Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

3ci Turbaczyk & Gorc :)

d a n e w y j a z d u 129.60 km 27.50 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wędrowiec
Sobota, 7 września 2024 | dodano: 18.09.2024



https://photos.app.goo.gl/5V8NX8hVuFdxRHqD6

https://www.alltrails.com/explore/map/7-08-2024-turbaczyk-3-1d94108?u=m&sh=qek9hh

Chrzest bojowy Wędrowca ;) Do tej pory jeździłem na nim tylko po mieście, na kurierce. Ale trzeba sprawdzić co to warte w swoim naturalnym środowisku, tj. w terenie :)

Padło na Turbaczyk. Wahałem się nad innemi górkami, ale wizja piwka i naleśniczków ze schroniska była zbyt silna. Chciałem podjechać do New Targu pociągiem o 5.30, tym co ostatnio gdy startowałem na Budapeszt. Ale nie ma, zlikwidowany. Pewnie nowy rozkład od września wszedł. Najwcześniejszy pociąg o wpół do ósmej. Na ten też się udaję. W pociągu frekwencja duża, ale to stary EZT, więc rowerów wejdzie tu każda ilość. Po drodze obmyślam plan ataku na szczyt. Wynalazłem na mapie drogę którą jeszcze nie jechałem: czarny rowerowy z Ostrowska, do Bukowiny Waks. I końcówka potem już jest jedna, czarny/niebieski/żółty/zielony pod schronisko. W N. Targu przed 11tą. W mieście wciągam kebaba, kupuję jakieś picie, i wyjeżdżam z miasta Velo Dunajec. W Ostrowsku bez problemu odnajduję oznaczenia czarnego rowerowego. Asfaltowa ścianka kończy się, i wjeżdżam w teren. Ale jaki teren! No czegoś takiego się nie spodziewałem. Szlak jest de facto rynną wysypaną piachem. W górach też susza. Przy normalnej pogodzie tą rynną pewnie płynie błoto. Ale da się jechać, to nie jest kopny piach, tylko takie wyschnięte na wiór, zbite błoto raczej. Na drzewach pierwsze żółte liście. Albo susza, albo już jesień. Albo jedno i drugie. Mała regulacja przerzutek, zmniejszanie ciśnienia w oponkach itp. Jakieś tam fotki, walka z samowyzwalaczem na 10 sek… Niemal całość do podjechania, super. Tylko gdy mija mnie jakaś terenówka to tumany kurzu długo unoszą się potem w powietrzu. Pot leje się strumieniami, taki ukrop. Znajduję oznaczenia, strzałki do jakiegoś „Pomnika Ogniowców”. Odbijam ze szlaku aby obadać ten temat, ale zawracam, szkoda czasu. Docieram do Bukowiny Waks. i dalej już znana droga. Mijam wycieczkę klubu rowerowego "Bez Kasku". Kasków nie mają za to silniki w fullach - owszem. Co za idioci :D Tymczasem pod górę nachylenia rozsądne, mało kamieni, prawie całość do podjechania. Podjazd zajął mi od asfaltu na spokojnie 1,5 godzinki, z odpoczynkami. Pod schroniskiem przed 15tą tak że młoda godzina. Naleśniczki, 2 piwka, zwiedzanie schroniska, fotki itp… Uwielbiam to miejsce. Potem atakuję jeszcze sam szczyt góry, z obeliskiem – fajna ścieżka po korzonkach. Plan powrotu obmyśliłem zaś ciekawy – wrócę przez Gorc :) Raz tylko byłem na tej górze, parę lat temu. Tak więc przez Długą Halę, Kiczorę jadę na Jaworzynę Kam. Trochu się zasiedziałem przy Kapliczce Bulandy. Ale to miejsce sprzyja takiej zadumie, przemyśleniu pewnych spraw. Czasu było niby tak dużo a już zrobiło się po 17tej. Do zachodu Słońca niecałe 2 godzinki, trza się spieszyć. Zielonym szlakiem kieruję się na Gorc. Trochu nielegal, bo to Park Narodowy, i przekreślone małe rowerki na słupkach, ale co zrobić. I tak uważam że szkody dla przyrody czynię tysiąc razy mniejsze niż jeden motór krosowy jadący pierwszą lepszą leśną drogą. Zresztą te przekreślone rowerki na tych słupkach są takie malutkie… Tabliczki może 10x10cm… Jak takie malutkie to mozie jednak wooolnoo tym lowelllkiemmmm…??? Szlak stanowi wąska ścieżka, zagubiona w gąszczu gorczańskiej roślinności. Może to dlatego zakaz, z piechurem się nie wyminie. Ale o tej godzinie pustki na szlaku. Ścieżka łagodnie opada w dół, no super się śmiga po tych korzonkach :) Dookoła na wpół uschły świerkowy las. Naprawdę magiczne miejsce. Potem szlak się poszerza, do rozmiaru zwykłej leśnej drogi. Robi się całkiem chłodno, po upale nie ma śladu. Mijam polanę z ławeczkami – Przysłop. Jeszcze kawałek leśną drogą. Potem szlak odbija z tej drogi w lewo. w wąską, i stromą zarośniętą ścieżkę. Ale nie taką jak na początku zielonego szlaku. Po prostu ciężki wypych, wspinaczka, tarmoszenie roweru na ramieniu pod górę… Do tego obleciało mnie stado much. No trochu mam dość.. Za to za plecami super widoki, morze gór! W międzyczasie gdzieś znikły zielone oznaczenia szlaku, nie wiem czy dobrze idę… Tak, dobrze :) Wyłania się na końcu tej ścieżki wielka sylwetka wieży widokowej na Gorcu! Uff… Nie chciałbym zabłądzić w górach, bo jest 18.30. Triumfalny wjazd, ostatnie metry na rowerze, nie z rowerem ;) Kawał wieży. 27m drewniana konstrukcja robi wrażenie, przecież to jest wysokość 8-piętrowego budynku. Oprócz tego różne ławeczki, tablice, kamienie pamiątkowe, itp. Jest nawet apteczka dla turystów na słupku. Wbiegam na szczyt, bo czasu mało! Rozglądam się szybko dookoła, rzut oka na panoramę, kilka zdjęć, nie ma czasu na dłuższą kontemplację. Dwóch piechurów chyba szykuje się tu do noclegu. Szczyt wieży jest bowiem zadaszony, a pięterko poniżej ma pełne drewniane ściany, i może służyć jako schronienie przed burzą/deszczem. Zbiegam na dół, i trzeba lecieć. Zachód Słońca za jakieś 10 minut :) Pierwotny plan zakładał zjazd nowym (w sensie nie jechanym przeze mnie), niebieskim szlakiem na przeł. Przysłop. Tak skróciłbym sobie ZNACZNIE drogę, i nie musiałbym okrążać szosą No. 968 Wielkiego Wierchu, no i wspinać się na tą przełęcz Przysłop asfaltem. Ale jak patrzę na mapę ten niebieski to jest ładnych 6km stromego szlaku. Trochu strach o zachodzie Słońca się w takie coś pakować. Wybieram bezpieczniejsza opcję. Zjazd purpurowym (bo to jest chyba taki kolor) szlakiem rowerowym na przeł. Wierch Młynne, i tam już asfalt. Idzie raz dwa, w miarę gładka leśna droga. Stromizny też czasem są, pewnie odcinki sprowadzam, szkoda ryzykować gleby w tym półmroku, szkoda hamulców. Zjazd na Młynne zajął mi pół godzinki. Niebieskim szlakiem na pewno zeszło by mi dłużej. Już całkiem ciemnawo. Jak zwykle przyrżnąłem łbem w za niską wiatę nad stołem, zawsze w nią przywalam. Dlatego nigdy nie zdejmuję na Młynnem kasku ;) Dorzucam trochu wiatru w oponki, wzuwam kurtalon, zakładam lampecki i zbieram się du dom. Jest wpół do ósmej, przede mną jakieś 90km asfaltu, pewnie wrócę koło 2-giej w nocy (nie myliłem się). Zjazd do Zasadnego jest BARDZO stromy, tu są maxy pod 20%! W Szczawie już ciemno. Reszta drogi bez przygód. Noga podaje, gładko wciągam kolejne podjazdy, Przełęcze: Przysłop, Wielkie Drogi, Wierzbanowską no i na koniec hopki Pogórza Wielickiego. Czuć inwersje, w dolinach chłodek, na górze ciepło.

Udany trip, Turbaczyk zaliczony, do tego Gorc. Szkoda tylko że na wieży dłużej nie posiedziałem i widoków się nie naoglądałem.

Dobry (jak na mnie) współczynnik „MTB w MTB”: 27,5km / 129,6km = 21,2. Dokładnie 21,2 % MTB w MTB. (zdarzają mi się wyniki kilkuprocentowe)

Wędrowiec sprawdził się bardzo dobrze, wytrzymał trudy rąbania po Beskidzkich kamolach i korzeniach. Tzn. tyle koło złapało mały luzik, ale już go skasowałem.

7.10 - 2.15


Kategoria > km 100-149, Terenowo


komentarze
Pidzej
| 10:02 sobota, 21 września 2024 | linkuj Może przesadziłem, kij z hamulcami. Ogólnie sytuacja taka: jest chwila po zachodzie Słońca, ciemny las, zjazd ze 30%, ja jestem zmęczony, do asfaltu, cywilizacji zostało kilka km, a mnie udało się do tej pory nie wyglebić. Szkoda byłoby ryzykować i wyglebić na tych ostatnich kilometrach i leżeć poobijany w nocy w lesie. Po prostu wolałem odpuścić i sprowadzić najstromsze odcinki niż ryzykować.
Gość | 18:50 piątek, 20 września 2024 | linkuj Pierwsze słyszę żeby komuś było szkoda hamulców w rowerze ????
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa siepr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]