Powrót pociągiem
Dystans całkowity: | 62261.58 km (w terenie 289.50 km; 0.46%) |
Czas w ruchu: | 1232:54 |
Średnia prędkość: | 18.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 406.64 km/h |
Suma podjazdów: | 240690 m |
Liczba aktywności: | 217 |
Średnio na aktywność: | 286.92 km i 14h 00m |
Więcej statystyk |
Wisła
d a n e w y j a z d u
241.37 km
0.00 km teren
12:31 h
Pr.śr.:19.28 km/h
Pr.max:56.50 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2687 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Cel na dziś to niby Wisła. Miejscowość taka, niedaleko źródeł Wisły zresztą. Trasa zaplanowana na spontana, czyli w ogóle. O północy siadłem do kompa, narysowałem jakiś tam ślad na mapce i wgrałem do gpsa, tyle z przygotowań. Wiedziałem że płasko to tam nie będzie, i że z ciężkich podjazdów na początku będzie Kocierz a na końcu Salmopol. Cały odcinek pomiędzy stanowił dla mnie wielką niewiadomą. W Skawinie śniadanie. Wyjazd krajową 44, to jedyna opcja na w miarę płaski początek. Potem skrótem bokami, kawałeczek 28ką i Wadowice. Szkoda by było tak tranzytem ominąć więc ryneczek zaliczyłem. Wiem że środek tygodnia i krajowa 52 to niezbyt dobre połączenie na rower ale tak już z rozpędu zaplanowałem, jakoś to przeżyję. Podjazd na Kocierz nie robi na mnie większego wrażenia. Przejeżdżam Żywiec, mijam wiadomy browar (ach te zapachy) i jakąś boczniejszą drogą zapuszczam się w nieznane mi tereny. W Milówce odbijam w prawo i mijam efektownie wyglądający wiadukt (estakadę) drogi ekspresowej. Droga powoli wznosi się do góry ale najlepsze dopiero się zacznie. W którymś momencie droga staje dęba. 21%. Taki był max., a ogólnie to ciągle powyżej kilkunastu %. Żar leje się z nieba, a nawierzchnia zmienia z asfaltowej na taką bardziej "płytową". Potem okazało się, że zaliczyłem przeł. Koniakowską (766m n.p.m.). Gdzieś tam z przodu dostrzegam ciekawie wyglądające wzniesienie, taka jakby kopuła z jakimś masztem. Na szczycie przełęczy droga łączy się szosą wojewódzką która kawałek dalej mija ów wzniesienie. Płytowo-terenową drogą wspinam się na szczyt, to Ochodzita (895m n.p.m.). Dookoła morze gór, brak słów żeby opisać te widoki. Zjeżdżam ostrożnie (jest naprawdę stromo) do szosy wojewódzkiej i obieram kierunek na Wisłę. Po drodze jednak jeszcze jedna przełęcz (Kubalonka, 758m n.p.m.) i wreszcie zjazd do Wisły. Trzeba przyznać że Wisła w Wiśle wygląda ciekawie. Kilkunastometrowej szerokości czysta rzeka, głębokość może po kostki, będąca w zasadzie jednym wielkim kąpieliskiem. Tak swoją drogą to ciężko sobie wyobrazić że raptem 100km dalej, koło Krakowa, ta niepozorna rzeczka robi się tak z 10x szersza i x razy głębsza. Sama Wisła (miejscowość) dość przyjemna, podobna w sumie do Krynicy, też ma swój reprezentacyjny deptak. Tak sobie posiedziałem ale jak zacząłem przeliczać czas to wychodzi, że trzeba ruszać, żeby zdążyć na pociąg z Oświęcimia. Mijam jeszcze słynną skocznię (Wisła-Malinka), przejeżdża się ciekawym tunelem pod budynkiem. Przede mną ostatnia dziś przełęcz, Salmopol. Mam już naprawdę dość na dziś a podjazd ciągnie się w nieskończoność. Pokazujący aktualną wysokość altimetr w liczniku jest dla mnie prawdziwym wybawieniem na takich podjazdach. Ale nie wiem skąd mi się ubzdurało że Salmopol ma 703m. Mijam 700 a końca podjazdu nie widać. No to może 803? Dalej nic. 903? Ciągle pod górę! Ostatecznie okazuje się: 934m n.p.m. No kurcze, to prawie jak Krowiarki! No nic teraz to już w dół. Pocieszam się że Oświęcim jakieś 700m niżej. No i leci się, przez Szczyrk do B-B praktycznie bezwysiłkowo. Samo miasto przejeżdżam tranzytem, najpierw (nienajgorszą) ścieżką rowerową a potem jak leci, dwupasmówkami, nie ma czasu. Gdzieś tam dopytałem się o drogę i bocznymi drogami docieram do Oświęcimia. Zostało 40 min. rezerwy. W sam raz żeby kupić bilet, jakieś picie i przebrać się. Za mało na jakieś zwiedzanie, więc z miasta zapamiętałem głównie nieciekawe przemysłowe tereny i obskurną pętlą autobusową. W pociągu jak to w pociągu, do przedziału "barowego" dosiada się maszynista wracający z pracy a kawałek dalej koleś z pięknie odpicowanym holendrem (rowerem takim). Coś tam gadamy, podziwiamy rowerek. W końcu koleś wyciaga flaszkę. Cóż, głupio odmówić więc wypiliśmy we trzech. Powrót z dworca (10km) bokami, z duszą na ramieniu ;)Pomnik Jana Pawła II (Wadowice)
© PidzejKocierz
© PidzejŻywiec ;)
© PidzejWiadukt w Milówce
© PidzejStamtąd przyjechałem
© PidzejA tam jadę
© PidzejPanorama z Ochodzitej
© PidzejOchodzita
© PidzejGdzieś po drodze
© PidzejPrzeł. Kubalonka
© PidzejEfektowne serpentyny
© PidzejEfektowne serpentyny
© PidzejWisła w Wiśle ;)
© PidzejDeptak w Wiśle
© PidzejSłynna skocznia w Wiśle
© PidzejMalinka, K120
© PidzejNajwyższy punkt dzisiejszej wycieczki - Salmopol
© PidzejBielsko-Biała
© PidzejSolidny przystanek
© PidzejOświęcim
© Pidzej
Śląskie:
Radziechowy-Wieprz
Węgierska Górka
Milówka
Istebna
Wisła
Wilamowice
Wilamowice - obszar miejski
RPM: 68
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 20%
WYSOK MAX: 942
4.20 - 23.20
6,5l
2 bułki (ale jedna duża, potrójna) z pasztetem, 6 bananów, 1/3 flaszki ;)
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 2500-2999m
Krynica
d a n e w y j a z d u
202.05 km
0.00 km teren
10:11 h
Pr.śr.:19.84 km/h
Pr.max:64.50 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1932 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Dziś za cel obrałem Krynicę. Powrót miał być na kołach ale trochę przeliczyłem się z siłami. Ale po kolei. Wyjazd 4.30, trochę późno bo za oknem już jasno. Poprowadzona w poprzek Pogórza Wielickiego, pełna hopek wojewódzka 966 ma swój urok. W Gdowie przerwa na śniadanie. Po zjeździe w Dolinę Raby robi się naprawdę chłodno. Na szczęście teraz czeka mnie kilkunastroprocentowy podjazd na którym ciężko zmarznąć. Przed Limanową wjeżdżam na nieco ruchliwą w środku tygodnia krajówkę. Podjazd za Limanową wydaje się nie mieć końca, Słońce nie pomaga, 9 rano a temperatura powoli zbliża się do 30ki. Na zjeździe do Sącza tak się rozpędziłem że ominąłem skręt, i trochę pobłądziłem zanim trafiłem na drogę na Piwniczną. Wijąca się razem z zakolami Dunajca droga, przyklejona do zbocza wraz ze śmiało poprowadzoną linią kolejową robią wrażenie. Niesamowicie widokowa trasa. Nie sądziłem jednak że droga ta wspina się tak wysoko i że Krynica leży na jakichś 700m! To w połączeniu z rosnącym upałem i coraz częstszymi odpoczynkami sprawiają że plany powrotu do domu na kołach czy nawet dotarcia do Tarnowa (pociąg) stają się nierealne. Sama Krynica nawet ładna, parki, deptak, tylko ruch trochę spory. Na szczęście tuż za Krynicą osiągam najwyższy punkt na dzisiejszej trasie (przełęcz Krzyżówka, 745m n.p.m.) i mogę odpocząć na majestatycznym zjeździe który ciągnie się aż do Grybowa. Sam Grybów to straszna dziura, więc na zabawię tam długo. Mają za to fajny wiadukt kolejowy. Jadę wzdłuż linii kolejowej i sprawdzając odjazdy pociągu z kolejnych stacji dociągam do Bobowej. Również straszna dziura, długo się najeździłem za jakimś otwartym sklepem. Na stacji jak to na stacji w takich małych mieścinach, jakiś koleś (pijaczek) wpada na tory, a potem jeszcze jeden, przez co pociąg zalicza opóźnienie. Na szczęście na przesiadce w Tarnowie pociąg do Krakowa ma jeszcze większą obsuwę więc bez bez problemu docieram do domu.Osuwisko
© PidzejLimanowa
© PidzejWięzienie dla psa?
