Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Powrót pociągiem

Dystans całkowity:62261.58 km (w terenie 289.50 km; 0.46%)
Czas w ruchu:1232:54
Średnia prędkość:18.48 km/h
Maksymalna prędkość:406.64 km/h
Suma podjazdów:240690 m
Liczba aktywności:217
Średnio na aktywność:286.92 km i 14h 00m
Więcej statystyk

Pozimowy rozruch

d a n e w y j a z d u 168.72 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:7.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1400 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 2 lutego 2019 | dodano: 03.02.2019





https://photos.app.goo.gl/ZiMmmLoQET5N5hmJ8

Tytuł wpisu wydaje mi się adekwatny. Wstyd bowiem przyznać, ale ostatnia długa trasa miała miejsce… 11 listopada, roku ubiegłego. Nie licząc grudniowej, 80-km przejażdżki do Tarnowa moja rowerowa aktywność w tym okresie ograniczała się li tylko do dojazdów do pracy czy innego Tesco. Na ten weekend wreszcie zapowiadają w miarę rowerową pogodę – ponad 10 stopni, brak wszelkiej maści opadów (+ halny wiatr). Trzeba więc się gdzieś ruszyć, żeby nie ważyć 100kg. Forma pod znakiem zapytania więc bez jakichś szaleństw: plan minimum to Rzeszów (160km), a szczytem ambicji na dziś jest Przemyśl (+80km).

