Powrót pociągiem
Dystans całkowity: | 60331.98 km (w terenie 289.50 km; 0.48%) |
Czas w ruchu: | 1232:54 |
Średnia prędkość: | 18.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 406.64 km/h |
Suma podjazdów: | 240690 m |
Liczba aktywności: | 212 |
Średnio na aktywność: | 284.58 km i 14h 00m |
Więcej statystyk |
Przegibek, Magurka Wilkowicka, Czupel, Żar
d a n e w y j a z d u
210.19 km
8.00 km teren
11:18 h
Pr.śr.:18.60 km/h
Pr.max:63.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2258 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Plan był taki żeby zaliczyć Czupel i Skrzyczne za jednym zamachem. Udał się tylko połowicznie, ale po kolei:
Wyjazd przed świtem, o 4.05. Szybko przelatuję przez miasto, czerwonymi światłami się zbytnio nie przejmuję bo na ulicach totalne pustki. Jest wręcz ciepło bo aż 16 stopni, tego się nie spodziewałem. Kieruję się na Skawinę, na krajowej 44 też pusto, jedzie się fajnie, tylko wkurza wyłączająca się na wybojach tylnia lampka (już z nią zrobiłem porządek). Gdzieś za Skawiną zaczyna świtać ale wszędzie pełno chmur. Droga strasznie monotonna, pruję więc szybko, odbijam w jakieś boczne dróżki by potem wylecieć na krajowej 28 koło Wadowic. Tam wreszcie odpoczynek i śniadanie. Strasznie grzebią się z remontem rynku - jakiś rok temu był cały rozgrzebany a teraz dopiero go wykańczają. Potem czeka mnie najmniej przyjemny fragment wycieczki - 10km ruchliwą DK 52. Paskudna droga na rower, więcej się nie będę tu pakował. Szczyty gór toną w chmurach czy w jakiejś mgle, ciągle chłodno, 13 stopni. Nie wiem czy jest sens się pakować w takie góry dzisiaj, ale co zrobić, jadę do przodu a potem się zobaczy. W Andrychowie znowu mała przerwa i skręcam w jakąś boczną drogę. I wtedy w ciągu jakiejś może godziny wszystkie chmury cudownie rozchodzą się, ustępując miejsca błękitnemu niebu, a temperatura na liczniku stopień po stopniu podnosi się! Taki widok dodaje sił i zwiększa wiarę w powodzenie wycieczki. Jedzie się super, mijam znane mi już trochę okolice (byłem tu rok temu), jednak to co się za chwilę wydarzy pokrzyżuje nieco moje plany. Kieruję się bowiem wskazaniami Garmina (najtańszy model Etrex H, nie obsługuje on żadnych map ;) ), czyli jadę po linii trasy zaplanowanej wcześniej na komputerze. Skręt w prawo wydaje mi się trochę podejrzany ale nie chce mi się zerkać na papierową mapę, która jest w torbie. Nachylenie rośnie, mijam kolejne serpentyny, jestem przekonany że wspinam się na Kocierz. Jednak gdy jestem na szczycie zamiast kompleksu wypoczynkowego mym oczom ukazuje się jakiś mały domek a po drugiej stronie... tabliczka "Przegibek" O_o No tak jakimś cudem wgrał mi się do Garmina zły ślad (zaplanowałem kilka wariantów trasy)... Jeden z nich zakładał najpierw Czupel a potem Skrzyczne. Drogę pomyliłem tuż za Andrychowem... Cóż było robić, szybka analiza sytuacji i jadę jednak na ten Czupel. Właściwie to idę, bo pierwsze metry niebieskiego szlaku są bardzo strome. Potem trochę jazdy trochę pchania, tak 50/50%, im bliżej szczytu tym więcej jazdy. Leśny chłód nie przeszkadza zbytnio, taka wspinaczka nieźle rozgrzewa. Po drodze wspaniały widok na Bielsko-Białą. Po dłuższej chwili melduję się na szczycie Magurki (909 m n.p.m.) Widoki jakieś tam są ale bez szaleństw. Skrzyczne widać. Stąd na Czupel (933 m n.p.m.) już tylko rzut beretem (a dokładnie 20 minut jazdy), całość podjeżdżalna, takie szlaki to ja lubię. Ciekawe zjawisko, na zmianę smagały mnie podmuchy ciepłego i zimnego powietrza. Na szczycie kilka zdjęć i powrót tą samą drogą na Magurkę. Zjazd po asfalcie to prawdziwy test hamulców. Wilkowice, Łodygowice, ciągle w dół, kawałek krajówką i skręcam na Lipową. Tam małe zakupy i przerwa na przystanku, bo zaczyna się upał. Trzeba też przeanalizować sytuację. Spać mi się zachciało - chwila siedzenia z zamkniętymi oczami pomaga :) Wychodzi na to że mam 4,5 godziny na wjazd, odpoczynek, podziwianie widoków i zjazd do Żywca na pociąg - za mało, nie będę pędził, chcę zdobyć tą górę na spokojnie ciesząc się jazdą. Obmyślam więc na szybko plan B - Żar po asfalcie (761 m n.p.m.). Na dobry początek pakuję się w boczną drogę z serią kilkunastoprocentowych ścianek >.< W końcu jednak odnajduję biegnącą brzegiem jeziora drogę i niedługo potem jestem u stóp góry, zagospodarowanej urządzeniami elektrowni. Podjazd wchodzi łatwo i przyjemnie, nie po takich górach się jeździło ;) Na szczycie oczywiście tłumy (można wjechać wyciągiem) więc po chwili szalonego zjazdu znów jestem na dole. Pozostało ponad 40km nudnej drogi do Oświęcimia, niestety tylko stąd mam sensowne połączenie do Krakowa. Oj dłuży mi się ta droga strasznie, tablica: "Oświęcim 8" działa dołująco. Jeszczeee osieem?! Jakoś się jednak dowlokłem, zdążyłem nawet na wcześniejszy pociąg, o 19.32. Trochę szkoda że nie pojechałem późniejszym (20.42), miasto bym sobie pozwiedzał i kilometrów dokręcił. Z drugiej strony trochę już zmęczony byłem. Wracając z dworca do domu dokręcam jeszcze kilkanaście km. Cóż, nie udało się to Skrzyczne, ale i na nie przyjdzie czas, jeszcze w sierpniu.
