Pidzej prowadzi tutaj blog rowerowy

Droga jest celem

Tarnów przez Słowację

d a n e w y j a z d u 284.98 km 0.00 km teren 13:43 h Pr.śr.:20.78 km/h Pr.max:67.00 km/h Temperatura:22.5 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2563 m Kalorie: kcal Rower:Nawijacz asfaltu/szlakopomykacz własnej roboty (archiwalny)
Niedziela, 2 lipca 2017 | dodano: 14.07.2017





Zaległa trasa do opisania. Opisuję zatem, póki coś jeszcze pamiętam:

Po raz któryś tam nie miałem żadnego pomysłu na trasę, a pogoda miała być trochę niepewna, tzn. może padać. Pomyślałem więc: gdzieś niedaleko.

Wyjazd jak zwykle chwilę po północy. Niewiele się zastanawiając poleciałem na południe, jak to zwykle gdy planem jest brak planu. W Wieliczce taki gorąc, że musiałem się rozebrać... Inaczej niż na krótko jechać się tej nocy nie dało. Standardowo: pierwsze śniadanie właśnie tu, drugie w Wiśniowej. Noc gwieździsta i ciepła (ale to już chyba pisałem). Kompletnie nie mam pomysłu co więcej dodać, po prostu odcinek do Kasiny minął szybko i przyjemnie, bardzo lubię tą drogę. Przejdźmy może dalej, do Mszany. Bo to tu na ławeczce w parku wpadłem na dalszy plan trasy: Zabrzeż, Stary Sącz, Piwniczna, Stara Lubovna i przez Leluchów do Polski. Na razie tyle. Jak pomyślałem tak też zrobiłem, skręcam w DW968. Wschód zaraz po wyjeździe z miasta. Podjazd na przeł. Przysłop wszedł (jak zwykle ostatnio) gładko. Na zjeździe w dolinę Kamienicy (też jak zwykle) trochę zmarzłem - 9 stopni było, najzimniej dziś. Krótkie pauzy: w Szczawie, Kamienicy (wsi) i nad Kamienicą (rzeką). Tak tylko żeby nie przelecieć przez te bardzo ładne przecież okolice. W Łącku już ciepło a im dalej tym bardziej przygrzewa. Po wyjeździe ze Starego Sącza natomiast coś co zaczyna niepokoić: chmury. I to raczej takie deszczowe. Na razie na północy. Ja jadę natomiast na południe, a tam błękitne niebo, więc może nie ma się co martwić na zapas. Lecimy więc zgodnie z planem na Piwniczną. Tam dłuższy odpoczynek bo i jest przed czym, przede mną podjazd na przełęcz Vabec. Wiadomo że nie jest to żadne ekstremum ale ciągnie się ten podjazd i ciągnie, bo Piwniczna leży w dolinie rzeki. Jest bardzo gorąco. Gdy zbliżam się do szczytu powoli zaczynam dostrzegać co się święci. A na szczycie widzę to "coś" już w całej okazałości: stalowo-szare, granatowe i innych groźnych barw chmurzyska, jak okiem sięgnąć, nad całą Słowacją :O (Coś tam widać na zdjęciach). Gdybym nie miał ubrań przeciwdeszczowych to chyba bym zawrócił... Ale miałem więc nie było wymówki, trzeba jechać ;) Zjazd do Starej Lubovni, długi, prosty - pokładałem w nim wielkie nadzieje na jakiś rekord prędkości. A tu lipa, ze 60-kilka było. Dziury, przeciwny chyba wiatr i przełożenie 40-11 nie pozwoliły na więcej. Czasem to mam ochotę na włożenie korby trekkingowej z blatem 48. W Lubovni o wpół do 12. Zdjęcia z miasta brak bo źle na nim wyszedłem - zapomniałem wciągnąć brzucha ;) W zastępstwie jest to z wielką zieloną butelką czegoś tam %-wego. Odsłuchawszy graną co godzinę na rynku ładną melodyjkę (w południe) ruszyłem dalej. A im dalej w las (w Słowację) tym bardziej chłodno i pochmurno. Widać zresztą na zdjęciach. Na szczęście wiatr mocno wspomagał więc leciało się pięknie. Coś tam nawet zaczęło kropić ale przestało. W Lubotinie (fajne wiadukty drogowe/kolejowe nad rzeką - zdjęcie) na rozstaju "krajówek" 68/77 skręcam w tę drugą. Kawałek dalej żegnam się z bardzo przyjemnymi na rower Słowackimi głównymi drogami i skręcam w nie mniej przyjemną boczną drogę na Leluchów. Po Słowacji w ogóle bardzo przyjemnie się jeździ, ruch w porównaniu do Polski zerowy a drogi szersze. Na granicy jestem przed 14tą. Dawne przejście graniczne w Leluchowie raczej obskurne, w porównaniu do tego w Korbielowie to już w ogóle. W Muszynie zaczęło już nie tyle kropić co trochę padać. Na szczęście po chwili przestało. Ułożony po drodze plan zakłada Krynicę, Krzyżówkę i sięga na razie do Grybowa, a potem się zobaczy. Fajny odcinek wzdłuż rzeki/torów i jest Krynica. A w niej jakiś festyn/impreza, nie pamiętam z jakiej okazji. W każdym razie wspomnienie jakiegoś ważnego Pana związanego z tymże miastem. Znowu zaczęło padać. Gdy przestało ruszyłem dalej. Podjazd na Krzyżówkę. Znowu pada, coraz mocniej. Do tego stopnia że na przełęczy schowałem się na przystanku i przebrałem w ciuchy przeciwdeszczowe. Pierwszy raz je zakładam więc z 15 minut zeszło na dopasowanie ubioru. Po czym ruszyłem w dół, na Grybów. Nie dalej jak po 5 minutach zjazdu przestało padać a i droga zrobiła się sucha... I to tyle by było z deszczu na dziś, to se przetestowałem ubranie ;) W każdym razie zjechałem w tym wdzianku do Grybowa (po drodze remont mostu) i tu je zdjąłem, żeby się nie zagotować. Bo wypogodziło się i coraz cieplej. Przeliczyłem czas / kilometry i wyszło mi że jadę do Tarnowa na pociąg, odjazd 21.20. Nie chce mi się setny raz wracać przez N. Sącz, Limanową i Gdów. A z kolei inną drogą wrócił bym do Krakowa koło 1-2 w nocy a jutro poniedziałek. Co do dalszej to w skrócie mogę tylko napisać że bardzo jestem zadowolony z tegorocznej formy :) I na tym może zakończmy co by nie popaść w jakiś samozachwyt ;) Bobowa, Ciężkowice, Gromnik, Tuchów. W Tarnowie na dworcu 50min przed odjazdem. Czasu a czasu. W Płaszowie o 22.30, w domu o 23ciej.

Udana wycieczka, pomimo niepewnej pogody udało się trochę pokręcić. To był dobry, rowerowy dzień :)

Zaliczone szczyty:
Przeł. Wierzbanowska 502
Przeł. Wielkie Drogi 562
Przeł. Przysłop Lubomierski 750
Sedlo Vabec 760
Vabec 690
Przeł. Krzyżówka 745

Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/p198ylaU2eG8gMf82

NACHY SREDN: 3%
NACHY MAX: 9%
WYSOK MAX: 731
0.10 - 23.00
3,25l
5 bułek z pasztetem, 5 bananów, 2 paczki delicji, 2 czekolady


Kategoria ^ UP 2500-2999m, > km 250-299, Powrót pociągiem


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ksree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]