Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Bratysława II

d a n e w y j a z d u 447.10 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zapierdalacz
Czwartek, 12 czerwca 2025 | dodano: 28.06.2025



https://photos.app.goo.gl/o83n2nVW3BpWojco6

https://connect.garmin.com/modern/activity/19415927551
https://connect.garmin.com/modern/activity/19425349540
https://connect.garmin.com/modern/activity/19429535204
(ślad 1+2 - podzieliło mi aktywność na dwie części, i nie wiem jak to połączyć. Ślad 3 to standardowy powrót z Trzciany do Rabki)

Tak więc przyszła pora na drugi długi trip tego urlopu. Wychodzi mi że skoro w środę była słaba pogoda i zrobiłem krótką rekreacyjną traskę, trzeba ruszać w czwartek. Bo w czwartek ma być ładna pogoda jakbym zrobił jakieś 100+km to w piątek byłbym zmęczony przed długą trasą. Prognozy pogody na 4 najbliższe dni czw-ndz są wręcz znakomite. Stabilna gorąca pogoda, praktycznie zerowe ryzyko burz oraz północny wiatr. Tak więc w środę wieczorem robię eksperymentalne kanapki (czyt.: kanapki z tym co zostało w lodówce), idę wcześnie spać. A wstępnym planem jest Gyor na Węgrzech, jeszcze nie byłem.

Start 7.30. Miałem myśli czy dla odmiany nie polecieć początek trochu inną drogą, objechać jezioro przez Namiestów. Ale przypomniało mi się że tam jest spory podjazd do wciągnięcia, a mnie teraz nie zależy na wciąganiu sporych podjazdów, ino na dotarciu do Gyor :) Tak że jadę DW przez przeł. Pieniążkowicką na Czarny Dunajec, a potem obiorę ścieżkę rowerową do Trzciany. Miałem smaka na Zboczka (taki hamburger) w Dzikim Byku w Cz. Dunajcu, ale niestety jeszcze mają zamknięte. Trudno. Na razie lecę na eksperymentalnych kanapkach i żelkach energetycznych z Deca. W Cz. Dunajcu obieram super szlak rowerowy, i kurs na Słowację. Rześki trochę poranek ustępuję coraz bardziej gorącej aurze. Szlak jest bardzo piękny i bardzo widokowy. Raz dwa jestem w Trzcienie, i siup na krajową szosę. O tak. Prognozy sprawdziły się i leci się pięknie z wiatrem. Z rzadka tylko zrzucam z blatu. Bardzo szybko mija odcinek przez Twardoszyn, Oravsky Podzamok, Dolny Kubin. Tu małe zakupy. Oczywiście dzielnie kontynuuję swe postanowienie ZERO ENERGOLI :) Idą zamiast tego soki, napoje owocowe/izotoniczne plus kapsułka kofeiny. BARDZO sprawnie docieram do Kralovan, a zaraz potem koła szybko mnie niosą do Martina. Tak duje w plecy. Tak że fotek jest bardzo mało z tego odcinka. Idzie do tego stopnia sprawnie, że w Martinie jestem za dnia – przed 17tą! A zazwyczaj gdzieś w tych okolicach łapie mnie wieczór. Miałem plan taki, żeby wciągnąć tutaj w Macu hamburgera, albo i dwa (nie jadłem nic ciepłego tej trasy), oraz dobić telefon. Niestety okazuje się że pełno ludzi, i miejsca przy gniazdkach z prądem pozajmowane. Odpuszczam więc temat jedzenia, jak i ładowania tel. Właściwie to nie wiem dlaczego zrezygnowałem z jedzenia. Trzeba było chociaż coś zjeść, a telefon olać. Błąd. Powoli jednak będzie zbliżał się wieczór a potem noc. A ja nie jadłem ciągle nic ciepłego, a z zapasów zostało mi kilka żelek oraz 1,5l wody. Przelatuję jakoś przez Martin, oczywiście nic nie jem ani nic nie kupuję :D Wiatr już nie jest taki korzystny. Wyjeżdżam z miasta główną cestą numer 18. Pociągi TIRów, masakra. Z ulgą zjeżdżam za kawałek w boczną drogę nr 519 na Nitranskie Pravno, Prievidzę. Zaczynają się podjazdy, tempo spada. Pomimo zbliżającego się wieczora, żar dalej leje się z nieba. Wokół, w oddali po wszystkich chyba stronach świata łańcuchy jakichś gór. Ile tych gór tutaj jest na Słowacji! Pierwszy mały kryzysik mnie łapie, ale jakoś ciągnę siłą żelek ;) No tak – kwestia zakupów dalej nierozwiązana. Ilość żelek maleje z 7 do 5. Do tego 1,5 czystej wody. Mogę nie dożyć na tym do rana :D Robię pauzę, i przypominam sobie że już tą drogą kiedyś jechałem, chyba w ub. roku. Przypominają mi o tym 3 wielkie betonowe rynny, pamiętam je dokładnie. Odpoczywałem przy nich, tylko że w nocy. Strasznie zamrówczona okolica, mrówki są wszędzie i uprzykrzają odpoczynek. Wreszcie widzę obiekt który zawsze dodaje sił do dalszej wędrówki – maszt nadajnika. Takowe maszty często znajdują się na szczytach wzniesień, tak było i tym razem. Następuje zzzzjaaaazddd :) W połowie zjazdu hamowanie. Oaza z wiaderkiem prądu do telefonu! No tak, pamiętam ten nowiutki przystanek autobusowy, wraz z wszystkomającą, ładowarką do wszystkiego! Takie cudo stoni nie w środku jakiegoś miasta, tylko na zadupiu, koło zabitej dechami wsi. Kiedyś też dopadłem ją, tylko że w nocy. Dobijam trochę telefon, trochę zegarek. W wyniku nie wiem czego aktywność zaczęła mi się zapisywać od nowa… Już myślałem że wcięło mi cały dotychczasowy ślad, ale nie, na szczęście nie. Wszystko wgra się do serwisu Garmina, tylko że chwilę to zajmie. Przed wieczorem docieram do Nitry. Tylko że na razie jest to rzeka Nitra. Do miasta Nitry jeszcze kawał drogi. Na razie jest niebrzydkie nawet jak na słowackie zadupia miasteczko Nitranskie Pravno. Jest jakiś mały otwarty sklepik, ale nawet nie chce mi się wchodzić, wolę większe samoobsługowe markety. Wskakuję na główniejszą, dwucyfrową drogę nr 64. Przed nocą docieram jeszcze do Prievidzy. Tu, w ostatniej chwili dopadam otwarty Slovnaft, i kupuję małe zapasy na noc. Jakaś buła, wafelki, napoje itp. Chyba jestem uratowany, nie wiem czy na tych 5 żelkach bym dotrwał do świtu :D Małe zwiedzanie Prievidzy. Pamiętam to miasto, byłem tu kiedyś, tylko że nocą. Zwłaszcza zapadł mi w pamięć plac z kolumną z rzeźbą na szczycie, oraz ogromna płaskorzeźba. Jacyś tam dawni rolnicy, ludzie pracy itp. Po długim czerwcowym dniu zapada wreszcie noc. Po małym błądzeniu trafiam wreszcie z powrotem na główną cestę nr 9/64, smer: Nitra! (smer to po SK kierunek). Miałem co to tej drogi pewne obawy, że jest to droga z jakimś zakazem dla rowerów. Ale gdy wyprzedza mnie pewien szoszon, i widzę w oddali jak Jego czerwona lampka sunie już po tej drodze, uspokoiło mnie to. Chwilę po nim wjeżdżam i ja. Normalne niebieskie znaki, nie zielone jak na ekspresówkach/autostradach. Zwykła krajówka, tylko że dwupasmowa. Przejeżdżam przez Novaky, i tu droga 9/64 dzieli się na dwie. Ja obieram tą nr 64. W ramach zwiedzania zaliczam jakiś tam parczek, oraz robię kilka fotek zakładów przemysłowych na peryferiach. Noc jest pogodna i bezchmurna. Z jednej strony to dobrze, z drugiej niedobrze, bo taka bezchmurna noc może być zimna (i taka będzie). Mijam kilka pomniejszych miasteczek, bardziej charakterystyczne z nich to chyba Topolcany. Jest coraz zimmmniej, temperatura spada do raptem jakichś 5 stopni powyżej zera. Ubieram wszystko co mam, tj. długie spodnie, dwie kurtki, czapkę i długie rękawiczki. Coś to tam daje, ale co chwila muszę się zdrzemnąć na przystanku, i po każdej takiej drzemce coraz bardziej zamarzam. Jeszcze jedno dłuższe kimanko i wreszcie świt. Czyli apogeum zimnicy :) Ciągnę jakoś siłą woli, przecież może być tylko lepiej, tj. cieplej. Z plusów raczej płaskie tereny. Na zjazdach mogło by być nieciekawie w tej zimnicy. Wtem widzę kolejny checkpoint – na horyzoncie wyłania się zamek na wzgórzu. Tak, to musi być Nitra :) I jest – o 6 rano docieram do tego miasta. Zaliczam je pierwszy raz. Po odcinku ruchliwą wlotówką i niebezpiecznym przejeździe przez węzeł drogowy, wbijam do centrum. Przejeżdżam przez park, docieram pod wspomniane wzgórze zamkowe. Kilka fotek starówki, i stromą brukowaną drogą wspinam się pod zamek. A może to jest jakaś świątynia, kościół? Być może dwa w jednym. Przed wejściem na dziedziniec zamku/kościoła jest taras widokowy. Rozpościera się stąd fenomenalna panorama Nitry. W tym widok na sąsiednie wzgórze, z jakaś wieżą TV (?) na szczycie. Wstaje kolejny piękny, słoneczny dzień. Wchodzę na dziedziniec zamku. Jest tam pomnik naszego Papieża, oraz kolejna porcja widoczków, w inną stronę. I chyba tyle, do środka wchodził przecież nie będę, jakieś bilety pewnie trzeba itp. Z innych atrakcji standardowa, nieduża kolumna dziękczynna, oraz jakieś wielkie okrągłe kamienne COŚ. (na środku tego zdjęcia) Wygląda jak górna część wielkiego dzwonu, ale to na pewno nie to. Inne co przychodzi mi na myśl to podobnie wyglądają pancerne kopuły strzelnicze podziemnych fortów, ale to tym bardziej nie to :D Tymczasem zagaduje mnie miejscowy ksiądz. Okazuje się że całkiem dobrze mówi po polsku, i że podobnie jak ja ma na imię Piotr. Rozmawiamy dłuższą chwilę, mówię skąd jadę, dokąd, po co i dlaczego. Trochę o polityce, o złodzieju Fico, i złodzieju Tusku. Trochę o Wojtyle, żartują sobie na Słowacji że to jest Ich papież, bo często jeździł tu na nartach. Trochę o geografii, miastach Polski. Ksiądz Piotr urzędował też kiedyś w Krakowie. Próbuje mi On też wyjaśnić co to jest to wielkie kamienne coś. Ale niestety bariera językowa w specjalistycznym, kościelnym słownictwie okazuje się zbyt duża. Wiem tylko tyle że jest to element związany z Liturgią, Mszą Świętą. Co ciekawe chłop w ogóle nie porusza tematu wiary, czy ja wierzę czy też nie. Kończymy tą sympatyczną pogawędkę, i muszę się zbierać w dalszą drogę, do Bratysławy. No tak – Bratysławy. W międzyczasie podjąłem decyzję, że jednak odpuszczam Gyor. Za wolno to idzie, nie mam siły ani ochoty. Pewnie i był dał radę, ale z tego Gyoru do Bratysławy dotarłbym wieczorem. A ja wolę wykąpać się w Złotych Piaskach za dnia, w ciepłej wodzie. I sobie na spokojnie poszwędać się po mieście, a nie lecieć od razu na pociąg. Robi się coraz bardziej gorąco. Zanim opuszczę miasto, jeszcze tylko szybkie zakupy w Tesco. Ciągle, od początku trasy nie jadłem nic na ciepło. Ale chcę jak najszybciej dolecieć do tej Bratysławy, i tam sobie coś na spokojnie zjeść. Na razie zadowalam się suchym prowiantem. Z Nitry wylatuję 3-cyfrową drogą na Salę, i Cabaj Capor. Jakieś podjazdy wyrastają po drodze, do tego gorąc i senność. Mam trochu dość. Cabaj Capor to całkiem spore zakłady przemysłowe, i tylko tyle zapamiętałem z tej miejscowości. Po drodze dosypiam, dodrzemuję na przystanku, zbieram jakoś chęci i siły do dalszej jazdy. Z większych miasteczek po drodze jeszcze Sala i Galanta. Ciężko to idzie, odpoczywam w cieniu na krzakach. Droga 62 między Galanta a Senec to chyba apogeum kryzysu. Droga z betonowych nierównych płyt, pomiędzy którymi są szpary połączone z uskokiem. Co kilka metrów jebnięcie w koło, w kierownicę, i co za tym idzie w moje obolałe dłonie. Nie ma jak chwycić kierownicy żeby nie bolało. Obok mnie przez te uskoki z hukiem, łomotem przelatują na pełnej prędkości pociągi TIRów… Każdy kryzys w długiej trasie kiedyś jednak się kończy. Kończy się i tym razem, gdy docieram do znanego już Senec :) Znajome okolice. W oddali elektrownia atomowa, majaczy też wieża TV na wzgórzu w Bratysławie. Zaraz potem pierwsze małe jeziorka. Wieża TV rośnie w oczach, tzn. przybliżam się do celu :) Oto i jest! BRATISLAVA!!! Docieram o godz. 16.00, czyli niemal dokładnie tak jak tydzień temu :) Program zwiedzania zaczynam jak zawsze od odświeżającej kąpieli w Złotych Piaskach (zalew na przedmieściach). Potem objeżdżam zalew dookoła terenową ścieżką, i kieruję się do centrum. Bilety na pociąg można kupić przez Internet (16 EUR), tak że na dworzec nie muszę wcześniej zajeżdżać. Na początek wciągam PYSZNEGO kebaba. Dawno nie jadłem tak świeżego mięsa i tak świeżych, lekkich frytek :O Zamek dziś odpuszczam, nie chce mi się dymać pod górę, byłem tydzień temu. Zwiedzam głównie starówkę, tam przyglądam się gwarowi nocnego życia miasta. Oraz dwóm koncertom – jeden Słowackiej, a drugi Węgierskiej kapeli. Zwłaszcza Ci drudzy dają czadu :) Nie wiem co to za zespół, ale chyba rock jakiś. Przejeżdżam jeszcze przez pełen OGROMNYCH platanów park po drugiej stronie Dunaju. Platany prawie jak w Budapeszcie, na Wyspie Św. Małgorzaty :) Zaliczam też co za tym idzie dwa mosty. Słynny most SNP, oraz „Stary Most” – tak jest on opisany na mapie. Parę fotek tu, parę fotek tam. Penetruję również różne mroczne zaułki tego ciekawego miasta ;) Z ciekawostek widziałem 4-osiowy, 3-członowy trolejbus. Z wyglądu jaka Solaris, ale ma logo Skody. Może licencja jakaś, albo co? No jakoś musi sobie radzić to spore miasto, metra się nie dorobili ciągle. Oczywiście przeszkadza trochę senność, kilka razy musiałem kimnąć na ławeczkach, murkach itp. Gdy zbliża się godzina 3-cia, jak zbliżam się powoli do Hlavnej Stanicy. Dworzec zamknięty w godzinach 0.00 – 3.00. Nic dziwnego, jest tu trochę syf, sporo bezdomnych i innych podejrzanych typów. Jakby był otwarty byłoby więcej bezdomnych, i więcej syfu. Odjazd 3.27. Zdążam coś tam kupić w automacie do picia, ale do jedzenia już nie. Bistra wszystkie pozamykane. Ale to nic, bo przez sen nie czuje się głodu ;) A podróż pierwszym pociągiem mija mi głównie właśnie na spaniu. Ustawiam oczywiście budzik żeby nie przespać przesiadki. W Kralovanach po 6 rano. Położona między górami, w dolinie Wagu stacyjka tonie w chmurach, i rześkim chłodzie poranku. Tu na stacji zdążam kupić więcej w automatach. Drugi etap kolejowej podróży to stary spalinowy szynobus do Trsteny. Ten sam od lat, i tak samo od lat tłucze się nieśpiesznie po koślawych szynach, łomocząc co chwila kołami o przerwy w szynach – taki stary jest tutaj tor. Tym razem planowo udaje mi się dotrzeć do Trzciany, a nie do Niżnej. Przede mną ostatnia prosta – ok. 50km do Rabki. Do Czarnego Dunajca moją ulubioną ścieżką rowerową, idącą szlakiem dawnej linii kolejowej. Poranne mgły szybko ustępują, i robi się piękna, słoneczna pogoda. Dziś idzie mi dużo lepiej niż tydzień temu, kryzysu brak :) W pewnym momencie łapię wręcz drugi oddech, i ścigam się z jakimś kolesiem na szosówce (nie wiem czy to było mądre). W Czarnym Dunajcu tym razem Dziki Byk otvoreny na szczęście :) Wciągam ociekającego tłuszczem burgera tak aby do Rabki nie brakło mi mocy. Te z Maca się nie umywają do tego giganta, a cena znośna (chyba 35zł). W dobrej formie wciągam przełęcz Pieniążkowicką, a końcówka to już formalność :) Sru w dół wojewódzką przez Rabę Wyżną, Rokiciny, Chabówkę do Rabki. Jakieś tam zakupy w centrum, i jeszcze tylko dotoczyć się na kwaterę - ostatni podjazd. W domu o 13.30.

W sumie udana wycieczka. Gyoru co prawda nie osiągnąłem, ale pierwszy raz dotarłem do Nitry, zaliczyłem też trochę nowych dróg. Po prostu taka Bratysława inną drogą wyszła :)

7.30 (czw) - 13.30 (sb)


Kategoria > km 400-499, Powrót pociągiem, Rabka 2025


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iazap
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]