Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Turbacz 2

d a n e w y j a z d u 162.30 km 24.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Szczyt
Niedziela, 22 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025



https://photos.app.goo.gl/aVQewyhvfD46E5Pj6

https://connect.garmin.com/modern/activity/19516011195

Tak więc naszła mnie ochota na górki, tj. na MTB :) Ostatni raz byłem w górach kwietniu, a potem wiadomo, nadszedł najzimniejszy maj od 30 lat, a po nim urlop w Rabce. Szykuję zatem maszynę, tj. wzuwam terenowe laczki, i robię sobie jeden dzień odpoczynku. Stanęło na Turbaczu. Postanawiam nie ułatwiać sobie sprawy, i nie podwozić się pociągiem do New Targu, a pociągnąć w Gorce na własnych kołach.
Nawijam z mozołem asfalt na koła, i ciągnę w kierunku Gorców. Wieliczka, Dobczyce, Kasina, Mszana. Droga w góry jest jedna. Po drodze mijam kilka ciekawych zabytkowych furek Rajdu Koguta. Cała masa tych aut jest w Krakowie, i w okolicach. Postawiam iż Turbacz wciągał będę od Koniny. Najpierw czerwonym rowerowym/narciarskim na przeł. Borek, a potem żółtym na Turbacz. Tak chyba jeszcze nie wjeżdżałem (zjeżdżałem chyba tak). Z Mszany uderzam zatem na Niedźwiedź, a potem Koninę. Asfaltowa szosa ciągnie się wgłąb Gorców ładny kawałek. To chyba dobrze, w sensie małe ułatwienie – sporo wysokości nabiera się asfaltem. Upał narasta, ale pogoda wg prognoz ma być stabilna. 0,00000% szans na burze :) To bardzo ważne. Posilam się jeszcze domowej produkcji lodami, i po 13tej docieram wreszcie do bram Gorczańskiego Parku Narodowego, a zaraz potem – rowerowego szlaku. Szutrowym duktem lekko z początku nabiera się wysokości. Do czasu :) No tak. Teraz sobie przypomniałem. Ten akurat szlak to jest ten jeden, jedyny spośród wszystkich tych tras z Koninek/Koniny/Poręby wybrukowany otoczakami (kamulcami)… Raz w życiu nim jechałem, w dół. Pewnie dało by się coś podjechać, ale szkoda sił i nerwów. Prowadzę. Pod koniec tego odcinka spotykam gadatliwego dziadka na elektryku z silnikiem BOSCH. Spotkanie z tym dziadkiem znacząco wydłużyło mi czas podjazdu ;) Ale w końcu udało mi się wyrwać z tej dyskusji o cudach, zachwytach nad E-bikami i mogę spokojnie wlec się dalej pod górę. Bez żadnych je*anych silników. Cholerne kamulce kończą się, i można dalej jechać po szutrze/żwirze. Ani się obejrzałem, a jest przełęcz Borek. Stąd już tylko ostatnia prosta na Turbacz :) Ze 3km i 300m w pionie. Wydawało mi się że będzie więcej prowadzenia, a tymczasem większość podjechałem. Co prawda z tętnem 160-170 ale podjechałem ;) Napędza mnie wizja piwka w schronisku. Zauważyłem że do żółtych pasków szlaku domalowali żółte rowerki. To miło z Ich strony (zarządu GPN). Zlany potem docieram na wielką polanę, z którem dostrzegam już budynek schroniska na Turbaczu. To Czoło Turbacza. Jeszcze tylko przez tą polanę, kawałeczek czerwonym i jest schronisko. Tłumy nawet nieduże. Oczywiście jak zawsze reprezentacja elektryków to dobre 80% ogółu rowerzystów :D
Byłem świadkiem potencjalnie niebezpiecznego zdarzenia (zderzenia). Pan na rowerku postanowił sobie hopsnąć z małej pochylni koło budynku. Tymczasem prosto przed koła wbiegła mu mała dziewczynka. Zahamował tak że prawie jajami w kierę przywalił. "Pod schroniskiem się nie skacze" - tak skomentował to inny rowerzysta, i wg mnie ma rację. Hopsający Pan był rzecz jasna na e-bike. Przypadek? Nie sądzę. Jakby porzędnie hopnsął w dziewczynkę, to ta pewnie by zjechała tym czerwonym Land Roverem GOPRu co stoi za schroniskiem, żółtym szlakiem do Kowańca (szpital w N. Targu).
W schronisku standardowo wciągam piwko oraz naleśniczki. Wypada zaliczyć szczyt, wjechać pod obelisk. Wjechać/zjechać udało mi się tutaj całość. Nie wiem tylko co się stało z tą ścieżką na szczyt. Wygląda jakby jakieś tornado przeszło, albo jakby czołgiem ktoś tu wjeżdżał na Turbacz. Tak rozorane, tyle ziemi i kamieni. W kwietniu b.r. pierwszy raz to widziałem. Może jakieś drzewa wywozili? Ale to przecież park narodowy. Młoda godzina, dzień długi, pogoda stabilna, podejmuję więc decyzję że zjadę czerwonym aż do Rabki. Dawno nim nie jechałem. Jedzie się super, bo szlaki suche jak pieprz!!! Nigdy nie widziałem tej kamienistej rynny przed Obidowcem w takiej wersji, całkowicie bez błota!!! Jedyne ślady wody na szlaku to „wieczne kałuże” – zielone bagienka pełne różnej drobnej fauny oraz flory ;) Szybko docieram do Starych Wierchów, a jako że dobrze stoję z czasem, wciągam tu drugie piwko. Schronisko sporo mniejsze jak na Turbaczu. Stąd na Maciejową może z 15 minut drogi rowerkiem :) Na Maciejowej kilka fotek. Dawno tu nie byłem. Zjazd to Rabki to już formalność, leci się pięknie. Ogólnie odcinek Stare Wierchy – Rabka bardzo przyjemny i przystępny na rower. Wciągam coś na ciepło w Żabce, dobijam atmosfer do oponek i przede mną jeszcze 60km asfaltu do Krk. Nawet sprawnie to idzie. Z tym że zwiedzając krzaki koło rzeki w Mszanie, wjeżdżam w MEGA OGROMNE GÓWNO. No rower po prostu tonie w psim (?) stolcu. Muszę szybko pedałować żeby nie czuć tego smrodu, żeby pęd powietrza go wywiewał do tyłu. Na Slovnafcie w Kasinie dopadam myjkę i kosztem 4 polskich złotych zmywam cuchnący ładunek. Jedna, druga przełęcz i dłuuugi i szybki zjazd do Dobczyc.
Oponki pięknie buczą na asfalcie. Na szczęście nie ma dużych inwersji (nie ma zimnicy w dolinach). W domu po 1 w nocy.

7.00 - 1.10


Kategoria > km 150-199, Terenowo


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa apoto
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]