Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

^ UP 1000-1499m

Dystans całkowity:11415.81 km (w terenie 156.75 km; 1.37%)
Czas w ruchu:562:15
Średnia prędkość:18.53 km/h
Maksymalna prędkość:71.90 km/h
Suma podjazdów:98673 m
Liczba aktywności:82
Średnio na aktywność:139.22 km i 7h 29m
Więcej statystyk

Świąteczna wycieczka

d a n e w y j a z d u 153.02 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1250 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Poniedziałek, 11 listopada 2019 | dodano: 18.11.2019



https://photos.app.goo.gl/v7FdfKs1AkfEcmeCA

Do Kielc, jak leci siódemeczką, potem serwisówkami. Na wjeździe do Kielc już tylko 3'.

8.50 - 23.45


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Chillout w Katowicach

d a n e w y j a z d u 139.82 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1000 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 3 listopada 2019 | dodano: 06.11.2019



Wojewódzką przez Alwernię, potem Kato, Chorzów, Park Śląski itp. itd.

https://photos.app.goo.gl/gGCUuPZvPNs5iQkB9

8.30 - 23.10


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 100-149, Powrót pociągiem

Krk - Rabka

d a n e w y j a z d u 67.38 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1000 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Piątek, 26 lipca 2019 | dodano: 05.08.2019

Na urlop.

16.50 - 21.15
AVS 18,8


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 050-099, Rabka 2019

Chillout

d a n e w y j a z d u 215.50 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:35.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1400 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 15 czerwca 2019 | dodano: 19.06.2019





https://photos.app.goo.gl/DKvUkhLUdGSEUdmB6

7.10 (15.06) - 4.10(?) (16.06)
AVS 19,9


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 200-249, Powrót pociągiem

Lajcik

d a n e w y j a z d u 186.21 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1300 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 18 maja 2019 | dodano: 11.06.2019





https://photos.app.goo.gl/cSz1LiNJwpcJH9aP9

10.00 (18.05) - 7.30 (19.05)
AVS 17,1


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Krk - Rabka

d a n e w y j a z d u 67.29 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1000 m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Piątek, 26 kwietnia 2019 | dodano: 05.05.2019















16.25 - 20.50
2,25l
17,8 AVS


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 050-099, Rabka 2019

Częstochowa

d a n e w y j a z d u 183.62 km 0.00 km teren 09:56 h Pr.śr.:18.49 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1281 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 9 lutego 2019 | dodano: 14.02.2019





https://photos.app.goo.gl/gDD3HeA2H1K4PgfZ6

Celem na drugi w tym roku, nienajgorzej zapowiadający się pogodowo weekend było Opole. Opole, ponieważ nienajgorzej pogodowo zapowiadała się południowa część Polski. Na wschodzie byłem tydzień temu, więc teraz wypadało by na zachód. A na zachodzie, w odległości akuratnej na jednodniową traskę (200km) jest Opole. Jak widać po tytule wyszło inaczej, a stało się to tak:

