Częstochowa
d a n e w y j a z d u
183.62 km
0.00 km teren
09:56 h
Pr.śr.:18.49 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1281 m
Kalorie: kcal
Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
https://photos.app.goo.gl/gDD3HeA2H1K4PgfZ6
Celem na drugi w tym roku, nienajgorzej zapowiadający się
pogodowo weekend było Opole. Opole, ponieważ nienajgorzej pogodowo zapowiadała
się południowa część Polski. Na wschodzie byłem tydzień temu, więc teraz
wypadało by na zachód. A na zachodzie, w odległości akuratnej na jednodniową
traskę (200km) jest Opole. Jak widać po tytule wyszło inaczej, a stało się to
tak:
Wyjazd chwila przed 7. Sobotni poranek jest lekko mroźny, co
widać po przybielonych szronem drzewach i trawie. A czuć po szczypaniu w
palcach rąk i stóp. Przejeżdżam szybko przez miasto, a śniadanie w postaci buły
z wędliną wciągam na przystanku zaraz za węzłem w Modlniczce. Im dalej za
miasto tym więcej oznak zimy. Nieciągła śnieżna skorupa pokrywa pola, głównie
północne stoki wzgórz. A ciągła pokrywa śnieżna wypełnia szczelnie każdy
większy lasek. O, na przykład taki, przed Trzebinią. Na rynku w Trzebini
pauza, kolejna na placu w Chrzanowie. Wahałem się czy jechać przez plac czy
przez rynek, na szczęście podjąłem dobrą decyzję. Udekorowany biało-czerwoną
flagą postument jednego z moich ulubionych pomników nie jest codziennym
widokiem. Jednego z moich ulubionych, bo w moim prywatnym rankingu imponujących
pomników ten jest ścisłej czołówce. Pomimo że nie ma on jakichś gartantuicznych
rozmiarów i jest prosty w formie. To jednak jest w nim jakaś taka wielka duma i
moc, a jego otoczenie – blokowiska – potęgują ten efekt. Następne miasto na
trasie to Jaworzno. Pełne nie do końca potrzebnych i przemyślanych, ale jednak
trzymających jako-taki poziom ścieżek rowerowych. Tzn. da się nie zabić jeżdżąc
po tym. Od niedawna stałym elementem panoramy miasta jest wielka, niemal 200-m chłodnia kominowa elektrowni. Druga największa w Polsce!Robi wrażenie. Teraz zawsze zamiast wyjeżdżać
główną szosą, z Jaworzna wyjeżdżam boczniejszą drogą przez las, aby obejrzeć ją
z bliska. Kawałek na nielegalu (zakaz na DK) i są Mysłowice. Właściwy początek
górnośląskiej konurbacji, to tu dopiero to wszystko się zaczyna. Wszystko czyli
cały ten klimacik, zniszczone pojedyncze torowiska, po których leniwie toczą
się jedno wagonowe tramwajki. Co i rusz takiej czy innej konstrukcji szyb
kopalniany, niestety większość nieczynna. Charakterystyczne budownictwo:
pokryte czarnym wieloletnim brudem mini ceglane bloczki, familoki po
ichniejszemu. Plątanina torowisk kolejowych i pobazgranych grafitti wiaduktów.
Cały ten bałagan i nieład GOPu, który tak bardzo mi się podoba :) Na takich
właśnie rozkminkach o bliskim (80km od Krk) a jakże odmiennym świecie mijają mi
kilometry. Jedną rzecz za to mamy wspólną – smog ;) Bo dzisiaj tak trochę
ekhem, mgliście jakoś ;) Gryzę więc dokładnie i przeżuwam powietrze, tak
smakuje o wiele lepiej. W Katowicach jestem koło południa. Katowice to
wyróżniające spośród tego śląskiego bytu miasto – wszystko bardziej zadbane,
sporo wysokich budynków, nowych inwestycji, ogólnie taka jakby wyspa nowoczesności i rozmachu, w tym morzu śląskiego, zniszczonego, przemysłowego
świata. W odrestaurowanym centrum Kato wciągam drugą i zarazem ostatniąbułę. Zostanie mi już sam słodki prowiant. Po
drodze komiczny widok: koleś sportowo ubrany, na niezłym MTB w spdach, ogólnie
pros lub raczej kreujący się na prosa. Z tym że jest jedno ale: to jest e-MTB
:D Chyba wiem czemu w kominiarce jechał: żeby nikt go nie poznał. Ma chłop
rację, też bym się wstydził ;) W międzyczasie ociepliło się rzecz jasna, jest
te kilka stopni na plusie. Ale też włączył się południowy wiatr, który
przypieczętował decyzję o zmianie trasy. Niesprzyjający, niezgodny z kierunkiem
mojej trasy kierunek ruchu mas powietrza to jedno. Drugie to niezgrany z moją
niewielką prędkością przemieszczania się odjazd pociągu z Opola. Przed 20. Albo
nie zdążę albo wpadnę do pociągu z jęzorem na wierzchu. Ja tak nie lubię. W
Bytomiu podejmuję ostateczną decyzję: Cz-wa. Cztery razy na tak:
- wiatr w plecy
- 20km bliżej
- pociąg godzinę później
- dawno nie byłem pod Jasną Górą.
Z Bytomia uderzam więc zamiast Pyskowic, na Tarnowskie Góry.
Faktycznie coś jest w tej nazwie, było tu troszkę pod górkę. Zanim opuszczę GOP
zwrócę tylko uwagę na inną charakterystyczną rzecz dziś: czy na Śląsku istnieje
coś takiego jakoś zimowe utrzymanie chodników? Czy tylko jezdnie tam
odśnieżają? Takich widoczków widziałem dziś mnóstwo. Do centrum T. Gór nie
zajeżdżam, innym razem. Miasto okalam obwodnicą i obieram DW908, która prosto
jak po sznurku zaprowadzi mnie do Częstochowy. Wiatr pokazuje co potrafi,
większość km będę jechał na wspomaganiu. Po drodze dużo leśnych odcinków. W
Miasteczku Śląskim fotka centrum i jakiejś fabryki (huta cynku – teraz widzę na mapie).
Samo zdrowie sąsiedztwo takiego zakładu ;) Ale nie to jest w Miasteczku Śląskim
najgorsze. Najgorsze jest TO. Wierzcie lub nie ale kawałek wcześniej ów
rozmiękły, bagnisty twór z odciśniętymi oponami traktora oznaczony był znakiem
„Droga dla rowerów”. Ok, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Na przykład do
pauzy na zaśnieżonym, leśnym parkingu. Jest on jednocześnie takim „punktem
widokowym” na pięknie meandrujący między drzewami leśny strumień. Wedle instrukcji
na etykiecie schładzam tutaj napój ;). Przyglądam się też śladom jakiejś
zwierzyny. Jeden trop był naprawdę dziwny. Zobaczcie zresztą sami. Powoli
zapada zmrok, z parkingu wyruszam z włączonymi lampkami. Kawałek dalej leśne
odcinki kończą się a zaczynają otwarte, pagórkowate przestrzenie Jury. Śmigła
wiatraków wirowały tak szybko, że aparatowi w telefonie rozdwajały, roztrajały
się końcówki łopat. W Cz-wie o 18.30. Tzn. o tej godzinie osiągam tablicę z
nazwą miasta, bo do centrum z 10km. Tu też nie tylko zasyfione chodniki i
ścieżki rowerowe, ale również główna, reprezentacyjna aleja… Mniejsza o to,
widocznie tak musi być. Powoli turlam się omijając slalomem śliskie placki
zlodowaciałego śniegu ku imponująco podświetlonej wieży Jasnej Góry. Na biało
czerwono podświetlonej. Naprawdę pięknie to wygląda. Robię pamiątkową fotkę.
Temat modlitwy, wiary itp. to moja prywatna sprawa więc nie powiem czy, a jeśli
tak, to o co się pomodliłem ;). Do odjazdu ponad godzina. Wydaje się dużo, pozwalam
sobie więc na małą pętelkę. Gdy przypomniałem sobie że jestem głodny i
wciągnąłbym coś ciepłego, jest już tylko 30-40 minut. I właśnie zauważam kapcia
na tylnym kole. Tzn. powietrze jest, ale mało. Ok, mam dość. Ostatnie kilkaset
metrów do stacji z buta. Nie chce mi się z tym teraz bawić. Na dworcu bar już
zamknięty. Automaty są, ale tylko z napojami. Gorącymi napojami. Dobre i co,
wciągam barszczyk, herbatkę, plus ciastka które mi zostały i usadawiam się w
pociągu. Komfortowy, pustawy, wagonowy IC, z wi-fi i przedziałem rowerowym. Do
Krakowa raptem 1,5h jazdy. Szkoda, takim to mógłbym całą noc jechać :) W
Krakowie przed 23. Jednokrotne dorzucenie atmosfer do tylnego koła wystarczyło
aby doturlikać się do domu.
Udana wycieczka, Częstochowa to sam raz cel na lutową jednodniówkę.
6.55 - 23.20
2,55l (w tym 0,5l energetyka)
Kategoria Zimowo, Powrót pociągiem, > km 150-199, ^ UP 1000-1499m