Gdzieś przed Wadowicami © Pidzej
Prawie ukończony rynek w Wadowicach © Pidzej
Andrychów © Pidzej
Rano nie wyglądało to za dobrze © Pidzej
Jednak wydarzył się cud. Pogoda w górach zmienia się bardzo szybko! © Pidzej
Zbiornik wyrównawczy Czaniec i niebieskie niebo ponad nim © Pidzej
Zapora na jeziorze Międzybrodzkim © Pidzej
Takie tam zrobione z nudów © Pidzej
Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m) © Pidzej
Na niebieskim szlaku © Pidzej
Chwilami tylko prowadzenie © Pidzej
Piękny widok na Bielsko-Białą © Pidzej
Magurka Wilkowicka (909 m n.p.m) © Pidzej
Ciekawy buk © Pidzej
Elegancki szlak na Czupel © Pidzej
Czupel (933 m n.p.m.). Proszę zwrócić uwagę na profesjonalny rowerowy ubiór - 100% cotton ;) © Pidzej
Jest i Skrzyczne © Pidzej
Fajny ten szlak - spowrotem na Magurkę © Pidzej
Schronisko na Magurce © Pidzej
Panorama z Magurki © Pidzej
Szybki zjazd © Pidzej
Budowa drogi ekspresowej © Pidzej
Skrzyczne na wyciągnięcie ręki - tak blisko a tak daleko! © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Widać już Żar © Pidzej
Ruch spory © Pidzej
Niedaleko szczytu, po prawej zbiornik © Pidzej
Widok ze szczytu © Pidzej
Żar (761 m n.p.m.) © Pidzej
Zbiornik na szczycie © Pidzej
Rynek w Kętach © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Takie tam zrobione na szybko w Oświęcimiu © Pidzej
Kraków nocą © Pidzej
RPM: 67
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 26%
WYSOK MAX: 899
4.05 - 22.25
5,25l picia, 4 kanapki z pasztetem, 4 banany, 2 drożdżówki, 2 czekolady
2 nowe gminy
Kategoria Powrót pociągiem, Korona Gór Polski, > km 200-249, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
Beskid Sądecki: Przehyba (1175 m n.p.m.), Radziejowa (1266 m n.p.m.) i inne
d a n e w y j a z d u
155.93 km
15.50 km teren
10:18 h
Pr.śr.:15.14 km/h
Pr.max:65.70 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2258 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Kolejne szczyty do kolekcji. Wyjazd przed wschodem Słońca, 4.25. W góry jadę najkrótszą drogą, najpierw wiadomo - Wieliczka, Gdów, po drodze dużo hopek. Strasznie zmarzłem, 12 stopni a ja w samej koszulce, aż mnie plecy zaczęły boleć. W Gdowie przerwa na śniadanie, ubrałem drugą koszulkę na wierzch i jest trochę lepiej. Wyjeżdżam dalej wojewódzką, by potem w Zagórzanach odbić w boczną drogę. Na razie wszystkie górki łykam śmiało na średniej tarczy, aż do solidnego podjazdu przed Tarnawą (jakaś przełęcz?) gdzie nachylenie wzrasta do 12% i zmusza do zrzucenia na młynek. Potem przyjemny zjazd do Limanowej, gdzie urządzam kolejny postój. Jak to zwykle na ryneczkach w małych miasteczkach bywa zagaduje mnie jakiś miejscowy pijaczek. Opowiada mi swoją smutną historię, o pracy w Krakowie, alkoholu i pięciu pobytach na Babińskiego (taki szpital psychiatryczny w KRK), niezbyt uważnie się w nią wsłuchując przytakuję tylko i jem. Na szczęście nie jest zbyt nachalny, nie chce też pieniędzy :) Trochę mi tam zeszło żegnam się więc z miłym tubylcem i ruszam w dalszą drogę, przede mną dość ciężki podjazd na krajowej 28. Potem już tylko szybki przelot do Gołkowic, cały czas delikatnie w dół, po prostu poezja. Przede mną widać jak na dłoni szczyty Beskidu Sądeckiego, niestety nie jestem w stanie ich zidentyfikować. Jest dopiero po 9, więc nie spiesząc się zbytnio mijam znajome miejscowości (byłem na Przehybie w zeszłym sezonie): Gaboń, Skrudzina, Praczka. W ostatnim chyba sklepie przed końcem wiosek robię zapasy: 3l wody i 3 drożdżówki, żeby nie kupować nic w drogim schronisku. W zeszłym roku wjechałem na szczyt od strzała, bez żadnego odpoczynku ale dziś nigdzie mi się nie spieszy, jadę sobie powoli, robiąc po drodze kilka przystanków. Droga oczywiście asfaltowa, nachylenie oscyluje w granicach 10%. Ruch dziś niewielki, mijam po kolei: jadące pod górę trzy, chyba miejscowe bikerki na makrokeszach, jadącego pod górę Fiata Doblo jakiejś firmy telekomunikacyjnej (na szczycie jest przekaźnik), zjeżdżającego Gazika (ze schroniska albo jacyś leśnicy) i zjeżdżającego bikera w obciskach. Asfalt kończy się kilkaset metrów przed schroniskiem, i zaczyna się gruby żwir, kamienie właściwie. Coś źle mi się jedzie i za bardzo podskakuję - zapomniałem blokady amorka wyłączyć :) Na szczęście trochę te kamienie "wsiąkły w ziemię" w porównaniu z zeszłym rokiem, więc nie jest tragicznie. Sporo mi zeszło na tych postojach, na Przehybie jestem koło południa. Nie tracę więc czasu na wizytę w schronisku ani odpoczynek tylko ruszam czerwonym pieszym/czerwonym narciarskim w stronę Radziejowej. Nie jest on zbyt przyjazny dla rowerzystów, sporo kamieni i korzeni, może z połowę jadę, połowę prowadzę. Potem szlaki pieszy i narciarski rozdzielają się, ja wybieram pieszy i po chwili melduję się na Radziejowej. Sporo turystów, na wieżę nie chce mi się wspinać. Nawet zagrzmiało trochę ale gdzieś daleko, tutaj stan nieba nie zwiastuje żadnej burzy. Teraz najcięższy dziś odcinek, czyli znoszenie roweru stromą ścieżką, ale na szczęście tylko kilkaset metrów, szkoda zawracać i dookoła jechać. Potem trochę bardziej przejezdny fragment i jestem na Wielkim Rogaczu. I tu zaczyna najpiękniejsza część wycieczki - zjazd zielonym ROWEROWYM, od razu widać różnicę. Jedzie się szybko i płynnie, i tak będzie właściwie aż do samej Piwnicznej. Po drodze zatrzymuję się na Niemcowej, bardzo fajna polana, niestety tłumy ludzi (jakaś kolonia pewnie). Potem jeszcze kawałeczek zielonym rowerowym i zmiana na żółty pieszy, równie przyjemny. Wysokość wytraca się szybko i sprawnie. Są fragmenty z betonowych płyt, a końcówka prawie do samej Piwnicznej to kostka brukowa, ale z takich dużych koślawych kamieni. Nie spieszę się nigdzie, staję kilka razy by dać odpocząć hamulcom a w międzyczasie robię fotki i podziwiam widoki. Chciałem wracać pociągiem z Piwnicznej ale do odjazdu ponad 2 godziny, więc wskakuję na krajówkę i jadę do Nowego Sącza, wg znaków to tylko 24km, a z licznika 30km/h schodzi rzadko więc chwila moment jestem w mieście. Tutaj do odjazdu ciągle grubo ponad godzina czasu, myślałem że trochę sobie pojeżdżę po mieście. Sporo jednak nakręciłem się żeby odnaleźć dworzec. Tam jakiś pan przez 15 minut kupuje bilety nad morze, 300zł za 17 godzin jazdy, by potem okazało się że nie ma gotówki tylko kartę, a "tu kartą nie można" i musi z nich zrezygnować, parodia po prostu. Zanim więc dostałem się do kasy i zdobyłem bilety, zostało niecałe pół godziny więc tylko do sklepu podjechałem po żarcie. Powrót pociągiem bez przygód, choć przesiadka w Tarnowie prawie na styk. Drugi Regio do Krakowa łapie w Bochni 13 minut opóźnienia. Jednak potem tak zasuwał, że do Krakowa odrobił 12 minut i przyjechał z minutą opóźnienia! Dokręcam trochę po centrum, runda honorowa wokół Rynku i do domu! Wycieczka taka jakie lubię, czyli dużo asfaltu, trochę terenu, dużo gór, Słońca i powrót pociągiem.