© PidzejZjazd do Nowego Sącza
© Pidzej(chyba) Dunajec
© PidzejNa wprost Beskid Sądecki
© PidzejEfektownie poprowadzona droga
© PidzejI linia kolejowa
© PidzejRozlewnia Muszynianki
© PidzejTakie tam
© PidzejKrynica
© PidzejDeptak w Krynicy
© PidzejWiadukt w Grybowie
© PidzejBobowa
© Pidzej
Zaliczone gminy: 7
Małopolskie:
Krynica-Zdrój
Krynica-Zdrój - obszar miejski
Łabowa
Grybów
Grybów - obszar miejski
Bobowa
Bobowa - obszar miejski
RPM: 69
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 11%
WYSOK MAX: 747
4.30 - 23.15
5l, 2 batoniki, trochę czekolady, 5 bułek, 5 bananów, 3 pączki
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem, ^ UP 1500-1999m
Luboń Wielki
d a n e w y j a z d u
104.25 km
19.00 km teren
07:40 h
Pr.śr.:13.60 km/h
Pr.max:64.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1747 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Ta góra chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu, to chyba ostatnia szansa żeby ją zdobyć tym sezonie. Prognozy pogody znów zawiodły. Wyruszam dość późno, po 6 ale plan na dziś nie jest zbyt napięty. Ledwo wychodzę z domu i już wiem że coś tu jest nie tak. Co tak ciepło?! 22 stopnie wczesnym rankiem pod koniec września? Po chwili wszystko się wyjaśnia. Potężny, ciepły południowy wiatr - halny. Tak się składa że jadę centralnie na południe. Oprócz ciepła ma on jeszcze jedną zaletę - powietrze (przynajmniej na razie) jest niesłychanie przejrzyste. Łykając kolejne pagórki Pogórza Wielickiego mam więc piękne widoki na wszystkie pasma górskie. Wymęczył mnie ten wiatr strasznie. Do Myślenic nie było tak źle bo strome górki trochę chroniły od wiatru. Dopiero na zjeździe do Myślenic wiatr pokazuje co potrafi - zamiast 70 jadę... jakieś 35km/h ;) Potem było jeszcze gorzej. Na razie jadę dość fajną drogą serwisową wzdłuż ekspresówki. Kończy się ona jednak w Lubniu i teraz czeka mnie 10km masakry, czyli wąskiej ruchliwej krajówki. Do wiatru dołączają spaliny których się solidnie nawdychałem. Zdecydowanie nie polecam tego odcinka drogi, wolę fajny objazd boczną drogą przez Tokarnię, Zakopianką pojechałem dzisiaj z ciekawości, pierwszy i raczej ostatni raz. "Dojazdówka" do szlaku (niecałe 60km) zajęła mi jakieś 4 godziny... Średnia w granicach 17km/h... W Naprawie, bo tam zaczyna się podjazd na Luboń, robię małe zakupy i ruszam. Początek asfaltem, potem fajna leśna droga. Miejscami nieco kamienista ale dało by się coś tam ujechać gdyby nie jakaś wycieczka, rozwleczona na szlaku i blokująca go. Najpierw puściłem ich przodem, potem wyprzedziłem, gdy odpoczywali na Luboniu Małym. Od tego miejsca szlak jest po prostu piękny. Wiało coraz mocniej, bałem się żeby mi jakieś drzewo na łeb nie spadło ;) Po drodze ciekawostka - Surówki, polna z kilkoma domostwami, podobno zamieszkiwana stale przez 5 osób. Widać stąd już szczyt Lubonia, pomimo coraz większej ilości chmur widać jeszcze Gorce i Tatry. Nie posiedziałem tam długo jednak tylko schowałem się w lesie, bo tam mniej wiało. Końcówka stroma i trochę pchania. Na szczycie piękna panorama Beskidu Wyspowego. Zjazd zielonym szlakiem bardzo przyjemny, całość przejezdna. W Rabce pogoda poprawia się i chwilami jest wręcz upalnie. Czasu sporo chciałem więc zaliczyć jeszcze parę mniejszych górek, m.in. wjechać na Stare Wierchy czerwonym i zjechać niebieskim. W Ponicach odbijam na słabo oznaczony żółty rowerowy, którym dojeżdżam do czerwonego. Szkoda gadać straszna stromizna, więcej pchania niż prowadzenia, długo się tam męczyłem. W międzyczasie pogoda znów się pogarsza, pełno chmur kwestią czasu jest kiedy zacznie padać. Pod Maciejową podejmuję więc decyzję o odwrocie. Jazda na semi-slickach po mokrych kamieniach nie jest zbyt bezpieczna. Do Ponic zjeżdżam żółtym rowerowym (tutaj w ogóle brak oznaczeń...), fajna polna droga. Tuż przed wjazdem na asfalt zaczyna kropić, decyzja o zjeździe była więc słuszna. Myślałem że przestanie i że uda się zaliczyć chociaż Świńską Górę. Leje jednak coraz bardziej, zawracam więc do Rabki na pociąg. Do odjazdu ponad 2,5 godz. zjadłem więc zapiekankę i w chwilach wolnych od opadów pokręciłem się po mieście. Pomimo pewnego niedosytu wycieczka w sumie udana, główny cel zaliczony. To pewnie ostatni już w tym sezonie wypad w góry.
Drogą serwisową wzdłuż S7 (popularnej "Zakopianki") © Pidzej
Szczebel © Pidzej
To betonowe monstrum to finezyjnie trawersująca zbocze Zakopianka (Lubień) © Pidzej
Za Lubniem zmienia się w normalną krajówkę © Pidzej
Widoki z Zakopianki. Królowa Beskidów, Babia Góra i Pasmo Policy © Pidzej
Wjazd na niebieski szlak © Pidzej
Momentami trochę kamieniście © Pidzej
Trochę połamało © Pidzej
Łatwiejsza część szlaku © Pidzej
Surówki, widać już wieżę na Luboniu © Pidzej
Widoki z Surówek © Pidzej
Wiało potężnie © Pidzej
Jesień © Pidzej
Na szczycie Lubonia © Pidzej
Panorama Beskidu Wyspowego, szczyt na środku to Szczebel © Pidzej
Schronisko na Luboniu Wielkim © Pidzej
Zjazd zielonym © Pidzej
Zjazd zielonym © Pidzej
Widoki z Maciejowej, pogoda zaczyna się psuć © Pidzej
Zjazd żółtym rowerowym do Rabki © Pidzej
Rabka © Pidzej
RPM: 65
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 21%
WYSOK MAX: 965
6.20 - 21.20
4,5l picia, 3 kanapki z pasztetem, 2 drożdżówki, 6 bananów, 3 Prince Polo
zaliczone szczyty: Luboń Wielki (1022), Luboń Mały (869), Maciejowa (815), Sołtysi Trubacz (809), Tatarów (710)
Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 1500-1999m
Sandomierz
d a n e w y j a z d u
305.99 km
0.00 km teren
13:37 h
Pr.śr.:22.47 km/h
Pr.max:46.70 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1102 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
W planach było 350 a jak się uda to więcej, ale zabiła mnie nuda tamtych okolic. Wyjazd przed świtem, równo o czwartej. Do Ispiny raczej bocznymi drogami, zimno, 9 stopni albo i mniej (nie patrzyłem na licznik cały czas). Leśny odcinek za Chobotem to jakaś masakra, asfalt co kilka metrów, a czasem nawet co metr pocięty w poprzek jakimiś dziwnymi rowkami, nieźle się po tym skacze. Chyba jakiś remont zaczynają. Świt wita mnie podczas śniadania w Nowym Brzesku. Właściwie od tej pory aż do Tarnowa droga to masakra, pobocza na ogół brak, duży ruch i debile w ciężarówkach, zdecydowanie nie polecam tej trasy (chociaż w weekend może być tam przyjemniej, bo bez bez TIR-ów). Jedyny plus to przeważnie niezła jakość asfaltu. Upał zaczyna się w okolicach Pacanowa, centrum miasta niestety ominę bo mi nie po drodze. Elektrowni w Połańcu (jedna z największych w Polsce) też za bardzo nie widać - daleko od drogi. Tempo przyzwoite, niecałe 24km/h. W Sandomierzu jestem przed trzynastą i od tej pory mam w zasadzie dość tej jazdy, po płaskim i przy takim ruchu, ale do Tarnowa (tylko stamtąd są sensowne połączenia) ponad 100km więc powoli jadę, coraz częściej robiąc przerwy i przeliczając czy mi starczy czasu. I tak powoli mijały te nudne kilometry, zmrok łapie mnie przed Lisią Górą. Na pociąg zdążyłem z 35 minutami rezerwy. Po Krakowie dokręcam jeszcze trochę kilometrów, po odpoczynku w pociągu jedzie się super.
