Powrót pociągiem
Dystans całkowity: | 62898.48 km (w terenie 289.50 km; 0.46%) |
Czas w ruchu: | 1232:54 |
Średnia prędkość: | 18.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 406.64 km/h |
Suma podjazdów: | 240690 m |
Liczba aktywności: | 219 |
Średnio na aktywność: | 287.21 km i 14h 00m |
Więcej statystyk |
Przemyśl Plus
d a n e w y j a z d u
403.27 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://www.alltrails.com/explore/map/map-bf2fe65--12?u=m
https://photos.app.goo.gl/4temsrXra1Hi9ury8
Wstęp do relacji będzie nieco tragiczny. Tylne koło w stanie
agonii. Mnóstwo pęknięć wokół za mocno naciągniętych szprych od strony napędu. Najkoszmarniejszy
przypadek przedstawiony na obrazku. Tu nypel/kapsel jest po prostu wyrwany z
obręczy. Zalałem to miejsce żywicą epoksydową, ale to chyba pudrowanie trupa.
Ta szprycha i tak już nie przenosi żadnej siły, to jest koło de facto
31-szprychowe. Oczywiście jest kilku mm bicie boczne, nie do skorygowania bez
tej szprychy. To już jest śmierć techniczna. Ale jechać trzeba. Mając w głowie nieciekawe
wizje prowadzenia roweru, hamowania w górach samym przednim hamulcem i inne
straszne scenariusze trasę zaplanowałem lekko tylko pagórkowatą, i wzdłuż linii
kolejowej. Krajową czwóreczką: Tarnów -> Rzeszów -> Przemyśl.
Wyruszam leniwie, o 8-mej rano w sobotę. Sprawnie łykam
kolejne hopki pagórkowatej szosy. Cieszę oczy pięknymi okolicznościami przyrody
(żółte łany rzepaku). I robię fotki co ciekawszych pojazdów stojących na
placach przy drodze. W sumie to z tym kołem nawet nie jest tak źle. Obraca się,
jest okrągłe, i w jednej całości. Hamulec coś tam hamuje - wyregulowałem
szerzej szczęki, tak że nic nie obciera. W Brzesku nachodzi mnie więc myśl że
może dojadę na tym kole górami do Przemyśla? Przez Jasło, Krosno und Sanok?
Waham się tylko chwilę, i obieram DK75 na New Sącz :) Słońce przygrzewa coraz
bardziej. Na pauzie w Gnojniku aplikuję więc wreszcie pierwszy raz krem z
filtrem. Kawałek dalej zaczynają się pierwsze podjazdy i ogólnie górskie
klimaty. Urwiste, zabezpieczone siatką i murami oporowymi zbocza gór, do
których przylega szosa. Podjazd na Just (375 m n.p.m.), i fajny zjazd serpentynami. No i
szerokie panoramy na jeziora: Czchowskie i Rożnowskie. W New Sącz o 14. Kilka
szybkich fotek zamku (ruin), fabryki Korala, jakiegoś tam ronda. Z tym N.
Sączem to jest ciekawa sprawa tak nawiasem mówiąc. Czytałem jakiś czas temu
artykuł o rynku pracy w tejże mieścinie. W skrócie: pracy podobno pod
dostatkiem, każdy pracę ma lub może mieć, jeśli tylko chce. Z tym że jest to
praca za minimalną krajową lub niewiele wyższą pensję. Jest trzech lokalnych
miliarderów: Koralowie (lody, wiadomo), Wiśniowscy (bramy, ogrodzenia) i
jeszcze jakaś trzecia wielka firma, nazwy nie pomnę. I pomiędzy nimi zmowa
płacowa. Jeśli komuś się nie uda wyrwać z tej dziury do normalnego miasta typu
Kraków, to wegetuje tu za śmieszne pieniądze. Podobno też jest jakieś lobby,
które blokuje budowę szybkiego połączenia z Krakowem: drogi ekspresowej i
łącznika/reaktywacji linii kolejowej. Można by wtedy mieszkać w N. Sączu i
dojeżdżać do lepszej pracy w Krk. Nie wiem ile w tym prawdy, tak gdzieś kiedyś czytałem.