Przed świtem w drodze do Wieliczki © Pidzej
Wschód Słońca przed Gdowem © Pidzej
Wschód © Pidzej
Odpoczynek w Gdowie © Pidzej
Jakaś przełęcz do drodze © Pidzej
Przed Limanową © Pidzej
Limanowa © Pidzej
W dół do Gołkowic © Pidzej
Ściana gór w tle to Beskid Sądecki © Pidzej
Na podjeździe na Przehybę © Pidzej
Na podjeździe. U góry zdjęcia widać przekaźnik na szczycie - aż ciężko uwierzyć że jest jakieś 400m wyżej! © Pidzej
Ciekawostka - kilka krzaczków Kosodrzewiny na ~ 1000 m n.p.m © Pidzej
Koniec asfaltu - to prawie szczyt! © Pidzej
Schronisko na Przehybie (1175 m n.p.m.) © Pidzej
Widok z Przehyby © Pidzej
Przekaźnik na Przehybie © Pidzej
Na Przehybie © Pidzej
Pod Wielką Przehybą © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Złomisty Wierch 1224 m n.p.m © Pidzej
W tle Radziejowa - widać wieżę widokową © Pidzej
Singielek na czerwonym szlaku © Pidzej
Obelisk na Radziejowej © Pidzej
Radziejowa 1266 m n.p.m © Pidzej
Masakrycznie strome zejście © Pidzej
Ale z fajnymi widokami © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Przełęcz Żłobki 1106 m n.p.m © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Myślałem że ta góra to Wielki Rogacz ale to jakaś inna © Pidzej
Widoczek © Pidzej
Wielki Rogacz 1182 m n.p.m © Pidzej
Zielony szlak rowerowy © Pidzej
Zielony szlak rowerowy © Pidzej
Niemcowa 1001 m n.p.m © Pidzej
Polana na Niemcowej © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Kapliczka przy żółtym szlaku © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Kapliczka przy żółtym szlaku © Pidzej
Tuż przed Piwniczną © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Piwniczna © Pidzej
Nowy Sącz © Pidzej
Na stacji © Pidzej
DST: 152.87
TM: 10:16
AVS: 14.9
RPM: 72
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 1221
6,3l picia
4.25 - 23.25
0 nowych gmin
Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, Korona Gór Polski
Góry uczą pokory: Mogielica (1171 m n.p.m.), Turbacz (1310 m n.p.m.)
d a n e w y j a z d u
133.43 km
37.00 km teren
10:15 h
Pr.śr.:13.02 km/h
Pr.max:65.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2521 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wpadłem kiedyś na pomysł żeby zdobyć Koronę Gór Polski, najlepiej na rowerze. Trzeba się za to wreszcie zabrać, trasę zaplanowałem bardzo ambitną, z Turbacza chciałem zjechać do Rabki, potem zaliczyć jeszcze Luboń Wielki i zjechać do Jordanowa. Hehe chyba wybrałem się z motyką na Słońce :) Ale po kolei: w ogóle nie spałem, wyjeżdżam tuż przed świtem, o 4.35. Chłodno więc jadę w kurtce, Wieliczka, Dobczyce (które omijam nowowybudowaną obwodnicą), jechałem tą drogą dziesiątki razy. Za Dobczycami wręcz zimno, 9 stopni! Po drodze śniadanie na przystanku. Rozgrzewa mnie dopiero podjazd na Przełęcz Wierzbanowską, no i Słońce zaczyna przygrzewać, jest już przyjemnie, kilkanaście stopni. Dla odmiany odbijam z głównej szosy w lewo, na Skrzydlną i Dobrą. Przecinam krajówkę i w Półrzeczkach skręcam w fajną leśną drogę która wspina się na ponad 900 m n.p.m.. Idealna na rower, nie jest kamienista ani błotnista, jedzie się super i sprawnie nabiera wysokość. Jechałem nią miesiąc temu, wtedy zabłądziłem i objechałem dookoła Mogielicę szlakiem narciarskim. Tym razem jednak wgrałem ślad do GPSa i bezbłędnie kieruję się do celu - żółtego/niebieskiego szlaku na szczyt Mogielicy. Zaczyna się pchanie, od czasu do czasu da się coś podjechać. Wjeżdżam na jakąś wielką zarośniętą borówkami i malinami polanę, jak się potem okazuje - Halę Stumorgową. Po niej jedzie się całkiem przyjemnie. Pomimo zakrytych chmurami Tatr widoki urywają głowę, zdjęcia w ogóle nie oddają tego ogromu gór jaki się wokół roztacza. Przede mną charakterystyczny czubek Mogielicy z wieżą widokową - szczyt zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Teraz tylko wytargać rower te kilkadziesiąt metrów do góry co wcale nie jest takie proste, nachylenie potężne, chyba z 40-50%! Na szczycie robię kilka zdjęć, na wieżę widokową szkoda mi czasu wchodzić, więc sprowadzam tą samą drogą, jest naprawdę stromo. Rower zsuwa mi się na zaciśniętych hamulcach! Kończy mi się picie więc ratuję się malinami z krzaka - trochę wody w sobie mają. Odnajduję teraz trochę inną, bardziej zjeżdżalną drogę i wracam nią spowrotem do szutrówki. Szybki zjazd, chwila moment i wylatuję na DW 968 w Szczawie. Podjazd po asfalcie na przełęcz Przysłop, w Lubomierzu wreszcie jakiś sklep, jestem już nieźle odwodniony. Następnie czerwonym szlakiem rowerowym kieruję się w stronę Turbacza. Szlak niemal w 100% podjeżdżalny choć nawierzchnia paskudna - najpierw 3km wysypane grubym żwirem (kamieniami?) potem kamienie się kończą i kolejne 3km błota, ale takiego "lepszego gatunku", gęstego, czyli nie ma kałuż tylko taka rozmiękczona ziemia, więc nie pryska tylko wsysa trochę koła, o dziwo moje semi-slicki dają radę. Droga strasznie się dłuży, po prostu męcząca wspinaczka na prawie na 1300 m n.p.m.. Docieram wreszcie na Jaworzynę Kamienicką, od tego miejsca na Turbacz jest w miarę płasko. Potem Hala Młyńska i Hala Długa z której widać już schronisko na Turbaczu. Na Turbaczu jestem po 16 więc nie wiem czy zdążyłbym do Rabki na pociąg, Luboń odpada w ogóle. Wjeżdżam jeszcze czerwonym szlakiem na sam szczyt (jest trochę oddalony od schroniska), zawracam i postanawiam zlecieć żółtym do Nowego Targu, podobno najłatwiejszym. Okazuje się jednak że jest kilka cięższych fragmentów ale ogólnie jedzie się całkiem szybko i płynnie. Przez fatalne oznaczenia zgubiłem gdzieś ten żółty szlak, ale zbytnio się tym nie przejmuję, ważne że szybko wytracam wysokość. Wg tabliczki zejście zajmuje 2,5 godziny, mnie zjazd zajął niecałą godzinę. Hamulce nieźle dostały w dupę. Niepotrzebnie się tak śpieszyłem bo na dworcu jestem 25 minut przed czasem, choć jeśli np. złapałbym gumę to byłoby nieciekawie. Pociąg (na szczęście klimatyzowany) wlecze się 3 godziny, po Krakowie dokręcam do 130km. Nie doceniłem tych gór, tak niskiej średniej się nie spodziewałem, ale ogólnie wycieczka udana, 2 spore szczyty zaliczone. Szkoda że nie zdążyłem się jebnąć na jakiejś polance i sobie poleżeć, widoki popodziwiać, za dużo naraz chciałem objechać. Odnotowano niewielkie straty w sprzęcie: w nocy jak już wracałem z dworca łańcuch mi spadł i porysował korbę, nowiutką Deorkę! W domu zobaczyłem też że gdzieś zgubiłem śrubkę od bagażnika, no i ubyło sporo klocków hamulcowych.