Wyjeżdżam dobrze wyspany przed 7 rano, i obieram standardowy kurs na wschód, krajówką. Śniadanie zamiast w Wieliczce jem na przystanku gdzieś między Krakowem a Bochnią. Na początkowych kilometrach biegnącej otwartymi przestrzeniami głównej szosy odczuwam pierwsze podmuchy halnego. Wieje z boku, ale nie wybija z toru jazdy. Nie tyle mi ten wiatr nie przeszkadza, co wręcz jest przyjemny – bo ciepły :) (póki co). Tzn. przyjemny i ciepły w porównaniu z zimową pizgawicą jaka panowała przez ostatnie dwa miesiące. Do tego powoduje niesamowitą jak na tą porę roku przejrzystość powietrza. Na południu, tam gdzie nie ma chmur, ciemnoszare grzbiety Beskidów ostro odgraniczają się od jasnego nieba. No właśnie – tam gdzie nie ma chmur, bo stan nieba określiłbym słowami pogodynek: „pochmurno z przejaśnieniami”. Ale podobno ma nie padać. Drugim pozytywnym odczuciem jest sprzęt. Jak przyjemnie przesiąść ze stalowego złomka na sztywną i zwartą aluminiową maszynę. Jadę z uśmiechem na gębie :) I nie przeszkadza tu nawet niedomagająca przednia przerzutka, która nie zrzuca z blatu na średnią tarczę. Trzeba jej trochę pomóc, kopiąc piętą ;) Zepsuła się chyba podczas listopadowej ulewy za Łodzią i jeszcze "nie zdążyłem" do niej zajrzeć. 9’C – taką temperaturę pokazuje termometr na wjeździe do Bochni. W mieście żadnej pauzy nie robię, odpoczynki mają dziś być krótkie i zwięzłe. Tylko niektóre na ławeczkach w centrum, reszta na wiatach przystankowych przy krajówce. Bo ten Przemyśl chodzi po głowie. Z Bochni takie tylko na szybko – sklep polskiej (rzadkość dziś) sieci „ PSS Społem”, sporo ich w tych okolicach. „Społem” jest w Bochni, jest w Brzesku, jest i w Dębicy, i w Rzeszowie. W Tarnowie pewnie też, tylko trzeba poszukać. Lada chwila jest Brzesko, a potem i Wojnicz. W Tarnowie jestem koło wpół do pierwszej. Oglądam tu charakterystyczny, okazały kościół, czytam tablice informacyjne na ratuszu i śmieję się z Pana naprawiającego auto ;) Chociaż z drugiej strony do takiego „auta” to szkoda coś droższego wlewać ;) Obrazek z wyjazdu z miasta najlepiej pokazuje co potrafi wiatr. Z charakterystycznych obiektów przy drodze – malutka Huta Szkła w Ładnej. I zaczynamy Podkarpackie. Im dalej na wschód tym więcej pozostałości zimy – tj. ostałych się placków śniegu i podtopień/bajor w zagłębieniach terenu. O tym że zbliżam się do Pilzna świadczą imponujące szeregi czerwonych ciężarówek Omegi. Mają ponad 500 aut, ten placyk to tylko cząstka ich floty. Na przydrożnym drzewie dostrzegam bardzo pozytywny znak – pierwsze pączki kwiatów :) Znaczy się wiosna tuż, tuż. Jeszcze tylko max miesiąc zimowego syfu i sezon ruszy z kopyta :) W Pilźnie Bożonarodzeniowa szopka jeszcze obecna - w Brzesku już na przykład zdemontowana. Zbliżam się do Dębicy a dzień zbliża się do swojego końca. A wiatr który wydawał mi się ciepły i przyjemny już nie wydaje mi się ciepły. Przyjemny tym bardziej NIE. Po prostu pizga złem. Chwilami wytchnienia od wiatru są nieliczne osłonięte lasem lub ekranami akustycznymi odcinki drogi. Ale przede wszystkim miasta, teren zabudowany. Centrum każdego z nich będę więc skrupulatnie zaliczał, żeby nie jechać obwodnicą na otwartej przestrzeni. Dębica chyba pozazdrościła Krakowowi „Jubilatu” i ma swoje „ Jubilatki”. Całą sieć „Jubilatek”! Aż kilka ich naliczyłem przejeżdżając przez centrum tego niewielkiego miasta. A za bardzo nie skupiałem się na czytaniu szyldów sklepów. Tymczasem wieje coraz bardziej, kilka razy niebezpiecznie mną miotnęło do osi jezdni. Trzeba uważać, do tego stopnia że na zjazdach trochę przyhamowuję (!). Poza narastającym wiatrem narasta też zachmurzenie – do tego stopnia, że rosną moje obawy co do ew. opadów. Plan podboju Przemyśla dawno upadł – to się nie uda. Połowa z tych ostatnich 80km byłaby ciemną nocą, pod wiatr, w narastającym chłodzie, być może i w deszczu. Bo właśnie zaczyna trochę padać… Po chwili przestaje ale jazda i tak nie jest przyjemna. W Ropczycach na szybkości kupuję i wciągam 3 drożdżówki, kapuśniaka i ciastko (z galaretką i owocem granata). Wszystko co mieli z wypieków na ladzie obok kasy (sobota wieczór). Na szybkości, bo spieszę się na ostatni dziś pociąg z Rzeszowa: o 20.10. Następny 4 rano. Na rynku w Sędziszowie też za długo nie zabawiam. Czas nagli. Ostatnia fotka przed Rzeszowem to fajnie iluminowany (na zielono) kościół w Trzcianie. Tablicę wjazdową osiągam o 19.30. Przed odjazdem zdążam jeszcze tylko zrobić ze 3 zdjęcia i kupić bilet. Kupić jedzenia ani rzecz jasna pozwiedzać Rzeszowa nie zdążam. Nie lubię tak – nie pojeździć sobie trochę po mieście gdzie kończę trasę. Choćbym był w tym mieście wiele razy, to i tak lubię sobie pojeździć bez celu po starówce, blokowiskach, parkach czy terenach przemysłowych. Ale nie widzi mi się zwiedzać Rzeszowa przez 8 godzin (next pociąg). Powrót PKP bez przygód, najpierw nowym, potem starym EZT. W Tarnowie przesiadka, nawet zdążyłem kupić wafelki i sok w automacie. W domu po 23-ciej.

Kilka lat temu taką trasę uznał w lutym uznałbym za niesamowity sukces, dziś uznaję za taką sobie przejażdżkę. A średnia to 16,8 km/h.

6.45 - 23.15
2,65l (w tym 0,6l energetyka)


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 100-149, Powrót pociągiem

Przejażdżka

d a n e w y j a z d u 83.30 km 0.00 km teren 04:42 h Pr.śr.:17.72 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:2.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:650 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 2 grudnia 2018 | dodano: 24.12.2018



Do Tarnowa krajóweczką.

https://photos.app.goo.gl/vV3DMTuQP5Se4jeBA

12.10 - 19.50
1,16l (w tym 0,5l energetyka)


Kategoria > km 050-099, Powrót pociągiem

Prawie to samo

d a n e w y j a z d u 277.31 km 0.00 km teren 16:19 h Pr.śr.:17.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2000 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 10 listopada 2018 | dodano: 25.11.2018





https://photos.app.goo.gl/EkbnVovFivRTe2x28

7.15 (10.11) - 14.40 (11.11)
3,2l (w tym 1l energetyka)

nowe gminy: 2

Łódzkie: 2
Nagłowice
Oksa


Kategoria Powrót pociągiem, > km 250-299, ^ UP 2000-2499m

Mierz zamiary na porę roku

d a n e w y j a z d u 336.47 km 0.00 km teren 17:54 h Pr.śr.:18.80 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2250 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Piątek, 2 listopada 2018 | dodano: 25.11.2018