Średnia po 100km: 23,7 km/h
Do Sandomierza: 23,9 km/h
Po 200km: 23,6 km/h
Do Tarnowa: 22,8 km/h
Most na Wiśle w Nowym Brzesku © Pidzej
Nowe Brzesko © Pidzej
To chyba jedyny dziś piękny widok - morze mgieł w dolinach. Co to za widok jednak w porównaniu z widokami w górach! © Pidzej
Zaczynamy Świętokrzyskie © Pidzej
Opatowiec © Pidzej
Pacanów © Pidzej
Elektrownia w Połańcu - jedna z największych w Polsce © Pidzej
Pomnik w Osieku © Pidzej
Sandomierz © Pidzej
Most na Wiśle w Sandomierzu © Pidzej
Wisła © Pidzej
Mielec © Pidzej
Radomyśl Wielki © Pidzej
Spowrotem w Małopolskim © Pidzej
Tarnów © Pidzej
Tarnów © Pidzej
Powrót pociągiem © Pidzej
Życiówka! © Pidzej
RPM: 73
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 30% (WTF?)
WYSOK MAX: 296
4.00 - 00.15
5,2l picia, 4,5 bułki, 5 bananów, 1/3 paczki ciastek, drożdżówka, czekolada
28 nowych gmin
Kategoria > km 300-349, Powrót pociągiem, ^ UP 1000-1499m
Kocierz, Skrzyczne, Małe Skrzyczne, Salmopol
d a n e w y j a z d u
175.30 km
12.00 km teren
10:13 h
Pr.śr.:17.16 km/h
Pr.max:60.70 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2431 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wyjazd przed świtem, o 4.15. Wyjazd standardowo krajówką przez Skawinę, aż do Brzeźnicy. Tam skręcam w boczną drogę, na przystanku śniadanie. Tutaj zaczynają się pierwsze pagórki. Chciałem dla odmiany pojechać inaczej niż tydzień temu i przez to wpakowałem się w jakąś polną drogę. Potem dosłownie kilkaset metrów DK 28 i znowu odbijam w wiejskie dróżki aby ominąć bardzo nieprzyjemną na tym odcinku DK 52. Potem wbijam na DW 781, która zaprowadzi mnie do Andrychowa. Bardzo przyjemne miasteczko, idealne miejsce na drugie śniadanie, są ławeczki i kurki z wodą. Na rozgrzewkę przed prawdziwymi Górami czeka mnie podjazd na Przełęcz Kocierską (718 m n.p.m). Podjazd jest niezbyt stromy, na liczniku najczęściej gości 8% a max to 11%. Można więc śmiało jechać na średniej tarczy, i to bez dużych przekosów. Na szczycie ośrodek wypoczynkowy, widoków niestety właściwie brak, wszystko zasnute jest chmurami. Na bardzo przyjemnym zjeździe wyprzedzam kilku biegaczy. Nie rozumiem jak można się tak męczyć i biec po asfalcie w dół, nie lepiej na rowerze pojeździć? Potem mijam jeszcze blokujące prawie całą drogę grupy pielgrzymów. Przed Żywcem czeka mnie niespodzianka - rozkopana DW 946. Objazd wyznaczono z rozmachem, trzeba zaliczyć niezłą ściankę. Sam Żywiec to też niebrzydkie miasteczko, jednak nie tracę czasu na żadne postoje, bo przede mną widać już dzisiejsze główne danie - potężny masyw Skrzycznego (1257 m n.p.m.). Pogoda jest nienajlepsza, na południu ciemne chmury, na północy pogodnie. Nad samą górą tak "pomiędzy", zobaczymy co będzie dalej. Spadło nawet kilka kropel deszczu. Zanim dojechałem do końca wsi rozpogadza się jednak i zaczyna przypiekać Słońce, dokładnie jak tydzień temu, ostatnio mam szczęście do pogody :) Znowu popełniam typowy błąd nie robiąc zakupów jak jest pełno sklepów, już myślałem że będę się musiał wracać ale znalazłem jednak jakiś sklep, na samym końcu wsi. Po dużych zakupach i odpoczynku na parkingu ruszam na podbój Gór. Podjazd serpentynami od Lipowej to jeden z najłatwiejszych wariantów. Łagodnie pnąca się do góry asfaltowa droga kończy się po 6km od parkingu. Potem 3,5km nieco bardziej stromej, równiutkiej szutrówki, idealnej na rower. Kolejna część podjazdu to kilometr leśnej, nieco kamienistej drogi. Tutaj spotykam pewnego bikera który przed chwilą zaliczył glebę i stara się przywrócić rowerowi zdatność do jazdy. Jemu samemu poza obtarciami na szczęście nic się nie stało. Pożyczam mu imbusa bo coś się z hamulcami porobiło. Jego rower to temat na osobną historię, jakiś stary, chyba kilkunastoletni sztywniak, nie o to jednak chodzi, można i na takim jeździć. Chodzi o "hamulce", czyli typowe makrokeszowe plastikowe cantilevery, klamka dochodzi do kierownicy i te zaczynają łapać, a klockom niewiele brakuje wtedy by zeskoczyły z obręczy... Ja bym się bał na czymś takim po bułki jechać a co dopiero po górach... Do tej pory wszystko w 100% podjeżdżalne. Ostatni etap wspinaczki to kilkaset metrów niebieskim pieszym, tutaj już niestety nic nie da się ukręcić czyli prowadzenie. Na szczycie melduję się równe 2 godziny od wyjazdu z parkingu, tempo było wycieczkowe, dużo przerw na zdjęcia no i na pomoc z rowerem. Widoki umiarkowane. Jakiś zdyszany pan (tak koło 30ki) pyta z niedowierzaniem czy wjechałem na rowerze... Nie powiem mu że z Krakowa jadę bo gość się załamie :D Niecała godzinka przerwy, trochę zdjęć i w drogę. Zielonym pieszym na Małe Skrzyczne (1191 m n.p.m.). Tabliczki z nazwą szczytu nie odnalazłem, musiałem więc zadowolić się zdjęciem z wyciągiem. W ogóle w tamtych okolicach jest cała masa wyciągów, w lecie oczywiście wszystkie (poza kolejką na Skrzyczne) nieczynne. Jest też masa świetnie oznaczonych nartostrad, i właśnie nimi zjechałem sobie do Szczyrku. Prawdopodobnie jest to ten zjazd, ale nie jestem pewien, nie widziałem żadnego oznaczonego szlaku rowerowego. Najpierw kawałek na krechę, potem serpentynami. Choć strome i kamieniste udało mi się zjechać jakieś 90% (a jadę na semislickach). Najstromsze fragmenty wolałem sprowadzić. Godzinę później jestem na głównej drodze, i od razu z rozpędu skręcam na Przełęcz Salmopolską (934 m n.p.m). Jakbym jechał na świeżo to ten podjazd byłby śmiechu warty, teraz jednak solidnie dał mi w kość, co prawda nie zatrzymałem się ale musiałem się ratować zrzuceniem na chwilę na młynek. Na szczycie szybka fotka i spowrotem w dół. W Szczyrku nawet się nie zatrzymuję, tak fajnie się leci. Chwila moment i jestem w B-B. Miasto na pewno ciekawe i warte choćby krótkiej rundki po centrum, jestem jednak zbyt zmęczony omijam je więc nienajgorszą asfaltową ścieżką rowerową biegnącą wzdłuż dwupasmówki. Jest już po 17, mijam dworzec PKP i podejmuję decyzję że rezygnuję z dociągania tych 30km do Oświęcimia (stamtąd są bezpośrednie połączenia do Krakowa). Na pewno dałbym radę ale nie była by to żadna przyjemność. Stąd o 18.04 mam połączenie z dwoma przesiadkami: w Czechowicach-Dziedzicach i w Oświęcimiu. Co prawda w pierwszym pociągu mam miejsce stojące (raptem kilkanaście minut jazdy) ale w dwóch następnych siedzące, a właściwie to leżące :) W dodatku w ostatnim pociągu w "przedziale barowym" są wykręcone świetlówki więc można się zdrzemnąć :) Podróż minęła bardzo przyjemnie, ogólnie lubię powroty osobowymi "kiblami". Wracając z dworca dokręcam jeszcze te kilkanaście km. Kolejna udana wycieczka w góry, kolejne szczyty zaliczone. Takie wycieczki, od nocy do nocy zdecydowanie mają swój klimat. Góry i Rower. Czego więcej potrzeba do szczęścia?