Wyjazd chwila przed 7. Sobotni poranek jest lekko mroźny, co widać po przybielonych szronem drzewach i trawie. A czuć po szczypaniu w palcach rąk i stóp. Przejeżdżam szybko przez miasto, a śniadanie w postaci buły z wędliną wciągam na przystanku zaraz za węzłem w Modlniczce. Im dalej za miasto tym więcej oznak zimy. Nieciągła śnieżna skorupa pokrywa pola, głównie północne stoki wzgórz. A ciągła pokrywa śnieżna wypełnia szczelnie każdy większy lasek. O, na przykład taki, przed Trzebinią. Na rynku w Trzebini pauza, kolejna na placu w Chrzanowie. Wahałem się czy jechać przez plac czy przez rynek, na szczęście podjąłem dobrą decyzję. Udekorowany biało-czerwoną flagą postument jednego z moich ulubionych pomników nie jest codziennym widokiem. Jednego z moich ulubionych, bo w moim prywatnym rankingu imponujących pomników ten jest ścisłej czołówce. Pomimo że nie ma on jakichś gartantuicznych rozmiarów i jest prosty w formie. To jednak jest w nim jakaś taka wielka duma i moc, a jego otoczenie – blokowiska – potęgują ten efekt. Następne miasto na trasie to Jaworzno. Pełne nie do końca potrzebnych i przemyślanych, ale jednak trzymających jako-taki poziom ścieżek rowerowych. Tzn. da się nie zabić jeżdżąc po tym. Od niedawna stałym elementem panoramy miasta jest wielka, niemal 200-m chłodnia kominowa elektrowni. Druga największa w Polsce!Robi wrażenie. Teraz zawsze zamiast wyjeżdżać główną szosą, z Jaworzna wyjeżdżam boczniejszą drogą przez las, aby obejrzeć ją z bliska. Kawałek na nielegalu (zakaz na DK) i są Mysłowice. Właściwy początek górnośląskiej konurbacji, to tu dopiero to wszystko się zaczyna. Wszystko czyli cały ten klimacik, zniszczone pojedyncze torowiska, po których leniwie toczą się jedno wagonowe tramwajki. Co i rusz takiej czy innej konstrukcji szyb kopalniany, niestety większość nieczynna. Charakterystyczne budownictwo: pokryte czarnym wieloletnim brudem mini ceglane bloczki, familoki po ichniejszemu. Plątanina torowisk kolejowych i pobazgranych grafitti wiaduktów. Cały ten bałagan i nieład GOPu, który tak bardzo mi się podoba :) Na takich właśnie rozkminkach o bliskim (80km od Krk) a jakże odmiennym świecie mijają mi kilometry. Jedną rzecz za to mamy wspólną – smog ;) Bo dzisiaj tak trochę ekhem, mgliście jakoś ;) Gryzę więc dokładnie i przeżuwam powietrze, tak smakuje o wiele lepiej. W Katowicach jestem koło południa. Katowice to wyróżniające spośród tego śląskiego bytu miasto – wszystko bardziej zadbane, sporo wysokich budynków, nowych inwestycji, ogólnie taka jakby wyspa nowoczesności i rozmachu, w tym morzu śląskiego, zniszczonego, przemysłowego świata. W odrestaurowanym centrum Kato wciągam drugą i zarazem ostatniąbułę. Zostanie mi już sam słodki prowiant. Po drodze komiczny widok: koleś sportowo ubrany, na niezłym MTB w spdach, ogólnie pros lub raczej kreujący się na prosa. Z tym że jest jedno ale: to jest e-MTB :D Chyba wiem czemu w kominiarce jechał: żeby nikt go nie poznał. Ma chłop rację, też bym się wstydził ;) W międzyczasie ociepliło się rzecz jasna, jest te kilka stopni na plusie. Ale też włączył się południowy wiatr, który przypieczętował decyzję o zmianie trasy. Niesprzyjający, niezgodny z kierunkiem mojej trasy kierunek ruchu mas powietrza to jedno. Drugie to niezgrany z moją niewielką prędkością przemieszczania się odjazd pociągu z Opola. Przed 20. Albo nie zdążę albo wpadnę do pociągu z jęzorem na wierzchu. Ja tak nie lubię. W Bytomiu podejmuję ostateczną decyzję: Cz-wa. Cztery razy na tak:
- wiatr w plecy
- 20km bliżej
- pociąg godzinę później
- dawno nie byłem pod Jasną Górą.
Z Bytomia uderzam więc zamiast Pyskowic, na Tarnowskie Góry. Faktycznie coś jest w tej nazwie, było tu troszkę pod górkę. Zanim opuszczę GOP zwrócę tylko uwagę na inną charakterystyczną rzecz dziś: czy na Śląsku istnieje coś takiego jakoś zimowe utrzymanie chodników? Czy tylko jezdnie tam odśnieżają? Takich widoczków widziałem dziś mnóstwo. Do centrum T. Gór nie zajeżdżam, innym razem. Miasto okalam obwodnicą i obieram DW908, która prosto jak po sznurku zaprowadzi mnie do Częstochowy. Wiatr pokazuje co potrafi, większość km będę jechał na wspomaganiu. Po drodze dużo leśnych odcinków. W Miasteczku Śląskim fotka centrum i jakiejś fabryki (huta cynku – teraz widzę na mapie). Samo zdrowie sąsiedztwo takiego zakładu ;) Ale nie to jest w Miasteczku Śląskim najgorsze. Najgorsze jest TO. Wierzcie lub nie ale kawałek wcześniej ów rozmiękły, bagnisty twór z odciśniętymi oponami traktora oznaczony był znakiem „Droga dla rowerów”. Ok, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Na przykład do pauzy na zaśnieżonym, leśnym parkingu. Jest on jednocześnie takim „punktem widokowym” na pięknie meandrujący między drzewami leśny strumień. Wedle instrukcji na etykiecie schładzam tutaj napój ;). Przyglądam się też śladom jakiejś zwierzyny. Jeden trop był naprawdę dziwny. Zobaczcie zresztą sami. Powoli zapada zmrok, z parkingu wyruszam z włączonymi lampkami. Kawałek dalej leśne odcinki kończą się a zaczynają otwarte, pagórkowate przestrzenie Jury. Śmigła wiatraków wirowały tak szybko, że aparatowi w telefonie rozdwajały, roztrajały się końcówki łopat. W Cz-wie o 18.30. Tzn. o tej godzinie osiągam tablicę z nazwą miasta, bo do centrum z 10km. Tu też nie tylko zasyfione chodniki i ścieżki rowerowe, ale również główna, reprezentacyjna aleja… Mniejsza o to, widocznie tak musi być. Powoli turlam się omijając slalomem śliskie placki zlodowaciałego śniegu ku imponująco podświetlonej wieży Jasnej Góry. Na biało czerwono podświetlonej. Naprawdę pięknie to wygląda. Robię pamiątkową fotkę. Temat modlitwy, wiary itp. to moja prywatna sprawa więc nie powiem czy, a jeśli tak, to o co się pomodliłem ;). Do odjazdu ponad godzina. Wydaje się dużo, pozwalam sobie więc na małą pętelkę. Gdy przypomniałem sobie że jestem głodny i wciągnąłbym coś ciepłego, jest już tylko 30-40 minut. I właśnie zauważam kapcia na tylnym kole. Tzn. powietrze jest, ale mało. Ok, mam dość. Ostatnie kilkaset metrów do stacji z buta. Nie chce mi się z tym teraz bawić. Na dworcu bar już zamknięty. Automaty są, ale tylko z napojami. Gorącymi napojami. Dobre i co, wciągam barszczyk, herbatkę, plus ciastka które mi zostały i usadawiam się w pociągu. Komfortowy, pustawy, wagonowy IC, z wi-fi i przedziałem rowerowym. Do Krakowa raptem 1,5h jazdy. Szkoda, takim to mógłbym całą noc jechać :) W Krakowie przed 23. Jednokrotne dorzucenie atmosfer do tylnego koła wystarczyło aby doturlikać się do domu.