Wyjeżdżam DK28, do Przemyśla dwie stówy :) Znalazłem fajne miejsce na
odpoczynek, nad rzeczką. Z atrakcją w postaci brodu, kilku cm głębokości. Jest
też mostek, ale na drugą stronę przejechałem przez wodę. Bo co to za frajda tak po
prostu po mostku? Ze dwa cięższe podjazdy, i docieram do Grybowa. Miasteczka z górującym
nad rynkiem wielkim kościołem. Następne w kolejności są Gorlice. Takie bardziej przemysłowe klimaty. Na takich właśnie przemysłowych przedmieściach
obfotografowuję dokładnie ciekawą, zabytkową maszynę (na zdjęciu tytułowym). Tabliczki znamionowe
mówią, iż jest to: „Żuraw przewoźny udarowy do 300 (800?) metrów SMFM-41”. W
każdym coś z górnictwem nafty i gazu związane, na Podkarpaciu ten przemysł był
(jest?) dobrze rozwinięty. Na rynek w Gorlicach nie zajeżdżam, nie chce mi się.
Zamiast tego robię zdjęcie innego żurawia, samochodowego. Trochę nowszego, ale
dalej zabytkowego. Chyba w ciągłym użyciu :) Biecz i Jasło mijam tranzytem. W
Krośnie już po zachodzie Słońca. W Biedrze robię większe zakupy przed nocną
jazdą, z trudem dopinam sakwę. Miejsce Piastowe i Rymanów to jedyne większe
miejscowości na ostatnich km dzielących mnie od Sanoka. Zdjęć z nich brak, bo
ciemno i nic nie widać. Po drodze miał miejsce mały incydent, drugi taki w tym
sezonie. Idąc się wysikać poślizgnąłem się i upadłem na plecy na trawiastej
skarpie ;) W Sanoku po północy. Tym razem trochę sobie pozwiedzałem: wjechałem
na parkowe wzgórze a potem wprowadziłem/wniosłem rower na kopiec na szczycie. Budzę
niemały podziw tubylców (Ale z jakiego powodu? Przecież nie wiedzieli że z Krk
jadę). Oraz przy okazji całkiem przemaczam w rosie buty ;) Do tego jeszcze jakaś tam starówka, rynek itp. I wyjeżdżam na odcinek
specjalny, tj. nocny przejazd DK28 Sanok – Przemyśl :) 70km odcinek, z którego
z 50km to wijąca się serpentynami i wspinająca na przełęcze droga przez
odludzia Gór Słonnych i Gór Sanocko-Turczańskich. Góry może nie jakieś wysokie,
kilkaset m n.p.m. mają najwyższe przełęcze ale da się tam zmęczyć. Nie muszę
chyba dodawać, jak fajnie się tu śmiga nocą. Pustą szosą przez czarne, ciche
lasy pod rozgwieżdżonym niebem. Z tym że ta noc to powoli się niestety kończy
już. Tak że przed połową tego „OSa" łapie mnie świt. W Birczy natomiast –
łapie senność. Na szczęście mega wypasiony przystanek znalazłem, wielkości
małego domu! Poranny chłód trochę uprzykrzał drzemkę, ale jakoś dało radę. Obok
chyba spał „busiarz” w dostawczaku, w „kurniku” nad kabiną. Skąd wiem? Bo za
kierownicą nikt nie siedział. A na chwilę sam załączył się, a potem wyłączył
jakiś silniczek – zapewne od Webasto. Za dnia jest tu może trochę mniej
klimatycznie, ale plusem są widoki na te całe góry. W uszach jak zazwyczaj
RMFik. Normalna muzyka, nie jakieś smęty dla starych dziadków. Co pół godzinki
koronawiadomości, do tego ciekawe audycje mają, np. „Sceny zbrodni”. Teraz
akurat coś o zamachu terrorystycznym w Oklahoma City idzie, też ciekawe sprawy.
Jedyny minus to frustrujące, nachalne reklamy Media Expert ale zawsze można
wyjąć słuchawki z uszu na tą chwilę. Jeszcze jedna drzemka, na innym przystanku
okazuje się być potrzebna. Z ciekawszych obiektów trafia się platforma
widokowa. Jest tablica z panoramką, można sobie rozszyfrować szczyty
otaczających gór. Ze wskazań zegara słonecznego nici (zachmurzenie), z mapy gwiazdozbiorów tym bardziej – noc się skończyła. Zjazd w dolinę Sanu, i koło 10-tej
jest Przemyśl. Na liczniku 310km. Przede mną cała niedziela. Koło też całe.