Mogli by napisać: "Brak nawierzchni" © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Po*rało ich? © Pidzej
Rondo Solidarności, Andrychów © Pidzej
Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m) © Pidzej
Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m) © Pidzej
Basenik w górach? © Pidzej
Proszę bardzo © Pidzej
Piękny zjazd © Pidzej
Żywiec © Pidzej
Jest i Skrzyczne © Pidzej
Zachmurzyło się trochę © Pidzej
Skrzyczne w całej okazałości © Pidzej
Jakaś górka © Pidzej
Odpoczynek na parkingu © Pidzej
I w górę asfaltem © Pidzej
Takie kamienne "wstawki" są w miejscach w których z asfaltową drogą krzyżują się strome kamieniste drogi. Zapewne zapobiegają uszkodzeniu nawierzchni przez spływające w czasie deszczu kamienie © Pidzej
Widoki po drodze © Pidzej
Asfalt wspina się bardzo wysoko © Pidzej
Piękna szutrówka © Pidzej
Piękne serpentyny © Pidzej
Tu trzeba skręcić w leśną drogę © Pidzej
A tu w stromą ścieżkę (niebieski pieszy) © Pidzej
Zbyt wiele się tu nie ukręci © Pidzej
Wreszcie widać wieżę © Pidzej
Panorama ze szczytu, widoczność nienajlepsza © Pidzej
RTON Skrzyczne © Pidzej
Schronisko © Pidzej
Skrzyczne (1257 m n.p.m.) © Pidzej
Panorama z zielonego pieszego © Pidzej
Zielony pieszy na Małe Skrzyczne. Jest nawet trochę kosodrzewiny! © Pidzej
Małe Skrzyczne (1191 m n.p.m.) © Pidzej
W dół na krechę ;) © Pidzej
Ucięło widoczki, to wrzucę drugie ;) © Pidzej
Hala Skrzyczeńska © Pidzej
Oznakowania nartostrad © Pidzej
Oznakowania nartostrad © Pidzej
Fragment z bruku © Pidzej
Niżej elegancka szutrówka © Pidzej
Niżej elegancka szutrówka © Pidzej
Przełęcz Salmopolska (934 m n.p.m.) © Pidzej
Tyle sobie pozwiedzałem B-B ;) © Pidzej
Kraków nocą © Pidzej
RPM: 67
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 1213
4.15 - 22.25
5,2l picia, 4 kanapki z pasztetem, 2 rogale, 3 banany, 2/5 czekolady
3 nowe gminy
Kategoria Korona Gór Polski, Terenowo, Powrót pociągiem, > km 150-199, ^ UP 2000-2499m
Przegibek, Magurka Wilkowicka, Czupel, Żar
d a n e w y j a z d u
210.19 km
8.00 km teren
11:18 h
Pr.śr.:18.60 km/h
Pr.max:63.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2258 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Plan był taki żeby zaliczyć Czupel i Skrzyczne za jednym zamachem. Udał się tylko połowicznie, ale po kolei:
Wyjazd przed świtem, o 4.05. Szybko przelatuję przez miasto, czerwonymi światłami się zbytnio nie przejmuję bo na ulicach totalne pustki. Jest wręcz ciepło bo aż 16 stopni, tego się nie spodziewałem. Kieruję się na Skawinę, na krajowej 44 też pusto, jedzie się fajnie, tylko wkurza wyłączająca się na wybojach tylnia lampka (już z nią zrobiłem porządek). Gdzieś za Skawiną zaczyna świtać ale wszędzie pełno chmur. Droga strasznie monotonna, pruję więc szybko, odbijam w jakieś boczne dróżki by potem wylecieć na krajowej 28 koło Wadowic. Tam wreszcie odpoczynek i śniadanie. Strasznie grzebią się z remontem rynku - jakiś rok temu był cały rozgrzebany a teraz dopiero go wykańczają. Potem czeka mnie najmniej przyjemny fragment wycieczki - 10km ruchliwą DK 52. Paskudna droga na rower, więcej się nie będę tu pakował. Szczyty gór toną w chmurach czy w jakiejś mgle, ciągle chłodno, 13 stopni. Nie wiem czy jest sens się pakować w takie góry dzisiaj, ale co zrobić, jadę do przodu a potem się zobaczy. W Andrychowie znowu mała przerwa i skręcam w jakąś boczną drogę. I wtedy w ciągu jakiejś może godziny wszystkie chmury cudownie rozchodzą się, ustępując miejsca błękitnemu niebu, a temperatura na liczniku stopień po stopniu podnosi się! Taki widok dodaje sił i zwiększa wiarę w powodzenie wycieczki. Jedzie się super, mijam znane mi już trochę okolice (byłem tu rok temu), jednak to co się za chwilę wydarzy pokrzyżuje nieco moje plany. Kieruję się bowiem wskazaniami Garmina (najtańszy model Etrex H, nie obsługuje on żadnych map ;) ), czyli jadę po linii trasy zaplanowanej wcześniej na komputerze. Skręt w prawo wydaje mi się trochę podejrzany ale nie chce mi się zerkać na papierową mapę, która jest w torbie. Nachylenie rośnie, mijam kolejne serpentyny, jestem przekonany że wspinam się na Kocierz. Jednak gdy jestem na szczycie zamiast kompleksu wypoczynkowego mym oczom ukazuje się jakiś mały domek a po drugiej stronie... tabliczka "Przegibek" O_o No tak jakimś cudem wgrał mi się do Garmina zły ślad (zaplanowałem kilka wariantów trasy)... Jeden z nich zakładał najpierw Czupel a potem Skrzyczne. Drogę pomyliłem tuż za Andrychowem... Cóż było robić, szybka analiza sytuacji i jadę jednak na ten Czupel. Właściwie to idę, bo pierwsze metry niebieskiego szlaku są bardzo strome. Potem trochę jazdy trochę pchania, tak 50/50%, im bliżej szczytu tym więcej jazdy. Leśny chłód nie przeszkadza zbytnio, taka wspinaczka nieźle rozgrzewa. Po drodze wspaniały widok na Bielsko-Białą. Po dłuższej chwili melduję się na szczycie Magurki (909 m n.p.m.) Widoki jakieś tam są ale bez szaleństw. Skrzyczne widać. Stąd na Czupel (933 m n.p.m.) już tylko rzut beretem (a dokładnie 20 minut jazdy), całość podjeżdżalna, takie szlaki to ja lubię. Ciekawe zjawisko, na zmianę smagały mnie podmuchy ciepłego i zimnego powietrza. Na szczycie kilka zdjęć i powrót tą samą drogą na Magurkę. Zjazd po asfalcie to prawdziwy test hamulców. Wilkowice, Łodygowice, ciągle w dół, kawałek krajówką i skręcam na Lipową. Tam małe zakupy i przerwa na przystanku, bo zaczyna się upał. Trzeba też przeanalizować sytuację. Spać mi się zachciało - chwila siedzenia z zamkniętymi oczami pomaga :) Wychodzi na to że mam 4,5 godziny na wjazd, odpoczynek, podziwianie widoków i zjazd do Żywca na pociąg - za mało, nie będę pędził, chcę zdobyć tą górę na spokojnie ciesząc się jazdą. Obmyślam więc na szybko plan B - Żar po asfalcie (761 m n.p.m.). Na dobry początek pakuję się w boczną drogę z serią kilkunastoprocentowych ścianek >.< W końcu jednak odnajduję biegnącą brzegiem jeziora drogę i niedługo potem jestem u stóp góry, zagospodarowanej urządzeniami elektrowni. Podjazd wchodzi łatwo i przyjemnie, nie po takich górach się jeździło ;) Na szczycie oczywiście tłumy (można wjechać wyciągiem) więc po chwili szalonego zjazdu znów jestem na dole. Pozostało ponad 40km nudnej drogi do Oświęcimia, niestety tylko stąd mam sensowne połączenie do Krakowa. Oj dłuży mi się ta droga strasznie, tablica: "Oświęcim 8" działa dołująco. Jeszczeee osieem?! Jakoś się jednak dowlokłem, zdążyłem nawet na wcześniejszy pociąg, o 19.32. Trochę szkoda że nie pojechałem późniejszym (20.42), miasto bym sobie pozwiedzał i kilometrów dokręcił. Z drugiej strony trochę już zmęczony byłem. Wracając z dworca do domu dokręcam jeszcze kilkanaście km. Cóż, nie udało się to Skrzyczne, ale i na nie przyjdzie czas, jeszcze w sierpniu.
