Terenowo
Dystans całkowity: | 16367.49 km (w terenie 1253.55 km; 7.66%) |
Czas w ruchu: | 832:38 |
Średnia prędkość: | 16.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.30 km/h |
Suma podjazdów: | 159774 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 96.85 km i 5h 30m |
Więcej statystyk |
Trochę niższe górki
d a n e w y j a z d u
164.00 km
34.00 km teren
10:51 h
Pr.śr.:15.12 km/h
Pr.max:57.50 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2820 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
No to już niemal na pewno ostatni powiew lata w tym sezonie, od weekendu znaczne pogorszenie pogody. Postanowiłem go więc wykorzystać na kolejną górską wycieczkę, choć raczej jakąś lżejszą. W zasadzie to miałem jechać na Luboń Wielki (już byłem, ale dawno, w 2012). Ale im dłużej przeglądałem mapy, tym bardziej kusiły mnie nowe, niezdobyte szczyty. Ostatecznie zaplanowałem trasę jakimiś niepozornymi (na mapie) grzbietami z Kasiny do Mszany, z Mszany do Rabki + kilka gór w okolicy Rabki. Była to też taka wycieczka sentymentalna, bo wśród nich była Szumiąca i Maciejowa. Jako dziecko wiele razy chodziłem po tych górach na wakacjach. Aparat zepsuty ale wygrzebałem z szuflady 12 letniego Olympusa CAMEDIA C-310 ZOOM (3,2 Mpix :D). No i jak na taki stary aparat to robi całkiem fajne zdjęcia. Żeby nie powiedzieć że lepsze (podoba mi się zwłaszcza zielony kolor - jest bardzo zielony). Tylko coś szwankuje kontrolka baterii i nie za wiele zdjęć można wykonać na jednym komplecie aku.
Wyjazd koło świtu, czyli dopiero po 6. Jest już tak jasno że nawet nie muszę włączać lampek. W Wieliczce mała przerwa i jadę na Dobczyce. Z Raciborska widok piękny ale i trochę niepokojący. Bo wygląda na to że dolina Raby tonie we mgłach, a za chwilę trzeba będzie do niej zjechać. Nie było jednak tak źle, mgły były tylko przez kawałek. Ale zimno oczywiście było - 9'C. Mam niby cienką kurtkę, czapkę pod kask i rękawiczki, ale spodenki krótkie - no to nie był dobry pomysł ;) Dobczyce omijam mostem na obwodnicy. Śniadanie w Wiśniowej, tu ociepla się nieco. Jest tu tablica z przebiegiem Głównego Szlaku Beskidzkiego. Tabliczki z nazwą tego szlaku widziałem wiele razy na różnych szczytach ale mapę pierwszy raz. Nic dziwnego bo wyznaczony został niedawno, w 2014. Przeł. Wierzbanowska, przeł. Wielkie Drogi (obowiązkowe fotki), w Kasinie kawałek krajówką w lewo. Tu odbijam w boczną drogę i robię przerwę przed wjazdem na szlak (nie ma gdzie usiąść). Już ciepło, można się rozebrać. Do żółtego szlaku planuję podjechać jakimś szlakiem rowerowym. Co ciekawe na mapie z 2013 ten szlak jest a na nowszej z 2016 już nie ma. No i chyba wiem dlaczego. Bo pomimo że jakoś da się jechać to jest on taki jakby mocno trawiasty. Od rosy buty przemoczone kompletnie, smaru z łańcucha też chyba trochę zmyło. Dobijam do żółtego szlaku. Z początku jazda jest mało płynna bo co chwilę trzeba omijać wielkie bajora, ale czym dalej tym fajniej :) Pierwszy nowy szczyt zdobyty - Czarny Dział. Jedzie się fajnie, odbijam kawałek ze szlaku i zaliczam kolejną, nieco niższą górkę - Wsołową (malutki wypych). Zabieram się za zjazd do Mszany (też po trawie) i tak się rozpędziłem że coś ominąłem. Cofam się kawałek, trochę na przełaj polami i zdobywam Grunwald. Ciekawy z niego widok, krzyż na tle Mszany. Zjeżdżam do Mszany, przejeżdżam na drugą stronę rzeki i odpoczywam w niby parku (niby bo drzew w nim nie za wiele). Dalej ruszam czarnym. Asfalt kończy się i tu można powiedzieć że pierwszy dziś raz jest ciężko. Bo temperatura zbliża się do 30'C a polna droga taka trochę nieciągła się robi i stroma. Trochę trzeba było podepchać. Jest kolejny szczyt - Adamczykowa. Po zjeździe z niej kawałek asfaltu - jakieś przysiółki Podobina. Widać już stąd stalowy krzyż na Potaczkowej - wydaje się być na wyciągnięcie ręki! Jednak to tylko złudzienie - podjazd (a raczej podejście) solidnie mnie zmęczył. Na szczycie dłuższa przerwa. Pełno tu takiej górskiej "infrastruktury": wspomniany krzyż, zadaszony ołtarz, tablica z mapą, tabliczka z nazwą szczytu, wieża triangulacyjna, stoliki, ławeczki (niestety w Słońcu, ale udało mi się jedną przestawić pod wiatę - ale ciężka była strasznie :D ). Widoki też super, na północ Wyspowy, na południe Gorce. Dłuższy, zasłużony odpoczynek. Potem odbijam kawałek aby zaliczyć Chabówkę (szczyt nieoznaczony w żaden sposób) i zielonym/czarnym zjeżdżam do Olszówki. We wsi szukam jakiegoś sklepu bo nie wiem czy picia starczy ale nic nie ma, trudno. Skręcam w (asfaltowy) szlak rowerowy w kierunku Rabki. Do miasta jednak na razie nie zjadę bo mam tu 4 górki do zaliczenia: Groń, Polczakówka, Bania, Grzebień. No i nie wiem za bardzo co napisać o tych szczytach. Drogi różne: asfalt, betonowe płyty, drogi polne, leśne, kamieniste i gładkie, ścieżki albo na przełaj przez pola. Generalnie więcej na Słońcu niż w lesie i więcej poza szlakami niż po szlakach. Groń wypada gdzie na końcu asfaltowej drogi do jakiegoś gospodarstwa. Na Polczakówce wieża widokowa (ale jakoś nie chce mi się wchodzić, zresztą zaczyna tu migać aku w aparacie więc będę musiał się ograniczać ze zdjęciami). Szczyt Bani wypada na jakiejś małej polance w lesie a wierzchołek Grzebienia gdzieś na polu. Trochę mi zeszło to wszystko objechać i zaczyna kończyć się woda. Wjeżdżam na czerwony rowerowy/zielony narciarski. Trochę błotnista, leśna droga. Wyjeżdżam nim na znajome z dzieciństwa pola. Tu kończy mi się picie, nie za dobrze :/ A kawałek dalej jakiś pasący się byk zaczyna iść w moją stronę, pewnie zainteresowała go moja czerwona koszulka ;) Nie powiem, trochę się bałem. Odbijam ze szlaku za wyrysowaną na GPSie linią, która ma mnie zaprowadzić na Szumiącą. No właśnie - zaprowadzić :D Bo zaczyna się taszczenie roweru jakąś stromą kamienistą rynną, chyba jednak inaczej na tą górę się chodziło. W końcu docieram do znajomo wyglądającej drogi i da się jechać. Na Szumiącej jestem o 16.05. Picia nie ma, zjadam za to 2 banany - coś wody w nich pewnie jest. I zjeżdżam na taką niby przełęcz, znajome miejsce. Wracają wspomnienia z dzieciństwa. Wciągam ostatniego banana i ruszam zielonym pieszym/niebieskim rowerowym na Maciejową. Po chwili ciężki wypych - ale jakoś znacznie krótszy mi się on dziś wydaje. Potem dosłownie kilometr (trochę błotnistą) drogą, w tym przejazd przez strumyk i już zjeżdżam czerwonym na Maciejową - jestem tu o 16.45. Choć widoczność niespecjalna (Tatr dziś nie widać) to i tak jest pięknie. Chciałoby się posiedzieć, jak dawniej, pod wielkim modrzewiem ale pić się chce. Zjeżdżam więc do Rabki. Czerwonym, potem czarnym (stromy, nie wszystko zjechałem) do asfaltu. Asfaltu jednak brak, bo nowy kładą. Ale jadę po tych kamieniach, przynajmniej trochę więcej terenu będzie można wpisać ;) Jakaś (tańsza od mineralnej!) orenżada w znajomym drewnianym sklepiku i zjeżdżam do centrum, odpocząć pod kawiarnią zdrojową. W zasadzie to planowałem zaliczyć dziś jeszcze jedną górę (Krzywoń) ale odpuszczam, czasem trzeba powiedzieć dość i posiedzieć sobie na ławeczce. O 18 zbieram się w drogę powrotną. Zachód Słońca łapie mnie koło Mszany. W Kasinie planowałem zobaczyć po drodze jedną rzecz - wg. mapy jest tu "pomnik z wieży czołgu Vickers 1939r.". Błądzę trochę po polach aby go odnaleźć, ale odpuszczam, bo już prawie całkiem ciemno. Powrót do domu bez przygód. Trochę chłodno (ale nie aż tak jak rano), kurtka i czapka ponownie wchodzą do użycia. W Dobczycach przerwa na czekoladę, do zjeździe do Wieliczki jak zawsze dokręcam ile się da. W domu po 22.
Udana wycieczka, kolejne szczyty do kolekcji, choć niewysokie to jednak trochę wysiłku kosztowały. No i przypomniały mi się piękne chwile z dzieciństwa - wycieczki na Szumiącą i Maciejową z rodzicami.
Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502 x2
Przeł. Wielkie Drogi 562 x2
Czarny Dział 673
Wsołowa 624
Grunwald 513
Adamczykowa 611
Potaczkowa 746
Chabówka 705
Groń 619
Polczakówka 588
Bania 609
Grzebień 679
Szumiąca 841
Maciejowa 815
W Wieliczce. Już jasno © Pidzej
Mgły w dolinie Raby. Powoli zabudowują mi widoczek z Raciborska :/ © Pidzej
Mgły w dolinie Raby. Trzeba będzie w nie zjechać © Pidzej
Dziekanowice. Zjazd w mgły © Pidzej
W Wiśniowej © Pidzej
Szlak ma dość pokrętny przebieg © Pidzej
Wiele z nich mam już zaliczone, w tym wszystkie >1000. Mogli by się trochę postarać, Modyń powtarza się 2x :/ © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi. Pola już zaorane © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi. No ładną zieleń robi ten aparat :) © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi © Pidzej
Odpoczynek przed wjazdem na szlak. Nie ma gdzie usiaść © Pidzej
Początek mocno trawiasty i mokry © Pidzej
A na żółtym nie lepiej © Pidzej
Nowy szczyt zdobyty! Nie mam statywu © Pidzej
Czarny Dział © Pidzej
Wieża triangulacyjna © Pidzej
Żółty szlak. Potem było już tylko lepiej :) © Pidzej
Żółty szlak © Pidzej
Żółty szlak. No naprawdę fajny © Pidzej
Kolejna górka © Pidzej
A to chyba głóg © Pidzej
Wsołowa © Pidzej
Widoczek na Mszanę. Po lewej Szczebel, po prawej Lubogoszcz © Pidzej
Odbijam na Grunwald. W tle chyba Luboń © Pidzej
Gdzieś tu wypada szczyt Grunwaldu © Pidzej
Na 1. planie krzyż na Grunwaldzie, na 2. Mszana a na 3. Szczebel © Pidzej
Odpoczynek w Mszanie © Pidzej
Kolejne pasmo, kolejny, czarny szlak © Pidzej
Kolejne łupy do kolekcji :) © Pidzej
Wyłania się krzyż na Potaczkowej. Niby blisko a jednak daleko © Pidzej
Wreszcie jest © Pidzej
Potaczkowa © Pidzej
Na szczycie sporo "infrastruktury" © Pidzej
Widoczki ze szczytu. Gorce © Pidzej
Krzyż raz jeszcze © Pidzej
Gdzieś tu wypada szczyt Chabówki. Oznaczeń brak © Pidzej
Szlak rowerowy. Niby asfalt ale 20% tu jest © Pidzej
Groń. Gorpodarstwo na szczycie © Pidzej
Polna droga © Pidzej
Polczakówka. Na wieżę nie wchodzę, nie chce mi się i oszczędzam aku © Pidzej
Na tej polance wypada szczyt Bani © Pidzej
Jakaś tam fajna droga © Pidzej
A tu jest wierzchołek Grzebienia © Pidzej
Widoczek na Gorce. Jedna z tych gór to na pewno Szumiąca ale nie wiem która © Pidzej
Inna droga © Pidzej
Czerwony rowerowy/zielony narciarski © Pidzej
Polanka. Często tu odpoczywaliśmy © Pidzej
Nie wygląda stromo ale to mozolny wypych na Szumiącą © Pidzej
Szumiąca zdobyta! © Pidzej
Kolejne miejsce, kolejne wspomnienia. Niby przełęcz pod Szumiącą © Pidzej
Strumyk na szlaku. To źródła Słonki © Pidzej
Zjazd na Maciejową © Pidzej
Widoczność była słaba a na zdjęciu to już w ogóle nic nie wyszło © Pidzej
Pod tym modrzewiem często siedzieliśmy © Pidzej
Remont drogi w Rabce. Jechało się ciężko ale wpadnie trochę więcej terenu ;) © Pidzej
Odpoczynek pod kawiarnią zdrojową © Pidzej
Barwy w parku zdrojowym już takie jakby jesienne © Pidzej
Księżyc nad Ćwilinem © Pidzej
Takie tam w Dobczycach. Zdjęcia w trybie nocnym wychodzą temu Olympusowi nienajgorzej © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 29%
WYSOK MAX: 863
6.05 - 22.05
4l
6 bananów, 4 bułki z pasztetem, 2 czekolady
Kategoria ^ UP 2500-2999m, > km 150-199, Terenowo
Miasto
d a n e w y j a z d u
29.80 km
0.00 km teren
01:37 h
Pr.śr.:18.43 km/h
Pr.max:31.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 93 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 226
17.45 - 19.25
0,2l
Serwis: serwis amortyzatora, regulacja hamulców, pompowanie opon, smarowanie łańcucha, klejenie siodełka, nowe zabezpieczenie Bocialarki, kontrola połączeń śrubowych
Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo
Modyń & Gorc / 10KKM W SEZONIE!
d a n e w y j a z d u
192.00 km
39.00 km teren
13:09 h
Pr.śr.:14.60 km/h
Pr.max:61.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3800 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
(GPS zwariował przy początku śladu)
Główne cele na dziś to zdobycie ostatniego szczytu >1000 w B. Wyspowym i ostatniego >1200 w Gorcach. A są to odpowiednio: Modyń i Gorc.
Wyjazd punkt 4. Coś tam udało się przespać ale nie za wiele. W Wieliczce przerwa na łyk picia. Tak, żeby się napić muszę się zatrzymać, nie używam bidonów ;) (nie chce mi się ich ciągle myć). I obieram kurs na Gdów: pagórkowatą DW966 w poprzek Pogórza Wielickiego. Wschód niby dopiero koło 6 ale można zauważyć już zbliżający się brzask. W Gdowie śniadanie, powoli zaczyna się przejaśniać. Kawałek za miastem wjeżdżam w taką jakby strefę mgieł i robi się naprawdę chłodno (11'C) i wilgotno. Ze strefy mgieł wyjeżdżam na podjeździe za Tarnawą. Ładny widok, takie morze mgieł w dolinach (widać na zdjęciach). Zjazd do Limanowej, przerwa na rynku. I zimny start na przeł. Ostrą. Na podjeździe ociepla się na tyle, że można zdjąć kurtkę. Na zjeździe z przełęczy nie rozpędzam się zanadto aby nie przegapić skrętu na Młyńczyska. Skręcam, droga dalej prowadzi w dół. W Młyńczyskach odbijam w boczną (ale wciąż asfaltową) dróżkę. Zrobiło się już naprawdę ciepło. Droga stroma, najpierw ~20% do góry, potem tyle samo w dół. W końcu dojeżdżam do żółtego szlaku. Przed wjazdem w teren dłuższa przerwa, na przygotowanie roweru i różne inne rzeczy. Nie ma za bardzo gdzie usiąść ale jest jakiś duży kamień. Startuję o 9.30. Z początku próbuję coś tam jechać ale w końcu stwierdzam że to nie ma sensu. Za stromo i za dużo luźnych kamieni. Większość wysokości nabieram więc z buta, nieśpiesznie wpychając rower trochę po szlaku, trochę lasem (bo żółty kiepsko oznaczony). W końcu jednak wypłaszcza się i grzbietem góry jedzie się całkiem fajnie. Po drodze mijam Małą Modyń (ale gdzie dokładnie to nie wiem, nie ma żadnej tabliczki ani słupka). Potem dołącza się niebieski szlak. Na Modyni (tak, r. żeński!) jestem o 10.35. No ten szczyt oznaczony jest bardzo dobrze, są 3 tabliczki i chyba jakiś słupek. "Zjazd" niebieskim też nie był za fajny. Najpierw wąska zarośnięta ścieżka a potem znowu stromo i kamieniście, większość więc sprowadzałem. A jak już spróbowałem kawałek zjechać to prawie urwałem przerzutkę ;) Z ulgą docieram do polnej drogi a potem asfaltem zlatuję do Kamienicy. Pół godzinki przerwy aby coś zjeść i posmarować się wreszcie kremem. Trochę mi zeszło zanim znalazłem jakiś otwarty sklepik by kupić wodę. Punktualnie w południe rozpoczynam wspinaczkę na Gorc. Szczyt prawie 800m wyżej. Pomimo że początek asfaltowy, niezbyt stromy (kilka, max kilkanaście %) i nie jest jakoś strasznie gorąco (~25'C) to idzie bardzo ciężko. Odpoczywam co kilkadziesiąt metrów (w pionie). To nie jest mój dzień, cały podjazd z Kamienicy na Gorc to jeden wielki kryzys. W końcu docieram do jakieś wiaty, miałem nadzieję że to już przeł. Młynne ale okazuje się że do tej jeszcze kawałek. Skręcam w jeszcze boczniejszą asfaltową drogę i tu po raz pierwszy wyłania się szczyt Gorca, a dokładniej to wieża widokowa na nim. Wydaje się być na wyciągnięcie ręki ale do szczytu droga jeszcze daleka. Zjeżdżam z asfaltu w leśną drogę przez Zdżar. Pomimo że niezbyt kamienista to wszystkiego podjechać/zjechać sie nie udało, bo bywało i 30%. Wreszcie jest przeł. Wierch Młynne. Przerwa. Ciągle przeliczam czy starczy mi czasu aby zjechać ze szlaku przed zmrokiem, ale za wiele mi z tych obliczeń nie wychodzi. Dalej też ciężko. Nawierzchnia generalnie dobra na rower ale znowu bywają 30% fragmenty. Walczę jednak by ujechać ile tylko się da, choćbym miał odpoczywać co kilka metrów. Po drodze jedno kamieniste podejście a kawałek przed szczytem wypych po łące bo zgubiłem drogę. Tuż przed szczytem łapię oddech i resztkami sił wtaczam się na wierzchołek, coby zrobić dobre wrażenie na turystach ;) A tych jest tu mnóstwo, rowerzystów też kilku (w tym jeden na wypasionym zielonym fullu Cannondale z Leftym). Szczyt zdobywam o 14.55. Na pachnącą nowością wieżę (zbudowana w zeszłym roku) nie wchodzę, nie mam siły. Siadam tylko na jej betonowym fundamencie i wciągam nieśpiesznie energybara, z nadzieją że jakoś postawi mnie na nogi. Po dłuższej przerwie ruszam zielonym w stronę Turbacza. Na mapie wygląda on w miarę płasko, w końcu jedzie się tu grzbietem. Z początku jednak sprowadzanie stromą ścieżką trochę niepokoi. Potem jednak jest fajnie, zdecydowana większość to jazda. Szlak bardzo urozmaicony. Są łatwe gładkie fragmenty, są bardziej kamieniste, są "wieczne kałuże", są i trudne sekcje korzenne (ale większość na podjazdach więc za dużo na nich nie zaszalałem). Są też wkurzające schody i kładki z bali. Turystów/rowerzystów po drodze spotkałem niewielu. Kawałek przed Jaworzyną niesamowite wrażenie robi wymarły las (jest na zdjęciach). Trochę się ochłodziło, jest jakieś 17'C. W końcu jest Jaworzyna Kamienicka, ze słynną kapliczką Bulandy. I widoczkami. Chciało by się na niej posiedzieć dłużej ale czas goni. Na odcinku Jaworzyna -> Kiczora to już trochę przegięli z tymi balami (szlak rowerowy!). No jedzie się po tym jak po drabinie. Na Turbacz już rzut beretem. Pod schronisko docieram o 17.20. Dalsze plany były takie aby wjechać na sam wierzchołek i zjechać czarnym szlakiem do Klikuszowej. Ale już od jakiegoś czasu wiem że nic z tego nie będzie. Trzeba szukać jak najkrótszej (a właściwie jak najszybszej) drogi aby zjechać do cywilizacji. Przeglądam mapę i wychodzi mi że zjadę tak: czerwony -> "Kopana Droga" -> zielony -> czerwony rowerowy do Poręby. Waham się czy nie kupić jakiegoś picia w schronisku bo zostało mi raptem 0,3l ale drogo tam raczej mają, musi wystarczyć. Gdy ruszam do zachodu Słońca jest niecałe 1,5h. Czerwonym (GSB) leci się pięknie, ze zmęczenia nie pozostał żaden ślad. Tak pięknie że prawie zaliczyłem OTB na jednym kamienisto-błotnistym fragmencie ;) Więc kawałek sprowadziłem. Pomimo późnej pory na czerwonym sporo turystów. Kopaną Drogą zjeżdżam na przeł. Pod Obidowcem. Tutaj już żywej duszy. Już wiem że zdążę przed zmrokiem więc pozwalam sobie na chwilę relaksu. Dalej łatwym zielonym przez Tobołów/Tobołczyk (wyciągi narciarskie/krzesełkowe). Przez drzewa prześwituje pomarańczowa tarcza zachodzącego Słońca, a naprzeciw na niebie widać już księżyc. Pora na szybki zjazd szlakiem rowerowym. Naprawdę SZYBKI, 40km/h nie całkiem równą szutrówką to jest dużo. Hehe tak ostatnio narzekałem że szlaki rowerowe nudne i łatwe, ale jednak czasem się przydają :) Wycelowałem idealnie z czasem, o zachodzie Słońca dojeżdżam do szlabanu (granica parku narodowego). Wjeżdżam na asfalt. Nie oznacza to jednak końca zjazdu, bo Mszana jakieś 250m niżej. Po drodze na przystanku zakładam lampki, a kawałek dalej w otwartym sklepie kupuję wodę na drogę powrotną. W Mszanie przerwa w parku, wciągam 2 banany (tak się spieszyłem że jeszcze mi zostały). Dalsza droga bez przygód. Na przystanku w Kasinie dopompowuję wreszcie opony. Dwie przełęcze i w dół do Dobczyc. Aha napiszę jeszcze raz - BARDZO lubię tą drogę :) W Dobczycach przerwa na czekoladę, kilka hopek Pogórza Wielickiego, szalony zjazd do Wieliczki i do domu. W domu koło wpół do 12.