Udana wycieczka, Częstochowa to sam raz cel na lutową jednodniówkę.

6.55 - 23.20
2,55l (w tym 0,5l energetyka)


Kategoria Zimowo, Powrót pociągiem, > km 150-199, ^ UP 1000-1499m

Pozimowy rozruch

d a n e w y j a z d u 168.72 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:7.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1400 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 2 lutego 2019 | dodano: 03.02.2019





https://photos.app.goo.gl/ZiMmmLoQET5N5hmJ8

Tytuł wpisu wydaje mi się adekwatny. Wstyd bowiem przyznać, ale ostatnia długa trasa miała miejsce… 11 listopada, roku ubiegłego. Nie licząc grudniowej, 80-km przejażdżki do Tarnowa moja rowerowa aktywność w tym okresie ograniczała się li tylko do dojazdów do pracy czy innego Tesco. Na ten weekend wreszcie zapowiadają w miarę rowerową pogodę – ponad 10 stopni, brak wszelkiej maści opadów (+ halny wiatr). Trzeba więc się gdzieś ruszyć, żeby nie ważyć 100kg. Forma pod znakiem zapytania więc bez jakichś szaleństw: plan minimum to Rzeszów (160km), a szczytem ambicji na dziś jest Przemyśl (+80km).

Wyjeżdżam dobrze wyspany przed 7 rano, i obieram standardowy kurs na wschód, krajówką. Śniadanie zamiast w Wieliczce jem na przystanku gdzieś między Krakowem a Bochnią. Na początkowych kilometrach biegnącej otwartymi przestrzeniami głównej szosy odczuwam pierwsze podmuchy halnego. Wieje z boku, ale nie wybija z toru jazdy. Nie tyle mi ten wiatr nie przeszkadza, co wręcz jest przyjemny – bo ciepły :) (póki co). Tzn. przyjemny i ciepły w porównaniu z zimową pizgawicą jaka panowała przez ostatnie dwa miesiące. Do tego powoduje niesamowitą jak na tą porę roku przejrzystość powietrza. Na południu, tam gdzie nie ma chmur, ciemnoszare grzbiety Beskidów ostro odgraniczają się od jasnego nieba. No właśnie – tam gdzie nie ma chmur, bo stan nieba określiłbym słowami pogodynek: „pochmurno z przejaśnieniami”. Ale podobno ma nie padać. Drugim pozytywnym odczuciem jest sprzęt. Jak przyjemnie przesiąść ze stalowego złomka na sztywną i zwartą aluminiową maszynę. Jadę z uśmiechem na gębie :) I nie przeszkadza tu nawet niedomagająca przednia przerzutka, która nie zrzuca z blatu na średnią tarczę. Trzeba jej trochę pomóc, kopiąc piętą ;) Zepsuła się chyba podczas listopadowej ulewy za Łodzią i jeszcze "nie zdążyłem" do niej zajrzeć. 9’C – taką temperaturę pokazuje termometr na wjeździe do Bochni. W mieście żadnej pauzy nie robię, odpoczynki mają dziś być krótkie i zwięzłe. Tylko niektóre na ławeczkach w centrum, reszta na wiatach przystankowych przy krajówce. Bo ten Przemyśl chodzi po głowie. Z Bochni takie tylko na szybko – sklep polskiej (rzadkość dziś) sieci „ PSS Społem”, sporo ich w tych okolicach. „Społem” jest w Bochni, jest w Brzesku, jest i w Dębicy, i w Rzeszowie. W Tarnowie pewnie też, tylko trzeba poszukać. Lada chwila jest Brzesko, a potem i Wojnicz. W Tarnowie jestem koło wpół do pierwszej. Oglądam tu charakterystyczny, okazały kościół, czytam tablice informacyjne na ratuszu i śmieję się z Pana