Wycieczka na głównej bardzo fajna, aż głupio mi wrzucać taki niedokończony trip. Jeśli krytyka opinii publicznej spowodowana brakiem opisu będzie znaczna, to takowy sporządzę. Jeśli nie - to nie.
Ta prosta krecha to teleportacja na stalowych kołach z Łęczycy do Trzebinii. Autobusowa Komunikacja Zastępcza zmusiła mnie do dokręcenia 50km. Tak więc winnym tego że trasa wylądowała na głównej są PKP.



https://photos.app.goo.gl/QvRjNwoopHn3hhQm6

6.50 (2.11) - 19.50 (3.11)
5,43l (w tym 1,83l energetyka)

nowe gminy: 4

Łódzkie: 4
Moszczenica
Grabica
Tuszyn
Rzgów


Kategoria Powrót pociągiem, > km 300-349, ^ UP 2000-2499m

Turystyka

d a n e w y j a z d u 308.47 km 0.00 km teren 18:28 h Pr.śr.:16.70 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:3000 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 13 października 2018 | dodano: 21.10.2018





https://photos.app.goo.gl/Jb1B7UJcVa8dvqo77


7.30 (13.10) - 17.15 (14.10)
4.4l (w tym 1,5l energetyka)

nowe gminy: 4

Podkarpackie: 4
Radymno - obszar miejski
Radymno - teren wiejski
Orły
Żurawica

Zdobyte szczyty:
Zniesienie 353


Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 300-349, Powrót pociągiem

Lepszy rydz niż nic

d a n e w y j a z d u 500.04 km 0.00 km teren 28:25 h Pr.śr.:17.60 km/h Pr.max:66.00 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:3000 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 6 października 2018 | dodano: 10.10.2018

(Od Brześcia Kuj. ślad dorysowany z pamięci - padły baterie w GPSie. 20km dokręcania po Toruniu i 20km po Krakowie rzecz jasna tu nie ma.)



https://photos.app.goo.gl/ERdTgKfFzYJoB7f8A

6.40 (6.10.) - 12.10 (8.10)
8,98l (w tym raptem 1,58l energetyka)

nowe gminy: 23

Łódzkie: 7
Zelów
Buczek
Łask
Szadek
Zadzim
Poddębice
Uniejów

Wielkopolskie: 4
Dąbie
Koło - obszar miejski
Koło - teren wiejski
Babiak

Kujawsko-Pomorskie: 12
Izbicka Kujawska
Lubraniec
Brześć Kujawski
Nieszawa
Bobrowniki
Lipno - obszar miejski
Lipno - teren wiejski
Czernikowo
Kikół
Ciechocin
Obrowo
Lubicz


Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 500-599, Powrót pociągiem

Chillout w Katowicach

d a n e w y j a z d u 152.51 km 0.00 km teren 08:29 h Pr.śr.:17.98 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1250 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 30 września 2018 | dodano: 21.10.2018





https://photos.app.goo.gl/ZKqUZSnz3Uiq8SfJ6

8.20 - ?
2l (w tym 1l energetyka)


Kategoria ^ UP 1000-1499m, > km 150-199, Powrót pociągiem

Jak mała dziewczynka

d a n e w y j a z d u 316.51 km 0.00 km teren 16:29 h Pr.śr.:19.20 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2500 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Piątek, 21 września 2018 | dodano: 21.10.2018





https://photos.app.goo.gl/rhvLjWi5xcFEtUEJA

7.00 (21.09) - 22.00 (22.09)
7,4l (w tym 1,9l energetyka)

nowe gminy: 3

Lubelskie: 3
Piaski
Mełgiew
Świdnik


Kategoria ^ UP 2500-2999m, > km 300-349, Powrót pociągiem

Warszawa zawsze spoko

d a n e w y j a z d u 351.93 km 0.00 km teren 19:53 h Pr.śr.:17.70 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2750 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 15 września 2018 | dodano: 21.10.2018





https://photos.app.goo.gl/mPg4kPcfDEZMy48N7

13.40 (15.09) - 23.20 (16.09)
6,05l (w tym 2l energetyka)