Oczywistym jest zatem że na Przemyślu się nie skończy. Byłem tu nie raz, zwiedzanie
ograniczam tylko do przejazdu bulwarami Sanu. Wzgórze z masztem, i fajnym
kilkunasto-% podjazdem dziś wypada z planu. Nowym celem jest Rzeszów, i 400+. Zamiast
jechać krajówką przez Jarosław przypomniała mi się ciekawa alternatywa, droga
którą nigdy nie jechałem: DW881 przez Pruchnik, Kańczugę. Po kilku km krajówki
tam też skręcam. W skrócie: ten ponad 50km odcinek do Łańcuta to tłuczenie się
po dziurach przez urokliwe, podkarpackie zadupia. Są wzgórze przykryte łanami
żółtego rzepaku. Są instalacje przesyłowe gazu (?). Są obsadzone starymi
drzewami aleje. Są też zbierające się coraz ciemniejsze chmury. Do Pruchnika
jeszcze dojechałem suchy. Ale między Pruchnikiem a Kańczugą lunęło. W ostatniej
chwili dociągnąłem do przystanku, po kilku km jazdy przez otwarte pola. Z 45min
czekałem zanim się uspokoi. W międzyczasie doglądnąłem zniszczeń w tylnym kole.
Dotknąłem palcem feralnego miejsca i odpadł kawałek felgi :D To co odpadło
schowałem do kieszeni na pamiątkę, luźną szprychę owinąłem wokół innej. Odpaliłem
neta w tel. i wznowiłem rozważania w temacie kół nad którymi się waham. Gdy
sytuacja pogodowa się uspokoiła ruszyłem dalej. Dziurawą niczym ser
szwajcarski, pełną kałuż, błyszczącą w blasku Słońca mokrą szosą. Za Kańczugą
stan nawierzchni diametralnie się poprawia, asfalt jest gładziutki. Mijam niesamowicie wyglądającą miejscówkę – fermę wiatrową. Jak gdzieś zagranicą
normalnie, ilość i wielkość wiatraków robią wrażenie. Zawsze widziałem te
turbiny z daleka, gdy jechałem krajówką na Przemyśl. A teraz przejeżdżam przez centrum
tej atrakcji. Pozostałe do Rzeszowa km to już walka z czasem. Żeby zdążyć na
ostatni pociąg. Przez Łańcut tylko przelatuję, zero zdjęć. Końcówka to orka jak
na złość pod wiatr, jak na złość zbliżającej się kolejnej burzy, jak na złość
po rozkopanej, remontowanej krajówce. Zdążam z ok. pół godzinnym zapasem. Nie
lubię się tak spieszyć. Bo jak np. bym złapał kapcia, to ten zapas mógłby być
już tylko 10-min. Powrót do Krk komfortowym, pustym (korona) ICkiem. Z trasy
mam pamiątkę – czerwony odblask. Taki co jest montowany na stalowych barierach
przy szosie. Nie urywałem ;) Leżał na drodze gdzieś na tych serpentynach między
Sanokiem a Przemyślem. A nuż się kiedyś sprzyda?
Udana trasa, koło wytrzymało, pogoda też. No i trening też
niezły wyszedł, bo większość z tych 400km to góry lub pagórki jak by nie
patrzeć.
7.55 (sb) - 21.55 (ndz)
Nowe gminy: 5
Podkarpackie: 5
Rokietnica
Roźwienica
Próchnik
Kańczuga
Markowa
Zaliczone szczyty:
Beskid Wyspowy:
Przeł. Św. Justa 375
Pogórze Przemyskie:
Tyrawskie 481
Krępak 475
Spława 501
Mordownia 472
Bobowiska 428
Olszańska 381
Góry Sanocko-Turczańskie:
Majkowa Góra 346
Przeł. Przysłup 620
Tyrawskie 481
Kategoria > km 400-499, Powrót pociągiem
Lublin Plus
d a n e w y j a z d u
451.42 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://www.alltrails.com/explore/map/map-b7d3550-...
https://photos.app.goo.gl/LGWhdszYkdj9eiUs5
Kwarantannę czas kończyć. Wszystko odmrażają, otwierają,
odtegowują… Odmrażam się i ja, po dwóch miesiącach krótszych (ale za to b.