Widok spod przełęczy Wielkie Drogi © Pidzej
J.w. Dwa niskie szczyty z przodu to prawdopodobnie Dzielec i Szklarnia. Potężna góra w oddali (z dwoma wierzchołkami) to chyba masyw Śnieżnicy © Pidzej
Kamieniołom w Skrzydlnej © Pidzej
? (Jurków) © Pidzej
??? (Jurków © Pidzej
Polana Stumorgowa, szczyt Mogielicy na wyciągnięcie ręki © Pidzej
Na Polanie Stumorgowej © Pidzej
Widok z Polany Stumorgowej © Pidzej
Na Polanie Stumorgowej © Pidzej
Strome podejście pod szczytem Mogielicy © Pidzej
Wieża widokowa na szczycie Mogielicy © Pidzej
Mogielica (1171 m n.p.m.) © Pidzej
Kapliczka na Mogielicy © Pidzej
Krzyż na Mogielicy © Pidzej
W drodze na Turbacz: Polana Papieżówka © Pidzej
Uschnięte drzewa © Pidzej
Uschnięte drzewa © Pidzej
Polana Jaworzyna Kamienicka © Pidzej
Widoki z polany © Pidzej
I tu też © Pidzej
Hala Długa, widać już schronisko na Turbaczu © Pidzej
Widok z Hali © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Obelisk na szczycie Turbacza © Pidzej
Turbacz (1310 m n.p.m.) © Pidzej
Krzyż na szczycie Turbacza © Pidzej
Widok z Turbacza © Pidzej
Dworzec PKP w Nowym Targu © Pidzej
Powrót pociągiem © Pidzej
DST: 130.19
TM: 10:17
AVS: 12.6
RPM: 68
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 22%
WYSOK MAX: 1305
5l picia
4.35 - 22.15
0 nowych gmin
Serwis: wymiana śrubek od bagażnika na dłuższe LOL
Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem, Serwis, Terenowo, Korona Gór Polski, ^ UP 2500-2999m
Dookoła Mogielicy
d a n e w y j a z d u
180.24 km
24.00 km teren
10:35 h
Pr.śr.:17.03 km/h
Pr.max:57.90 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wycieczka miała być asfaltowa z kawałkiem szutru. Chciałem sprawdzić drogę Półrzeczki - Szczawa a docelowo dotrzeć do Krynicy, Grybowa albo nawet dalej. Wyjeżdżam dość wcześnie - o 4.30. Dość chłodno, chyba 12 stopni. Tym razem dla odmiany jadę wojewódzką na Gdów (śniadanie), mijam go i w Zagórzanach skręcam w boczną drogę. Nie mam żadnej mapy i kieruję się tylko wskazaniami kompasu (kierunek: południe) i niezbyt dokładnymi notatkami - to przez nie dzisiejsza wycieczka nie do końca się udała. Błądzę, trochę asfaltu, trochę leśnych dróg, przejeżdżam jakąś rzeczkę kładką poleconą mi przez tubylca. Wydawało się że już jestem na dobrej drodze ale coś mnie podkusiło żeby skręcić w boczniejszą ale prowadzącą bardziej na południe dróżkę. Tym razem wylądowałem na jakimś polu i musiałem zawracać, wpychając rower po stromym zboczu. Buty kompletnie przemoczone (rosa). Straciłem na to błądzenie chyba z pół godziny. W końcu drogowskaz na Tymbark. Do samego Tymbarku jednak nie wjeżdżam a skręcam na Dobrą. Przecinam krajówkę, dojeżdżam do miejscowości Półrzeczki, tutaj ma zaczynać się skrót do Szczawy. Trafiam na niego bez problemu, po chwili wąski asfalt się kończy i jest fajna twarda leśna droga, trochę żwiru i małych kamieni, błota brak. Powoli wspinam się do góry, nachylenie całkiem przyjemne, średnio 7-10%. Wjeżdżam na ponad 900m n.p.m. i natrafiam na rozwidlenie. Po chwili zastanowienia i zerknięciu na mapę napotkanego turysty postawiam skręcić w lewo. Jadę i jadę, a droga nie chce opadać, wciąż trzyma 800 - 900m! W końcu wiem że źle pojechałem ale przecież nie będę zawracał, zobaczę gdzie dojadę. Jedzie się całkiem przyjemnie ale kończy mi się picie, ale w razie czego mam 2 jabłka, trochę wody w nich jest ;) Droga kluczy zboczem Mogielicy, trochę opada i wznosi się, na drzewach oznaczenia niebieskiego szlaku narciarskiego. Potem trochę pchania bo za stromo i w końcu dojeżdżam na jakiś leśny parking (dla narciarzy), nawet auta jakieś stoją - cywilizacja! Oglądam mapkę, do Szczawy już niedaleko, droga jednak miejscami bardzo błotnista ale wreszcie schodzi w dół. Pod koniec nachylenie chwilami przekracza 20%, generalnie jak jest jest kilkanaście to już schodzę z roweru i prowadzę bo mam sprawny tylko tylni hamulec. W Szczawie i innych wioskach nawet się nie zatrzymuję. Zabrzeż - tu wreszcie uzupełniam płyny i myślę co dalej robić, straciłem sporo czasu, dobrze będzie jak się wyrobię na pociąg z Piwnicznej/Muszyny, na Krynicę/Grybów nie ma szans. Już chciałem jechać na Nowy Targ ale zawróciłem i pojechałem zgodnie z planem, zobaczymy dokąd dojadę. Po drodze trochę kusi Przehyba ale z jednym hamulcem zjazd nie byłby przyjemny więc odpuszczam. Mijam Stary Sącz, Piwniczną, piękne wkomponowana w wąwóz pomiędzy górami rzeka (Dunajec), droga i linia kolejowa. Niestety czasu coraz mniej, w dodatku jadę pociągowi na spotkanie, czyli w przeciwnym kierunku niż on. Myślałem że zdążę do Muszyny, co chwila staję na kolejnych przystankach i sprawdzam odjazdy. Zatrzymuję się jednak z 20-minutowym zapasem w Żegiestowie. Prawie 3 godziny do Tarnowa, przesiadka i kolejne 2 do Krakowa... W mieście dokręcam jeszcze do marnych 180km i wracam przed północą... Sił było jeszcze dużo ale straciłem mnóstwo czasu na to błądzenie i musiałem spieszyć się na pociąg. Pozostaje spory niedosyt, kręcić cały dzień i tych 200 nie ukręcić >.< ale ogólnie było fajnie, pojeżdżę jeszcze po terenie tylko remont roweru skończę.