Gdzieś przed Wadowicami © Pidzej
Prawie ukończony rynek w Wadowicach © Pidzej
Andrychów © Pidzej
Rano nie wyglądało to za dobrze © Pidzej
Jednak wydarzył się cud. Pogoda w górach zmienia się bardzo szybko! © Pidzej
Zbiornik wyrównawczy Czaniec i niebieskie niebo ponad nim © Pidzej
Zapora na jeziorze Międzybrodzkim © Pidzej
Takie tam zrobione z nudów © Pidzej
Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m) © Pidzej
Na niebieskim szlaku © Pidzej
Chwilami tylko prowadzenie © Pidzej
Piękny widok na Bielsko-Białą © Pidzej
Magurka Wilkowicka (909 m n.p.m) © Pidzej
Ciekawy buk © Pidzej
Elegancki szlak na Czupel © Pidzej
Czupel (933 m n.p.m.). Proszę zwrócić uwagę na profesjonalny rowerowy ubiór - 100% cotton ;) © Pidzej
Jest i Skrzyczne © Pidzej
Fajny ten szlak - spowrotem na Magurkę © Pidzej
Schronisko na Magurce © Pidzej
Panorama z Magurki © Pidzej
Szybki zjazd © Pidzej
Budowa drogi ekspresowej © Pidzej
Skrzyczne na wyciągnięcie ręki - tak blisko a tak daleko! © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Widać już Żar © Pidzej
Ruch spory © Pidzej
Niedaleko szczytu, po prawej zbiornik © Pidzej
Widok ze szczytu © Pidzej
Żar (761 m n.p.m.) © Pidzej
Zbiornik na szczycie © Pidzej
Rynek w Kętach © Pidzej
Wtf??? © Pidzej
Takie tam zrobione na szybko w Oświęcimiu © Pidzej
Kraków nocą © Pidzej
RPM: 67
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 26%
WYSOK MAX: 899
4.05 - 22.25
5,25l picia, 4 kanapki z pasztetem, 4 banany, 2 drożdżówki, 2 czekolady
2 nowe gminy
Kategoria Powrót pociągiem, Korona Gór Polski, > km 200-249, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
Beskid Sądecki: Przehyba (1175 m n.p.m.), Radziejowa (1266 m n.p.m.) i inne
d a n e w y j a z d u
155.93 km
15.50 km teren
10:18 h
Pr.śr.:15.14 km/h
Pr.max:65.70 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2258 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Kolejne szczyty do kolekcji. Wyjazd przed wschodem Słońca, 4.25. W góry jadę najkrótszą drogą, najpierw wiadomo - Wieliczka, Gdów, po drodze dużo hopek. Strasznie zmarzłem, 12 stopni a ja w samej koszulce, aż mnie plecy zaczęły boleć. W Gdowie przerwa na śniadanie, ubrałem drugą koszulkę na wierzch i jest trochę lepiej. Wyjeżdżam dalej wojewódzką, by potem w Zagórzanach odbić w boczną drogę. Na razie wszystkie górki łykam śmiało na średniej tarczy, aż do solidnego podjazdu przed Tarnawą (jakaś przełęcz?) gdzie nachylenie wzrasta do 12% i zmusza do zrzucenia na młynek. Potem przyjemny zjazd do Limanowej, gdzie urządzam kolejny postój. Jak to zwykle na ryneczkach w małych miasteczkach bywa zagaduje mnie jakiś miejscowy pijaczek. Opowiada mi swoją smutną historię, o pracy w Krakowie, alkoholu i pięciu pobytach na Babińskiego (taki szpital psychiatryczny w KRK), niezbyt uważnie się w nią wsłuchując przytakuję tylko i jem. Na szczęście nie jest zbyt nachalny, nie chce też pieniędzy :) Trochę mi tam zeszło żegnam się więc z miłym tubylcem i ruszam w dalszą drogę, przede mną dość ciężki podjazd na krajowej 28. Potem już tylko szybki przelot do Gołkowic, cały czas delikatnie w dół, po prostu poezja. Przede mną widać jak na dłoni szczyty Beskidu Sądeckiego, niestety nie jestem w stanie ich zidentyfikować. Jest dopiero po 9, więc nie spiesząc się zbytnio mijam znajome miejscowości (byłem na Przehybie w zeszłym sezonie): Gaboń, Skrudzina, Praczka. W ostatnim chyba sklepie przed końcem wiosek robię zapasy: 3l wody i 3 drożdżówki, żeby nie kupować nic w drogim schronisku. W zeszłym roku wjechałem na szczyt od strzała, bez żadnego odpoczynku ale dziś nigdzie mi się nie spieszy, jadę sobie powoli, robiąc po drodze kilka przystanków. Droga oczywiście asfaltowa, nachylenie oscyluje w granicach 10%. Ruch dziś niewielki, mijam po kolei: jadące pod górę trzy, chyba miejscowe bikerki na makrokeszach, jadącego pod górę Fiata Doblo jakiejś firmy telekomunikacyjnej (na szczycie jest przekaźnik), zjeżdżającego Gazika (ze schroniska albo jacyś leśnicy) i zjeżdżającego bikera w obciskach. Asfalt kończy się kilkaset metrów przed schroniskiem, i zaczyna się gruby żwir, kamienie właściwie. Coś źle mi się jedzie i za bardzo podskakuję - zapomniałem blokady amorka wyłączyć :) Na szczęście trochę te kamienie "wsiąkły w ziemię" w porównaniu z zeszłym rokiem, więc nie jest tragicznie. Sporo mi zeszło na tych postojach, na Przehybie jestem koło południa. Nie tracę więc czasu na wizytę w schronisku ani odpoczynek tylko ruszam czerwonym pieszym/czerwonym narciarskim w stronę Radziejowej. Nie jest on zbyt przyjazny dla rowerzystów, sporo kamieni i korzeni, może z połowę jadę, połowę prowadzę. Potem szlaki pieszy i narciarski rozdzielają się, ja wybieram pieszy i po chwili melduję się na Radziejowej. Sporo turystów, na wieżę nie chce mi się wspinać. Nawet zagrzmiało trochę ale gdzieś daleko, tutaj stan nieba nie zwiastuje żadnej burzy. Teraz najcięższy dziś odcinek, czyli znoszenie roweru stromą ścieżką, ale na szczęście tylko kilkaset metrów, szkoda zawracać i dookoła jechać. Potem trochę bardziej przejezdny fragment i jestem na Wielkim Rogaczu. I tu zaczyna najpiękniejsza część wycieczki - zjazd zielonym ROWEROWYM, od razu widać różnicę. Jedzie się szybko i płynnie, i tak będzie właściwie aż do samej Piwnicznej. Po drodze zatrzymuję się na Niemcowej, bardzo fajna polana, niestety tłumy ludzi (jakaś kolonia pewnie). Potem jeszcze kawałeczek zielonym rowerowym i zmiana na żółty pieszy, równie przyjemny. Wysokość wytraca się szybko i sprawnie. Są fragmenty z betonowych płyt, a końcówka prawie do samej Piwnicznej to kostka brukowa, ale z takich dużych koślawych kamieni. Nie spieszę się nigdzie, staję kilka razy by dać odpocząć hamulcom a w międzyczasie robię fotki i podziwiam widoki. Chciałem wracać pociągiem z Piwnicznej ale do odjazdu ponad 2 godziny, więc wskakuję na krajówkę i jadę do Nowego Sącza, wg znaków to tylko 24km, a z licznika 30km/h schodzi rzadko więc chwila moment jestem w mieście. Tutaj do odjazdu ciągle grubo ponad godzina czasu, myślałem że trochę sobie pojeżdżę po mieście. Sporo jednak nakręciłem się żeby odnaleźć dworzec. Tam jakiś pan przez 15 minut kupuje bilety nad morze, 300zł za 17 godzin jazdy, by potem okazało się że nie ma gotówki tylko kartę, a "tu kartą nie można" i musi z nich zrezygnować, parodia po prostu. Zanim więc dostałem się do kasy i zdobyłem bilety, zostało niecałe pół godziny więc tylko do sklepu podjechałem po żarcie. Powrót pociągiem bez przygód, choć przesiadka w Tarnowie prawie na styk. Drugi Regio do Krakowa łapie w Bochni 13 minut opóźnienia. Jednak potem tak zasuwał, że do Krakowa odrobił 12 minut i przyjechał z minutą opóźnienia! Dokręcam trochę po centrum, runda honorowa wokół Rynku i do domu! Wycieczka taka jakie lubię, czyli dużo asfaltu, trochę terenu, dużo gór, Słońca i powrót pociągiem.