regularnych) tripów wkoło komina, po Małopolsce. Ostatnia grubsza akcja to
300ka, też do Lublina, 12 marca. Trzeba robić formę żeby nad Morze dojechać :)
Wyruszam sobotnim, ciepłym rankiem, w głowie mając ogólny tylko zarys trasy. Na
pewno nocka w trasie, na pewno powrót w niedzielę. Może coś mniej więcej śladem
mojej pierwszej 500-ki z 2017 roku? Sandomierką na Sandomierz, potem Route 19
na Lublin. A potem się zobaczy. Może pętla z powrotem do Krajowa, może do
Rzeszowa/Tarnowa i powrót PKP? Ale czy te pociągi to już bezpieczne? Czy to już
można? A może nie powinno się? Fajnie by było żeby to 500+ było. Ale jak nie
będzie to też nic się nie stanie.
Pierwsze kilometry krajowej 79ki z małymi, remontowymi
utrudnieniami. Po kilku km remontów i industrialnych klimatów kombinatu w Nowej Hucie zaczyna się płynna, przyjemna jazda po gładkiej tafli
asfaltu, pośród brązowych, zielonych i żółtych dywanów pól okrywających skąpane
w Słońcu pagórki. (żółte to rzepaczek, jasna sprawa). No po prostu bajka :) Wszystkimi
zmysłami chłonę frajdę rozpoczynającej się kolejnej trasy, kolejnej rowerowej
przygody. Podczas korona zakazów jeździłem dużo nocą WTRką po drugiej stronie
Wisły (trasą rowerową po wale rzeki). Z nadzieją patrzyłem wtedy na świecące wysoko, na przeciwległym brzegu sodowe latarnie Sandomierki. Dziś tą Sandomierką
znowu jadę :) Natomiast z coraz większym
niepokojem przyglądam się stanowi tylnego koła. Nie jest dobrze. Coraz więcej
pęknięć wokół nypli od strony napędowej. Zdjęcie przedstawia najtragiczniejsze
miejsce, gdzie nypel jest już wyrwany. To żadna kraksa, po prostu tak to koło
rok temu zaplotłem, pęknięcia dostrzegłem niedawno. Przeciągnąłem szprychy od
strony napędu. 10 kół zaplotłem w mojej karierze mechanika rowerowego, i to
pierwsze które mi naprawdę nie wyszło. Bębenek pod 11rz, kosmiczna różnica w
kątach szprych, z DS idą prawie pionowo… Co za tym idzie kosmiczne różnice w
naciągu… Nie wiedziałem jak mocno naciągnąć DS., żeby nie było za mocno, i żeby
jednocześnie NDS nie była za luźno… Temat nowych kół spędza mi ostatnio sen z
powiek. Kół, nie koła, bo obydwie obręcze i tak już są mocno wytarte. Tylko kilkanaście
kkm te koła wytrzymały. Jeszcze nie wiem czy będę znowu samemu coś psuł, czy może po
prostu kupię gotowce. Nie jestem pewien ma to jakiś wpływ na korona – bezpieczeństwo
ale na wszelki wypadek nie zatrzymuję się w mijanych miasteczkach. Na
pewno ma to natomiast wpływ na sprawność jazdy – mniej odpoczynków, mniej
zdjęć, mniej zwiedzania ryneczków, mniej tracenia czasu. Jedyny skok w bok to
tylko doglądnięcie budowy mostu w Nowym Korczynie. Ani się obejrzałem a na liczniku 60km i niebieska tablica
Woj. Świętokrzyskiego. W Świętokrzyskim rządzi PO, tego typu informacja
widnieje na każdym mijanym przystanku ;) Przejeżdżając pod LHSem tym razem na
żaden skład ciągnięty przez tandem Gagarów niestety się nie załapuję. Radio w
telefonie odbiera tak sobie, zwykle słucham więc najlepiej odbierającej stacji.
Tzn. najlepiej zwykle odbiera Radio Maryja… I program 1szy, 2gi (3ci?)
Polskiego Radia. Maryja - wiadomo, odpada. Jedynka, dwójka itd. też. To są
radiostacje dla starych, smutnych, nudnych ludzi. A ja stary na pewno nie
jestem, smutny – w tej chwili też na pewno nie, a czy nudny to nie wiem.