nowe gminy: 1

Mazowieckie: 1
Goszczyn


Kategoria ^ UP 2500-2999m, > km 350-399, Powrót pociągiem

Leszno

d a n e w y j a z d u 408.62 km 0.00 km teren 21:51 h Pr.śr.:18.70 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2500 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 8 września 2018 | dodano: 11.09.2018





https://photos.app.goo.gl/idQp7awTsXuTZwKR7

Drugi weekend września również zapowiada się pogodnie. Gdzie by tu tym razem jechać? Gdzie jeszcze nie byłem, i co jest takim w sam raz celem na te 2 dni, żeby się wyspać przed trasą, wrócić pociągiem i wyspać przed pracą? Z obliczeń wychodzi mi, że Leszno spełnia wszystkie te warunki. Niecałe 400km, da się znaleźć drogę przez częściowo nieznane mi okolice a i połączenie kolejowe wydaje się korzystne. Jedziemy.

Z domu wyturlałem się po godz. 7 rano. Nie jest to jednak typowy pogodny poranek, jest pochmurno i tak sobie z temperaturą. Najważniejsze że nie pada. Póki co, bo wg prognoz w sobotę przelotne deszcze i burze są możliwe. Z miasta wytaczam się przez Bronowice i krajówkę na Olkusz. Tak dla odmiany, bo ileż można wyjeżdżać przez wojewódzką na Skałę. Szerokie asfaltowe pobocze, brak ścieżek rowerowych i umiarkowany ruch pozwalają na sprawną i komfortową jazdę. Łykam kolejne wzniesienia Jury Krakowsko-Częstochowskiej zajmując się głównie obserwacjami nieba. Czy te chmury na pewno aby nie ciemnieją? Na razie chyba nie? A może tak? W każdym razie kawałek przed Olkuszem chwilę pokropiło. W Olkuszu jestem ok. godz. 10. Jako że w mieście tym byłem nie raz, nie tracę czasu na jakieś tam posiadówy na ryneczku, tyko od razu lecę wojewódzką na Ogrodzieniec, Zawiercie. Zaoszczędzony czas wolę wykorzystać na zwiedzanie miejsc w których będę pierwszy raz, ze wskazaniem na Leszno. Z Olkusza tylko taka fotka, zrobiona na światłach. Coraz śmielej wkradająca się korony drzew żółć i coraz to więcej opadłych liści przypominają o zbliżającej się nieubłaganie jesieni. Jak to minęło… Pomalowany w wesołe barwy przystanek ratuje tę nieco chandryczną sytuację - zawsze gdy jadę tą drogą robię tu pauzę. Przejazdem zwiedzam Klucze, potem Ogrodzieniec, no i Zawiercie. W Myszkowie z kolei robię zakupy a miły Pan z kiosku zabiera ode mnie pustą butelkę („do plastików wrzucę”) :) W Żarkach – Letnisku zaczyna padać, i to dość mocno. Tak ładnie żarło i zdechło :/ Przeczekuję deszcz pod zadaszeniem wielkiej bramy jakiejś wypasionej willi. Przestaje, jadę dalej. Nad Porajem tylko szybka fotka, bo znowu zaczyna. Nie chce mi się już dłużej stać, w lesie przywdziewam p/deszczowe ubranko i względnie suchy powoli toczę się do przodu. Po przecięciu krajowej jedynki zrzucam kombinezonik, chmury zostawiam za plecami a ładna pogoda utrzyma się już nie tylko do końca dnia, ale w ogóle, do końca trasy. Z drobnych atrakcji mały zalewik oraz pociąg z nową lokomotywką. Pierwszy atak senności zwalczam siedzeniem z zamkniętymi oczami na leśnym przystanku. W okolicach 140km trasy, czyli dość wcześnie, odkrywam pierwsze nieznane mi tereny, a dokładniej mieścinkę Wręczyca Wielka. Przed zmrokiem zdążam jeszcze zobaczyć maszt (RTCN Klepaczka) oraz Panki. Miasteczko z górniczym akcentem oraz tłumem ludzi wychodzących z kościoła. ?! Przecież sobota dzisiaj O.o Zachód Słońca taki sobie, bez rewelacji. W Krzepicach już ciemnawo. Na rynku pomnik, flagi i inne patriotyczne akcenty, widać że coś się tu działo. Parę ciemnych ale jeszcze w miarę ciepłych kilometrów, jedną i drugą krajówką. W jakiejś wiosce po drodze wzbudzam niemałe zainteresowanie swą obecnością. Słyszę fragment rozmowy - koleś opowiada kumplowi o jakimś zapalonym rowerzyście, którego zna, o jakiejś trasie do Niemiec. 17 godzin na rowerze. Siedemnaście. SIE-DEM-NAŚ-CIE!!! Yyy, tego, ale co jest niezwykłego w 17h trasie :D Przecież to wyjechać o świcie i wrócić wieczorem. Dobra, żartuję, wiem że przeciętny, średnio statyczny człowiek ma nieco inny tok myślenia niż nałogowiec przyrośnięty do rowerowego siodełka ;) Praszka. Taka tam dziura, jakaś tam fabryczka na peryferiach, jakiś zabytkowy parowozik w centrum. Kawałek bokami, potem wojewódzką. Kolejne senne zamułki postawiam pokonać za pomocą daaawno nie używanego sposobu – radia! Bardzo, bardzo, rzadko słucham muzyki na rowerze, ale w tej trasie sobie przypomnę jak fajnie się jedzie nocą z nutą w uchu. Byczyna. Spore, zabytkowe centrum na planie jaja/owalu, rynek, ratusz, brama. Wbijam na 11teczkę na Poznań. Wjeżdżam do Wielkopolskiego. Potem będzie kawałek Dolnego Śląska, a potem jeszcze raz Wielkopolska. Mijam jakiś tam wypadek (rozszczelniona cysterna?). Auta muszą zawracać, rowerem zawsze się jakoś bokiem przeciśnie - pytałem strażaków o zgodę. Muzyka przestaje wystarczać, coś tam podrzemałem na przystanku w tych okolicach, trochę przy tym marznąc. Z większych miasteczek Kępno – trochę pozwiedzałem, kręcąc się w kółko i szukając rynku. Potem jeszcze podobnej wielkości Syców (drzemka na skwerku w centrum) i zaczyna się przejaśniać. A ja zaczynam zamarzać, spać się chce, i ogólnie, lekki kryzys. Na plus zapisał mi się w pamięci bardzo, ale to bardzo ładny leśny i pagórkowaty, kilku-km odcinek przed Twardogórą. Tak ładny że zrobiłem tu prawie 10 zdjęć. Te polanki - prawie jak w Beskidach, jedyne co tu trochę nie pasuje to te topole. Z ostatnią, z tego co pamiętam, sennością rozprawiam się tym oto przystaneczku. Od tej pory będzie już tylko lepiej :) Szybki i chłodny (ale to już ostatnie chwile chłodu) zjazd do Twardogóry. Miasteczko dość charakterystyczne. Na przedmieściach przemysłowe rudery, w centrum kościół (i to nie byle jaki, bo bazylika) otoczony dwiema odnogami drogi, mały kościółek z muru pruskiego, i, podobne do pomorskich, bruki. Na wyjeździe Orlen. Znaczy się śniadanko :) To co zwykle, zresztą o tej porze zapiekanek i tak nie mają. Zrzucam część ubrań którymi opatulony byłem w nocy, od tej pory na wpół krótko – tj. krótkie spodenki/koszulka ale z kurtką. Dalszy odcinek trasy to urokliwe zadupia dolnośląskich rubieży. A to jakiś odpust, a to ruiny jakiegoś kościoła, a to takie cudo. Ten odcinek drogi był po prostu magiczny. Rozmiar co poniektórych z tych dębów najlepiej obrazuje to zdjęcie. Tak między 1,5-2m średnicy pnia. W Wierzchowicach muzeum kolei wąskotorowej, z czynnymi jak mi się wydaje eksponatami. Na Moye’j wciągam jeszcze jednego hot-doga (zapiekanek też jeszcze nie mieli). Ostatnie w tej trasie pagórki, i ostatnie dolnośląskie miasteczko – Milicz. Rzekomo rowerowa stolica Dolnego Śląska. Nie wiem kto, na jakiej podstawie, i co palił zanim to wymyślił. Rowerowa stolica powinna być przyjazna rowerzystom, a nie spowita pajęczyną chodnikościeżek rowerowych z różowej kostki Dauna i usiana stojakami w formie wyrwikółek. Kawałek za miastem zjeżdżam z wojewódzkiej w boczne drogi, którymi przejadę następne kilkadziesiąt km. O tym że docieram do Wlkp informuje mnie ukształtowanie terenu, tablica z nazwą województwa to taka tylko formalność. Bezkres pól uprawnych, wąskie asfaltowe dróżki, przypiekające