Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Eliaszówka

d a n e w y j a z d u 78.92 km 18.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czołg
Piątek, 29 września 2023 | dodano: 30.09.2023



https://photos.app.goo.gl/ZWVd9KVi1kq7mM9r8

https://www.alltrails.com/pl-pl/explore/map/29-09-2023-eliaszowka-766e428?u=m&sh=qek9hh

Tak więc dziś osiągnąłem nieco lepszy bilans "wycieczki MTB": na 79km trasy terenu wyszło 18km :) A było to tak:
Kolejne potężne uderzenie lata pod koniec września postanowiłem wykorzystać na kolejny terenowy trip. Wahałem się pomiędzy:
- klasyk, tj. Turbaczyk i piwko/naleśniczki w schronisku
- klasyk light, czyli Lubomir
- nowości w B. Wyspowym, np. Pasierbiecka Góra i okolice
- nowości w B. Sądeckim – Eliaszówka, która chodziła mi po głowie od dawna.

Tak właściwie decyzję podjąłem rano przed wyjazdem. Stanęło na Eliaszówce. Pędem do Bieżanowa na pociąg. Odjazd 7.59. Tym razem nie było problemu z przepełnieniem składu bikerami, nie było zamieszek, gróźb i bójek ;) Mogę zatem spokojnie obadać na telefonie przebieg trasy. Start w Piwnicznej. Stamtąd przejazd bardzo zachęcająco wyglądającymi na mapie szlakami przez Eliaszówkę, Obidzę, przeł. Rozdziela. I tu albo zjazd do Jaworek, albo… dalej bardzo kuszącym szlakiem niebieskim, przez Wysokie Skałki aż do Szczawnicy. A szlaki te bardzo fajnie wyglądają na mapie, gdyż raz nabiera się wysokości i potem leci grzbietem, 800, 1000, 900m n.p.m. itp. Bez jakichś karkołomnych wspinaczek jak ostatnio na Lubogoszcz ;) Za Sączem wsiada wycieczka kilku starszych, wesołych Panów na elektrykach. Jak to mężczyźni, dyskutują o różnych technicznych rozwiązaniach zastosowanych w ich elektrycznych bicyklach. W Piwnicznej o 11tej. Przed wjazdem na szlak wciągam burgera/frytki. I odnajduję szlak zielony, i idący równolegle z nim niebieski rowerowy. Właściwie to trzymał się będę oznaczeń szlaku zielonego pieszego, bo te niebieskie rowerki to namalowane są na drzewach bardzo rzadko, słabe oznakowanie… Początek to wypych stromą ścieżką, a potem zaczyna się podjazd nowiutką gładziutką BETONOWĄ drogą prowadzącą do wysoko położonych przysiółków Szczawnicy. Nachylenia potężne, a z nieba leje się żar. Pogoda jak w sierpniu :) Drzewa liściaste ciągle zielone, odsetek pożółtych liści oceniam na max 10% !!! Nie tylko z pogodą coś mi nie gra. Słabo mi idzie ten podjazd. Chyba coś mnie bierze, osłabienie, głowa pobolewa. No to nie wróży dobrze na dalszy przebieg trasy. Staram się tym nie przejmować, po prostu częściej niż zwykle odpoczywam. Za plecami piękne widoki na dolinę Popradu i Piwniczną. Betonowa tafla kończy się, zaczynają betonowe płytki z dziurkami. Ostatnie domostwa, zamieniam kilka słów z tubylcami, i wreszcie wjeżdżam na szlak. Póki co w miarę płasko, lekko i przyjemnie. Są dwa cięższe fragmenty ze stromym wypychem a nawet schodkami, Pan z wioski mnie o tym przestrzegał. W końcu pomiędzy drzewami dostrzegam potężną sylwetkę wieży widokowej. Eliaszówka zdobyta! Jest godz. 14ta, czyli tempo takie sobie ;) Wchodzę oczywiście na szczyt. Nie jestem pewien co obejmuje panorama i nie chce mi się sprawdzać, ale wydaje mi się że ta ściana gór na horyzoncie to pasmo Jaworzyny Krynickiej. Dalej zielonym, kierunek: Obidza. Sporo w dół, ze 100m do wytracenia. Wszystko w siodle :) Była jedna prawie gleba w błocie. Tzn. rower wyglebił, ale ja nie, bo udało mi się zeskoczyć :D Zaraz jest znajoma mi dobrze przełęcz. Mijanka z szosowcem ;) Na Obidzę też prowadzi gładka (acz stroma) betonowa tafla drogi. Zamiast jak ostatnio czerwonym, skręt w lewo w niebieski. Zapomniałem dodać, ale szlak cały czas biegnie granicą PL/SK. Co kawałek granica oznaczona jest solidnymi betonowymi słupkami. Po jednej stronie literki P, po drugiej S, i kilometry. Słupki raz po prawej, raz po lewej stronie drogi, tak że trochę po Słowacji dziś pojeździłem :) Po drodze mijam zapewne jakieś mniej ważne szczyty, potem sprawdzę jakie. Szlak biegnie raz lasem, raz w Słońcu. Oprócz drzew iglastych, sporo mocno powykręcanej trudami górskich wichrów karpackiej buczyny. Mijam dwóch panów po 50ce, na nieelektrycznych lowelkach, pchających pod górę. Sza-cu-nek. (Ja też bym pchał). W końcu wyłania się wielka hala. Szybki zjazd po trawie. A raczej slalom między minami, tj. krowimi plackami :D Przełęcz Rozdziela. Lub jak kto woli „Sedlo Rozdiel”. I tu niby miałem jechać dalej, przez Wysokie Skałki, do Szczawnicy. Ale czas na obiektywne rozeznanie sytuacji, a nie myślenie życzeniowe. Dochodzi 16ta. A tu do pokonania mam drugi taki kawał szlaku, jak do tej pory. Być może trudniejszy, bo szlak rowerowy kończy się, a dalej idzie tylko pieszy. Przed oczami właśnie mam stromy podjazd wypych na Wierchliczkę. Zachód Słońca przed 19tą. Jestem na Słowackiej granicy, 120km od Krakowa, lekko osłabiony przez kowida czy inną grypę. Nie, to się nie uda. Zawrotka, i skręcam w żółty szlak do Jaworek. Piękny, szybki zjazd po łące. Raz, dwa, i jestem w Dolinie Białej Wody. Pierwszy raz życiu. Kułwa jak tu pięknie! Warto było skrócić. Szutrowa droga biegnie doliną potoku, co kawałek mostki i brody, przejazdy po betonowych płytach. Wybieram te drugie, żeby opłukać oponki z błota. Po obu stronach, nie wysokie, ale malownicze skały, skalne urwiska. No super. Akurat jest MOP (miejsce obsługi pedalarzy). Dużą pumpą dobijam niewielkim wysiłkiem brakujące atmosfery do opon. Te które upuściłem wjeżdżając na szlak. Terenowe opony już tak fajnie nie gwiżdżą na asfalcie, ale za to jedzie się dużo lżej. W centrum Szczawnicy wciągam tam gdzie ostatnio koryto kapsalona. A w telefonie mam już zakupiony bilecik na pociąg :) Regio ze Starego Sącza o 19.58. Nie. Nie chce mi się nawijać ponad 100km asfaltu po górach, na terenowych oponach, z osłabieniem, i z inwersjami: w miarę ciepło na górze, w dolinach zjazd w zimnicę. To by mogło nie skończyć się dobrze. Pozostaje 40km asfaltu, po płaskim. W sam raz. Mijam Krościenko, i zapadającym zmroku i chłodzie toczę się do Sącza. Mijam tych samych dwóch Panów których widziałem na szlaku, jadą w kierunku przeciwnym. Czuć zapach jesieni. Mam na myśli zapach cuchnącego, siwego, ciężkiego dymu z domowych kominów. Płożącego się nisko nad ziemią, a pochodzącego zapewne ze spalania starej sklejki, polakierowanych sztachet płotu czy zużytych pampersów małego bąbelka. Nic śmiesznego w sumie. Tylmanowa, Zabrzeż, Łącko, Gołkowice. Stary Sącz, stare śmieci. Tj. miasto dobrze znane z moich pierwszych tras sprzed 10 lat, z pierwszych podbojów Gór, pierwszych wjazdów na Przehybę ;) Jestem 40 minut przed odjazdem, tak że zdążam jeszcze zakupić lody i Gripex Control. Oraz posłuchać na ławeczce koncerciku, śpiewają Budkę Suflera. „Nie wierz nigdy kobiecie…” Nie muszę wierzyć, bo póki co nie mam kobiety. Podróż pociągiem bez przygód, pociąg prawie pusty. Wysiadam w Krakowie-Bieżanowie, w domu 23.35. Ten pociąg to był świetny pomysł, bo w Krakowie zimnawo. Nawet wolę nie myśleć że dochodzi północ a ja może dojeżdżam na rowerze do Dobczyc. A może jestem dopiero w Kasinie, i żłopię zimnego energola na Slovnafcie, żeby nabrać sił na podjazd…

Górskie plany i ambicje zrealizowane tym razem w 50%, czyli w sumie nie tak źle. W czasie ostatniej wycieczki w Sądecki zrealizowane były tylko w 25%. Szlak re-we-lac-ja! Na pewno tu wrócę. Bardzo przystępny, bardzo rowerowy. Nabiera się dużo wysokości po betonie, a potem płynie granią. Gładka, płynna jazda, ale trochę urozmaiceń: stromizn, kamieni, korzeni, wiecznych kałuż też jest :)

Zaliczone szczyty:
Eliaszówka 1023
Przeł. Obidza 930
Syhła 935
Hurcałki 938
Szczob 920
Przeł. Rozdziela 802

7.35 - 23.35


Kategoria > km 050-099, Powrót pociągiem, Terenowo


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zwina
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]