Zazwyczaj kończy się na RMFie/Radiu ZET. Ale teraz znalazłem ciekawą
alternatywę – Radio, uwaga: „LELIWA”. Regionalna jakaś rozgłośnia, Tarnobrzeg,
Mielec, Stalowa Wola. Ch.j wi co to znaczy… Ta cała „Leliwa”. W każdym razie odbiór
dobry, muzyka spoko, a nazwa radiostacji śmieszna, podoba mi się. (teraz
sprawdziłem: Wikipedia: „Leliwa (Leliwczyk, Leliwita) – polski herb szlachecki,
noszący zawołanie Leliwa”. Ok, nie miałem prawa tego wiedzieć, nie znam się na
herbach szlacheckich. Bardziej obstawiałem coś z Wisłą :D Po południu mam już
dość słodkiego jedzenia. Pora na nie słodkie :) Jak Turystyczna to tylko od Krakusa,
nie jakieś podrabiańce. Królewskie to danie pałaszuję z widokiem na zale… yyy…
Na kałużę ;) Kałużę w Koprzywnicy. Na razie takie „morze” musi mi wystarczyć,
ale to prawdziwe Morze też będzie, kwestia czasu. W Sandomierzu o 19tej. Na
starówki, zamki szkoda mi czasu, dla odmiany zrobię tylko małą rundkę po
bulwarach. Z widokiem na most i hutę szkła na przeciwległym brzegu. Za długo tu
nie zabawiam, spieszę się na prom w Zawichoście. Zamiast przez most w Annopolu.
Dla odmiany, no i dla skrótu. Drogą o uroczym numerku 777 cisnę ile wlezie, nie
wiem do której przeprawa czynna. Jestem na miejscu ok. 20.15, od tubylców ma
przystani dowiaduję się że o 20 kończy kursować... Pan promowy łódką właśnie
dobija do brzegu. Zagaduję i za stosowną dopłatą robi extra kurs :) Tym
sposobem zaoszczędziłem 16km (lub niecałą godzinę jazdy). No i, co nie bez
znaczenia - promem się przepłynąłem. Lubię pływać promami, to są klimaty. W
zapadającym zmroku tłukę się płytową drogą, i staram nie rozwalić tylnego koła.
Oraz siebie, bo prawie wyglebiłem na jednej szparze zasypanej piachem. Potem
skrót drogą o równie podłej jakości, co ciekawe oznaczonej jako wojewódzka. Z
ulgą wskakuję z powrotem na gładką krajówkę. Jest już noc. Ciepła, pogodna,
bardzo przyjemna noc. Przed Kraśnikiem grubszy (jak na Lubelskie) podjazd, na
którym z wytęsknieniem wypatruję czerwonych świateł masztu. Często na podjazdach
wypatruję takich masztów, bo one zwiastują koniec wspinaczki, stoją na
szczycie. Sam Kraśnik nieco w dole, i tu już sporo chłodniej. Do tego stopnia
że przebieram się w długie ubrania. Standardowa fotka pod ceglaną bramą ze
słynnym napisem, i w drogę, Lublin czeka. Km zaczynają się dłużyć. LELIWA
nadaje coraz słabiej, w końcu przełączam na RMFik, coś o koronie posłuchać. Jest
charakterystyczny, iluminowany wiadukt w Wilkołazie. Wreszcie jest i upragniony
znak drogi ekspresowej, który wieszczy dotarcie do przedmieść Lublina :) Tzn.
ekspresówką jechał oczywiście nie będę (to kosztuje 250zł), tylko boczną,
równoległą drogą. Po prostu pamiętam ten znak, i zawsze go wyczekuję. Pomimo że
dopiero wpół do czwartej, niebo zaczyna już jaśnieć. Lublin zwiedzam więc we
wstającym powoli dniu. Samo zwiedzanie to nie jakieś szeroko zakrojone, ot Ogród
Saski, Plac Litewski, Zamek. Chyba tyle. Bo ambitny plan machnięcia pierwszej
pięćsetki ciągle aktualny. No, jeszcze Zalew Zemborzycki na południu miasta
można zaliczyć jeszcze jako zwiedzanie. Wędkarze już działają, całe mnóstwo ich
tutaj. Tu wreszcie łapie mnie senność, i w przyjemnie grzejących promieniach
Słońca robię ze 45minut drzemki na ławeczce. Leniwie zbieram się do dalszej
drogi. No ale jakiej drogi? Trzeba podjąć jakieś decyzje. Z powrotem do Krk
chyba jednak odpada. Wracając drugą stroną Wisły wyszło by z 600km :) Nawet
wracając po śladzie, Sandomierką: 550… Jakoś bym pewnie dał radę ale w domu bym
był w pon. rano, a do pracy trzeba. Zresztą w planie była jedna nocka, a nie
dwie, jeszcze bez takich hardcorów. Do Tarnowa niecałe 500, z tym że nie zdążę
na ostatni pociąg, po 22. Zostaje Rzeszów, +-430,440km. Dwa ostatnie Regio do
Krk o 17.50 i 20.15. I chyba na tym się skończy, nici z 500+. Może się ew.