Przed świtem w drodze do Wieliczki © Pidzej
Wschód Słońca przed Gdowem © Pidzej
Wschód © Pidzej
Odpoczynek w Gdowie © Pidzej
Jakaś przełęcz do drodze © Pidzej
Przed Limanową © Pidzej
Limanowa © Pidzej
W dół do Gołkowic © Pidzej
Ściana gór w tle to Beskid Sądecki © Pidzej
Na podjeździe na Przehybę © Pidzej
Na podjeździe. U góry zdjęcia widać przekaźnik na szczycie - aż ciężko uwierzyć że jest jakieś 400m wyżej! © Pidzej
Ciekawostka - kilka krzaczków Kosodrzewiny na ~ 1000 m n.p.m © Pidzej
Koniec asfaltu - to prawie szczyt! © Pidzej
Schronisko na Przehybie (1175 m n.p.m.) © Pidzej
Widok z Przehyby © Pidzej
Przekaźnik na Przehybie © Pidzej
Na Przehybie © Pidzej
Pod Wielką Przehybą © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Złomisty Wierch 1224 m n.p.m © Pidzej
W tle Radziejowa - widać wieżę widokową © Pidzej
Singielek na czerwonym szlaku © Pidzej
Obelisk na Radziejowej © Pidzej
Radziejowa 1266 m n.p.m © Pidzej
Masakrycznie strome zejście © Pidzej
Ale z fajnymi widokami © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Przełęcz Żłobki 1106 m n.p.m © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Myślałem że ta góra to Wielki Rogacz ale to jakaś inna © Pidzej
Widoczek © Pidzej
Wielki Rogacz 1182 m n.p.m © Pidzej
Zielony szlak rowerowy © Pidzej
Zielony szlak rowerowy © Pidzej
Niemcowa 1001 m n.p.m © Pidzej
Polana na Niemcowej © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Takie sobie porobiłem z nudów... nowy osprzęt po remoncie © Pidzej
Kapliczka przy żółtym szlaku © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Kapliczka przy żółtym szlaku © Pidzej
Tuż przed Piwniczną © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Piwniczna © Pidzej
Nowy Sącz © Pidzej
Na stacji © Pidzej
DST: 152.87
TM: 10:16
AVS: 14.9
RPM: 72
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 19%
WYSOK MAX: 1221
6,3l picia
4.25 - 23.25
0 nowych gmin
Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, Korona Gór Polski
Góry uczą pokory: Mogielica (1171 m n.p.m.), Turbacz (1310 m n.p.m.)
d a n e w y j a z d u
133.43 km
37.00 km teren
10:15 h
Pr.śr.:13.02 km/h
Pr.max:65.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2521 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wpadłem kiedyś na pomysł żeby zdobyć Koronę Gór Polski, najlepiej na rowerze. Trzeba się za to wreszcie zabrać, trasę zaplanowałem bardzo ambitną, z Turbacza chciałem zjechać do Rabki, potem zaliczyć jeszcze Luboń Wielki i zjechać do Jordanowa. Hehe chyba wybrałem się z motyką na Słońce :) Ale po kolei: w ogóle nie spałem, wyjeżdżam tuż przed świtem, o 4.35. Chłodno więc jadę w kurtce, Wieliczka, Dobczyce (które omijam nowowybudowaną obwodnicą), jechałem tą drogą dziesiątki razy. Za Dobczycami wręcz zimno, 9 stopni! Po drodze śniadanie na przystanku. Rozgrzewa mnie dopiero podjazd na Przełęcz Wierzbanowską, no i Słońce zaczyna przygrzewać, jest już przyjemnie, kilkanaście stopni. Dla odmiany odbijam z głównej szosy w lewo, na Skrzydlną i Dobrą. Przecinam krajówkę i w Półrzeczkach skręcam w fajną leśną drogę która wspina się na ponad 900 m n.p.m.. Idealna na rower, nie jest kamienista ani błotnista, jedzie się super i sprawnie nabiera wysokość. Jechałem nią miesiąc temu, wtedy zabłądziłem i objechałem dookoła Mogielicę szlakiem narciarskim. Tym razem jednak wgrałem ślad do GPSa i bezbłędnie kieruję się do celu - żółtego/niebieskiego szlaku na szczyt Mogielicy. Zaczyna się pchanie, od czasu do czasu da się coś podjechać. Wjeżdżam na jakąś wielką zarośniętą borówkami i malinami polanę, jak się potem okazuje - Halę Stumorgową. Po niej jedzie się całkiem przyjemnie. Pomimo zakrytych chmurami Tatr widoki urywają głowę, zdjęcia w ogóle nie oddają tego ogromu gór jaki się wokół roztacza. Przede mną charakterystyczny czubek Mogielicy z wieżą widokową - szczyt zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Teraz tylko wytargać rower te kilkadziesiąt metrów do góry co wcale nie jest takie proste, nachylenie potężne, chyba z 40-50%! Na szczycie robię kilka zdjęć, na wieżę widokową szkoda mi czasu wchodzić, więc sprowadzam tą samą drogą, jest naprawdę stromo. Rower zsuwa mi się na zaciśniętych hamulcach! Kończy mi się picie więc ratuję się malinami z krzaka - trochę wody w sobie mają. Odnajduję teraz trochę inną, bardziej zjeżdżalną drogę i wracam nią spowrotem do szutrówki. Szybki zjazd, chwila moment i wylatuję na DW 968 w Szczawie. Podjazd po asfalcie na przełęcz Przysłop, w Lubomierzu wreszcie jakiś sklep, jestem już nieźle odwodniony. Następnie czerwonym szlakiem rowerowym kieruję się w stronę Turbacza. Szlak niemal w 100% podjeżdżalny choć nawierzchnia paskudna - najpierw 3km wysypane grubym żwirem (kamieniami?) potem kamienie się kończą i kolejne 3km błota, ale takiego "lepszego gatunku", gęstego, czyli nie ma kałuż tylko taka rozmiękczona ziemia, więc nie pryska tylko wsysa trochę koła, o dziwo moje semi-slicki dają radę. Droga strasznie się dłuży, po prostu męcząca wspinaczka na prawie na 1300 m n.p.m.. Docieram wreszcie na Jaworzynę Kamienicką, od tego miejsca na Turbacz jest w miarę płasko. Potem Hala Młyńska i Hala Długa z której widać już schronisko na Turbaczu. Na Turbaczu jestem po 16 więc nie wiem czy zdążyłbym do Rabki na pociąg, Luboń odpada w ogóle. Wjeżdżam jeszcze czerwonym szlakiem na sam szczyt (jest trochę oddalony od schroniska), zawracam i postanawiam zlecieć żółtym do Nowego Targu, podobno najłatwiejszym. Okazuje się jednak że jest kilka cięższych fragmentów ale ogólnie jedzie się całkiem szybko i płynnie. Przez fatalne oznaczenia zgubiłem gdzieś ten żółty szlak, ale zbytnio się tym nie przejmuję, ważne że szybko wytracam wysokość. Wg tabliczki zejście zajmuje 2,5 godziny, mnie zjazd zajął niecałą godzinę. Hamulce nieźle dostały w dupę. Niepotrzebnie się tak śpieszyłem bo na dworcu jestem 25 minut przed czasem, choć jeśli np. złapałbym gumę to byłoby nieciekawie. Pociąg (na szczęście klimatyzowany) wlecze się 3 godziny, po Krakowie dokręcam do 130km. Nie doceniłem tych gór, tak niskiej średniej się nie spodziewałem, ale ogólnie wycieczka udana, 2 spore szczyty zaliczone. Szkoda że nie zdążyłem się jebnąć na jakiejś polance i sobie poleżeć, widoki popodziwiać, za dużo naraz chciałem objechać. Odnotowano niewielkie straty w sprzęcie: w nocy jak już wracałem z dworca łańcuch mi spadł i porysował korbę, nowiutką Deorkę! W domu zobaczyłem też że gdzieś zgubiłem śrubkę od bagażnika, no i ubyło sporo klocków hamulcowych.
