TTT!!!
d a n e w y j a z d u
112.69 km
28.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czołg
https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/map-may-14-2024-d07e70e?u=m&sh=qek9hh
https://photos.app.goo.gl/28qX24brP2Ga23de7
Tak mnie kusiło żeby w
majówkę zaatakować jeszcze jakieś górki, mam na myśli górki na MTB. Wzułem
zatem Dziadkowi Cube'owi terenowe laczki 2,2”. Właściwie myślałem bardziej o
Lubomirze, niż o Turbaczu. Bo po pierwsze na początku maja wysoko w górach jeszcze
może być błoto (śnieg?). A po drugie to Turbacz to raczej pociągiem bym wolał
podjechać. A w majówkę nawet nie ma sensu patrzeć na pociągi bo wszystko nabite
po dach pewnie.
Ale wstałem w sobotę rano, wszedłem tak z głupa na rozkład PKP,
i... I…! 10.20 expres (Wawa-) Krk - N. Targ (-Zakopane), zapełniony może w 20%!
Bilet 55zł, ujdzie. Kupuję przez net bilet, wciągam parówy i jadę na dworzec!!!
Krk Główny rzecz jasna, bo to express. Pociąg faktycznie puściutki. Lokuję się
w wagonie wraz z kilkoma innymi bikerkami/bikerami. Jedna Pani nieźle zakręcona
;) Jak pociąg ruszył zorientowała się zamiast do Krzeszowic czy tam innych
Katowic jedzie do Nowego Targu :D Inne rowerzystki ją pocieszały że tam też
jest gdzie pojeździć, tylko górek więcej ;) Temp. na zewnątrz 27'C, tako rzecze
wyświetlacz w pociągu. W New Targu planowo, o 12.20. Zanim zaatakuję Króla
Gorców, atakuję Decathlon. Gdyż nie mam rezerwy (dętki), ino łatki, a trochu
strach tak jechać. Plan podjazdu ułożyłem w pociągu: zamiast jak zwykle żółtym
pieszym lub czerwonym rowerowym z N. Targu, znalazłem opcję którą jeszcze nie
jechałem. Czarny rowerowy z Waksmundu (pierwsza wieś na wschód od miasta).
Opisany również jako Turbacz Time Trial. Wyścig taki, uphill jest tam ponoć organizowany.
Obieram zatem ścieżkę Velo Dunajec, i raz dwa jestem w Waksmundzie. Przejeżdżam
most na Dunajcu, i asfaltową ścianką wdrapuję się na jeden z Gorczańskich
grzbietów. Za plecami fe-no-me-nal-ne widoki na Tatry, jez. Czorsztyńkie, oraz
panorama New Targu. Asfalt kończy się, na postoju spuszczam zatem nieco
atmosfer z 29” kiszek, i zaczynam terenowy podjazd. Leśna ubita droga,
nachylenia rozsądne. Warunki super - błota praktycznie brak, rower cały w
suchym pyle. Szlak bardzo przystępny, niemal całość w siodle. Nie tylko wielki
SUV Mercedesa, ale nawet Pasek kombi się wdrapał tutaj całkiem wysoko, do
jakichś domków letniskowych. Szlak ostro skręca w prawo, znaczy to że zdobyłem
przeł. Czarnotówkę. Postanawiam także wjechać na szczyt po lewej o takiej samej
nazwie – Czarnotówka, 766m. n.p.m. No tak bardziej wprowadzić, niż wjechać ;) Mijam
dwie szerokachne szutrowe autostrady, na których widzę ostatnie nie terenowe
auta. Potem to już tylko jeden Land Rover mnie minie (chyba dostawa na Turbacz).
Szlak ma pewne nieoznaczone rozwidlenia, ale one i tak łączą się, nie sposób
zabłądzić. Na wys. ~1000 m n.p.m. zupełnie inny krajobraz niż w dolinach:
drzewa liściaste (głównie buki) – zupełnie bez liści!!! No w Górach przyroda
później budzi się do życia. No i myślałem że będzie tak jak zawsze: leniwa
wspinaczka, z co chwila pauzami nie wiadomo po co i na co. Żeby tylko pod byle
pretekstem coś opierdolić, czegoś się napić, zrobić zdjęcia buków bez liści
etc… Aż tu w połowie podjazdu natrafiłem na pewną Panią. Opaloną, umięśnioną
sportsmenkę, tak po 40-ce. Ale to można było zobaczyć tylko po twarzy, nie
patrząc na twarz to można byłoby dać Jej i 20 lat ;) Na „zwykłym” tj.
nieelektrycznym bicyklu. Przywitałem się jak wypada, wyprzedziłem. I zaczął się
prawdziwy TURBACZ TIME TRIAL!!! Nigdy nie sądziłem że dam radę tak szybko
jechać szlakiem pod górę. Kilka razy zamienialiśmy się pozycjami (jakkolwiek
dwuznacznie by to nie brzmiało). Doping widowni też mieliśmy :) takie czasy, że
jak ktoś jedzie na Turbacz na nieelektryku, to uważany jest za prawdziwego
twardziela. Przez te zawody fotek z drugiej połowy podjazdu brak, jest już tylko
spod Turbacza. Ja byłem w gorszej sytuacji, bo przegrać z kobietą trochu wstyd.
No i… nadludzkim wysiłkiem, na granicy zapaści sercowo – naczyniowej, ale
wyścig ten wygrałem :) Zameldowałem się pod schroniskiem jakąś minutę przed
Przeciwniczką. Ale nie wiem czy to się liczy, takie zwycięstwo w pojedynku z
kobietą. Z drugiej strony, na moją obronę mam to, że ja byłem w ciąży
(spożywczej), a ona nie. Oraz jej wypasiony Spec z Foxem w kolorze Bianchi (?!)
ważył pewnie z bidonem max 12kg.A mój Czołg z bagażem ponad 20kg pewnie. Mniejsza
o to. Jak tylko wróciłem do świata żywych, od razu pognałem do schroniska zamówić
naleśniczki i piwko. Lub raczej piwko i naleśniczki. Tłum ludzi, nigdy nie
widziałem aż takiej frekwencji. Jest nawet +- ośmiolatek na małym rowerku
(non-electric!) Piwo w plastikowym „kuflu” co to za zmiana?! Nacieszyłem się
jeszcze chwilą w tym pięknym miejscu, i zaatakowałem sam szczyt Turbacza, 5
minut jazdy. Wszystko podjechane/zjechane :) Fotka pod obeliskiem i trzeba
wracać. Na razie czerwonym szlakiem, a potem się zobaczy. Najbardziej błotnistą
kamienistą rynnę sprowadzam, bo prawie wyglebiłem. A tu mija mnie wycinak który
tą rynnę atakuje w siodle pod górę… Jedzie na zwykłym rowerze a ciągnie jakby
jechał na elektryku :D Na rozstaju za Obidowcem zastanawiam się nad dalszą
drogą. Do Rabki za późno jechać, jest 17.30. Skręcam w Kopaną Drogę (jak nigdy
sucha, nie błotnista!) i zielonym obok wyciągów (Tobołów/Tobołczyk). Na
rozstaju turystka pyta mnie o najlepszy szlak na dół, do Koninek. Szuka szlaku w
górach za pomocą nawigacji Google :D Powodzenia :D Zerkam na mapę Compassu, i
tłumaczę co i jak. IMO Compass Uber alles jak chodzi o mapy Beskidów. Sam na
rozstaju obieram sprawdzony, czerwony rowerowy w prawo. Raz, w jesieni ub. roku
wybrałem czerwony w lewo, i to był gorszy wybór. Wytłukło mnie tam porządnie na
drodze wybrukowanej otoczakami. Zasuwam szybko w dół szutrówką, i lekko tylko
wytrzęsiony, raz dwa jestem przy ośrodkach wczasowych w Koninkach. Stamtąd
szybko lecę asfaltem w dół do Mszany. Tu ciekawa sytuacja – jakiś wielki
ptaszor leci tuż moim łbem. No dosłownie z pół metra od kasku! Myślałem że to
jakiś jaszczomp chce upolować takiego dorodnego grubaska. Gdy ptaszor odleciał
trochę dalej, i usiadł na słupie zobaczyłem że jest to wielka, NIEBIESKA PAPUGA.
Naprawdę, ja tylko jedno piwko wypiłem na Turbaczu, nic więcej! Może to dowód na
globalne ocieplenie, że takie afrykańskie gatunki osiedlają się w Gorcach?! W
Mszanie wciągam super kebsa, dobijam brakujące atmosferki do opon, i toczę się
powoli do domu. Na podjeździe na przeł. Wielkie Drogi, po zmroku, wyprzedzają
mnie… trzy malczany, 126p, jeden za drugim… Tego już za wiele. Brakuje w nich
tylko niebieskich papug za kierownicą. Po solidnie przejeżdżonej po górach
majówce noga podaje, tak że sprawnie wciągam ostatnie dzielące mnie od domu
kilkadziesiąt km asfaltu. Urozmaicam sobie nieco powrót, i w Wieliczce zjeżdżam
w dół, stromą (maxy pod 20%!) brukowaną uliczką M. Kopernika. Na szosce
niewykonalne, brakło by hamulców. Na MTB z 2x BB7 się da. W domu koło północy.
Udana wycieczka, Turbaczyk
wszedł pięknie. A ten wyścig na podjeździe, co za emocje!
Kategoria > km 100-149, Terenowo