dokręci po Krakowie. W każdym razie na razie po śladzie do Kraśnika. Niby po
śladzie, ale to jednak nie ta sama droga co w nocy. To piękne pejzaże
Lubelszczyzny, żółte łany rzepaku, szpalery przydrożnych topoli, zapach
koszonych traw, no i cała ta niesamowita świeżość majowej zieleni, to piękno
budzącej się życia przyrody. Taka piosenka mi się przypomniała ;) Tylko
ciągnąca się równolegle całymi dziesiątkami km budowa S19 mąci nieco tę
sielankę, ale przecież niedziela, wszystkie wielkie kopary i wywrotki grzecznie
śpią. Z Kraśnika dalej 19ką, droga na Rzeszów jest jedna. Już wiem, że końcówka
będzie pod wiatr. W połączeniu z najbardziej pagórkowatym odcinkiem trasy i
zmęczeniem sprawi to, że trzeba będzie się sprężać żeby nawet na ten drugi
pociąg zdążyć. Z ciekawszych akcentów to nietypowa ozdoba w ogródku, i wiejski
przystanek, pełny miłosnych wyznań i innych mądrości. No po prostu cudo :) Drugi
atak senności i drugie ~45 minut drzemki na przystanku. I 45 minut w plecy.
Jest bardzo ciepło. Z większych miasteczek mijam Janów Lub. i Nisko, ale nawet
zdjęcia tam nie zrobię, nie ma czasu. Km dłużą się, czasu coraz mniej. Raz po
raz przeliczam w pamięci km i godziny. Wychodzi że zdążę. Ale nie lubię tak,
nie lubię tak się śpieszyć. To jest jedna z trzech najbardziej wkurzających dla
mnie rzeczy w trasie: deszcz, senność i właśnie pośpiech. Sokołów Młp. Do
Rzeszowa tak blisko a tak daleko. Wkurwiający wiatr i hopki na trasie. Jest
Jasionka, znaczy się lotnisko pod Rzeszowem. A raczej nad, bo tak na wzgórzu
jakby. W końcu tablica z upragnioną nazwą miasta i dwupasmówka do centrum.
Jedna, druga trzecia przelotówka, trochę ścieżkami, trochę po buspasach no i
jakoś zdążam. 20 minut do odjazdu, bilet kupiony przez telefon. Nie jest to
dużo te 20 minut. Jakbym złapał kapcia to mógłbym być np. 2 minuty przed
odjazdem. Albo też 2 minuty po… Regio z przesiadką w Tarnowie. Nakręcam tam
kilka km, szukam jakiejś budy z ciepłym żarciem ale gdzie tam, koronawirus
wszystko pozamykał. W Krakowie 23.30, w domu 00.30.
Udana wycieczka, 500+ co prawda nie ma, ale i 450 nie jest
wynikiem słabym. Zwłaszcza jak na maj i dwa miesiące krótkich, 100-200km
trasek.
7.55 (sb) - 00.30 pon
Nowe gminy: 3
Podkarpackie: 3
Jeżowe
Kamień
Sokołów Młp.
Kategoria > km 400-499, Powrót pociągiem
Zdążyć przed koronawirusem
d a n e w y j a z d u
287.65 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Trzeba jeździć ile wlezie. Bo jak zaczniemy się potykać o trupy na ulicy, nie będzie się dało jeździć. Trzeba będzie jeździć slalomem między trupami.