Widok spod przełęczy Wielkie Drogi © Pidzej
J.w. Dwa niskie szczyty z przodu to prawdopodobnie Dzielec i Szklarnia. Potężna góra w oddali (z dwoma wierzchołkami) to chyba masyw Śnieżnicy © Pidzej
Kamieniołom w Skrzydlnej © Pidzej
? (Jurków) © Pidzej
??? (Jurków © Pidzej
Polana Stumorgowa, szczyt Mogielicy na wyciągnięcie ręki © Pidzej
Na Polanie Stumorgowej © Pidzej
Widok z Polany Stumorgowej © Pidzej
Na Polanie Stumorgowej © Pidzej
Strome podejście pod szczytem Mogielicy © Pidzej
Wieża widokowa na szczycie Mogielicy © Pidzej
Mogielica (1171 m n.p.m.) © Pidzej
Kapliczka na Mogielicy © Pidzej
Krzyż na Mogielicy © Pidzej
W drodze na Turbacz: Polana Papieżówka © Pidzej
Uschnięte drzewa © Pidzej
Uschnięte drzewa © Pidzej
Polana Jaworzyna Kamienicka © Pidzej
Widoki z polany © Pidzej
I tu też © Pidzej
Hala Długa, widać już schronisko na Turbaczu © Pidzej
Widok z Hali © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Schronisko na Turbaczu © Pidzej
Obelisk na szczycie Turbacza © Pidzej
Turbacz (1310 m n.p.m.) © Pidzej
Krzyż na szczycie Turbacza © Pidzej
Widok z Turbacza © Pidzej
Dworzec PKP w Nowym Targu © Pidzej
Powrót pociągiem © Pidzej
DST: 130.19
TM: 10:17
AVS: 12.6
RPM: 68
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 22%
WYSOK MAX: 1305
5l picia
4.35 - 22.15
0 nowych gmin
Serwis: wymiana śrubek od bagażnika na dłuższe LOL
Kategoria > km 100-149, Powrót pociągiem, Serwis, Terenowo, Korona Gór Polski, ^ UP 2500-2999m
Dookoła Mogielicy
d a n e w y j a z d u
180.24 km
24.00 km teren
10:35 h
Pr.śr.:17.03 km/h
Pr.max:57.90 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
Wycieczka miała być asfaltowa z kawałkiem szutru. Chciałem sprawdzić drogę Półrzeczki - Szczawa a docelowo dotrzeć do Krynicy, Grybowa albo nawet dalej. Wyjeżdżam dość wcześnie - o 4.30. Dość chłodno, chyba 12 stopni. Tym razem dla odmiany jadę wojewódzką na Gdów (śniadanie), mijam go i w Zagórzanach skręcam w boczną drogę. Nie mam żadnej mapy i kieruję się tylko wskazaniami kompasu (kierunek: południe) i niezbyt dokładnymi notatkami - to przez nie dzisiejsza wycieczka nie do końca się udała. Błądzę, trochę asfaltu, trochę leśnych dróg, przejeżdżam jakąś rzeczkę kładką poleconą mi przez tubylca. Wydawało się że już jestem na dobrej drodze ale coś mnie podkusiło żeby skręcić w boczniejszą ale prowadzącą bardziej na południe dróżkę. Tym razem wylądowałem na jakimś polu i musiałem zawracać, wpychając rower po stromym zboczu. Buty kompletnie przemoczone (rosa). Straciłem na to błądzenie chyba z pół godziny. W końcu drogowskaz na Tymbark. Do samego Tymbarku jednak nie wjeżdżam a skręcam na Dobrą. Przecinam krajówkę, dojeżdżam do miejscowości Półrzeczki, tutaj ma zaczynać się skrót do Szczawy. Trafiam na niego bez problemu, po chwili wąski asfalt się kończy i jest fajna twarda leśna droga, trochę żwiru i małych kamieni, błota brak. Powoli wspinam się do góry, nachylenie całkiem przyjemne, średnio 7-10%. Wjeżdżam na ponad 900m n.p.m. i natrafiam na rozwidlenie. Po chwili zastanowienia i zerknięciu na mapę napotkanego turysty postawiam skręcić w lewo. Jadę i jadę, a droga nie chce opadać, wciąż trzyma 800 - 900m! W końcu wiem że źle pojechałem ale przecież nie będę zawracał, zobaczę gdzie dojadę. Jedzie się całkiem przyjemnie ale kończy mi się picie, ale w razie czego mam 2 jabłka, trochę wody w nich jest ;) Droga kluczy zboczem Mogielicy, trochę opada i wznosi się, na drzewach oznaczenia niebieskiego szlaku narciarskiego. Potem trochę pchania bo za stromo i w końcu dojeżdżam na jakiś leśny parking (dla narciarzy), nawet auta jakieś stoją - cywilizacja! Oglądam mapkę, do Szczawy już niedaleko, droga jednak miejscami bardzo błotnista ale wreszcie schodzi w dół. Pod koniec nachylenie chwilami przekracza 20%, generalnie jak jest jest kilkanaście to już schodzę z roweru i prowadzę bo mam sprawny tylko tylni hamulec. W Szczawie i innych wioskach nawet się nie zatrzymuję. Zabrzeż - tu wreszcie uzupełniam płyny i myślę co dalej robić, straciłem sporo czasu, dobrze będzie jak się wyrobię na pociąg z Piwnicznej/Muszyny, na Krynicę/Grybów nie ma szans. Już chciałem jechać na Nowy Targ ale zawróciłem i pojechałem zgodnie z planem, zobaczymy dokąd dojadę. Po drodze trochę kusi Przehyba ale z jednym hamulcem zjazd nie byłby przyjemny więc odpuszczam. Mijam Stary Sącz, Piwniczną, piękne wkomponowana w wąwóz pomiędzy górami rzeka (Dunajec), droga i linia kolejowa. Niestety czasu coraz mniej, w dodatku jadę pociągowi na spotkanie, czyli w przeciwnym kierunku niż on. Myślałem że zdążę do Muszyny, co chwila staję na kolejnych przystankach i sprawdzam odjazdy. Zatrzymuję się jednak z 20-minutowym zapasem w Żegiestowie. Prawie 3 godziny do Tarnowa, przesiadka i kolejne 2 do Krakowa... W mieście dokręcam jeszcze do marnych 180km i wracam przed północą... Sił było jeszcze dużo ale straciłem mnóstwo czasu na to błądzenie i musiałem spieszyć się na pociąg. Pozostaje spory niedosyt, kręcić cały dzień i tych 200 nie ukręcić >.< ale ogólnie było fajnie, pojeżdżę jeszcze po terenie tylko remont roweru skończę.
Kładeczka, którą polecił mi jechać tubylec © Pidzej
Tutaj wjechałem w jakieś pole © Pidzej
Droga Półrzeczki - Szczawa © Pidzej
Droga Półrzeczki - Szczawa © Pidzej
A tu już nie czy to ciągle ta droga © Pidzej
A to już szlak narciarski © Pidzej
Tablica przy parkingu © Pidzej
Widoczek © Pidzej
Widoczek z rowerkiem © Pidzej
Rynek w Starym Sączu © Pidzej
W stronę Piwnicznej © Pidzej
Dunajec © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
Stacyjka Żegiestów-Zdrój © Pidzej
AVS: 17.0
RPM: 68
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 20%
WYSOK MAX: 914
5,5l picia
4.30 - 23.40
6 nowych gmin
Kategoria > km 150-199, Powrót pociągiem, Terenowo, ^ UP 2000-2499m
Łysica
d a n e w y j a z d u
214.93 km
10.00 km teren
11:30 h
Pr.śr.:18.69 km/h
Pr.max:58.40 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1807 m
Kalorie: kcal
Rower:Mexller Solaris 0.4 (archiwalny)
W tym sezonie planuję zacząć zdobywanie Korony Gór Polski, co się da na rowerze, a co nie - pieszo. Na pierwszy ogień idzie Łysica w Górach Świętokrzyskich. Tak właściwie to cele miałem trzy: Łysica i/lub Łysa Góra i/lub Dąb Bartek, i dopiero w trakcie wycieczki podjąłem decyzję. Startuję dość wcześnie, bo o 5.40. Przejeżdżam przez hutę i kieruję się na Proszowice. Miejscami na wojewódzkiej 766 zrobili szeroką dwupasmówkę, więc jedzie się fajnie. W Proszowicach jem śniadanie. Trasę zaplanowałem rożnymi skrótami, wiedziałem więc że pewnie gdzieś pobłądzę, nie myślałem jednak że stanie się to już w Proszowicach. Skręcam w wojewódzką 775 zamiast 776 i szukając drogi na Skalbmierz nadkładam 20km, muszę wrócić się spowrotem do Proszowic :( Czyli godzina w plecy. W Klimontowie odbijam w boczną drogę, od teraz będę właśnie kluczył głównie takimi dróżkami. W Skalbmierzu drugie śniadanie. Zaczyna się upał, temperatura dobija powoli do 30. Krem do opalania wchodzi do użycia. Na szczęście przed Pińczowem pojawiają się pierwsze lasy. W każdym większym miasteczku robię postój, więc w Pińczowie również. Po wyjeździe z niego na liczniku pojawiają się (i trzymają dość długo) rekordowe dziś 32 stopnie, do uszu co chwila docierają odgłosy asfaltu klejącego się do opon. We Włoszczowicach robię zakupy w słabo zaopatrzonym wiejskim sklepiku, 2 paczki delicji będą musiały mi wystarczyć na następne kilkadziesiąt km. Kawałek dalej spotykam dwóch bikerów, pytających o sklep i o drogę terenem. W tym pierwszym mogę im pomóc, w drugim niestety nie. O dziwo droga do Daleszyc, której najbardziej się obawiałem pod względem nawigacyjnym idzie mi całkiem sprawnie. Kilka km to paskudna piaszczysta szutrówka, koła tańczą w tym piachu jak chcą. W Daleszycach rozkopany rynek, żadnej ławki ani odrobiny cienia, więc piknik urządzam na murku przy kościele :) Tutaj podejmuję decyzję że jadę tylko na Łysicę. Mam spore opóźnienie, poza tym raczej nie wystarczy mi sił na nic więcej. Z Daleszyc kawałek z górki, a potem solidny podjazd pod Św. Katarzynę. Po obu stronach drogi zamiast pobocza fajny pas rowerowy. Ochładza się znacznie, do ok. 20 stopni, za zachodzie, gdzieś za Kielcami grzmi. Wreszcie "podjazd" a raczej podejście na Łysicę. Jazdy było bardzo niewiele, większość to prowadzenie/niesienie roweru (nielekkiego, bo z kilkukilogramowym bagażem). Ostatecznie chyba nie dotarłem na sam "szczyt szczytu", przegapiłem go i pomyliłem z innym odrobinę niższym wierzchołkiem (Skała Agaty, 608m n.p.m.). Trudno, 4m w te czy we wte, co za różnica. Zejście tą samą drogą. Zarówno "podjazd" jak i "zjazd" zajmują mi po ok. 40min. Następnie piękny zjazd ze Świętej Katarzyny do krajówki na Kielce. Jadę nią kilka km, potem przeradza się ona w ekspresówkę, więc do miasta docieram drogą serwisową idącą równolegle. Ledwo jadę, sytuacji nie poprawia solidny wiatr w twarz. W Kielcach jestem o 19.20, niestety pociąg do Krakowa mam dopiero po 21. Zwiedzam trochę centrum dokręcając do pełnych dwóch setek. Gdyby nie sprint po peronie do wagonu rowerowego na drugim końcu pociągu - uciekłby mi! W przedziale jadę z jakimś chłopakiem. W Krakowie robię wraz z nim objazd bulwarów i wracam do domu dokręcając jeszcze kilkanaście km. W domu jestem po wpół do dwunastej.
Pomimo że po samych górach wiele się nie najeździłem, wycieczka dość udana, dużo kilometrów i - o dziwo - przewyższeń! Jednak nie tylko na południu od Krakowa są fajne górki. Wpadło też trochę gmin. Wiatr może nie sprzyjający, ale w sumie niezbyt przeszkadzający (poza samą końcówką przed Kielcami). Trochę wkurzyło mnie to błądzenie i brak zdjęcia na samym szczycie Łysicy. Trudno, na pewno tam wrócę, i zaliczę ją raz jeszcze przy okazji wraz z jakimiś innymi górkami (Łysa Góra mi chodzi po głowie). Następnym razem wybiorę jednak rozsądniejszy wariant podjazdu - od strony Kakonina - szkoda że dowiedziałem się o nim dopiero teraz. Mam nauczkę żeby lepiej planować wycieczki i coś poczytać wcześniej.
EDIT 2015: Przyglądając się mapom doszedłem do wniosku że jednak Łysicę można uznać za zaliczoną :)
Proszowice © Pidzej
Niby płasko, ale jednak jest trochę górek © Pidzej
Typowy krajobraz dzisiejszej wycieczki © Pidzej
Skalbmierz © Pidzej
Dolina Nidy © Pidzej
Most na Nidzie w Pińczowie © Pidzej
Pińczów © Pidzej
Ładne drzewka © Pidzej
Idealna miejscówka na odpoczynek :) © Pidzej
Piaszczysta szutrówka © Pidzej
Po drodze © Pidzej
Pod tym kościołem miałem piknik © Pidzej
Pierwsze widoki na Góry Świętokrzyskie © Pidzej
I tu też © Pidzej
Początek podjazdu zapowiada się niewinnie... © Pidzej
...ale potem... © Pidzej
...kamulców jest coraz więcej... © Pidzej
...i więcej ;) © Pidzej
Prawie szczyt czyli Skała Agaty EDIT 2015: to chyba jednak jest szczyt Łysicy © Pidzej
Na zachodzie szaleje burza © Pidzej
Księżycowy krajobraz, czyli rozkopane Kielce ;) © Pidzej
AVS: 18.7
RPM: 68
NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 23%
WYSOK MAX: 613
5.40 - 23.35
6,7l picia
20 nowych gmin
Kategoria > km 200-249, Powrót pociągiem, Terenowo, Korona Gór Polski, ^ UP 1500-1999m