naprawiającego auto ;) Chociaż z drugiej strony do takiego „auta” to szkoda coś droższego wlewać ;) Obrazek z wyjazdu z miasta najlepiej pokazuje co potrafi wiatr. Z charakterystycznych obiektów przy drodze – malutka Huta Szkła w Ładnej. I zaczynamy Podkarpackie. Im dalej na wschód tym więcej pozostałości zimy – tj. ostałych się placków śniegu i podtopień/bajor w zagłębieniach terenu. O tym że zbliżam się do Pilzna świadczą imponujące szeregi czerwonych ciężarówek Omegi. Mają ponad 500 aut, ten placyk to tylko cząstka ich floty. Na przydrożnym drzewie dostrzegam bardzo pozytywny znak – pierwsze pączki kwiatów :) Znaczy się wiosna tuż, tuż. Jeszcze tylko max miesiąc zimowego syfu i sezon ruszy z kopyta :) W Pilźnie Bożonarodzeniowa szopka jeszcze obecna - w Brzesku już na przykład zdemontowana. Zbliżam się do Dębicy a dzień zbliża się do swojego końca. A wiatr który wydawał mi się ciepły i przyjemny już nie wydaje mi się ciepły. Przyjemny tym bardziej NIE. Po prostu pizga złem. Chwilami wytchnienia od wiatru są nieliczne osłonięte lasem lub ekranami akustycznymi odcinki drogi. Ale przede wszystkim miasta, teren zabudowany. Centrum każdego z nich będę więc skrupulatnie zaliczał, żeby nie jechać obwodnicą na otwartej przestrzeni. Dębica chyba pozazdrościła Krakowowi „Jubilatu” i ma swoje „ Jubilatki”. Całą sieć „Jubilatek”! Aż kilka ich naliczyłem przejeżdżając przez centrum tego niewielkiego miasta. A za bardzo nie skupiałem się na czytaniu szyldów sklepów. Tymczasem wieje coraz bardziej, kilka razy niebezpiecznie mną miotnęło do osi jezdni. Trzeba uważać, do tego stopnia że na zjazdach trochę przyhamowuję (!). Poza narastającym wiatrem narasta też zachmurzenie – do tego stopnia, że rosną moje obawy co do ew. opadów. Plan podboju Przemyśla dawno upadł – to się nie uda. Połowa z tych ostatnich 80km byłaby ciemną nocą, pod wiatr, w narastającym chłodzie, być może i w deszczu. Bo właśnie zaczyna trochę padać… Po chwili przestaje ale jazda i tak nie jest przyjemna. W Ropczycach na szybkości kupuję i wciągam 3 drożdżówki, kapuśniaka i ciastko (z galaretką i owocem granata). Wszystko co mieli z wypieków na ladzie obok kasy (sobota wieczór). Na szybkości, bo spieszę się na ostatni dziś pociąg z Rzeszowa: o 20.10. Następny 4 rano. Na rynku w Sędziszowie też za długo nie zabawiam. Czas nagli. Ostatnia fotka przed Rzeszowem to fajnie iluminowany (na zielono) kościół w Trzcianie. Tablicę wjazdową osiągam o 19.30. Przed odjazdem zdążam jeszcze tylko zrobić ze 3 zdjęcia i kupić bilet. Kupić jedzenia ani rzecz jasna pozwiedzać Rzeszowa nie zdążam. Nie lubię tak – nie pojeździć sobie trochę po mieście gdzie kończę trasę. Choćbym był w tym mieście wiele razy, to i tak lubię sobie pojeździć bez celu po starówce, blokowiskach, parkach czy terenach przemysłowych. Ale nie widzi mi się zwiedzać Rzeszowa przez 8 godzin (next pociąg). Powrót PKP bez przygód, najpierw nowym, potem starym EZT. W Tarnowie przesiadka, nawet zdążyłem kupić wafelki i sok w automacie. W domu po 23-ciej.