Kładeczka, którą polecił mi jechać tubylec © Pidzej
Tutaj wjechałem w jakieś pole © Pidzej
Droga Półrzeczki - Szczawa © Pidzej
Droga Półrzeczki - Szczawa © Pidzej
A tu już nie czy to ciągle ta droga © Pidzej
A to już szlak narciarski © Pidzej
Tablica przy parkingu © Pidzej
Widoczek © Pidzej
Widoczek z rowerkiem © Pidzej
Rynek w Starym Sączu © Pidzej
W stronę Piwnicznej © Pidzej
Dunajec © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
AVS: 17.0
RPM: 68
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 20%
WYSOK MAX: 914
5,5l picia
4.30 - 23.40
6 nowych gmin
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
Łysica
d a n e w y j a z d u
214.93 km
10.00 km teren
11:30 h
Pr.śr.:18.69 km/h
Pr.max:58.40 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1807 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
W tym sezonie planuję zacząć zdobywanie Korony Gór Polski, co się da na rowerze, a co nie - pieszo. Na pierwszy ogień idzie Łysica w Górach Świętokrzyskich. Tak właściwie to cele miałem trzy: Łysica i/lub Łysa Góra i/lub Dąb Bartek, i dopiero w trakcie wycieczki podjąłem decyzję. Startuję dość wcześnie, bo o 5.40. Przejeżdżam przez hutę i kieruję się na Proszowice. Miejscami na wojewódzkiej 766 zrobili szeroką dwupasmówkę, więc jedzie się fajnie. W Proszowicach jem śniadanie. Trasę zaplanowałem rożnymi skrótami, wiedziałem więc że pewnie gdzieś pobłądzę, nie myślałem jednak że stanie się to już w Proszowicach. Skręcam w wojewódzką 775 zamiast 776 i szukając drogi na Skalbmierz nadkładam 20km, muszę wrócić się spowrotem do Proszowic :( Czyli godzina w plecy. W Klimontowie odbijam w boczną drogę, od teraz będę właśnie kluczył głównie takimi dróżkami. W Skalbmierzu drugie śniadanie. Zaczyna się upał, temperatura dobija powoli do 30. Krem do opalania wchodzi do użycia. Na szczęście przed Pińczowem pojawiają się pierwsze lasy. W każdym większym miasteczku robię postój, więc w Pińczowie również. Po wyjeździe z niego na liczniku pojawiają się (i trzymają dość długo) rekordowe dziś 32 stopnie, do uszu co chwila docierają odgłosy asfaltu klejącego się do opon. We Włoszczowicach robię zakupy w słabo zaopatrzonym wiejskim sklepiku, 2 paczki delicji będą musiały mi wystarczyć na następne kilkadziesiąt km. Kawałek dalej spotykam dwóch bikerów, pytających o sklep i o drogę terenem. W tym pierwszym mogę im pomóc, w drugim niestety nie. O dziwo droga do Daleszyc, której najbardziej się obawiałem pod względem nawigacyjnym idzie mi całkiem sprawnie. Kilka km to paskudna piaszczysta szutrówka, koła tańczą w tym piachu jak chcą. W Daleszycach rozkopany rynek, żadnej ławki ani odrobiny cienia, więc piknik urządzam na murku przy kościele :) Tutaj podejmuję decyzję że jadę tylko na Łysicę. Mam spore opóźnienie, poza tym raczej nie wystarczy mi sił na nic więcej. Z Daleszyc kawałek z górki, a potem solidny podjazd pod Św. Katarzynę. Po obu stronach drogi zamiast pobocza fajny pas rowerowy. Ochładza się znacznie, do ok. 20 stopni, za zachodzie, gdzieś za Kielcami grzmi. Wreszcie "podjazd" a raczej podejście na Łysicę. Jazdy było bardzo niewiele, większość to prowadzenie/niesienie roweru (nielekkiego, bo z kilkukilogramowym bagażem). Ostatecznie chyba nie dotarłem na sam "szczyt szczytu", przegapiłem go i pomyliłem z innym odrobinę niższym wierzchołkiem (Skała Agaty, 608m n.p.m.). Trudno, 4m w te czy we wte, co za różnica. Zejście tą samą drogą. Zarówno "podjazd" jak i "zjazd" zajmują mi po ok. 40min. Następnie piękny zjazd ze Świętej Katarzyny do krajówki na Kielce. Jadę nią kilka km, potem przeradza się ona w ekspresówkę, więc do miasta docieram drogą serwisową idącą równolegle. Ledwo jadę, sytuacji nie poprawia solidny wiatr w twarz. W Kielcach jestem o 19.20, niestety pociąg do Krakowa mam dopiero po 21. Zwiedzam trochę centrum dokręcając do pełnych dwóch setek. Gdyby nie sprint po peronie do wagonu rowerowego na drugim końcu pociągu - uciekłby mi! W przedziale jadę z jakimś chłopakiem. W Krakowie robię wraz z nim objazd bulwarów i wracam do domu dokręcając jeszcze kilkanaście km. W domu jestem po wpół do dwunastej.
Pomimo że po samych górach wiele się nie najeździłem, wycieczka dość udana, dużo kilometrów i - o dziwo - przewyższeń! Jednak nie tylko na południu od Krakowa są fajne górki. Wpadło też trochę gmin. Wiatr może nie sprzyjający, ale w sumie niezbyt przeszkadzający (poza samą końcówką przed Kielcami). Trochę wkurzyło mnie to błądzenie i brak zdjęcia na samym szczycie Łysicy. Trudno, na pewno tam wrócę, i zaliczę ją raz jeszcze przy okazji wraz z jakimiś innymi górkami (Łysa Góra mi chodzi po głowie). Następnym razem wybiorę jednak rozsądniejszy wariant podjazdu - od strony Kakonina - szkoda że dowiedziałem się o nim dopiero teraz. Mam nauczkę żeby lepiej planować wycieczki i coś poczytać wcześniej.
