Zakopane
d a n e w y j a z d u
236.40 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:60.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zapierdalacz
No wreszcie udało mi się
dotrzeć do Zakopanego :) Aby tego dokonać wstać musiałem o nieludzkiej jak dla
mnie porze, godz. 6.00. Wyjazd 6.45. Pogoda z samego rana bardzo ciepła, chwilowo
prawie upalna. Straszyli jednak w godzinach popołudniowych wielkimi burzami. I
rzeczywiście, już za Wiśniową na błękitnym do tej pory niebie zauważyłem
pierwsze wyłaniające się zza górskich grzbietów piętrzące się wysoko, burzowe
bałwany. W Mszanie zakupy w Biedrze a w Rabce znad Gorców spływa wielka ciemna chmura ze smugami opadowymi. Ale Rabkę minęła bokiem, chyba tylko nad górami
padało. Wciągam cheesburgera w moim ulubionym bistro na dworcu i lecę dalej.
Dolna część Rabki cała rozkopana, jeden wielki plac budowy. Ma to związek z
odbudową nieczynnej linii kolejowej. Obieram DW na Czarny Dunajec. Teraz
różnego rodzaju chmur jest już mnóstwo, niebieskiego nieba coraz mniej. Chwila
wahania czy nie skrócić trasy i nie odbić w Sieniawie na N. Targ. Ale nie,
planem jest Zako. Wspinam się zatem na przeł. Pieniążkowicką. Stąd pierwszy
widok na panoramę Tatr w całej okazałości. Chwilowy powrót Słońca. Oczywiście
to tylko punktowe polepszenie pogody, dziura w niebie bez chmur ;) Bo dookoła
jest coraz bardziej grubo. Śledzę oczywiście radary burzowe. Co nie dziwne w
Czarnym Dunajcu wjeżdżam wreszcie pod jedną z chmur, i dopada mnie deszcz. Na szczęście
przelotny, 15 minut, przeczekałem pod dachem. Gdy pogoda stabilizuje się jadę
dalej. Przed Chochołowem ciekawostka – mini elektrownia wodna na Czarnym
Dunajcu. Pierwszy raz ją widzę. Woda spiętrzona jest tu w małym kanale, i wpada
poprzez kraty do budyneczku, z którego dobiega buczenie, zapewne turbin. Mijam
pełen drewnianych chat Chochołów, jeszcze tylko Witów i jestem u celu. Oczywiście
z prawej, znad SK znowu coś nadciąga i grzmi. Do Zako docieram jednak suchy. W
sumie to marzę tylko o jednym – żeby coś opierdolić :) Dla odmiany bar mleczny
zamiast kebeba. Schabowy zestaw 30zł, kompot 6zł?! No to nie są raczej ceny jak
w barze mlecznym. Dla porównania w Mszanie D. jest restauracja (nie bar mleczny z dofinansowaniem) gdzie za 20zł jest schabowy + rosół, i kelnerka przynosi jedzenie do stolika a nie wydają z lady i wrzeszczą przez głośnik "NUMER XX!!!". Ale mniejsza o to. Pieniądze się nie zgadzają ale kalorie już tak :) Przejazdem coś tam zwiedzam i muszę wracać, bo 17ta, tak żeby
w domu być koło 1szej (yhy). Pogoda stabilizuje się chyba na dobre. Z
obserwacji nieba oraz map burzowych wynika że wszystko co najgorsze poszło dalej na
północ, nad Kraków. A kolejne co naciera z południa jest hen daleko, na
Węgrzech. Jest chłodno, rześko i przyjemnie. Do N. Targu jadę bocznymi drogami,
to z jednej, to z drugiej strony Zakopianki. Zahaczam luknąć na odwiert gejotermalny w Szaflarach. N. Targ, kawałek niestety trzeba krajową szosą, do
Klikuszowej. Wciągam podjazd na przeł. Sieniawską, ostatni rzut oka na panoramę Tatr. Z górki na pazurki, Sianiawa, Raba Wyżna, Rabka, zapada zmrok. Wciągnął
bym coś jeszcze dobrego ale może dotrwam do Mszany, wszak ciągle jest w dół. W
Mszanie kebab 24/h :) Skoro „mały kebab” jest taki duży to ciekawe jak duży
jest duży… Trzeba jeszcze wymęczyć pozostałe 50km do Krk. Chłodek już niezły, 8
stopni a ja mam tylko krótkie spodenki. Jakoś to idzie, dwa podjazdy, przeł.
Wielkie Drogi, długa prosta w dół do Dobczyc. Ratunkowa kapsułka kofeiny żeby
nie usnąć. Wystarcza, usnąłem dopiero w domu. Dowlokłem się przed 2gą w nocy :)
Udana wycieczka, nóżki
poczuły, zapowiadany burzowy armageddon jakoś mnie ominął, testy nowego
licznika marki „ BICYCLE COMPUTER” przebiegły pomyślnie. Skusił mnie ceną, 49zł
za licznik z podświetleniem.
https://photos.app.goo.gl/NNVkfEXj9AnqUWje6
https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/map-may-26-2024-edf0320?u=m&sh=qek9hh
6.45 - 1.50
Kategoria > km 200-249