wiecznymi kałużami" które wolałem obejść). Po lewej widoki na Tatry. Po drodze odbijam kawałeczek, aby zaliczyć Skałkę. W końcu wyłania się maszt, a potem drugi - to już Obidowa i Zakopianka. Na szlak wjechałem o 8 a zjechałem o 18 - 45km terenu zajęło mi 10 godzin :D No prędkość jak u piechura. Ale mnie to nie przeszkadza, i tak wolę na rowerze :) Szalony zjazd do Rabki (20%, to tu wykręciłem dzisiaj maxa) i szukam jakiegoś sklepu aby wodę kupić. Znajduję dopiero na placu targowym po drugiej stronie rzeki. Odpoczynek jak zawsze pod dworcem. Dopompowuję koła, zakładam lampki. I zeszła prawie godzinka, tak że do domu ruszam o zachodzie Słońca. Po tej przerwie tak mi sił przybyło że się nawet zatrzymywać nie będę musiał. W Mszanie już prawie całkiem ciemno. W Kasinie zjeżdżam z krajówki w moją ulubioną wojewódzką. Na przełęczy Wielkie Drogi wydawało mi się że się błysnęło gdzieś na zachodzie (jak się potem okazało, było to całkiem możliwe). Z przeł. Wierzbanowskiej widać już światła Krakowa i migające na czerwono kominy w Łęgu (35km w linii prostej). Znów ten zapach drewna. I w dół, do Dobczyc. Zawsze leci się tu pięknie. A dzisiaj to już w ogóle (wiatr w plecy). Niesamowite uczucie, delikatnie w dół (-1%, -2%) a rower na terenowych oponach jedzie bez pedałowania te 30-35km/h! Gdzieś w Sierakowie zaczyna kropić. A im bliżej Wieliczki tym bardziej grzmi/błyska się. Burza jest gdzieś niedaleko, a tu gdzie jadę była pewnie niedawno (droga całkiem mokra). W końcu w Wieliczce dopada mnie ulewa, na szczęście byłem koło przystanku. Przeczekałem największy deszcz, zapakowałem to co wrażliwe (elektronika/mapy) w worki i pojechałem. W domu koło wpół do 12.
Udana wycieczka, wpadły kolejne szczyty, przejechane kolejne nowe szlaki. Tak sobie patrzyłem po mapach i już myślałem że mam zaliczone wszystkie szczyty >1000 w Wyspowym i >1200 w Gorcach ale okazuje się że jednak nie. Tu i tu zostało po jednym. Ale to już materiał na kolejną wycieczkę :)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502 x2
Przeł. Wielkie Drogi 562 x2
Kiczora 901
Jasień 1062
Kutrzyca 1051
Miznówka 969
Przeł. Przysłopek 783
Myszyca 871
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Jaworzynka 1026
Gorc Troszacki 1235
Kudłoń 1276
Przysłopek 1123
Przeł. Borek 1009
Mostownica 1251
Czoło Turbacza 1259
Rozdziele 1198
Solnisko 1181 x2
Średni Wierch 1122
Obidowiec 1106
Groniki 1027
Jaworzyna 943
Skałka 907
Obiadowa ?
Kulakowy Wierch 840
Obidowa 865
Przerwa na łyk picia w Wieliczce © Pidzej
Na rondzie przed Dobczycami. Do Kasiny samochodem 25 min. Rowerem 1h 25 min © Pidzej
Odpoczynek na przystanku. Szczyt po prawej to Grodzisko w paśmie Ciecienia © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi - wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi - wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi - wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym © Pidzej
Rzeka Mszanka w Mszanie Dolnej © Pidzej
Stamtąd przyjechałem. Nie wiem co to za góra © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Przygotowanie roweru © Pidzej
I gotowy na teren © Pidzej
Zielony pieszy/czerwony rowerowy. Fragment trudniejszy © Pidzej
Zielony pieszy/czerwony rowerowy. Fragment łatwiejszy © Pidzej
Ławeczki po drodze © Pidzej
I pierwsze widoczki ze szlaku. Nie wiem co to za góry, w każdym razie Beskid Wyspowy © Pidzej
Najcięższy odcinek zielonego © Pidzej
Wyjeżdżam na polanę Łąki © Pidzej
Polana Łąki. Widoki jak ze Stumorgowej :) © Pidzej
Ćwilin. Byłem na nim w 2012 © Pidzej
Jasień zdobyty! © Pidzej
Widoczki spod Jasienia. To już Gorce © Pidzej
Kutrzyca © Pidzej
Zjazd żółtym © Pidzej
W dole przeł. Przysłopek. Góra za nią to Myszyca © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Kawałek ścieżką © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Odpoczynek na przeł. Przysłop Lubomierski. Wyspowy przejechany, pora na Gorce © Pidzej
Na początku raczej pchanie © Pidzej
A potem nie lepiej ;) © Pidzej
Po wyjściu z lasu © Pidzej
Były i fragmenty że dało się jechać © Pidzej
Jaworzynka © Pidzej
Tam przed chwilą byłem - Jasień © Pidzej
Tam przed chwilą byłem - Jasień © Pidzej
Polana Podskały © Pidzej
Tam jadę - Kudłoń © Pidzej
Polana Podskały. Magiczne miejsce © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Znowu schody © Pidzej
Gorc Troszacki © Pidzej
Fajna ścieżka © Pidzej
Fajna ścieżka © Pidzej
Kudłoń zdobyty! © Pidzej
Kolory miejscami trochę jesienne © Pidzej
Fotka dokumentacyjna. Nic ciekawego © Pidzej
Przeł. Borek © Pidzej
Żółty szlak na Czoło Turbacza © Pidzej
Mostownica. Długo wahałem się czy wrzucać tą fotkę. A jak mnie ktoś podkabluje? © Pidzej
Czoło Turbacza © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Czerwony pieszy/czerwony rowerowy - Główny Szlak Beskidzki © Pidzej
Tam był widoczek na Tatry ale aparat ich nie widzi © Pidzej
Średni Wierch - trzeba było ładny kawałek zboczyć ze szlaku © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Niebieski na Obidową © Pidzej
Niebieski na Obidową. Takie kamienie są OK © Pidzej
Gdzieś tu wypada szczyt Skałka © Pidzej
Jedna z "wiecznych kałuż". Lepiej obejść © Pidzej
A to już prawie Obidowa © Pidzej
Prawie Obidowa. Pierwszy raz widzę ją z tej perspektywy © Pidzej
Like it :) © Pidzej
Standardowe zdjęcie z Rabki © Pidzej
Odpoczynek jak zawsze pod dworcem © Pidzej
Mszana © Pidzej
W lewo - moja ulubiona droga © Pidzej
Dobczyce © Pidzej
Ulewa w Wieliczce © Pidzej
Ulewa w Wieliczce © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 28%
WYSOK MAX: 1241
4.00 - 23.40
4,75l
6 bananów, 3 (duże) bułki z pasztetem, czekolada
Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 150-199, Terenowo
Zakopane okrężną drogą
d a n e w y j a z d u
307.00 km
0.00 km teren
14:56 h
Pr.śr.:20.56 km/h
Pr.max:65.50 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3257 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Na dziś zaplanowałem sobie taką górską pętelkę, bo dawno nie byłem w tych okolicach. Pogoda ma być ciepła ale nie upalna, więc koło świtu może być chłodno. W związku z tym wyjechałem w długich ciuchach, punkt 2.00, jak zwykle bez snu. Do Wieliczki pustą krajówką, tam śniadanie na ławce. Na rozgrzewkę pagórkowata droga do Gdowa. Na wschodzie na niebie można zauważyć pierwsze oznaki brzasku ale ciągle jeszcze ciemno. Za Gdowem trochę się zamotałem z trasą. Nie wgrałem bowiem śladu do GPSa tylko korzystałem z mapy a po ciemku ciężko trafić we właściwą drogę. Ostatecznie w Łapanowie udało mi się dobrze skręcić. Powoli zaczyna świtać. Trochę niepokoi mnie stan nieba, całe zasnute chmurami z wyjątkiem północnego wschodu, gdzie jest czyste. Mam nadzieję że nie będzie padać. Temp. min. to dziś 12'C. Pierwszy ciężki dziś podjazd za Tarnawą. W Piekiełku odbijam na Tymbark. Po krótkiej przerwie ruszam na pierwszą dziś przełęcz - Słopnicką. Znak informuje o 17% nachylenia i tyle mniej więcej jest. Z przełęczy pierwsze dziś widoki na skryte za niższymi górami Tatry (nie ma zdjęciach). Stromy zjazd do Kamienicy i wojewódzką na Zabrzeż. Potem wzdłuż Dunajca do Krościenka. Niebo powoli rozpogadza się. W Krościenku temp. dochodzi do 20'C więc przebieram się w krótkie ciuchy. Za Krościenkiem skręcam w nieznane mi jeszcze drogi - podjazd na przeł. Osice. No tutaj też ciężko kilkanaście % jest. Zjazd na jez. Sromowieckie i dalej przez Niedzicę w kierunku Zakopanego. Idzie ciężko bo pod wiatr i generalnie pod górę. W Trybszu skręcam na Czarną Górę. Nazwa nie wzięła się znikąd, bo znowu jest pod górę, w dodatku zaczyna przypiekać Słońce. W Białce Tatrzańskiej kupuję picie i przeliczam kilometry. Wychodzi mi że zamiast jechać przez Głodówkę do Zakopanego wjadę krótszą drogą przez Poronin. Ruch spory. Do Zakopanego wjeżdżam nieźle zmęczony, chwilę po 12tej. Na jakimś skwerze nad rzeką urządzam godzinną przerwę. W drogę powrotną ruszam koło 13.30. Jest mniej więcej połowa trasy, trochę ponad 150km a licznik wskazuje 2400m przewyższenia! Do Czarnego Dunajca leci się pięknie, bo w dół. Cz. Dunajec to strasznie brzydkie miasto, nie ma tu nawet gdzie usiąść. Odpoczywam więc na jakimś murku koło kościoła/cmentarza i ruszam do Jabłonki. Babia coraz większa. Kończy mi się picie a nie widać żadnego otwartego i jednocześnie bezpiecznego (rower na widoku) sklepu. Po drodze przerwa w jakimś lasku gdzie zjadam 2 ostatnie bułki, chyba najwyższa pora na nie bo są z szynką/serem. W końcu w Zubrzycy udaje mi się kupić zimnego Sprite'a. Podjazd na Krowiarki od tej strony jakiś strasznie ciężki nie jest ale zmęczenie i Słońce robią swoje i nie obeszło się bez krótkich przerw. Na przełęczy przyjemnie, 19'C. Chwila odpoczynku i pora na szybki zjazd. O tak, to to na co dziś czekałem :) 25 km w dół. Niestety po drodze coś zakłóca tą rowerową ekstazę. Licznik się resetuje, tzn. wyskakuje wpisz obwód koła. No myślałem że ch*j mnie strzeli... No nic jadę dalej dane się jakoś oszacuje. Kawałem dalej włącza się ale w milach. Może nie wszystkie dane przepadły. W Makowie przerwa, zjadam ostatnie 2 banany póki jeszcze wyglądają w miarę jak banany. Potem Sucha i w prawo na Sułkowice. Po drodze ostatnia dziś, niewysoka przełęcz - Sanguszki. Słońce powoli zachodzi. Ostatni rzut oka na góry, ostatni szalony zjazd i Sułkowice, gdzieś tu łapie mnie zmrok. Na przystanku ostatnia pauza (czekolada) i w drogę. Kawałek krajówką, potem bokami na Skawinę. Po zmęczeniu z Zakopanego nie pozostał żaden ślad, energia mnie wprost rozpiera! W Skawinie nawet się nie zatrzymuję, tylko od razu na Kraków. Po drodze jeszcze tylko do sklepu po zimne piwko, i w domu jestem chwilę przed 23. Udana wycieczka, tyle wrażeń i emocji to tylko w górach!
Dane wpisu przybliżone.
Zaliczone szczyty:
Przeł. Słopnicka 766
Przeł. Osice 668
Sołtysia Skała 582
Bendyk 602
Przeł. Trybska 745
Przeł. Lipnicka (Krowiarki) 1012
Przeł. Sanguszki 480
W Gdowie jeszcze przed świtem
Zaczyna świtać ale niebo zasnute chmurami
Stare Rybie, za chwilę sruu w dół
Wschód Słońca
Te promienie wyglądały niesamowicie
Odpoczynek w Tymbarku
Przed podjazdem na przeł. Słopnicką
Na przeł. Słopnickiej
Powoli rozpogadza się
DW969 i Gorce
Wzdłuż Dunajca
W Krościenku
Widoczek z podjazdu na przeł. Osice - to chyba Lubań
Przeł. Osice
No i Taterki :)
Jez. Sromowieckie
Fajna droga
W oddali widać Babią
Tak - Babiej nie da się pomylić z żadną inną górą
Czarna Góra, tuż przed asfaltową przepaścią ;)
Jakaś rzeczka
Kawałek Zakopianką, tak wyszło
U celu
Odpoczynek w Zakopanem
I fotka z Tatrami
Przez Chochołów
W Czarnym Dunajcu. Zdjęcie takie nijakie, bo i miasto nijakie.
Odpoczynek pod płotem w Cz. Dunajcu
Na Jabłonkę, widać Babią
Babia raz jeszcze
Odpoczynek przed atakiem na przełęcz, w tym samym lasku co w 2012r.
Wjeżdżamy w dzikie ostępy ;)
Na podjeździe
Przeł. Krowiarki
Nosz ku*wa...
W milach zaczął liczyć...
W Makowie
Ostatki rzut oka na góry
Obelisk na przeł. Sanguszki
I w dół
Ostatnia pauza w Sułkowicach
I ostatnie zdjęcie, koło Skawiny
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 15%
WYSOK MAX: 987
2.00 - 22.55
5,75l
6 bułek z szynką/serem, 6 bananów, czekolada
Zaliczone gminy: 1
Małopolskie: 1
Łapsze Niżne
Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 300-349
Pasmo Lubania
d a n e w y j a z d u
160.00 km
23.00 km teren
10:42 h
Pr.śr.:14.95 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3000 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Początek opisu, który zacząłem pisać zaraz po wycieczce, ale mi się odechciało:
W zeszłym sezonie zaliczyłem "główną" część Gorców, tj. rozróg Turbacza a dziś postanowiłem zaliczyć drugą część, czyli Pasmo Lubania. Wyjazd przed świtem, po czwartej. Po drodze to czego się spodziewałem, temperaturowa masakra, za Dobczycami 3 stopnie... W takich warunkach jedyne co można sensownego robić to kręcić pedałami, i to szybko kręcić, żeby nie zamarznąć. Postój urządzam dopiero w Wiśniowej, start po nim nie był zbyt przyjemny. Słońce zaczyna przygrzewać dopiero gdzieś na przeł. Przysłop. W Krościenku melduję się po 11 (na liczniku 105km asfaltu) i wjeżdżam na czerwony szlak. Szczerze mówiąc po tym co wyczytałem na różnych blogach to bardzo obawiałem się tego szlaku. A tu się okazuje że jak na Beskidzkie warunki jest on po prostu łatwy. Takie wysokie góry, a "Beskidzka rąbanka" właściwie nieobecna, korzeni mało a nachylenia przyjemne. Zjazd tym szlakiem byłby szybki i płynny, a i pod górę jedzie się spoko, pchania jest niewiele.
Teraz, prawie rok później ze szczegółów niewiele pamiętam ale najważniejsza jest akcja z osami:
W trakcie szukania jednego ze szczytów mała przygoda - wlazłem w gniazdo os i otrzymałem prawie 10 użądleń :P Bateria w liczniku się wyczerpała więc dane przybliżone. Powrót pociągiem.Wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym
© PidzejPieniny
© PidzejWzdłuż Dunajca, po prawej Gorce
© PidzejNa szlak wjeżdżam w Krościenku
© PidzejWyłaniają się Tatry
© PidzejNa szlaku
© PidzejBaza namiotowa pod szczytem Lubania
© PidzejLubań zdobyty
© PidzejNa szczycie
© PidzejWidoki z Lubania
© PidzejDebili na quadach nie brakowało :/
© PidzejDo wyboru, do koloru
© PidzejNa szlaku
© PidzejStacja turystyczna Studzionki
© PidzejTatry
© PidzejPrzeł. Knurowska
© PidzejTatry
© PidzejPieniny, jez. Czorsztyńskie, Tatry
© PidzejPieniny, jez. Czorsztyńskie
© PidzejTatry
© Pidzej
Zaliczone szczyty:
Średni Groń (1225)
Lubań (1211)
Jaworzyna (1050)
Runek (1005)
Runek Hubieński (997)
Kotelnica (946)
Bukowinka (937)
Przeł. Knurowska (846)
Turkówka (835)
Marszałek (828)
Przeł. Przysłop Lubomierski (750)
Przeł. Wielkie Drogi (562)
Przeł. Wierzbanowska (502)
RPM:
NACHY SREDN:
NACHY MAX:
WYSOK MAX: 1186
4.15 - 23.00
3,7l
smarowanie łańcucha
Kategoria > km 150-199, Terenowo, ^ UP 3000-3499m
Gorczańska masakra
d a n e w y j a z d u
210.86 km
30.00 km teren
12:42 h
Pr.śr.:16.60 km/h
Pr.max:66.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3172 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Gorce leżą raptem kilkadziesiąt km w linii prostej od Krakowa. Dlaczego by więc nie zaliczyć kawałka tych gór "na raz", z wyjazdem i powrotem do domu? Wyjazd punkt 4.00, do Limanowej znowu tą samą drogą, jest to jednak najkrótszy wariant. Po drodze trochę hopek, świt wita mnie kawałek za Gdowem. Zimno, 8 stopni! Pierwsza przerwa (śniadanie) dopiero za solidnym podjazdem za Tarnawą (jakaś przełęcz?). Stamtąd zjazd do Limanowej. Po krótkim odpoczynku ruszam na przełęcz Ostrą-Cichoń (812 m n.p.m.). Na podjeździe nowiutki asfalt, na zakrętach wysokie bariery i tarka jak na torze wyścigowym (pomysłowo wykonana z pomalowanych krawężników). W nagrodę za te kilka km wysiłku długi zjazd praktycznie aż do Tylmanowej. Tu odbijam na kolejną przełęcz - Knurowską (846 m n.p.m.). Od tej strony podjazd jest dość łagodny i pozwala sprawnie nabierać wysokość. Droga wiedzie przez Ochotnicę (Dolną i Górną) - jedną z najdłuższych polskich wsi. Robię tu zakupy żeby nie stołować się w drogich schroniskach. Na przełęczy jestem trochę po 11, czyli niemal zgodnie z planem. Mam więc prawie cały dzień na góry i powrót! Plan zakłada przejazd czerwonym pieszym/rowerowym do Rabki z zahaczeniem o różne pobliskie szczyty. Już po kilku metrach szlak wita mnie wspaniałym widokiem na Tatry. Niestety pomimo że szlak ten jest oznaczony jako pieszy/rowerowy to jakaś połowa tego odcinka (przełęcz Knurowska - Kiczora) to pchanie. Jednak wcale mnie to nie martwi bo widoki z Zielenicy (polana przed Kiczorą) rekompensują wszystkie trudy! Pasmo Lubania, Jezioro Czorsztyńskie i Tatry obok siebie! Po osiągnięciu Kiczory (1282 m n.p.m.) wypłaszcza się nieco i jedzie się przyjemnie. Po jakichś 2 godzinach od startu z przełęczy dojeżdżam do schroniska na Turbaczu. Sam szczyt Turbacza dzisiaj jednak ominę (byłem tam niedawno) a w zamian za to podjadę kawałem zielonym/niebieskim pieszym na Czoło Turbacza (1259 m n.p.m.) - to taka potężna polana, z widokami niemal na wszystkie strony, na niej stoi Ołtarz Papieski. Zawracam i znów wjeżdżam na czerwony pieszy/rowerowy. Zjazd nim aż do Rabki to po prostu bajka, szybki i niezbyt techniczny, odrobina kamieni, korzeni i błota tylko urozmaica jazdę. Po drodze jednak będę trochę kluczył zaliczając poboczne szczyty. Najpierw odbijam zielonym pieszym w stronę Suhory (1000 m n.p.m.) i to był zły wybór, trzeba było pojechać "Kopaną Drogą". Tutaj czeka mnie znoszenie roweru stromą ścieżką do Przełęczy pod Obidowcem. Tu zaczyna się jakiś szlak rowerowy i zaczyna się jazda, szybka jazda (prawie wyglebiłem przelatując przez błoto ale udało mi się zgrabnie zeskoczyć z roweru). Zachęcony tym fajnym odcinkiem zaliczam Tobołów (994 m n.p.m.), Tobołczyk (966 m n.p.m.) i zawracam na tą Suhorę. Trzeba trochę podprowadzić ale drogą z drugiej strony dało by się podjechać. Na jej szczycie stoi obserwatorium astronomiczne. Do głównego szlaku wracam wspomnianą już "Kopaną Drogą", nieco błotnistą ale w 100% przejezdną, niepotrzebnie się wcześniej pakowałem na ten zielony pieszy. Chwila moment i ląduję na Starych Wierchach. Tak jak pisałem ten zjazd to poezja. Co kawałek zjeżdżam ze szlaku aby zaliczyć leżące tuż obok niego szczyty jednak kończy się to przedzieraniem się przez chaszcze i zawracaniem bo tabliczek z nazwą szczytu czy choćby jakichś słupków brak. Zaliczam po kolei: Groniki (1027 m n.p.m.), przełęcz Pośrednie, Mnisko, Jaworzynę Ponicką (995 m n.p.m.), Bardo (948 m n.p.m.), Wierchową (940 m n.p.m.), a za Maciejową (815 m n.p.m.) jeszcze Tatarów (710 m n.p.m.). Po drodze co chwilę towarzyszą mi widoki na Tatry i Królową Beskidów, Babią Górę. W Rabce jestem przed 18, za godzinę pociąg do Krakowa ale postawiam że wrócę na rowerze. Droga jest co prawda górzysta ale raczej w dół niż do góry, damy radę. Na dworcu wsuwam więc 2 zapiekanki i w drogę. Do Mszany Dolnej w dół, potem 2 niewielkie przełęcze, bajeczny zjazd praktycznie do samych Dobczyc a na koniec trochę hopek przed Wieliczką. Zmrok łapie mnie koło przełęczy Wierzbanowskiej. Dłużyła mi się trochę ta droga ale gdy wjeżdżałem do Krakowa sił miałem jeszcze sporo, mógłbym jechać i jechać... ale skończyły się góry niestety ;) W domu jestem o 22.25. Nowy rekord dziennego przewyższenia.
Rzeka Raba © Pidzej
Poranne mgły © Pidzej
Jakaś przełęcz? Podjazd w każdym razie solidny © Pidzej
Limanowa © Pidzej
Podjazd na przełęcz Ostrą-Cichoń © Pidzej
Podjazd na przełęcz Ostrą-Cichoń © Pidzej
Przełęcz Ostra-Cichoń (812 m n.p.m.) © Pidzej
Dw 969 © Pidzej
Gorce, Pasmo Lubania © Pidzej
Dunajec, po drugiej stronie rzeki niższe szczyty Beskidu Sądeckiego © Pidzej
Przełęcz Knurowska (846 m n.p.m.) © Pidzej
Droga Knurowska - wybudowana za czasów zaboru austriackiego w celach militarnych © Pidzej
Tatry © Pidzej
Drzewko © Pidzej
Polana Zielenica © Pidzej
Polana Zielenica © Pidzej
Widoki z Zielenicy: Pasmo Lubania, Jezioro Czorsztyńskie, Tatry (słabo widoczne) © Pidzej
Kiczora (1282 m n.p.m.) - drugi najwyższy szczyt Gorców, najwyższy leżący w Gorczańskim Parku Narodowym © Pidzej
Hala Długa - widać schronisko pod Turbaczem © Pidzej
Przełęcz Długa © Pidzej
Ołtarz Papieski na Czole Turbacza © Pidzej
Czoło Turbacza (1259 m n.p.m.) © Pidzej
Widoki z czerwonego szlaku - najwyższy szczyt to Babia Góra © Pidzej
Rozdziele (1198 m n.p.m.) © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Obidowiec (1106 m n.p.m.) © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Zielony szlak zapowiadał się niewinnie... © Pidzej
...ale skończyło się znoszeniem roweru © Pidzej
Widać już Suhorę © Pidzej
Tobołów (994 m n.p.m.) © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Na mapie w tym miejscu jest Tobołczyk (996 m n.p.m.), tabliczka opisuje oba szczyty zbiorczo © Pidzej
Obserwatorium na Suhorze (1000 m n.p.m.) © Pidzej
Kopana Droga - fajny objazd zielonego szlaku © Pidzej
Znowu Tatry © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Bardo (948 m n.p.m.) © Pidzej
Polana Przysłop pod Wierchową © Pidzej
Maciejowa (815 m n.p.m.) © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Babia Góra © Pidzej
Czerwony szlak tuż przed Rabką © Pidzej
Rabka © Pidzej
Rabka © Pidzej
Księżyc nad Ćwilinem © Pidzej
Księżyc nad Śnieżnicą © Pidzej
Pięknie odnowiony Szyb Regis w Wieliczce © Pidzej
RPM: 70
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 26%
WYSOK MAX: 1242
4.00 - 22.25
6l picia, 5 bułek z pasztetem, 5 bananów, paczka Delicji, 2 Prince Polo, 2 zapiekanki
1 nowa gmina
Kategoria Terenowo, > km 200-249, ! Wycieczka Sezonu 2012, ^ UP 3000-3499m