coraz bardziej Słońce. Tak mi się spodobały te odludzia że zamiast pojechać jak leci powiatową skręciłem w bok i poeksplorowałem nieco łąki i pola uprawne ;) Widziałem trochę zniszczonych upraw – w tym całe pole zwiędłych, uschłych pomidorów, zdjęcia niestety zapomniałem zrobić. Z godnych odnotowania miejscowości: Dubin (kościół), Miejska Górka (peerelowski chyba jeszcze ryneczek), Bojanowo (podobne klimaty). W Kaczkowie dobijam do krajowej piąteczki i nią pocisnę już prosto do Leszna. Sporo czasu straciłem na tą jazdę po polach, Rydzynę niestety ominę obwodnicą. Priorytetem jest w tej chwili Leszno, chciałbym zrobić sobie fotkę na rynku a nie tylko wpaść prosto do pociągu. Ostatnia kilku-km prosta przed miastem to świetnej jakości, gładki asfaltowy ddr. Tak to można jeździć, i nie przeszkadza nawet duża na niej frekwencja. Wyprzedzam rzecz jasna wszystkich ;) (to dlatego na zdjęciu tak pusto, bo wszystkich wyprzedziłem ;) ). Tablicę z nazwą miasta osiągam o 15.30. Czyli mam godzinę i kwadrans do odjazdu pociągu. Wystarczy. Oprócz rynku i ratusza (górna cześć tutaj, mieścił się w kadrze) robię też fotkę pomnika, no i stadionu żużlowego. Leszno kojarzy mi się chyba właśnie głównie z klubem żużlowym, i to nie byle jakim bo jednym z najlepszych w Polsce. Na dworzec zajeżdżam o 16, czyli na spokojnie kupuję bilety i suchy prowiant. Powrót PKP z drobnymi zgrzytami. Pierwszy IC nawet spoko, jakbym dobrze poszukał to bym znalazł miejsce siedzące przy oknie. Ale to tylko 1h15min jazdy, więc nie chciało mi się szukać. We Wrocławiu 1h na przesiadkę. Drugi IC wymaga już kilku słów opisu ;) Jedzie przez Opole, Lubliniec, Częstochowę, czyli dość pokrętną trasą. Brak przedziału rowerowego (wg. rozkładu miał być), tylko 3 (trzy!) wagony. Co z tego że to 1 klasa zdegradowana do 2 (6 miejsc w przedziale zamiast 8) skoro ludzie nie mieszczą się i siedzą/stoją/chodzą na korytarzu. W ostatnim przedsionku oprócz mojego roweru drugi rower wraz z właścicielem i dwóch debili którzy tam wynaleźli sobie miejscówki na podłodze i ani myślą się ruszyć. Jakby nie mogli w korytarzu siedzieć. Rower zagraca oczywiście końcówkę korytarza i każdą osobę zmierzającą do kibla czeka trochę gimnastyki. Do tego, najpierw było to niezauważalne, ale gdy zapadł zmrok i na zewnątrz robiło się coraz zimniej, tak samo zimno zrobiło się w pociągu. Klimatyzacja chodziła zamiast ogrzewania. Po pewnym czasie gdy znudziło mi się stanie/chodzenie przestałem się dziwić tym kolesiom z tyłu. Bowiem po chwili siedzenia na korytarzu z podkurczonymi nogami te po prostu zaczynają boleć. W Częstochowie frekwencja spada i można wreszcie zająć miejsce siedzące, przeszkadza już tylko chłód bijący z nawiewów klimatyzacji. Ale w sumie nie aż tak bardzo, przecież o świcie w trasie było jeszcze zimniej ;) W sumie jak się tak naprawdę dobrze zastanowić to mnie już nic nie przeszkadza, ja to wszystko po prostu lubię, bo to jest przygoda :) Rowerowo-kolejowa przygoda. W Krakowie planowo, za kwadrans 23cia, w domu pół godziny później.

Udana wycieczka, drugie 400+ pod rząd we wrześniu.

7.10 - 23.20
7,95l (W tym ledwie 1,25l energetyka. Jestem z siebie naprawdę dumny.)

nowe gminy: 20

Śląskie: 4
Blachownia
Wręczyca Wielka
Panki
Krzepice

Opolskie: 3
Rudniki
Praszka
Gorzów Śląski

Wielkopolskie: 9
Bralin
Perzów
Jutrosin
Pakosław
Miejska Górka
Rawicz
Bojanowo
Rydzyna
Leszno

Dolnośląskie: 4
Syców
Twardogóra
Krośnice
Milicz


Kategoria ^ UP 2500-2999m, > km 400-499, Powrót pociągiem