3ci Turbaczyk & Gorc :)
d a n e w y j a z d u
129.60 km
27.50 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wędrowiec
https://photos.app.goo.gl/5V8NX8hVuFdxRHqD6
https://www.alltrails.com/explore/map/7-08-2024-turbaczyk-3-1d94108?u=m&sh=qek9hh
Chrzest bojowy Wędrowca ;) Do tej pory jeździłem na nim
tylko po mieście, na kurierce. Ale trzeba sprawdzić co to warte w swoim
naturalnym środowisku, tj. w terenie :)
Padło na Turbaczyk. Wahałem się nad innemi górkami, ale
wizja piwka i naleśniczków ze schroniska była zbyt silna. Chciałem podjechać do
New Targu pociągiem o 5.30, tym co ostatnio gdy startowałem na Budapeszt. Ale
nie ma, zlikwidowany. Pewnie nowy rozkład od września wszedł. Najwcześniejszy
pociąg o wpół do ósmej. Na ten też się udaję. W pociągu frekwencja duża, ale to
stary EZT, więc rowerów wejdzie tu każda ilość. Po drodze obmyślam plan ataku
na szczyt. Wynalazłem na mapie drogę którą jeszcze nie jechałem: czarny rowerowy z
Ostrowska, do Bukowiny Waks. I końcówka potem już jest jedna,
czarny/niebieski/żółty/zielony pod schronisko. W N. Targu przed 11tą. W mieście
wciągam kebaba, kupuję jakieś picie, i wyjeżdżam z miasta Velo Dunajec. W Ostrowsku bez problemu odnajduję oznaczenia czarnego
rowerowego. Asfaltowa ścianka kończy się, i wjeżdżam w teren. Ale jaki teren!
No czegoś takiego się nie spodziewałem. Szlak jest de facto rynną wysypaną piachem. W górach też susza. Przy normalnej pogodzie tą rynną pewnie płynie
błoto. Ale da się jechać, to nie jest kopny piach, tylko takie wyschnięte na
wiór, zbite błoto raczej. Na drzewach pierwsze żółte liście. Albo susza, albo już jesień. Albo jedno i drugie. Mała regulacja przerzutek, zmniejszanie ciśnienia w
oponkach itp. Jakieś tam fotki, walka z samowyzwalaczem na 10 sek… Niemal
całość do podjechania, super. Tylko gdy mija mnie jakaś terenówka to tumany
kurzu długo unoszą się potem w powietrzu. Pot leje się strumieniami, taki
ukrop. Znajduję oznaczenia, strzałki do jakiegoś „Pomnika Ogniowców”. Odbijam
ze szlaku aby obadać ten temat, ale zawracam, szkoda czasu. Docieram do Bukowiny Waks. i dalej już znana droga. Mijam wycieczkę klubu rowerowego "Bez Kasku". Kasków nie mają za to silniki w fullach - owszem. Co za idioci :D Tymczasem pod górę nachylenia rozsądne, mało kamieni, prawie całość
do podjechania. Podjazd zajął mi od asfaltu na spokojnie 1,5 godzinki, z
odpoczynkami. Pod schroniskiem przed 15tą tak że młoda godzina. Naleśniczki, 2 piwka, zwiedzanie schroniska, fotki itp… Uwielbiam to miejsce. Potem atakuję
jeszcze sam szczyt góry, z obeliskiem – fajna ścieżka po korzonkach. Plan
powrotu obmyśliłem zaś ciekawy – wrócę przez Gorc :) Raz tylko byłem na tej
górze, parę lat temu. Tak więc przez Długą Halę, Kiczorę jadę na Jaworzynę Kam. Trochu się
zasiedziałem przy Kapliczce Bulandy. Ale to miejsce sprzyja takiej zadumie,
przemyśleniu pewnych spraw. Czasu było niby tak dużo a już zrobiło się po
17tej. Do zachodu Słońca niecałe 2 godzinki, trza się spieszyć. Zielonym szlakiem
kieruję się na Gorc. Trochu nielegal, bo to Park Narodowy, i przekreślone małe
rowerki na słupkach, ale co zrobić. I tak uważam że szkody dla przyrody czynię
tysiąc razy mniejsze niż jeden motór krosowy jadący pierwszą lepszą leśną
drogą. Zresztą te przekreślone rowerki na tych słupkach są takie malutkie…
Tabliczki może 10x10cm… Jak takie malutkie to mozie jednak wooolnoo tym
lowelllkiemmmm…??? Szlak stanowi wąska ścieżka, zagubiona w gąszczu
gorczańskiej roślinności. Może to dlatego zakaz, z piechurem się nie wyminie.
Ale o tej godzinie pustki na szlaku. Ścieżka łagodnie opada w dół, no super się
śmiga po tych korzonkach :) Dookoła na wpół uschły świerkowy
las. Naprawdę magiczne miejsce. Potem szlak się poszerza, do rozmiaru zwykłej leśnej drogi. Robi się całkiem chłodno,
po upale nie ma śladu. Mijam polanę z ławeczkami – Przysłop. Jeszcze kawałek
leśną drogą. Potem szlak odbija z tej drogi w lewo. w wąską, i stromą zarośniętą ścieżkę. Ale nie
taką jak na początku zielonego szlaku. Po prostu ciężki wypych, wspinaczka, tarmoszenie
roweru na ramieniu pod górę… Do tego
obleciało mnie stado much. No trochu mam dość.. Za to za plecami super widoki, morze gór! W międzyczasie gdzieś
znikły zielone oznaczenia szlaku, nie wiem czy dobrze idę… Tak, dobrze :)
Wyłania się na końcu tej ścieżki wielka sylwetka wieży widokowej na Gorcu! Uff…
Nie chciałbym zabłądzić w górach, bo jest 18.30. Triumfalny wjazd, ostatnie
metry na rowerze, nie z rowerem ;) Kawał wieży. 27m drewniana konstrukcja robi
wrażenie, przecież to jest wysokość 8-piętrowego budynku. Oprócz tego różne
ławeczki, tablice, kamienie pamiątkowe, itp. Jest nawet apteczka dla turystów
na słupku. Wbiegam na szczyt, bo czasu mało! Rozglądam się szybko dookoła, rzut
oka na panoramę, kilka zdjęć, nie ma czasu na dłuższą kontemplację. Dwóch
piechurów chyba szykuje się tu do noclegu. Szczyt wieży jest bowiem zadaszony,
a pięterko poniżej ma pełne drewniane ściany, i może służyć jako schronienie
przed burzą/deszczem. Zbiegam na dół, i trzeba lecieć. Zachód Słońca za jakieś
10 minut :) Pierwotny plan zakładał zjazd nowym (w sensie nie jechanym przeze
mnie), niebieskim szlakiem na przeł. Przysłop. Tak skróciłbym sobie ZNACZNIE
drogę, i nie musiałbym okrążać szosą No. 968 Wielkiego Wierchu, no i wspinać
się na tą przełęcz Przysłop asfaltem. Ale jak patrzę na mapę ten niebieski to jest ładnych 6km
stromego szlaku. Trochu strach o zachodzie Słońca się w takie coś pakować.
Wybieram bezpieczniejsza opcję. Zjazd purpurowym (bo to jest chyba taki kolor)
szlakiem rowerowym na przeł. Wierch Młynne, i tam już asfalt. Idzie raz dwa, w
miarę gładka leśna droga. Stromizny też czasem są, pewnie odcinki sprowadzam, szkoda ryzykować gleby w tym półmroku, szkoda hamulców. Zjazd
na Młynne zajął mi pół godzinki. Niebieskim szlakiem na pewno zeszło by mi
dłużej. Już całkiem ciemnawo. Jak zwykle przyrżnąłem łbem w za niską wiatę nad
stołem, zawsze w nią przywalam. Dlatego nigdy nie zdejmuję na Młynnem kasku ;) Dorzucam
trochu wiatru w oponki, wzuwam kurtalon, zakładam lampecki i zbieram się du
dom. Jest wpół do ósmej, przede mną jakieś 90km asfaltu, pewnie wrócę koło
2-giej w nocy (nie myliłem się). Zjazd do Zasadnego jest BARDZO stromy, tu są
maxy pod 20%! W Szczawie już ciemno. Reszta drogi bez przygód. Noga podaje,
gładko wciągam kolejne podjazdy, Przełęcze: Przysłop, Wielkie Drogi,
Wierzbanowską no i na koniec hopki Pogórza Wielickiego. Czuć inwersje, w
dolinach chłodek, na górze ciepło.
Udany trip, Turbaczyk zaliczony, do tego Gorc. Szkoda tylko
że na wieży dłużej nie posiedziałem i widoków się nie naoglądałem.
Dobry (jak
na mnie) współczynnik „MTB w MTB”: 27,5km / 129,6km = 21,2. Dokładnie 21,2 % MTB w MTB.
(zdarzają mi się wyniki kilkuprocentowe)
Wędrowiec sprawdził się bardzo dobrze, wytrzymał trudy
rąbania po Beskidzkich kamolach i korzeniach. Tzn. tyle koło złapało mały
luzik, ale już go skasowałem.
7.10 - 2.15
Kategoria > km 100-149, Terenowo
komentarze