Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

> km 100-149

Dystans całkowity:22351.19 km (w terenie 332.50 km; 1.49%)
Czas w ruchu:500:41
Średnia prędkość:18.62 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:88914 m
Liczba aktywności:187
Średnio na aktywność:119.53 km i 6h 10m
Więcej statystyk

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 121.50 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:34.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 18 sierpnia 2024 | dodano: 20.08.2024


Mniam! Upał taki że w sakwie z sera żółtego zrobił się ser topiony w bułce ;)

Leniwa niedzielna przejeżdżka. Chillout w Puszczy i w Bochni.
Krk - WTR - wiochy - Puszcza (Żubrostrada) - Baczków - Proszówki - Bochnia (kebab, zwiedzanie) - Proszówki - Baczków - Puszcza (Żubrostrada) - wiochy - WTR - Krk.
Na powrocie chyba burzę, w sensie chmurę, burzowego błyskającego grzyba. Nie było by w tym nic dziwnego, ale wg. radaru burzowego ta chmura była nad N. Targiem. To chyba jest możliwe, chmury burzowe mogą mieć po kilkanaście km wysokości. A skoro z Krk widać Tatry, wysokie na 2,5km, to taką chmurę tym bardziej może być widać.

https://photos.app.goo.gl/RV6H92L5TyG3VhSEA

10.20 - 22.00


Kategoria > km 100-149, WTR 2024

Złote Wierchy i Okrągła

d a n e w y j a z d u 118.40 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:62.00 km/h Temperatura:32.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Piątek, 16 sierpnia 2024 | dodano: 20.08.2024



https://photos.app.goo.gl/iY8oGuK7scmdDivaA

https://www.alltrails.com/explore/map/16-08-2024-zlote-wierchy-i-okragla-97250eb?u=m&sh=qek9hh

Plan był zupełnie inny: Turbaczyk. A wyszło tak że dziś dokończyłem niedokończone sprawy z wczoraj, tj. zaliczyłem dwa tytułowe szczyty których nie chciało mi się zaliczać wczoraj.

Wyjazd po 10tej. No trochu późno ale może się uda zaliczyć ten Turbacz? Plan jest niby taki żeby atakować grań Gorców drogami stokowymi z Koninek. A jak się nie uda to może chociaż Stare Wierchy, tak żeby liznąć Gorców? Wszak w schronisku na Starych Wierchach też pewnie mają naleśniczki i piwko. Jest porno i dusno. Idzie powoli żeby nie powiedzieć bardzo powoli. Do tego zmęczony jestem nieźle po wczorajszem. Piję tylko energetyka za energetykiem i wlokę się jak emeryt. W Mszanie jestem po 15tej i nie, to nie ma sensu. Zanim zjem kebaba będzie 16ta. W Koninkach gdy wjadę na szlak 17ta. Na Turbaczu 19ta. Gdy zjem naleśniki, wypiję piwo i odpocznę – 20ta. I zachód Słońca. Zjazd w ciemnościach, w cywilizacji 21sza, w domu o 1szej w nocy……. I te wszystko założenia, to pod warunkiem że nie będzie burzy (a może być, są podejrzane chmury na horyzoncie). Nie, bez sensu. O 7-8 trzeba było wyjechać to by to miało sens. Tak więc wciągam nieśpiesznie tego kebaba, i obmyślam plan B. Uwielbiam tego kababa w Mszanie. Mały w cenie dużego :) Plan B jaki mi przychodzi na myśl to te dwie tytułowe górki. Nie jest to może plan wielce ambitny, raptem ze 2km terenu, ale nie zawsze musi być ambitnie. Obieram więc czerwony szlak. Na dobry początek zaliczam ławkę Ambrożego, 420m n.p.m. :) No szczyt to to nie jest, ale dobra i ławka :) Potem łagodny podjazd leśną drogą, i wreszcie kawałek cienia, lasu. To był świetny wybór bo na Turbacz to brakło by mi nie tylko czasu (dnia), ale i sił. Złote Wierchy, zdobyte! Całe 536m n.p.m!!! Drzemka na łące. Potem zawijas w prawo, i zjazd. W dół przez las, potem przez pola. Przede mną wyłania się drugi cel. Okrągła, 625m n.p.m. Na nią żaden znakowany szlak nie prowadzi. Kawałek przed asfaltem dostrzegam strrrromą ścieżkę w górę, w prawo. Zaatakuję nią Okrągłą, choć pierwotnie chciałem inną drogą. No wypych konkretny. Ale w sumie to samo miałem wczoraj, tylko że w dawce x10, i z burzą na plecach ;) Więc się nie przejmuję. Fajny taki bikeclimbing. Jak za starych dobrych czasów, gdy się zaliczało te szczyty nałogowo ;) Techniki różne. Gdy zwykłe pchanie nie wchodzi w grę, moja sprawdzona metoda to: zacisnąć hamulce - krok do przodu – wypych roweru siłą rąk, do wyprostu – hamulec – krok – wypych rękami i tak na zmianę. Można też rower ciągnąć a nie pchać. Prawą ręką łapię wtedy za sztycę. Największe stromizny – rower bokiem, o korzeń, o drzewo zahaczyć, byle tylko nie spadł. I stopy też zahaczać o kamienie, korzenie. Super zabawa :) Pod warunkiem, że nie ma burzy na plecach. Docieram tą stromizną do niedużej łąki. Chwilka odpoczynku, i kolejną stromą ścieżką bystro pod górę. Za kawałek wreszcie wypłaszcza się, i uroczyście podjeżdżam może ze 100 metrów, przed samym szczytem :) Myślałem że będę musiał się zadowolić fotką roweru przy betonowym słupku, który wyznacza szczyt. Lub wręcz odnaleźć najwyżej rosnące drzewo, i zrobić zdjęcie opartego o nie roweru. Tak przecież bywa na mało znanych, pomniejszych szczytach. A tu oprócz betonowego słupka, i kilku potężnych drzew jest też ładna drewniana tabliczką „Okrągła 625m n.p.m.” a nawet dwie miniławeczki! Zjazd drogą którą planowałem pierwotnie wjechać. Która jest zaznaczona na mapie Compassu jako droga. I faktycznie DROGĄ JEST. Łagodnie nachylona, zjeżdżalna i częściowo podjeżdżalna na rowerze… Ale i tak podobała mi się ta wspinaczka zboczem ;) Kiedyś tak na Luboń Wielki się wspinałem ;) Zjazd tak samo jak wczoraj, asfaltem stromo w dół do Mszany. Zakupy w Biedrze. Do domu powrót dla odmiany przez Kasinkę Małą, Pcim, Myślenice, i przez Pogórze Wielickie w poprzek do Krk.

Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
Złote Wierchy 536
Okrągła 625

10.05 - 00.0


Kategoria > km 100-149, Terenowo

Szczebel (niedokończone sprawy)

d a n e w y j a z d u 115.50 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Czwartek, 15 sierpnia 2024 | dodano: 20.08.2024



https://photos.app.goo.gl/aB5cMCuhz7uy9Ltk6

https://www.alltrails.com/explore/map/15-08-2024-szczebel-e1cd50f?u=m&sh=qek9hh

No więc zachciało mi się górek. Albo raczej „górek”. W sensie orki na MTB po beskidzkich szlakach. No i mam czego chciałem :) Padło na Szczebel!! Czemu tak!? A nie klasycznie na Turbaczyk?! Bo miałem tutaj niedokończone sprawy: Szczebel jest to jeden z ostatnich (jeśli nie ostatni) wysoki, tj. ~1000m niezaliczony szczyt w Beskidzie Wyspowym. Swoją drogą wypadało by uzupełnić tabelkę z górskimi zdobyczami po prawej stronie bloga, gdyż jest ździebełko nieaktualna ;)

Wyruszyłem wydawało mi się wystarczająco wcześnie (jak się potem okazało – niewystarczająco), godz. 8.35. Szczebel atakować zamierzam szlakiem z Lubnia. A jak Lubień, to kurs na Myślony. Wieliczka, Koźmice Wielkie, Gorzków, Borzęta, Myślenice. Ile ja razy jak orałem tą drogę gdy budowałem formę, gdy byłem jeszcze niedzielnym rowerzystą. Upał narasta, a i chmurek coraz więcej. Jest ryzyko burz, ale jak wczoraj patrzyłem na prognozy to tak bardziej późnym popołudniem. Powinienem zatem zdążyć zjechać do cywilizacji (yhym). Posilając się niezliczoną ilością energetyków docieram w tym ukropie do Myślenic, no i potem ostatnia prosta: serwisówką wzdłuż Zakopianki do Lubnia. W okolicach Pcimia na wprost przede mną wyłania się Cel mojej podróży :) Potężny masyw Szczebla zawsze robił na mnie wrażenie. Stromizna jego zboczy również. Na zdjęciu nie widać w całej okazałości nachylenia najstromszego, północnego stoku ;) Gdyż nie patrzy się na ten stok całkiem z profilu, tylko tak trochę z przodu. Ja „wjeżdżał” będę po zboczu wschodnim, tj. tym po lewej na zdjęciu. O średniej, ale i tak znaczącej stromiźnie. Zjeżdżał zaś po stoku południowym, najmniej stromym i z najmniejszą wys. względną – opada ono bowiem w stronę ponad 600m przełęczy, a nie aż w dolinę Raby. W Lubniu skręcam w ulicę Tęczową (FUJ!!), wiadukcikiem przekraczam Zakopiankę, i chwilę po godz. 12tej wjeżdżam na czarny szlak. Początkowo trochę błota, stromizny umiarkowane, no nawet daje się jechać :) Ale to tylko miłe złego początki ;) Coś tam podjeżdżam jeszcze do zakrętu w prawo, tj. wiaty myśliwskiej i kapliczki. I jeszcze kawałek za. Potem, zgodnie z gęstniejącymi na mapie poziomicami jazda przestaje być możliwa. Zaczyna się mozolny wypych kamienistą rynną. Zdjęcia oczywiście W OGÓLE nie oddają tej stromizny. Do tego pomimo lasu zaduch straszny, pot leje się wiadrami. A ja wziąłem tylko litr wody, bo po co więcej na taką górkę ;) Mijam kilku turystów, im wspinaczka idzie równie powolnie co mnie. Z tym że ja taszczę 17kg złomu ze sobą ;) Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze nadchodzi, od tyłu, zza pleców… Grzmi… No nieźle się wkurwiłem. Przecież raptem godzinkę temu, gdy wjeżdżałem na szlak pogoda była jeszcze stabilna… Patrzę na radar burz, no i faktycznie idzie jakieś cholerstwo… Może przejdzie bokiem? No nie powiem. Raz że jestem zły, dwa że się boję, do tego gorąc, końcówka picia, coraz bardziej chore nachylenie, ja tarabanię się z tym złomem coraz wolniej, i zaraz z wysiłku dostanę migotania przedsionków. Ale chciałem to mam swoje „górki” :) Piechurzy którzy nie muszą taszczyć ze sobą rowerowego złomu już mnie wyprzedzili. No boję się burzy w górach. Oczywiście to jest dziki szlak, tu nie ma kawałka wiaty, to nie jest Lasek Wolski czy Puszcza Niepołomicka. A ja nie mam ubrania p/deszczowego. Bo po co brać skoro niby miałem zdążyć przed ew. burzą? Mam tylko folię NRC. Gdy zaczyna padać zakładam ją na siebie w roli peleryny. No nie pozostaje nic innego tylko przeć jak najszybciej w górę. Może na Małym Szczeblu będzie jakaś wiata? Nie, nie ma. Tylko tabliczki z nazwą szczytu. 776m n.p.m. Czyli jeszcze 200m wspinaczki pod górę. W ogóle to po drodze miała być niby jakaś jaskinia – Zimna Dziura. Miałem myśl żeby w niej się schronić. Ale minąłem miejsce na szlaku gdzie wg mapy jest ta jaskinia i jej nie znalazłem. No to cisnę dalej z tym stalowym złomem na granicy zawału, spocony, spragniony, z szeleszczącym cholerstwem na sobie. I zaparowanymi okularami które muszę zdjąć i iść na wpół ślepy ;) Kawałek przed szczytem już wiem że jednak burza przeszła bokiem. Chyba poszła doliną Raby na Myślenice. Na szczycie pogoda stabilizuje się, przestaje padać i nawet wychodzi niebieskie niebo gdzieniegdzie spomiędzy chmur. Wtarabanienie się z Lubnia na Szczebel zajęło mi dokładnie tyle ile pisze na mapie: 2,5h :) No widoki urywają łeb. Widoki na północ, tam gdzie najstromsze zbocze (foto tytułowe). Jest też wielka biała płachta, stąd chyba startują paralotniarze, też na północ. Na szczycie są też ławeczki, stoliki, maszt z flagą Polski, tablice pamiątkowe, kosze na śmieci, mapy, no jest urwa wszystko… Wszystko poza kawałkiem cholernej wiaty, skrawkiem dachu nad głową. Ja rozumiem że góry mają być dzikie, i w ogóle. Ale naprawdę nie zaszkodziło by gdyby na każdym ważniejszym turystycznie szczycie postawić małą drewnianą wiatę, jako awaryjny schron dla turystów… Jako że wg radarów pogoda dalej nie jest całkiem stabilna, a ja zaraz skonam z pragnienia, szybko zbieram się na dół. Zielonym szlakiem, na przęł. Glisne. (Bo jest też czarny do Mszany ale tam to jest jeszcze większy hardcore patrząc na km / przewyższenie). No i ten zielony całkiem spoko. Nachylenie rozsądne, rozmiary kamoli takoż. Sporo zjechałem, a gdyby nie było mokro i ślisko, to zjechałbym więcej. Trzeba było w obie strony zielonym. Po drodze zaliczam jeszcze Małą Górę 883m n.p.m. Po wyjeździe z lasu wyłania się widok na wielki masyw Lubonia Wielkiego. I nadajnik na szczycie. Zjazd zajął mi coś koło pół godzinki. Z Glisnego siup w dół asfaltem do Mszany. Nachylenia po 12,13,14%! Przynajmniej tak mówią znaki. W zasadzie miałem tu zboczyć znowu w czerwony szlak, i zaliczyć dwie mniejsze górki, ale mam dość na dziś. I nie ma picia, ani sklepu z piciem. Sklep jest dopiero w Mszanie Dolnej. Innym razem zaliczę te górki (okazuje się, że zaliczę je nazajutrz). W Mszanie wlewam w siebie litr życiodajnych kolorowych płynów na raz :) Powrót standardowo i bez przygód: Kasina, Wiśniówa, Dobczyce, Wieliczka. W Dobczycach super kebab. W domu przed 22gą.

No skatowałem się nieźle, ale w sumie jestem zadowolony. Kolejny szczyt do kolekcji, a właściwie to kilka szczytów (lista). Z wniosków:
- Szczebel nie nadaje się na rower
- Rower nie nadaje się wjazd na Szczebel
- Nie ma sensu jechać rowerem na Szczebel
- Turbacz nadaje się na rower, i trzeba jechać rowerem na Turbacz :)))
- pogoda w górach zmienia się bardzo szybko

Zaliczone szczyty (pogrubione – nowości):
Mały Szczebel 776
Szczebel 976
Mała Góra 883
Przeł. Glisne 634
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562

8.35 - 21.35


Kategoria > km 100-149, Terenowo

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 115.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Niedziela, 4 sierpnia 2024 | dodano: 05.08.2024



Czyli leniwa niedzielna przejażdżka. Krk - Zakrzów - Niepołomice - Droga Królewska - Puszcza - Baczków - Bochnia (kebab) - Baczków - Puszcza (leżakowanie) - puszczańskie MTB na rowerze szosawym - zagubiony 15t most w Puszczy - Chobot - WTR do Krk - Bagry

https://photos.app.goo.gl/hPnYNmpLhGcNBoza6

9.15 - 20.50


Kategoria > km 100-149, WTR 2024

Trstena

d a n e w y j a z d u 118.20 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 27 lipca 2024 | dodano: 28.07.2024



Nie miałem pomysłu na tą wycieczkę. Niby miałem jechać na przeł. Krowiarki, bo dawno nie byłem. Ale zmęczony byłem z deka po wczorajszem Młynnem. Zatem stanęło na tym, że krajówką dojadę do Trzciany, a potem wrócę do N. Targu ścieżką rowerową, Velo cośtam. I to był strzał w dziesiątkę.

https://photos.app.goo.gl/beXFHywkmxqBxXeZ7

https://www.alltrails.com/explore/map/27-07-2024-trstena-4fd5aad?u=m&sh=qek9hh

10.55 - 21.30


Kategoria > km 100-149, Rabka 2024

Młynne Uphill!

d a n e w y j a z d u 124.40 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:64.00 km/h Temperatura:27.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Piątek, 26 lipca 2024 | dodano: 28.07.2024


MNIAM!

Pogoda wróciła do normalności. A dziś atak na Młynne. Czyli taki Tour de Gorce w zmienionym wariancie. Zamiast na Zabrzeż i dalej na Krościenko, za Szczawą skręcam na Zasadne. Po paru km zaczyna się właściwa część podjazdu na przeł. Wierch Młynne, z maxami pod ładne kilkanaście %. Całość wciągnięta z krzesła na raz na przełożeniu 34x32, czyli 1,06. Choć nie będę ściemniał, ratowałem się jadać zakosami. Potem zjazd i kolejna wspinaczka, na przeł. Knurwoską, po bardziej już rozsądnym nachyleniu. Potem standard, do New Targu i przez Sieniawę do Rabki.

https://photos.app.goo.gl/vt5yrFn96xjNtA3H9

https://www.alltrails.com/explore/map/26-07-2024-mlynne-uphill-afecc60?u=m&sh=qek9hh

10.25 - 21.15


Kategoria > km 100-149, Rabka 2024

Zakopane

d a n e w y j a z d u 113.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:17.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Czwartek, 25 lipca 2024 | dodano: 28.07.2024



Standardowa pętelka do Zako. Znaczące ochłodzenie, koło Witowa ledwie 16'C. Ale najważniejsze że nie padało. W Zakopanem schabowy w moim ulubionym barze mlecznym, w cenie jak nie z baru mlecznego. 

https://photos.app.goo.gl/ky8XLAwHmq9B1LXG8

https://www.alltrails.com/explore/map/25-07-2024-zako-0b3f44d?u=m&sh=qek9hh

12.10 - 21.15


Kategoria > km 100-149, Rabka 2024

WTR i in.

d a n e w y j a z d u 139.80 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Sobota, 6 lipca 2024 | dodano: 11.07.2024



https://photos.app.goo.gl/NCeg7jeHh7XKVSJJ7


Kategoria > km 100-149, WTR 2024

Turbaczyk 2

d a n e w y j a z d u 106.10 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Niedziela, 30 czerwca 2024 | dodano: 11.07.2024


Mniam!

Mam trochę dość kręcenia się po mieście z wielką torbą z kebabami. Ostatni dzień wydłużonego o piątek weekendu postanawiam przeznaczyć na strzał na Turbaczyk. Piątek oraz sobota miały wg prognoz miały być upalne oraz burzowe, a niedziela bardzo upalna i nie burzowa. Oczywiście prognoza się nie sprawdziła, i burza odwiedziła MŁP właśnie w niedzielę :) Kupuję bilet na fajny pociąg: KRK 9.30 – N. Targ 11.30, 40zł cena biletu.

Wzuwam terenowe oponki, toczę się nieśpiesznie na dworzec. Zdążam na spokojności wciągnąć kababa i sadowię się w pociągu. Minutę przed odjazdem wpada jakaś rodzinka z dziećmi. Ale to są nie ogary. Z rozmowy słyszę że nie mogli znaleźć wagonu nr 4. Że same DWÓJKI były namalowane na wszystkich wagonach :DDD No ludzie chyba pierwszy raz widzą pociąg na oczy, i nie słyszeli o klasie 1szej i 2giej. A numery wagonów były tam gdzie miały być, czyli na drzwiach. Tak czy inaczej podróż mija szybko i bez przygód. Niepokoi mnie tylko dziwna pogoda. Jest upalnie, to się zgadza. Ale miało być całkiem bezchmurnie a tymczasem jest zachmurzenie całkowite… W Nowym Targu szybka fotka na tle Tatr i wspinam się asfaltem na Kowaniec. Ale skwar. A w ramach poznawania nowych szlaków Turbacz zaatakować postanawiam szlakiem zielonym. Na mapie prezentuje się zachęcająco: poziomice tylko na początku układają się gęsto, potem są w sporych odstępach. I tak też jest w rzeczywistości. Najpierw mozolny wypych. Do wyboru: rower pchać można kamienistą rynną albo ścieżką pośród borowin i młodych iglaków :) Ja wybieram opcję nr 2. Gdy nabierze się wysokości szlak wypłaszcza się i jest w miarę płynna jazda. Odpoczynki co chwila, ten upał mnie wykańcza. Napędza mnie głównie wizja piwka w schronisku i tylko dzięki temu trwam i wspinam się do góry. Widoki na Tatry też są, ale takie dziwne, przez ten płaszcz z chmur. Z plusów nie trzeba klajstrować się kremem z filtrem. Coraz bardziej zurbanizowane te Gorce. Coraz więcej domków letniskowych wysoko na szlaku. Jest nawet bistro na jednej z polan. SRALÓWKI. Tak się nazywa polana z bistro :D Doping od turystów oczywiście jest, dziś każdy kto jedzie na Turbacz na nie elektryku uważany jest za prawdziwego herosa, takie czasy. Idzie mozolnie ale wreszcie docieram do znajomego zwornika szlaków - Bukowiny Waksmundzkiej. No stąd to już tylko formalność, już czuję zapach piwka na Turbaczu. W międzyczasie pogoda normalnieje i wreszcie wychodzi Słońce. Za znajomym zakrętem w lewo wyłania się wielka bryła schroniska. Oczywiście reprezentacja e-bików to jakieś 80% zaparkowanej tu floty. Kupuję to co zawsze, tj. piwo + naleśniki z dżemem. To jednak nie wystarcza, jedno piwo to za mało żeby się zregenerować po takim wysiłku. Musi wejść drugie. Zwiedzam schronisko i ogólnie cieszę się przebywaniem w tym pięknym miejscu ale trzeba powoli się zbierać. Zaliczam jeszcze sam szczyt z obeliskiem. Ścieżka prowadząca do niego w całości podjechana / zjechana. Póki co zjeżdżam czerwonym a potem się zobaczy. Tzn. na Rozdziele tak bardziej sprowadzam niż zjeżdżam. Głupio by było wyebać. Znowu jakoś nie mam sił i chyba czasu zjeżdżać do Rabki. Skręcam w Kopaną Drogę przez Tobołów zjadę do Koninek. Zalegam jeszcze na dobre 40 minut na ławeczce pod wyciągami. Zjazd leśną ubitą drogą to już formalność, leci się szybko. Raz dwa jestem pod ośrodkiem wypoczynkowym w Koninkach. Dopadam wreszcie jakiś sklep, dobrze że mam trochę grosza bo kartą się nie da. Od Turbacza jechałem bowiem bez żadnego picia, tylko o tych piwkach się trzymałem. Na przystanku dobijam brakujące atmosfery do oponek. Szybki zlot asfaltem do Mszany. Wciągam jeszcze kebaba w moim ulubionym miejscu. Mały kebab jest tu wielkości dużego. Duży jest wielkości nie wiem czego i nie chcę wiedzieć. Chyba duży jest dla 2 osób. Albo dla Pudziana. Mozolny podjazd do Kasiny. A pogoda coraz bardziej niepewna się robi, te chmury… Patrzę na radary burzowe i faktycznie idzie coś dużego z zachodu, od Czech. Póki co jest daleko. Ale i tak wiem że trzeba cisnąć a nie zamulać. Nie mam żadnego ubrania p/deszcz, nawet kurtki. A głupio byłoby utknąć np. o 23ciej w Dobczycach i kiblować tam do północy. Jeden podjazd, i sru w dół. Drugi podjazd na przeł. Wielkie Drogi i sruuuuu aż do Dobczyc. Terenowe opony buczą strasznie, a na kierownicy czuć drgania. Tuż przed Dobczycami wzmaga się wiatr i pierwszy raz w oddali widzę błyski. Tak więc przyspieszam tempa, po zmęczeniu nie ma śladu, burza to dobry motywator dla rowerzystów ;) W drodze do Wieliczki błyska się coraz bardziej ale grzmotów nie słychać ciągle, więc jest daleko. Zdążę. I zdążąm. W domu o 22.55. Burza dotarła do Krk koło północy :)

Udana wycieczka. Turbacz zawsze spoko, nowy szlak poznany.

https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/map-july-1-2024-c5f7756?u=m&sh=qek9hh

https://photos.app.goo.gl/TmTngizmHxgsKabW6

x - 22.55


Kategoria > km 100-149, Terenowo

TTT!!!

d a n e w y j a z d u 112.69 km 28.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Sobota, 4 maja 2024 | dodano: 14.05.2024



https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/map-may-14-2024-d07e70e?u=m&sh=qek9hh

https://photos.app.goo.gl/28qX24brP2Ga23de7

Tak mnie kusiło żeby w majówkę zaatakować jeszcze jakieś górki, mam na myśli górki na MTB. Wzułem zatem Dziadkowi Cube'owi terenowe laczki 2,2”. Właściwie myślałem bardziej o Lubomirze, niż o Turbaczu. Bo po pierwsze na początku maja wysoko w górach jeszcze może być błoto (śnieg?). A po drugie to Turbacz to raczej pociągiem bym wolał podjechać. A w majówkę nawet nie ma sensu patrzeć na pociągi bo wszystko nabite po dach pewnie.

Ale wstałem w sobotę rano, wszedłem tak z głupa na rozkład PKP, i... I…! 10.20 expres (Wawa-) Krk - N. Targ (-Zakopane), zapełniony może w 20%! Bilet 55zł, ujdzie. Kupuję przez net bilet, wciągam parówy i jadę na dworzec!!! Krk Główny rzecz jasna, bo to express. Pociąg faktycznie puściutki. Lokuję się w wagonie wraz z kilkoma innymi bikerkami/bikerami. Jedna Pani nieźle zakręcona ;) Jak pociąg ruszył zorientowała się zamiast do Krzeszowic czy tam innych Katowic jedzie do Nowego Targu :D Inne rowerzystki ją pocieszały że tam też jest gdzie pojeździć, tylko górek więcej ;) Temp. na zewnątrz 27'C, tako rzecze wyświetlacz w pociągu. W New Targu planowo, o 12.20. Zanim zaatakuję Króla Gorców, atakuję Decathlon. Gdyż nie mam rezerwy (dętki), ino łatki, a trochu strach tak jechać. Plan podjazdu ułożyłem w pociągu: zamiast jak zwykle żółtym pieszym lub czerwonym rowerowym z N. Targu, znalazłem opcję którą jeszcze nie jechałem. Czarny rowerowy z Waksmundu (pierwsza wieś na wschód od miasta). Opisany również jako Turbacz Time Trial. Wyścig taki, uphill jest tam ponoć organizowany. Obieram zatem ścieżkę Velo Dunajec, i raz dwa jestem w Waksmundzie. Przejeżdżam most na Dunajcu, i asfaltową ścianką wdrapuję się na jeden z Gorczańskich grzbietów. Za plecami fe-no-me-nal-ne widoki na Tatry, jez. Czorsztyńkie, oraz panorama New Targu. Asfalt kończy się, na postoju spuszczam zatem nieco atmosfer z 29” kiszek, i zaczynam terenowy podjazd. Leśna ubita droga, nachylenia rozsądne. Warunki super - błota praktycznie brak, rower cały w suchym pyle. Szlak bardzo przystępny, niemal całość w siodle. Nie tylko wielki SUV Mercedesa, ale nawet Pasek kombi się wdrapał tutaj całkiem wysoko, do jakichś domków letniskowych. Szlak ostro skręca w prawo, znaczy to że zdobyłem przeł. Czarnotówkę. Postanawiam także wjechać na szczyt po lewej o takiej samej nazwie – Czarnotówka, 766m. n.p.m. No tak bardziej wprowadzić, niż wjechać ;) Mijam dwie szerokachne szutrowe autostrady, na których widzę ostatnie nie terenowe auta. Potem to już tylko jeden Land Rover mnie minie (chyba dostawa na Turbacz). Szlak ma pewne nieoznaczone rozwidlenia, ale one i tak łączą się, nie sposób zabłądzić. Na wys. ~1000 m n.p.m. zupełnie inny krajobraz niż w dolinach: drzewa liściaste (głównie buki) – zupełnie bez liści!!! No w Górach przyroda później budzi się do życia. No i myślałem że będzie tak jak zawsze: leniwa wspinaczka, z co chwila pauzami nie wiadomo po co i na co. Żeby tylko pod byle pretekstem coś opierdolić, czegoś się napić, zrobić zdjęcia buków bez liści etc… Aż tu w połowie podjazdu natrafiłem na pewną Panią. Opaloną, umięśnioną sportsmenkę, tak po 40-ce. Ale to można było zobaczyć tylko po twarzy, nie patrząc na twarz to można byłoby dać Jej i 20 lat ;) Na „zwykłym” tj. nieelektrycznym bicyklu. Przywitałem się jak wypada, wyprzedziłem. I zaczął się prawdziwy TURBACZ TIME TRIAL!!! Nigdy nie sądziłem że dam radę tak szybko jechać szlakiem pod górę. Kilka razy zamienialiśmy się pozycjami (jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało). Doping widowni też mieliśmy :) takie czasy, że jak ktoś jedzie na Turbacz na nieelektryku, to uważany jest za prawdziwego twardziela. Przez te zawody fotek z drugiej połowy podjazdu brak, jest już tylko spod Turbacza. Ja byłem w gorszej sytuacji, bo przegrać z kobietą trochu wstyd. No i… nadludzkim wysiłkiem, na granicy zapaści sercowo – naczyniowej, ale wyścig ten wygrałem :) Zameldowałem się pod schroniskiem jakąś minutę przed Przeciwniczką. Ale nie wiem czy to się liczy, takie zwycięstwo w pojedynku z kobietą. Z drugiej strony, na moją obronę mam to, że ja byłem w ciąży (spożywczej), a ona nie. Oraz jej wypasiony Spec z Foxem w kolorze Bianchi (?!) ważył pewnie z bidonem max 12kg.A mój Czołg z bagażem ponad 20kg pewnie. Mniejsza o to. Jak tylko wróciłem do świata żywych, od razu pognałem do schroniska zamówić naleśniczki i piwko. Lub raczej piwko i naleśniczki. Tłum ludzi, nigdy nie widziałem aż takiej frekwencji. Jest nawet +- ośmiolatek na małym rowerku (non-electric!) Piwo w plastikowym „kuflu” co to za zmiana?! Nacieszyłem się jeszcze chwilą w tym pięknym miejscu, i zaatakowałem sam szczyt Turbacza, 5 minut jazdy. Wszystko podjechane/zjechane :) Fotka pod obeliskiem i trzeba wracać. Na razie czerwonym szlakiem, a potem się zobaczy. Najbardziej błotnistą kamienistą rynnę sprowadzam, bo prawie wyglebiłem. A tu mija mnie wycinak który tą rynnę atakuje w siodle pod górę… Jedzie na zwykłym rowerze a ciągnie jakby jechał na elektryku :D Na rozstaju za Obidowcem zastanawiam się nad dalszą drogą. Do Rabki za późno jechać, jest 17.30. Skręcam w Kopaną Drogę (jak nigdy sucha, nie błotnista!) i zielonym obok wyciągów (Tobołów/Tobołczyk). Na rozstaju turystka pyta mnie o najlepszy szlak na dół, do Koninek. Szuka szlaku w górach za pomocą nawigacji Google :D Powodzenia :D Zerkam na mapę Compassu, i tłumaczę co i jak. IMO Compass Uber alles jak chodzi o mapy Beskidów. Sam na rozstaju obieram sprawdzony, czerwony rowerowy w prawo. Raz, w jesieni ub. roku wybrałem czerwony w lewo, i to był gorszy wybór. Wytłukło mnie tam porządnie na drodze wybrukowanej otoczakami. Zasuwam szybko w dół szutrówką, i lekko tylko wytrzęsiony, raz dwa jestem przy ośrodkach wczasowych w Koninkach. Stamtąd szybko lecę asfaltem w dół do Mszany. Tu ciekawa sytuacja – jakiś wielki ptaszor leci tuż moim łbem. No dosłownie z pół metra od kasku! Myślałem że to jakiś jaszczomp chce upolować takiego dorodnego grubaska. Gdy ptaszor odleciał trochę dalej, i usiadł na słupie zobaczyłem że jest to wielka, NIEBIESKA PAPUGA. Naprawdę, ja tylko jedno piwko wypiłem na Turbaczu, nic więcej! Może to dowód na globalne ocieplenie, że takie afrykańskie gatunki osiedlają się w Gorcach?! W Mszanie wciągam super kebsa, dobijam brakujące atmosferki do opon, i toczę się powoli do domu. Na podjeździe na przeł. Wielkie Drogi, po zmroku, wyprzedzają mnie… trzy malczany, 126p, jeden za drugim… Tego już za wiele. Brakuje w nich tylko niebieskich papug za kierownicą. Po solidnie przejeżdżonej po górach majówce noga podaje, tak że sprawnie wciągam ostatnie dzielące mnie od domu kilkadziesiąt km asfaltu. Urozmaicam sobie nieco powrót, i w Wieliczce zjeżdżam w dół, stromą (maxy pod 20%!) brukowaną uliczką M. Kopernika. Na szosce niewykonalne, brakło by hamulców. Na MTB z 2x BB7 się da. W domu koło północy.

Udana wycieczka, Turbaczyk wszedł pięknie. A ten wyścig na podjeździe, co za emocje!


Kategoria > km 100-149, Terenowo