Udana wycieczka, oba główne cele zaliczone. O ile Modyń na rowerze to taka trochę sztuka dla sztuki, o tyle Gorc na rower jest OK. Trochę szkoda tego zjazdu czarnym szlakiem, zostanie na inny raz. No i całkowicie zepsuł mi się już aparat - tyle dobrze że w domu a nie w trakcie wycieczki. W trakcie tego wyjazdu, gdzieś kawałek przed Dobczycami stuknęło 10kkm w sezonie :)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Ostra-Chichoń 812
Mała Modyń 988
Modyń 1028,5
Zdżar 866
Przeł. Wierch Młynne 750
Wierch Lelonek 955
Gorc 1228
Przysłop 1187
Jaworzyna Kamienicka 1288
Przeł. Długa 1009
Rozdziele 1198
Obidowiec 1106
Przeł. Pod Obidowcem ?
Suhora 1000
Tobołów 994
Tobołczyk 966
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Wierzbanowska 502
W Wieliczce © Pidzej
W Gdowie o brzasku © Pidzej
Nad Rabą © Pidzej
Mgły o poranku © Pidzej
Wschód Słońca © Pidzej
Ponad mgłami © Pidzej
Widoczek na Beskid Wyspowy. Być może jest tu też Modyń © Pidzej
W Limanowej © Pidzej
Podjazd na przeł. Ostrą © Pidzej
Przeł. Ostra © Pidzej
Boczna droga w Młyńczyskach. Na wprost Modyń - wydaje się niewysoka, ale pozory mylą © Pidzej
Droga Krzyżowa pod Modynią, tu jednak nie jedziemy © Pidzej
Mgły w dolinach. To już Gorce a po lewej pewnie Sądecki © Pidzej
Odpoczynek przed wjazdem na szlak © Pidzej
Odpoczynek przed wjazdem na szlak © Pidzej
Żółty szlak. Coś tam próbowałem podjechać © Pidzej
Ale potem dałem sobie spokój © Pidzej
Wyżej dało się już jechać © Pidzej
Wyżej dało się już jechać © Pidzej
Modyń zdobyta! © Pidzej
Druga tabliczka © Pidzej
3 tabliczki to i 3 fotki :) © Pidzej
Przeszkoda na szlaku © Pidzej
Są porosty - znaczy się jest czyste powietrze! © Pidzej
Zjechać też za wiele nie zjechałem © Pidzej
Mało brakowało © Pidzej
Widoczek po drodze © Pidzej
W Kamienicy © Pidzej
Podjazd na Gorc. Z początku asfalt © Pidzej
Wiata po drodze © Pidzej
Wyłania się wieża na Gorcu © Pidzej
Koniec asfaltu. Droga przez Zdżar © Pidzej
Droga przez Zdżar © Pidzej
Droga przez Zdżar © Pidzej
Droga przez Zdżar © Pidzej
Niby niedaleko. Ale w góry rządzą się swoimi prawami i te 3,6km to był kawał drogi © Pidzej
Przeł. Wierch Młynne © Pidzej
Górska dwupasmówka ;) © Pidzej
Kamieni niewiele ale stromo © Pidzej
Wieża na Gorcu. Wydaje się że już blisko ale jeszcze jakieś 250m w górę! © Pidzej
Końcówka podjazdu © Pidzej
Wreszcie jest. Zdjęcie jakieś takie mało kolorowe wyszło © Pidzej
Odpoczynek u stóp wieży © Pidzej
Nawet bez wchodzenia na wieżę coś tam było widać (aparat oczywiście nie widzi prawie nic) © Pidzej
Gorc zdobyty! © Pidzej
Wieża raz jeszcze © Pidzej
Na zielonym szlaku. Korzonki © Pidzej
Strome zejście © Pidzej
Bardziej wilgotne miejsce © Pidzej
Gdzieś koło Przysłopu © Pidzej
Polana Bieniowe © Pidzej
Bieniowe © Pidzej
Mało przyjemny fragment © Pidzej
Zielony szlak © Pidzej
Korzonki. Szkoda że do góry a nie w dół © Pidzej
Korzonki © Pidzej
Wymarły las © Pidzej
Pod tymi kładeczkami pewnie jest dość mokro © Pidzej
Wymarły las © Pidzej
Odpoczynek na Jaworzynie Kamienickiej © Pidzej
Kapliczka Bulandy © Pidzej
Jaworzyna Kamienicka © Pidzej
Widoczek z Jaworzyny © Pidzej
Niby szlak rowerowy ale jedzie się jak po drabinie © Pidzej
Przeł. Długa. To już prawie Turbacz © Pidzej
Odpoczynek pod schroniskiem © Pidzej
Czerwony szlak © Pidzej
Tu skręcam w Kopaną Drogę © Pidzej
Kopana Droga © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Na przeł. pod Obidowcem © Pidzej
Tamtymi górami przed chwilą jechałem © Pidzej
Wyciągi na Tobołowie/Tobołczyku © Pidzej
Słońce powoli zachodzi © Pidzej
W Gorcach zasięg jest niemal wszędzie! © Pidzej
Wyciągi na Tobołowie/Tobołczyku © Pidzej
Słońce powoli zachodzi © Pidzej
Zjazd rowerowym © Pidzej
Prawie w Porębie © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Ostatnie zakupy © Pidzej
W Mszanie © Pidzej
Pompowanie opon w Kasinie © Pidzej
W lewo na Dobczyce © Pidzej
Skład drewna koło przeł. Wierzbanowskiej. Ach te zapachy © Pidzej
W Dobczycach © Pidzej
NACHY SREDN: 6%
NACHY MAX: 27%
WYSOK MAX: 1239
4.00 - 23.25
5l
6 bananów, 3 kanapki z pasztetem, czekolada, baton energetyczny, kilka cukierków
Kategoria ^ UP 3500-3999m, > km 150-199, Terenowo
Miasto
d a n e w y j a z d u
32.35 km
0.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:17.33 km/h
Pr.max:29.50 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 90 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 233
15.40 - 17.50
0,5l
Serwis: serwis amortyzatora, regulacja hamulców, kontrola połączeń śrubowych, smarowanie łańcucha, pompowanie opon, nowe zabezpieczenie Bocialarki, wymiana baterii w tylnej lampce
Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo
Miasto
d a n e w y j a z d u
35.11 km
0.00 km teren
01:58 h
Pr.śr.:17.85 km/h
Pr.max:28.00 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:104 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 4%
WYSOK MAX: 229
17.30 - 19.40
Kategoria > km 010-049, Terenowo
Wyspowy & Gorce
d a n e w y j a z d u
185.00 km
45.00 km teren
13:00 h
Pr.śr.:14.23 km/h
Pr.max:64.00 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3300 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Jutro kolejna trasa a ta zeszłego tygodnia jeszcze nie opisana - jeździć się chce a pisać relacje już nie bardzo. Ale w końcu się zmusiłem.
W niedzielę znowu byłem w górach, pogoda jak na Wrzesień wymarzona, trzeba ją wykorzystać na maxa. Pomimo że z cyferek wynika że wypad nie był tak hardcorowy jak poprzedni to jednak zmęczyłem się niewiele mniej (bo szlaki miejscami były mało rowerowe). A głównymi celami były dziś kolejne niezaliczone szczyty:
- w Beskidzie Wyspowym: 2 "tysięczniki" w Masywie Mogielicy: Jasień & Kutrzyca
- w Gorcach: kilka wysokich szczytów 1100-1200m, z Gorcem Troszackim, Kudłoniem i Mostownicą na czele
Trasa średnio długa więc wyjazd "późno" - o 4 przed świtem. Trochę się nawet przespałem. Do Wieliczki krajówką, tu jak zwykle mała przerwa na łyk picia i dokumentacyjną fotkę. Na zjeździe serpentynami w dolinę Raby też jak zwykle wpada się w strefę zimnego powietrza. Dobczyce omijam obwodnicą, nie chce mi się zatrzymywać w centrum na śniadanie bo nie jestem jakoś głodny. Wschód Słońca wita mnie podczas odpoczynku w Poznachowicach. Pogoda - trochę chmur jest ale nie wygląda na takie z jakich mogło by padać. Wieje tak jakby w twarz. W Wiśniowej standardowo wjeżdżam w "strefę ciepłego powietrza". Na przeł. Wierzbanowskiej jak zawsze wita mnie zapach świeżo ściętego drzewa (jakiś skład drewna tu jest). Na przeł. Wielkie Drogi jak zwykle warto zatrzymać się na fotki - wschodzące nad szczytami Beskidu Wyspowego Słońce. Kasina, Mszana Dolna i skręcam na Mszanę Górną. Tu robi się chłodno (min. 12'C). Wypatruję drogi na Łętowe. W końcu jest, odbijam w lewo. Droga wspina się tu na jakąś przełęcz bez nazwy (ponad 600m n.p.m.). I na tej właśnie przełęczy rozpoczynam terenowy etap dzisiejszej wycieczki. Przerwa na przystanku, śniadanie (wreszcie) i przygotowanie roweru. Upuszczam powietrza z opon, zdejmuję lampki a plecak zakładam na plecy. I punktualnie o 8 wjeżdżam na szlak (zielony pieszy/czerwony rowerowy). Na szlaku jak to na szlaku. Najpierw leśna droga, trochę jazdy, trochę pchania. Jakaś polanka i pierwsze widoki. Potem szlak skręca w stromą ścieżkę i tylko pchanie. Następnie znowu leśna droga i bardzo przyjemna jazda. Po drodze MEGA widokowa polana - Łąki. No widoki prawie takie jak ze Stumorgów. Jasień zdobywam o 9.15. Zjeżdżam jeszcze kawałek polaną aby zaliczyć niewiele niższą Kutrzycę. Tu spotykam pierwszych dziś turystów. I żółtym szlakiem kieruję się na przeł. Przysłop (Lubomierski). Początek bardzo fajny, prawie całość w siodle. Po drodze przeł. Przysłopek (druga o takiej samej nazwie jest kilka km obok). Przebiega nią wąska asfaltowa droga. Tu spotykam dwóch grzybiarzy. Są bardzo rozmowni, zwłaszcza jeden z nich. Też z Krakowa i też podobno jeździ na rowerze po górach, i radzi mi jak tu jechać. No całkiem miło się gada ale ja chciałbym już ruszać ;) Jadę dalej żółtym szlakiem (na chwilę go zgubiłem). Trochę do góry, a potem w dół. Kawałek dalej szlak przeradza się w zarośniętą ścieżkę i trzeba prowadzić. Końcówka to przyjemny zjazd na przełęcz. Przerwa na przystanku, krem, zakupy w moim ulubionym sklepiku (przed startem w Gorce mam zapas 2,5l wody). I ruszam do góry żółtym szlakiem. Asfalt, leśna droga, potem zarośnięta ścieżka. Trochę niepokoją mnie gęsto upakowane poziomice na mapie. No i faktycznie szlak okazuje się mało rowerowy - dziś czeka mnie długa wspinaczka drewnianymi schodami. Tyle dobrze że w cieniu. Docieram wreszcie na jakąś polanę, sprawdzam na mapie jak daleko "zajechałem". No i okazuje się że nie za daleko ;) To dopiero Jaworzynka. Widać stąd Jasień, z którego niedawno zjechałem. Potem, z tego co pamiętam trochę jazdy i kolejna, większa polana - Podskały. Magiczne miejsce. Ma się wrażenie jakby było się gdzieś na końcu świata. Dookoła bezkres gór i nie widać żadnych miejscowości, żadnych śladów cywilizacji. A do szosy wojewódzkiej stąd 2km w linii prostej. No a potem znowu schody i mały kryzys - ratuję się ostatnim, 6-tym bananem. W końcu jest jednak Gorc Troszacki. Tu zaczyna się super singielek. Dookoła borowiny i usychające świerkowe drzewostany. Tak fajnie się jechało że chyba minąłem Kudłoń. Zawracam więc (chcę mieć fotkę na szczycie). A ten jest słabo oznaczony - betonowy słupek na czarnym szlaku. Żadnej tablicy ani nic, a to przecież 4 co do wysokości szczyt w Gorcach! Kudłoń zdobywam o 13. Potem super zjazd na przełęcz Borek. Jak dla mnie to był on nawet odrobinę extremalny. Jakaś rodzinka krzyczy na mnie - tu nie wolno (ale na dzień dobry odpowiedzieli)! Heh no wiem że nie wolno, ale co zrobić - szlaków rowerowych w GPN jest mało, i są w większości mało atrakcyjne. Ot szutrowe drogi przez las, trawersujące zbocza i niezaliczające żadnych szczytów ani widokowych polan. Wyjątkiem jest tu szlak rowerowy biegnący wzdłuż GSB. No ale ile można jeździć jednym szlakiem? A ja przecież nie szaleję tylko tak turystycznie. Jak mijam turystów to zwalniam prawie do 0, albo się zatrzymuję. Nie śmiecę, wszystko zwożę w dół, do cywilizacji. No i generalnie pieszy turyści są do takich "rowerowych turystów" nastawieni pozytywnie lub neutralnie. Nie wiem jak strażnicy parku, bo jeszcze żadnego nie spotkałem. Na przeł. Borek dłuższa przerwa. Pogoda super, nie za gorąco, trochę ponad 20 stopni. Ciągle przeliczam czas, żeby przed zmrokiem zjechać z gór. No i pomimo że idzie mi raczej powoli to wychodzi że nie ma się gdzie spieszyć. Żółty z przełęczy na Czoło Turbacza już znam. Najpierw mały wypych potem sporo jazdy. Trochę wkurzają mostki z bali (duże przerwy między kłodami). Wyjeżdżam na polanę i tu zaczyna się 1,5km totalnego nielegalu. Bo trzeba zaliczyć Mostownicę. A przy drodze jest tabliczka "Obszar ochrony ścisłej". O ile na jazdę po parku można jeszcze przymknąć oko to to już totalna głupota i mandat za to można pewnie dostać niewąski! Pojechałem, cyknąłem fotkę i czmychnąłem z powrotem. Mostownica zaliczona, więcej już się tam nigdy nie pojawię. Na Czole Turbacza jestem przed 15. Hehe 13km po górach "jechałem" 4 godziny :D Butelka z wodą zaczęła przeciekać (przetarła się od bagażnika). Na szczęście w porę zauważyłem i straty wyniosły 0,25l. Coś tam zjadłem, odpocząłem, cyknąłem fajną fotkę z rowerkiem na skałach. I zbieram się do drogi, jakiś wiatr się zerwał. Szczyt Turbacza dziś ominę bo byłem już na nim 2 razy w tym roku. Lecę czerwonym szlakiem na Rozdziele. To tu się niedawno zgubiłem i skręciłem w nartostradę. Skręcam w nią i dziś, aby zaliczyć Średni Wierch. Trochę mi się nie chce, bo fajnie się leci czerwonym ale jak trzeba to trzeba. Fotka w miejscu gdzie prawdopodobnie wypada szczyt i zawracam. Dalej czerwonym na Stare Wierchy. Szlak już znam, leci się też pięknie, aktywność fotograficzną znacznie więc tu ograniczam. Na Starych Wierchach po 16. Pod schroniskiem siedzę z godzinę, oglądam mapy, delektuję się "byciem w górach". Na zakończenie dzisiejszej "górskiej włóczęgi" niebieski szlak na Obidową. Jeszcze nim nie jechałem. No to chyba najfajniejszy dziś odcinek! Przyjemna leśna droga, kamieni brak lub takie w sam raz. Praktycznie cały czas delikatnie w dół. Całość w siodle (poza kilkoma "wiecznymi kałużami" które wolałem obejść). Po lewej widoki na Tatry. Po drodze odbijam kawałeczek, aby zaliczyć Skałkę. W końcu wyłania się maszt, a potem drugi - to już Obidowa i Zakopianka. Na szlak wjechałem o 8 a zjechałem o 18 - 45km terenu zajęło mi 10 godzin :D No prędkość jak u piechura. Ale mnie to nie przeszkadza, i tak wolę na rowerze :) Szalony zjazd do Rabki (20%, to tu wykręciłem dzisiaj maxa) i szukam jakiegoś sklepu aby wodę kupić. Znajduję dopiero na placu targowym po drugiej stronie rzeki. Odpoczynek jak zawsze pod dworcem. Dopompowuję koła, zakładam lampki. I zeszła prawie godzinka, tak że do domu ruszam o zachodzie Słońca. Po tej przerwie tak mi sił przybyło że się nawet zatrzymywać nie będę musiał. W Mszanie już prawie całkiem ciemno. W Kasinie zjeżdżam z krajówki w moją ulubioną wojewódzką. Na przełęczy Wielkie Drogi wydawało mi się że się błysnęło gdzieś na zachodzie (jak się potem okazało, było to całkiem możliwe). Z przeł. Wierzbanowskiej widać już światła Krakowa i migające na czerwono kominy w Łęgu (35km w linii prostej). Znów ten zapach drewna. I w dół, do Dobczyc. Zawsze leci się tu pięknie. A dzisiaj to już w ogóle (wiatr w plecy). Niesamowite uczucie, delikatnie w dół (-1%, -2%) a rower na terenowych oponach jedzie bez pedałowania te 30-35km/h! Gdzieś w Sierakowie zaczyna kropić. A im bliżej Wieliczki tym bardziej grzmi/błyska się. Burza jest gdzieś niedaleko, a tu gdzie jadę była pewnie niedawno (droga całkiem mokra). W końcu w Wieliczce dopada mnie ulewa, na szczęście byłem koło przystanku. Przeczekałem największy deszcz, zapakowałem to co wrażliwe (elektronika/mapy) w worki i pojechałem. W domu koło wpół do 12.
Udana wycieczka, wpadły kolejne szczyty, przejechane kolejne nowe szlaki. Tak sobie patrzyłem po mapach i już myślałem że mam zaliczone wszystkie szczyty >1000 w Wyspowym i >1200 w Gorcach ale okazuje się że jednak nie. Tu i tu zostało po jednym. Ale to już materiał na kolejną wycieczkę :)
Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502 x2
Przeł. Wielkie Drogi 562 x2
Kiczora 901
Jasień 1062
Kutrzyca 1051
Miznówka 969
Przeł. Przysłopek 783
Myszyca 871
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Jaworzynka 1026
Gorc Troszacki 1235
Kudłoń 1276
Przysłopek 1123
Przeł. Borek 1009
Mostownica 1251
Czoło Turbacza 1259
Rozdziele 1198
Solnisko 1181 x2
Średni Wierch 1122
Obidowiec 1106
Groniki 1027
Jaworzyna 943
Skałka 907
Obiadowa ?
Kulakowy Wierch 840
Obidowa 865
Przerwa na łyk picia w Wieliczce © Pidzej
Na rondzie przed Dobczycami. Do Kasiny samochodem 25 min. Rowerem 1h 25 min © Pidzej
Odpoczynek na przystanku. Szczyt po prawej to Grodzisko w paśmie Ciecienia © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi - wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi - wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym © Pidzej
Widoczek z przeł. Wielkie Drogi - wschód Słońca nad Beskidem Wyspowym © Pidzej
Rzeka Mszanka w Mszanie Dolnej © Pidzej
Stamtąd przyjechałem. Nie wiem co to za góra © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Przygotowanie roweru © Pidzej
I gotowy na teren © Pidzej
Zielony pieszy/czerwony rowerowy. Fragment trudniejszy © Pidzej
Zielony pieszy/czerwony rowerowy. Fragment łatwiejszy © Pidzej
Ławeczki po drodze © Pidzej
I pierwsze widoczki ze szlaku. Nie wiem co to za góry, w każdym razie Beskid Wyspowy © Pidzej
Najcięższy odcinek zielonego © Pidzej
Wyjeżdżam na polanę Łąki © Pidzej
Polana Łąki. Widoki jak ze Stumorgowej :) © Pidzej
Ćwilin. Byłem na nim w 2012 © Pidzej
Jasień zdobyty! © Pidzej
Widoczki spod Jasienia. To już Gorce © Pidzej
Kutrzyca © Pidzej
Zjazd żółtym © Pidzej
W dole przeł. Przysłopek. Góra za nią to Myszyca © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku. Kawałek ścieżką © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Odpoczynek na przeł. Przysłop Lubomierski. Wyspowy przejechany, pora na Gorce © Pidzej
Na początku raczej pchanie © Pidzej
A potem nie lepiej ;) © Pidzej
Po wyjściu z lasu © Pidzej
Były i fragmenty że dało się jechać © Pidzej
Jaworzynka © Pidzej
Tam przed chwilą byłem - Jasień © Pidzej
Tam przed chwilą byłem - Jasień © Pidzej
Polana Podskały © Pidzej
Tam jadę - Kudłoń © Pidzej
Polana Podskały. Magiczne miejsce © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Znowu schody © Pidzej
Gorc Troszacki © Pidzej
Fajna ścieżka © Pidzej
Fajna ścieżka © Pidzej
Kudłoń zdobyty! © Pidzej
Kolory miejscami trochę jesienne © Pidzej
Fotka dokumentacyjna. Nic ciekawego © Pidzej
Przeł. Borek © Pidzej
Żółty szlak na Czoło Turbacza © Pidzej
Mostownica. Długo wahałem się czy wrzucać tą fotkę. A jak mnie ktoś podkabluje? © Pidzej
Czoło Turbacza © Pidzej
Takie tam © Pidzej
Czerwony pieszy/czerwony rowerowy - Główny Szlak Beskidzki © Pidzej
Tam był widoczek na Tatry ale aparat ich nie widzi © Pidzej
Średni Wierch - trzeba było ładny kawałek zboczyć ze szlaku © Pidzej
Stare Wierchy © Pidzej
Niebieski na Obidową © Pidzej
Niebieski na Obidową. Takie kamienie są OK © Pidzej
Gdzieś tu wypada szczyt Skałka © Pidzej
Jedna z "wiecznych kałuż". Lepiej obejść © Pidzej
A to już prawie Obidowa © Pidzej
Prawie Obidowa. Pierwszy raz widzę ją z tej perspektywy © Pidzej
Like it :) © Pidzej
Standardowe zdjęcie z Rabki © Pidzej
Odpoczynek jak zawsze pod dworcem © Pidzej
Mszana © Pidzej
W lewo - moja ulubiona droga © Pidzej
Dobczyce © Pidzej
Ulewa w Wieliczce © Pidzej
Ulewa w Wieliczce © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 28%
WYSOK MAX: 1241
4.00 - 23.40
4,75l
6 bananów, 3 (duże) bułki z pasztetem, czekolada
Kategoria ^ UP 3000-3499m, > km 150-199, Terenowo
Miasto
d a n e w y j a z d u
37.94 km
0.00 km teren
02:07 h
Pr.śr.:17.92 km/h
Pr.max:33.50 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:142 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
NACHY SREDN: 2%
NACHY MAX: 9%
WYSOK MAX: 240
17.50 - 20.10
0,2l
Kategoria > km 010-049, Terenowo
W Górach od wschodu do zachodu Słońca
d a n e w y j a z d u
313.00 km
60.00 km teren
20:15 h
Pr.śr.:15.46 km/h
Pr.max:58.60 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:5300 m
Kalorie: kcal
Rower:
https://www.alltrails.com/explore/map/map-12092a7-5?u=m&sh=qek9hh
Od czego by tu zacząć? Tyle wrażeń, przeżyć i emocji, jak to wszystko ubrać w zdania, niczego nie zapomnieć i napisać to tak aby jeszcze komuś innemu poza mną chciało się to czytać? Dla mnie pisanie relacji to nie mniejszy wysiłek niż sama trasa, tyle że intelektualny. Kiepski jestem z polskiego. A takiej przygody nie da się tego opisać w kilku zdaniach i przedstawić w kilku zdjęciach.
A zdjęć jest dużo, nie przedstawiają one żadnej wartości artystycznej i są złej jakości (obiektyw zalany potem od wewnątrz, a aparat chyba się zepsuł a zaraz potem naprawił). Pomimo to jednak wszystkie one muszą tu być bo przypominają mi one o wszystkich pięknych i trudnych chwilach przeżytych tego dnia oraz są jakąś tam dokumentacją.
Zacznę od tego że moim głównym celem na ten sezon było przejechanie 400km (i to mi się
udało pod koniec lipca). Bicia rekordów w pionie nie planowałem ale trochę przypadkiem zaczęły wychodzić mi coraz bardziej górzyste trasy. A było to tak: 3k, 3k, 3,5k, 4k, 4,5k.
Po tej ostatniej zaczęło mi się marzyć 5k, ale raczej w następnym sezonie. Natomiast w ostatni weekend w ramach odpoczynku przejechałem taką trochę
relaksacyjną traskę. Było bardzo fajnie ale jednocześnie czegoś brakowało. I to właśnie w czasie tej wycieczki wpadł mi do głowy pomysł następujący:
- Zdobyć 3 szczyty Korony Gór Polski.
- Zobaczyć wschód i zachód Słońca w górach.
- Nakręcić 5k w pionie.
3 cele, w kolejności od najbardziej do najmniej ważnego. I przez całą wycieczkę ta trasa nie dawała mi spokoju i ciągle o niej myślałem. Po przyjeździe do domu pierwsze co zrobiłem to wyrysowałem na szybko
szkic trasy w GPSies. Wyszło 266km i 5140m podjazdów. Przez następne dni myślałem czy przejechanie czegoś takiego jest w ogóle możliwe przez takiego amatora jak ja. No i nic nie wymyśliłem. Trzeba po prostu spróbować. Codziennie śledziłem też prognozy pogody na weekend. Te były obiecujące: w dzień ma być ~30, w nocy nie powinno spaść poniżej 13. Jednocześnie to może być ostatni taki ciepły weekend w tym roku i być może ostatnia szansa na przejechanie tego w tym sezonie. Bo dni będą coraz krótsze a noce coraz zimniejsze. Czyli teraz albo nigdy (czyt. w przyszłym sezonie).
Ustaliłem sobie takie założenia:
- Wschód Słońca (ok. 5.30) zobaczyć z Mogielicy a zachód z Radziejowej (ok. 19.30).
- Lub: na Mogielicy być najpóźniej o 6, na Turbaczu najpóźniej o 12, a na Radziejowej najpóźniej o 18.
Przed wyjazdem nawet nie próbowałem się przespać bo i tak by mi się to nie udało. Poleżałem tylko 2 godzinki. Start punktualnie o północy z piątku na sobotę. Do Wieliczki lecę pustą o tej porze dwupasmówką. W Wieliczce krótka tylko przerwa na łyk picia i dokumentacyjną fotkę. Potem wojewódzką do Dobczyc. Bardzo lubię tą drogę. Jeśli chodzi o temperaturę to o ile do tej pory nie było źle to po zjeździe w dolinę Raby jest wyraźnie chłodniej. Dobczyc nie omijam obwodnicą tylko jadę przez centrum. Tu jem "śniadanie". Chyba 1,5 kromki z pasztetem bo akurat były na wierzchu w plecaku. I zimny start. Jest coraz chłodniej, martwię się żeby nie przeziębić kolan i powtarzam sobie że na następną wycieczkę długie spodnie obowiązkowo. Zaczynają się też pierwsze nieoświetlone odcinki. Do tego bezchmurne niebo, podziwiam więc gwiazdy. Są ich tysiące. W Wiśniowej ciekawe zjawisko (ale przytrafi mi się ono dzisiaj chyba kilka razy). Wjeżdżam w taką jakby ścianę ciepłego powietrza i temperatura w ciągu kilku minut skacze z 12 do 15'C. W Wiśniowej też mała pauza. Droga zaczyna delikatnie wznosić się do góry - zaczynam podjazd na przeł. Wierzbanowską. Z punktu kawałek za przełęczą widać w dolinie światła Krakowa (i migające na czerwono kominy elektrociepłowni w Łęgu) - odległego stąd o ~35km w linii prostej. Piękny widok. Kolejna niewysoka przełęcz - Wielkie Drogi i zjazd serpentynami do Kasiny. Tu skręcam w lewo na krajówkę. Wspinaczka na kolejną przełęcz - Gruszowiec. Na szczycie fotka przy tablicy z mapą - fajnie że jest bo nie muszę swojej wyciągać z plecaka. I zjazd. To tutaj wykręciłem w 2012 swój aktualny rekord prędkości (75km/h). Ale w takich ciemnościach dziś tego rekordu nie planuję pobijać ;) Leci się pięknie ale trzeba uważać aby nie przegapić zjazdu na Jurków. W końcu jest, skręcam w prawo. Ciemności totalne, w Jurkowie trzeba odbić w lewo więc skręcam. Ale tak jadę i jakoś nie poznaję tych okolic. W końcu wyciągam mapę i oglądam ją w świetle lampki. No tak, skręciłem za wcześnie, na Chyszówki. Nawrotka do Jurkowa. Niby nadłożyłem raptem 2km ale wkurzony jestem nieźle. Dziś harmonogram jest tak napięty że nie można sobie pozwolić na takie pomyłki. Kawałek dalej drogowskaz na Półrzeczki - to tu trzeba było skręcić. W końcu szlaban i asfalt urywa się. Zaczyna się podjazd szutrową drogą. Teoretycznie szutrową bo od mojego ostatniego przejazdu nią (chyba 2012r.) taka jakby bardziej kamienista wydaje mi się. Chcę wrzucić niższy bieg a tu zonk - ten jest najniższy hehe (nie widać manetek). Czyli jest dość stromo. Ciężko bo ciężko ale jednak jedzie się. Upuszczam powietrza z opon a plecak zakładam na plecy. Lampek jeszcze nie demontuję bo ciągle ciemno. Podjazd ciągnie się i ciągnie, zaczyna się przejaśniać (wyłączam lampkę). Po pewnym czasie droga chwilowo opada zamiast wznosić się i traci się cześć zdobytej z trudem wysokości. Przeglądam mapę, analizuję pozycję i dochodzę do wniosku że nie ma szans zdążyć na świt z Mogielicy. Z Polany Stumorgowej też raczej nie. Trudno. Na przeł. Przysłopek docieram już po wschodzie, przed 6. Można tu odpocząć, jest wiata i ławeczki. Tu odbijam w żółty/niebieski szlak na szczyt Mogielicy. Trochę jazdy, trochę pchania, ciężko powiedzieć czego więcej. Po pewnym czasie zauważam że jakoś zgubiłem szlak. Nie chce mi się cofać no i jest strzałka "szczyt Mogielicy". Więc idę/jadę dalej tą drogą. No i faktycznie w końcu las kończy się - docieram na Halę Stumorgową i na szlak. Stumorgi. Jedne z najpiękniejszych dziś chwil - widoki nie do opisania. Wokoło morze gór, spowite we mgłach doliny a ponad nimi ostro świecące Słońce. Tego się nie da opisać, tam po prostu trzeba być. Tylko jakoś straciłem orientację - Babia i Tatry są w innych miejscach niż wg. mnie powinny być O.o Pomimo wczesnej pory spotykam pierwszych dziś turystów. Nie mogę się napatrzeć na to wszystko ale trzeba ruszać dalej. Przez polanę jedzie się fajnie (choć odrobina błota jest) ale koniec tej przyjemności - zaczyna się ciężki wypych na sam szczyt Mogielicy. Stromizna niezła, ze 40% a luźne kamienie nie ułatwiają zadania. Ale poszło dość szybko, jakoś łatwiej niż w 2012r. Ostatnie metry na kołach. Mogielicę zdobywam o 6.55, udało się! Ale mam już prawie godzinę obsuwy względem planu minimum. Nie siedzę więc długo, widoczki, fotki i zbieram się w dół. Chociaż bardzo kusi na wieżę widokową nie wchodzę. Nie że mało czasu czy nie mam siły tylko te schody. Dużo stromych stopni a co jak mi coś strzeli w kolanie na przykład? Wolę nie ryzykować bo porcję dodatkowych widoków mogę przypłacić nie ukończeniem trasy. Ostrożnie zjeżdżam/sprowadzam więc w dół. Szybki zjazd polaną i po śladzie, tą samą drogą z powrotem na przeł. Przysłopek. Pora na zjazd szuterkiem do Szczawy. Leciało się fajnie ale trochę zmarzłem no i wytrzęsło nieźle (bo mój "amorek" w zimnie jakoś nie ma ochoty pracować). Przede mną kolejna dziś przełęcz - szosą wojewódzką na Przysłop Lubomierski. Ale jakoś opadam z sił, to nie wróży za dobrze. Ale już wiem dlaczego - za mało zjadłem. Dłuższy popas na przystanku. Na przełęczy przed 9. Kupuję zapas picia w małym sklepiku-baraku i w Lubomierzu-Rzekach skręcam w dolinę Kamieckiego Potoku. Napoczynając tym samym Gorce. Z przełęczy na Turbacz jakieś 650m w górę. Czyli mniej więcej tyle co z Półrzeczek na Mogielicę. Za polaną Papieżówką asfalt kończy się. A ja muszę zmienić plan wycieczki - bo okazuje się że szlak rowerowy na Jaworzynę Kamienicką zamknięty. Pewnie rozorali go do końca zrywką drewna :/ Wdrażam plan B: rowerowy na przeł. Borek -> żółty na Czoło Turbacza. Może to i lepiej bo na tamtym pewnie utonąłbym w błocie. Poznam też nowy szlak, bo tędy jeszcze nie jechałem. Jest jednak ryzyko - z tego co czytałem to na żółtym rowerem nie wolno i można się tam natknąć na strażników. Na przeł. Borek jedzie się bardzo fajnie - nachylenia rozsądne, kamieni niewiele. Wreszcie robi się ciepło - zdejmuję kurtkę i czapkę. Są małe przeszkody - płytki bród, a potem 2 razy trzeba przeprawić się przez strumyk (można przejść po kamieniach). Na przełęczy krótka przerwa i sięgam po zakazany owoc - żółty szlak ;) Tzn. zakazu dla roweru niby nie ma ale to park narodowy czyli rowerem tylko po rowerowych wolno. Zrobiło się już całkiem gorąco. Z początku trochę za ciężko na jazdę ale potem nie jest źle - sporo da się podjechać. Dużo odcinków wyłożonych balami. Trochę zbyt ambicjonalnie podchodzę do sprawy i staram się podjechać jak najwięcej - aż w końcu przy jednej próbie ruszenia pod górę but zsuwa mi się z pedała a piny trochę rozorały mi łydkę. Po tym już trochę odpuszczam. Aha minąłem też jednego rowerzystę na fullu. W końcu jest wielka polana pod Turbaczem. Pod schroniskiem jestem po 11. Przerwa, coś tam jem, smaruję się wreszcie kremem z filtrem i podziwiam kolarzy zjeżdżających po schodach ze schroniska O.o Ja bym się bał (a i mój rower by się pewnie rozleciał). Fotki (Tatry!) i końcowy atak na szczyt. Od strony schroniska praktycznie całość da się podjechać/zjechać (no dobra 1 korzeń sprowadziłem a ze 3 podprowadziłem ;) ). Turbacz zdobywam o 11.45, udało się! 15 minut wcześniej względem planu, nie jest źle. Widoki super - Babia, Tatry i te sprawy. Krótka przerwa (ktoś zrobił mi fotkę i nie musiałem się męczyć z wyzwalaczem) i zjeżdżam, bo gorąco a cienia brak. Licznik wskazuje tu 2500m przewyższenia czyli połowa już za mną. Pod schroniskiem trochę się zamotałem zanim znalazłem czerwony szlak na przeł. Knurowską. W tą stronę tym szlakiem jeszcze nie jechałem. Przeł. Długa, Kiczora, Polana Zielenica - kolejne miejsce gdzie widoki urywają głowę. W roli głównej Tatry & jez. Czorsztyńskie. Kiedy ostatnio
jechałem pchałem pod górę to ten szlak wydawał mi się bardzo ciężki i raczej mało "zjeżdżalny" (przynajmniej dla mnie). Ale dziś chyba odkryłem w sobie duszę kolarza górskiego i zjeżdżałem tak strome i trudne fragmenty jakie niedawno wydawały by mi się nie do zjechania. Nigdy nie podejrzewałem siebie o takie zapędy (oczywiście najstromszy fragment za Zielenicą jednak z buta). Turbacz -> Knurowska to zdecydowanie najfajniejszy dziś terenowy odcinek, ta prędkość i adrenalina, chętnie bym to kiedyś powtórzył. Na Knurowskiej już prawie nie mam klocków z tyłu ;) Ale takich ekstremalnych zjazdów już dziś nie będzie więc nie martwi mnie to zbytnio. Gdzieś tu też zaczyna boleć mnie tyłek (jak często ostatnio) i będzie bolał aż do końca odbierając sporo przyjemności z jazdy. Pora na dłuuugi zjazd do Tylmanowej. Przez Ochotnicę (najdłuższa wieś w Polsce, 25km!). Na luzie żeby odpocząć. Tak właściwie to delikatnie w dół jest aż do Gołkowic ale nie czuć tego bo jest pod wiatr. W Tylmanowej skręcam w wojewódzką na New Sącz. Gdzieś tu licznik zaczyna wariować a jedyne co można zrobić to poczekać aż przestanie. Przerwę wykorzystuję więc na zjedzenie czegoś i dopompowanie opon. Licznik w końcu naprawia się ale liczy w milach/stopach (próba przestawienia może skończyć się utratą wszystkich danych więc nie ryzykuję). Jest gorąco (a może nawet upalnie). Przez Zabrzeż docieram do Łącka. Fajnie, tyle jeżdżę po tych okolicach a w Łącku rowerem jeszcze nie byłem. Przerwa na ładnym rynku, jedzenie, krem. Przysiada się jakiś dziadek na składaku. I nawiązuje się miła rozmowa, gdzie jadę, skąd, o rowerach itp. Nie powiem mu o całej trasie bo i tak mi nie uwierzy, mówię więc że z Krakowa na Przehybę i że wrócę pociągiem z Sącza. Całkiem miło mi się z nim gadało ale pora się zbierać. Bo tak przeliczam czas i wychodzi mi że na Przehybie będę o 18, na Radziejowej o 19 a do cywilizacji zjadę o 20. I to jak dobrze pójdzie. Jak się potem okazało niewiele się pomyliłem z tymi godzinami. Ułożyłem też plan awaryjny - z Radziejowej z powrotem na Przehybę i zjazd asfaltem. Po drodze przejeżdżam przez Maszkowice, trochę się boję bo podobno dużo tu Cyganów (ale udało się, nie napadli mnie). Na rondzie w Gołkowicach Dolnych skręcam w prawo na most na Dunajcu. Widać stąd już maszt na Przehybie. Potem Gołkowice Górne no a dalszą drogę na Przehybę to już znam na pamięć. Skrudzina, Gaboń, Praczka te nazwy brzmią znajomo. Kupuję jeszcze zapas picia w sklepie i jestem gotowy na podjazd. Najpierw upalnie, potem w cieniu coraz chłodniej. Kolejne tabliczki z km do szczytu, kolejne serpentyny, nachylenie rzadko przekracza 10%. Niby nie jest jakiś ciężki ten podjazd ale jestem już "trochę" zmęczony i "trochę" się śpieszę. Bolący tyłek też nie poprawia sytuacji. Nie bardzo wiem też jak wysoko już jestem (licznik pokazuje w stopach). Na górę jedzie też jakiś chłopak, raz ja go wyprzedzam raz on mnie, ale w końcu to ja wychodzę na prowadzenie. Aha po drodze zepsuł mi się aparat - różowawy ekran i poziome paski na zdjęciach - pewnie te wstrząsy i kąpiele w pocie mu nie służą ;) Na szczęście kilka zdjęć później sam się naprawił. W końcu wyłania się maszt na szczycie góry. Na Przehybie jestem chwilę przed 18, 2 godziny od startu z ronda (tyle ile planowałem). Pomimo późnej pory pod schroniskiem sporo turystów. Chwilka przerwy (upuszczanie powietrza z opon) i pora na atak na ostatni dziś wysoki szczyt - Radziejową. Tabliczka mówi o 1,5 - 2h pieszej wędrówki. A niby tylko ~5km. Z początku szlak zapowiada się nie najlepiej - tak jakby zdewastowany wywózką drewna. Na szczęście potem jest trochę lepiej, generalnie większość to jazda, trochę w dół, trochę do góry. Turystów brak już o tej porze. Kawałek dalej widać już szczyt Radziejowej z wieżą widokową. Od tej strony da się podjechać. Radziejową zdobywam o 18.50, udało się! Ale mam 50 minut obsuwy później względem planu. Na szczycie jestem sam. Na wieżę nie wchodzę z tego samego powodu co na Mogielicy (+ brak czasu). Fotki, ostatni banan i pora na zjazd. A raczej sprowadzanie, bo stromizna podobna jak pod Mogielicą, ale liczyłem się z tym. Jednak widoki z tego zejścia wynagradzają wszystkie trudy, a widać m.in. skąpane w promieniach zachodzącego Słońca Tatry (zdjęcia nie wyszły kompletnie). Po chwili jestem na przeł. Żłobki. No i szczerze mówiąc to trochę się boję, jestem wysoko w górach (~1100m n.p.m.) a do zachodu Słońca kilkanaście minut. Teoretycznie zjazd do cywilizacji niebieskim szlakiem rowerowym powinien być tylko formalnością. Na mapie wygląda on na szutrówkę ale nigdy nim nie jechałem. No i co w razie jakiejś poważniejszej awarii (a coś zaczęło stukać w rowerze, sprawdzę to potem). A no i znów prawie się zgubiłem - już chciałem skręcać ale okazało się że szlak to następna w lewo. Tu spotykam jakąś terenówkę, upewniam się jeszcze czy dobrze jadę po czym ruszam w dół. Na szczęście zjazd był szybki, łatwy i przyjemny (i odrobinkę chłodny). Po drodze łapie mnie zachód Słońca. Do Rytra zleciałem z przełęczy w pół godzinki :) Skręcam w lewo, krajówką na Sącz. Przerwa na przystanku, montuję wreszcie lampki, dorzucam atmosfer do opon i już chciałem liczyć km na mapie, ile do Krakowa. Ale się powstrzymałem, wolę jednak nie wiedzieć :D Robi się coraz ciemniej, na razie kierunek Stary Sącz. Skręcam do centrum. Na rynku przerwa, kupuję ostatni dziś zapas picia, jem czekoladę. Fajnie, nie byłem jeszcze wieczorem w Starym Sączu. Zbieram się w drogę, do Limanowej chcę dotrzeć skrótem przez Przyszową. Ale w tych ciemnościach nie znajdę tej cholernej drogi. Nic z tego, jadę jak leci krajówką na New Sącz. Niby na moście kończy się Stary a od razu zaczyna Nowy ale miasto ciągnie się i ciągnie. To jednak duże miasto. Zajechałbym na rynek i posiedział na ławeczce pod kasztanowcem ale nie bardzo wiem jak trafić. Jadę więc jak leci przelotówkami (są nawet zakazy dla rowerów). Hehe pięknie 10 wieczór a ja w Nowym Sączu :) W końcu most na Dunajcu i wyjeżdżam z miasta. I kawałek dalej zaczyna się ściana płaczu - podjazd, z tego co pamiętam z 300 na 600m. Ciągnie się on w nieskończoność. A ja co chwila staję i oglądam się za plecy - niesamowita panorama rozświetlonego miasta (na fotce coś tam widać). No niczym nie ustępuje ten widok tym co widziałem dziś w górach. Z tego co pamiętam na szczycie podjazdu pod Litaczem jest maszt, wypatruję więc jakichś czerwonych światełek. No i jakieś widzę (ale jak się potem okazało to jakiś maszt na zupełnie innej górze). Ten maszt widocznie nie ma światełek. W każdym razie podjazd wreszcie się kończy i jest bardziej płasko. No a potem kolejny dziś niezapomniany zjazd, do Limanowej :) Jego końcówka to jak lądowanie na pasie startowym, bo pośrodku na podwójnej ciągłej świecą się lampki. No i ląduję w Limanowej, a jest po 11. Całkiem chłodno się zrobiło, ubieram wreszcie kurtkę/czapkę. Przerwa na rynku. Przeliczam te stopy na metry i wychodzi mi jakieś 4100 z groszami. Cholera, mało. Do Krakowa droga niby górzysta ale czy uda się nabić te brakujące 900? Wyjeżdżam z miasta, kawałek krajówką, kawałek wojewódzką i na rondzie skręcam w boczną drogę przez Nowe Rybie, Stare Rybie. Po drodze pomagam komuś tam trafić na Bochnię i rozpoczynam wspinaczkę na ostatni cięższy (jak mi się wtedy wydawało, że ostatni, bo doszła jeszcze Chorągwica) podjazd. Gdyby nie ten tyłek to jechało by się nie najgorzej. Tzn. boli najbardziej jak się siada a po jakimś czasie boli mniej, więc lepiej cały czas siedzieć i nie wstawać ;) Latarni brak tu w ogóle więc jedzie się fajnie (a lampka na słabym trybie, coby oszczędzać aku). W końcu jest kościół w Starym Rybiu, a to oznacza że za chwilę kolejny super zjazd. Ale najpierw widoczki - bo widać stąd już światła Krakowa (w linii prostej ~40km). Chwila kontemplacji i sru w dół do Tarnawy. Zjazd się kończy ale to nie oznacza że nie jest fajnie. Bo jest, kompletne ciemności i rozgwieżdżone niebo. Nie mogę się napatrzeć na te gwiazdy. Jest po prostu magicznie. W takich chwilach jak ta nachodzą mnie różne egzystencjalne pytania. Czy jesteśmy sami we Wszechświecie? Czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy ja naprawdę istnieję? Jak silny i inteligenty a zarazem słaby i głupi jest człowiek? Po chwili rozmyślania kończą się bo zaczyna się oświetlona droga. Cholera, przegapiłem skręt i wjechałem do Łapanowa, znowu trochę nadłożę. Ale przynajmniej zobaczę Łapanów nocą (i ten piękny dąb na rynku). Potem wjeżdżam na wojewódzką, podjazd, zjazd, most na Rabie i jest Gdów. Nawet nie odpoczywam tylko dokumentacyjna fotka. To już prawie w domu, nie wierzę że to wszystko się uda. Pozostaje jednak kwestia 5k. Bo licznik wskazuje tutaj 4480. Czyli braknie na pewno. Czy będzie mi się chciało dokręcać? Jeśli tak to gdzie? Po głowie chodzi Chorągwica. A może odpuszczę i będę potem żałował? Tzn. teoretycznie wiem że nawet jak braknie te 100-200m to ok. 5k i tak w rzeczywistości będzie bo licznik nie liczy gdy się niesie/pcha rower 2km/h, a trochę takich fragmentów było. Ale jednak chcę mieć zdjęcie licznika z tą wartością (jeśli nie w metrach to w stopach). Jeszcze się pomyśli. A póki co jadę dalej i sprawnie łykam kolejne hopki Pogórza Wielickiego. I tak jadę sobie jadę, aż tu po lewej dostrzegam wesoło mrugający na czerwono maszt w Chorągwicy :) No to już wiem gdzie skręcę w Wieliczce :) Na rondzie w Wieliczce jest ~4700. Skręcam na Chorągwicę. Pomimo takiej trasy w nogach podjazd robię na średniej tarczy, determinacja jest ogromna. Na szczycie fotka na tle masztu, żeby nie było że mnie nie było ;) Po przeliczeniu licznik wskazuje tu nieco ponad 4850. Szalony zjazd do miasta i w stronę Krakowa. Pomimo że wydaje mi się że jakieś malutkie podjazdy są, to licznik uparcie stoi w miejscu na liczbie 15933 (ft). Cholera może całkiem się zepsuł? W takim momencie?! W końcu jednak coś drgnął i dodał łaskawie kilka stóp. Po drodze przypominam sobie w myślach metr po metrze całą drogę do domu, czy są jakieś górki. I na której z nich będę dokręcał brakujące metry (a raczej stopy). Mały podjazd koło węzła na autostradzie. Obliczam ile ft odpowiada mojemu upragnionemu 5k. Wychodzi 16404. I tą liczbę powtarzam sobie w kółko w pamięci. Podjazd w Bieżanowie. Robię ze 3 razy ale przewyższenia przybywa mało co. Trzeba poszukać czegoś grubszego. Może podjazd na dwupasmówce pomiędzy Jerzmanowskiego a Aleksandry? Ale tu ścieżka rowerowa a po drugiej stronie komisariat policji, nie będę ryzykował. Następny pomysł. Podjazd pod CPN. Podjeżdżam raz ale też mało co przybywa. W końcu mam najlepszy pomysł - podjazd pod szpital dziecięcy na Prokocimiu. I tam też jadę. Nie pamiętam ile razy go zrobiłem, można by wypatrzeć ze śladu. W każdym razie każda runda to +50ft/15m. Podjeżdżam na stojąco na blokadzie (tyłek za bardzo już boli). I zjeżdżam też na stojąco. W końcu ostatni raz. Przekraczam magiczną liczbę 16404 - dokładnie jest 16425ft/5006m :) Udało się!!! Jeszcze tylko do sklepu po zimnego Okocimka, i do domu. W domu o 4 rano w niedzielę, 28 godzin od wyjazdu.
Niesamowita przygoda. Wszystkie 3 cele można uznać za zaliczone:
- Mogielica, Turbacz, Radziejowa zdobyte.
- Co prawda na wschód z Mogielicy się spóźniłem a z Radziejowej zjechałem chwilę przed zachodem ale nie zmienia to faktu że wschód/zachód spotkały mnie wysoko w górach.
- 5k zaliczone i to z okładem. Bo licznik pokazuje nieco ponad 5000 a GPSies trochę ponad 5600. A jest pewnie tak pomiędzy, uśredniając wpisuję więc 5300.
- Tak naprawdę to był jeszcze jeden, czwarty cel o którym nie wspomniałem. O wiele ważniejszy od tamtych trzech razem wziętych. Przeżyć wiele pięknych chwil w górach. I on również jak najbardziej się udał :)
Do niedawna miałem problem z wybraniem wycieczki sezonu ale po tej trasie problem się rozwiązał :) Jest to więc oficjalna Wycieczka Sezonu 2016 bo nie sądzę aby w tym roku udało mi się przejechać coś bardziej epickiego.
Wszystkie trzy będą dziś potrzebne © Pidzej
Pierwszy odpoczynek w Wieliczce © Pidzej
Pauza w Dobczycach © Pidzej
I w Wiśniowej © Pidzej
To miało być zdjęcie z serii: "Standardowy widoczek z przeł. Wielkie Drogi" ale coś nie wyszło ;) © Pidzej
Na przeł. Gruszowiec. Jest mapa © Pidzej
Kościół w Jurkowie © Pidzej
Wreszcie na dobrej drodze: skręt na Półrzeczki © Pidzej
(zdjęcie przedstawia rower) © Pidzej
Zaczyna się przejaśniać © Pidzej
Na szlaku rowerowym © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Na przeł. Przysłopek © Pidzej
Szlak chwilowo zgubiłem ale jestem na dobrej drodze © Pidzej
No i na Hali Stumorgowej © Pidzej
Stumorgi © Pidzej
Śłońce nieźle dawało po oczach © Pidzej
Kopuła szczytowa Mogielicy i wieża na niej © Pidzej
Widoczki z Polany Stumorgowej. Zdjęcie nijak ma się do tego co było widać na żywo © Pidzej
Podejście na Mogielicę © Pidzej
Jest bardzo stromo a kamienie luźne © Pidzej
Mogielica zdobyta! © Pidzej
Widoczki z Mogielicy © Pidzej
I jeszcze raz z Polany © Pidzej
Coś się wkręciło © Pidzej
Zjazd szutrówką do Szczawy © Pidzej
Odpoczynek na przystanku i chwile słabości © Pidzej
Na przeł. Przysłop Lubomierski © Pidzej
Sklepik - barak na przełęczy. Dobrze że jest, nie raz uratował mi życie ;) © Pidzej
Koło parkingu w Lubomierzu - Rzekach © Pidzej
Dolina Kamienicy. Oddziela Beskid Wyspowy od Gorców © Pidzej
Wjazd do GPN © Pidzej
Polana Papieżówka © Pidzej
Papieżówka © Pidzej
Podobno spał tu sam Papież © Pidzej
Niespodzianka - zamknięty szlak © Pidzej
Niebieski pieszy/czerwony rowerowy na przeł. Borek. Bardzo fajny szlak © Pidzej
Mini bród © Pidzej
Mała zapora © Pidzej
Nieco większa przeszkoda © Pidzej
Nieco większa przeszkoda. Mostku brak © Pidzej
Na przełęczy © Pidzej
Na przełęczy. Fajne miejsce na odpoczynek © Pidzej
Żółty na czoło Turbacza. Nie wygląda stromo ale stromo było © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Wreszcie na polanie © Pidzej
Odrobina krwi © Pidzej
Jest i Babia © Pidzej
Ołtarz na czole Turbacza © Pidzej
Odpoczynek pod schroniskiem © Pidzej
Schronisko pod Turbaczem © Pidzej
I widoczki z tarasu :) © Pidzej
Końcowy atak na szczyt © Pidzej
Turbacz! © Pidzej
Turbacz zdobyty! © Pidzej
Turbacz © Pidzej
I widoczki z niego © Pidzej
Widoczki z Turbacza © Pidzej
Widoczki z Hali Długiej © Pidzej
Hala Długa © Pidzej
Na czerwonym szlaku. Okolice Polany Zielenicy © Pidzej
Widoczki z Polany Zielenicy © Pidzej
Widoczki z Zielenicy © Pidzej
Nie wygląda stromo ale to był najcięższy odcinek © Pidzej
A to już prawie na przełęczy © Pidzej
Na przeł. Knurowskiej © Pidzej
Wzdłuż Dunajca © Pidzej
Przymusowa przerwa (aż licznik się naprawi) © Pidzej
Pierwszy raz na rowerze w Łącku © Pidzej
Dunajec © Pidzej
Ledwie widoczny na zdjęciu maszt na Przehybie. Góra nie wygląda wysoko ale jest 850m wyżej! © Pidzej
Nie sposób nie trafić © Pidzej
Odpoczynek pod sklepem © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. Aparat się zepsuł :/ © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Podjazd na Przehybę. Dobrze że sa tabliczki z pozostałymi km (chociaż trochę oszukują) © Pidzej
Podjazd na Przehybę © Pidzej
Koniec asfaltu. Wyłania się RTON Przehyba. Ciekawy efekt na niebie © Pidzej
Schronisko na Przehybie. Aparat się naprawił © Pidzej
Tarasik widokowy na Przehybie © Pidzej
Na Radziejową jeszcze kawałek © Pidzej
Widoczki z czerwonego szlaku © Pidzej
Na szlaku. Początek był trochę ciężki © Pidzej
Wyłania się Radziejowa! © Pidzej
Widoczki ze szlaku © Pidzej
Już niedaleko © Pidzej
Radziejowa zdobyta! Hehe na zdjęciu twarz ma jakieś takie trupie barwy ;) Ale mniej więcej oddaje to stan fizyczny w jakim się wtedy znajdowałem :D © Pidzej
Obelisk na Radziejowej © Pidzej
Strome zejście ze szczytu © Pidzej
I widoczki z niego :) © Pidzej
Widoczki © Pidzej
Na przeł. Żłobki. Ciągle jeszcze wysoko w górach © Pidzej
A zachód Słońca tuż tuż © Pidzej
Niebieski rowerowy do Rytra © Pidzej
Zjazd był bardzo szybki © Pidzej
Pożółkłe liście na drzewie. Czy to już jesień?! Przecież sezon dopiero co się zaczął © Pidzej
Zjazd do Rytra © Pidzej
DK87. Chwilowo chodnikiem bo jeszcze nie założyłem lampek © Pidzej
Odpoczynek na przystanku © Pidzej
Na rynku w Starym Sączu © Pidzej
A to gdzieś w Nowym Sączu © Pidzej
A to miał być fajny widoczek z mostu na Dunajcu © Pidzej
Panorama Nowego Sącza z podjazdu. Była niesamowita © Pidzej
Kiedy myślisz że to już szczyt a tu taki znak © Pidzej
Kościół po drodze. Nie pamiętam w jakiej miejscowości © Pidzej
Na rynku w Limanowej © Pidzej
Pod kościołem w Starym Rybiu © Pidzej
Na rynku w Łapanowie, pod pięknym dębem © Pidzej
A to już Gdów. Do domu rzut beretem © Pidzej
Ale najpierw Chorągwica :) © Pidzej
EDIT: po dłuuugiej walce z licznikiem jednak jest wymarzona fotka :) © Pidzej
NACHY SREDN: 5%
NACHY MAX: 25%
WYSOK MAX: 1310
0.00 - 4.00
7,5l
6 bananów, 5 kanapek z pasztetem, 1,5 czekolady, baton energetyczny
EDIT 2: chyba doszłem do limitu długości wpisu na Bikestats :D Bo chcę coś więcej napisać a ucina wpis hehe. Teraz są 63692 znaki (ze spacjami).
Kategoria ^ UP 5000-5999m, > km 300-349, Korona Gór Polski, Terenowo, ! Wycieczka Sezonu 2016
Miasto
d a n e w y j a z d u
30.07 km
0.00 km teren
01:41 h
Pr.śr.:17.86 km/h
Pr.max:41.50 km/h
Temperatura:22.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:144 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Potem na działkę zrobić to i owo.
NACHY SREDN: 1%
NACHY MAX: 6%
WYSOK MAX: 238
17.25 - 19.50
Serwis: czyszczenie i smarowanie napędu (włącznie z tylną przerzutką), podmiana łańcucha, serwis amortyzatora, regulacja hamulców, zamiana stronami klocków hamulcowych w tylnym hamulcu, kontrola połączeń śrubowych, pompowanie opon, mycie roweru, klejenie siodełka i obklejanie newralgicznych miejsc ramy
Kategoria > km 010-049, Serwis, Terenowo, Działka
Niby lajtowa wycieczka po górkach
d a n e w y j a z d u
155.00 km
25.50 km teren
09:29 h
Pr.śr.:16.34 km/h
Pr.max:61.00 km/h
Temperatura:27.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2450 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
"Niby lajtowa" bo w założeniach miała być lajtowa a w rzeczywistości aż tak lekko nie było. Ale po kolei.
Dziś na tapetę wziąłem 2 niewysokie pasma górskie: Pasmo Łopusza i Kobyły (Beskid Wyspowy) oraz Pasmo Szpilówki (Pogórze Wiśnickie). Jako że wycieczka miała być prosta, łatwa i przyjemna wyjechałem dopiero koło świtu, a dokładniej o wpół do szóstej. Heh pierwszy raz od kilku miesięcy wyspałem się przed wyjazdem (jakieś 3 godzinki). Trochę dziwnie tak wyjeżdżać, zwykle o tej porze to mam na liczniku już 100km ;) Wschód Słońca oglądam na węźle drogowym w Bieżanowie. Trochę chłodno, temp. min. to dziś 14'C. Droga do Gdowa mija szybko, tu jem śniadanie. Przejeżdżam przez Rabę i w Łapanowie kolejna przerwa, pod pięknym rozłożystym dębem. Dziś nie śpieszy mi się nigdzie. Zdejmuję kurtkę i czapkę bo już ciepło. Za Łapanowem odbijam w boczną drogę przez Trzcianę. Jest jakiś remont ale rowerem da się przejechać. Potem kawałek wojewódzką i jestem w Żegocinie, koło 9tej. Asfaltowa dojazdówka to dziś raptem ~50km. Przerwa w jakiejś altance, krem z filtrem, nieśpieszne przeglądanie mapy i przygotowawanie roweru do górskiej wędrówki (ciśnienie w dół, lampki do plecaka a plecak na plecy). Po czym szukam zielonego szlaku. W końcu jest. Stromo wspinająca się do góry betonowa droga po chwili kończy się i zaczyna się mozolna wspinaczka na Łopusze Zachodnie (jakieś 300m wyżej niż Żegocina). Trochę jazdy, trochę pchania szlak oznaczony fatalnie. Po drodze spotykam grzybiarza, też z Krakowa, rozmawiamy chwilę. Zmieniam szlak na niebieski i po chwili jest szczyt. Grzbietem pasma jedzie się super. Jest nawet dość długi asfaltowy fragment. Wg. mapy za Łopuszem Wschodnim szlak kończy się ale okazało się że jest nowy, żółty szlak. Fajnie, nie zgubię się. Końcówka pasma (2 szczyty: Kobyła i Kopiec) mija szybko i przyjemnie i zjeżdżam do asfaltu. Przejazd pasmem Łopusza i Kobyły zajął mi ok. 2 godz. Odpoczynek w jakiejś altance, podziwianie widoczków itp. Jest super. Potem szalony zjazd asfaltem i w lewo na Rajbrot (trochę do góry). Całkiem gorąco się zrobiło. W Rajbrocie jestem koło południa, odpoczynek pod kościołem. I w górę zielonym szlakiem. Najpierw asfaltem, potem polna droga ale chyba zgubiłem szlak bo w końcu jadę na przełaj polem. Odnajduję jakąś leśną drogę ale oznaczeń szlaku nie ma. W dodatku zbocze opada na lewo a nie na prawo. Nie jet jednak tak źle bo z mapy wynika że objadę Dominiczną Górę z północy zamiast z południa i potem można dołączyć do szlaku. I rzeczywiście tak jest po przedarciu się przez jakieś pole (to prawdopodobnie tu złapałem kleszcza, na szczeście w porę usunięty) dobijam do zielonego szlaku. Potem kawałek czernym (szeroka droga) i z tego co pamiętam to tu chyba był najcięższy dziś wypych (nie ma na zdjęciach). Na Piekarskiej Górze jakaś altanka i krzyż - tu zjadam ostatnie 1,5 banana (bo pół mi spadło). Po odpoczynku ruszam dalej. Bardzo przyjemna jazda grzbietem pasma (Szpilówka & Bukowiec) i stromy zjazd na jakąś przełęcz bez nazwy (pasmo przecina tu asfaltowa droga). I tu najbardziej się dziś zgubiłem (widać na śladzie). Nie wiem ile ale bardzo długo błądziłem jakimiś błotnistymi drogami w poszukiwaniu szlaku. Nieźle byłem wkurwiony. W końcu cofnąłem się na przełęcz i udało mi się złapać szlak. Końcówka pasma to już formalność ale na samym końcu odbijam ze szlaku aby zaliczyć Machulec (jakiś maszt & widoczki). Przez jakieś sady owocowe dojeżdżam do asfaltu i zjazd do Czchowa. Przejazd pasmem Szpilówki zajął mi niecałe 4 godz. W Czchowie godzinny odpoczynek na rynku (też pod ładnym dębęm), fajnie, nie byłem jeszcze na rynku w Czchowie. O 17 ruszam w drogę powrotną, do domu jakieś 60km. Ta minęła już bez przygód, poza tym że znowu bolała mnie dupa, nie wiem dlaczego. Tymowa potem Lipnica Murowana (tu wreszcie kupuję picie bo skończyło mi się w Czchowie). I skrótem (tu przez chwilę odrobinę kropiło) na Nowy Wiśnicz. Potem bocznymi drogami (remont mostu ale była kładka obok) do krajówki. Zbliża się zmrok, zakładam lampki. Pagórkowatą i z asfaltowym poboczem DK94 bardzo fajnie się wraca. Wieliczka, potem po zimne piwko na osiedlu i do domu. W domu po 9tej. Udana wycieczka, właśnie czegoś takiego potrzebowałem, takiej chwili wytchnienia od rekordowych tras.
Zaliczone szczyty:
Łopusze Zachodnie 658,1
Łopusze Wschodnie 600
Kobyła 605,3
Kopiec 585
Dominiczna Góra 468
Piekarska Góra 515
Szpilówka 516
Bukowiec 494
Machulec 483
Lipczonka 355
Wschód Słońca nad węzłem drogowym © Pidzej
Śniadanie w Gdowie © Pidzej
Odpoczynek pod pięknym dębęm w Łapanowie © Pidzej
Dąb w Łapanowie © Pidzej
Dąb w Łapanowie © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Odpoczynek w Żegocinie © Pidzej
Żegocina © Pidzej
Początek zielonego szlaku © Pidzej
Extremalnie szeroka leśna droga ale szlak nią nie prowadzi © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Pierwszy dziś szczyt zdobyty! © Pidzej
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie, przejechałem nim w zeszłym roku © Pidzej
Na szlaku. Chwilowo asfalt © Pidzej
Jest nowy, żołty szlak © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Widoczki ze szlaku. Pasmo Łososińskie raz jeszcze © Pidzej
A to chyba Kobyła © Pidzej
Na szlaku © Pidzej
Altanka po zjeździe z pasma © Pidzej
I widoczki z niej © Pidzej
Odpoczynek w Rajbrocie © Pidzej
Do Czchowa pieszo 6,5 h. Ja przejechałem w niecałe 4 ale sporo błądziłem © Pidzej
A to już nie wiem czy jeszcze na szlaku czy już nie © Pidzej
Jakaś niby droga przez las © Pidzej
Jakaś niby droga przez las © Pidzej
Rowerek © Pidzej
Kawałek przez pole (droga się skończyła) © Pidzej
Z powrotem na zielonym szlaku © Pidzej
Był nawet mały bród (na czarnym szlaku) © Pidzej
Na szlaku. Jedna z wiecznych kałuż © Pidzej
Na Piekarskiej Górze © Pidzej
Na Piekarskiej Górze © Pidzej
Toalety na szlaku ;) © Pidzej
Po dłuuugim błądzeniu z powrotem na szlaku. No szlak generalnie był idealny na rower :) © Pidzej
Na szlaku. Tu wypada jakiś szczyt (betonowy słupek) © Pidzej
Maszt na szczycie Machulca © Pidzej
Przez sady owocowe © Pidzej
Asfaltem do Czchowa © Pidzej
Na rynku w Czchowie © Pidzej
Do Wieliczki jeszcze kawałek © Pidzej
W Lipnicy Murowanej © Pidzej
W Nowym Wiśniczu © Pidzej
Był nawet kawałek tęczy © Pidzej
Ostatnie widoczki na górki © Pidzej
Słońce chyli się ku zachodowi © Pidzej
Zachód Słońca nad nieczynną kopalnią soli Siedlec-Moszczenica © Pidzej
Powrót krajówką © Pidzej
NACHY SREDN: 4%
NACHY MAX: 24%
WYSOK MAX: 627
5.30 - 21.20
4l
3 kanapki z pasztetem, 2,5 banana, 2 czekolady
Kategoria ^ UP 2000-2499m, > km 150-199, Terenowo