EDIT 2015: Przyglądając się mapom doszedłem do wniosku że jednak Łysicę można uznać za zaliczoną :)
Proszowice © Pidzej
Niby płasko, ale jednak jest trochę górek © Pidzej
Typowy krajobraz dzisiejszej wycieczki © Pidzej
Skalbmierz © Pidzej
Dolina Nidy © Pidzej
Most na Nidzie w Pińczowie © Pidzej
Pińczów © Pidzej
Ładne drzewka © Pidzej
Idealna miejscówka na odpoczynek :) © Pidzej
Piaszczysta szutrówka © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Pod tym kościołem miałem piknik © Pidzej
Pierwsze widoki na Góry Świętokrzyskie © Pidzej
I tu też © Pidzej
Początek podjazdu zapowiada się niewinnie... © Pidzej
...ale potem... © Pidzej
...kamulców jest coraz więcej... © Pidzej
...i więcej ;) © Pidzej
Prawie szczyt czyli Skała Agaty EDIT 2015: to chyba jednak jest szczyt Łysicy © Pidzej
Na zachodzie szaleje burza © Pidzej
Księżycowy krajobraz, czyli rozkopane Kielce ;) © Pidzej
AVS: 18.7
RPM: 68
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 23%
WYSOK MAX: 613
5.40 - 23.35
6,7l picia
20 nowych gmin
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem, Terenowo, Korona Gór Polski, ^ UP 1500-1999m
11.09.2011 Hrobacza + Żar
d a n e w y j a z d u
165.08 km
4.00 km teren
09:09 h
Pr.śr.:18.04 km/h
Pr.max:61.10 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1840 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Czyli zaliczanie "polskich BIGów" ;) Zainspirowała mnie ta stronka: genetyk.com/podjazdy :)
Hrobacza Łąka
Żar
Wyjeżdżam 10 minut po szóstej, chłodno, zamiast prognozowanych 17 stopni jest 13. Kieruję się na Skawinę, a potem Kalwarię Zebrzydowską, gdzie robię przerwę na śniadanie. Już za Skawiną zaczynają się małe górki. W Andrychowie skręcam i jadę skrótem do Porąbki. Odpoczywam chwilę i rozpoczynam podjazd na Hrobaczą, będę próbował wjechać na szczyt bez dotknięcia nogą asfaltu. Nachylenia są potężne, cały czas ponad 10% z fragmentami ponad 20%! Cały podjazd ma 4km, pierwsza połowa to gładziutki asfalt a druga mieszanina dziurawego asfaltu, kamieni i błota, i tu właśnie ze trzy razy musiałem podeprzeć się nogą żeby się nie przewrócić. Najlżejsze przełożenie (22-28) trochę za ciężkie (kadencja 40-50 przy 4-5km/h), chwilami muszę odpoczywać jadąc zakosami. Na szczycie przerwa, zdjęcia. Zjazd, i kieruję się na Żar. Trochę błądzę szukając podjazdu, kończy mi się picie a wszystkie sklepy pozamykane (niedziela). Robię interes życia kupując w barze dwie 0,5l fanty za 9zł (!) i ruszam do góry. Tutaj idzie dużo łatwiej, podjazd ma 8km ale nachylenie przeważnie kilkuprocentowe z ostrzejszymi fragmentami ale i z wypłaszczeniami a nawet zjazdami, więc bez problemu wjeżdżam na szczyt. Tłumy ludzi, na drodze do parkingu - korek. Szaleńczy zjazd (60km/h często gościło na liczniku), prawie wjechałbym w samochód - zabrakło kilkunastu cm! Planowałem zaliczyć jeszcze Przełęcz Salmopolską ale brakło czasu - pociąg do Krakowa odjeżdża o 18.08, więc przez Żywiec jadę prosto do Bielska-Białej na dworzec, gdzie czeka mnie miła niespodzianka - za bilet studencki + bilet na rower płacę 6,14zł! (dwie promocje - "Połączenie w dobrej cenie" + "Kolej na rower") :) W Krakowie jestem przed 21, dokręcam kilkanaście km i przed 22 wracam do domu.
Piękna wycieczka, piękne widoki, piękna pogoda (aż zbyt piękna - było prawie 30 stopni), podjazd na Hrobaczą cieższy niż na Przehybę. Dla porównania trudności wjazd na Hrobaczą - 45min, na Żar - 50min.
Trasa odręczna bo przez pomyłkę skasowałem ślad z GPS :/ 5,7l picia. 6 nowych gmin.
Mgła za Skawiną © Pidzej
Przed Wadowicami © Pidzej
Jezioro Czanieckie © Pidzej
Zapora w Porąbce © Pidzej
Hrobacza Łąka © Pidzej
Widoki z platformy były piękne ale niestety przysłonięte młodym lasem © Pidzej
Krzyż na szczycie Hrobaczej © Pidzej
... i jakieś schronisko © Pidzej
Końcówka podjazdu © Pidzej
Nachylenie było potężne - niższa część podjazdu z nowym asfaltem © Pidzej
Inna serpentyna na podjeździe © Pidzej
Góra Żar © Pidzej
Góra Żar © Pidzej
Zbiornik elektrowni © Pidzej
Góra Żar © Pidzej
Ruch był spory © Pidzej
Jezioro Żywieckie © Pidzej
Bielsko-Biała © Pidzej
I taka ciekawostka © Pidzej
DST: 165.08
TM: 9:08:53
AVS: 18.1
MXS: 61.1
RPM: 71
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 1500-1999m
23.08.2011 Przehyba
d a n e w y j a z d u
162.52 km
9.00 km teren
09:46 h
Pr.śr.:16.64 km/h
Pr.max:57.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2070 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
No i udało się, Przehyba zdobyta! Wyjeżdżam za piętnaście szósta. Pierwszy postój w Gdowie, pierwszy ciężki podjazd za Tarnawą. W Limanowej kolejny postój, za nią drugi ciężki podjazd, na krajowej 28, już w upale. Na szczęście potem aż do Gołkowic jest w dół/płasko. Tam dłuższa, półgodzinna przerwa w cieniu. O 11.15 startuję. Chcę wjechać od mostu na Dunajcu na sam szczyt bez zatrzymania się, bez dotknięcia stopą ziemii. Prawie się udało :) Najpierw źle skręciłem i musiałem nadłożyć z 3km, ale to mnie nie zatrzymało. W Skrudzinie spada mi łańcuch i muszę stanąć na kilka sekund - jakby nie mógł spaść na którymś z poprzednich podjazdów... ale to się nie liczy bo tam nachylenie jest znikome ;). Było by pięknie gdyby nie 30 stopniowy upał. Z ulgą wjeżdżam na stromszą część podjazdu, bo od teraz jest więcej lasu. Podjazd ciągnie się w nieskończoność, cały czas mielę oczywiście na najniższym biegu (22-28), średnia prędkość w granicach 7km/h. Kilka razy jadę zakosami żeby trochę odpocząć, ale ogólnie nie jest źle, stałe nachylenie ~10% pozwala złapać rytm. Razem ze mną jadą muchy. Stado pie*dolonych much, które latają mi koło głowy i nie dają spokoju! Cały czas wypatruję żwiru który oznacza końcówkę podjazdu, i w końcu jest. "Żwir" okazuje się być wielkimi kamolami. Kto to tam wysypał i po co? Mimo że jadę na MTB kilka razy podpieram się nogą a nawet staję i nie mogę ruszyć (semislicki nabite prawie na 5 atm). Na szczycie jestem koło pierwszej. Widoczność słaba. Odpoczywam prawie godzinę, robię zdjęcia. Zaczyna grzmieć, trzeba się spieszyć i jakoś zjechać na dół. Bezskutecznie szukam czarnego szlaku rowerowego. Znajduję za to inny czarny szlak - jak się później okazuje - narciarski :D Może być. Do Szlachtowej jakieś 9km. Ciągle grzmi, na szczęście gdzieś na wschodzie a nie nad Szczawnicą. Przez pierwszą połowę więcej sprowadzam niż jadę, stromo, kamienie, trochę w górę, trochę w dół. Za to druga połowa... Druga połowa to coś pięknego - epicki zjazd po hali :) Dla takich chwil warto jeździć na rowerze! Żeby nie było zbyt pięknie wyrżnąłem pedałem w jakiś kamień i złapał luzy (pedał, nie kamień). Aż mnie coś w barku zabolało od tego szarpnięcia. W Szczawnicy postój. Podjazd na przełęcz Snozka to już jazda od cienia do cienia i odpoczynki co kilka minut. Na szczęście potem zachmurzyło się i od razu jedzie się lepiej. Za plecami potężne burzowe chmury. Zaczyna pobolewać kolano. Do Nowego Targu wjeżdżam przed osiemnastą i od razu kieruję się na stację na Regio do Krakowa. Odjazd o 18.18. Pociąg wlecze się 3,5 godz., na szczęście to nowiutki EZT z klimatyzacją. W Krakowie jestem o 21.50 a w domu o wpół do jedenastej. Piękna wycieczka, trzeba ją powtórzyć w przyszłym sezonie. Bikemap pokazuje 2070m przewyższenia, ale nie zdziwiłbym się gdyby w rzeczywistości było 3k. Nie wiem jaka była temperatura ale myślę że jeśli wpiszę 30 niewiele minę się z prawdą. Uratowało mnie 6,5l picia i potężna ilość kremu z filtrem UV ;) Doszło 11 nowych gmin.
Gdów © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Na podjeździe za Tarnawą © Pidzej
Na szczycie © Pidzej
Limanowa © Pidzej
Podjazd za Limanową © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Owieczka ;) © Pidzej
Gdzieś tam chyba jest Przehyba © Pidzej
Dunajec © Pidzej
Gołkowice Dolne © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. 59 to nie prędkość ;) To kadencja. Prędkość jest pod nią - 6.0 km/h ;) © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. Nareszcie(?) żwir(? © Pidzej
RTON Przehyba © Pidzej
Schronisko na Przehybie © Pidzej
Schronisko na Przehybie © Pidzej
Gdzieś tam powinny być Tatry © Pidzej
Wybieram czarny szlak (jak się później dowiedziałem - narciarski) © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Czarny szlak narciarski © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Jakaś wieża © Pidzej
Gdzieś tam, na wschodzie jest burza. Na szczęście jadę w drugą stronę © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Szczawnica © Pidzej
Szczawnica © Pidzej
Organy Hasiora © Pidzej
Na przełęczy Snozka © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Z tyłu burza © Pidzej
Nowy Targ © Pidzej
DST: 162.52
TM: 9:45:42
AVS: 16.7
MXS: 57.0
RPM: 72
5.45 - 22.30
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
14.08.2011 Częstochowa
d a n e w y j a z d u
261.00 km
0.00 km teren
12:46 h
Pr.śr.:20.44 km/h
Pr.max:51.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1400 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Miało być 300 ale się nie udało... Jestem jednak zadowolony :)
Założenia były proste - płynna jazda na lekkich przełożeniach z wysoką kadencją. Żadnych szaleństw, utrzymywać średnią 20km/h a jak się uda to 21. Jak najmniej postojów i zdjęć. Prawie się udało, pokonały mnie górki (prawie cały czas jechałem po Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej), bikemap pokazuje 1400m przewyższenia ale mogło być sporo więcej.
Wyjeżdżam przed świtem, o wpół do piątej. Przejeżdżam przez miasto, po drodze pęka ekspander (wkręcił się w szprychy). Naprawa zajmuje mi jakiś kwadrans. Drogą wojewódzką nr 794 kieruję się na północ, przede mną najcięższy podjazd na całej trasie (przed Skałą). Ale te górki się teraz małe wydają... Pierwszy postój (śniadaniowy) w Skale. Jest chłodno i wilgotno, wszędzie mgły ale na szczęście nie pada. Kolejne postoje śniadaniowe w Wolbromiu i Pilicy. Kawałek za Pilicą mijam samego wilka! Pogoda bez zmian, czasem tylko wychodzi słońce. Rozpogadza się dopiero przed Lelowem (tam też kolejny postój). Wjeżdżam na krajową 46 i kieruję się na Częstochowę. Wreszcie jakaś cywilizacja (do tej pory jechałem jakimiś zadupiami, auta mijały mnie co kilkanaście minut). Janów. Wreszcie - kilka minut po południu - Częstochowa! Szukam Jasnej Góry, straszne tłumy, błądzę trochę po mieście w poszukiwaniu krajowej 1. Po czternastej wreszcie trafiam. Paskudna droga, prawie autostrada, zakaz jazdy rowerem, i jakaś dziurawa ścieżka z boku. Z ulgą odbijam w wojewódzką 791. Niemal równo z 200km (w Zawierciu) odcina mi prąd, coś mnie ściska w gardle, źle się czuję. Siadam na ławeczce w cieniu i po godzinnej przerwie, popijając wodę jakoś dochodzę do siebie. W dodatku wreszcie zrobiło się trochę chłodniej. Nici z 300, za dużo czasu straciłem błądząc po Częstochowie i na ten odpoczynek. Mam zamiar dojechać do Olkusza lub Trzebinii. Sprawdzam rozkłady i okazuje się że wracając pociągiem z Olkusza trzeba się przesiadać więc jednak Trzebinia. Szybko przejeżdżam przez Olkusz. Trochę się obawiałem górek które mnie czekają mnie za Olkuszem (i tego czy zdążę na pociąg) ale jakoś wjeżdżam, w nagrodę dostaję piękny kilkukilometrowy zjazd. W Trzebinii jestem po dwudziestej - zdążyłem z zapasem (ostatni pociąg odjeżdża o 21.17). Wsiadam w pociąg o 20.30, godzinę później jestem w Krakowie, a w domu o 22.10. Poza rozwalonym ekspanderem do awarii można zaliczyć rozregulowanie obu przerzutek - z przodu ciężko wchodzi blat a z tyłu coś się stało z indeksacją.