Z ciekawostek to pierwszy raz w życiu jadłem paluszki Lubelli. Oraz wymieniłem wreszcie 9-letni kask :D Pierwszy i jedyny kask w życiu, z nalotem ~100000km. Na podobny model z Lidla.
https://photos.app.goo.gl/3nshV3yKmtkDLgAB7
Trasa (mniej więcej):
https://www.alltrails.com/explore/map/map-173f0f6--3?u=m
9.05 (sb) - 12.00 (ndz)
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem
W poszukiwaniu ładowarki i kluczyków
d a n e w y j a z d u
284.35 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Znalazłem ładowarkę zgubioną dwa tygodnie temu przed Rzeszowem :)
Kluczyków do zapięcia zgubionych między Przeworskiem a Jarosławiem, w sierpniu ub. roku - niestety nie. Ale nie składam rękawic, będę jeszcze szukał podczas następnych wycieczek do Przemyśla. Teraz szukałem w ciemnościach, w nocy. Trzeba spróbować za dnia.
Koronawirusa chyba nie złapałem, siedziałem sam w wagonie :) Rąk w trasie nie było jak umyć, za to w pociągu kilka razy umyłem. Jak Pan Prezydent kazał!
https://photos.app.goo.gl/arXWf3sLimtddrSL8
Trasa (mniej więcej):
https://www.alltrails.com/explore/map/map-97d9811-...
8.25 (sb) - 9.50 (ndz)
Zaliczone szczyty:
Pogórze Przemyskie:
Zniesienie 353
Kategoria > km 250-299, Powrót pociągiem
Uć
d a n e w y j a z d u
270.06 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Luty minął pod znakiem rekordów. 343km do Wawy to mój najdłuższy lutowy trip, przebieg 1500km to też mój max. 11 miejsce w poprzednim miesiącu na BS - tak wysoko również nigdy nie byłem :) Wpływ na to miało kilka czynników:
- zima '19/'20 nie nastąpiła. Minusowe temperatury należały do rzadkości. A liczba dni z ciągłą pokrywą śnieżną w Krakowie wyniosła 0 (słownie: "zero").
- rok przestępny: 29 dniowy luty, do tego ze szczęśliwym układem dni. Ten i tak krótki miesiąc zahaczył bowiem o 5 weekendów (dokładnie 4,5) co pozwoliło na wliczenie do lutego 5 długich tras.
- nie przeszkodziła nawet krótka infekcja, która wycyrklowała idealnie: zaczęła się poniedziałek a skończyła w piątek :)
- silne południowe/zachodnie wiatry ułatwiające jazdę na północ/wschód. Tak, przyznaję się, lutowe km to były lekkie km, większość ze wspomaganiem ;)
https://www.alltrails.com/explore/map/map-77cdfc1--2?u=m
https://photos.app.goo.gl/dBtdmA4MdGaXrX818
9.10 (sb) - 5.45 (ndz)
Kategoria > km 250-299, Powrót pociągiem
Rzeszów
d a n e w y j a z d u
179.93 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Moją ulubioną ścieżką rowerową do Rzeszowa (tj. starą czwóreczką ;) ).
https://photos.app.goo.gl/ArqwoDo948kRHN5P8
8.35 (sb) - 00.10 (ndz)
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem
Warszawa
d a n e w y j a z d u
343.36 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:12.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
https://photos.app.goo.gl/Kmif1U7ZaAcjoGpL7
Trasa mniej więcej: https://www.alltrails.com/explore/map/map-6c340f2?...
Nowe gminy: 6
Łódzkie: 2
Biała Rawska
Kowiesy
Mazowieckie: 4
Mszczonów
Radziejowice
Żabia Wola
Nadarzyn
7.45 (ndz) - 12.45 (pon)
Kategoria > km 300-349, Powrót pociągiem
Skosztować innego smogu
d a n e w y j a z d u
130.82 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Czyli do Katowic.
https://photos.app.goo.gl/SDjpUoXo2gsU4vsA8
9.45 - 22.50
Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem
New Sącz
d a n e w y j a z d u
120.23 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:12.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Miał być Rzeszów. Ale w Bochni pomyślałem sobie że po co jechać 40 raz do Rzeszowa, skoro można 30 raz do New Sącza.
https://photos.app.goo.gl/buHdJdUCCSjcG2H76
https://www.alltrails.com/explore/map/map-b71f5aa--4?u=m
9.05 - 22.25
Zaliczone szczyty:
Beskid Wyspowy:
Przeł. Św. Justa 375
Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem
Tarnów
d a n e w y j a z d u
110.82 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
Do Tarnowa, dla odmiany nie krajówką a przez Puszczę Niepołomicką i DW przez Szczurową.
https://photos.app.goo.gl/FVP8h6FCnX2scn4c9
Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem