Turbacz 2
d a n e w y j a z d u
162.30 km
24.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Szczyt
https://photos.app.goo.gl/aVQewyhvfD46E5Pj6
https://connect.garmin.com/modern/activity/19516011195
Tak więc naszła mnie ochota na górki, tj. na MTB :) Ostatni
raz byłem w górach kwietniu, a potem wiadomo, nadszedł najzimniejszy maj od 30
lat, a po nim urlop w Rabce. Szykuję zatem maszynę, tj. wzuwam terenowe
laczki, i robię sobie jeden dzień odpoczynku. Stanęło na Turbaczu. Postanawiam
nie ułatwiać sobie sprawy, i nie podwozić się pociągiem do New Targu, a
pociągnąć w Gorce na własnych kołach.
Nawijam z mozołem asfalt na koła,
i ciągnę w kierunku Gorców. Wieliczka,
Dobczyce, Kasina, Mszana. Droga w góry jest jedna. Po drodze mijam kilka
ciekawych zabytkowych furek Rajdu Koguta. Cała masa tych aut jest w Krakowie, i
w okolicach. Postawiam iż Turbacz wciągał będę od Koniny. Najpierw czerwonym
rowerowym/narciarskim na przeł. Borek, a potem żółtym na Turbacz. Tak chyba
jeszcze nie wjeżdżałem (zjeżdżałem chyba tak). Z Mszany uderzam zatem na
Niedźwiedź, a potem Koninę. Asfaltowa szosa ciągnie się wgłąb Gorców ładny
kawałek. To chyba dobrze, w sensie małe ułatwienie – sporo wysokości nabiera
się asfaltem. Upał narasta, ale pogoda wg prognoz ma być stabilna. 0,00000%
szans na burze :) To bardzo ważne. Posilam się jeszcze domowej produkcji
lodami, i po 13tej docieram wreszcie do bram Gorczańskiego Parku Narodowego, a
zaraz potem – rowerowego szlaku. Szutrowym duktem lekko z początku nabiera się
wysokości. Do czasu :) No tak. Teraz sobie przypomniałem. Ten akurat szlak to
jest ten jeden, jedyny spośród wszystkich tych tras z Koninek/Koniny/Poręby
wybrukowany otoczakami (kamulcami)… Raz w życiu nim jechałem, w dół. Pewnie
dało by się coś podjechać, ale szkoda sił i nerwów. Prowadzę. Pod koniec tego
odcinka spotykam gadatliwego dziadka na elektryku z silnikiem BOSCH. Spotkanie
z tym dziadkiem znacząco wydłużyło mi czas podjazdu ;) Ale w końcu udało mi się
wyrwać z tej dyskusji o cudach, zachwytach nad E-bikami i mogę spokojnie wlec się dalej
pod górę. Bez żadnych je*anych silników. Cholerne kamulce kończą się, i można dalej jechać
po szutrze/żwirze. Ani się obejrzałem, a jest przełęcz Borek. Stąd już tylko
ostatnia prosta na Turbacz :) Ze 3km i 300m w pionie. Wydawało mi się że będzie
więcej prowadzenia, a tymczasem większość podjechałem. Co prawda z tętnem
160-170 ale podjechałem ;) Napędza mnie wizja piwka w schronisku. Zauważyłem że
do żółtych pasków szlaku domalowali żółte rowerki. To miło z Ich strony
(zarządu GPN). Zlany potem docieram na wielką polanę, z którem dostrzegam już
budynek schroniska na Turbaczu. To Czoło Turbacza. Jeszcze tylko przez tą
polanę, kawałeczek czerwonym i jest schronisko. Tłumy nawet nieduże. Oczywiście
jak zawsze reprezentacja elektryków to dobre 80% ogółu rowerzystów :D
Byłem świadkiem potencjalnie niebezpiecznego zdarzenia (zderzenia). Pan na rowerku postanowił sobie hopsnąć z małej pochylni koło budynku. Tymczasem prosto przed koła wbiegła mu mała dziewczynka. Zahamował tak że prawie jajami w kierę przywalił. "Pod schroniskiem się nie skacze" - tak skomentował to inny rowerzysta, i wg mnie ma rację. Hopsający Pan był rzecz jasna na e-bike. Przypadek? Nie sądzę. Jakby porzędnie hopnsął w dziewczynkę, to ta pewnie by zjechała tym czerwonym Land Roverem GOPRu co stoi za schroniskiem, żółtym szlakiem do Kowańca (szpital w N. Targu).
W schronisku standardowo
wciągam piwko oraz naleśniczki. Wypada zaliczyć szczyt, wjechać pod obelisk.
Wjechać/zjechać udało mi się tutaj całość. Nie wiem tylko co się stało z tą
ścieżką na szczyt. Wygląda jakby jakieś tornado przeszło, albo jakby czołgiem
ktoś tu wjeżdżał na Turbacz. Tak rozorane, tyle ziemi i kamieni. W kwietniu b.r. pierwszy raz
to widziałem. Może jakieś drzewa wywozili? Ale to przecież park narodowy. Młoda
godzina, dzień długi, pogoda stabilna, podejmuję więc decyzję że zjadę
czerwonym aż do Rabki. Dawno nim nie jechałem. Jedzie się super, bo szlaki
suche jak pieprz!!! Nigdy nie widziałem tej kamienistej rynny przed Obidowcem w
takiej wersji, całkowicie bez błota!!! Jedyne ślady wody na szlaku to „wieczne kałuże” – zielone bagienka pełne różnej drobnej fauny oraz flory ;) Szybko
docieram do Starych Wierchów, a jako że dobrze stoję z czasem, wciągam tu
drugie piwko. Schronisko sporo mniejsze jak na Turbaczu. Stąd na Maciejową może
z 15 minut drogi rowerkiem :) Na Maciejowej kilka fotek. Dawno tu nie byłem.
Zjazd to Rabki to już formalność, leci się pięknie. Ogólnie odcinek Stare
Wierchy – Rabka bardzo przyjemny i przystępny na rower. Wciągam coś na ciepło w
Żabce, dobijam atmosfer do oponek i przede mną jeszcze 60km asfaltu do Krk.
Nawet sprawnie to idzie. Z tym że zwiedzając krzaki koło rzeki w Mszanie,
wjeżdżam w MEGA OGROMNE GÓWNO. No rower po prostu tonie w psim (?) stolcu. Muszę szybko
pedałować żeby nie czuć tego smrodu, żeby pęd powietrza go wywiewał do tyłu. Na Slovnafcie w Kasinie dopadam myjkę i kosztem 4 polskich złotych zmywam cuchnący
ładunek. Jedna, druga przełęcz i dłuuugi i szybki zjazd do Dobczyc.
Oponki
pięknie buczą na asfalcie. Na szczęście nie ma dużych inwersji (nie ma zimnicy
w dolinach). W domu po 1 w nocy.
7.00 - 1.10
Kategoria > km 150-199, Terenowo