Kilka lat temu taką trasę uznał w lutym uznałbym za niesamowity sukces, dziś uznaję za taką sobie przejażdżkę. A średnia to 16,8 km/h.

6.45 - 23.15
2,65l (w tym 0,6l energetyka)


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 100-149, Powrót pociągiem

Chillout w Katowicach

d a n e w y j a z d u 152.51 km 0.00 km teren 08:29 h Pr.śr.:17.98 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1250 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 30 września 2018 | dodano: 21.10.2018





https://photos.app.goo.gl/ZKqUZSnz3Uiq8SfJ6

8.20 - ?
2l (w tym 1l energetyka)


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Bez planu

d a n e w y j a z d u 203.89 km 0.00 km teren 10:37 h Pr.śr.:19.20 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:32.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1300 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 15 lipca 2018 | dodano: 12.08.2018





https://photos.app.goo.gl/yNZwTgmVuebwxiydA

Planem na dziś jest brak planu. Ot leniwa niedzielna przejażdżka. Coś jak tamto Opole. I gdy wyjeżdżałem też obrałem mniej więcej tamten kierunek, bo nawet jak nie planu to jakiś kierunek obrać trzeba. Tzn. na razie GOP, a Opole to się jeszcze zobaczy.

Wyjeżdżam wczesnym rankiem, o wpół do szóstej. Na Śląsk polecę standardowo, krajową 79. Z niestandardowych akcentów: odwiedzę rynek w Krzeszowicach, obejrzę nie pamiętam już gdzie jakąś starą stację trafo, a w Trzebinii uwiecznię na zdjęciu bardzo mądre hasło, takie, jak powyżej :D Tyle razy obok tego przejeżdżałem i nie zauważyłem. Pewnie dlatego że zawsze wyjeżdżałem wcześnie w nocy, i przez te okolice ciągle po ciemku jechałem. To kolejna zaleta wyjazdów o poranku: bardzo blisko Krakowa można odkrywać kolejne ciekawostki. W Chrzanowie przez rynek tylko przejazdem, bo to najkrótsza droga. Dwa razy przekraczam A4kę i jest Jaworzno, wraz ze swymi górującymi nad okolicą chłodniami elektrowni. Je też rzadko widywałem, tu też zawsze miałem noc.Postanawiam obejrzeć je z bliska, dziś jest czas na takie rzeczy, bo jak mówiłem, dziś nie ma planu. Dziś nie trzeba dojechać do Bydgoszczy, Warszawy czy innego Poznania. Dziś trzeba się po prostu przejechać na rowerze. Skręcam w boczną leśną drogę i po chwili jestem przy elektrowni. Tych chłodni jest tu 4, z czego 3 karłowate i jedna wielka :O Podaję z Internetów jej wymiary: wys. 181,5m, średnica u podstawy 144,5m. Druga największa w Polsce, po Kozienickiej, 185-metrowej. Czyli jest wysokości zbliżonej do najwyższych Warszawskich wieżowców, które mają +-200m. No i dobrze, jest to jakiś tam rekord, coś czym Jaworzno może się pochwalić. Dojeżdżam z powrotem do DK79, już miałem nią lecieć na Mysłowice, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłem. Postanawiam obadać asfaltową ścieżkę rowerową, która odbija w las wraz z boczną drogą. Docieram nią do miejscowości Brzezinka, i jakichś hal magazynowych. Ale to ślepa uliczka, trzeba zawrócić. Nie patrząc na GPSa gdzie skręcam i jadąc na czuja zawracam w stronę Krakowa ;) Znowu A4ka. Trzeba to jakoś skorygować. Uj z Opolem, dziś po prostu pokręcę się po Górnym Śląsku. Koryguję odbijając na południe, do Imielina. I tu wpadam na idealny w swej prostocie plan: Jez. Goczałkowickie! Nie raz chciałem obejrzeć tamę, ale zawsze jakoś mi się nie udawało. Po prostu jadąc gdzieś dalej, nie było czasu na takie rzeczy. Dziś czas jest :) Więc jadę najpierw wojewódzką, a potem bokami, w stronę zalewu. Rzeczą o której zapomniałem wspomnieć jest, że wziąłem kremu z filtrem :/ Do tej pory to nie było źle, bo poranne Słońce raz chowało się a raz wychodziło zza chmur. Ale to kwestia czasu jak zacznie być źle: jest już wczesne popołudnie, temperatura zbliża się do 30 stopni i za chwilę moja skóra