Zjadłem 2 kapuśniaki, 2 drożdżówki i 4 wafelki. Średnia po 100km - 21.5 km/h, po 200km - 21.1 km/h. W tym sezonie nici z 300, jest jednak nowa życiówka, dobre i to. Chyba trzeba kupić szosówkę ale to już następny sezon. 5,4l picia. 22 nowe gminy!
Skała © Pidzej
Przyjemna droga © Pidzej
Wolbrom © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Pilica © Pidzej
Przyjemna droga © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Lelów © Pidzej
Przyjemna droga © Pidzej
Janów © Pidzej
Odpoczynek w brzozowym lasku © Pidzej
Zamek w Olsztynie © Pidzej
Częstochowa! © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Jasna Góra © Pidzej
Krajowa 1 © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Myszków © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Myszków © Pidzej
Zawiercie © Pidzej
Odpoczynek w Zawierciu © Pidzej
Olkusz © Pidzej
Droga między Olkuszem a Trzebinią © Pidzej
Droga między Olkuszem a Trzebinią © Pidzej
Trzebinia © Pidzej
Dystansik © Pidzej
DST: 261.00
TM: 12:46
AVS: 20.4
MXS: 51.7
RPM: 75
4.30 - 22.10
Zamiana opon przód <-> tył, wymiana tylnego hamulca.
Kategoria > km 250-299, Powrót pociągiem, ^ UP 1000-1499m
04.08.2011 Opole
d a n e w y j a z d u
218.70 km
0.00 km teren
09:58 h
Pr.śr.:21.94 km/h
Pr.max:48.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:550 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wyjeżdżam dość wcześnie, po piątej. 11 stopni strasznie zmarzłem, pomimo dwóch koszulek. Wojewódzką 780 w kierunku GOPu jedzie się pięknie - nowy asfalt i mały ruch. Potem niestety muszę wjechać na krajową 44, najpierw z zakazem dla rowerów (trzeba jechać ścieżką) potem bez pobocza. W Tychach przerwa na hamburgera. Przed Mikołowem łapię kapcia (potężny zardzewiały gwóźdź) i na łatanie tracę pół godziny. Zaczyna się upał. W Gliwicach odbijam na Kędzierzyn-Koźle. Za Gliwicami dużo lasów, w Januszkowicach przerwa na ciastka. O 16.25 docieram do Opola, ze średnią 23,1 km/h! Szukam dworca, jem zapiekankę i pociągiem InterRegio o 17.56 wracam do Krakowa. Przyjazd za piętnaście dziesiąta, w domu jestem o wpół do jedenastej. 5,5l picia. 17 nowych gmin.
Libiąż, Kopalnia Węgla Kamiennego Janina © Pidzej
Libiąż © Pidzej
Chełmek © Pidzej
Bieruń, Kopalnia Węgla Kamiennego Piast © Pidzej
Tychy, fabryka Fiata © Pidzej
Tychy © Pidzej
Krajowa 44 © Pidzej
Gliwice © Pidzej
Gliwice, Autostrada A4 © Pidzej
Budowa węzła A1 i A4 © Pidzej
Gliwice © Pidzej
Gliwice © Pidzej
Lasek za Gliwicami © Pidzej
Zaczynamy opolskie © Pidzej
Kędzierzyn-Koźle © Pidzej
Kędzierzyn-Koźle © Pidzej
Znowu lasek © Pidzej
Jakaś fabryka © Pidzej
Rozwadza, ścieżka rowerowa w polu kukurydzy © Pidzej
Odpoczynek przed Opolem © Pidzej
Gdzieś przed Opolem © Pidzej
Opole! © Pidzej
Opole © Pidzej
Opole © Pidzej
Opole © Pidzej
Zapiekanka © Pidzej
DST: 218.70
TM: 9:58:12
AVS: 21.9
MXS: 48.5
RPM: 69
5.10 - 22.30
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem
09.07.2011 Rzeszów
d a n e w y j a z d u
200.01 km
0.00 km teren
09:42 h
Pr.śr.:20.62 km/h
Pr.max:44.10 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:510 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Cele były następujące: zaliczenie Rzeszowa, zrobienie dwóch setek i zjedzenie dwóch zapiekanek - w Tarnowie i Rzeszowie ;) Wyjeżdżam punktualnie o szóstej. Dobrze znaną mi (strasznie dziurawą) drogą jadę przez Niepołomice i Szczurową. Tablicę Tarnów mijam o 10.05 pobijając rekord średniej prędkości: 24,7km/h na dystansie 87km! Potem, oszczędzając siły zwalniam. W Tarnowie przerwa na zapiekankę i o jedenastej ruszam dalej, trochę błądzę ale w końcu znajduję boczną drogę na Pilzno. Potem krajową 4 do Dębicy, tam chciałem odbić na północ i do Rzeszowa dojechać bocznymi drogami ale nie znalazłem zjazdu na wojewódzką więc dalej pojadę krajówką. Omijam Ropczyce, przejeżdżam przez Sędziszów Małopolski i nieźle zmęczony po szesnastej docieram do Rzeszowa. Trochę błądzę po mieście, kupuję bilety, jem zapiekankę, dokręcam kilometry. Pociągiem o 18.06 wracam do domu. Przyjeżdżam o 21.10, a w domu jestem po wpół do jedenastej. Trochę dokuczał upał. Tablice przy drogach pokazywały 29 stopni, na szczęście krem z filtrem UV spełnił swoje zadanie. Wycieczka udana - wszystkie cele zaliczone. 5,83l picia.
Wojewódzka 964 © Pidzej
Lasek © Pidzej
Przyroda © Pidzej
Przyroda © Pidzej
Jakaś rzeka © Pidzej
Ubierać filcoki ;) © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Jakaś żwirownia © Pidzej
Wreszcie Tarnów © Pidzej
Niezła średnia © Pidzej
Tarnów © Pidzej
Zapiekanka nr 1 © Pidzej
Fajna uliczka © Pidzej
Jakiś kościół po drodze © Pidzej
Pilzno © Pidzej
Wbijam na krajówkę © Pidzej
Krajowa 4 © Pidzej
Gorąco © Pidzej
Dębica © Pidzej
Dębica © Pidzej
Do Rzeszowa już niedaleko © Pidzej
Ropczyce © Pidzej
Krajowa 4 © Pidzej
W oddali Ropczyce © Pidzej
Sędziszów Małopolski © Pidzej
Sędziszów Małopolski © Pidzej
Studnia na sprzedaż © Pidzej
Rzeszów! © Pidzej
Rzeszów! © Pidzej
Rzeszów © Pidzej
Pomnik w Rzeszowie © Pidzej
Rzeszów © Pidzej
Zapiekanka nr 2 © Pidzej
Jakiś potężny pomnik © Pidzej
Rzeszów © Pidzej
DST: 200.01
TM: 9:42:10
AVS: 20.6
MXS: 44.1
RPM: 69
6:00 - 21.35
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem