Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Rzeszów

d a n e w y j a z d u 207.37 km 2.00 km teren 12:25 h Pr.śr.:16.70 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1500 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Sobota, 25 listopada 2017 | dodano: 26.11.2017





Na sobotę zapowiadali ładną pogodę, zwłaszcza na południowym wschodzie (+14 nawet miało tam być). Kierunek trasy nasunął się więc sam: Tarnów, Rzeszów a może i Przemyśl.

Wyjazd standardowo o północy. Jest dość ciepło, w Wieliczce musiałem się przebrać (wziąłem 3 kurtki: cienką, grubą i przeciwdeszczową, z których wykorzystałem tylko tą pierwszą). Przy okazji uwieczniłem wreszcie za zdjęciu ciekawostkę, która stoi tam od lat: znak z oznaczeniami starej „czwórki”. Ów droga (dziś 94ka) zaprowadzi mnie do Rzeszowa. Kilka stopni na plusie, jazda lekko pagórkowatą, pustą o tej porze dnia nocy krajówką mija więc bardzo przyjemnie. Lada moment jestem w Bochni a chwilę potem w Brzesku. Na rynku ciekawostka przyrodnicza: drzewka z żywo zielonymi liści pod koniec listopada?! Na pewno nie jest to rodzimy gatunek. W Wojniczu ciemno, cicho, pusto i głucho. W Tarnowie podobnie, na sennym rynku poza mną nie ma chyba nikogo, nie to co w Krakowie, ten żyje non stop. Chwilę odpocząłem, coś tam zjadłem i na wylocie z miasta wita mnie wschód Słońca. Po drodze robię zdjęcia co ciekawszych obiektów typu: malutka huta szkła, skład opon czy całkiem spory silniczek. Listopadowy ranek jest słoneczny i pogodny. Bardzo przyjemne jak na późną jesień warunki nieco psuje silny i zimny południowy wiatr, który włącza się kawałek za Tarnowem. W połączeniu z brakiem sensownych połączeń kolejowych (pociąg o 4.30…) stawia on pod znakiem zapytania plany dotarcia do Przemyśla. Pewnie skończy się na Rzeszowie, myślę sobie (nie myliłem się). Póki co jadę jednak dalej i zwiedzam przejazdem centra (ryneczki, placyki itp.) wszystkich mijanych miasteczek. Pilzno, Dębica, Ropczyce, Sędziszów Małopolski. Cztery dokładnie są między Tarnowem a Rzeszowem. W dwóch z nich (nie pamiętam już w których) małe zakupy a między trzecim a czwartym rzecz nieco ciekawsza: (czynny) odwiert ropy naftowej. Dłuższą chwilę wgapiam się w tą hipnotyzującą pracę pompy ;) Po czym robię jeszcze małą sesję zdjęciową z wielką radziecką maszyną nieznanego mi przeznaczenia (wyciągarką czegoś tam pewnie). Ruszam dalej, im bardziej na wschód tym mocniej wieje. Co silniejsze podmuchy wiatru zaburzają mój tor jazdy znosząc mnie nieco ku osi jezdni, trzeba uważać. Im dalej tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu że dziś skończymy na Rzeszowie. Na przydrożnych przystankach przyglądam się różnym ciekawostkom (pisałem już kiedyś, że bardzo ciekawe rzeczy można tam znaleźć). Tym razem zainteresował mnie ten napis. Do Rzeszowa docieram chwilę przed 14tą. Za wcześnie by od razu wracać (o Przemyślu już dawno nie myślę). Odszukuję interesujący mnie pociąg: 17.50, ostatni Regio do Krakowa, potem już tylko IC. Mam więc niemal 4 godziny na zwiedzanie miasta. Zwiedzam więc. Pomijając rzecz tak oczywistą jak Wielka Cipa (być w Rzeszowie i zobaczyć Wielkiej Cipy to nie być w Rzeszowie) zaliczam też rynek. Potem ładnymi bulwarami Wisłoku (po drodze gejowska kładka) docieram na północny skraj centrum Rzeszowa. Gdy się kończą przejeżdżam na drugą stronę rzeki i skręcam w uliczkę która okazuje się być ślepa. Jest za to ścieżka. Początkowo prowadzi ona przez jakiś sad (?). W każdym razie drzewa rosną w równiutkich rzędach. Potem jakieś chaszcze, klimatyczna kładka nad Wisłokiem, między rurami magistrali CO. Torowiska kolejowe, działki, rozmoknięte drogi (a rower świeżo wymyty :D) itp. itd. Wreszcie wydostaję się z tego bagna i wyglądającym na nowo wybudowanym, okazałym mostem na powstającej północnej obwodnicy miasta przedostaję się na zachodnią jego stronę. Potem znowu po bulwarach (robi się ciemno), w te i we wte. Na północ leciało się pięknie, na południe wiatr mocno hamował. Potem tu i tam, tam i tu, i na dworzec. Zapiekanka, bilety i do domu. Podróż pociągiem minęła bardzo przyjemnie. Nie mogła inaczej bo jechałem jednym z najwygodniejszych pojazdów szynowych – starym dobrym „kiblem”. Te nowoczesne Pesy, Sresy i inne Impulsy do pięt mu nie dorastają. Jedyna wada to brak wifi/gniazdek ale chyba nie po to jeździ się pociągami żeby na fejsie siedzieć (którego i tak nie używam). W Krakowie mała dokrętka i akurat gdy zaczyna padać dojeżdżam do domu, koło 22giej.

Udana wycieczka, jak na koniec listopada pogoda jak i dystans zupełnie ok. Lajtowe zwiedzanie Rzeszowa było zdecydowanie lepszym pomysłem niż orka pod wiatr do Przemyśla i czekanie w nocy kilka godzin na pociąg. Czasem trzeba wiedzieć kiedy odpuścić (miewam z tym problemy ;) ). Rzeszów wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, nie taki skansen jak Kraków. Pomimo że miasto zupełnie innej wielkości to jakoś tak z rozmachem bardziej.

Opis krótki bo i trasa nie za długa. Bliźniaczo podobna do tej sprzed roku, też z końca listopada

Reszta zdjęć: https://photos.app.goo.gl/eDaDSCRLBBwVqSyy2

00.30 - 21.55
2,7l
4 bułki z pasztetem, 4 banany, 1 zapiekanka, 0,5kg wafelków, duże delicje, 1 x 7days, paczka słonych ciasteczek


Kategoria ^ UP 1500-1999m, > km 200-249, Powrót pociągiem, Terenowo


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nnejt
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]