zacznie się palić. Filtr pilnie potrzebny. Tylko że jest niedziela niehandlowa, i w takich wioskach znalezienie sklepu z tym towarem nie jest łatwe. Koło Woli odkrywam kolejną ciekawostkę – kopiec. Nie za duży, do Krakowskich Kopców nie ma startu, ale to żadna ujma przegrać z nimi. Wchodzić na szczyt za bardzo mi się nie chce, bardziej o tym Jeziorze myślę. Tuż obok kolejne odkrycie – kopalnia „Piast II”. Wieża szybowa bliźniaczo podobna do „Piasta I”, pod Bieruniem, którego widziałem wiele razy. Jeziora jeszcze nie widać, za to na południowym horyzoncie widać masyw Beskidu Śląskiego. Z górniczych atrakcji jeszcze szyb wydechowy (czynny, huczący, z zakazem fotografowania ;) ). Krem p/słoneczny kupuję wreszcie w Goczałkowicach. W ostatniej chyba chwili, godzina 14, jestem już lekko przysmażony. Niezwłocznie aplikuję, w dużej ilości. I spokojny o zdrowie mojej skóry mogę jechać nad Jezioro. Ostatnia prosta to oblężony przez tłumy ludzi i samochodów ulico-deptak. Prawie jestem na tamie. Ale najpierw muszę chwilę odpocząć w cieniu. A do cienia prowadzi boczna dróżka w lewo. Płytowa, leśną droga idzie taką jakby groblą, po jednej jak i drugiej stronie woda. W końcu przysiadam na betonowym umocnieniu brzegu, w cieniu, ciszy i spokoju, z dala od zgiełku. Dłuższą chwilę tu odpoczywam, z nogami zwieszonymi nad wodami Wisły, a przy okazji gubię słuchawki. (O tym dowiem się dopiero w pociągu, ale to najtańsze Philipsy za 9,99, więc strata niewielka). Nieco schłodzony zawracam na tamę. Całkiem spora, tzn. długa, ze 2km. Wysokość nie jest może jakaś imponująca, ale to oczywiste, bo to nie góry. Sporo spacerujących turystów. Przejeżdżam na drugi brzeg. Na wschodzie się kotłuje. Zwiedzam jeszcze trochę las po drugiej stronie, znalazłem fajne zejście nad wodę. Po 16tej zbieram się. Knuję co prawda jakieś ambitne plany aby objechać jezioro dookoła. Ale przypominam sobie jednak że dziś nie ma być ambitnie. Ostatecznie wracam po tamie na północną stronę, i obieram kurs na Katowice (PKP). Pszczynę objeżdżam bokiem (byłem nie raz), zwiedzam za Czarków. Miejscowość ma jeden najbardziej zakręconych herbów jakie widziałem – Pana siedzącego w wannie O.o Za Czarkowem asfalt kończy się, ale to dobrze. Odrobina lekkiego MTB („MTB”) nie zaszkodzi. Kilku-km szutrowo-żwirową, przyjemną, leśną drogą docieram do Kobióru. Atrakcją na skraju tego lasu jest kładeczka nad rzeczką, i jednocześnie pod zabytkowym mostkiem kolejowym. Kolejnych kilka km pośród lasów, teraz już asfaltem. Okolice takie że można zapomnieć że to Śląsk. Wyjeżdżając z lasu wszystko wraca jednak do normy – tak, to Śląsk :) A dokładniej to w Tychach jestem. Nie żeby mi się tu nie podobało, czy coś. Bo bardzo kręcą mnie te klimaty, ten cały przemysł, kopalnie, zabytkowe familoki. Nic już dziś nie zwiedzam, spieszę się ostatni tani regio z Katowic. Potem to już tylko drogie dalekobieżne. Takie tylko, na szybko: Tyskie przedmieścia. Ostatnie 20km główną szosą, DK 86. Moc niesamowita mi się włącza, średnia z tego odcinka mogła być zbliżona do 30km/h. Tak że w Kato mam jeszcze trochę czasu aby kupić coś do jedzenia i przebrać w czyste ubrania, żeby w pociągu śmierdzieć trochę mniej. Odjazd po 20, w Krk przed 23. Jeszcze tylko taka śmieszna fotka z pociągu: dredo-walizko-pies. Chodzi mi o tą uprząż. Normalnie właściciel chwycił go za tą rączkę na grzbiecie i wyniósł z pociągu niczym walizkę :D

Udana, niezobowiązująca traska. Pomimo że na początku nie miałem żadnego celu, to szybko ten cel znalazłem. I zwiedziłem miejsce, bliskie przecież od Krakowa, którego nigdy jeszcze nie widziałem.

5.30-23.20
4l (w tym 1l energetyka)

nowe gminy: 1

Śląskie: 1
Kobiór


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 200-249, Powrót pociągiem